Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-10-2016, 19:09   #24
valtharys
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Leśnik vel Raimundo

Drzwi z białą strzałką. Życie czy śmierć. Tego nie mógł wiedzieć, ale gdy podchodził do nich to kret wystawiał wąsy. Gacie miał pełne i drżącą ręką pociągnął za klamkę. Nastąpił głuchy trzask i drzwi...powoli się otworzyły. Poza tym, nic się nie stało i leśnik postanowił ruszyć dalej. Gdy tylko przeszedł dwa kroki, drzwi które otworzył zamknęły się bezpowrotnie. Nie dało się ich już otworzyć. Trzeba było iść do przodu.

Korytarz, którym miał podążyć był długi i ciemny. Podobny trochę do przejść jakie można spotkać było w grobowcach czy podziemnych przejściach. Ściany pokryte były kurzem i pajęczynami. Dawno nikt tędy nie szedł. Gdyby nie jedna z palących się jeszcze pochodni, Leśnik szedł by całkowicie po omacku. Tylko ten ogień był jedynym źródłem światła.

Raimundo szedł ostrożnie, wręcz bardzo powoli. Bał się, co było naturalne, że zaraz uruchomi jakieś ukryte pułapki, które nie chybnie przyspieszą jego spotkanie z Morrem. Krok za krokiem, metr do przodu i kolejny i kolejny. To jednak nie wydarzyło się, i Raimundo bezpiecznie dotarł do kolejnych drzwi. Na nich wyryto symbole, które przedstawiały miasta: Marienburg, Altdorf, Luccini, Middenheim oraz Couronne. Nad nimi wyryto napis: Każdy Bóg ma swój dom. Ten kto je odnajdzie, będzie mógł ruszyć dalej. Niewierni sczezną tu na wieki.



Nie mając wyjścia otworzył je i wówczas zobaczył komnatę, której trzy ściany były stworzone z wystających płyt. Co było na nich, ciężko było mu dostrzec, bowiem pył i kurz pokrywał częściowo znaki. Komnata była niewielka. Tak z trzy metry na dwa a wysoka na pięć. Nie było wyjścia. A przynajmniej tak się wydawało. Raimundo musiał podjąć decyzję co zrobić dalej. Czekać a może wejść do nieznanego miejsca, które mogło okazać się śmiertelną pułapką.

Sor’Kane Błysk Czerni

Pociągniecie przez elfa obręczy spowodowała że, dolna obręcz spadła. Dobre przygotowanie się do tego co mogło się wydarzyć sprawiło, że Sor’Kane nie spadł w dół. Potem pozostało mu już tylko powolne opuszczenie się na sam dół i złapanie mocno krawędzi. Gdy to uczynił formalnością było już tylko rozbujanie się i wylądowanie na powierzchni. A potem wybranie odpowiednich drzwi. Jednak elf wiedział że nie jest sam.

Moradin Duruksson. Krasnolud, który chwycił mocno obręcz i pociągnął. Był przygotowany na to co miało nastąpić. Jednak to nie nastąpiło. Dolna obręcz nie opadła. Ponownie pociągnął ale i tym razem nie nastąpiło to co miało miejsce w przypadku elfa. Krasnolud spojrzał pytająco na Sor’Kane, ale nim ten odpowiedział, obręcz zapadła się. Zaskoczony Khazad nie zdążył złapać się czegokolwiek i poleciał w dół. Wyciągnięta ręka, próbująca złapać się krat, miała być tym widokiem który elf miał zapamiętać. Tak samo jak moment gdy ostre groty przebijały się przez mięsiste ciało Moradina. Krew trysnęła do góry z ran i otwartych ust krasnoluda. Martwy. Dwie może trzy sekundy zajęło zejście z tego świata krasnoludowi.

Sor’Kane nie miał zbytniego wyjścia. Trzeba było wybrać drzwi. Wybór padł na te z białą strzałką. Korytarz, którym miał podążyć był długi i ciemny. Podobny trochę do przejść jakie można spotkać było w grobowcach czy podziemnych przejściach. Ściany pokryte były kurzem i pajęczynami. Dawno nikt tędy nie szedł. Elf nie zabrał ze sobą pochodni więc musiał bazować na swoim wzroku i szczęściu. Krok za krokiem stawiał ostrożnie, jakby bał się że zaraz uruchomi jakąś pułapkę.

W końcu droga skończyła się, a na jej końcu były drzwi. Mosiężne i ciężkie. Klamka, a właściwie kurz na niej świadczył, że dawno nie była używana. Na drzwiach wyryto napis “Tylko temu kto ukorzy się będzie mu dane przejść całą ścieżkę”.

[center][/CENTER


Nie mając wyjścia otworzył drzwi i zobaczył kolejne przejście. Całe było ono jednak w pajęczynach. Ciężko było dostrzec jednak co jest za nimi. Było to praktycznie nie możliwe, tym bardziej że elf nie miał przy sobie pochodni. Ciemny korytarz z którego wiało chłodem i zimnem.

Maximilian Shiefemtur / Karl Altmeier

-Poczekaj Panie- powiedział Maximilian widząc, że Szlachcic zbliża się do drzwi znaczonych czerwonym krzyżem.
-On- tu wskazał czaszkę -Mówił o prawie ,porządku i tak dalej. Zacznijmy w takim razie może od drzwi które wskazują przejście- wskazał na drzwi ze strzałką [i]-, a nie definitywny zakaz

Karl zatrzymał się w pół kroku, obrócił, rzucił okiem na jedne drzwi, potem na drugie.
- Niech będzie, zdaję się na twoją zdolność dedukcji, przyjacielu. - powiedział przymilnie, rozkładając ręce, niby dając wyraz, jak bardzo się zdaje i ufa.

I tu trzeba było przyznać rację Karlowi. Wybór nie był prosty, a może był. Chuj go wiadomo, tym bardziej że każde z trojga drzwi można było otworzyć i obraz w zasadzie był podobny. Długi i ciemny korytarz. No ale wybór naszych dwóch głównych bohaterów, padł na ten korytarz, który był schowany za drzwiami ze strzałką. Od taki kaprysik.

Korytarz, który prowadził dokądś był długi i ciemny. Podobny trochę do przejść jakie można spotkać było w grobowcach czy podziemnych przejściach. Ściany pokryte były kurzem i pajęczynami. Dawno nikt tędy nie szedł.

W końcu droga kończyła się, a na jej końcu były drzwi. Mosiężne i ciężkie. Klamka, a właściwie kurz na niej świadczył, że dawno nie była używana. Na drzwiach wyryto napis: Dar Króla dla Boga by mógł zmiażdżyć wspólnego wroga. Symbol jedności i władzy na ziemi pozostawiony, na polu walki przez władcę jest zawsze dzierżony



Drzwi otworzyły się same ukazując ponure wnętrze. W środku panowała duchota i mrok. Częściowo pajęczyny przesłaniały widok tego co jest w środku, lecz baczniej przyglądając się można było dostrzec że, na końcu pomieszczenia były kolejne drzwi. Na podłodze umieszczono kamienne płyty, na których znajdowały się litery.

[center][/CENTER


Av’Ren’Hin / Frenker Koppelstein

- Av'Ren'Hin człowieku - powiedział głośniej rzecznik rodu. - Możesz mi mówić po imieniu.

Elf nie mógł się nie przychylić zwerbalizowanej suplice człowieka. W istocie on, tylko nogę skręcił spadając z tej wysokości. Towarzysz niedoli, który niewątpliwie był cięższy mógł doznać gorszej kontuzji. Wstępna obserwacja uświadomiła go też, że nie rozwali żadnego mebla bez pomocy. Zaś nogi od krzesła idealnie nadawały się na szynę do usztywnienia kostki.

Westchnął i zaczął kuśtykać do stołu. Wcześniej, póki nie ruszał się z miejsca, ból nie był tak przejmujący. Teraz zaś każdy krok przypominał drogę przez piekło, nawet gdy elf próbował trzymać ciężar ciała na zdrowej nodze. Po przebyciu tysięcy kilometrów jakie dzieliło go od stołu spróbował go przepchnąć w stronę kolców. Jakoś się to udało, choć nie było łatwo. Stół był w miarę blisko. Tak z metr, może dwa w bok od klatki. Następnie pokuśtykał w kierunku krzesła by podnieść łańcuch z okowami. Nie był na szczęście przyczepiony do mebla. Wrócił i podrzucił łańcuch do góry, tak by człowiek wyciągając rękę przez kratę mógł go złapać. Złapał.

Frenker miał więcej niż pewność że uda mu się wydostać. Pociągnął za obręcz, i tak jak przewidywał, ta opadła w dół. A potem reszta poszła jak z płatka. Frenker wylądował na ziemi i jedyne co im zostało to wybranie ścieżki, którą podążą. Trzy drogi. Każda mogła dać im życie, albo i śmierć.

Tallana / Tosse Basler

Elfka i strażnik więzienny. Ciekawe czy ich znajomość była by równie uprzejma, gdy Tallana wiedziała tyle o Tosse Baslerze. Na jego szczęście nie wiedziała. Wybór. Ten padł na drzwi ze strzałką. Jakie to kurwa odkrywcze. No ale dobra. Ruszyli więc uzbrojeni w pochodnie i inne przedmioty. Korytarz który prowadził dokądś był długi i ciemny. Podobny trochę do przejść jakie można spotkać było w grobowcach czy podziemnych przejściach. Ściany pokryte były kurzem i pajęczynami. Dawno nikt tędy nie szedł.

W końcu droga kończyła się, a na jej końcu były drzwi. Mosiężne i ciężkie. Na nich wyryto napis “Wypełnijcie dzban a przejdziecie dalej“

Drzwi otworzyły się same, ukazując komnatę, na której końcu znajdowały się drzwi wyjściowe. Poza nimi w celi pierwsze co rzuciło się w oczy to kobieta. Młoda blondynka, pozbawiona ubrań przykuta grubymi łańcuchami spoglądała na nich z przerażeniem. Knebel na jej ustach uniemożliwiał jej wypowiadanie jakiś słów, ale na widok nieznajomych zaczęła się nerwowo poruszać. Wierzgać wręcz. Przerażenie jakie malowało się w jej oczach mówiło wszystko. Mimo wszystko Baslerowi nie umknął fakt, że więźniarka miała bardzo jędrne piersi i uda. Prawie tak samo jędrne jak ta ostatnia. Smakowity kąsek.

Kajdany i łańcuchy w jakie zakuto dziewczynę były solidne, i jedynie klucz albo wytrych mógłby ją oswobodzić. Z pewnością ani piła, ani nóż do tego się nie nadawały.



Sama komnata nie była duża. Niedaleko więźnia znajdował się stół, a nim nim leżały przyrządy. Piła i trochę tępy nóż, i dzban. Nie za duży. Tak na oko tak mniej więcej litrowy.

Drzwi, te którymi miało się wyjść również były dziwne. Po środku nich widać było podest, który był przymocowany do łańcuchów, Te wychodziły przez otwory, które ktoś zrobił w górnych rogach. Jak na oko elfki podest musiał spełniać funkcję wagi.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline