Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-10-2016, 09:11   #121
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Rozdział II. Phandalin

Podziemia dworu Tresendar
11 Eleasias, popołudnie

Zupełnie nieoczekiwanie szale wagi w walce powoli zaczęły się wyrównywać. Dzięki przytomności umysłu Yarli krasnoludki były w całkiem niezłej formie, a Marduk nie był nawet draśnięty. Z drugiej strony jednak przy Torihce stało dwóch Czerwonych, a na brzegu wyrwy kręcił się potężny niedźwieżuk z włócznią, który najwyraźniej nawoływaniem chciał wyciągnąć swojego pobratymca z magicznej mgły. Anny, Valko i Piąchy nigdzie nie było widać, a Joris był nieprzytomny.

Gdy jeden z “jej” czerwonych ruszył na Marduka półelfka ani myślała bezczynnie czekać - skorzystała z okazji i dziabnęła jednego z mężczyzn sejmitarem. Tamten uderzył na odlew, lecz nie przebił zbroi kapłanki. Niestety i drugi ani myślał “pilnować” Tori, skoro ta już zaatakowała. Potężne uderzenie przebiło zbroję kapłanki i omal nie posłało jej na ziemię.
Cios zadany półelfce był bolesny i brutalny. Torikha jednak nie zamierzała kapitulować i skoro uczyniła już pierwszy krok, zamierzała wykonać i drugi. Starając się stanąć przodem do obu napastników, powoli zaczęła się cofać, skryta za tarczą, gotowa się bronić.

Marduk walczył ze wszystkich sił - nie z bandytami, czy raczej nie tylko z nimi. Twarze przeciwników przesuwały się jedna po drugiej, umierający walili się na ziemię w strugach krwi a ich śmierć rozpalała w nim nienaturalny żar. I właśnie z tą pierwotną ekscytacją, z barbarzyńską żądzą krwi walczył by nie stracić rozumu. Jeśli miał to całkowite popapranie zamienić w zwycięstwo, musiał zachować jasność myśli! Nie było to łatwe!
- Krew dla Obrońcy! - ryknął zbirowi w twarz, podstawiając tarczę pod cios krótkiego miecza i samemu biorąc zamach by ciąć w nogę i rozchlastać tętnicę. Ciężki, długi pocisk trafił go w pierś i odebrał oddech, ale - o cudzie! - prosta, prymitywna wręcz skórznia, godna jedynie tego by wyścielić psu kojec, powstrzymała miotniętą z góry włócznię. Bolało okrutnie, a jeśli chłopak dożyje następnego dnia to jego tors będzie przypominał jeden wielki krwiak, ale to nie miało znaczenia - żył i walczył dalej! Jeśli on i Torikha mieli wyjść z tego cało, elf musiał zwalić z nóg stojącego przed nim bandytę i to już, natychmiast! Naparł na człowieka, czując przez skórę że każda chwila zwłoki może mieć tragiczne konsekwencje.

Dalsza walka była wymianą ciosów mieczami i strzał. Niedźwieżuki na skraju wyrwy cisnęły włóczniami, po czym zniknęły z pola widzenia. Krasnoludzice skupiły się na obronie skrytej za tarczą Torikhi, z niezłym skutkiem - już po kilku sekundach naszpikowany strzałami Yarli Czerwony leżał na kamieniach. Mardukowi szło gorzej - długa wymiana ciosów dawała o sobie znać i jego sztychy były coraz mniej celne. Niemniej jednak przeciwnik nie był go godzien; kolejny cios odbił się od tarczy kapłana, a chwilę później wróg legł martwy. I w samą porę, bo nagle kapłan uczuł jak opuszcza go boska moc i, wyczerpany, sam padł na ziemię.

Wydawało się, że walka dobiegła końca; przynajmniej chwilowo. Niedźwieżuki nie wróciły, stojące po wschodniej stronie wyrwy krasnoludzice porządnie się rozglądały, ale nie dostrzegły by potężne stwory przyczaiły się gdzieś blisko. Nikt też nie nadbiegał z pobliskich korytarzy. Po chwili zniknęła również magiczna mgła, odsłaniając zmasakrowane ciało bohaterskiego Valko. W zachodnim korytarzu leżały dwa ciała - jedno należało chyba do Piąchy. Nieprzytomny Joris nadal spoczywał na resztkach mostu, chroniony przez ciężko ranną Torikhę. Tylko Anny nigdzie nie było widać.

 
Sayane jest offline