Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-10-2016, 21:13   #169
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Bardka wróciła do obozu niedługo później, wszak nie wypadało jej siedzieć samemu na skraju cmentarza, daleko po za obozem.
Wróciła gdy wszystko było gotowe. Namioty rozstawione, zwierzęta oporządzone, a orszak Czystych dawno pożegnany. Zastała Jarvisa dumającego na ich prowizorycznym łożu. Nie przeszkadzała mu więc i nie wchodząc głębiej do środka namiotu, rozejrzała się po obozie. Dostrzegła zamieszanie wśród półorków. Zaciekawiona postanowiła podejść bliżej i sprawdzić co się dzieje. To co dostrzegła zdziwiło ją wielce… Gob miał rację. Jego towarzyszowi broni udało się nie tylko przeżyć walkę z ghulami, ale też mimo ran i coraz silniejszej gorączki wytropić i dotrzeć do karawany. Taki wyczyn budził szacunek, także u Vizerai, skoro podesłała Thamzira by wyleczył półorka.
Bardka podeszła bliżej całego zdarzenia, uważnie obserwując poczynania kapłana przy okazji szukając wzrokiem Goba, chcąc z nim porozmawiać.
Szybko dostrzegła znajomą postać półorka stojącego w pobliżu i obserwującego działania kapłana, który leczył jego kamrata. Gob wydawał się spokojny i zrelaksowany. Na pewno czuł ulgę, skoro Hag nie zginął w boju.
Kobieta podeszła do wojownika, posyłając mu nikły uśmiech spod narzuconej chusty.
- Miałeś racje - przyznała. - Znalazł się. - Przez chwilę obserwowała razem z nim poczynania Thamzira, po czym napomknęła trochę ciszej. - Czy mówił coś… o tym gdzie był i z kim walczył?
- Ghule… dał się zaskoczyć, ale nie zabić. Bowiem nie tak łatwo nas ubić. - odparł beznamiętnie Gob spokojnym tonem. Jakby stwierdzał oczywisty fakt.
- Dziwne jednak, że nie spotkaliśmy go na swej drodze - powiedziała jakby do swoich myśli, po czym uraczyła wojownika kolejnym uśmiechem.
- Wyruszył wcześniej inną trasą… i nie miał wierzchowca. - wytłumaczył krótko Gob.
Chaaya dyplomatycznie milczała, uznając, że to dość dziwne, iż Hag nie wyruszył im na spotkanie, czyli po prostu po swoich śladach. - No nic… pozdrów go ode mnie - odparła zatroskana, śmiejąc się w duchu z postaci Charrity jaką musiała odgrywać.
Żegnając się z półorkiem skinieniem głowy, ruszyła do swojego namiotu, jeszcze przez chwilę nie spuszczając wzroku z kapłana.
Wydawał się robić swoje i solidnie zabrał się za uzdrawianie własności suli. Może i nie cenił życia półorków, ale cenił monety Vizerai na tyle, by być posłusznym w spełnianiu jej poleceń.
- Aaaa tu jesteś moja żono. Chodź... usiądź przy mnie. Niech twój widok rozchmurzy moje myśli. - rzekł Jarvis trzymając się roli Kassima.
- Byłam sprawdzić co to za zamieszanie… Hag się odnalazł cały… choć niekoniecznie zdrowy. Na szczęście kapłan już się nim zajął - odparła słodko, siadając obok mężczyzny. - Nad czym tak myślisz, że potrzebujesz swej żony? - Bardka oparła głowę na ramieniu Jarvisa, pozostawiając myśli w milczeniu.
- Nad sytuacją naszą. Nad tym co powiedzieli napotkani ludzie, nad Synami Plagi i… ciekaw jestem twojej opinii źrenico mego oka. - Jarvis uznał za właściwe czułe głaskanie po głowie Chaai w tej sytuacji.
- Hmmm, pytasz kobiety o zdanie? - Zaśmiała się beztrosko, nie opierając się pieszczotom. - Pustynia to tylko z pozoru nudne i niezmienne miejsce… jak widzisz, wcale takie nie jest. - Dziewczyna nie była zmartwiona faktem, iż u progu czai się piekielna armia. No, może trochę jej głos wydawał się słabszy. - Pytanie co zadecyduje suli - mruknęła po chwili głębszego namysłu.
- Nie jest chyba specjalnie przywiązana do swego kraju, więc nie zawróci do stolicy. Nie chce też pewnie spotkać Synów Plagi. Nie wiem o czym chce mówić z naszym pracodawcą. - zamyślił się Kassim i zsunął chustę, by muskać palcami włosy dziewczyny i delikatnie ustami jej ucho. - Skoro nie pyta się kobiety o zdanie, to jak żona zajmuje uwagę swego męża. Co robią gdy są sami?
Charrita zaśmiała się cicho, chowając policzek i ucho we własne ramię. - Z chęcią bym ci pokazała… - odparła, przełamując zawstydzenie. - Lecz jesteśmy na złej ziemi, wśród prochów i duchów. Nie wypada nam. - Bardka przeniosła się przed oblicze czarownika, by mogli być naprzeciw siebie. Jej spojrzenie było smutne i zmęczone, ale wielbłąda temu, kto aktualnie takowym nie był w obozie.
- Może później będzie okazja. - Jarvis pogłaskał ją policzku delikatnie. - Jeśli potrzebujesz wypocząć, mogę przypilnować twego snu. I będzie to rozkoszny widok dla mnie.
- Będę na nią czekać z utęsknieniem. A może nie? - Przekomarzając się ułożyła się na łóżku, ale po chwili zrezygnowała z poduszek i unosząc głowę spojrzała na nogi mężczyzny. - Użyczysz mi swoich kolan?
- Mogę… acz musisz wiedzieć Charrito, że twój Kassim jest gorącokrwistym mężczyzną i droczeniem możesz go nakłonić do… porwania cię na wielbłąda i wywiezienia gdzieś na pustynię, gdzie będzie mogła się rozgrzać jedynie wtulona w rozpalone żądzą ciało swego męża. - pogroził jej żartobliwie palcem czarownik siadając tak by mogła przytulić głowę tam gdzie miała ochotę.
Tancerka zaśmiała się, zwijając przy przy Jarvisie w kłębek i kładąc głowę na jego kolanach. Spojrzała na niego zadziornie z dołu, przygryzając wargę.
- To kiedy mój Pan i Władca wszystkich siedmiu wcieleń mnie porwie? - Każdy pretekst i sposób na opuszczenie miejsca, które napawało ją lękiem i dyskomfortem był dobry.
~ Czy Gniewomir dawał ci już jakieś znaki na temat tego co dzieje się i Vizerai? ~ Błądząc dłonią po biodrze mężczyzny, skupiła wzrok na jego torsie.
- Może gdy się obudzisz? - mruknął czarownik wodząc palcami po ustach Chaai. - Może wtedy, gdy odpoczniesz? Zrobimy sobie wycieczkę w głąb pustyni… uwolnimy się na moment od tych obowiązków wobec… wiesz jakich. - na wszelki wypadek Jarvis nie wspomniał o Jaskini, choć mała była szansa, że ich podsłuchiwano.
Chaaya przymknęła oczy, choć nie podejrzewała, iż uda jej się zasnąć. Nie widziała jednak przeciwwskazań, żeby nie spróbować, w końcu leżenie też jest pewna formą odpoczywania, choć trochę mniej efektywnego.
- Jak sobie życzysz - wymruczała, oblizując połaskotaną dolną wargę, przez co jej język musnął i palce Jarvisa. Uśmiechnęła się, po czym jej twarz się rozluźniła.
Czarownik był cierpliwy i spokojny. Stoicki w swej pozie. Delikatnie i pieszczotliwie głaskał Chaayę po włosach niczym matka dziecko, choć… bardka zdawała sobie sprawę, iż jego myśli nie były tak grzeczne jak jego zachowanie. Był wszak mężczyzną i choć dość mocno panującym nad sobą, to jednak dość namiętnym i dzikim nawet w swej namiętności, jeśli został ku temu sprowokowany.
Choć mina Chaai była niewinna, jej dłoń figlarnie przemierzała po biodrze czarownika do podbrzusza, delikatnie i powoli zjeżdżając co raz niżej. Kąciki ust zadrgały w chwilowym, psotliwym uśmiechu.
Dotarcie do celu nie było trudne… znalezienie obiektu zainteresowania też nie. Jarvis był lekko… leciutko pobudzony. A jej palce tylko poprawiały jego ukrwienie w tej okolicy.
Jej zwinne i delikatne paluszki muskały go pieszczotliwie, aż czasami jej dotyk wydawał się jedynie ułudą. Widocznie się z nim bawiła, może nawet drażniła, a może po prostu nie mgła się powstrzymać, nawet tu… na środku cmentarza. W końcu jednak dłoń Chaai zjechała z trzonu rodzącego się aktu pożądania. Najwyraźniej zamierzała powrócić do ubiegania się o sen. Jej twarz jednak przysunęła się bliżej przyrodzenia, pieszcząc je gorącym oddechem.
Jarvis dzielnie znosił te… pokusy starając się panować nad sobą. Chaaya głębokie i powolne oddechy. Czarownik najwyraźniej znał wschodnie techniki medytacyjne lub… coś podobnego do nich. i z pomocą nich starał się uspokoić pożądanie. W czym delikatny podmuch powietrza wychodzący z ust Chaai… zdecydowanie nie pomagał. O czym doskonale wiedziała, lecz pomimo tego, posunęła się o kolejny krok do przodu w swej niecnej bezczelności. Biorąc w druga dłoń, dłoń mężczyzny wsunęła ją sobie przed dekolt pod tunikę, naprowadzając jego palce na swą lewą pierś. Nie pozwoliła mu jednak siebie dotykać w całości, od czasu do czasu uiszczając mu skrawka swej rozgrzanej skóry, zwłaszcza w okolicy powoli twardniejącego sutka.
Jarvis zachował spokój... choć z trudem, pozwalając dziewczynie na tę igraszkę ze swym pożądaniem. Teraz nic już nie mogło powstrzymać wzrostu wypukłości poniżej jego pasa. Oczywiście prowokacja z dłonią nie tylko pobudzała apetyt czarownika, ale i jej własny. Grali więc w tą grę wedle jej reguł. Czarownik nachylił się ku niej i wolną dłonią sięgnął ku jej pośladkom, wodząc po nich delikatnie i ostrożnie… jakby bał, że się “zbudzi”.
Tancerka drgnęła niespokojnie pod jego dotykiem, zupełnie jakby niecny koszmar zmącił jej błogi sen. Podniosła głowę, wiercąc się w niewygodnie do czasu, aż jej pierś nie została zakryta i uściśnięta przez dłoń mężczyzny. Najwyraźniej znalazła też wygodną pozycję bo położyła głowę ponownie na kolanach mężczyzny i dopiero po czasie czarownik zorientował się, że trzymał w rękach obie krągłości Charrity. I przednie i tylne.
Jeszcze chwilę głaskała policzkiem udo Kassima, od czasu do czasu wtulając się lub trącając nosem wypukłość jego spodni, a później, po prostu znieruchomiała.
Mając takie krągłości pod dłońmi Jarvis nie mógł nie skorzystać z okazji. Masował je leniwie, od czasu do czasu ściskając by delektować się ich sprężystością. Od czasu do czasu trącając kciukiem ów twardy sutek dziewczyny. I starając się panować nad sytuacją, bo nad sobą panował już z trudem. Za dużo tu było pokusy…
Kobieta przez chwilę rozkoszowała się pieszczotami, uśmiechając się lekko. Leżała bezruchu, ni słowa, jedynie z przyśpieszonym i głębszym oddechem zdradzającym, że było jej przyjemnie.
W końcu jednak otworzyła oczy, jakby nagle ją oświeciło i usiadła bez słowa, przez co czarownik chcąc nie chcąc musiał wyswobodzić ją spod swych zachłannych palcy.
Zarumienione policzki kontrastowały z chłodnym, wystudiowanym spojrzeniem brązowych oczu, które błądziło po ustach towarzysza. Umarcie milczała, unosząc tylko jedną brew w geście drwiny lub zapytania, a może jednego i drugiego.
Podparła się na dłoni, wsuwając ją między uda Jarvisa. Zacmokała niezadowolona, kręcąc głową.
- A więc tak czuwasz nad snem swej ukochanej żony, czy może w ten sposób oddajesz cześć przodkom, spoczywającym w tej ziemi?
- Tam skąd pochodzę… wiemy, iż śmierć czeka na każdym rogu. Toteż czcimy naszych zmarłych celebrując życie w każdej formie radości i przyjemności. Wszak nasze żywota to płomienie, które świecą w ciemności tuż przed zgaśnięciem. - wyraził się dość enigmatycznie czarownik uśmiechając. - A skoro ty moja droga… - zająknął się, gdy jej dłoń mocniej podparła się na twardym dowodzie jego ekscytacji. - ...Charrito obudziłaś się, to… w takim razie czas nam wyruszyć na pustynię.
- Na pustynie powiadasz? A czemuż to? - Chaaya przekręciła lekko głowę, nadymając usteczka w niezadowoleniu. - Bezpiecznie to aby wyruszać nam w pojedynkę… jak mniemam? gdzieś… nie wiadomo gdzie? - jej ręka przesunęła się wyżej wzdłuż jego ud, a sama bardka oparła się barkiem o pierś mężczyzny.
- Niedaleko… poza obóz… i nie wątpię, że potrafię zadbać o twe bezpieczeństwo. - mruknął Kassim drapieżnie zaciskając dłoń na nagiej piersi dziewczyny, gdyż jakoś nie wykazywał chęci ucieczki nią spod jej szat. - Chyba nie wątpisz w atuty swego męża, co?
Na ustach dziewczyny błądził dwuznaczny uśmieszek, a w oczach pojawiły się figlarne iskierki. Przez chwilę nie odzywała się ani słowem, po prostu na niego patrząc, po czym nachyliła się bu ucałować go w kącik ust. - Prowadź więc. - szepnęła, nie odsuwając się od twarzy Jarvisa.
Odsunąwszy ręce od ciała Chaai, Jarvis wstał i spojrzał na nią. Było coś w jego spojrzeniu drapieżnego. Jakby oceniał czy nie rzucić się na nią już tu i teraz. Uśmiechnął się jednak czule i podał dłoń swej żonie. - Chodźmy.
Kobieta nasunęła na głowę chustę, kryjąc swą twarz w jej cieniu po czym podała mu dłoń i wstała. Ruszyli energicznie w stronę wielbłądów. Z początku ich wędrówka nie była zakłócana, ale po chwili pojawił się on, prawa ręka Vizerai.
- Mogę wiedzieć co planujecie drodzy goście? - zapytał uprzejmie Zadim, starając się nie brzmieć wścibsko.
- Charrito… wybierz wielbłąda. - zakomunikował władczo czarownik, po czym obrócił się ku Zadimowi. - Wyruszamy stąd na pustynię. Zamierzamy spędzić tam trochę czasu w odosobnieniu. -
- To nie jest mądre podejście w tej chwi... - zaczął Zadim, lecz Kassim wszedł mu w słowo. - W odosobnieniu.
- Ale pozwólcie, iż… - nie poddawał się Zadim, ale Kassim były równie uparty. - Czego nie rozumiesz w słowie “odosobnienie”?
Tancerka skłoniła się posłusznie na rozkaz swojego męża, po czym pokłoniła się drugi raz, witając się i jednocześnie żegnając z wojownikiem, po czym udała się do wielbłądów w poszukiwaniu jej ulubionego Saada i jakiegoś niewolnika, co by go dla niej oprzęgł.
~ Może chce się dołączyć… lub popatrzeć? ~ wesoły głos bardki rozległ się w głowie czarownika. ~ Spałeś kiedyś z mężczyzną? Może wpadłeś mu w oko. ~
~ Nie wygląda na takiego co lubi patrzeć, pewnie by się speszył i… nie… nie spałem tylko z mężczyzną. Eksperymentowaliśmy grupowo czasem, poza tym… nie wpadam oko mężczyznom. Brak mi odpowiedniej urody. ~ stwierdził pół kwaśno, pół ironicznie Jarvis i zerknął na Chaayę. ~ Choć nie wątpię, że ty byś zdołała go skłonić do wspólnych figli. ~
- Nie powinniśmy w tej chwili rozpraszać obozu. Moja pani wysłałaby ludzi za wami, gdyby coś się niespodziewanego stało. - odparł Zadim nieco rozdrażniony uporem Kassima. - A ty zły… moment.
~ Co innego liczy się w tej zabawie niźli uroda. ~ odparła rozbawiona, nie komentując drugiej części jego wypowiedzi. ~ Opowiesz mi kiedyś o tych eksperymentach? ~ spytała jakby od niechcenia, ale temat ten bardzo ją zaintrygował. Wiedziała, że na innych ziemiach ludzie nie przykładali wagi go ilości osób biorących udział w “stosunku”, nawet tu na pustyni był on powszechny ale tylko u niewolnic i ich pana. Szanująca się kobieta, nigdy by nie dopuściła się tak haniebnego czynu, tyczyło się to również tawaif choć nie były brane za kobiety.
~ Nie jest to materiał na długą i skomplikowaną opowieść, ale jeśli będziesz miała ochotę… ~ odparł Jarvis mentalnie i zwrócił się do Kassima. - Mój lud praktykuje pewne rytuały, gdy gwiazdy i księżyc są w takim układzie jak dziś i ja… muszę wprowadzić moją żonę w te zwyczaje, których obcym nie wolno zobaczyć. A o resztę się nie martw. W końcu moja żona też jest przewodnikiem. Znajdziemy was.
Zadim nie znalazł odpowiedzi na te słowa. Skinął głową jemu, a potem po chwili wahania i Chaai.
~ Saad czeka. ~ odparła po chwili, żegnając skinieniem wojownika.
Czarownik podszedł do wielbłąda i usadowił się z tyłu, na miejscu przeznaczonym dla osoby towarzyszącej jeźdźcowi. Zerknął na Zadima który nieco zagniewany i bardzo zaniepokojony udawał się do namiotu swej pani.
~ Ciekawe jak jak Vizerai karci tych, którzy przynoszą jej niepomyślne wieści. ~ stwierdził telepatycznie.
~ Zajeżdża ich na śmierć. ~ odparła ze śmiertelną powagą, siadając przed Jarvisem i klepiąc wielbłąda w szyję nakazując mu w ten sposób wstać. Zwierze wyprostowało zadnie nogi, a dopiero później przednie po czym z niewiadomych przyczyn dziabnęło niewolnika w głowę, co wielce rozbawiło kobietę. ~ To gdzie teraz? Tam gdzie oczy poniosą? ~ dodała po chwili, gdy powoli zaczęli wychodzić z namiotowych zabudowań obozu.
~ Wtedy szedłby bardziej zadowolony. ~ ocenił żartobliwie czarownik i tuląc się do swej żony zarządził. ~ Tam gdzie oczy poniosą. ~
- Dziś jest twój szczęśliwy dzień, prowadź nas gdzie ci się podoba. - bardka pochyliła się nad siodłem, mrucząc przyjacielsko do zwierzęcia, które zwiększyło tempo.
~ Może jest przy tym niedelikatna? A może to nie ona zajeżdża, a stary eunuch? ~ Opierając się ramionami o klatkę piersiową mężczyzny, wznowiła swoje rozmyślania. ~ A może to on byłby ujeżdżany a nie ujeżdżającym…~
Jarvis nie oparł się tej sugestii i nie mogąc się powstrzymać, zaśmiał głośno. ~ To możliwe. Wtedy rzeczywiście minę miałby nieszczególną. ~
- Pojedziemy wzdłuż tego szlaku gwiazd. - wskazał na widoczne już błyszczące iskierki na wieczornym niebie. - Drogą Węża.
Chaaya zapatrzyła się na wskazaną konstelację, zwaną w jej stronach Wstęgą Chandarmukhi, po czym skierowała wielbłąda w odpowiednim kierunku, a ten posłusznie truchtał dalej.
- Jesteś pewien, że to dobry pomysł? Biedny Zadim… tak dzielnie walczył i upierał się przy swoim…- odparła z udawaną troską w głosie, jakby mówiła o ukochanym dziecku. - A jak napadną nas zbóje i mi ciebie zgwałcą? Co ja wtedy pocznę. - mężczyzna nie mógł tego widzieć, ale był pewny, że wcale się tą wizją nie przejmowała, a na jej licu wykwitł wielki uśmiech.
- Czy w waszych stronach wszędzie włóczą się bandy mężczyzn wygłodniałych tak bardzo, że na innych mężczyzn się rzucają? Nie powinni przypadkiem zaspokajać się we własnym gronie? - zapytał rozbawiony Kassim, gdy oddalali się od obozu. Z początku obie jego dłonie grzecznie obejmowały bardkę w pasie. Ale gdy obóz był już daleko jedną dłonią czarownik chwycił za pierś dziewczyny miętosząc ją drapieżnie wraz z materiałem który ją ukrywał. - Chciarłbym cię kierdyś zobarczyć w surkniach z mergo miarsta. Nie dorść, że wyglądarłabyś w nirch urroczo, to jerszcze wierdziałbym jark je z cierbie zdjrąć.
~ Każdy lubi zasmakować od czasu do czasu w świeżym mięsku. ~ dodała telepatycznie, gdy została nagle “złapana”.
- Niecierpliwy jak zawsze… - skomentowała po chwili, gdy była pewna, że głos jej nie zawiedzie. - Uważaj… bo zazdrosny wielbłąd to wściekły wielbłąd.
- Uwarżam, że wyrtrzymywałem dorść… dłurgo. - wymruczał czarownik tuląc się twarzą do jej głowy, a gdy zauważył jej ucho delikatnie je ukąsił. - Mrasz… na myrśli konkrretnego koneserra świerżego mięskra?
Bardka spięła boki wielbłąda, nakazują mu iść szybciej, a właściwie to już biec. Jedną dłonią puściła lejce, głaszcząc Jarvisia po udzie, delikatnie odwracając do niego twarz. - Nie raczej nie, może, nie wiem… - odpowiedziała, składając usta w dzióbek i całując go w nos.
- Urwielbiasz to… prrowokować, a portem zorstawiać… zargubionych w dormysłach, czyrż nie?- mruknął również całując ją w czubek nosa. Ale dotyk jaki czuła na swych piersiach bardka, nie był czuły. Raczej namiętny i gwałtowny.. jakby chciał zedrzeć z niej ubranie dłonią. No i kołyszący chód wielbłąda sprawiał, że ocierała się pupą o jego krocze i nabrzmiałą już jego włócznię rozkoszy.
- Nie. Wolę dawać mężczyznom to czego pragną… lecz ty się nie sprecyzowałeś. - mruknęła, ściągając lejce i zatrzymując gwałtownie Saada, przez co obojgiem jeźdźców mocno szarpnęło do przodu. Następnie bez słowa, poprowadziła wierzchowca w dół wydemki, gdzie rósł rachityczny kaktus. Wyglądało na to, że bardka wybrała miejsce na ich małe igraszki.
- Ja… lurbię urrozmaicenia, więc dzirś twójr Kassim… pozwolri ci się porpisać swyrm kunsztrem. Pokarż co najrprzyjemniejszego potrrafisz urczynić mężczyrźnie, jeśli ci nie przerszkadza. A potrem Kassim ci wynagrrodzi twe trrudy. - zadecydował czarownik zsiadając z wielbłąda.
- Wolałabym się kochać z kimś innym niż z Kassimem… ale niech będzie. - Chaaya zjechała z siodła, podchodząc do czarownika i biorąc jego twarz w swoje dłonie delikatnie, acz słodko pocałowała go.
- A z kim?- zapytał Kasim pozwalając się pocałować i rozkoszując się tańcem ich języków.
Chaaya całowała i dawała się całować tylko przez krótką chwilę. Czuły dotyk jej dłoni zjechał po szczęce mężczyzny na barki a z nich na tors, zatrzymując się na biodrach. W tym samym momencie usta kobiety odsunęły się od jarvisowch. Uśmiechnęła się na tę jedną chwilę, gdy sznurowania jego spodni puściły. Szybkim ruchem zsunęła dolą część garderoby, klękając na wprost stojącej dumy czarownika.
Jeśli któryś z mężczyzn, niezależnie od tego czy był to mąż Charrity, czy skrzydłowy tancerki, myślał, że ta obdarzy go jedną z tych wyrafinowanych lecz długich i jakże czasem frustrujących dla jego z płci, gier wstępnych, to się srodze pomylił.
Bardka bowiem przeszła od razu z przyjemnego postoju na środku pustyni, do szaleńczego galopu doznań.


Czepliwe paluszki chwyciły w mocnym uścisku pośladki stojącego przed kobietą mężczyzny, przysuwając jego biodra do siebie. Gorącym i mokrym językiem zataczając leniwe kółeczka na samym szczycie jego włóczni, przechodząc czasem w poddańcze liźnięcia po całej jego długości, obserwowała spod przymrożonych oczu twarz kochanka.
Jej spojrzenie było spokojne i drapieżne. Nasuwało na myśl spojrzenie myśliwego, który właśnie złapał swą ofiarę. Nie polował jednak dla zdobycia pożywienia, lecz dla zabawy i tortur.
Czy Chaaya zamierzała go torturować? Na pewien sposób na pewno. Będzie się nim bawić, aż ten nie straci tchu i nie padnie bez życia na piach. Będzie go pieścić, tak długo jak będzie tego pragnąć, a iż przyrzekł jej nie przeszkadzać, mogli spędzić tu nawet i całą noc, może i następny dzień, a może i dłużej…


Niespodziewany klaps, sprowadził Jarvisa z powrotem na ziemię, gdy tymczasem miłosny pocałunek zszedł na jeszcze niższe rejony mężczyzny. Gorący język obejmował jeden z jego królewskich klejnotów, gdy prawa dłoń przesunęła się z pośladka, przechodząc na trzon miecza, gładząc go posuwistymi ruchami i delikatnie drażniąc czubek kciukiem. Lewa dłoń, zjechała by pomóc ustom w pieszczotach, a od czasu do czasu zabłąkane palce, wsuwały się między jego pośladki, jakby chciały zakraść się od drugiej strony. Wizja co najmniej inna, przyprawiająca o dreszcz na plecach. Pytanie jednak czy ze strachu, czy z podniecenia?


Kolejny klaps, tym razem delikatniejszy, gdyż i rejony były wrażliwsze, ponownie wyklarowały myśli czarownika, gdy jego uda spięły się na chwilę w zdziwionym podnieceniu.
Wzięła go całego. Bez ostrzeżeń czy przygotowań, czy nawet mrugnięcia okiem.
W jednej chwili był w jej dłoni, a w drugiej, otoczyła go wilgotna kopuła ust i podniebienia tancerki. Ruchy głowy były energiczne, a ciasna obrączka ust przyjemnie zaciskała się, jakby nawet przy takiej czynności, nie mogła zrezygnować z całowania go.
Ostre pazurki, wbijały się w mięśnie pośladków, przyjemnie stymulując, by w końcu dzięki tym wszystkim staraniom mężczyzna mógł dojść, dość niespodziewaną dla niego eksplozją, wszak nie był to jego pierwszy raz, ale trochę tak się właśnie poczuł.


Niestety nie zdążył nawet do końca zarejestrować tego co się stało, gdyż sprawnym ruchem, Chaaya pozbawiła go równowagi, podcinając w kolanach.
Jarvis upadł plecami na piach, dostrzegając przed sobą gwiazdy. I to dosłownie, bowiem pustynne niebo spowił mrok nadchodzącej nocy, prezentując coraz liczniejsze i jaśniejsze konstelacje. A później poczuł jak coś się po nim wspina. To była ona. Tylko kiedy zdążyła się rozebrać?
Poczuł jak nagie piersi, prześliznęły się między jego nogami, delikatnie drażniąc pobudzonymi sutkami wrażliwe rejony jego ciała. Bardka nie zaprzestała „galopować”. Jej usteczka przyssały się do odsłoniętego pępka, a zwinny język łaskotał go i przywoływał kolejną falę gorąca w podbrzuszu.
Dłonie powędrowały w górę, nakładając kciuki na sutki mężczyzny, pozostałymi palcami „kroczyła” wokół nich, delikatnie wbijając paznokcie w skórę, nie raniąc ani nie pozostawiając po sobie śladów.


Jego maszt ponownie się podnosił, wtulając się w miękkie piersi kobiety, która z cichym mruknięciem aprobaty, oderwała usta od jego pępka, wdrapując się wyżej, tak by jej twarz znalazła się na wysokości jego.
- Zajadę cię - oznajmiła, siadając na nim okrakiem, drażniąc go pośladkami i gorącem swoich podudź. - Wycisnę z ciebie całe życie, wycisnę… jak sok z pomarańczy. - Zabujała bioderkami, by mógł poczuć jak bardzo była gotowa. Przesuwała swym wilgotnym kwieciem po jego brzuchu w górę i w dół bawiąc się pożądaniem ich obojga, po czym uniosła się na kolanach i odwróciła do niego plecami by nadziać się pośladkami na jego żądło. Zadrżała z rozkoszy i bólu, zaciskając się na nim złowrogo, jakby faktycznie chciała go wycisnąć jak owoc.
Gdy jej ciało w końcu przyzwyczaiło się do twardej obecności czarownika, poczęła unosić się i opadać w powolnych, tanecznych ruchach. Odgarniając włosy z pleców, tak by mógł podziwiać jej falujące łopatki.


Jarvis poznawał te ruchy.
Znał ten taniec.
Wtedy w składzie, przerwał jej swymi natarczywymi dłońmi. Teraz wiedział, że nie mógł tego zrobić, wiedział iż znalazł się w pułapce, swoistego dryfowania na granicy zmysłowości, a czystego spełnienia. Była tak blisko, a jednak daleko. Nieuchwytna i delikatna, niczym płomień świecy, gotowy zgasnąć jeśli nie opanuje swojego oddechu. Leniwe ruchy bioder budowały napięcie, ale i frustrację. Wydawało się, że bardka nie miała zamiaru zbyt szybko kończyć tego ekskluzywnego pokazu dla jego ciała i oka. Po każdym przyśpieszeniu i mocniejszym pchnięciu, zwalniała, łagodniejąc w kolistych ruchach bioder.
Tak się nie dało! Każda minuta zamieniała się niemal w bolesną godzinę. To nie była rozkosz a tortura, w której torturowany nie miał szansy umrzeć. Lecz każdy gest, każdy ruch jaki chciał wykonać, tancerka przewidywała i tylko groźnie fukała oglądając się za siebie z wyrzutem.


Może się mściła za wczoraj? A może za przed wczoraj? Albo przed przed?
Gwiazdy już całkiem jasno świeciły i właściwie to było tak jasno, że wszystko doskonale i ze szczegółami było widać. Tak czysta wizja była niedostępna nawet dla odważnych marynarzy przemierzających oceaniczne wody, gdyż niebo nad pustynią, w przeciwieństwie do innych regionów, nigdy nie było zachmurzone. Nawet najdrobniejszy obłoczek, nigdy nie mącił lazurowego nieboskłonu rozgrzanych piasków tych ziem.
Jarvis mógł dostrzec gwiazdy, o których istnieniu nie miał pojęcia. Było ich dwa, może trzy razy więcej niż nad jego rodzinnym miastem, niż nad Jaskinią czy w jakimkolwiek miejscu, które znał.
Nagłe szarpnięcie, sprowadziło czarownika na ziemię, gdy tancerka w końcu postanowiła się nad nim zlitować. A może nie?


Drugi raz był jeszcze lepszy od pierwszego, albo na pewno bardziej wyczerpujący. Oboje kochanków, nie było w stanie rozmawiać czy zaczerpnąć głębszego wdechu, gdy tak leżeli na piasku, przytulając się. A właściwie to Chaaya przytulała się do niego, bo sama nie pozwalała się dotknąć. Nie minęła jednak chwila, gdy kobieta podniosła się by móc przypatrywać się spoconej twarzy towarzysza i czule odgarniać spocone kosmyki włosów z jego czoła.
- Hmmm… - mruknęła, całując go w czubek nosa, po czym siadając za jego głową, wzięła ją na kolana, głaszcząc delikatnie. Mag mógł podziwiać więc nie tylko gwiazdy, ale i dwa krągłe wzniesienia na jej klatce oraz lekko zamyśloną twarz, wzniesioną ku niebu.
Wierzch dłoni, gładziła jego policzek, gdy tawaif nagle uraczyła go swym spojrzeniem i psotnym uśmieszkiem.
- Odpocząłeś? - po rozsunięciu kolan, głowa maga opadła powoli na piach obejmowana przez uda tancerki, która odsunęła się w tył, wstając na czworaka, tak, że biust na chwilę opadł mu na twarz. - Pamiętaj… jak pomarańczę - dodała cicho, przechodząc powoli w dół, zostawiając mory ślad po języku na jego klatce i torsie.


Jaki widok mógł się równać z widokiem milionów gwiazd na granatowym niebie? Otóż, niektórzy mogliby powiedzieć, że żaden. Jarvis aka Kassim, mógł jednak z czystym sumieniem powiedzieć, że jest widok przebijający nawet i miliardy gwiazd na niebie i ziemi.
A była nim gwiazda kobiety, która z oddaniem zajęła się jego ciałem.
Lekko rozchylone, wilgotne wrota do kwiecistego ogrodu bardki, unosiły się nad jego twarzą odcinając się ciemnym kształtem na jasnym niebie, gdy ta ponownie wzięła jego berło do ust. Nie zapowiadało się, by dane mu było sięgnąć po owy klejnot jeszcze teraz, ale noc była młoda i pełna niespodzianek.


***


Gwieździste konstelacje leniwie przesuwały się po niebie, obserwując namiętny taniec dwóch ciał kochanków. Znudzony i zapomniany przez wszystkich Saad poczłapał sobie na wzniesienie wydmy, obserwując przez chwilę poczynania dwóch jeźdźców, po czym nie rozumiejąc co robią udał się w objęcia Morfeusza.
Chaaya kochała się z Jarvisem na tysiąc różnych sposobów. Zmieniała pozycje i pieszczoty, jak kobieta zmieniająca rękawiczki. Nic nie stało jej na przeszkodzie by móc wyszaleć się w siodle czarownika, nic - prócz jego kapitulacji.
Tak więc, na stojąco, na leżąco, bokiem, do góry nogami, ze szpagatem i na rękach. Czasem jak zwierzęta, czasem jakby fizyka nie miała prawa bytu, a oni w sobie twardych szkieletów.
I tak i siak, nie ma zmiłuj, nie ma przerwy. Dalej, szybciej, mocniej! Tylko nie dotykaj, możesz patrzeć, możesz podtrzymać, ale nie próbuj przerywać.


Czarownik w pewnym momencie jak padł, tak już nie wstał i to w dwojaki sposób. Chaaya wyglądała jakby jeszcze chciała poszaleć, jeszcze trochę podusić i pościskać. Wyssać z niego, niczym wampir, ostatnie kropelki życia. Była jednak równie zmęczona, co on a i sam kontakt zaczynał być bardziej bolesny niźli przyjemny, także gdy Jarvis chcąc nie chcąc skapitulował. Ułożyła się na nim, by dodatkowo pozbyć go swym ciężarem i tak nadszarpniętego tchu, po czym wlepiła w niego zadowolone spojrzenie, najedzonego kocura.
- Więęęęcr… za dwra trzy drni… powtórrka? - zapytał zadziornie czarownik głaszcząc delikatnie bardkę po włosach, niczym ulubioną kotkę. Na razie Jarvis nie przejawiał ochoty ruszania się.
Kobieta uśmiechnęła, kładąc mu głowę na piersi. - Następnym razem to ty tańczysz a ja się przyglądam - oznajmiła figlarnie by po chwili dodać -Masz ze sobą karafkę?
- Mam… z wodą… a tancerz ze mnie kiepski… wolę masować… - mruknął i poczuła ten ją masuje. Silna dłoń ugniatała leniwie rozgrzany gorącymi figlami pośladek.
- To była przenośnia - zaśmiała się, wtulając twarz w zagłębienie jego obojczyków. - Zanim wrócimy to się umyję skoroś taki przewidywalny... A już myślałam, że może się trochę poodkrywam przed Zadimem. - Udo tancerki objęło w pasie czarownika, gładząc go łydką po nodze.
- To bęrdzie rrozkoszny wirdok, wiesz? - mruczał czarownik delektując się miękkością pośladka dziewczyny i ocierającym się ciałem jej. - Ty skąrpana w krryształowych krropelkach wody. A co do Zadima… igrrać chrcesz z jergo, czy terż i ze swoimr arpetytem?
- Z twoim! - wypaliła, podnosząc głowę z dwuznacznym uśmieszkiem. - Jak na razie najlepiej się spisywałeś, gdy wizja Zadima dyszała ci w kark. - kobieta pogładziła czarownika po policzku, po czym wbijając w niego łokcie, podparła się siadając. - Szybki prysznic i wracamy?
- Wchordzisz mi jerdnocześnie na armbicję jak i zazdrrość chcersz sprrowokować… mam się unierść durmą, rzurcić cię na ten piarsek i wypierścić… w karżdym zakamarrku? Jerszcze drarłbym radę. - rzekł półżartem… a może całkiem serio Jarvis. Z pewnością był wytrwałym kochankiem. I doświadczonym w takich maratonach. Pogłaskał ją po włosach dodając. - Jerszcze nie wrracajmy… polerżmy trrochę przytulreni. Nie srpieszy mri się.
- Dobrze więc… leżymy - zawyrokowała, kładąc się obok na piasku, oplatając rękoma i nogami maga, niczym czepliwe, małe zwierzątko.
- To nie tak… nie musisz mi nic udowadniać. Wypocznij. - Chaaya przeszła na spolegliwszy ton, najwyraźniej nie mając ochoty przekonywać się, czy Jarvis żartował, czy mówił śmiertelnie poważnie.
Westchnęła, nie wiedząc co ze sobą począć. Zazwyczaj nigdy nie leżała i nie przytulała się ze swoim klientem po wyczerpującym stosunku. Jedynie z Ranveerem było inaczej, no ale z wiadomych powodów.
- Mórwisz jakby pierszczenie twergo ciałra, byłro jarkimś okrropnym oborwiązkiem. A ja… to lurbię. - mruknął w odpowiedzi czarownik, starając się otulić dziewczynę ramieniem. Było to zresztą zrozumiałe. Wszak ich ciała były nadal gorące po intensywnych figlach, a noce na pustyni bywały zimne.
- To mówisz, że nigdy nie spałeś z mężczyzną? - tawaif zmieniła temat. Wtulając się ciaśniej w ramiona Jarvisa. - Czy powód ten podyktowany jest brakiem nadarzającej się okazji, czy odpowiedniej partii na podorędziu? - wprawdzie czarownik tłumaczył się już przed bardką, ale najwyraźniej chciała podrążyć ten temat zgrabnie schodząc z tematu własnej osoby.
- Na wirdok żardnego włórcznia mi się nie uniorsła. Jakroś żarden nie wpardł mi w okro... tak po prrostu. A ty… byłra jarkaś korbieta, którra budziła żarr w twych lęrdźwiach sarmym pojarwieniem się? - zapytał w odpowiedzi Jarvis przyglądając się obliczu dziewczyny.
- W sumie to… nie wiem - odparła zgodnie z prawdą. - Zostałam nauczona być zawsze gotowa, niezależnie od wyglądu mojego klienta. Przyzwyczajenie przeszło też i na kobiety. Choć… podobała mi się jedna z bliźniaczek w naszym Domu. Nie dało się z nią jednak rozmawiać… poetki są dość specyficzne. - Wyjaśniła dumając przez chwilę. Wracając wspomnieniami do jednej z niewolnic z którą dzieliła celę po schwytaniu przez łowców. Shia mogłaby być jej matką, a jednak podczas zimnych dni i nocy, gdy klienteli było mało, odnajdywały ciepło w swoich ramionach.
- Cóż… Mi nirgdy żaden męrżczyzna nie wyrdawał się tak atrrakcyjny by przyrciągać do sierbie. Oczywirście byłbrym w starnie się przerłamać, gdyrbym mursiał. A i niektórre eliksirry Cassandry potrrafiły oburdzić w karżdym człorwieku bestię nie zwrracającą urwagi na płerć kocharnka. To jerdnak… nie porciągał mnie dortąd żarden męrżczyzna. Tak po prrostu. Morże dlartego, że Cassandra miarła rrację, korbiety barrdziej odczurwają porprzez dotyk, a męrżczyźni… przez wzrrok porciąg fizryczny. - zaczął wyjaśniać dość długo czarownik.
- Jest w tym ziarno prawdy - Usta bardki przylgnęły do brody mężczyzny, delikatnie je muskając. - Nigdy się tym nie interesowałam, przyjmując za pewniak, iż wystarczy trochę dyscypliny i każdego się przełknie w swoich objęciach. - Chaaya poruszyła się niespokojnie, jakby było jej niewygodnie, nie wiadomo jednak czy w owa niewygoda objawiała się w pozycji, czy rejonie dysputy. - Wraz z nocą wychodzą na żer drapieżniki. Nie te wielkie i majestatyczne… a małe i zwinne. Powinniśmy się powoli zbierać, wielbłąd będzie mieć stracha w drodze powrotnej.
- To prrawda… dyrscyplina i samozaparrcie pozwarla na coś tarkiego. Ale jest rróżnica mięrdzy dyrscypliną, a prrawdziwym porżądaniem. - ocenił czarownik wzdychając. - No… morglibyśmy jerszcze…
Zanim dokończył, oboje poczuli drżenie, właściwie setki drgań pod piaskiem. Jakby… dziesiątki węży wiło się pod pustynią. Coś… nietypowego. Drgania jednak zakończyły się tak szybko, jak się zaczęły.
- Co to byrło? - zapytał czarownik siadając i naiwnie sądząc, że bardka zna odpowiedź.
Spłoszona tancerka poderwała się do klęczek, przez chwilę wpatrując się w piach, gotowa uciekać, gdyby coś miało wypełznąć spod niego.
- Nie mam pojęcia… - mruknęła czujnie, zbierając ubrania z pustyni. - Tym razem, na pewno się zbieramy.
Tym razem czarownik nie protestował wyjmując ze swych pakunków karafkę z wodą i wyjawiając bardce słowa aktywujące jej działanie.
Kobieta wyszła z leja w którym leżeli, opłukując się starannie z piasku, potu i pozostałości po miłosnych doznaniach. Rześka woda w połączeniu z chłodnym powietrzem, okrasiła jej skórę gęsią skórką, a sama zaś tancerka zadrżała kilka razy, gdy chłodne strużki wody obmywały jej piersi i uda.
Z ubraniem się, musiała poczekać do wyschnięcia, dlatego też zwróciła są dłoń z karafką w kierunku Jarvisa.
- Nie stój tam… bogowie raczą widzieć co przed chwilą było pod nami… a może nawet dalej jest. - Chaaya patrzyła z niepokojem na dołek z kaktusem w którym spędzili tyle czasu.
- Corkolwiek to byłro… najwyrraźniej nie jerst zainterresowane nami. W innrym przyrpadku już by zaartakowało. - rzekł w odpowiedzi czarownik ubierając się szybko.
- Przyrspieszę nasz śrrodek trransporrtu, więc… mam nardzieję, że sorbie porradzisz i bęrdę się trzyrmał morcno. - rzekł czarownik przyglądając się wielbłądowi.
Kobieta odpowiedziała tylko wzruszeniem ramion, powoli ubierając się, przy okazji nie spuszczając wzroku z miejsca, w którym leżeli.
Tam mogła dostrzec wąskie wypukłości… podłużne nasypy na piasku. Kilkanaście drobnych szlaków. Jarvis zaś był gotów pierwszy i szybko usadowił się na wielbłądzie, czekając na nią.
- Wracamy do obozu? - Dziewczyna zagrała na chwilę zwłoki, przyglądając się kierunkowi śladów, skąd przybyło, lub zmierzało owe coś pod ziemią.
- Tak. - stwierdził krótko czarownik i przyłożył dłoń do zadu wielbłąda mamrocząc coś pod nosem.
Dziewczyna bez słowa zajęła swoje miejsca na siodle, podnosząc zwierze z piasku, następnie spojrzała w gwiazdy i odwróciła Saada w odpowiednim kierunku. Następnie spięła go udami.
Zwierzę poderwało się gwałtownie do biegu pędząc szybciej niż… zazwyczaj. Wzbudzając za sobą tumany pyłu ruszył gwałtownie nie dając bardce łatwo przyzwyczaić się do pędu. Czuła się niemal jak profesjonalny jeździec w wyścigach wielbłądów.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline