Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-10-2016, 09:24   #118
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Tymczasem w rozpadlinie…


Torikha wzięła do ręki pochodnię i podeszła do gruzowiska, odgarniając co lżejsze belki, chcąc wykopać Jorisa spod mostu. Nie było to łatwe, ale w udało jej się wydobyć nieprzytomnego tropiciela. Jego stan był krytyczny - połamane żebra i liczne rozcięcia od ostrych kamieni na dnie wyrwy krwawiły mocno. Skupiona na rannym nie zauważyła nothica, który zataczając się zbliżał się do niej. Dopiero podstępny atak Oka sprawił, że kapłanka zorientowała się co się dzieje. Na szczęście potwór był jeszcze chyba oszołomiony zaklęciem Turmaliny, gdyż obydwa ciosy pazurami chybiły o całą długość łapy. Przerażona bliskością Oka Torikha odruchowo walnęła go na odlew tym, co miała pod ręką… i ku swemu bezbrzeżnemu zdumieniu roztrzaskała mu łeb, a potwór zwalił się martwy na ziemię.


Oniemiała kapłanka, mało nie przysiadła na nieprzytomnym Jorisie, w ostatniej chwili się powstrzymując. - Dobra Selune… dziękuję ci za twój refleks i siłę… - wyszeptała słowa dziękczynnej modlitwy, czując iż to właśnie bogini uratowała jej i myśliwemu życie. Po czym rozglądając się dookoła, czy nie czai się w cieniu jeszcze jakiś potwór, odłożyła pochodnię i ściągnęła plecak, gotowa przystąpić do natychmiastowego opatrywania krwawiących ran, przypominając sobie, iż ktoś z góry zadał jej pytanie o stan rannego.
- Le-ledwo! - odkrzyknęła, nie wiedząc czy ktokolwiek słucha, i czy właściwie dobrze sprecyzowała odpowiedź. Z góry dobiegały odgłosy walki i tupot stóp. Licznych stóp. Kapłanka zabrała się do opatrywania nieszczęsnego Jorisa, lecz nie minęło kilka sekund gdy w jaskini rozległ się huk zwiastujący zawalenie się kolejnego mostu. Towarzyszące mu krzyki świadczyły o tym, że wraz z konstrukcją na dno rozpadliny spadło kilka osób, a potem znów coś huknęło. Torikha mogla mieć jedynie nadzieję, że w zawale nie znaleźli się jej sojusznicy… choć z drugiej strony jeśli wrogowie przeżyli upadek, to wkrótce zjawią się w pobliżu półelfki.


Kobieta wiedziała, że jej czas się kończy. Skupiwszy się na zabezpieczeniu rannego, dopełniła wszelkich starań, by nie wykrwawił się lub nie zadławił lub nie udusił na śmierć.
Huk zawalającego się kolejnego mostu zwiastował kłopoty. Kapłanka nie wiedziała jednak jakie.
- Kto spadł?! Co z wami?! - krzyknęła w ciemność, pozbywając się zbędnego ekwipunku i dobywając tarczy oraz sjemitara. Nie otrzymała odpowiedzi. Pochodnię umocowała w prowizorycznym trzymaku z kamieni i zwalonych dech konstrukcji nośnej, dzięki czemu zyskała w miarę dobre oświetlenie otoczenia, które z połączeniem jej pólelfich zmysłów działało niemal cuda. Rosłe sylwetki gramolące się ze sterty drewna na pewno nie były postaciami krasnoludek, ani wiotkim elfa, a na zadane pytanie odpowiedziały jej tylko odgłosy walki, oraz echo kroków nadchodzących przeciwników.


Kapłanka rozstawiła szerzej nogi, zapierając się w miejscu w którym stała.
Jak zwykle popełniła błąd. Powinna się lepiej przygotować do nadchodzącego pojedynku (nie wspominając o całej wyprawie). Nigdy wcześniej jednak, nie miała zbyt wielu okazji do dobywania broni, a Zakon preferował bardziej pokojowe załatwianie konfliktów. Tak więc stremowana i improwizująca Melune, nie miała czasu na dodatkowe modlitwy, które jak na złość właśnie teraz przypomniały o swoim istnieniu, cichym głosikiem w jej głowie. Mogła mieć jedynie nadzieję, że Selune i w tym wypadku będzie jej łaskawa.


Tymczasem trzech poobijanych Czerwonych zbliżyło się do niej. Resztki południowego most uniemożliwiały im zajście kapłanki z trzech stron, co nie znaczyło, że nie próbowali.
- Ej, ja wiem kto to. Ona to ta kapłanka z miasta - rzekł nagle jeden. - Pobłogosławisz mnie? - zarechotał wykonując sprośny gest biodrami, po czym skrzywił się z bólu.
- Niegłupie… Jak nas uleczysz to cię nie zabijemy - podstępnie uśmiechnął się drugi, a trzeci z zapałem pokiwał głową. Półelfka rzecz jasna im nie uwierzyła - nawet jeśli by jej nie zabili, to z pewnością zrobili by inne rzeczy.
-[i] Te, patrz, rozwaliła Wytrzeszczowi łeb!/[i] - krzyknął pierwszy wskazując na trupa nothica. Cała trójka spojrzała na kapłankę z nagłym respektem i mocniej chwyciła za broń.
Torikha zacisnęła zęby, przemilczawszy obelgi pod jej adresem. Była do nich przyzwyczajona, choć nie znaczyło to, iż nie robiły na niej wrażenia.
- Ani kroku dalej! - Ostrzegawczy i silny głos, rozbrzmiał po skalnej rozpadlinie. W głosie kobiety nie czuć było strachu, prędzej złość i odrazę.
- Rozwaliłam waszego pupilka jednym ciosem, a w przeciwieństwie do was, nie zleciał po omacku na pysk z mostu. - Kapłanka popatrzyła po zgromadzonych w gotowej do walki pozycji. - Zastanówcie się, czy aby na pewno, dobrze liczycie… - Kobieta nie chciała walczyć, gdyż w starciu z trzema na raz miałaby nikłe szanse na wygraną, miała jednak nadzieję, że rozwalenie Oka w pojedynkę w jakiś sposób ostudzi zapały co poniektórych do bitki.


Mężczyźni spojrzeli po sobie bardziej zaskoczeni niż przestraszeni groźbami półelfki.
- Posłuchaj co tam ryczy i sama się zastanów z kim chcesz mieć do czynienia - zasugerował drugi z drabów, pokazując w górę palcem. Rzeczywiście, odgłosy nie były zachęcające, a Joris wspominał wcześniej o niedźwieżukach. - Nie bądź głupia i się poddaj, nie zabijemy cię, serio. Kapłanki są w cenie.
- My jesteśmy na dole… a oni są na górze - odpowiedziała niewzruszona półelfka. - Przyjrzyjcie się jeszcze raz swojej maskotce i zastanówcie się czy aby na pewno poobijani dacie mi radę w tym gruzowisku… Czy aby na pewno ci, których tak wysławiacie, zdążą przybyć do was na dół. - Torikha była w kropce, a nawet bardziej. Niezależnie od decyzji jaką podejmie i tak i tak miała w plecy. Walka - stracona pozycja, trzech na jednego = śmierć, poddanie się? - nie dość, że wyszła by na nic wartego tchórza, to jeszcze dałaby pretekst do pastwienia się nad jej osobą przez znienawidzonych rzezimieszków. No i jeszcze Joris… nieprzytomny i całkowicie zdany na jej łaskę. Nie mogła go zostawić, musiała go bronić, choćby i cała drużyna na górze się na nich wypięła, lub co gorsza zginęła.
Za głupotę się płaci i Melune wiedziała, że właśnie przyszedł dzień rozliczenia.


Nagle na drugim końcu rozpadliny dał się słyszeć hałas, hurkot spadającego ciała i bojowe okrzyki - nie tylko Marduka, ale i krasnoludek!
- Pilnujcie jej! - krzyknął jeden z Czerwonych i pobiegł w tamtym kierunku.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline