Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-10-2016, 18:40   #223
Anonim
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
BRYDŻYK, KOMPJUTER i TJUNING

PONIEDZIAŁEK, 22 GRUDNIA 2015 ROKU


Dyskusja odrobinę przeciągnęła się, bo choć czwórka rozmówców całkiem szybko przedstawiła swoje racje (racją Kocięby była racja ludu zgodnie z łacińską sentencją vox populi, vox dei, czyli głos populizmu, głosem deizmu) to dwaj pozostali zwlekali ze swymi głosami. Jak wiadomo i kultura nakazuje to nie omija się nikogo w kolejce do wina, czy tam wódki, a i jak już pytamy o opinię to lepiej by było, żeby ten kogo pytamy, kurwa, odpowiedział. Tym czasem Złomokleta wciąż był niemrawy jak karp w wannie (oprócz palcy, bo tymi napierdalał w klawiaturę, a miliardy gigabajtków przelatywały między jego mózgownicą, a internetami i na powrót), a Luidżi Mario ostro zajęty czymś co najpierw wyglądało jak sprawdzanie samochodu, a teraz raczej przypominało jakieś ciężkie prace z mistycznych nauk tuningu. Albo odcinka Drużyny A.

Skupiając uwagę na samochodzie, a następnie odwracając ją na osoby w liczbie brydżykowej to zaskoczenie mogło być na tyle duże, że czopka spadłaby z łba, a kapcie z nóg. A może nie. W każdym razie na wymontowanej z samochodu tylnej kanapie siedzieli Bimbromanta i Holiłud (ten ostatni wykorzystał chwilę zawahania Ajeja i skopaną stetryczałość Profesora, a ten pierwszy no to Ajej nie zajął mu miejsca, a Profesor wciąż wykazywał się skopaną stetryczałością), a na przeciw nich na kamieniach i nagłówkach od foteli siedzieli Ajej i Profesor. Każdy z nich trzymał w ręku kubeczek i spożywali tanie wino. Skąd u nich były kubeczki i tanie wino to i nawet najstarsi górale nie wiedzieli, ale jako że mogliby to czytać dziennikarze z przyszłości o nazwiskach W. Żłobek i D. Dociekliwy to wypadałoby wyjaśnić tą kwestię. Jakby zapytać samych bohaterów to tylko wzruszyliby ramionami, bo jak coś trzeba załatwić to trzeba nad tym myśleć, a jak już coś jest to po co o tym myśleć skoro jest? Kubeczki jednak to nie była taka ciężka sprawa do wyjaśnienia, nie ma tutaj radykalnych zwrotów akcji, przemyślanych dialogów i niesamowitych akcji. Po prostu opakowanie kubeczków zostało przypadkowo zgarnięte z domu pederastów do wora, a wór zabrany w czasie taktycznego wycofania w celu przegrupowania sił. Były to kubeczki opakowane, więc ryzyko, że były używane do kręcenia filmu 2Girls1Cup było minimalne... no i żadne w przypadku filmiku 1Man1Jar, bo tam nie było kubeczków... kubeczków również nie było w tym filmiku, w którym jakiś typ nagrywał jak siada na szklanym... no w każdym razie szklane rzeczy tłuką się. I to zapamiętajmy i to wystarczy. Wróćmy do tematu! Kubeczki były spoko. Skąd natomiast tanie wino? Przecież Osiemnastka była zamknięta po napadzie, a odwiedziny w przydrogim i niepopularnym monopolowym zastępczym zakończyły się trunkami niskoprocentowymi. Wszystko jednak wyjaśni stare przysłowie „gówno chłopu nie zegarek”. Tak na moment wyobraźmy sobie, że jesteśmy profesjonalistami w zarabianiu na winie (no bo w wydawaniu na nie to każdy może być profesjonalistą już przy drugim zakupie). Chcemy sprzedawać drogie wina, ale chcemy też jak najwięcej zarobić. Przyjeżdża zatem do nas jakiś facet, który widać, że jest bogaty, a i nie głupi. Sprzedajemy mu wino. Zarabiamy. Wszystko jak należy i zwyczajnie. Można też jednak też jak należy, ale nie zwyczajnie. Bo jak głosi inne ludowe przysłowie „jak są frajerzy to trzeba ich doić”. Tak więc nadal jesteśmy sprzedawcą wina, ale tym razem przyjeżdża do nas bogaty facet, który już na pierwszy rzut oka wygląda na idiotę. Sprzedajemy mu wino. Tanie wino opakowane w drogą butelkę, bo tak sobie myślimy „i tak chuj się pozna skurwiel”. No i rzeczywiście. Płaci, spada, a ty potem nie słyszysz żadnych skarg, a jeszcze czasem wracają. Najzabawniej takim powracając wcisnąć na koniec prawdziwe wino, ale tak drogie, żeby się zesrali - czasem to działa. W każdym razie, powracając do leśnych rekreacji, machinacji, elektryzacji i innych akcji - tak właśnie pedalstwo ze zboczonego, a teraz już wysadzonego, domu posiadało drogie butelki, w których było dużo taniego wina. Wszystkie te wyjaśnienia sprawiły, że stary baca zbierający grzyby nieopodal pokiwał głowami [jak to angielczycy godają: if ju noł łat aj min]. Chwila, moment, zbieranie grzybów w grudniu? To żaden baca, a ormowiec! Ormo czuwa, a milicja kury kradnie! Z drugiej strony jak szuka grzybów to żeby nie znalazł wpierdolu, jak to mawiają, a tym czasem przenieśmy się na podsumowanie dyskutanckich dyskutantów.

Dość szybko uformowały się dwie strony. Po jednej stronie siedział Holiłud, a i coś tam Luidżi Mario przebąkiwał, że popiera, a powiedziałby więcej, gdyby kurewsko nie był zajęty, a dziękuje za pomoc, ale robi coś bardzo skomplikowanego i nawet nie umiałby wyjaśnić. Po drugiej stronie natomiast byli Ajej i Profesor.

Dwa osobne modele podejścia do tematu.
W pierwszym chciano pozostać na normalnym poziomie trudności, żadnych udziwnień, a zgodnie z wcześniejszym planem poczekać, aż Żule wyjdą z zatrzymania (które miało miejsce w kościele), zdobyć bazukę, iść na wigilijną imprezę i pozwolić mówić bazuce. A w między czasie popić i pobzykać.
W drugim natomiast przedstawiono sprawę inaczej. Im więcej kubeczków wina poszło tym bardziej rozbuchany był to obraz, aż ostatecznie roztoczyła się wizja taka jaką można obejrzeć na filmie 300. Scena erotyczna z drugiej części 300 (300: Początek Imperium zdaje się) była dużo lepsza niż z jedynki. W każdym razie chodzi tutaj nam o scenę batalistyczną, no i to, że wszyscy zginęli. Wszyscy prócz jednego, bo był ranny i poszedł jako śpiewający telegram przekazać innym radosną nowinę jaki Leonidas jest zajebisty, a Persowie chuje. Jednym słowem Andrzej Młot i Henryk Koliba chcieli po prostu na pełnej kurwie wjechać na rezydencję Krakowskiego, urwać mu głowę i nasrać do szyi i zakrzyknąć „jestem hardkorem” nie przejmując się takimi drobnostkami jak ochrona napierdalająca w nich, bo żyje się tylko dwa razy jakby jakaś imperialistyczna świnia agenturalna powiedziała.

Oba te stanowiska miały swoje plusy dodatnie, plusy ujemne i minus wałęsizmy. Wszystko było przegadane przy winie, a i jakaś wódeczka się znalazła i słoiczek ogóreczków - też z worka pełnego trików, a to zajebanych z domu pedałów. Tutaj tylko streszczenie.

Minusów wałęzizmów to właściwie dwa przychodzą do głowy. W pierwszym z nich w lekko zawoalowany sposób powiedzmy, że skakanie przez płot jest łatwe, gdy esbecy podwożą motorówką, a potem podsadzają. W przypadku natychmiastowego ataku ekipa nie trafi na żadną imprezę, a na rezydencję, w której będzie Krakowski, dziwki, córka Kocięby (z pewnością nie dziwka, a przynajmniej tak sobie wyobrażajmy i tak sobie wmawiajmy), no i ochroniarze. A na ochroniarzy to wy nie wyglądacie. Innymi słowy to będzie trochę jak z Marianem, ale zakończy się mniej więcej w okolicach płotu. Drugiego minus wałęzizmu to nie mam i nie miałem wcześniej, bo w sumie ten pierwszy jest tak smutny, że po co drugi? Jakby jednak niezbędny był drugi to wszystko tu jest wyjaśnione.

Skoro już dziecięce marzenia zostały zmiażdżone to teraz przejdźmy na przyjemniejsze pozycje dzisiejszej wyliczanki, a składające się wyłącznie z plusów dodatnich. Najpierw jednak zniwelujmy zmiażdżenie jajec dziecięcych marzeń, o których była mowa w minusach wałęzizmach. Natychmiastowy atak to nie był taki głupi pomysł z punktu widzenia i mając na uwadze taką sytuację, żeby krytyki nie było, a tylko aplauz i akceptacja. Przy odpowiedniej ilości fortelu, kultury i siły dałoby się dotrzeć na teren rezydencji, a może i przebić się do domu - w tamtym miejscu to już zlikwidowanie Krakowskiego nie przedstawiało się aż tak ciężko. A może po prostu zaczaić się przy bramie i poczekać, aż skurwiel będzie wyjeżdżał? No nie, to w sumie odpadało, bo głównym planem było ratowanie młodej Kociębówny, a sam Krakowski to była misja dodatkowa. W każdym razie: gdyby jakimś cudem dostać się tam, uratować ją i skasować gnoja to byłaby to legendarna akcja porównywalna jedynie do recepty zrealizowanej przez 300 Spartan armii perskiej (w wersji z filmu 300). Recepty na wielki wpierdol. Dodatkowo można by rozpierdolić jego bezbożny przybytek. Tak, o tym to by gadali przy winie jeszcze i za sto lat. A jakie tam sto - i za dwieście!

No dobra, a teraz opcja dla tych co to jednak bardziej cenią życie swoje niż tematykę zaśpiewek na przyszły rok, czy tam dwa. Jakby tak skorzystać z opcji Holiłuda (popieranej przez Luidżiego Mario) to skonsolidowałoby się większe siły i zapewniłoby się zdrową rozrywkę seksualną. Zdrową znaczy normalną, bo niby co to jest "orientacja heteroseksualna" - co to, kurwa, jest? Jakaś jebana nowomowa. Albo bzykasz się normalnie, albo nie. A to co nie to zboczenie. Zboczenie zboczeniu nierówne, ale robienie normalności z czegoś bardzo, bardzo odległego od normy to jakaś masońska degrengolada. Jest jeszcze kilka takich słów, które po prostu wkurwiają, a tak naprawdę mają na celu zaciemnienie sytuacji. Bez wzniecania tutaj pożogi sprzeczek ideologicznych to jednak wymienię parę z nich: prawa człowieka, ksenofobia, afroamerykanin, aborcja, tożsamość płciowa i inne tego typu bełkoty. Zamydlanie oczu, kłamstwa, manipulacje i zwykłe dewiacje. I słowami tymi zastępują to co normalne i to co nienormalne. Wymieszanie pojęć i wrzucenie do jednego worka różnych tematów! No, ale skoro już doszliśmy do słowa „temat” to jednak powróćmy do niego. Tak więc przy wycofaniu się przegrupowaniu sił szansa, że w ogóle wyjdziecie z napadu na rezydencję Krakowskiego będzie jako taka.

Zajmijmy się zatem plusami ujemnymi.

Miasto rzeczywiście może być postawione w stan gotowości, bo fala zbrodni przetoczyła się przez nie przez ostatnie dni. Wasze facjaty mogą przecież wisieć już na każdym słupie ogłoszeniowym, a internetowe fora poświęcone teoriom spiskowym już pewnie huczą od plotek, domysłów i nomen omen teorii. Obecność takiego świra jak Miguel wcale w niczym nie pomaga, a i pozostają kwestie tajemniczego sklepu Dżudżu czekającego na realizację zamówienia, cokolwiek teraz robi Złomokleta, obrazy na sprzedaż (które chyba już chuj strzelił, ale pomarzyć dobra rzecz - gdyby tylko Obszczyfurtek nie dał dupy i nie zapodział się w lesie), jakieś akcje kurierskie co Ajej miał się na nie pisać, ale chyba i tutaj termin minął, a no i sprawa Księdza Bonifacego i okoliczne rzeczy... nie zapominając o dwóch rozpierdolonych domach i rozwalonym Zielonym Punciaku (czy jaka to tam marka i kolor był, kto by pamiętał? Ważne, że cztery osoby poszły do piachu lub były tego bliskie). Były też wiadomości, że Pan Bolesław i Pan Aleksander - włodarze ziem w pobliżu rezydencji Krakowskiego dali się sprzedać.

Odnośnie natomiast natychmiastowego ataku to plusy dodatnie, plusy ujemne zostały dostatecznie już opisane w plusach dodatnich. To tak jakby zaparkować ciężarówkę w miejscu, gdzie nie wolno parkować ciężarówek, powiedzieć francuskiej policji, że się transportuje lody, pozostawić ciężarówkę wyłączoną na cały upalny dzień, a potem wieczorem wrócić i urządzić sobie Carmageddon w ostatnie chwile swojego życia. Tak swoją drogą kto pamięta Carmageddon? Zdobycie tam pojazdu było dużo trudniejsze niż w dwójce, bo trzeba było kogoś zniszczyć i to chyba uderzając z przodu i z tyłu - w sumie nie wiem, bo w tamtych czasach nie było internetowych podpowiedzi, a ten sposób działał. Pamiętam, że zdobyłem w taki sposób jakoś tak kilka samochodów (w tym ten biały z filmiku, to pamiętam, choć nie był dobry). W dwójce można było je kupować (o ile dobrze pamiętam), więc nie było z tym aż takiej satysfakcji. Wystarczyło poświęcić ciężkie godziny na przejeżdżanie ludzi i demolowanie samochodów współzawodników. Rzadko kiedy w ogóle zajmowałem się samym wyścigiem w dwójce. W jedynce to zdarzało się.

Wracając jednak do spraw aktualnych to jeszcze trzeba dodać, że Ajej odkrył u siebie wielkie talenta rysunkowe, gdy zaczął kreślić plany. Dzięki jego umiejętnościom - i nietrzeźwej mistyce przekazywania informacji nie posiadanych przez siebie - wszyscy zebrani zapoznali się z planami rezydencji Krakowskiego w zakresie w jakim ją zwiedził wcześniej Marian (o przygodach Mariana można przeczytać wyżej, znaczy na samym początku Odmętów Artystycznych). Dodatkowo Andrzej Młot narysował i inne rzeczy, a w tym pewne logo:

[media]http://www.youtube.com/watch?v=phXJTwf8Wm0[/media]
 
Anonim jest offline