Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-10-2016, 21:24   #48
Blaithinn
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Wszyscy


Na zewnątrz chaty niejaki raban się uczynił, łatwo słyszalny w husie. Skaldowych uczu nie umknął, a i Volund co właśnie wkroczył do głównej sali go posłyszał. Jorik zaś wypadł niemal jak z procy wystrzelon za Volundem.


Elin prowadząca czwórkę nowopoznanych, wstrzymana przez Ubbę i Halfdana była.
- Kto to? - Ubba rzucił spojrzenie na nadchodzących, szczególnie przyglądając się wilkiem wojownikowi.
- Ludzie jarla Tissø. - odparła spokojnie. - Odnaleźć go pragną, a ja pomoc zaoferowałam.
- Chwilę jeno. - Halfdan rzucił i ruszył do chaty, a Ubba pilnował by do chaty nikt nie ruszył jeszcze. Wchodząc smutny woj wzrokiem szukał skalda. - Freyvindzie. Elin ludzi z Tissø prowadzi. Wpuszczać?
- Z Tissø? - Afterganger aż się zerwał. - Wpuszczaj!
- Jako rzeczesz - Halfdan na pięcie się zawinął i drzwi do husu uchylił:
- Wchodźcie. - kiwnął ręką.


Elin do środka zaprosiła niezbyt wysoką dziewczynę o płomiennych włosach, w skóry otuloną. Kaptur wyprawiany wchodząc ściągnęła, rozglądając się po przybytku. Za nią kroczył mąż wielki co przedziwny kontrast czynił do kolejnego z przybyłych: niewielkiego wzrostem woja z wielkim młotem na ramieniu. Za nimi niczym cień postępował chudy aż żylasty kompan. Cała czwórka zatrzymała się przy progu obserwując skalda i krzątającą się służbę.
Volva natomiast spokojnie ku swym braciom krwi podeszła wiedziona jakby wewnętrzną potrzebą by przy nich się znaleźć.
Jorik koło jarla po jego prawicy stanął, prostując się na całą swą wysokość. Volund zaś z nieobecnym wyrazem twarzy nie dawał po sobie poznać, że gości zauważył.
- Radem was! - Skald ruszył ku nim, a na jego twarzy odmalowało się potwierdzenie tych słów. - Zatem jesteście już. Gdzie jarl Eryk?
- To Ingeborg. - Wskazała na rudowłosą - Vivi, Gunnar i Görgen - wskazywała po kolei mężów: niskiego, z tatuażem na twarzy i chudego, kościstego woja. - Po jarla nam ruszyć trzeba. Wzywa ją. - Odparła Elin ponownie wskazując kobietę. Wymieniani po kolei głowami kiwali na powitanie, słów volvy nie przerywając.
- Gdzie on? - powtórzył skald.
- Nie wiemy. - odparła Ingeborg. - Od trzech nocy śladu po nim nie ma, w tłumie zniknął... - przestąpiła z nogi na nogę. - Teraz jeno czuję, że iść ku niemu winnam. Elin pomóc obiecała ale… kim Tyś i Twój kompan?
- Pewnym być nie moge czy to jeno tęsknota czy… - skald wspomniał moc Agvindura wola jeno z oddali wzywającego śmiertelnych. - Mocą krwi wzywać cię do siebie może, wtedy nie wiedząc nawet gdzie jest, trafisz doń niechybnie. Jam jest Freyvind, syn Lennarta z Roskilde, a przez krew syn Eyjolfa, syna Canarla, a to Volund Pogrobcem zwany. - Zmarszczył brwi i spojrzał lekko zaskoczonym wzrokiem na volvę. - Jak to jednak możliwe, że od trzech dni nie wiecie gdzie jest?
Dziewczyna jakby z ulgą odetchnęła, lecz wzrok na chwilę odruchowo odwróciła.
- Jarl chciał miasto pomóc zabezpieczyć, ruszylim jak tylko posłaniec Agvindura odjechał. Erik… - zagryzła wargę - Erik do miasta nocą wejść chciał. Gdy bramę otwarto straże atakować poczęli, tłum ogarnął. Nim się obejrzelim, już go nie było. - widać było, że wiele pominęła chociaż uczucie paniki na twarzy gdy mówiła u zniknięciu Erika szczerym było. - A potem jak kamień w wodę. Od zmysłów odchodzim miasto przeszukując.
- Posłaniec… - Frey uderzył pięścią w otwartą dłoń. - Nie miał szans zdążyć z Ribe by was wstrzymać. Niech to Hel! - zaklął. - Może potrzebować pomocy, ale może i porwali go. Idąc ku niemu za zewem Ingeborg - mówiąc to patrzył na volvę - możemy iść mu na pomoc, albo w pułapkę.
- Dlatego pierw po Was poszłam. I mogę spróbować ujrzeć co go otacza, by sprawdzić czy jest przetrzymywany. - Do Ingeborg się zwróciła. - Jeśliś nie masz przedmiotu krew Twa pomóc może. - Rzekła spokojnie.
- Nie mam przedmiotu - pokręciła głową - A krew dać mogę. - ruszyła ku volvie kurtę zrzucając i rękaw podciągając.
Wiedząca głową skinęła i rudowłosą do drugiej izby poprowadziła, by potrzebny jej spokój sobie zapewnić. Kości wyciągnęła, po czym dłoń Ingeborg lekko nacięła upuszczając jej krew na runy i językiem po ranie pociągając, by ją zasklepić.
- Myśl o nim, Ingeborg. - Rzekła biorąc kości do rąk i zaczynając zaklęcia mamrotać.
- Féar si-ns,
er fengit hefr,
skyli-t maðr þörf þola;
oft sparir leiðum,
þats hefr ljúfum hugat;
margt gengr verr en varir.

Jak i w wizjach o Leiknarze nawiedzających ją, porwana została w widzenie. Niezbyt mocno, stopniowo.
Ujrzała nagiego męża wśród chat, kroczącego jak pijany. Dłonią chałup się wstrzymywał by iść przed siebie. Wokół ciemność rozjaśniana odległym światłem jeno poblask rzucała na jego postać. Wyraz niepewności wymalowany na twarzy jarla był.
- Sam jest… gdzieś z dala od centrum, słaby. - Rzekła zamrugawszy i powstała, by do reszty dołączyć.
- Jarl gdzieś pośród chat daleko od świateł centrum. Sam jest, iść próbuje lecz słabym się zdaje. - Ingeborg na te słowa poderwała się by kurtę złapać - Raczej nie pułapka, Freyvindzie.
- Nie ma na co czekać. Idziemy po niego. Bajrki! Płaszcze dwa z kapturami załatw i to na jednej nodze! - Frey ożywił się, miał powód by opuścić klatkę, jaka tworzył najęty hus.
Karina się wmieszała:
- Płaszcze w skrzyni mamy, jeno niezbyt ciemne. - ruszyła by wyciągnąć pakunki z odzieżą.
- Ja też iść mogę? - Jorik dopytywał się skalda.
Czwórka ludzi Erika z nogi na nogę przestępowała ze wstrzymywanej niecierpliwości.
- A czemu nie, pod warunkiem, że obiecasz. Jakby co złego się działo to czmychniesz tu zamiast bohatera zgrywać. - Frey uśmiechnął się lekko odpowiadając chłopakowi.
- Słowo - Jorik rzucił i smyknął po swój hełm, kurtę i miecz. Gotów był nim Navarrka wygrzebała opończe:
- O… tu… - podała dwa proste brązowawe płaszcze - Zdadzą się?
- Zdadzą. Ty nicponiu - Frey od Kariny zwrócił sie ku Jorikowi - to żelastwo masz zostawić nim skończę mówić, a Ty Volundzie? - Podał mu płaszcz. - Z nami idziesz? Jak tak… kto widział Twa twarz, w życiu nie zapomni. To Aros, wielu takich co rozpoznać Cie może - powiedział wyciagając jeden z płaszczy i zerkając na chłopaka.
Jorik wyglądał na tak niepocieszonego, że Karina śmiech zdusić musiała.
- Ale to bez broni iść mam? - nadął się lekko i nadąsał, posłusznie jednak odstawiając i miecz i hełm.
Skald nie skomentował.
Volund głową pokręcił:
- Zostanę, ktoś pilnować chaty musi. Lepiej uwagi na się nie zwracać zbytnio.
- Kiedyście gotowi… - rzuciła Ingeborg znacząco, dyskretnie ich pospieszając. Niecierpliwa była by ruszyć na poszukiwania Erika.
- Przyprowadź Inge z naszych ludzi takiego co posturą do Eryka zda ci się podobny.
- Ingeborg, nie Inge - fuknęła ruda odwracając się na pięcie by wyjść z husu.
- Weźmiemy kogoś i ubierzemy w płaszcz. Nowi tu jesteśmy, pod obserwacja być możemy. Z Erykiem wróci nas tylu ilu wyszło. -wytłumaczył Elin, i towarzyszom Ingeborg.
- Ten się nada - dziewczyna wprowadziła do chaty jednego z ludzi Ubby niczym szczególnym się nie wyróżniającego.
- Zda na co? - dopytał nieco zdziwiony wojownik, spoglądając podejrzliwie to na rudzielca to na resztę zebranych.
Frey podał mu płaszcz przeznaczony dla Volunda.
- Odziej się w to, kaptur załóż. Z nami pójdziesz sprawę jedną na mieście załatwić.
Volva przyglądała się przygotowaniom spokojnie czekając aż będą mogli ruszyć. Gangrel stojący obok również słowem się nie odzywał, tocząc nieobecnym spojrzeniem i rozsiewając aurę mrocznej nieobecności. Każdą chwilę wydawał się tak odległy, jak gdyby w tej samej chwili zupełnie gdzie indziej naprawdę był...
- O jaką sprawę chodzi? - zakładał płaszcz wciąż wypytując - Broń jaką brać?
- Żadnej - mruknął żałośnie Jorik.
- Ty weź, bo nie wracasz z nami od razu. - Skald uśmiechnął się lekko. - Zbieraj się, po drodze opowiem o co chodzi.
Jorik prychnął cicho pod nosem ruszając za Freyvindem, mamrotał cicho coś również co brzmiało jak marudzenie podobne do przekomarzania się z Kariną.
Ingeborg raz jeszcze potoczyła spojrzeniem po gotowej drużynie i ruszyła przez próg.


***


Miasto, które dzięki swej wielkości pozwalało im zachować anonimowość i ukryć obecność, okazało się nieco mniej przyjazne gdy przyszło do poszukiwań.
Liczne uliczki tworzyły plątaninę, poprzetykaną chałupami o różnych wielkościach, niewielkie chatki-ziemianki wyrastały znienacka, gdy Ingeborg szukała najkrótszego sposobu na dostanie się do swego jarla. Im dalej krążyli, tym mniej ludzi i hałasu było. Straże gęsto patrolujące zewnętrzne palisady zostawały za nimi, a takoż i odgłosy ludzkiego istnienia. Zanurzali się w ciszę i gęstniejący mrok, nie rozjaśniany ogniskami lecz chłodnym światłem gwiazd.
Ludzie Erika czujnie rozglądali się przez ramię, pochyleni idąc nieco, jakby spodziewając się ataku z każdej strony i o każdym czasie. Szli też dość blisko siebie, starając się tyły dziewczyny osłaniać.
Z razu kroku wstrzymali, gdy dobiegł ich hałas z naprzeciwka. Odruchowo, bez pomyślunku, Ingeborg i trzej wojowie za róg z jednej chat się skryli, bezgłośnie zachęcając do tego samego i resztę ratowników.
Elin zmysły swoje wzmocniła, by spróbować wychwycić jak najwięcej z hałasu i również za chatę się skryła zdając się na swój słuch przede wszystkim. Skald z początku nie miał takiego zamiaru nie widząc powodu aby kryć się na zwykłe wyjście kogoś z langhusa, jednak widząc, że wszyscy odruchowo przylgnęli do ściany budynku, sam skierował Jorika tam również i sam do reszty dołączył.
Dwóch chłopów wyszło z chaty. Jeden skierował się ku jej tyłom i po chwili volva usłyszeć mogła ciche stękniecie ulgi, gdy pęcherz swój opróżniał. Kompan jego lekko się zataczając i mrucząc coś do siebie przeszedł mimo kryjących się w mroku. Vivi głową pokręcił jeno z miną wskazującą co myśli o tym całym chowaniu.
Volva uśmiechnęła się leciutko i wyszła spokojnie na ulicę rozglądając się uważnie i próbując z daleka coś usłyszeć.


- Powinien być gdzieś niedaleko. - mruknęła zezłoszczona dziewczyna powoli ruszając dalej naprzód.
Wszyscy poczęli za nią kroczyć, Jorik jak cień od skalda się nie odklejając.
Elin krok miała zrobić by do nich dołączyć, gdy na palisadzie kątem oka coś zoczyła. Jej intuicja i bogów natchnienie nakazały wzrokiem pociągnąć za punktem, który jej uwagę zwrócił.
Była pewna, że ruch to był, ktoś lub coś w cieniu się przesuwał. Jednak, gdy w ciemność się wpatrywała dojrzeć nikogo nie zdołała.
Jej grupa oddalać się poczęła, gdy volva z głową zadartą w górę wpijała spojrzenie w mrok.
Skald zbliżył się do volvy kładąc jej rękę na ramieniu. Patrzył na nią zdziwiony odruchowo spoglądając w miejsce w które sie wpatrywała.
- Na palisadzie coś ujrzałam. - Odrzekła cicho by swych uszu nie ranić. - Jakby ktoś się tam poruszał w cieniu i zdołał skryć potem przed mym wzrokiem.
Skald wpatrywał się jeszcze przez moment, po czym widząc, że to bezcelowe ścisnął lekko ramie Elin sugerując tym odejście.
- Ostrożnymi być musimy. Tu krąży coś co… Einar.
Skinęła głową i za nim ruszyła choć starała się ciągle uważnie okolice obserwować zaniepokojona dziwnym ruchem.
Czujny słuch Elin wyłapywał pochrapywania ludzkie i zwierzęce w okolicy. Kroki drużyny wyraźnie tupały po drewnianych kładkach ulic rozbrzmiewając w jej głowie i wypełniając myśli. Na to nakładały się mocne i szybkie bicia serc idących obok śmiertelników. Wzrok pomagał rozpoznawać drogę w ciemnościach zamieniając ją na niejaką szarówkę.
- Jest niedaleko - podekscytowana Ingeborg kroku jeszcze przyspieszyła. Vivi z Gunnarem jednak wciąż w tył się obracali jakby czegoś się obawiając. Dziewczyna przestała się kontrolować i kroki jej załomotały na drewnianych klepkach.
Volvie kroki towarzyszących jej osób odczuwała niczym uderzenia młotem w głowie i znacznie utrudniało koncentrację na pozostałych dźwiękach. Hałas jaki bieg rudowłosej wywołała zmusił ją do natychmiastowego powrotu do normalnych zmysłów. Stanęła na chwilę głową potrząsając, próbując huku z uszu się pozbyć.

Skręcili za róg wychodząc zza większej chaty przed sobą mając porozrzucane rzadziej chałupy co bardziej szałasy przypominały. Między nimi zagród nie było, jeno wydeptana ziemia. Czuć tutaj było zwierzętami - mocniej niż gdzie indziej. Ale i starą żywnością czy sianem złożonym na zimę.
Wyszli wprost na czas gdy jarl nagusieńki, ściany rozwalającej się chaty trzymający o pomoc człeka prosił.
- Chyba ktoś mnie otruł. Pomóż. Podejdź bliżej - rozbrzmiało w powietrzu. Rudowłosa zatrzymała się jak wryta zdumienie na twarzy mając i zmieszanie. Zamrugała szybko i skaldowi wskazała jeno dłonią bladego męża z czarną dziurą na plecach, która nie zasklepiona a spękana się zdawała.
Elin brwi zmarszczyła widząc jarla w dość niecodziennej sytuacji i uznała iż bliżej podchodzić nie będzie by dumy mężczyzny nie urazić. Wróciła za to ponownie do rozglądania się po okolicy, choć zmysłów swych na razie nie zmuszała do cięższej pracy.
- Panie? - zdumiony głos Ingeborg dobiegł uszu Erika zza jego pleców. Gdy ten odwrócił się dojrzał czwórkę swych ludzi z Gunnarem górującym nad nimi. Obok stało dwóch mężów, a obaj średniego wzrostu i nienazbyt tęgiej postury byli opatuleni w płaszcze jeszcze bardziej kryjące ich sylwetki. Kaptury twarze ich skrywały. Obok wyrostek bodaj czternastoletni, blondwłosy niepozorny chłopak przyglądający sie ciekawie wszystkiemu, Erykowi zaś w szczególności. W niewielkiej odległości od reszty jasnowłosa, smukła niewiasta w ciemnoniebieskiej sukni stała i uważnie okolicę lustrowała. Jeśli dłużej wzrok na niej jarl zawiesił mógł dostrzec opaskę jedno oko skrywającą. Pierwszym co ujrzeli były plecy, chude, lecz poznaczone równomiernie bliznami. I to nie bliznami nabytymi w walce. Prawie cała ich powierzchnia była pokryta runami składającymi się w różne słowa. Kończyły się wraz z linią pośladków. Męzczyzna stał chilę odwrócony przyciskając się do innego człowieka. W pierwszej chwili zdawaćby się mogło, że ich ciała są splecione w miłosnym uścisku, jednak co sprawniejszy obserwator mógł zaobserwować, iż ciało drugiego mężczyzny jest wiotkie, jakby był nieprzytomny. Afterganger odwrócił się w stronę przybyszy. Ukazując swe nagie ciało. Wyglądał na młodzieńca może dwudziesto letniego. Może dwudziestopięcioletniego? Trudno to było w ciemności określić. Broda jego z pewnością nie była imponująca. Włosy krótkie, teraz mokre opadały nieco na grzywkę. Jego ciało z pewnością nie było atletycznej budowy, jednak również na klatce piersiowej i ramionach było widać kolejne runy.
- Ingeborg, Gunnar dobrze widzieć was zdrowych.
Wybrany przez Ingeborg mężczyzna ruszył ku nagiemu aftergangerowi, jednak Ingeborg wstrzymała ruch jego. Płaszcz jego zabrała i sama ruszyła ku Erikowi.
- Co się stało? - szepnęła gdy stała już blisko - To Freyvind i Elin. - rzekła nieco głośniej jednak nie tak by ciszę zmącić do cna.
- Kretynka - wycedził skald patrząc na płomiennowłosą. - Czas będzie porozmawiać. W husie - zwrócił się do Eryka. - Pójdź z nami.
Eryk założył płaszcz darowany przez kobietę. Szepnął tylko do Ingeborg:
- Ten Freyvind? - potwierdziła leciutkim skinieniem, gdy Erik ruszył w ich stronę. Za nim twarzą w błoto opadł mężczyzna, którego wcześniej zdawał się przytrzymywać afterganger.
Volva skłoniła głowę na powitanie, gdy do niej podeszli. Jarl mógł dostrzec, że młodziutką się zdawała, błękitne oko omijało jego sylwetkę, by nie przypominać o braku jego odzienia.
Skald warknął coś najwidoczniej wkurzony, po czym pochylił się ku zbrojnemu z drakkaru.
- Dołącz do tych z was, co poszli w miasto przyjemności zaznać. Z nimi wrócisz.
Woj z Varde skinął głową służbiście i ruszył by rozkaz czy może zalecenie spełnić.
- Skoro dotarliście już tutaj, to musiało minąć kilka nocy. Ile? - choć wzrokiem wodził po nowopoznanych, to pytanie kierował do rudowłosej.
- Trzecia odkąd zniknąłeś… - Ingeborg wyglądała na mocno zaniepokojoną. Szukała spojrzeniem po twarzy Erika.
- A co się stało? Ustaliliście co stało się z Einarem? - to pytanie Erik kierował już do Jarla Bezdroży, z którego gardła wydobyło się coś między wściekłym warkotem, jękiem bezsilności i kolejną porcją już mnogich “kretynów”. Odwrócił się i ruszył w kierunku domostwa najętego przy porcie.
- Pomówimy na miejscu. - Odrzekła zamiast brata Elin i za nim podążyła zastanawiając się ile ten jeszcze zdoła być cierpliwym.
Jarl zaśmiał się pod nosem i ruszył za pozostałymi. Wszystko wskazywało na to, że czekała go ciężka noc. Być może cięższa niż ostatnia jaką pamiętał. Ingeborg trzymała się go blisko, jak psiak co pana swego odnalazł i z oka spuścić nie chciał. Jorik zaś podbiegał co chwilę by kroku Freyvindowi dotrzymać.
Volva dostrzegłszy, iż Frevind nie do końca drogi jest pewien prowadzenie przejęła kierunek wskazując. Znów też okolicę wzrokiem przeczesywała.
Nie była pewna czy brak jakichkolwiek przeszkód dobrą czy złą wieścią był. Jej nastrój wciąż zburzon był po pobudce i słowach słyszanych bez ustanku we śnie. Obecna sytuacja zachowaniu spokoju nie sprzyjała.
 
Blaithinn jest offline