Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-10-2016, 16:46   #117
Romulus
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Oko zniknęło w wyrwie, ale Turmi ani myślała mu odpuścić.
- Tak Ci spieszno, to Ci pomogę! A masz! - Turmalina sięgnęła ku ziemi i uniosła ją niczym dywan. Szarpnęła i fala gruzu, piachu uformowana w spory garb pomknęła za jednookim potworem, walnął go w plecy i porwała ze sobą. Oko coś tam szurało, próbowało czepiać się pazurami podłoża, ale na ziemnej fali popłynęło dalej i szybciej niż było w pierwotnym zamyśle. Na samym końcu Nothic obejrzał się tylko by zobaczyć szybko zbliżającą się ścianę. W głowach ludzi pojawiło się krótkie "Nie, nie nie NIE...!!!", po czym całość ziemno-potworowego miszmaszu grzmotnęła w wapienny masyw. Niestety, gdy kurz opadł, okazało się że bestia wciąż się rusza, i pomimo że zakurzona i nieco obita - wciąż jest głodna i sprawna. Co więcej wściekła - ruszyła więc w stronę Torikhi, do której czar znacznie ją przybliżył.

Yarla spojrzała porozumiewawczo na Turmalinę. Jej ciało lekko drżało. Uwielbiała ten moment podniecenia, kiedy szykowała się bitka. Ognistowłosa uniosła lekko brew i wyszczerzyła pożółkłe zębiska -Trzaby porozwalać parę łbów!- warknęła do rasowej kuzynki uśmiechając się zawadiacko -Osłaniaj mnie siostro!- była gotowa na przybycie kogokolwiek.

Jak na zawołanie z ciemności, zza załomu naprzeciw mostu wyłoniły się pierwsze sylwetki przeciwników - czterech ludzi, jak trzęsący się z emocji Marduk rozpoznał. Trzech runęło na krasnoludki, ale jeden dostrzegł czającego się w półmroku elfa. Kapłan wyszczerzył zęby na ich widok, czując jak pali go gorączka walki ale zamiast rzucić się na nich na sekundę czy dwie jego mięśnie stężały a kończyny osłabły. Skóra na całym ciele zapiekła gdy szorstkie, grube włosy przebiły się przez nią w jednym momencie, nadając mu pozór małpy. Krzyknął czując jak nienaturalna siła wlewa się w jego mięśnie i z warkotem podniósł miecz, zastępując drogę przeciwnikowi.

- Mówisz i masz. Ładnie to tak napadać na kobiety? - Złota krasnoludka zadarła nieco kieckę i swoją masywną jak na niekrasnoludzkie standardy nogą tupnęła. Przez chwilkę nic się nie działo, magia Turmaliny była w tym przypadku nieco za silna do opanowania, ale po chwili skupienia.... Tak! Od stóp geomantki prosto przed nią strzeliła pajęczynowata siatka pęknięć, a ich powstawaniu towarzyszyły ruchy skał, kurzawa, spadło kilka stalaktytów.... dość powiedzieć że pęknięcie, które przeszło pod mostem sprawiło że zaczął się on nieźle chwiać, ale grupa ludzi która była celem padła jak długa. I posypał się na nich wapienny kurz ze stropu, przez co wyglądali nieco za biało jak na Czerwonych.

Marduk doskoczył do jednego z leżących Czerwonych; jego klinga rozdarła ciało i kość. Mężczyzna próbował czym prędzej się poderwać na równe nogi, odgradzając się zasłoną stali przed napierającym elfem, ten sieknął raz i drugi, chcąc minąć zastawę i dobić przeciwnika w nagłym wybuchu żądzy mordu. Świat skurczył się do rozpaczliwie broniącego się człeka i stali w dłoni, ale coś - może jakiś dopiero raczkujący instynkt bojowy, może przypadek, może dotyk Ojca Elfów - sprawiło, że kapłan dostrzegł poruszenie z prawej, pod ścianą po drugiej stronie rozpadliny.
- Krasnoludy, za wami! - wrzasnął całą siłą młodych płuc, ostrzegając - za późno! - Yarlę i Turmalinę przed kolejną trójką zbrojnych. Dwóch rzuciło się na Yarlę, jeden zaszedł z boku Turmalinę. Elf mógł tylko bezradnie, samemu w środku walki i bezskutecznie próbując dobić Czerwonego, patrzeć jak padają skłute ostrzami.

Ale krasnoludzice wzięły też pomstę, kto wie czy nie zza grobu - ich pogromcy nie bawili się w dorzynanie pokonanych lecz rzucili się na drugą stronę rozpadliny, dudnieniem buciorów na mostku oznajmiając swoje nadejście. Tylko że toporna konstrukcja ledwo już się trzymała po wysmaganiu magicznymi energiami Turmaliny, które nawet rosłymi chłopami trzasnęły o posadzkę! Z nagłym hurgotem belki i dechy zawaliły się, grzebiąc pod sobą krzyczących zbirów. Potem spadł na nich jeszcze jakiś kamień. Ich kompani, dopiero co wstający za plecami przeciwnika Marduka, znowu potoczyli się jak ulęgałki, kiedy elf i człowiek wzajemnie parowali i unikali ciosów. I wtedy, gdy towarzysze Czerwonego znowu gramolili się z ziemi, Marduk znalazł otwarcie i wbił sztych między żebra człowieka.

Krew wytrysnęła z ust konającego. Broń brzęknęła na kamieniu kiedy mężczyzna chwycił przebijającą go klingę jakby w ostatnim, daremnym oporze, jakby w próbie odepchnięcia śmierci. Zacharczał, a jego oczy wywróciły się do tyłu.

To było niezwykłe! Cudowne! Orgazm w najczystszej postaci! Marduka przepełniła ekstaza gdy spoglądał w twarz pierwszego zabitego przez siebie, pierwszej zabitej istoty rozumnej, jakikolwiek niski nie byłby ludzki ród! Przez jedną, nieskończenie cudowną chwilę napawał się widokiem krwi lejącej się spomiędzy warg, grymasem przerażenia a może bólu, nagłym, ostatecznym zwiotczeniem całego ciała gdy śmierć brała je w swoje objęcia. Mężczyzna zsunął się z ostrza i runął do tyłu, martwy jak kamień.

Zabić! Zabić!!! - tylko jedna myśl pozostała w głowie Marduka i ten przeskoczył trupa, z twarzą małpy wykrzywioną żądzą mordu.
- Krew dla Obrońcy! - ryknął, tnąc najbliższego Czerwonego i rozrąbując mu bark w deszczu krwi. Ten zatoczył się ale ustał na nogach, zamachnął się zbyt szeroko, krzesząc iskry gdy broń łupnęła w kamień. Zza jego pleców kompani usiłowali sięgnąć ciała Marduka, bez skutku! Corellon był dzisiaj przy swym synu, Jego łaska odbijała zabójcze ciosy, Jego siła wypełniała ramiona młodzieńca! Chłopak czuł w swojej głowie Jego zadowolenie ale i rozkaz, dudnił on w jego skroniach i prowadził ręce! Jego Ojciec żądał krwi!

Długi miecz mignął niczym atakujący wąż, podrzynając Czerwonemu gardło i posyłając go na ziemię w obłoku tryskającej z tętnic posoki! Marduk uniósł triumfalnie ręce, czując jak kolejny raz przenika go ekstaza po zadaniu śmierci. Żaden narkotyk, żadna kobieta nie dały mu tyle czystej rozkoszy co chwila gdy odbierał życie!
- No chodźcie! - wrzasnął dwóm pozostałym ludziom w twarz, szczerząc zęby w obliczu porośniętym małpim futrem. - Chcę waszej krwi!
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline