Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-10-2016, 17:54   #25
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Czujna obserwacja okolicy na razie upewniała Erica w przekonaniu że nie byli śledzeni… na razie. Muzy póki co próbowały poprowadzić grupkę, ale kilkukrotnie wprowadzały w ślepe zaułki, które musiały powstać niedawno i nie zostały naniesione na mapy. Mimo to odległość w prostej linii powoli malała.
- Dlaczego w zasadzie to robisz? - mruknął w pewnym momencie Bill. - Skoro korpo się na ciebie wypięło, to po co to ciągnąć?
- To chyba zrozumiałe… Już wiem za wiele. Jestem potencjalnym zagrożeniem. Zbyt groźnym, by pozostawić żywym. Potrzebuję więc karty przetargowej. Wszyscy potrzebujemy.- wyjaśnił Smith.- Ktoś kto zadał sobie tyle trudu, by zatrzeć za sobą ślady… nie zostawia luźnych wątków. Ja bym nie zostawił na jego miejscu, a ty ?
Bill milczał przez moment.
- True… trochę się pogmatwało i nawet jak się wycofamy, będzie źle. Ja zaś to robię dla stołka kapitana… no i trochę dla Opal. Dziewczyna zdecydowanie wie jak się pchać w kłopoty.
- Stołka kapitana?...- zamyślił się Smith. On sam bowiem uważał że najmądrzejszą rzeczą jaką Bill mógłby w tej chwili zrobić, to wrócić do swego biurka, zamknąć teczkę sprawy Marka, oznaczyć pieczątką: “sprawa zamknięta”(sprawcy brak) i wrzucić do archiwum (metaforycznie oczywiście). I nigdy nie przyznawać się do jej prowadzenia. Jeśli Bill zachowa posadę i życie angażując się dalej w to śledztwo będzie mógł mówić o szczęściu. Eric nie wyczuwał zysku w tym śledztwie, a zwykle miał nosa do tego… tym razem ich dwójka grała o polisę ubezpieczeniową na dalsze życie.- Tak… miejmy nadzieję, że któreś z nas będzie wiedziało jak z tych kłopotów wybrnąć. Jestem o dwa wcielenia za stary by zaczynać nowe życie. No i jeszcze zostawiłem… mój mały skrawek Ziemi bez opieki.
- Ha! - parsknięcie śmiechu z syntezatora brzmiało komicznie. - Masz coś na Ziemi?
-Nie. Mam swój mały skrawek Ziemi, pochodzący z Ziemi. Miniaturowe drzewko.- cierpliwie wyjaśnił Smith.
- Ach… już myślałem, że jesteś z tych co chcą odzyskać Ziemię. Jeśli chodzi o drzewko… takie artefakty sporo chodzą na rynku.
- Wiem, ale to kwestia sentymentalnych wartości… A odzyskanie Ziemi zostawiam idealistom z następnych pokoleń. Cokolwiek wszak odzyskają, nie będzie tą Ziemią którą pamiętam.- stwierdził Smith wzruszając ramionami.
- Zdecydowanie nie będzie to Ziemia jaką ktokolwiek pamięta - odpowiedział. - Ciężko mi sobie wyobrazić co aktualnie się tam dzieje. Pozostałości po TITANie… nanoboty roznoszące choroby i broń biologiczną… ech, szkoda gadać. Jak w ogóle trafiłeś do swojej branży? - zmienił temat.
- Powiedzmy że złożono mi propozycję nie do odrzucenia, gdy byłem w sytuacji bez wyjścia. - odparł z ironicznym uśmiechem Smith.- Więc się zgodziłem.-
- Niech ktoś mnie prowadzi, muszę go wyciągnąć - odezwała się nagle Opal. Wzrok jej zmętniał zaraz po tym.
Bill bez słowa owinął mackę wokół talii dziennikarki.
- Polubiłeś robotę, czy wciąż wyrabiasz felerny kontrakt? - kontynuował rozmowę.
- Ma swoje zalety… wysokie zarobki i zwykle mniej kłopotliwe zadania. Ale w obecnej sytuacji, mój kontrakt pewnie już nie istnieje.- stwierdził spokojnie Smith nadal czujnie rozglądając się po okolicy. Póki co było cicho.
- Myślisz że korpo nie pozwoli ci wrócić na swoje łono po tym wszystkim?
- Nie zależy mi na tym.Nie cenię ich wystarczająco, by łasić się o ich łaskę.- odparł zimnym tonem Smith. -Mam swoją dumę.
- I’ll bet - odpowiedział detektyw. - Szczerze powiedziawszy, całkiem spora część mojego EGO żałuje, że nie zamietliśmy tej sprawy pod dywan. Instynkt mówił by zostawić to w spokoju. Z policji raczej mnie nie wywalą, ale utknę w pionie kanalizacyjnym, na który ci wyżej radośnie mówią ścieżką kariery, na kolejnych dziesięć, piętnaście lat. Niezbyt atrakcyjna perspektywa.
- Zobaczymy… jeśli zdobędziemy mocne karty, może będziemy mogli coś ugrać w tej rozgrywce. Tak czy siak… odejść od stolika już nie możemy.- ocenił spokojnie Smith.
Bill odpowiedział tylko twierdzącym zgrzytem syntezatora, który miał zastąpić mruknięcie.
Minęli kolejny zakręt wchodząc w wąską alejkę zastawioną metalowymi kubłami. Od razu było wiadomo, że będą musieli się przeciskać. Ekipa porządkowa już dawno tu nie zaglądała, bo śmieci wylewały się w nadmiernych ilościach zasypując ziemię. W powietrzu unosił się smród. Zanim skręcili całkowicie znikając w uliczce, Mr Smith zdążył zauważyć jakiś ruch za nimi. Gdy się jednak obrócił, nikogo nie było w zasięgu wzroku.
- Ktoś… nas obserwuje. Może śledzi. - stwierdził stanowczo Eric zaciskając dłoń na pistolecie z magazynkiem pełnym penetrujących pocisków.
Bill nie odpowiedział, ani nie obrócił się. Sięgnął natomiast macką do szelki, na której trzymał zawieszoną broń i płynnym ruchem dobył agonizera znanego również pod popularniejszą nazwą “smażarki”.
- Czekamy, czy uciekamy? - zapytał cicho przeciskając się obok pierwszego z koszy stojących na uliczce.
- Po pierwsze… najpierw powinniśmy wiedzieć, dokąd uciekać. Po drugie… możemy uciekać z Opal tkwiącą w meshu?- zastanowił się Smith włączając swoje lustrzanki i skanując otoczenie w każdym dostępnym mu zakresie promieniowania.
- Mogę ją unieść… nie jest ciężka
Skan otoczenia wykrył kilka śladów ciepła w okolicy. W większości byli to mieszkańcy mijanych budynków. Potwierdził się także domysł Erica. Ktoś ich śledził. Dwie sylwetki biomorfów, które aktualnie ukryły się za zakrętem, który niedawno mijali.
- Dwa biomorfy… Moglibyśmy im uciec, ale… hmmm… może lepiej nie. Póki my wiemy kto nas śledzi, to mamy przewagę. Moglibyśmy się zdołać im urwać, a przy okazji sami się zgubić. Moglibyśmy się urwać tym, a potem dostać trudniejszy do wykrycia nadzór. Póki Opal nie wróci… udajemy, że niczego nie dostrzegliśmy.- zadecydował Smith zmieniając amunicję w magazynku na zwykłą.
Bill zgodził się mruknięciem syntezatora. Uliczka była diabelnie ciasna. Omijanie śmietników nierzadko kończyło się potrąceniem któregoś z nich. Detektyw w niektórych miejscach musiał przechodzić ponad kubłami chwytając się wszystkiego w pobliżu, co mogło utrzymać ciężar jego i Opal. Eric natomiast nie mógł nie zauważyć, że jego nowa, krzykliwa marynarka już zdążyła się pobrudzić. W końcu udało się dojść do końca tej ścieżki zdrowia.

Zaułek wychodził na szerszą ulicę. Naprzeciwko stała restauracja z fastfoodem otoczona kolejnymi blokami mieszkalnymi. Niebo przesłaniały kable rozwieszone tak gęsto, że ktoś kto by skakał z dachu, z pewnością ugrzązłby w ich gąszczu. Według map, adres mieszkania syntha był już niedaleko. Pięć minut marszu, jeśli drogi znów nie zagrodzi kolejny labirynt.
Dwa biomorfy wznowiły aktywność i pojawiły się na początku uliczki zaczynając własną drogę przez mękę.
-Na razie krążmy po okolicy. Gdy Opal odzyska świadomość spróujemy zgubić ogon i udamy się pod adres syntha. Głodny jesteś ?- spytał Smith wskazując restaurację nie bardzo przejęty ubrudzeniem garniaka. Bądź co bądź nadawało to mu większej autentyczności.
- Głodny - przytaknął.
Restauracja była klasycznym domkiem z wielką salą zastawioną stołami i krzesłami. Obsługa była w pełni zautomatyzowana, chociaż reklama na drzwiach głosiła, że jedzenie jest przygotowywane przez prawdziwych kucharzy. Ciężko było to zweryfikować, gdyż zamówienie składało się na terminalu, a jedzenie odbierało z okienka po wcześniejszym wpisaniu kodu wyświetlonego przez konsoletę.
W środku nie było zbyt wielu klientów. Większość pewnie pozostała w domach lub aktualnie uczestniczyła w manifeście. W powietrzu mimo to unosił się zapach spalonego tłuszczu, jakby obsługa nie wyrabiała z zamówieniami.
Smith nie przejmował się tym jednak. Obsługa żywa czy zautomatyzowana, co za różnica ? Jedzenie i tak będzie smaczne, zadba o to cała chemia w nie wtłoczona. Zresztą posiłek miał być wymówką dla zatrzymania się tutaj. Upewniając się co kilka chwil co do pozycji podążających za nimi szpiegów Smith rozejrzał się za… czymkolwiek lub kimkolwiek u kogo dałoby się złożyć zamówienie i spytał.-Co chcesz zamówić?
Bill był już przy terminalu i przy pomocy macki wybierał jedzenie. Opal zwisała mu z macek niczym kukła. Tych kilku nielicznych klientów odwracało wzrok przy pierwszej próbie nawiązania kontaktu wzrokowego, ale dość łatwo było wyczytać ich zainteresowanie nietypowymi gośćmi.
- To co zwykle w tego typu dziurach… paluszki rybne - odpowiedział detektyw z przekąsem kończąc zamówienie. - Pięć minut czekania? Oni chyba lecą te ryby łowić.
- Na razie nam się nie spieszy.- ocenił sytuację Smith wybierając jedną z potraw i bardziej mając baczenie na ciekawskie oczy poza przybytkiem niż na tutejszych.
Na terminalu pojawił się PIN do odbioru zamówienia i przewidywany czas oczekiwania, równy pięciu minutom. Można było zająć miejsce, a stolik przy oknie oferował najlepszy widok na ulicę. Po kilku minutach w wyjściu z zaułku pojawiły się dwa biomorfy. Ciężko było dostrzec ich twarze, ale sądząc po posturze byli to Olimpianie lub Przetworzeni. Mieli na sobie kamizelki taktyczne nałożone na garnitury. W tej okolicy rzucali się w oczy, ale nie wyglądali jakby mieli się tym przejmować.
Nad okienkiem do odbioru zamówień wyświetliły się numerki Billa i Erica. Towarzyszył temu charakterystyczny dzwonek, który słychać by było w największym hałasie. W tym samym momencie Opal “obudziła” się. Jej nozdrza natychmiast podrażnił zapach jedzenia, a brzuch zaburczał domagając się uwagi.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline