Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-10-2016, 11:44   #129
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
zbiorowe dzieło całej wycieczki


Kniaziowy dwór Marta znalazła mniej więcej takim, jakim spodziewała się go znaleźć. Jeśli odczuwała jakieś rozczarowanie, to jeno z powodu braku czaszek ludzkich i niewiadomojakich, które ewidentnie powinny zdobić kołki drewnianej palisady. Może jednak prawdziwie nie biła się ostatnio Miszkowa sfora synaczków zwierzętom podobnych... z których jeden wyszedł ich w końcu uraczyć czymś, co uznawał za powitanie. Świecił przy tym golizną wcale a wcale nie słabiej niźli Wilhelm zbroją... i poniekąd pewnie dla tych samych powodów Gangrel się rozdział, dla których Ventrue zakuł szczelnie po szyję. Dla wrażenia... Marta nawet zaczęła się zastanawiać, czy nie byłoby w związku z tem politycznie pokazać, że jest pod wrażeniem, ale kątem oka zauważyła skwaszone miny Tyrolczyka i contessy. Wolała, by się ich wrażenia w słowa nie przelały. Marciny dylemat mógł poczekać, Jaźwiec nie wyglądał na kogoś, komu śpieszno do ubierania.

Nachyliła się w siodle do Góry, rękę mu wspierając na ramieniu, palec wplotła w jasne kłaki na karku.
– Ostań przy mnie, hm? – wyszeptała. – Pokażesz mi siedzibę ojcową. Jako przewodnik.
I zsiadła, trzewiki z miękkim plaśnięciem zagłębiły się w grząskie błocko przed głównym budynkiem kniaziowego siedliszcza. Marta zareagowała na to tylko lekkim uniesieniem spódnicy w palcach, by się jej kraj przyodziewy w paskudztwie nie unurzał. Przed półnagim kniaziewiczem tupnęła siarczyście i pozbyła się ziemi obklejającej buty.
– Gościnność chwałę przynosi kniaziowi Bolesławowi i synom jego – odparła poważnie i szczerze, przykładając dłoń do piersi. – Wilhelm Koenitz, nasz przywódca – wskazała Patrycjusza. – Zofia, protegowana księcia Krakowa. Marcel Lacroix. Piękna dama to hrabina Olga. Milos Zach. Jaksa z Miechowa. Giacomo Italczyk. Honoratę znać już musicie zapewne – przedstawiła towarzyszy, choć nie sądziła, by sobie Jaźwiec pamięć obciążył nadmiernie, wszystkie imiona i twarze karbując. – Jam Marta.
– Znamy się z Wścieklicą dobrze
– potwierdził Jaźwiec, posyłając kose spojrzenie Honoracie i otrzymując od niej w podzięce podobne. Gangrel podrapał się po czuprynie. – Bury, Kusy… pokażcie pachołom gości, gdzie mogą zaprowadzić konie i złożyć pakunki.
Po czym wskazał ręką największą budowlę.– Tędy proszę.
Słysząc swoje imię, Zofia pomachała wampirowi nieśmiało.
– „Wścieklica?” – zapytała cicho Honoratę.
– Nazywano mnie już gorzej. Dziatki Miszkowe nauczone już, iż kąsam mocno – odparła nie bez satysfakcji primogenka.
Zach kołpaka uchylił, gdy Marta wypowiedziała jego imię. Słów szczędził, przyglądał się tylko. Drewnianej palisadzie się przyglądał, skromnym chatom, kniaziowym ludziom i pierwszemu synowi. Nie umknęła i jego uwadze Marcina krzątanina wokół Góry. Wisior mu podarowała, tam, w mijanej osadzie, a teraz palce we włosach zanurzała, poufale, jakby bliski jej jaki był.
– Olgo – zaoferował Lasombrze ramię i dodał ściszonym głosem. – Chyba będzie bezpieczniej trzymać ci się przy boku, któregoś z nas. Za bardzo rzucasz się tu w oczy.
– Bezpieczniej dla kogo, panie rycerzu? Dla mnie, dla nich, dla was? –
odparła pół żartem, pół serio contessa, ale ramię przyjęła.
– Dla ciebie. – Węgier nie podzielał wesołości wampirzycy.– Oni tu nie nawykli, jak obchodzić się z taką kobietą jak ty.
– Ale ja umiem obchodzić się z dzikimi psami. Niejednego obłaskawiłam –
odparła ironicznie Lasombra, przyglądając się bacznie okolicy, jak i gospodarzom.
– Nie wątpię – odparł jej do ucha Milos. – Ale trudniej obłaskawić sforę.
I aby skończyć szeptanie, poprowadził Olgę bliżej Jaźwca.
– Pójdziem? – A rączkę Olgi, którą oplatała jego ramię, wymownie dość nakrył żylastą dłonią.
– Sforę… mężczyźni obłaskawiają sfory. Kobietom wystarcza, że nałożą obrożę na przywódcę stada, a sfora należy do nich – odparła z uśmiechem wampirzyca, zgadzając się z tym, by ją poprowadził.
Krzyżowiec również głównie się rozglądał. Do tego zresztą przywykli już chyba wszyscy z jego towarzyszy. Jedno oko przeskakiwało uważnie między wszystkimi szczególikami. Nie miał zamiaru partycypować w rozgrywkach między Gangrelką a Ventrue. Wolał trzymać się z boku. Gdy już ruszali w parach Jednookiego ścisnęło martwe serce. Od wieków żył w otoczeniu dworów i szlachciców. Również i w tym momencie postanowił zachować się, jak na szlachcica przystało. Gdy kroczyli tak Marta z Górą, Wilhelm z Zofią, Olga z Milosem, to i on postanowił swary schować w głębiny niepamięci i podsuną ramię primogence Brujah.
– Czy pani pozwoli sobie towarzyszyć?
– Eeee.. hmmm… niech będzie po waszej woli –
odparła zakłopotana tym podejściem krzyżowca i wsunęła swe ramię pod jego, po czym posłała wściekłe spojrzenie chichoczącym pod palisadą Gangrelom. Takoż i Wilhelm uprzejmie podsunął swe ramię Zofii. A ksiądz i czarownik szli na samym końcu… z niepokojem i ciekawością rozglądając się dookoła.

Zofia stropiła się, wyraźnie czując się głupio że Wilhelm nadal traktuje ją z taka uprzejmością pomimo ostatnich wydarzeń. Szybkie oględziny dookoła zdradziły, że faktycznie wszyscy dobrali się w pary, nawet jeżeli miejscami dość… egzotyczne. Nie chcąc sprawiać Koenitzowi kłopotów, posłusznie skorzystała z oferty Tyrolczyka, biorąc go za ramię. I jak zawsze rumieniąc się lekko.

Jaźwiec jak na gospodarza przystało, ruszył przodem, informując gości, u jak zacnego i potężnego wampira znaleźli schronienie. Jaki to waleczny wódz, co granic Rzeczpospolitej broni i Camarilli przed Sabatem, co było bezczelną konfabulacją, bowiem ruskie Tzimisce miały ważniejsze sprawy na głowie niż świeżo zawiązany Sabat. I w większości jeszcze się nie zdecydowały, po której stronie stanąć. Niemniej dworek pana w środku był imponujący. Kilimy ścieliły się na podłodze i ścianach. Oręż turecki, tatarski, ruski… rozwieszony na ścianach kusił swe oko zdobieniami i klejnotami. W końcu dotarli do dużej sali…
– Sala chwały. Tu mój pan zgromadził najdroższe swemu sercu pamiątki – wyjaśnił Jaźwiec uprzejmie, pokazując gościom olbrzymie pomieszczenie, pełne zdeformowanych czaszek różnych drapieżników i drapieżnych bestii, trzy-czterometrowe szkielety z długimi i ostrymi kościanymi wypustami i pazurami podobnymi kindżałom oraz… stojącą na poczesnym miejscu zbroję.


 
Asenat jest offline