Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-10-2016, 19:22   #45
Blaithinn
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Elin


Volva pierwsza powstała z melodią ciągle w uszach. Uniosła się w swej skrzyni i przez dłuższą chwilę siedziała tak wsłuchując się w słowa i próbując głos rozpoznać. W końcu w przestrzeń szepnęła.
- Słyszysz, to Stygrrze?
- Słyszę - dawno niesłyszany głos, rozdarł swą chrypą świadomość aftergangerki. - I co? - przesłyszała się czy w głosie towarzysza nuta rozbawienia zabrzmiała?
- Nie wydajesz się tym przejmować, choć wcześniej na podobną sytuację zareagowałeś bardzo zdecydowanie. - W głosie Elin namysł się dało wyczuć. - Wiesz skąd te słowa?
- Wtedy było inaczej…- odparł cicho. - Sama też wiesz. - tym razem w głosie Styggra zabrzmiała nutka niezadowolenia. Przygany.
- Pewności nie miałam… - Westchnęła cicho wychodząc ze skrzyni. - Pogania mnie...
- Pewności czy odwagi? - mruknął Styggr.
- Pewności. - Odparła spokojnie i ku drugiej izbie ruszyła dodając jeszcze. - I dziękuję za pomoc Agvindurowi.
- Nie ma za co...chyba - Styggr z wahaniem odrzekł, nic więcej nie dodawszy.
A jednak zdało się, że nie wytrzymał i przypomniał volvie:
- Nie przepuść okazji…
- Pamiętam… - Mruknęła cicho w myślach dodawszy, że jeno przyrzeczenie powstrzymuje ją przed próbą odszukania Leiknara na własną rękę. - Nie obawiaj się.
Drzwi otworzyła i na gromadkę pojrzała.
- Witajcie. Jak sytuacja w mieście? - Na jednej z ław przysiadła spoglądając na Bjarkiego głównie.
- Chlo informacje zbiera z ludźmi Ubby. Poruszenie jakoweś było, straże mocno pilnują. Bardzo nas sprawdzali przy wejściu do Aros. Z ostrożnością się przyglądali skrzyniom. - skrzywił się lekko. - Halfdan pomógł do miasta się dostać.
Skinęła powoli głową.
- Czyli na Chlo trzeba na czekać. - Na wyjście z chaty pojrzała z namysłem. Pieśń nie cichła. - Dziękuję Wam za zajęcie się wszystkim. - Uśmiechnęła się delikatnie. - Przeszłabym się sama choć trochę po okolicy…
- Kiedy czekać Cię zatem? - godi dopytał bez szczególnej nachalności.
- Niedługo, wszak wkrótce bracia moi powstaną. Jeno żeby okolicę obaczyć. - Powstała i skinąwszy lekko głową na zewnątrz wyszła rozglądając się ciekawie.
Natknęła się na straże, które udawały, że nie stróżują. Wojowie Ubby nie stali na baczność przed najętą chatą, jednak porozkładane wokół niej niewielkie namioty stanowiły niewielką strefę ochronną.
Mężczyźni zwrócili na volvę uwagę po czym bez słowa wrócili do swoich zajęć i rozmów. W powietrzu unosiły się korzenne zapachy przypraw i ziół. Gdy przechodziła obok ognisk poczuła smak pieczonych żytnich placków, które jeden z ludzi Srebrnowłosek piekł na metalowej platerze ustawionej na ogniskiem.
Wszystko to jednak zdało się niczym, gdy Elin oczy swe zwróciła na miasto. Ribe dużym było, przy nim Varde czy Jelling niewielkimi ludzkimi skupiskami się zdawać mogło. Aros… zatykało dech w piersiach. Liczne domy, gęsta sieć uliczek, sama ilość różnym języków, muzyka dobiegająca z różnych części Jutlandzkiego centrum - Elin chłonęła to wszystkimi zmysłami. Nikt nie zwracał na nią większej uwagi, gdy kluczyła drewnianymi uliczkami rozglądając się wokół.
Volva szła wolno starając się drogę zapamiętać jak i nie stracić niczego z widoku miasta. Słyszała, że jest ważnym portem ale nie spodziewała się ujrzeć olbrzyma. Bezwiednie za muzyką ruszyła mając nadzieję na większe skupisko ludzi, w którym mogłaby plotek jakowychś sama posłuchać.
Najbliżej brzmiała muzyka znajoma i za nią odruchowo ruszyła i Elin, bo dojść w końcu do sporego placu, na którym namioty i stragany porozkladane były. Mowę znajomą też słyszała. nieco różną od lokalnej, z niewielkimi zmianami w słownictwie czy melodii. Jednak zrozumieć mogła co mówili ludzie bez trudu większego.
Kupcy cieszyli z udanego dnia handlu, stawiali zakłady w hnefatfl, podjadali przysmaki niespotykane w ich rodzinnych stronach. Kobiety miód nosiły, o niewolne wygrane w zakładzie kłócili się gdzieś w kącie. Kolorowy, liczny tłum od którego aż życiem tchnęło z wszystkimi zaletami i wadami istnienia.
Życie, wszędzie wokoło tętniące, rozpychające się życie, do którego Elin mimowolnie lgnęła. Chłonęła wszystko dookoła nie poświęcając niczemu szczególnej uwagi, może jeno haftom na strojach kobiet.
Tłum bezimiennych ludzi, przyjął volvę bez pytania i zwracania większej uwagi. Ot, kolejna dusza do rozmowy i towarzystwa. Ktoś podsunął jej róg z piwem, kucharzący zachęcali do przekąski. Nie było w nich strachu, lecz nieco szacunku. Za to sporo… obojętności wynikającej z wielkości miasta. Łatwo tu było się zatracić.
Dziękowała z uśmiechem kręcąc głową i przemieszczając się wzdłuż kolejnych straganów, tkaczek i hafciarek poszukując. Znajoma mowa radość i niepokój niosła rozglądała się więc uważniej.
Takich wielu nie było, bo na handel pływali mężowie, tym łatwiej wyłapała w tłumie rudy płomień włosów. Dziewczyna na wojownika nie wyglądała, a jednak z trzema innymi mężami siedziała bawiąc niby. A jednak Elin wzrok przyciągała.
Podeszła z ciekawością towarom się pierw przyglądając, choć głową na powitanie skinęła.
Okutana skórami dziewczyna odpowiedziała ostrożnym skinięciem wracając do cichej rozmowy ze swymi towarzyszami.
- Co dalej?
- Szukać go dalej trza…
- Gdzie tutaj?
Jeden z mężów sapnął rozdrażniony.
- Jak go zgubić mogłaś? Najbliżej byłaś! - sarknął.
- Cciiiiicho … - ruda rzuciła Elin ukradkowe spojrzenie uśmiechając się krzywo.
Volva wzrok spokojnie podniosła znad rzeczy, którym się uważnie przyglądała i uśmiechnęła delikatnie.
- Zaglądam Nornom przez ramię odnajdując czasami ukryte ścieżki Asów i Wanów. - Rzekła do rozmawiających. - Przypadkiem usłyszałam, iż kogoś szukacie. Pomoc zaoferować mogę.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko:
- Jeno my czym zapłacić nie mamy za bardzo. - wskazała na szeroką obręcz na nadgarstku - Starczy? Jak nie, ten co go szukamy zapłaci więcej…
- Pewnaś? - dopytał wielki mąż o przerażającej twarzy z tatuażem przecinającym mu rysy.
- Masz inny pomysł? - syknęła ruda. Nie miał.
- A może przysługa za przysługę? - Zaproponowała Elin.
- Jaka? - ruda wstała i wyprostowała się do targów zadzierzgania.
- Dłużej w mieście jesteście pewnie niż ja. Informacje o tym co słychać i o tym o czym się milczy chętnie bym posłuchała.
- Tak znowu dłużej to nie jesteśmy - mruknął ironicznie niewysoki kompan rudej, piastujący młot niemalże większy od niego gdy siedział.
- Cichaj, Vivi! - zganiła go Ruda oczami przewracając. - Zgoda - zwróciła się do volvy. Ramię wyciągnęła do wampirzycy.
Wiedząca rękę przyjęła i uścisnęła z lekkim uśmiechem. Dziewczyna dłoń uścisnęła krótko, wzrok podrywając na Elin. Szukała czegoś spojrzeniem. Zmarszczyła brwi gdy najwyraźniej nie znalazła.
- Macie coś co do zaginionego należało? - Zapytała.
- Tyś nieumarła? - krok zrobiła by stanąć jeno kilka centymetrów od volvy. Szeptem rzuciła pytanie, dłonią krótki robiąc ruch jakby towarzyszy uspokajając.
Wieszczka oczy zmrużyła i dumnie na kobietę spojrzała.
- Jeśliś z tym problem masz nie będę Wam głowy zawracać. - Uśmiechnęła się delikatnie i ruch jakby do odejścia się szykowała uczyniła.
- Stój! - ruda ruch jej wstrzymała. Wahała się dłuższą chwilę. - Tyś nietutejsza? Sama wędrujesz czy z kimeś przybyła? - nagle pytaniami zalała Elin.
- Gdzie i z kim to już moja sprawa. - odparła chłodniejszym tonem ale uważniej dziewczynie się przyjrzała.
- Mój pan zaginął - ruda już nie grała w kotka i myszkę - Jeśliś nieumarła, może nam pomożesz. Samaś może w niebezpieczeństwie. - wzrok jej zmroczniał.
- Miasto Wybrańców Odyna nie lubi? - Uniosła leciutko brew.
- Drugi znamienity jarl w krótkim czasie ginie. - wyprostowała się dumnie - Mój pan możny i sławny, wywdzięczy się za pomoc szczodrym gestem. Mój pan to Erik z Tissø. - rzuciła jakby czekała reakcji volvy.
Ta wolno głową skinęła jakby nigdy nic i dziewczynie w oczy się wpatrzyła. Bladą poświatę w miejscu, gdzie zwykle barwy widziała, choć dłoń dziewczyny ciepła była.
- Zatem?
- Sądzę, że mamy wspólny cel. - Odparła cicho. - Pomogę.
Ruda jakby się nieco uspokoiła:
- Jako Cię zwą? Jam Ingeborg. - ostatnie słowo jakby przeciągając wyrzekła. Twarz wypełniła jej się nadzieją.
- Elin. - Odparła cicho nie wiedząc jak daleko wieści o nich i ich imionach się rozeszły.
- To Vivi, Gunnar, Görgen - wskazywała po kolei mężów: niskiego, z tatuażem na twarzy i chudego, kościstego woja. - Elin, samaś? Jeśli tak… to ruszajmy. On żyw i wzywa. - uśmiechnęła się obracając się ku mężczyznom. Ci poderwali się raptownie na nogi. - Pójdźmy. - Ingeborg pociągnęła volvę za rękę.
- Dasz radę się wstrzymać? Po mych towarzyszy pójdziem. Bezpieczniej będzie. - Odparła.
- Dam. Gdzie oni? - rudowłosa pokiwała ze zrozumieniem lecz i ze zniecierpliwieniem. - Prowadź zatem.
- Chatę mamy, chodźcie… - Ruszyła drogę wskazawszy.
 
Blaithinn jest offline