Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-10-2016, 13:00   #71
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
Dzień II - Alexander, Karen: Monika, morze i poranne rozkminy



Buszujący w krzakach ksiądz, który nie zdążył wysłuchać do końca co ma do powiedzenia Terry - poleciał przecież szukać! - natknął się na ślady, które pasowały do sytuacji. Otóż, koło jednej z palm kilka kropel krwi, sugerujących stanie przez chwile w tym miejscu, a do tego odciski drobnych stóp. Te tu, przy krwi musiały być Moniki. Odruchowo spojrzał przed siebie - palmy, trawy, krzaki. Może Monika była za którymś z nich?
“Okres…?” przebłysk ten zalał Alexandra falą ulgi, wszak pamiętał wciąż sen. Niepokój jednak nie odchodził. Wciąż jej nie było nigdzie widać.
- Monika? - Nawet nie rejestrował faktu, że nawołuje głuchoniemą. Działał odruchowo i instynktownie. Wszedł między krzewy rozglądając się wciąż ze ściśniętym gardłem.
Ksiądz doskonale słyszał, że inni dołączyli do poszukiwań. I rozchodzili się na boki, gdzieś w jego okolicach. Słyszał, w przeciwieństwie do Moniki.
Jaka musiała być jego ulga, gdy wchodząc między kolejne krzewy kilka kroków przed sobą zauważył leżące, wystające bose stopy. Właściwie stópki… zdecydowanie należące do kobiety. Nie ruszały się. Cała reszta jednak była zasłonięta palmą i krzakiem, zza którego lekko przebijała biel. Jaką Monika miała sukienkę? Białą, w kwiaty...
- Monika! - Rzucił się ku leżącej rozgarniając krzaki.
Monika nie odpowiedziała. Nic dziwnego… Ale tak, faktycznie leżała tam. Wyglądała nawet na żywą, oddychającą, ogarniętą gorączką dużo większą niż poprzednio. Blada na twarzy i czerwona na polikach, zlana potem. W dodatku ten nieciekawy zapach wokoło. Chyba dziewczyna faktycznie próbowała iść “do toalety”. Mocz, rozwolnienie po mleku kokosowym i okres… pachniały i były aż nadto żółto-brązowo-czerwonymi plamami widoczne. Biedna Monika, musiała być przy tym wszystkim nieprzytomna.
- Kareeeen! Dominiiiikaa! - wrzasnął. Co usłyszały nie tylko osoby w obozie, ale również wszyscy w okolicy szukający Moniki.
Niedługo po tym, jak Alexander zawołał, pojawiła się Karen z nieprzychylną jak na nią miną. Nieco pochmurna, najpierw spojrzała na niego, a potem na Monikę. Irytacja ustąpiła zatroskaniu.
- Oh na diabelskie rogi - przeklęła i podeszła do księdza
- Weź powstrzymaj panów. Zanim wszyscy się tu zlecą - zażądała niemal władczo. Co robił z kobietą brak kawy…
- Alexander? Co się stało? - dobiegł z pewnego oddalenia głos Axela.
- Zostańcie tam! - odkrzyknął ksiądz po czym z lekką bezsilnością popatrzył na Karen. - Mogę ją przenieść do morza, ale… nie obmyję jej przecież - we wzroku zaczęła przebłyskiwać mu prośba.
Polecenie 'zostańcie tam' zdało się Axelowi niezbyt sensowne, bo po co niby mieliby tkwić w lesie?
- Znalazłeś ją? - upewnił się.
- Tak.
- Mogłeś od razu mówić - mruknął do siebie Axel. Widać coś nieźle zaskoczyło Alexandra, skoro nie potrafił się logicznie wypowiedzieć. No ale nie miał zamiaru pchać się tam, gdzie nikt go nie prosił.
Najkrótszą drogą wrócił do obozowiska.
Karen szybko oceniła sytuację, po czym zastanowiła się co będzie najlepszym rozwiązaniem. Kobieta zerknęła na księdza, a po chwili, niczym torpeda ruszyła z powrotem w stronę obozu, gdzie były walizki.
- Weź coś na kompresy - krzyknął za nią Alexander przyklękając przy nieprzytomnej i kładąc jej rękę na czole.
Wybrała ze środka dwa wielkie t-shirty, po czym udała się z nimi z powrotem w gąszcz, by wyłonić na powrót obok Alexandra
- Tym zajmiemy się potem. Teraz najważniejsze - poinformowała go kobieta
- Spróbuj ją lekko unieść, weźmiemy podłożymy tę koszulkę… A potem zabierzemy ją do wody. Myciem się już zajmę, ale sama jej niestety nie udźwignę. Łapiesz? - zerknęła na mężczyznę i wyraźnie nie chciała od niego zbędnych pytań.
- Nie ma czasu. - Alex mruknął i po prostu… podniósł Monikę biorąc ją na ręce. Chciał by jak najszybciej dziewczyna spoczęła na posłaniu, z kompresem, okryta przy tej gorączce. Z oczu przebłyskiwała mu troska. - Idź przodem.
- Czy ty na głowę upadłeś? Chcesz, żeby wszyscy widzieli co ją spotkało? Do cholery faceci, nie myślą, robią zaraz… - mamrotała pod nosem, podeszła do niego i lekko spróbowała unieść jej nogi by upchnąć logicznie koszulkę, przy okazji zarzucając ją i na wierzch.
- Chodzi o to, by nikt tego nie zauważył - mruknęła, cofnęła się krok i oceniła, przechylając głowę to w lewo, to w prawo. Drugą koszulkę zarzuciła sobie na ramię.
- Dobra. To tędy - skinęła głową, żeby przeszli między palmami w stronę gdzie są skałki. Tam będzie jej łatwiej się zająć dziewczyną, z dala od niepotrzebnego gapienia. Zaczęła iść przodem, a Alexander z nieprzytomną Moniką na rękach szedł za nią. Ksiądz zauważył, że dziewczyna na krótką chwilę bardzo delikatnie uchyliła powieki. Wyglądało na to, że nie miała siły na nic więcej.
- Ciiii… spokojnie. Będzie dobrze - powiedział cicho nie przejmując się tym że nie słyszy, a półprzytomna i z ruchu ust nie odczyta jego słów.



Gdy doszli do skałek ostrożnie położył ją w płytkiej wodzie opierając delikatnie o jedną ze skałek. Przy spotkaniu z wodą, obydwoje usłyszeli, że dziewczyna jakby westchnęła z ulgą. Tak przynajmniej można było zinterpretować dźwięk jaki z siebie wydała. Była jednak na tyle bezwładna, że oparta o skałkę, szybko zaczęła zsuwać się w bok po niej.
Ksiądz przytrzymał ją i spojrzał na Karen.
Pisarka przyjrzała się dziewczynie, a po chwili zerknęła na Alexa ubabranego lekko… hm… Moniką.
- Pomóż mi ją przemieścić odrobinę dalej - skinęła w stronę głębszej wody, ale jak Monika będzie w niej tak do pasa, Karen będzie miała łatwiejsze przy niej pole manewru. Kiwnął głową i raz jeszcze uniósł nieprzytomną, po czym złożył ją w miejscu troche dalej, ale gdzie nie było za głęboko. Sama kobieta zanim weszła do wody ściągnęła spodnie, kompletnie olewając fakt, że nie jest tu sama. Miała zadanie do wykonania, a bielizna to w końcu prawie kostium kąpielowy. Zaraz rzuciła czarne spodnie na piasek i sama ruszyła za księdzem i przejęła Monikę od niego
- Ok, teraz już sobie poradzę. Idź się ogarnij… Gdzieś tam… Dalej, dalej… - poinformowała go tonem opiekuńczej matki, ostrożnie przytrzymując Monikę i opierając tak, by się nie zsunęła, o samą siebie i kamienie.
Ponownie kiwnął głową oddalając się… ale nie w kierunku obozu. Głębiej w morze. By obmyć się. Nie odszedł jednak za daleko, ale miejsce wybrał takie aby odgradzała ich jedna ze skał. Myjąc się mimo to i tak cały czas stał tyłem nie odwracając głowy.
- No dobrze, bidulo. Zaraz się tobą zajmiemy… - przemówiła rudowłosa do Moniki, spokojnym tonem. Popatrzyła na nią z uwagą, czy dziewczyna łapie jakiś kontakt, czy nadal jest półprzytomna. Monika wydawała się coraz bardziej otrzeźwiona wodą. Walczyła z osłabieniem otwierając raz po raz oczy i znów je zamykając. Karen wydawało się też, że nieco pewniej siedzi.
- Miałem taki sen… - dobiegł pisarkę głos Alexandra myjącego się za skałą - że jak zobaczyłem puste posłanie - urwał. Mogła sobie po tonie jego głosu aż wyobrazić jak kręci głową. - Przestraszyłem się. Aż ulga, że to tylko… - nie dokończył.
Karen ostrożnie przyjrzała się sukience Moniki. Gdy zlokalizowała jak się ją zdejmuje, powoli się do tego zabrała. Zerknęła w stronę, skąd dochodził głos Alexandra, na krótką chwilę
- Co było w tym śnie? - zapytała napiętym tonem, nadal zajmując się Moniką i starając nawet do niej uśmiechać, choć widać było, że Karen jest napięta.
- Nagie panienki - odpowiedział - i nadzy mężczyźni. Wielka ich grupa wychodząca z morza. Szli jak zombie ku nam. Śpiewali. Mamili głosem by do nich dołączyć. - Spłukiwał z siebie brud, kał zmieszany z krwią. - Uciekaliśmy. Do krańca strefy. Uciekliśmy ale i tam po nas przyszli. Dafne nie chciała wyjść ze strefy. To… to był szalony sen Karen.
- Interesujące… - skwitowała słowa księdza rudowłosa. Gdy wyswobodziła Monikę z sukienki, odrzuciła ją na jedną z pobliskich niższych skałek.
Dziewczyna został teraz w zwyczajnej białej bieliźnie. W oczy rzucał się zawieszony na jej szyi srebrny bardzo delikatny łańcuszek, zwieńczony medalikiem.



Monika tak jak poprzednio walczyła z własną słabością, teraz na chwile dłużej otwierając oczy i przyglądając się Karen.
Karen na innej skałce położyła suchą koszulkę w rozmiarze super extra wieloryb. Widząc minę Moniki przykucnęła przy niej, nie zważając że i sobie moczy tyłek. Uniosła obie ręce i uśmiechnęła się do niej opiekuńczo
- Ja. Chcę. Ci. Pomóc. Pozwolisz? Czy chcesz sama? - mówiła do niej spokojnie i powoli. Nie odpowiedziała jeszcze księdzu co było takie interesujące, chwilowo zajęta w pełni Moniką.
Niema dziewczyna patrzyła jeszcze przez chwilę, jej oczy wyrażały smutek, podczas gdy kącik ust uniósł się, jakby chciał podziękować Karen za pomoc. Monika skinęła krótko głową i zamknęła na dłuższą chwilę oczy, jakby powiekami chciała powiedzieć owe ‘“tak”.
Karen pochyliła się i pogłaskała ją po głowie. A potem zabrała się za ostrożne zajęcie dziewczyną. Najpierw pozbyła się jej majtek, potem obmyła ją ostrożnie. Wszystko robiła bez zbędnego pośpiechu, jakby już to kiedyś robiła. Cały czas mówiła spokojnym tonem do Moniki, choć wiedziała, że ta nie usłyszy, najwyraźniej było to również przyzwyczajenie kobiety.
Gdy skończyła, ponownie przykucnęła przed nią i leciutko poklepała ją w ramię, by zwróciła na nią uwagę
- Wolisz koszulę, czy spodnie? - zapytała z uwagą. Zastanawiała się, jakby tu dopomóc Monice. Nie mieli tu podpasek, albo tamponów. Cholera, no nie mieli tu podpasek i tamponów! Zaczęła doceniać drobne udogodnienia. Pomyślała o tym zestawie dla niemowlaków. Czy to by jakoś pomogło? Cholera.
Monika wzruszyła ramionami na zadane jej pytanie. Zupełnie jakby było jej to obojętne, chociaż po chwili mozolnie zaczęła unosić dłoń z wyciągniętym wskazującym palcem. A może jednym palcem… w sumie, cholera wie.
Alex po swojej stronie skały milczał. Wątpił by Karen wyśmiewała w duchu jego sny, sytuacja była z Moniką zbyt poważna, ale sam uspokajając się i czując ulgę po znalezieniu dziewczyny targanej chorobą, czuł, że faktycznie jego reakcja mogła być przesadna.
Karen czekała na odpowiedź dziewczyny, a dostała… HM… Zmarszczyła lekko brwi, zagubiona, nie do końca rozumiejąc co ma znaczyć ten palec. Liczbę? ‘Mam pomysł’? ‘Poczekaj chwilę’? Albo może Monika chciała coś powiedzieć i jak uczennica zwracała jej uwagę.
- Chyba nie rozumiem - powiedziała w końcu, oczekując jaśniejszego wyjaśnienia. Zerknęła też w stronę skał, gdzie zamilkł Alexander
- Miałam ten sam sen. O ile jego nadzy bohaterowie byli upiorni. - rzuciła.
Alexander w tym czasie dostrzegł przepływającą niedaleko skał srebrną rybkę, która szybko uciekła przed jego stopami. Zaś przez jego myśli nagle przeleciało coś tak idiotycznego jak… koszula. Dlaczego u licha myślał o koszuli? Nie skupiał się jednak na tym przesadnie, koszula była tylko zagubioną łupinką w oceanie myśli targanym sztormem, przebudzonym słowami Karen.
- Ten. Sam. Sen…? - spytał, a właściwie wydukał.
Monika zaś zaczęła poruszać bezgłośnie ustami, jakby chciała przekazać Karen jeden wyraz. Dziewczyna jednak nie umiała przecież czytać z ruchu warg, chociaż ten wyraz który mówiła Monika musiał składać się z trzech sylab. W tym czasie na myśli Alexandra znów powróciła koszula, na krótką chwilkę.
Karen patrzyła na Monikę i czuła się raczej zagubiona. Widziała trzy sylaby, tylko pytanie, czy to była koszula, czy sukienka? Bo obie miały po trzy! Kobieta więc powtórzyła na głos
- Ko-Szu-La… Su-Kien-Ka… - żeby zorientować się, przy której jak otwiera się usta.
- Ko… koszula? - wyjąkał zaskoczony ksiądz.
Tak, ksiądz zadał odpowiednie pytanie, Monika musiała mówić na początku “KO” nie “SU”. Po tym jak Karen wypróbowała sama na sobie, jak otwiera się usta, była już pewna.
Karen zdębiała. Wiedziała już, że chodziło o koszulę. Ale…
- Co powiedziałeś? Koszula? - zapytała, jakby była głucha, albo niedosłysząca.
- To ty co powiedziałaś. Ten sam sen? - odparł. - Myślę o tym… a nie mogę się skupić, bo po głowie mi chodzi pieprzona koszula i nagle o niej mówisz. O co tu chodzi?!
- To Monika myślała o koszuli, zanim ja to powiedziałam! - odpowiedziała mu
- I tak, ten sam sen. O wyłażących z wody ludziach… Chyba. I ciekaliśmy do granicy strefy. Tak tak. Czyli tak jak myślałam. Cholera. - powiedziała dość pospiesznie. Kobieta przyglądała się chwilę Monice, zastanawiając jak rozwiązać kwestię okresowej bielizny
- Przydałyby się damskie majtki… - warknęła pod nosem. Coś przyszło jej do głowy.
- Alexandrzeeee… - zaczęła zaskakująco tajemniczo, przyjemnym tonem.
- Nie mam damskich majtek - odpowiedział poważnie, chyba tylko dlatego, że był jakis zamyślony i odpowiadał mechanicznie.
Karen zadrżały usta do uśmiechu
- Wiem, że nie masz. Nawet bym cię nie podejrzewała… - ‘Chociaż, przy takich bokserkach…’ mruknęła cichym śmiechem, ale stłumiła go w sobie
- Chodziło mi o to, byś skoczył do jednej z walizek, bo zdawało mi się, że był tam szampon… I potrzeba nam tej takiej chusty-pieluszki. - nadal mówiła do niego przymilnie typowo kobietkowo.
- Dobrze. Wyjdę po drugiej stronie skał -odpowiedział wciąż zamyślony.
Monika siedziała bez ruchu, ale z otwartymi oczami. Czasami obserwując Karen (zwłaszcza, gdy kobieta coś mówiła) a czasami nieśmiało odwracając wzrok na wodę czy horyzont.
- Zaraz cię ubierzemy i już będzie ok - powiedziała jej Karen i czekała aż Alexander się nie objawi, w międzyczasie mocząc dokładnie dolną część garderoby Moniki i oceniając, czy sukienkę też będzie można uratować.
Z bielizną szło zdecydowanie lepiej niż z sukienką. Czy to kwestia materiału czy wody… z sukienką było ciężko. Zostawała głównie krew.



Po dość krótkim czasie Alexander wrócił z szamponem i muślinowym kocykiem. Na wszelki wypadek wziął też śpioszki i niemowlęce body jakby Monika niby miała możliwość się w to wcisnąć. Zbliżył się do kobiet starając się odwracać wzrok, choć nie do końca udanie. Jednak zerkał raczej ku twarzy Moniki oceniając jak się czuje. Monika wyglądała na przytomną i porządnie osłabioną. Widok księdza przyprawił jej jednak rumieńców, a wzrok zawstydzony uciekł “pod nogi”.
Podał przyniesione rzeczy i zmieszany znów odwrócił łeb odchodząc za “swoja skałkę”.
Karen patrzyła na księdza wilkiem jak się pojawił. Ksiądz jak ksiądz, ale nadal facet. Odprowadziła go wzrokiem za jego kamyczek, aż nie zniknął. Potem zabrała się do ‘prania’ z użyciem szamponu, mając nadzieje, że to w pełni pomoże bieliźnie i sukience. Jak nie, no to sukienkę pożegnają salutując, a Monice zostanie bieganie w koszuli… Proporcje rozbierania się w grupie wzrastały. Zaczynała czuć się w swoich spodniach i białej koszuli jak zakonnica. Pokręciła głową na taką myśl i prała ciuszki.
Szampon jednak działał cuda. Bielizna była w 99% doprana, nadawała się. Sukienka… traktowana szamponem wyglądała coraz to lepiej. A to dawało nadzieję.
- Nooo dawaj… Wierzę w ciebie… - pomrukiwała Karen, walcząc z plamami z uporem maniaka.
- Karen, jakim cudem mogliśmy mieć ten sam sen… czy… - zawahał się, ale zaraz kontynuował. Chciał się upewnić: - “spójrz na mnie spójrz nie na nią patrz królewna ma tylko litości dar”
- Nie mam pojęcia Alexandrze. Ale nie był przyjemny. Było w nim pełno paniki. Zaczynam się zastanawiać, czy to był w ogóle sen! - odpowiedziała mu, starając się wreszcie doprać ciuszki Moniki. Skoro odpuszczały plamy, to była nadzieja. Kilka kolejnych ruchów przynosiło zadowalające efekty, a chwilę później sukienka wyglądała (po za pognieceniem) nieźle.
- Mnie bardziej… - urwał. - Karen, ja od 10 lat nie usnąłem po ciemku, a czuję się jak po urwanym filmie. Przecież nie spaliśmy w trójkę, ktoś poczułby, że jest senny. Obudził kogoś na zmianę warty. A tu… - Znów chwila ciszy. - Jak szlaban. Jak odcięcie prądu.
- No do cholery, wreszcie jakiś pozytyw! - wydała z siebie zadowolony okrzyk, widząc, że i sukienka wróciła do życia. Karen zbliżyła się do Moniki, pokazując dzieło rąk własnych, w postaci czystego ubrania z uśmiechem satysfakcji.
- Żeśmy się pospali?!?! - wydał z siebie w zaskoczeniu.
Monika uniosła brwi w niemym zdziwieniu, jakby była zaskoczona, że się udało. Po tym uśmiechnęła się do Karen.
- Jezu… Nie. O sukience mówię! - odpowiedziała do Alexandra, bo najwyraźniej źle zrozumiał.
- Jak z Moniką?
Karen szybko rzuciła oceniającym wzrokiem na Monikę. Dotknęła dłonią jej czoła, by sprawdzić temperaturę, na pewno zbitą nieco przez siedzenie w chłodnej wodzie. Ogólnie oceniała jej stan. Dziewczyna wyglądała o nieba lepiej niż w momencie kiedy ją znaleźli, jednak słabiej niż dnia poprzedniego.
- Gorączka nieco zeszła przy chłodnej wodzie, ale jest mocno osłabiona… Przez swój stan - rzuciła w odpowiedzi na pytanie.
- Dziś dostanie rosół z ptaka - rzekł z zaciętym głosem, - Na wzmocnienie. I pierdoli mnie czy ptaszki mają oczka i serduszka. Zbieramy się? - dodał po tym jak Karen mówiła o sukience wnioskując, że z Moniką zapewne już skończyła.
Mina Karen zrzedła, ale rozumiała doskonale postawę Alexandra. A rosół na pewno pomógłby Monice. Z tym że nie mieli odpowiednich warzyw do tego… Albo chociażby i wody
- Ptaki nam nie uciekną. Wstrzymajmy się z tym. Dziś jeszcze będziemy musieli pożyć o rybie. I wiesz co? Może i wiedziała, ale nie zostawiła mnie, gdy w panice zbłądziłam. Może nie jest zła? - rzuciła do skałek, po czym spokojnie wyjaśniła Monice, jak planuje ją teraz ubrać z wykorzystaniem jej bielizny, chusty i tej wielkiej koszulki, dla jej komfortu. A sukienka na nią poczeka. Na co dziewczyna godziła się kiwając głową.
- Nie wiem jaka jest, wiem że leci sobie z nami w bambo. Ja widzę Karen kiedy ktoś kłamie, kiedy coś ukrywa. To nie moje widzimisie. A ptaki nie uciekną. Wiem, ale Monika naprawdę potrzebuje wzmocnienia. Ryby tego nie zapewnią. Owoce też nie.
- Mhm… Sądzę jednak, że nie masz magicznej laski Mojżesza i nie stukniesz w ziemię, gdzie wybije pitne źródełko. Więc zupa musi do tego czasu poczekać… - odparła Karen spokojnym, ale upartym tonem.
- Kucharzem nie jestem, ale wiem, że soli się przed lub w trakcie gotowania. Słoną wodę już mamy. Zresztą zostawmy to. Najwyżej dostanie pieczonego ptaka.
- Może najpierw ją przepytajmy, zanim ją ukrzyżujemy… - zaproponowała rudowłosa i zaraz pomogła się Monice ubrać w nową kreację, podtrzymując ją o skałkę i siebie, by mogła chwilę ustać na nogach. Dziewczyna współpracowała jak mogła, by chwilę później jej nowy strój był gotowy i kompletny.
- Może. - Ksiądz głos miał zacięty. - Albo powie co kryje, albo będzie kurwa rozpierducha Karen - w głosie miał ledwo tłumioną wściekłość.
- Daję ci słowo, że jeśli nie powie, to sama to z niej wyduszę, ale nie wcześniej, niż przed próbą rozmowy. No i jest jeszcze Axel. A to będzie problem - pokręciła głową lekko
- Axela - Ksiądz uśmiechnął się do siebie drapieżnie. Kilka razy zacisnął przy tym pięści. - Axela zostaw mi.
- Monika ubrana - oznajmiła i zgarnęła sukienkę dziewczyny, dalej ją podtrzymując sobą, dopóki Alexander nie przyjdzie, by jej nie wynieść.
Z początku trochę niepewnie wyjrzał i podszedł do kobiet. Widok… hm, widok uznał za zaprawdę słuszny. Zaprawdę słuszny, sprawiedliwy i zbawienny. Choć mocno wkurwiony i martwiący się o chorą, to raczej na zasadzie pewnego instynktu przesunął wzrokiem po tych wszystkich okrytych mokrym materiałem częściach ciała, jakie zaprawdę słusznie i sprawiedliwie, jako i zbawiennie wprawiały w dobry nastrój. Starał się być oszczędny przy prześlizgnięciu się spojrzeniem po udach Karen, jeszcze bardziej gdy szło o Monikę. Dziewczyna mimo lepszej kondycji epatowała raczej bezradnością niż seksapilem. Karen nie uszło uwadze to małpie spojrzenie Alexandra. Nie miała mu jednak nic do powiedzenia, poza znaczącym uniesieniem brwi pod tytułem ‘No jak na duchownego, to masz swoje za pazurkami, nie?’.
Oddała mu zaraz Monikę, po czym sama ruszyła w stronę plaży, niosąc jej sukienkę, by zgarnąć swoje spodnie i wciągnąć je na siebie. Wszedł w wodę i uniósł Monikę, a ona zaczepiła się ręką za szyję księdza, ta jednak po kilku jego krokach opadła i dziewczyna już nie próbowała ponownie.
Alex uśmiechnął się do niej i mrugnął z tak znaną mimiką że “wszystko będzie okey”.
Zaczął coś mówić, ale nie wydając z siebie głosu.
Poruszały się same usta:
“Wla-z ko-tek na plo-tek… i mru-ga!”
Widząc, co ksiądz mówi uśmiechnęła się, jak zawsze uprzejmie i skinęła głową. Może nawet ją to lekko rozbawiło. Zaraz jednak po tym przestała na niego patrzyć, błądząc gdzieś wzrokiem. Ksiądz doskonale widział smutek w jej oczach, z którym próbowała walczyć, tak samo jak ze swoim osłabieniem. I… wstydziła się. Wolała unikać jego spojrzenia.
- No to można wracać do reszty. Może już sobie trochę pogawędzili w międzyczasie - Karen rzuciła za Alexandrem, który kiwnął głową i skierował się do obozu.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline