Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-10-2016, 00:49   #4
Olian
 
Olian's Avatar
 
Reputacja: 1 Olian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skał
21 stycznia 2012 r.
USA, Nowy Jork

Nienawidził pakowania się. Do plecaka upchał kilka sztuk ubrań, swoją ulubioną bandanę z jego pierwszej podróży do Indii, mapę fizyczną Afryki i Mali, wielofunkcyjny scyzoryk oraz spray przeciwko insektom (który jak zapewnia producent działa również przeciwko tropikalnym ich odmianom) oraz kilka innych potrzebnych rzeczy. Tak spakowany poszedł wziąć szybki prysznic.

Ubrany w luźne szare dżinsy, ciepły polar i skórzaną kurtkę wyruszył na lotnisko w Nowym Jorku, gdzie miał spotkać się z resztą ekipy. Po drodze wstąpił do ulubionej kawiarni i zamówił to co zwykle – średnią caffé americano z odtłuszczonym mlekiem, tym razem jednak na wynos. Poflirtował trochę ze znajomą kelnerką, opowiedział o podróży do Afryki (zachowując jednak szczegóły dotyczące misji) i obiecał spotkanie gdy już wróci. Dziewczyna ucałowała go w policzek na pożegnanie i tak gotowy mógł iść dalej w kierunku lotniska. Droga trochę się mu dłużyła, nie wiedział czy to z powodu tego, że nie miał ochoty na długą podróż samolotem a później samochodem, czy dlatego, że zawsze przed misją zadawał sobie pytanie czy i tym razem wróci do domu. W końcu jednak, po około 15 minutach znalazł się przed wejściem na lotnisko. Do pobliskiego kosza na śmieci wyrzucił pusty kubek po kawie i wszedł do środka.

Tłum ludzi w tym miejscu zawsze go przytłaczał – nie był typem introwertyka, ale czasami miał po prostu zły dzień i to właśnie był jeden z nich. Myśl o pięknej czarnowłosej kelnerce o wyraźnych latynoskich korzeniach zawsze poprawiała mu nastrój, tak było i tym razem. Od dawna chciał się z nią umówić ale zawsze miał co innego do roboty, czy akurat w klubie poznał inną, równie piękną dziewczynę i na krótką namiętną chwilę zapominał o latynoskiej bogini. Chwilę zajęło mu odnalezienie znajomej grupy ludzi, do której podszedł z niewyraźnym uśmiechem i przywitał się jak zwykle, rzucając szybkie – siema, jestem. Czekanie na odprawę i samolot trochę zajęło, a większość tego czasu spędzili w milczeniu. Matty jako bagaż podręczny zabrał tylko książkę o chorobach tropikalnych, nic więcej nie potrzebował.

Na pokładzie samolotu szybko znalazł swoje miejsce i od razu zaczął czytać zabraną encyklopedię międzyzwrotnikowych schorzeń. Dobrze wiedział, że leci z nimi wszystkimi pani medyk, ale wolał być chociaż trochę przygotowany gdyby jakimś nieszczęsnym trafem Madison zabrakło. W połowie lotu książkę zamknął i odłożył… miał już dosyć. Ułożył się w miarę wygodnie w fotelu i zasnął.

22 stycznia 2012 r.
Senegal, Dakar

W końcu znaleźli się w Afryce. Chociaż ponad połowę lotu Matty przespał, to odczuwał ogromne zmęczenie. Być może spowodowane samą myślą o misji albo znalezieniem się w innej strefie klimatycznej, sam nie wiedział. Teraz czekała ich ponad dwudziestogodzinna jazda samochodem, nie miał na to najmniejszej ochoty, ale nie miał też wyboru. W samochodzie postawił na kolejną drzemkę i chociaż nie było to łatwe… jakoś zasnął.


23 stycznia 2012 r.
Mali, Bamako

Zatrzymali się w końcu przed hotelem. Matty szybko wziął swój plecak wypełniony po brzegi i po krótkim przemówieniu Browna, wszyscy razem ruszyli w stronę recepcji hotelu.

Matty odnalazł swój pokój i pierwsze co zrobił to wziął krótki, ciepło-zimny prysznic. Zmył z siebie lot samolotem i podróż do Bamako. Po chwili poszedł do hotelowej restauracji i zjadł zamówiony lokalny przysmak. Chociaż widać było, że Matty spędza część czasu na siłowni i stara się zdrowo odżywiać, to już zaczął tęsknić za pizzą z podwójnym serem czy hot dogiem z jego ulubionego food trucku. Dobrze wiedział, że być może jest to ostatni ciepły posiłek, który będzie mu dane zjeść podczas pobytu w Mali.

Z tą myślą wlókł się powoli do pokoju i po umyciu zębów i jeszcze jednym krótkim zimnym prysznicu położył się do łóżka. Chwilę rozmyślał to o chorobach tropikalnych, to o latynoskiej dziewczynie z Nowego Jorku, a to o food trucku. Z tak zagmatwanym umysłem zasnął.

Budzik wydawał się mu głośniejszy i jeszcze bardziej irytujący niż ten z jego mieszkania. Wstał szybko, dopakował do plecaka wyciągnięte wcześniej kilka rzeczy i po porannej toalecie, przebraniu się w lekki terenowy strój i zawiązaniu swojej bandany na nadgarstku zszedł przywitać się z resztą grupy. Miał ochotę zahaczyć o świeżo mieloną kawę i jakieś syte śniadanie, ale raczej nie było na to czasu. Postanowił, że zje coś później, jeśli będzie taka okazja.

Krótkie milczenie przerwała Madison i po chwili Robert.
- Magazyny misji katolickiej są obowiązkowym punktem do sprawdzenia – powiedział trochę zaspany Matty. – Chociaż proponuję też udać się do kościoła, z którym związana była Jessica, tak jak proponował Jack. Tamtejsi ludzie może coś nam powiedzą więcej o samej poszukiwanej i ojcu Gordonie. Dlatego jestem za rozdzieleniem się, jak zasugerował Robert. – Przerwał i czekał na odpowiedź pozostałych. Zaczął zastanawiać się też nad panem Konate, być może on sam coś wie, o czym jeszcze nie powiedział.
 
__________________
"Wyobraźnia, a nie inwencja, jest najwyższym władcą sztuki - i życia." - Joseph Conrad

Ostatnio edytowane przez Olian : 26-10-2016 o 21:08.
Olian jest offline