Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-10-2016, 12:07   #1
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
"Inter arma silent Musae"

Muzyczny wstęp

Podróż była długa i męcząca. Kilkugodzinny lot z LA do Nowego Jorku. Następnie przelot przez Atlantyk i lądowanie w Dakarze. Do Bamako, stolicy Mali, dotarli po ponad dwudziestu godzinach jazdy przez afrykańskie drogi. Co prawda większość czas przespali, ale na pewno nie można było powiedzieć, że był to sen relaksujący i regenerujący siły.

23 stycznia 2012 r.
Mali, Bamako

Bamako jak większość afrykańskich miast, to wielokolorowa mozaika pełna kontrastów. Obok wieżowców i eleganckich hoteli, znajdowały się blaszane stragany, czy domy mieszkalne, których dachy pokryte były słomą. Na drogach obok najnowszych terenówek i limuzyn, dreptały wolno muły ciągnące załadowane po brzegi dwukołówki.
Samochód zatrzymał się przed miejscowym “Sheratonem”. To tutaj mieli po raz ostatni odpocząć w komfortowych warunkach przed wyruszeniem w głąb Mali, gdzie o takich warunkach będzie można pomarzyć. To tutaj także mieli się spotkać z niejakim Jacobem Konate. To on poinformował Marcusa Stevensona o zaginięciu córki. To on też miał się stać przewodnikiem ekipy.
Gdy wszyscy wyszli z samochodu, Jack Brown powiedział:
- Odpocznijcie. Napijcie się czegoś mocniejszego i zrelaksujcie się. Za chwilę będziemy musieli zapomnieć o tych luksusach. Przyda się wam więc kilka godzin dla siebie. Pokoje macie zarezerwowane. Konate ma się tutaj zjawić wieczorem, choć znając nadgorliwość tego typu ludzi, to pewni już wysiaduje w hotelowej poczekali. Ja jadę odebrać nas sprzęt i zorganizuje jakiś samochód. Spotkamy się rano.
Brown machnął ręką na pożegnanie i ruszył pewnie w głąb miasta, jakby je doskonale znał. O ich szefie krążyło tak wiele opowieści, że można było uznać, że gość zna każde miasto i wieś na świecie.

Po tej krótkiej odprawie ekipa ruszyła do hotelu. Minęli dumnie powiewającą amerykańską flagę przed wejściem i wyprężonego boya w firmowym uniformie. Widać było, że młody chłopak poci się w nim okrutnie, ale mimo to stał wyprostowany jak struna i z szerokim uśmiechem witał gości.

Gdy tylko załatwili formalności w recepcji podszedł do nich niewysoki czarnoskóry mężczyzna w kraciastej koszuli z krótkim rękawem. W jego twarzy i oczach było coś, co niemal natychmiast budziło poczucie zaufania.

- Witam państwa - powiedział, kłaniając się nisko - Nazywam się Jacob Konate. Jeżeli państwo zechcą, to możemy porozmawiać. Pozwoliłem sobie zamówić dla państwa posiłek. Zapewne jesteście zmęczeni po długiej drodze.

23 stycznia 2012 r.
Mali, Bamako, hotel “Sheraton”

Budziki nie były konieczne, podobnie, jak zamówiona u obsługi pobudka. Jasne promienie słońca już od pierwszej chwili świtu nie pozwoliły ekipie spać. Nie tylko przebiły się one przez żaluzje, świecąc prosto na twarze śpiących, ale także wyraźnie dały do zrozumienia, że ekipa przebywa w Afryce. Gorące już o poranku słoneczne promienie, zwiastowały niezwykle upalny dzień.

W poczekalni na skórzanej kanapie siedział już Brown. Ubrany już w wygodny paramilitarny uniform. Piaskową koszulę i pustynne bojówki. Obok niego leżał wypełniony po brzegi plecak.
- Witajcie - przywitał się Brown - Gotowi? Jak mówiłem wczoraj, odebrał nasz sprzęt i skołowałem transport. Bak macie pełny, akumulator prawie nowy, a na pace zapasy wody i żarcia. To na wypadek, jakbyście musieli nagle wyruszyć w drogę. Proponuje się jednak na razie skupić na Bamako. To tutaj księżulek i córka Stevensona mieli przybyć po leki i jakieś zapasy. Trzeba sprawdzić te miejsca, gdzie mogliby się pojawić. Odwiedźcie też miejscowy kościół i lokalną wspólnotę powiązaną z ojczulkiem. Konate powie wam, gdzie to jest. Można też skontaktować się z miejscową policją, czy nie słyszała o porwaniu lub zabójstwie białej kobiety i księdza. Z resztą, co ja wam będę mówił. Doskonale wiecie, co macie robić. Sprawdźcie wszystkie możliwe ślady. Ja jadę spotkać się z pewnymi ludźmi, którzy mogą być pomocni. Może uda mi się czegoś przy okazji dowiedzieć. Jakby co dzwońcie. Tutaj macie kluczyki od samochodu. Jakieś pytania?
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.

Ostatnio edytowane przez brody : 26-10-2016 o 01:02.
brody jest offline  
Stary 25-10-2016, 22:02   #2
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Madison obudziła się gdy tylko poczuła jak temperatura rośnie. Afghanistan przyzwyczaił ją by wstawać przed świtem. Podniosła się odruchowo chwytając broń leżącą przy poduszce i przeszła do łazienki. Z ulgą powitała zimną wodę i postanowiła na chwilę zostać pod prysznicem.


Ta blondi.. Jessica. Takie urocze dziewczynki nie powinny się ładować w takie miejsca. Madison wyszła z łazienki i zaczęła się ubierać nakładając paramilitarny strój na mokre ciało. Kątem oka zerknęła jak światło zaczyna się przebijać przez żaluzje. Plecak stał spakowany przy łóżku, na stoliku leżała fotka dziewczyny, którą Madison starała się wyryć w swojej pamięci. Teraz zgarnęła ją i wsunęła do kieszeni bojówek. Na biały t-shirt narzuciła lekką kurtkę i chwytając plecak wyszła z pokoju.


Uśmiechnęła się widząc Browna oczekującego ich w poczekalni.
- Hej! - Madison postawiła swój plecak i przeciągnęła się. - Już bierzemy się do roboty. Gdzie się podział Konate? - Dziewczyna rozejrzała się po pomieszczeniu. - Wiemy gdzie zaopatrywali się w leki i jedzenie?
 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 25-10-2016 o 23:12.
Aiko jest offline  
Stary 26-10-2016, 00:30   #3
 
Beylin's Avatar
 
Reputacja: 1 Beylin jest na bardzo dobrej drodzeBeylin jest na bardzo dobrej drodzeBeylin jest na bardzo dobrej drodzeBeylin jest na bardzo dobrej drodzeBeylin jest na bardzo dobrej drodzeBeylin jest na bardzo dobrej drodzeBeylin jest na bardzo dobrej drodzeBeylin jest na bardzo dobrej drodzeBeylin jest na bardzo dobrej drodzeBeylin jest na bardzo dobrej drodzeBeylin jest na bardzo dobrej drodze
Hotelowa klimatyzacja nie mogła nic poradzić na nieznośną, tropikalną wilgoć. Ledwie słońce wyjrzało zza horyzontu, a całe miasto zdawało się parować, czyniąc oddychanie nad wyraz nieprzyjemnym. Choć Robert już wielokroć był w Afryce i wyrobił odpowiednie nawyki, dzięki którym klimat nie wpływał na jego pracę, to nie sądził, by biały człowiek kiedykolwiek był w stanie naprawdę do tego przywyknąć.

Leżał więc w pościeli, przewracając się z boku na bok, aż zebrał w sobie wystarczająco chęci by wyrwać się z półsennego odrętwienia. Wolno poczłapał pod prysznic. Ociekając z resztek zimnej wody, wpatrywał się w lustro. Nienawidzę tej roboty - powtarzał sobie, jak co rano, już od czterech lat - Nienawidzę. Ale nic innego nie umiem. Zawarłszy ze sobą kolejny niepewny rozejm, ubrał się w lekki strój na miasto - krótkie spodenki, biały podkoszulek i rozpinana koszula wojskowa - i wyruszył w stronę poczekalni.

Z pozostałymi przywitał się krótko, w końcu to nie ich pierwsza robota. Z nijakim wyrazem twarzy wysłuchał tyrady Browna. Już otwierał usta, by coś powiedzieć, ale wyprzedziła go Madison. Jak zwykle energiczna, nawet za bardzo pomyślał, ale nie miał ochoty już od początku zaczynać z nią kłótni. Odczekał aż skończy i dodał:
- Te magazyny to chyba najlepszy trop. Nawet, jeśli do nich nie dojechali, będziemy mogli wypytać o nich i o to, po co jechali. Ale inne miejsca też warto odwiedzić. Może się rozdzielimy, żeby nie marnować czasu? Nie ma sensu, żebyśmy wszędzie jechali razem.
 
Beylin jest offline  
Stary 26-10-2016, 00:49   #4
 
Olian's Avatar
 
Reputacja: 1 Olian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skał
21 stycznia 2012 r.
USA, Nowy Jork

Nienawidził pakowania się. Do plecaka upchał kilka sztuk ubrań, swoją ulubioną bandanę z jego pierwszej podróży do Indii, mapę fizyczną Afryki i Mali, wielofunkcyjny scyzoryk oraz spray przeciwko insektom (który jak zapewnia producent działa również przeciwko tropikalnym ich odmianom) oraz kilka innych potrzebnych rzeczy. Tak spakowany poszedł wziąć szybki prysznic.

Ubrany w luźne szare dżinsy, ciepły polar i skórzaną kurtkę wyruszył na lotnisko w Nowym Jorku, gdzie miał spotkać się z resztą ekipy. Po drodze wstąpił do ulubionej kawiarni i zamówił to co zwykle – średnią caffé americano z odtłuszczonym mlekiem, tym razem jednak na wynos. Poflirtował trochę ze znajomą kelnerką, opowiedział o podróży do Afryki (zachowując jednak szczegóły dotyczące misji) i obiecał spotkanie gdy już wróci. Dziewczyna ucałowała go w policzek na pożegnanie i tak gotowy mógł iść dalej w kierunku lotniska. Droga trochę się mu dłużyła, nie wiedział czy to z powodu tego, że nie miał ochoty na długą podróż samolotem a później samochodem, czy dlatego, że zawsze przed misją zadawał sobie pytanie czy i tym razem wróci do domu. W końcu jednak, po około 15 minutach znalazł się przed wejściem na lotnisko. Do pobliskiego kosza na śmieci wyrzucił pusty kubek po kawie i wszedł do środka.

Tłum ludzi w tym miejscu zawsze go przytłaczał – nie był typem introwertyka, ale czasami miał po prostu zły dzień i to właśnie był jeden z nich. Myśl o pięknej czarnowłosej kelnerce o wyraźnych latynoskich korzeniach zawsze poprawiała mu nastrój, tak było i tym razem. Od dawna chciał się z nią umówić ale zawsze miał co innego do roboty, czy akurat w klubie poznał inną, równie piękną dziewczynę i na krótką namiętną chwilę zapominał o latynoskiej bogini. Chwilę zajęło mu odnalezienie znajomej grupy ludzi, do której podszedł z niewyraźnym uśmiechem i przywitał się jak zwykle, rzucając szybkie – siema, jestem. Czekanie na odprawę i samolot trochę zajęło, a większość tego czasu spędzili w milczeniu. Matty jako bagaż podręczny zabrał tylko książkę o chorobach tropikalnych, nic więcej nie potrzebował.

Na pokładzie samolotu szybko znalazł swoje miejsce i od razu zaczął czytać zabraną encyklopedię międzyzwrotnikowych schorzeń. Dobrze wiedział, że leci z nimi wszystkimi pani medyk, ale wolał być chociaż trochę przygotowany gdyby jakimś nieszczęsnym trafem Madison zabrakło. W połowie lotu książkę zamknął i odłożył… miał już dosyć. Ułożył się w miarę wygodnie w fotelu i zasnął.

22 stycznia 2012 r.
Senegal, Dakar

W końcu znaleźli się w Afryce. Chociaż ponad połowę lotu Matty przespał, to odczuwał ogromne zmęczenie. Być może spowodowane samą myślą o misji albo znalezieniem się w innej strefie klimatycznej, sam nie wiedział. Teraz czekała ich ponad dwudziestogodzinna jazda samochodem, nie miał na to najmniejszej ochoty, ale nie miał też wyboru. W samochodzie postawił na kolejną drzemkę i chociaż nie było to łatwe… jakoś zasnął.


23 stycznia 2012 r.
Mali, Bamako

Zatrzymali się w końcu przed hotelem. Matty szybko wziął swój plecak wypełniony po brzegi i po krótkim przemówieniu Browna, wszyscy razem ruszyli w stronę recepcji hotelu.

Matty odnalazł swój pokój i pierwsze co zrobił to wziął krótki, ciepło-zimny prysznic. Zmył z siebie lot samolotem i podróż do Bamako. Po chwili poszedł do hotelowej restauracji i zjadł zamówiony lokalny przysmak. Chociaż widać było, że Matty spędza część czasu na siłowni i stara się zdrowo odżywiać, to już zaczął tęsknić za pizzą z podwójnym serem czy hot dogiem z jego ulubionego food trucku. Dobrze wiedział, że być może jest to ostatni ciepły posiłek, który będzie mu dane zjeść podczas pobytu w Mali.

Z tą myślą wlókł się powoli do pokoju i po umyciu zębów i jeszcze jednym krótkim zimnym prysznicu położył się do łóżka. Chwilę rozmyślał to o chorobach tropikalnych, to o latynoskiej dziewczynie z Nowego Jorku, a to o food trucku. Z tak zagmatwanym umysłem zasnął.

Budzik wydawał się mu głośniejszy i jeszcze bardziej irytujący niż ten z jego mieszkania. Wstał szybko, dopakował do plecaka wyciągnięte wcześniej kilka rzeczy i po porannej toalecie, przebraniu się w lekki terenowy strój i zawiązaniu swojej bandany na nadgarstku zszedł przywitać się z resztą grupy. Miał ochotę zahaczyć o świeżo mieloną kawę i jakieś syte śniadanie, ale raczej nie było na to czasu. Postanowił, że zje coś później, jeśli będzie taka okazja.

Krótkie milczenie przerwała Madison i po chwili Robert.
- Magazyny misji katolickiej są obowiązkowym punktem do sprawdzenia – powiedział trochę zaspany Matty. – Chociaż proponuję też udać się do kościoła, z którym związana była Jessica, tak jak proponował Jack. Tamtejsi ludzie może coś nam powiedzą więcej o samej poszukiwanej i ojcu Gordonie. Dlatego jestem za rozdzieleniem się, jak zasugerował Robert. – Przerwał i czekał na odpowiedź pozostałych. Zaczął zastanawiać się też nad panem Konate, być może on sam coś wie, o czym jeszcze nie powiedział.
 
__________________
"Wyobraźnia, a nie inwencja, jest najwyższym władcą sztuki - i życia." - Joseph Conrad

Ostatnio edytowane przez Olian : 26-10-2016 o 21:08.
Olian jest offline  
Stary 26-10-2016, 22:31   #5
JJ
 
JJ's Avatar
 
Reputacja: 1 JJ wkrótce będzie znanyJJ wkrótce będzie znanyJJ wkrótce będzie znanyJJ wkrótce będzie znanyJJ wkrótce będzie znanyJJ wkrótce będzie znanyJJ wkrótce będzie znanyJJ wkrótce będzie znanyJJ wkrótce będzie znanyJJ wkrótce będzie znanyJJ wkrótce będzie znany
-Ja pier-do-lę – Jedyne słowa jakie mu ślina na język przyniosła po paru godzinach niespokojnego snu. Pierwsze promienie słońca zdążyły go wyrwać ze snu i wkurzyć . Paroma zdaniami złożonymi głównie z bluzg wyraził swoje zdanie na temat współczesnego świata i polityki ,której nienawidził . Jego zdaniem pokój hotelowy , w którym aktualnie przebywał, mógłby być nową salą egzekucji , w której sam dałby się zabić . Rozebrał się do naga ze starych i śmierdzących po podróży ciuchów i wskoczył pod prysznic i przy okazji wygrzmocił się na śliskich kafelkach , co do reszty zepsuło jego poranek.
Po prysznicu i dokładnym wytarciu się szarym i zatęchłym ręcznikiem ubrał się w swoje wojskowe ciuchy ,które podwędził kumplom z jednostki jakieś parę ładnych lat temu. Sprawdził stan swojego pistoletu i stan ilości amunicji – Dobra mam jakieś trzy paczki po dwadzieścia pestek , co daje mi jakieś sześćdziesiąt niepodważalnych argumentów dotyczących czyjegoś położenia w danej sytuacji.
Po czym podszedł do lustra i w iście gangsterskim stylu przyłożył swoją spluwę do szkła i modulując swoim głosem zaczął gadać do własnego odbicia- Joł joł madafaka łasap – rozłożył ręce w i uśmiechnął sam do siebie , po czym szybko wycelował w lustro – Ju tokin tu mi nyger ?- Po paru minutach stwierdził ,że go to nudzi i zaczął przeglądać spakowany wcześniej przez jego szefa plecak – Woda – czek , bandaże- czek , żarcie –czek , latarka i baterie –czek ! czek! – Po czym zamknął plecak uporządkował wszystko i wyszedł nie spiesząc się ze swojego pokoju zapominając zamknąć drzwi . Powolnym tempem szedł na miejsce zbiórki co chwila mijając ludzi ,którymi gardził z powodu złego humoru od samego rana. Kiedy doszedł do holu zastał już całą ekipę ,która najwidoczniej dyskutowała o tym od czego zacząć . Nie myśląc wiele Max rzucił na powitanie- Może powinniśmy najpierw skupić uwagę na samej DRODZĘ ,którą poruszał się nasz cel –Tu zrobił przerwę ,ale po chwili dodał- Ale przede wszystkim powinniśmy zobaczyć samo miasto , bo bez tego daleko nie zajdziemy – Po czym rozsiadł się wygodnie na najbliższej kanapie i soczyście beknął.
 

Ostatnio edytowane przez JJ : 27-10-2016 o 13:04.
JJ jest offline  
Stary 28-10-2016, 16:34   #6
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Hotelowa poczekalnia może nie była najlepszym miejscem na naradę. Jednak czas nie był ich sprzymierzeńcem w tej misji, więc nie było sensu szukać czegoś bardziej odpowiedniego. Na pytanie Petersona o drogę, Konate rozłożył na niskim, szklanym drogową mapę. Wprawnym ruchem za pomocą grubego ołówka, narysował na niej trasę przejazdu ojca Gordona i Jessici Stevenson.


- To długa i ciężka podróż - zaczął wyjaśnienia Konate - Ojciec Gordon zawsze wolał jechać wolniej i ostrożniej. Zawsze stawiał na bezpieczeństwo. Z tego, co wiem planował rozłożyć przejazd na dwa dni. Pierwszego dnia planował dotrzeć do Mopti, tam przenocować, a dopiero rankiem następnego dnia wyruszyć w dalszą drogę do Bamako. W Mopti ojciec Gordon zna kilku zaufanych braci w wierz i to u nich chciał przenocować wraz z Jessicą. Robił tak już nie raz. Z tego, co udało mi się ustalić to ojciec Gordon dotarł do Mopti i odwiedził wraz z Jessicą znajomych, ale nie nocował u nich. Nie znam szczegółów dlaczego się tak stało. Ponoć był spokojny i zachowywał się jak zwykle. Powiedział tylko, że musi odwiedzić jakiegoś chorego. Niestety nie wiem, kim była ta osoba. Ci bracia, którzy mieli przenocować ojca Gordona twierdzą, że wyjechał on z Mopti rano następnego dnia. Potwierdzić to miał policjant, który widział samochód ojca Gordona na rogatkach miasta. Tyle udało mi się ustalić. - zakończył Jacob.


Ze słów Jacoba wynikało zatem, że ojca Gordona i Jessicę Stevenson spotkało coś, pomiędzy Mopti, a Bamako. Oczywiście wszystko trzeba było sprawdzić na własną rękę, aby mieć całkowitą pewność, co do przebiegu zdarzeń.


Grupa zgodziła się, że w pierwszej kolejności trzeba było sprawdzić magazyny misji katolickiej, skąd ojciec Gordon i Jessica mieli odebrać zapasy i leki.


Międzynarodowy port lotniczy
Bamako-Senou
23 stycznia 2012 r. godz. 11:20



Lotnisko w Bamako zostało wybudowane otwarte w roku 74’. Od momentu otwarcia, aż do dnia dzisiejszego jest największym portem lotniczym w całym kraju. Choć jak na zachodnie standardy było to niewielkie lotnisko. Około siedmiu lat temu zostało przebudowane, aby móc przyjmować większe samoloty oraz lotnictwo wojskowe.


Pierwsze, co rzuciło się w oczy wszystkim w ekipie to ilość wojska w pobliżu lotniska. Nie dziwiła sama obecność, ale ilość żołnierzy, jak i sprzętu. Na drodze do lotniska stało kilka terenowych samochodów z zamontowanymi ciężkimi karabinami na pace. Przed samym lotniskiem natomiast stały dwa transportery opancerzone, egipskiej produkcji, typu Fahd z pełną obsługa.
Miny żołnierzy wyraźnie wskazywały, że nie jest to typowe lub rutynowe zadanie. Skupiony wzrok, wypatrujący niebezpieczeństwa i broń będąca cały czas w pogotowiu wskazywały, że te środki ostrożności zostały podjęte nie bez przyczyny.
Władze najwyraźniej już zabezpieczały strategiczne obiekty przed ewentualnymi atakami. Powstanie wybuchło kilka dni temu daleko na północy, ale wojsko już zostało postawione w stan gotowości.


Obecność Konate pomogła im przejść bez problemów przez posterunek kontroli i dotrzeć do znajdujących się na tyłach lotniska magazynów. Te należące do katolickiej misji stały pośrodku trzeciego rzędu skleconych naprędce metalowych baraków. Już z daleka dostrzegli, że przed magazynem stoi ubrany w szarą koszulę i koloratkę, czarnoskóry ksiądz oraz dwóch żołnierzy. Trwała między nimi żywa wymiana zdań. Gdy ekipa podjechała bliżej, wojskowi właśnie wsiadali do swojego samochodu. Mina księdza wskazywała, że po ich odejściu wyraźnie mu ulżyło.
Na widok Konate, ksiądz uśmiechnął się szeroko, a po chwili serdecznie uściskał się z nim.
- To ojciec Dikeledi - przedstawił księdza Konate - A to ludzie przesłani do odnalezienia Jessici. Będą oni mieli do ojca kilka pytań.
- Nie mam nic więcej do dodania, niż mówiłem już Jacobowi - powiedział Dikeledi - Ani ojciec Gordon, ani Jessica nie dotarli do mnie. Zamówione przez nich rzeczy nadal znajdują się w magazynie. Co z resztą zaczyna stanowić problem, ale mniejsza z tym. Z tego, co popytałem ludzi, to nikt nie widział ojca Gordona w ostatnich dniach w Bamako. Przypuszczam, że musiało spotkać ich coś niedobrego w czasie drogi. Na pewno słyszeliście - dodał ściszając głos duchowny - że na północy zaczęły się jakieś walki. Ponoć mówi się o jakimś poważnym powstaniu. Obawiam się, że szykuje się wojna domowa. Dlatego też wojsko zaczęło się interesować wszystkim wokół. Rzeczy ojca Gordona powinny już zniknąć z magazynu, a teraz to nie wiem…. Ale to mały problem, coś trzeba będzie na to poradzić. Przykro mi, że nie mogę wam bardziej pomóc. Wierzę i modlę się za to, że zarówno ojciec Gordon, jak i Jessica są cali i bezpieczni i niedługo się znajdą.


Gdy ojciec Dikeledi opowiadał o tym, co wie, Madison rozglądając się wokół zauważyła coś dziwnego. Na końcu alejki w której się znajdowali, otworzyły się drzwi magazynu i wjechał z niego wolno biały samachód.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline  
Stary 02-11-2016, 22:07   #7
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Madison Uważnie przyjrzała się mapie gdy Konate rozłożył ją na stole i w skupieniu przysłuchiwała się słowom przewodnika. Na jej twarzy gościł uśmiech. Wydawać się mogło, że planują długą wycieczkę.
Kobieta zerknęła na przewodnika.
- Czy dałbyś nam kontakt do tych ludzi, u których zazwyczaj nocowali?

Konate uśmiechnął się do niej.
- Jasne, zaraz podam wam wszystkie namiary. Nazwiska i jakiś numer telefonu, pewnie znajdę też dokładny adres.

- Byłoby super. Coś czuję, że nie obejdzie się bez wizyty.


***


Gdy jechali na lotnisko uważnie obserwowała okolicę i nastroje. Obecność żołnierzy na miejscu sprawiła, że jej zmysły się wyostrzyły. Uważnie obserwowała swoje otoczenie, pozwalając by na jej twarzy pozostał lekki uśmiech. Raz na jakiś czas żartobliwie zagadywała pozostałych, głównie po to by zerknąć za siebie.


Ojciec Dikelendi, jakoś jej nie pasował. Ludzie nigdy nie są w stanie powiedzieć wszystkiego, często pomijają szczegóły, które są najbardziej istotne. Gdy rozmawiali z uśmiechem na twarzy, uważnie obserwowała okolicę. Patrzyła na uzbrojenie żołnierzy, typy pojazdów jakimi jeździło wojsko. Gdy miała też okazję zerkała na płytę lotniska. Gdy ojciec skończył mówić, powróciła do niego wzrokiem.
- Co dokładnie znajduje się w skrzyniach?

Murzyn spojrzał na nią. Widziała, że im nie ufa.
- Z tego co mi wiadomo to na pewno są leki, dwa generatory oraz chyba jakiś elektroniczny sprzęt. Szczegółów dokładnie nie znam.

- I jak rozumiem, wszystko miało trafić do “Nowego Jeruzalem”. - Widząc, że ojciec jej przytaknął kontynuowała. - Moglibyśmy zerknąć do środka?

Dikelendi skrzywił się.
- Na skrzyniach są plomby i wolałbym aby tak pozostało.

Słysząc odpowiedź odmowną rozejrzała się po okolicy. Miała wątpliwości co do zawartości skrzyń. Kbieta stała jak zwykle lekko z przodu i widząc wyjeżdżające auto dała sygnał pozostałym by tam zerknęli. Był to niewielki ruch głową ale chłopaki już go znali.
 
Aiko jest offline  
Stary 04-11-2016, 23:04   #8
JJ
 
JJ's Avatar
 
Reputacja: 1 JJ wkrótce będzie znanyJJ wkrótce będzie znanyJJ wkrótce będzie znanyJJ wkrótce będzie znanyJJ wkrótce będzie znanyJJ wkrótce będzie znanyJJ wkrótce będzie znanyJJ wkrótce będzie znanyJJ wkrótce będzie znanyJJ wkrótce będzie znanyJJ wkrótce będzie znany
Max przysłuchiwał się całej konwersacji z boku i lustrował okolicę w celu zapamiętania jak największego obszaru ; rozkład budynków ,uliczek i wartowników oczywiście wziął poprawkę na to ,że ich warty mogą się zmienić w nocy. Kiedy kontemplował nad sposobem przedostania się na teren magazynów niezauważenie Madison kiwnęła w stronę białego Mercedesa wyjeżdżającego z jednego z magazynów na końcu – „Czyli trzeba będzie tu NA PEWNO zajrzeć w wolnym czasie”- pomyślał w duchu Max i splunął flegmą na ziemię. Z ciekawością również przyglądał się dialogowi między Madison i ojcem Dikeledim , Maksowi nie podobało się wyczuwalne napięcie w głosie klechy – „W tych skrzyniach na bank nie ma leków”- stwierdził Peterson.
Po całej konwersacji zagadał do swojej ekipy – Powinniśmy tu przyjść sami ,najlepiej wieczorem ,bo coś mi nie pasuje ta historyjka z lekami – stwierdził stanowczo Max.
 
JJ jest offline  
Stary 07-11-2016, 01:13   #9
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Dzień minął dość leniwie, gdyż po rozmowie z ojcem Dikeledi wszyscy uznali, że nie jest on do końca szczery. W słowach księdza czuć było wyraźnie, że chce coś ukryć przed najemnikami. Nie było innego sposobu, aby sprawdzić szczerość duchownego, jak osobiście sprawdzić zawartość skrzyń. Aby tego dokonać konieczne będzie włamanie do magazynów Misji Katolickiej. Działanie niewątpliwie ryzykowne i niebezpieczne. Ojciec zaginionej zapłacił im jednak, aby zrobili wszystko by odszukać jego córkę. W przekonaniu wszystkich, zawartość skrzyń mogła być kluczem do całej sprawy.


Poranna wycieczka na lotnisko pozwoliło grupie -przyjrzeć się temu terenowi. Nie było mowy oczywiście o profesjonalnym rekonesansie, ale grupa przynajmniej zorientowała się w ilości posterunków kontrolnych, liczbie żołnierzy i ich sumienności.


Gdy tylko zapadł zmierzch, grupa przystąpiła do realizacji skleconego naprędce planu.


Podziemny, hotelowy parking wiał przyjemnym chłodem. Na całym poziomie oprócz Wranglera grupy były tylko trzy inne samochody. Najemnicy bez przeszkód zapakowali sprzęt do samochodu i ruszyli poprzez parne ulice Bamako w stronę lotniska.


Międzynarodowy port lotniczy
Bamako-Senou
23 stycznia 2012 r. godz. 23:20

Ulice stolicy Mali były niemal całkowicie puste. W drodze na lotnisko minęli tylko kilka taksówek zmierzających w stronę centrum oraz dwa radiowozy. Wyjeżdżając już z miasta zauważyli grupę żołnierzy wysiadających z opancerzonego transportera. Przygotowywali oni właśnie posterunek kontrolny.
Widać było, że władze państwowe na poważnie podchodzą do zagrożenia ze strony rebeliantów. Powstanie toczyło się zaledwie od kilku dni i na dodatek daleko w północnej części kraju. W obecnych czasach jednak wojna wyglądała zupełnie inaczej niż choćby dziesięć, czy piętnaście lat temu. Teraz pojedynczy bojownik, czy zamachowiec mógł bez trudu przeniknąć na teren wroga i przeprowadzić groźną akcję dywersyjną.
Postępowanie władz było zrozumiałe i logiczne. Oznaczało jednak poważne kłopoty i utrudnienia dla grupy poszukiwawczej.


Po dwudziestu minutach jazdy grupa dotarła w pobliże lotniska. Samochód został schowany za kępą krzaków przed wzrokiem postronnych. Najemnicy ruszyli pieszo w kierunku magazynów Misji Katolickiej.
Znali rozkład posterunków kontrolnych, więc bez większych przeszkód przedostali się na teren lotniska.
Przekradając się wzdłuż płyty lotniska, grupa dotarła pod sam magazyn. Zamknięty on był tylko na prostą kłódkę szyfrową. Za pomocą zwykłego łomu Peterson uporał się z nią.Drzwi zostało lekko rozsunięte i cała grupa weszła do środka. Odnalezienie skrzyń należących do ojca Gordona zajęło im kilka minut.


Zamówiony przez duchownego towar znajdował się w pięciu niewielkich skrzyniach o wojskowym wyglądzie. Na wiekach dwóch z nich namalowany został niewielki czerwony krzyż. Trzy pozostałe były tylko ostemplowane informacją o miejscu docelowym.
Otwarcie skrzyń zajęło kilka kolejnych minut. Szybkie sprawdzenie zawartości pozwoliło stwierdzić, że ojciec Dikeledi mówił prawdę. W skrzyniach faktycznie były leki, dwa niewielkie generatory prądu oraz trochę elektroniki. Dwa aparaty fotograficzne, kilka profesjonalnych obiektywów, dwa laptopy, kilka telefonów komórkowych oraz ku zaskoczeniu najemników trzy noktowizory.
Nie to było jednak najciekawsze. W jednej ze skrzyń w której znajdował się generator, Madison znalazła sprytnie ukryte drugie dno.
Po jego otwarciu oczom wszystkich ukazała się niemała kolekcja broni. W jej skład wchodziły cztery karabinki M4 z zestawem celowników optycznych, sześć pistoletów typu Beretta M9 oraz około tuzina granatów.
Oczywistym pytaniem, jakie się pojawiło było, czy ojciec Dikeledi wiedział o tej sekretnej części przesyłki.


Grupa szykowała się już do wyjścia, gdy ktoś złapał za uchwyt do drzwi i rozsunął je na oścież. Oczy najemników zostały oślepione ostrym światłem latarek. Jeden z żołnierzy unosząc broń, krzykną po francusku:
- Stać! Nie ruszać się! Wyjdźcie z rękami do góry!
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline  
Stary 10-11-2016, 22:34   #10
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Międzynarodowy port lotniczy Bamako-Senou, Madison i Max

Madison wyprostowała się unosząc dłonie i uśmiechając się.
- Panowie spokojnie. Na pewno zaszło jakieś nieporozumienie.

- Wyjdźcie z rękami do góry. Porozmawiamy. - odpowiedział jeden z żołnierzy.

-Panowie , ja naprawdę nie mam czasu na takie gówno. Wy nie widzicie ,że robimy ostatnie sprawdzenie stanu magazynowego?! Czy wam się w dupach nie poprzewracało?!!
Podniesiony i rozdrażniony głos Petersona, najwyraźniej nie zrobił na żołnierzu, większego znaczenia.

W odpowiedzi padły słowa:
- Wyjdźcie z rękami do góry, powtarzam. Okażecie dokumenty i wrócicie do pracy.

- Czy nie wyraziłem się dostatecznie jasno?! -wykrzyczał Max
- Proszę wybaczyć koledze, jest dosyć… nerwowy. Może jednak podejdą panowie do nas? - Elliott nadal uśmiechała się do żołnierzy. - Sprawa jest dosyć delikatna, a nie chcemy by to nieporozumienie narażało na szwank naszą misję i wasze zatrudnienie. Omówimy to na spokojnie i na pewno wszyscy wyjdziemy stąd zadowoleni.

Kilka chwil niepewności i ciszy.
Żołnierze chyba przemyśleli sprawę i wolno zaczęli podchodzić w stronę najemników.
- Tylko bez żadnych sztuczek.
- Bo będziemy strzelać bez ostrzeżenia. - dodał drugi do tej pory milczący wojskowy.

- Jeśli to, że wyjmę dokumenty z torby nie będzie sztuczką, mogę panom zagwarantować bardzo spokojną rozmowę. - Madison skinęła głową na plecak. Spoczywała w nim spluwa z tłumikiem, znając chłopaków mieli swoje raczej przy sobie.

-Ah tak, przepraszam za mój ton ,ale jest to sprawa bardzo delikatna.- zreflektował się Maks

Żołnierze krok za krokiem zbliżali się w stronę najemników. Ich ruchy były powolne, ale uważne spojrzenie, nawet w oślepiającym świetle latarek mogło dostrzec pewność siebie i pewną czujność, której nabywało się przez lata służby. To wyraźnie świadczyło o tym, że nie mają do czynienia z byle młokosami, dopiero co wcielonymi do służby, ale z dwoma zawodowcami. Madison klęczała już przy plecaku. Żołnierze zbliżyli się na odległość trzech metrów.
- Coście za jedni? - zapytał ostrym tonem wyższy z członków patrolu - Mówcie w tej chwili.

- Agentami wynajętymi przez kościół do przebadania sprawy przemytu broni przez duchownych. - Kłamstwo automatycznie wypłynęło z jej ust. Madison spokojnie chwyciła broń dając znak kumplom po lewej, dłonią, która trzymała klapę plecaka.

Niższy z mężczyzn na słowa o kościele, splunął na ziemię i zaklął pod nosem.
- Rozumiem - powiedział dowódca - Pytanie tylko dlaczego przeprowadzacie waszą akcję w nocy i bez powiadomienia dowódcy obiektu?

-Ponieważ ma być to akcja przyłapania na gorącym uczynku przemytników ,a wy właśnie ją CHAMSKO przerwaliście!- dodał Peterson

- Ciśnie mi się na usta jeszcze jedno pytanie - odparł dowódca patrolu - Ile zapłacicie, żeby w naszym meldunku nie pojawiło się ani jedno słowo o tej tajnej akcji?

Madison uśmiechnęła się szczerząc zęby i podziękowała bogu za portfel pełen dolarów w tym opuszczonym przez bankomaty kraju.
- Myślę, że z uwagi na naszego chlebodawcę stawka może was usatysfakcjonować.

- Dwie stówy na łebka? - mruknął pod nosem mężczyzna - I zapominamy o wszystkim.

- Panowie, cena jak najbardziej słuszna za wasz trud ale nie biegam z taką gotówką na akcje, po stówie na łebka i rozstaniemy się za porozumieniem stron? - Madison na chwile poluzowała uchwyt na broni.

Żołnierze spojrzeli po sobie i po chwili kiwnęli do siebie.
- Dobra - mruknął dowódca - Dawajcie kasę i z pięć minut, was tu nie widzę. Nikt przecież nie chce kłopotów.
Madison sięgnęła po gotówkę w jednej z kieszonek plecaka, nigdy nie wsadzała całej do portfela. Wyjęła plik banknotów spiętych opaską i podeszła do żołnierza.

- Pięć minut i znikniemy z twojego świata. - Wyciągnęła w jego stronę plik banknotów.

Gdy Madison zbliżałą się do żołnierzy, ci opuścili latarki, aby światło nie raziło jej zbytnio. Wyższy mężczyzna wyciągnął dłoń po pieniądze. Jego chłodna dłoń dotknęła dłoni najemniczki. Mężczyzna uśmiechnął się nieznacznie i schował pieniądze do kieszeni.
- Pięć minut - po tych słowach obaj żołnierze odwrócili się na pięcie i ruszyli do wyjścia.

Kobieta odetchnęła i spojrzała na towarzyszy.
- Jesteście mi winni forse “bracia”. Zbierajmy się stąd szukać naszego białego autka.

-Czekaj ,czekaj Madison , a co z bronią? Może “pożyczymy “ parę sztuk?- Zapytał Max

Madison podeszła do skrzyni i zajrzała co ciekawego może się im trafić.
- Dla mnie spoko, ale wolałabym nie biegać teraz po tym lotnisku z bronią na wierzchu, więc możemy zgarnąć kilka mniejszych fantów i magazynki. - Uśmiechnęła się do swoich towarzyszy. - Święta przyszły wcześniej w tym roku.
 
Aiko jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:15.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172