Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-10-2016, 09:11   #121
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Rozdział II. Phandalin

Podziemia dworu Tresendar
11 Eleasias, popołudnie

Zupełnie nieoczekiwanie szale wagi w walce powoli zaczęły się wyrównywać. Dzięki przytomności umysłu Yarli krasnoludki były w całkiem niezłej formie, a Marduk nie był nawet draśnięty. Z drugiej strony jednak przy Torihce stało dwóch Czerwonych, a na brzegu wyrwy kręcił się potężny niedźwieżuk z włócznią, który najwyraźniej nawoływaniem chciał wyciągnąć swojego pobratymca z magicznej mgły. Anny, Valko i Piąchy nigdzie nie było widać, a Joris był nieprzytomny.

Gdy jeden z “jej” czerwonych ruszył na Marduka półelfka ani myślała bezczynnie czekać - skorzystała z okazji i dziabnęła jednego z mężczyzn sejmitarem. Tamten uderzył na odlew, lecz nie przebił zbroi kapłanki. Niestety i drugi ani myślał “pilnować” Tori, skoro ta już zaatakowała. Potężne uderzenie przebiło zbroję kapłanki i omal nie posłało jej na ziemię.
Cios zadany półelfce był bolesny i brutalny. Torikha jednak nie zamierzała kapitulować i skoro uczyniła już pierwszy krok, zamierzała wykonać i drugi. Starając się stanąć przodem do obu napastników, powoli zaczęła się cofać, skryta za tarczą, gotowa się bronić.

Marduk walczył ze wszystkich sił - nie z bandytami, czy raczej nie tylko z nimi. Twarze przeciwników przesuwały się jedna po drugiej, umierający walili się na ziemię w strugach krwi a ich śmierć rozpalała w nim nienaturalny żar. I właśnie z tą pierwotną ekscytacją, z barbarzyńską żądzą krwi walczył by nie stracić rozumu. Jeśli miał to całkowite popapranie zamienić w zwycięstwo, musiał zachować jasność myśli! Nie było to łatwe!
- Krew dla Obrońcy! - ryknął zbirowi w twarz, podstawiając tarczę pod cios krótkiego miecza i samemu biorąc zamach by ciąć w nogę i rozchlastać tętnicę. Ciężki, długi pocisk trafił go w pierś i odebrał oddech, ale - o cudzie! - prosta, prymitywna wręcz skórznia, godna jedynie tego by wyścielić psu kojec, powstrzymała miotniętą z góry włócznię. Bolało okrutnie, a jeśli chłopak dożyje następnego dnia to jego tors będzie przypominał jeden wielki krwiak, ale to nie miało znaczenia - żył i walczył dalej! Jeśli on i Torikha mieli wyjść z tego cało, elf musiał zwalić z nóg stojącego przed nim bandytę i to już, natychmiast! Naparł na człowieka, czując przez skórę że każda chwila zwłoki może mieć tragiczne konsekwencje.

Dalsza walka była wymianą ciosów mieczami i strzał. Niedźwieżuki na skraju wyrwy cisnęły włóczniami, po czym zniknęły z pola widzenia. Krasnoludzice skupiły się na obronie skrytej za tarczą Torikhi, z niezłym skutkiem - już po kilku sekundach naszpikowany strzałami Yarli Czerwony leżał na kamieniach. Mardukowi szło gorzej - długa wymiana ciosów dawała o sobie znać i jego sztychy były coraz mniej celne. Niemniej jednak przeciwnik nie był go godzien; kolejny cios odbił się od tarczy kapłana, a chwilę później wróg legł martwy. I w samą porę, bo nagle kapłan uczuł jak opuszcza go boska moc i, wyczerpany, sam padł na ziemię.

Wydawało się, że walka dobiegła końca; przynajmniej chwilowo. Niedźwieżuki nie wróciły, stojące po wschodniej stronie wyrwy krasnoludzice porządnie się rozglądały, ale nie dostrzegły by potężne stwory przyczaiły się gdzieś blisko. Nikt też nie nadbiegał z pobliskich korytarzy. Po chwili zniknęła również magiczna mgła, odsłaniając zmasakrowane ciało bohaterskiego Valko. W zachodnim korytarzu leżały dwa ciała - jedno należało chyba do Piąchy. Nieprzytomny Joris nadal spoczywał na resztkach mostu, chroniony przez ciężko ranną Torikhę. Tylko Anny nigdzie nie było widać.

 
Sayane jest offline  
Stary 30-10-2016, 23:44   #122
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
- Aniu? - w jaskini rozległo się wołanie. To była Turmalina, rozglądająca się wokół, szukając jedynej osoby której brakowało w rachunkach, w końcu jej wzrok utkwił tam, gdzie jeszcze niedawno była mgła i potworne gobosy - ANIU! - krzyknęła głośniej, po chwili szturchając stojącą obok - Yarla, zbieramy się do kupy! Gobursyny porwały Ankę w tej mgle! Cholerne zielonoskóre, włochate zboczuchy, dawaj, jeszcze je dopadniemy! Torika! Marduk! Do Ciebie mówię długouchy, wstawaj! Dama w niebezpieczeństwie!
O "tą orczycę" nawet się nie zapytała.

Spocony, zziajany, zakrwawiony Marduk otworzył oczy, odrywając się od kawalkady obrazów przewalających się pod jego powiekami. Czuł się chory i pusty, znikła gdzieś cała euforia która narastała wraz z każdą zadaną śmiercią. Ta chwila gdy odgłosy walki umilkły i nie słychać było tupotu nadbiegających wrogów prawie wywołała wstręt do krwawej jatki jaką dziś urządził. Na szczęście zreflektował się po chwili, że to dlatego iż znajduje się dopiero na początku drogi jaką wskazał mu Corellon Larethian. Była to słabość, taka jakim ulegali nawet i bardziej doświadczeni kapłani. Będzie musiał z nią walczyć by być coraz bliżej komunii z Pierwszym z Seldarine i podążać za Nim.

Powoli dźwignął się na nogi, krzywiąc z bólu i zauważając wreszcie jak kurczowo zaciśnięte są jego dłonie na rękojeści wyszczerbionego miecza i uchwytu tarczy.
- Osłaniajcie nas, nie ruszajcie się stamtąd! - wychrypiał w górę, do pokrzykujących krasnoludek. Anna? Nie żyje? Żal ścisnął go za serce. Omijając ciała powlókł się ku Torikhce i Jorisowi by sprawdzić ich stan. Tropiciel przeżył! Półelfka nawet się sprawiła i całkiem udatnie zajęła się jego obrażeniami. Marduk był pod wrażeniem jej umiejętności. Umiarkowanym - co innego zaprzątało jego uwagę.

- Pomogę ci jeśli chcesz stąd wyjść - odezwał się do półelfki, sprawdzając jednocześnie mieczem czy nothic jest stosownie nieżywy.
Półelfia kapłanka wyjrzała zza tarczy, sapiąc z bólu po odniesionej ranie. Wydawało się, że walka dobiegła końca… i bardzo dobrze bo ona zdecydowanie wolała przekopywać ogródek z leczniczymi ziołami niźli wywijać mieczem.
- Wszyscy nie żyją? - spytała jakby z lękiem lub nie dowierzała, że faktycznie był to koniec. - Nie zostawię go tu samego jeśli… no wiesz. - mruknęła po chwili, przyglądając się z półuśmieszkiem Mardukowi, który analizował rozbryzgi mózgu nothika na podłodze i pobliskiej ścianie, jakby stał przed ważnym zadaniem matematycznym. Z ulgą przyjęła widok kogoś, kto nie konał i był przytomny, jednocześnie, nie mający w planach ukrócić jej o głowę… chyba.
Tori na chwilę podniosła wzrok w kierunku skąd dochodził dziarski głos krasnoludki. Cieszyła się, że nic im nie jest, choć zmartwił ja fakt zaginięcia Anny.
- Więc zostań - zgodził się Marduk. Z niechętnym uznaniem spojrzał raz jeszcze na półelfkę - w końcu nie wiedział że nothica pokonała dzięki czystemu szczęściu - i zajął się ważniejszymi sprawami. Jeden z przeciwników leżących niedaleko zdawał się jeszcze dychać. A nawet, gdy Marduk nachylił się nad nim i sprawdził, dychać całkiem żywo, wbrew pozorom. Chłopak przez chwilę rozważał czy nie dobić symulanta, ale myśl o tym nie budziła takiej euforii jak wcześniej, gdy zadawał śmierć w gorączce walki. Poza tym, Ojciec Elfów by chyba tego nie pochwalał, jak się zreflektował. No i jeniec mógł się przydać - co wcale nie było do pogardzenia.
Przykopał mężczyźnie w tył głowy po czym rzucił kilka pasów zdartych z pokonanych leżących koło niej.
- Opatrz go, żeby nie wykrwawił się - polecił półelfce. -Potem go zwiąż. Przyda nam się język.

Gdy Torikha z pewnym opóźnieniem zaczęła wykonywać polecenia, sam zebrał włócznie niedźwieżuków i wyrzucił je z rozpadliny po jednej i drugiej stronie, by móc w razie czego uzbroić się w oręż o długim drzewcu. Jedną z tychże włóczni ostrożnie podważył wieko skrzyni koło zawalonego mostu. I z miejsca wzniósł dziękczynne modły do Ojca Elfów.

Skórzane mieszki, szklane fiolki z cieczą która połyskiwała w jakiś miły dla oka sposób, podświadomie budząc nadzieję na uzdrowicielskie działanie, do tego starannie wykonany tubus - wszystko to było tylko tłem dla broni spoczywającej na samym wierzchu zawartości.

Już pochwa była piękna - cyzelowana srebrem, elegancka, jakby stworzona dla klingi skrytej wewnątrz. Jelec stanowiły rozpostarte skrzydła drapieżnego ptaka, rękojeść - wydłużona szyja, głowicę zaś łeb z dumnie uniesionym dziobem. Marduk podniósł broń i z lubością, nie spiesząc się, wyciągnął ostrze.

Klinga była długa - nieco jedynie krótsza od jego własnego miecza, za to nieco cięższa i szersza, co w zupełności Mardukowi pasowało. Wyszła spod ręki ludzkiego miecznika, ale broń była bronią i przy całej fircykowatości młodzika, w tym akurat przypadku nie miał żadnych zastrzeżeń!

- Talon… - przeczytał inskrypcję wyrytą po obu stronach. Byłoby to imię właściciela, a może broni? Machnął nią na próbę, rozcinając powietrze. Z każdą chwilą uśmiechał się coraz szerzej. Obrońca prawdziwie okazał mu dziś swą przychylność!

Jęk rannego przywrócił mu świadomość. Niecierpliwymi, drżącymi dłońmi odwiązał swój własny miecz i przypasał zdobyczny, nie odrzucając jednak starej klingi. O nie, dobrze się dziś sprawiła i mogła się przydać w przyszłości! Ale miło było czuć ciężar nowej broni.

Chłopak zebrał resztę zawartości skrzyni - poza sakiewkami, te mogły poczekać - i z fiolkami w ręku popędził do Jorisa, z nadzieją nagle powracającą do jego serca. Wyglądało na to że myśliwy nie sczeźnie z upływu krwi czy zakażenia!

Zostawił jedną z fiolek półelfce, która podała jej uzdrawiającą zawartość Jorisowi, przywracając go tak zwanych ‘żywych’, a z drugą w sakiewce i z tubusem (nie otwartym jak na razie, mimo ciężaru sugerującego miło że nie jest on pusty) w dłoni jął się wspinać. Miał zamiar odzyskać swój plecak, doświetlić komorę, zorientować się w sytuacji i ratować towarzyszy - Piąchę i Annę. I wtedy ujrzał ludzką dziewczynę pochylającą się nad jakimś zezwłokiem. Wszelkie myśli o humanitarnym dobijaniu umierających momentalnie wywietrzały mu z głowy.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline  
Stary 31-10-2016, 23:52   #123
 
Demogorgon's Avatar
 
Reputacja: 1 Demogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znany
Usłyszawszy, że odgłosy walki ucichły, Anna podkradła się ostrożnie do pola bitwy. A konkretniej, do ciała Piąchy. Przyklęknęła przy niej, kuszę odkładając obok, tak aby była pod ręką. Starając się powstrzymać szloch sprawdziła czy półorczyca żyje oraz czy może jej jakoś pomóc, nawet jeśli jej wiedza w tej kwestii była nikła. Pamiętała jednak, aby pilnować by przypadkiem ktoś jej nie zaatakował i cały czas nerwowo rozglądała się na boki. Jeśli ktoś ją zaatakuje, spróbuje się wycofać, zabierając oczywiście kuszę i odciągnąć napastnika od rannej towarzyszki. Nikt nie atakował; zniknęła też broń niedźwieżuków. Tylko z rozpadliny dochodziły jakieś głosy; sądząc po wysokim, pełnym pretensji tonie - najpewniej sprzymierzeńców. Niestety Piąsze nie można było już pomóc.
- Anno, żyjesz! - ucieszony Marduk podbiegł do dziewczyny ze zdobyczną włócznią w dłoni. - Poradziliśmy sobie z ludźmi, ale przynajmniej dwa niedźwieżuki ukryły się, musimy uważać! Krasnoludzice chyba sobie nieźle popiły, krzyczały że niedźwieżuki cię zabiły!
Upewnił się że ludzka dziewczyna nie potrzebuje pomocy po czym pospiesznie chwycił plecak, tak samo jak Anna rozglądając się na wszystkie strony. Pochodnie, oliwa, krzeszące gałązki, inne drobiazgi - szybkimi ruchami kompletował wyposażenie w oczekiwaniu na kolejną walkę. Pozwolił sobie na arogancki, pełen pewności siebie uśmieszek.
- Dawać ich - mruknął, już ciesząc się na myśl o wypróbowaniu zdobycznego miecza.


Anna klęczałą dalej przy Piąsze, delikatnie gładząc jej martwy policzek.
-Pani piącha była taka dzielna. Może sprzeczała się z resztą towarzystwa, ale gdy nadszedł mrok i zło okazała się prawdziwą bohaterką. - Powiedziała ze smutkiem. Wstała i spojrzała na Marduka stanowczym wzrokiem. - obiecaj mi, że jej śmierć nie pójdzie na marne. Że dorwiemy te potwory, które jej to zrobiły. - Powiedziała ostro, a jej spojrzenie było twarde od gniewu jak stal.
Elf jednak nie spieszył się z takimi deklaracjami. Gorączka walki nieco już opadła a liczyć potrafił. I wychodziło mu że “grupa ratunkowa” miała cholernie dużo szczęścia że tylko na jednym zabitym się skończyło. Oczywiście, w swej arogancji kompletnie nie brał pod uwagę że sam mógłby zginąć.
Nie lubił też gdy ktoś go do czegoś zmuszał. Spojrzał na Annę z dołu, klęcząc nad zawartością swego plecaka.
- Zobaczymy, moja droga - mruknął, rozpalając kolejne pochodnie. - Przede wszystkim przygotujmy się. Może tym razem uda się nie spieprzyć sprawy. Masz - podał jej ostatnią z fiolek zawierających leczniczy eliksir. - Widzę że jesteś w dobrym zdrowiu - co bardzo mnie cieszy - Piąsze nic już nie pomoże ale z kolei imć Joris jest bardzo ciężko ranny i leży w rozpadlinie. To go postawi na nogi. Docućcie jeńca i wypytajcie go o liczebność Czerwonych, rozkład pomieszczeń, pułapki czy dowódcę. A ja doświetlę teren i trochę posłucham. Przy okazji - jakie masz plany na wieczór?
-Zobaczymy jak stąd wyjdziemy. - Powiedziała dziewczyna, jej zapał ostudzony słowami Elfa. Uklęknęła jeszcze na chwile przy Piąsze i i odpięła z jej ciała wszelkie torby i inne rzeczy, które nadawały się do zabrania i użycia. -Nie chciałaby, abyśmy zostawili jej rzeczy na zmarnowanie, prawda? - Powiedziała do Marduka.
Młodzik zmarszczył czoło i zastanowił się.
- Dobre pytanie - stwierdził wreszcie. - Proponuję byś zapytała o to Torikhę - zdaje się mieć pociąg do wydawania szybkich sądów jeśli chodzi o obejście ze zmarłymi, więc pewnie i tu nieomieszka wygłosić swego zdania.
Skończywszy, Anna skierowałą się by zejść i zanieśc Jorisowi jego lekarstwo. Nie spieszyła się zbytnio - w końcu była z nim Melune. Marduk przyglądał jej się gdy odchodziła. Gadała o zemście miast rozpaczać, więc zgadywał że Piącha nie była jej specjalnie bliska, choć łzy mogły świadczyć o czymś wręcz przeciwnym. Ale z kobietami nigdy nie było do końca wiadomo na czym się stoi.
No, przynajmniej jeśli o niego chodziło to niespecjalnie smucił się po półorczycy. Zamienił z nią raptem jedno czy dwa zdania, a żadne z nich nie spieszyło pogłębiać znajomości. Potrząsnął głową i poderwał się na równe nogi. Walka czekała, a Marduk zamierzał z tego dnia wycisnąć wszystko co było możliwe. Ku chwale Pierwszego z Seldarine, rzecz jasna.
 
Demogorgon jest offline  
Stary 01-11-2016, 22:00   #124
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Tymczasem Melune pogładziła myśliwego po głowie, gdy ten odzyskał przytomność po uzdrowieniu miksturą.
- Leż spokojnie, jesteśmy w jaskini… spadłeś z mostu i cały się połamałeś. - Kobieta przemówiła do niego spokojnie i z czułością, rozglądając się po resztkach mostu, jakby zastanawiając się, które z części wykorzystać na windę i nosze dla rannego. -Zostaliśmy zaatakowani, ale na razie wygląda na to, że… wygraliśmy. - Kapłanka wstała od Jorisa, by upewnić się iż związany jeniec, aby na pewno się nie wyswobodzi z więzów oraz nie umrze od wykrwawienia. Nie była przy nim tak czuła i delikatna jak przy swoim towarzyszu. Jej twarz była chłodna i bez wyrazu.
- No rachować to wy nie potraficie.... - mruknęła, przewracając mężczyznę na bok co by się nie zadławił.


-Co z resztą? Anna? Piącha? Yarla? - zawołała wyglądając znajomych twarzy w ciemności.
-Żyjem, żyjem! krzyknęła z drugiej strony rozpadliny krasnoludka, wypatrując miejsca, gdzie można by przedostać się na drugą stronę. Nie mogło to być trudne; w końcu elf łaził wte i wewte po rozpadlinie jak po drzewie, a kamień był przecież żywiołem krasnoludów. -Nie dziękuj…- burknęła pod nosem patrząc chwilę na plecy Marduka, który według jej uznania żył tylko i wyłącznie dzięki interwencji dwóch krasnoludzic. -Tu. Chyba da się w miarę bezpiecznie zejść. Chyba, że wolisz na około?- spytała geomantkę.
- Nie wiadomo ilu jeszcze ich się tam kryje, lepiej zbierzmy się do kupy. Idziemy do nich przez rozpadlinę, tylko trzeba bezpieczne zejście znaleźć. A wy nie krzyczeć tam, widzimy was doskonale! Cholerne słabe ludzkie oczy. I elfie, gwiazdek i księżyca nie ma to ślepi jeden z drugim - to ostatnie dodała półgłosem na użytek Yarli. Nie wiadomo czy była świadoma, że w jaskini głos się niesie, a te cholerne szpiczaste elfie uszy słyszą naprawdę nieźle... pewnie wiedziała i tylko mało ją to obchodziło.


Krasnoludzice bez większych problemów zeszły w dół, do Torikhi i półprzytomnego Jorisa. Świeżo zasklepione rany ciągnęły przy wysiłku, ale kobiety nie miały zamiaru przejmować się takimi drobnostkami. Kapłakna wygląda niewiele lepiej od Jorisa; po jej minie można było też wnioskować, że bitwa oraz bliskie spotkanie ze śmiercią (choć nie tak bliskie jak Yarli czy Turmi) napędziły jej niezłego stracha.
-Dobra robota maleńka…- Yarla puściła półelfce oczko -Wam też całkiem sprawnie poszło!- kiwnęła głową z uznaniem do pozostałych -Ciekawa jestem gdzie nasza zieleninka…- tym razem skierowała wzrok na Turmalinę.


Tori uśmiechnęła się blado, wyglądając przy tym jak wypłosz, gdy krasnoludka ją pochwaliła. Najwyraźniej kobieta nie zaliczała się do typu “bojowych bab” i bardziej ceniła sobie bezpieczeństwo i spokój.
Na wzmiankę o reszcie, jak na zawołanie w rozpadlinie pojawiła się i Anna, cała i zdrowa, choć nieco zapłakana. Wręczyła Melune fiolkę z miksturą dla rannego myśliwego, po czym zachęcona lekko zdziwionym i zatroskanym spojrzeniem, opowiedziała kobietom o smutnym losie półorczycy oraz jej psa.


Półelfka zwiesiła głowę, od czasu do czasu potakując do swoich myśli, a może do słów kobiety. Była lekko wstrząśnięta ową wieścią. Nie dlatego, że znała i lubiła Piąchę, bo niestety nie miała sposobności do obu tych rzeczy, lub śmierć jako taka ją przerażała, wszak była kapłanką i musiała nie raz obcować i walczyć z owym zjawiskiem. Obawiała się jednak radości krasnoludzić. Ich zawiść do zielonoskórej… nie ważne jak uzasadniona, mroziła krew w żyłach selunitki, która nawet swych najzacieklejszych, shaarskich wrogów traktowała z szacunkiem i godnością. Szpiczastoucha, spojrzała kątem oka na dwie przysadziste kobiety, pojąc mikstruą co raz mocniej kontaktującego Jorisa.
- Oby bogowie byli jej łaskawi… Niestety nie wiem kogo miała za swego patrona, jednakże z przyjemnością odprawię jej godny pogrzeb prosząc Najjaśniejszą o wstawiennictwo za jej walecznego ducha. - Klęcząc przy mężczyźnie, co raz mocniej czuła jak uchodzi z niej cała siła. Koniecznie powinna opatrzyć swą ranę, którą to odkładała bo ciągle było “coś” ważniejszego.
- Zanim zdecydujemy co dalej… muszę zahamować krwotok… pod zbroją… - Twarz Torikhi wydawała się blada, a dłonie lekko drżały przy każdym ruchu. Ostrożnie zdejmując z piersi zbroję, przyciągnęła plecak z medykamentami w celu opatrzenia się.
-Ta, ta. Każdego szkoda, nawet psa- rudowłosa wzruszyła ramionami komentując opowieść Anny. Kiedy Torikha uznała, że chce pogrzebać zwłoki zielonoskórej Yarla uniosła wysoko brwi i wydęła usta nie kryjąc zdziwienia. Wojowniczka nie należała do tych, co to marzą sobie o wielkiej ceremonii, honorowych gościach i zacnym kapłanie odprawiającym modły nad jej ciałem. Była najemniczką, poszukiwaczkom przygód i najprawdopodobniej śmierć na szlaku dopadnie ją prędzej niż nudna starość, a wtedy będzie jej wszystko jedno czy zgnije pod sosną koło gościńca, czy w trumnie. Koniec końców nie skomentowała woli półelfki. Wejrzała porozumiewawczo na Turmalinę i uniosła wzrok wyżej -Trzeba się stąd wydostać. No i dalej nie wiemy co z porwanymi, o ile w ogóle tu są- dodała na koniec.
- Pan Marduk biega jak poparzony… może w tym swoim amoku dostrzegł coś ciekawego… - wtrąciła posępnie kapłanka, kończąc własne opatrywanie.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 02-11-2016, 12:21   #125
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
- No i proszę, przeznaczenie w końcu dopadło orka. Jest tam gdzie powinien - mruknęła pod nosem zadowolona Turmalina patrząc się na ciało Piąchy. Oczywiście nic nie było przesądzone, zielonoskórzy byli jak robale, czasem wydawali się martwi i hop-siup już Cię któryś dźgał w plecy. Turmalina z zielonoskórymi do czynienia miała mało, ale nasłuchała się wystarczająco opowieści od ojca czy zalotników swojej siostry by wyrobić sobie zdanie na ich temat, więc mruknęła cicho do Yarli - Może lepiej dobić?- spytała, co Ognistowłosa skwitowała tylko złowieszczym uśmieszkiem.
Ostatecznie jednak nie dobili. Po tym jak w końcu zebrali się do kupy nadeszła chwila oddechu i czas na oględziny. Rany zagojone, ale suknia!?
- Na miłość Sharindalki! - zaklęła na użytek wszystkich - Czy producenci tych magicznych napojów nie mogliby dodać tam opcji odplamiacza? O szyciu i lepszym smaku nie wspominając! Za czasów mojej praprababci te tynktury były takie same. Czy kapłani nie słyszeli nigdy o czymś takim jak postęp? Echhh...

Spojrzała w cień, gdzie leżało martwe ciało orczycy i nastrój poprawił się jej o trzysta procent. To, że Anna była nieskazitelnie czysta już nie. Dlaczego ona nie Ja? Ale przynajmniej jej nie porwali jak pierwotnie myślała, co było na plus.
Buzująca krasnoludzka krew powoli stygła, a tygiel emocji odsłonił coś, na co Turmalina czekała. Błysk natchnienia. Jeszcze nie ukształtowany, tylko we fragmentach, ale to już było coś! Na Wielką Grotę, palce aż ją świerzbiły, w pewnym momencie zauważyła że nieświadomie sięgnęła po młotek i dłuta by ową nieokreśloną wizję zacząć odsłaniać, zbijając skalne okruchy stuk za stukiem. Ale nie, to nie był ten moment, ten czas.
On nadejdzie.
Marduk rozpalił i rozmieścił kolejne pochodnie tak by sobie i innym towarzyszom oświetlić pomieszczenie i korytarze - i tak salę wyglądającą jak rodzaj jakiegoś magazynu na wprost przejścia którym drużyna dotarła do komnaty, korytarz z którego wyszli niedoszli zabójcy Turmaliny i Yarli oraz oba przejścia z których wychynęli ludzie i niedźwieżuki na samym początku walki. Potem zaś przyczaił się w przy schodach i nasłuchiwał przez dłuższą chwilę.


Niecierpliwość wziął w ryzy, siłą woli narzucił sobie spokój, wyczulony słuch zaprzągł do czynu. Jakiś szelest dobiegł go z kwatery zajmowanej wcześniej przez niedźwieżuki. Czyżby te przezbroiły się i szykowały do bitki na swoich warunkach, nie wystawione na ostrzał kuszników jak w głównym pomieszczeniu? Chłopak cofnął się, nie spuszczając korytarza z oka. Mus było powiadomić resztę, toteż ześlizgnął się do rozpadliny i wyjaśnił co i jak.
Półelfka wysłuchała w skupieniu zeznań kompana, słowem ich nie komentując. Była lekko blada i trochę osowiała. Potakując, oparła się plecami o kamienną ścianę odpoczywając.
- Dostosuje się do tego co zadecydujecie. - mruknęła pod nosem, gładząc się po opatrunku.
- Jak to co zdecydujemy? - zdziwiła się Turmalina, która chyba zapomniała, że jeszcze przed chwilą była w objęciach śmierci - Powiedzieliśmy A, trzeba powiedzieć i B! Dzieciaki, pamiętacie? Załatwmy sprawę do końca. Ohh, czuję jak mi wena wraca! Zanim tu skończymy znajdę sobie jakiś uroczy kawał skały do obrobienia...
Krasnoludka znalazła sobie miejsce, gdzie mogłaby wygodnie usiąść i odpuściwszy sobie naprawę sukni zajęła się tym czym mogła, czyli sprawdzaniem czy z twarzą i włosami wszystko w porządku. Przy pomocy lusterka, w czym brak wyraźnego światła zdawał się jej nie przeszkadzać. W środku wypełnionych misiostworami lochów. Tak, to się działo naprawdę.
-Turmalina ma rację. Trzeba zbadać resztę tych lochów- burknęła Yarla. Rudowłosa zamilkła na chwilę przypominając sobie rozmieszczenie korytarzy -Wszystko na zachodniej stronie sprawdziliście?- spytała patrząc po kolei na kompanów -To w takim razie proponuję udać się północnym korytarzem- rzuciła z nadzieją, że tym razem towarzysze jej usłuchają.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 02-11-2016, 12:41   #126
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Pierwszym odruchem odzyskującego przytomność myśliwego było gwałtowne zwinięcie się w kłębek. Tak jak to zwykle bowiem bywało, obrywanie bolało, to pewne. Ale tylko trochę w porównaniu do zdrowienia. Połamane żebra, nogi i obity łeb nie co prawda miały niczego przeciw wyzdrowieniu, ale wymuszająca na nich brutalnie i gwałtownie, natychmiastową rekonwalescencję magia, nie obyła się bez całej gamy bolesnych doznań, które myśliwy miał teraz okazję doświadczyć. Cierpiał jednak w milczeniu. Tak jak cierpiała jego duma, której przypiął na tę okazję łatkę drużynowego gamonia. Cholerny most. No za grosz tej konstrukcji nie ufał i stąpał tak by w razie czego się wycofać. Guzik. Spierdzielił się tak dokumentnie, że był nieprzytomny jeszcze nim o ziemię gruchnął. Akrobata od siedmiu boleści… Pług i widły, a nie dzieci od zbójców ratować. Bohater…
Zważywszy więc na powyższe wewnętrzne dywagacje, myśliwy fakt swojego przeżycia skwitował tylko lakonicznym “uhhhhhh” i nie zdawał się nim zachwycony. Odetchnął poczuwszy przez chwilę czyjąś dłoń w swoich włosach, ale zaraz też zaczęły docierać do niego słowa pozostałych. Torikha, której fakt życia zawdzięczał, była ciężko ranna, a Piącha, która z kolei życie jemu zawdzięczała, martwa. Aż obiecał sobie nawrzucać przy najbliższej okazji tancereczce. Że bogowie nie istnieją i że wszystko to dzieło przypadku i rzutu kością. Ot co!

Uniósł się powoli gdy ból stawał się tylko wspomnieniem pokutującym w zrośniętych żebrach.
- Piącha by bardziej od pochówku chciała żebyśmy te dzieciaki stąd wyciągnęli.
Do słów Turmaliny o wartościach łaszków i orczego życia, się nie odniósł. Były w jego chłopskim mniemaniu nazbyt robaczywe i gorzkie, by na nie odpowiadać. I jako takie z premedytacją je przełknął, wyraźnie się przy tym krzywiąc z obrzydzeniem.
- Ale i ja jestem za tym, żeby ją pochować jak już stąd wyjdziemy. Tymczasem… - wzruszył ramionami - może być i północ.

Dobytek zbójców przejrzał i skrzętnie ogołocił ze złota i klejnotów. Piącha co prawda martwa była, ale dług u Tymory nadal ją i Jorisa obowiązywał. Brakującą kwotę uzupełnił ze skrzyni.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 04-11-2016, 08:32   #127
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Podziemia dworu Tresendar
11 Eleasias, popołudnie

Anna podeszła tymczasem do schwytanego jeńca. Marduk już przy nim był, przesłuchując delikwenta, więc poczekała aż skończy i zapytała, nieśmiało, ale poważnie
-Dowiedziałeś się czegoś?
Elf uśmiechnął się do niej szeroko, ukazując drobne, równe, białe zęby. Jego oczy błyszczały w świetle pochodni.
- Nasz nowy przyjaciel pała żądzą pomocy. Przynosi to chlubę jemu i jego rodzinie, która tak dobrze go wychowała. Nieprawdaż? - zwrócił się do jeńca, choć było to pytanie poniekąd retoryczne.
- Tu zawsze jest tak zimno że nijak tego wytrzymać a ciała bardzo wolno się rozkładają… - wystękał wcześniej Czerwony na niewinne pytanie Marduka i zaraz potem zdał sobie sprawę ze znaczenia uśmiechu jakim ten go obdarzył. To NAPRAWDĘ przyspieszyło i uładziło dyskusję. Dyskusja polegała na zadawaniu przez elfa pytań i udzielaniu przez człowieka odpowiedzi; był to niewątpliwie uprzejmy i przyjazny dialog, jak na przedstawicieli cywilizowanych ras przystało. Dzięki tej szybko rodzącej się przyjaźni Marduk ustalił że, na ten przykład, siedmiu ludzi i trzech niedźwieżuków którzy zaatakowali drużynę to w zasadzie całość sił Czerwonych w najbliższej okolicy, że dowodzi nimi człek, niejaki Glasstaff - to imię było już znane awanturnikom ale nie zaszkodziło wypytać raz jeszcze - zwany tak od (niespodzianka!) szklanego kostura a mający swój gabinecik za północno-zachodnim korytarzem, że i imię Czarnego Pająka nie jest obce jeńcowi i że to właśnie ten dżentelmen podesłał Glasstafowi niedźwieżuki do pomocy: do trzymania wszelakiej maści ciekawskich i poszukiwaczy przygód z dala od miasta a miejscowych pod butem; niestety, tylko posiadacz szklanego kostura kontaktował się z Pająkiem i wiedział cokolwiek więcej. Marduk dowiedział się też coś niecoś na temat rozkładu pomieszczeń - o głównym wejściu, o miejscu przetrzymywania porwanych, o strażach, o pułapce przed salą z jeńcami - choć tu na moment dobra wola opuściła dyskutanta. Rychło jednak panowie wskoczyli na właściwe tory konwersacji; zapewne nienaturalny chłód miał tu zasługę a Marduk jasno też dał do zrozumienia że między przyjaciółmi nie może być tajemnic.

Wszystko to chłopak przekazał towarzyszom do których podszedł z Anną.
- Usłyszałem kogoś w tym pomieszczeniu gdzie wcześniej siedziały niedźwieżuki. Jeśli są tam nadal, to rozprawmy się najpierw z nimi i Glasstafem żeby nie zostali nam za plecami - stwierdził wreszcie i wskazał kciukiem za siebie, na jeńca. - Nasz nowy druh na pewno nie będzie miał nic przeciwko temu żeby iść jako pierwszy.
Kierunek był nieco odmienny od zaproponowanego przez Yarlę, ale że nikt nie sprawdzał jeszcze żadnego z korytarzy, to był dobry jak każdy inny. I tak, wnioskując z tego skąd wybiegali wrogowie, wyglądało na to, że przynajmniej ta część podziemi jest połączona różnymi przejściami i da się chodzić w kółko.

W czasie kiedy Marduk przesłuchiwał jeńca, Torikha trochę odpoczęła. Gdy ten wrócił z informacjami, otworzyła dotychczas przymknięte oczy i uśmiechnęła się, choć uśmiech ten nie był nikomu konkretnemu zadedykowany. Zaczęła zakładać zbroję.
- Później możemy sprawdzić salę na którą ja się natknęła, zanim spotkałam jednookiego - Półelfka podniosła się z ziemi, sapiąc cicho z bólu i zbierając z ziemi broń i tarczę.
- Wyglądało na magazyn albo rupieciarnię… może też gdzieś prowadzić? - Kapłanka wzruszyła ramionami, po czym podeszła do ściany rozpadliny, która miała ich wyprowadzić na górę.

Drużyna wylazła z rozpadliny, ciągnąc za sobą zdobycze i skutego jeńca, którego elf podleczył na tyle, by nie zemdlał po drodze i mógł służyć jako żywa tarcza. Nikt nie zaprotestował. Popychając zbója przed sobą Marduk wszedł w południowo-zachodni korytarz i zajrzał do komory po lewej, skąd wcześniej słychać było niedźwieżuki. Prócz kilku posłań nie było tam nic ciekawego… ale pod jednym z barłogów ewidentnie ktoś się krył. Marduk pomyślał wpierw, że to jakieś dziecko, ale zaraz jeniec mruknął lekceważąco: To tylko Droop, zabawka niedźwieżuków. Goblin znaczy się.
I faktycznie, gdy Yarla wywlokła istotę za nogę spod łóżka, ta okazała się dość mocno poobijanym goblinem, który wyglądał, jakby miał zaraz zemdleć ze strachu.

W tym czasie część drużyny szybko sprawdziła korytarz po prawej i salę nieco dalej. Również i tam nie było wrogów; tylko stół, krzesła i kilka beczek wypełnionych (sądząc po zapachu) jakimś alkoholem. Na stole leżały rozrzucone kości do gry, stos złotych, srebrnych i miedzianych monet, złoty kolczyk oraz niewielki rubin. Przeciwległe drzwi były nieco uchylone.
Melune nie pchała się do małej salki niedźwieżuków, skupiając się na sprawdzeniu drugiego z pomieszczeń. Stojąc przy stole, ewidentnie przeznaczonym do celów hazardowych, oglądała drobny kolczyk i czerwony kamień szlachetny, zastanawiając się do kogo mogły należeć.
Przeciwległe drzwi, kusiły swoim tajemniczym “uchyłem” ale półelfka nie czuła się dobrze w skórze odważnego poszukiwacza przygód… zwłaszcza po tym jak oberwała podczas głupiego wyskoku w czasie walki. Poczekała więc na resztę drużyny, pokazując krasnoludzicom kamyczek, który na pewno powinien przypaść im do gustu.


 
Sayane jest offline  
Stary 04-11-2016, 14:39   #128
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Po znalezieniu goblina kapłan znów zabrał się do roboty. Gdy mógł działać był w swoim żywiole. No i taka osoba była zdecydowanie potrzebna “drużynie”.
- Pożycz mi linę i przypilnuj naszego przyjaciela - mruknął do Jorisa; jeniec był potulny, ale strzyżonego bogi strzygli. Sam zaś przycisnął yarlowego goblina do ziemi i związał mu ręce. Przerażony goblin nie protestował. Gdzie były niedźwieżuki? Pytanie nie dawało Mardukowi spokoju, tym bardziej że do tej pory zdążyłyby już z dziesięć razy zaalarmować czarownika, a hałas czyniony przez drużynę dawał niechybną wskazówkę gdzie szykować ewentualną zasadzkę.


Trudno, trzeba będzie zgryźć tę żabę. Marduk pozostawił dokładniejsze spenetrowanie pomieszczeń na później (zresztą zapaszki nie zachęcały) i na powrót uzbroił się by kontynuować marsz. Czekał tylko na ukończenie turmalinowych rozmówek; goblina zostawił pod opieką pań i samemu pilnował drzwi prowadzących na północ, nasłuchując i obserwując. Ciężko było cokolwiek usłyszeć, bo większość drużyny łaziła wte i wewte, przepychając się w drzwiach i radośnie rozmawiając, do czego pobudziło ich zwłaszcza znalezienie goblina. Z tego co Marduk usłyszał, zielonoskóry wcale nie miał zamiaru się opierać i był bardziej niż chętny do współpracy. Inna sprawa ile wiedziało to wymemłane stworzenie. Chłopak nie był na razie w nastroju do przepytywania go, za bardzo niecierpliwość go paliła. Po namyśle za to zajął się czymś innym - z jednego z bukłaków wylał resztki zawartości po czym jął napełniać go oliwą.


Melune stała nad stołem hazardowym kontemplując starannie ułożone w słupki monety. Po chwili wzruszyła ramionami, ściągając plecak i zsuwając ramieniem całą zawartość blatu do worka. Krasnoludzice wraz z Anną oblazły bogom ducha winnego goblina. Najwyraźniej miały zamiar go przepytywać na temat dzieci przy okazji trochę się z niego nabijając. Niech i tak będzie, półelfka załadowała plecak na ramię, po czym podeszła do elfa pod drzwiami. Nie wyglądało na to by ktoś się za nimi czaił, uchyliła więc skrzydło stopą, wyglądając ostrożnie na drugą stronę. Faktycznie, nikogo nie było. Blask mardukowej pochodni oświetlał korytarz podobny do innych już mijanych oraz schody w dół - prowadzące najpewniej w stronę rozpadliny, gdyż stamtąd także padał migotliwy blask. Wydawało się też, że naprzeciw tych drzwi są kolejne, tyle że zamknięte.
- Niedźwieżuki są dość spore… niepokoi mnie, że nagle tak wyparowały - mruknęła pod nosem, choć na pewno chciała zagaić jakoś Marduka, który skupił się na przelewaniu różnych płynów.
Młodzik zerknął na kapłankę znad bukłaka.
- Uciekły albo szykują się na nas wraz z tym całym Glasstafem w dogodnym miejscu - odpowiedział rozkojarzony, zajęty żonglowaniem kolejnymi flaszkami. - To będzie interesujące doświadczenie, nieprawdaż? Dopilnuj proszę by panie nie mitrężyły czasu z goblinem.
Torikha przez chwilę patrzyła w zamyśleniu na kapłana, po czym kiwnęła głową i oddaliła się, w celu pogonienia płci pięknej do roboty.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 06-11-2016, 12:25   #129
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Informacja o goblinie sprawiła, że Turmalina zaczęła gadać jeszcze więcej.
- Zielonoskórzy odwagą nie grzeszyli nigdy. Po tym jak ich pięknie złoiliśmy zaraz podwinęli ogony i uciekli gdzie gobliny ryż sieją - ucieszyła się Turmalina - Mam nadzieję że jeszcze jakiegoś spotkamy bo wciąż mam kilka sztuczek na podorędziu! Hej! Śmierdziele! Wasz zielony bóg śmierci będzie miał dziś pełne łapska roboty! Możecie schować się w mysiej dziurze, i tak was znajdę!
-Zachowaj energię na czarodzieja, on będzie zapewne większym wyzwaniem od Goblinów i Niedźwiedziożuków. - Powiedziała Anna. Co prawda miała zamiar zwędzić spostrzeżone na stole monety, ale gdy usłyszała o jeńcu to popędziła do drugiej sali, zostawiając wszystko tak jak leżało. -A skoro o tym mowa. - Nachyliła się nad Goblinem, gdy już wraz z Turmi doszła do “sali misiów”. -Witaj, Droop. Słyszałam, że źle cię tu traktują. Może chciałbyś się im odpłacić? Wystarczy, że odpowiesz na kilka pytań. - Powiedziała, z przyjaznym uśmiechem.

- Masz rację, czarodziej czeka. A co do goblina, to spytaj go o porwane dzieci. Jak na mój gust ta zielonoskóra łajza i tak jest traktowana bardzo dobrze - powiedziała wesoło Turmalina - Wciąż ma wszystkie kończyny. Oczywiście słowo "wciąż" jest tu kluczowe!
I nagle Turmi pacnęła się w głowę aż klasnęło - No i jasna lampa! Wiedziałam że o czymś zapomniałam! Gdzie jest Marduk z tym swoim ludzkim ścierwem? Mam do drania kilka pytań; Maarduk!
Wołać zaczęła oczywiście zanim się rozejrzała czy nie ma go gdzieś blisko. W zasadzie kapłan wcześniej stał tuż obok zielonoskórego i Yarli, ale gdy Anna i Turmi zaczęły się pchać by zobaczyć goblina to wycofał się wraz z ludzkim jeńcem do sąsiedniej sali, żeby ich nie zadeptały.
W drzwiach małej salki pojawiła się selunitka z grobową, zamyśloną miną.
- Powiedział coś? - zapytała na wstępie, wpatrując się w udręczonego goblina, który żałował, iż nie mógł się zamienić w kamień i udawać, że go nie ma. - Czas nas goni. Chodźcie do sali obok, zrobimy małe przegrupowanie i ruszamy dalej. - zaproponowała, poprawiając ramiączko plecaka i skinieniem głowy wskazując korytarz i drzwi za sobą. Okazało się, że zielony słabo zna rozkład pomieszczeń, choć wie, że Czerwoni trzymali jeńców na sprzedaż. O niedźwieżukach potrafił powiedzieć tyle, że są trzy, i że są “STRAAASZNE!”.

-Czyli zostały nam dwa do zabicia. Powiedz Droop, może chciałbyś nam pomóc? Odpłacić misiom za to, co ci zrobiły i jak cię traktowały? - Anna schyliła się do Goblina tak, aby jej oczy były na jego wysokości. -Nie masz w sumie nic do stracenia. Jeśli zginiemy w walce z nimi, na pewno cię zabiją za to, że im nie pomogłeś tylko schowałeś się. Jeśli przejdziesz na naszą stronę, to nic nie tracisz.
Goblin entuzjastycznie pokiwał głową, choć na wojownika nie wyglądał. Annie przyszło do głowy, że ten strachajło przytaknie wszystkiemu, co ona powie byle tylko darowała mu życie.
Tymczasem Turmalina z zawziętą miną ruszyła do sali obok. Ominęła elfa i od razu zbliżyła się do ludzkiego jeńca, złapała go za kołnierz i sprowadziła do swojego, niewysokiego poziomu.
- Gdzie są porwani, gnoju! Gadaj zaraz, albo wyrwę Ci jaja i zmuszę byś je zjadł!
- Przecież już powiedziałem i nawet o pułapce też…
- wyjąkał zaskoczony jeniec, wzrokiem szukając u Marduka pomocy.
- Ale JA NIE SŁYSZAŁAM! - wrzasnęła na niego krasnoludka - gadaj jeszcze raz! I zerknij mi w dół raz jeszcze, to tak Ci walnę… - i walnęła go płaskim by podkreślić wagę swoich słów.


Torikha wprowadziła do sali resztę ferajny w postaci Yarli, Anny i Droopa, po czym zerknęła na Marduka a kąciki jej ust lekko zadrżały w rozbawieniu.
- Panno Turmalino… - - zwróciła się do krasnoludki. - Niech go Panna tak nie leje bo rany na powrót mu się otworzą… i wykrwawi się w przeciągu kilku minut, a martwy już na nic ci nie odpowie… - Melune zasiadła za stołem, odkładając rzeczy na bok. Najwyraźniej pewnych spraw nie dało się przyspieszyć poprzez pośredników (w tym wypadku elfa) i krasnoludzica musiała uzyskać odpowiedzi własnoręcznie. Na pytanie, czy wynikało to z ogólnej nieufności obu raz do siebie, czy może taka była natura gemonatki, kapłance najzwyczajniej w świecie, nie chciało się odpowiadać. Tak czy siak bandyta ponownie powiedział co wiedział, bo faktycznie nie był w formie by znosić krasnoludzką siłę perswazji. I ani myślał zerkać w dół.


Zaskoczony Marduk nie zdołał powstrzymać Turmaliny. Wykrzywił z pogardą usta gdy ta uderzyła jeńca i tej pogardy nie ukrywał w głosie gdy odezwał się do krasnoludzicy:
- Dokucza ci głuchota, głupota czy amnezja? Dokładnie o to samo go pytałem, a nawet jeśli tego nie słyszałaś - choć byliśmy wtedy w jednym pomieszczeniu - to jego odpowiedzi przekazałem wam wszystkim.
- Nie wszyscy mają szpiczaste uszy, błyszczyku. A dokucza mi bezczynność, powinniśmy ratować dzieciaki. Bezczynność! Stoimy i gadamy o głupotach zamiast robić to co powinniśmy! - uwaga elfa odbiła się od żelaznego pancerza ignorancji Turmaliny. A może spłynęła jak po kaczce? Ciężko powiedzieć, ale najwyraźniej wciąż była wystarczająco nakręcona by rozsądnie myśleć.
- Wszyscy krasnoludowie z bezczynności biją jeńców czy tylko krasnoludzkie kobiety? Zdawało mi się że jesteście honorową rasą - zaszydził Marduk i wskazał mieczem korytarz. - Jak cię tak świerzbi od gadania to leć ratować, wszak nikt nie trzyma.

-Jeniec to wróg- burknęła Yarla, która do tej pory obserwowała sytuację nieco z boku, kilka kroków dalej -Jeniec to ciągle ten sam człek, który parę chwil temu pragnął poderżnąć ci gardło- kontynuowała -Teraz bawisz się w sługę Ilmatera? A kiedy żeś ich tam na dole siekał i wybebeszał to cie sumienie nie ruszało? Więc zmień ton elfie- Yarla wskazała palcem długouchego, którego jeszcze dosłownie kilka minut temu osłaniała ostrzałem w trakcie walki -Chodź. Idziemy szukać dzieciaków. Albo maga. Dla mnie kolejność obojętna. Byle by ruszyć dupy- dodała poklepując Turmalinę uspokajająco po łopatce. Marduk potrząsnął głową.
- Mam nadzieję że to solidarność przez ciebie przemawia, krasnoludzico, bo miałem cię za rozsądniejszą od twej wrzaskliwej towarzyszki. Jeśli walki nie odróżniacie od bicia związanego i współpracującego jeńca to boleję nad przyszłością waszej rasy. W jednym macie rację - skoro skończyłyście mitrężyć czas, ruszajmy dalej.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!

Ostatnio edytowane przez Nefarius : 07-11-2016 o 17:53.
Nefarius jest offline  
Stary 07-11-2016, 21:32   #130
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Rozdział II. Phandalin

Podziemia dworu Tresendar
11 Eleasias, popołudnie

Po ponownym przesłuchaniu bandyty drużyna wdała się w ożywioną dyskusję na temat tego co powinni robić dalej. Większość była za ratowaniem porwanych ludzi. Yarli było wszystko jedno, za to Marduk za nic nie chciał zostawiać za plecami maga i niedźwieżuków, zwłaszcza że gabinet Glasstaffa mieli dosłownie naprzeciwko wyjścia z “hazardowej sali”. Do tego, sądząc po hałasie jaki robiła kłócąca się drużyna, mag z pewnością znal już nie tylko ich liczebność i plany, ale nawet to co jedli wczoraj na obiad. Korzystając z nieuwagi bohaterów Czerwony usiadł ciężko na ziemi by odpocząć, myśląc, że o wiele łatwiej coś osiągnąć gdy ktoś trzyma grupę za pysk. I im by się udało gdyby nie ten elf…

Na fali rozmowy Turmalina doznała nagłej iluminacji. Przecież wyjściowo wyruszyli na Czerwonych w sumie nie z powodu jeńców, a by uzyskać informacje na temat zamku goblinów! Ponieważ Marduk stanowczo zaprotestował przeciw kolejnemu spuszczaniu łomotu ledwo żywemu bandycie (który i tak nic nie wiedział), krasnoludka skupiła się na goblinie. Niestety głupie stworzenie okazało się być marnym przewodnikiem, a jego wskazówki mogły ich doprowadzić co najwyżej do lasu. Z mądrych rzeczy powiedział natomiast, że sporo band grasuje po trakcie do Triboaru; dowódcy goblińskich oddziałów z pewnością potrafią doprowadzić resztę do domu. A jak bohaterom nie chciało się uganiać za goblinami, to przecież jedną kryjówkę już znali…

Koniec końców drużyna zostawiła związanego w baleron goblina w narożnej sali, w której go znaleźli, a sama powędrowała południową ścianą groty, przez rozpadlinę, w stronę sali, w której ponoć trzymano jeńców.

Marduk przez chwilę zastanawiał się czy by nie sprawdzić jednak przeciwległych sal; w końcu jednak ograniczył się do komory znalezionej wcześniej przez Torikhę. Wyglądało na to, że ktoś magazynował tu skradzione rzeczy przygotowując je do dalszego transportu. Świadczyć o tym mogły puste skrzynie, gwoździe, młotki i słoma. Z cennych rzeczy, które można było zabrać od ręki, było tu tylko kilkadziesiąt dobrze wyprawionych bobrzych skór.
Przeszukując pomieszczenie Marduk poczuł jednak, że coś jest nie tak. Wstrzymał oddech szukając wrogów, ale to nie było to… Analizując swoje przeczucie poczuł delikatny powiew… i voila! Lewa ściana okazała się mieć wbudowane sekretne drzwi - a raczej obrotowy fragment, który łatwo było przesunąć. Krótki zerk przez szparę ukazał elfowi tonące w ciemności schody w dół. Gdy kapłan wiedział już czego szukać bez trudu znalazł kolejne ukryte drzwi na prawej ścianie groty. Zerkając tam elf dostrzegł jednak tylko ścianę i kolejne drzwi. Lepiej było się nie zapuszczać tam samemu.

Gdy dobiegł do reszty gromady, która ani myślała na niego czekać, ta była już przy… kolejnych sekretnych drzwiach. Te pozostawili jednak otwarte wybiegający z nich poprzednio Czerwoni.
Pomieszczenie, do którego weszli wyglądało na normalną piwnicę - taką, jaka znajduje się pod każdym dworem. Była tam nawet cysterna na wodę. Tylko świeży prowiant w stojących pod ścianami beczkach mógł zdradzić obecność nowych lokatorów dawnego przybytku rodziny Tresendarów.
- Te schody prowadzą na górę, do starej kuchni - jeniec wskazał w prawo, posypując z bólu i zmęczenia. Sala obok cysterny, do której zajrzał Joris była zwykłym magazynem, do którego wciśnięto dwa posłania dla strażników.
Jeniec poprowadził drużynę kolejnymi schodami do korytarza; tam wskazał miejsce, w którym jego kompani wykopali głęboki dół, całkiem zmyślnie zamaskowany. Dało się jednak przejść bokiem, choć nie bez trudu - Turmalina omal nie zleciała na łeb na szyję. Zwinność nie była jej atutem, to pewne.

Kolejne drzwi były inne, podwójne i masywne, pokryte zaśniedziałą miedzą i ozdobione jakimiś symbolami - zapewne herbem rodu. Popychany przez Marduka jeniec wszedł pierwszy, przyświecając pochodnią. Oczom drużyny ukazały się dwa inne (zamknięte) wyjścia, trzy kamienne sarkofagi zbudowane pod ścianami. O każdy z nich opierał się szkielet w zardzewiałej zbroi. Gdy bohaterowie weszli do krypty szkielety drgnęły, po czym ruszyły do ataku! W tym samym momencie Czerwony cisnął pochodnię w jedną stronę i rzucił się na ziemię w drugą, pociągając za sobą Marduka (lecz nie wywracając).


 
Sayane jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:28.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172