Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-10-2016, 13:00   #41
cyjanek
 
cyjanek's Avatar
 
Reputacja: 1 cyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputację
Pustka rozlała się po nim opróżniając z energii głowę, ręce i całą resztę. Czuł się jakby urosła w nim dziura niczego, paraliżująca, otępiająca, odbierająca chęci. Wiedział, że nie ma na to czasu, że trzeba się skupić i zebrać do kupy, że musi wybrać kierunek i ruszyć dalej. Ale mięśnie drżały mu, jak u jakiegoś dzieciaka. Wkurzało to go.
- Kurwa, ale jestem głodny... - jęknął. Uniósł ręce i zacisnął dłonie na głowie przeczesując palcami resztki włosów. - Nie stój tu jak głupi - warknął do siebie przez zaciśnięte zęby i dwukrotnie się strzelił z plaskacza za skroniami. Nawet pomocny był ten podwójny błysk w głowie. Wyrwał go z bezruchu i skierował w stronę Minotaura. Wolał się upewnić czy na pewno jest zdechły.
- Nawet po śmierci mnie wkurzasz - kopnął bycze truchło, które teraz naprawdę miało wiele z kotleta. Mielonego, niedosmażonego i.... Potrząsnął głową i przełknął ślinę, wypychając z głowy obraz uczty, na którą nie miał ochoty, nawet pomimo głodu. Byczy ryj może i wyglądał jak cielę, o boże! nawet pachniał jak befsztyk, ale… te ręce, tors i nogi, przynajmniej do kopyt, były jak u człowieka. No może jak u małpy, ale przecież gadał. Bez sensu, ale słowa układały się w całość.
- Sam nic nie powstrzymasz - Jeszcze raz kopnął trupa, zawzięcie z powodu niechcianego apetytu i ruszył do Grawa. Przyklęknął przy mężczyźnie, z którym razem walczył i przesunął dłonią po twarzy, zamykając powieki zmarłego.
- Wróć, nie mogę się doczekać. Jeszcze mamy do pogadania. - wyszeptał i zaczął przeszukiwać rzeczy Grawa w nadziei na coś do jedzenia. Nie rozczarował się.
- Ufff - wysapał wpychając do ust kawałki mięsa, które pomimo konsystencji podeszwy nawet nieźle smakowało. Była w nim też jakaś magia, bo każdy cierpliwie przeżuwany kęs w cudowny sposób zmieniał świat na lepsze. Znikała pustka i wściekły niedostatek w żołądku, rosła energia i chęć działania. Przez moment się zastanawiał, czy przezornie nie zostawić na później, lecz nim doszedł do konkluzji, nie było już czym zawracać sobie głowy.
- Dzięki Graw - klepnął ramię trupa - Tobie się nie przyda a mi może uratować dupę - Zaczął uważniej przyglądać się reszcie znaleziska.
- Oooo… Amber dla Amber! - uniósł pod słońce kawałek bursztynu z zamkniętym w nim owadem. Duży, piękny i absolutnie nieznany musiał być wart fortunę! Wiedział, że Marta będzie sikać po nogach, tak bardzo kochała ten złocisty minerał. Przecież nawet sceniczny pseudonim wzięła od tego kamienia. Oprawi to w srebro, spełni jej marzenie, a ona.... Amber spełni jego. Myśl o tym na co się zgodzi w zamian za taki prezent, wyciągnęła na jego twarz szeroki uśmiech.
Jeszcze trochę bzdetów, nóż sznurek, smalec, ser, jakaś kasa no i zioło. Z wahaniem przysunął do nosa mieszek z suszoną roślinną zawartością i spróbował w intensywnym i skomplikowanym aromacie wykryć coś znajomego. Zmarszczył czoło analizując pozyskiwane informacje. Coś… wyczuwał coś znajomego i ciekawego, lecz nie miał pewności. Wsunął koniec poślinionego palca do sakiewki, po czym roztarł kciukiem pozyskany materiał. Może… nie, jednak nie. Wytarł dłoń o spodnie postanawiając sprawdzić w bardziej sprzyjających okolicznościach. Gdzieś, gdzie nic spomiędzy drzew nie będzie co chwilę wypadało próbując go zabić.


Podniósł się, otrzepał spodnie i nagle dotarło do jego świadomości, że jest cały zarzygany krwią Minotaura. Z odrazą uniósł ręce odsuwając skórę dłoni od posoki na ubraniu. Zaraz zdał sobie sprawę, że i one są we krwi. Cholera, nic z tym nie mógł zrobić. Wyglądał jak lump, był pewien, że też wkrótce też tak będzie śmierdział. Bakterie zrobią swoje.


Rozejrzał się po polance zrytej walką i ze śladami ognia (to naprawdę ja? - wciąż nie mógł uwierzyć), na dwa pozostające na niej truchła i ruszył. No prawie ruszył. Westchnął zdając sobie sprawę, że nie może tak zostawić Grawa i to nie z powodu jego siostry. Z jakiegoś niezrozumiałego mu powodu, myśl o tym, że trupa wojownika rozwleką padlinożercy, zdawała się niewłaściwa.
Sprofanował topór i używając to jak oskarda, to jak łopaty, wykopał płytki grób. “Niech ci ziemia lekką będzie” machnął ręką coś na kształt krzyża, bardziej z przyzwyczajenia niż wewnętrznej potrzeby, po czym wbił w niewielki pagórek świeżej ziemi włócznię Grawa. Wolał topór, a nie chciało mu się ciągać ze sobą tego całego żelastwa.
Wybrał kierunek, ten w którym szli wcześniej, przed walką i ruszył, prosto przez truchło Minotaura.
- Przydaj się na coś i odciągaj od Grawa zwierzaki - Splunął w zmętniałe oczy. Zarzucił topór na ramię i po chwili wszystko było już za nim.


Walka zmieniła las. Po śmierci Minotaura zieleń stała się bardziej soczysta, drzewa szumiały weselej, a prześwitujące nad gałęziami niebo już nie groziło, że spadnie na głowę. Te miłe okoliczności przyrody ułatwiały, dziarsko maszerującemu Enochowi, przemyślenia na temat nowej rzeczywistości. “To jak bym się kurna nazywał?” - zerwał z ramienia topór i świsnął nim szerokim zamachem, ścinając młode drzewko w pobliżu. “Coś bojowego, z ogniem, może Hellfire?” Wyszczerzył się szeroko do swoich myśli, lecz zaraz przypomniał sobie, że ktoś taki już jest u Marvela. No i że jest to strasznie oklepane słowo.
- Blazing Axe! - ryknął unosząc topór wysoko nad głowę. Też nie to, nie dość, że słabo brzmiało, to nigdy nie lubił super bohaterów z bronią sieczną.
- A może Zażigałka? - roześmiał się czerpiąc inspirację z całkiem innego języka.
Przerwał rozważania, gdy zauważył, że pomiędzy pniami drzew pojawia się błękit. Musiał zbliżać się do końca lasu. Znowu czujniej, pamiętając o zachowaniu ciszy, a zapominając o uśmiechu, pokonał ostatnie metry do otwartej przestrzeni. Wciąż nikogo nie dostrzegał, lecz droga, którą miał przed sobą, świadczyła, że zmierza we właściwym kierunku. Jeszcze przez chwilę kontemplował widok zastanawiając się czy nie podejść w stronę odległego wzniesienia, z którego być może mógłby dostrzec coś więcej. Ale… było takie odległe. Wyciągnął piersiówkę, lecz tym razem zamiast pociągnąć z niej łyka, zapewne jednego z ostatnich jakie oferowała, spróbował przejrzeć się w błyszczącej powierzchni. Dużo tej krwi miał na twarzy i we włosach. Musiał poszukać wody. Schował flaszkę i ruszył drogą w dół.
 

Ostatnio edytowane przez cyjanek : 31-10-2016 o 11:11.
cyjanek jest offline