Zora, nie da się ukryć, miała co trzeba w odpowiednich miejscach i odpowiednich proporcjach. Nic więc dziwnego, że strażnicy na niej skupili swoje zainteresowanie. Jedynie dowódca, może bardziej doświadczony, lub mniej spragniony kobiety, zachował nieco opanowania, pozostała trójka patrzyła tylko i wyłącznie na palce Zory, odstawiające spektakl, jakiego zapewne niezbyt często oglądali.
Młodzik zapomniał o wiszącym przy pasie orężu i rozpinając wspomniany pas ruszył ku nagiej dziewczynie, usiłując jak najszybciej uwolnić swój 'oręż'.
Dwaj jego kompani również zrobili krok w kierunku Zory, lecz powstrzymał ich głos dowódcy.
- Stać! Czekajcie na swoją kolejkę. Picza nie z mydła. Nie ubędzie jej, jak sobie Młody użyje. Dla wszystkich wystarczy.
Zapewne autorytet miał, bo obaj wojacy się zatrzymali.
- No, Młody, zostaw coś dla nas - rzucił jeden z nich.
- A my se na razie popatrzymy i ocenimy, co potrafisz - dorzucił drugi.
Co robili inni, tego Zora nie wiedziała. Co planowali - również. Na Arię mogła liczyć - wiedziała, że towarzyszka licznych podróży jej pomoże, ale co z Karlem? Zechce narażać skórę, gdy może się wykpić cudzym kosztem? Może jest zwykłym suczym synem, takim samym, jak ci 'strażnicy'?
Nie wiedziała i musiała sama decydować, co robić. A czasu do namysłu było coraz mniej, bowiem Młody był już o parę kroków, chociaż troszkę mu przeszkadzały zsuwane coraz niżej spodnie.