Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-10-2016, 14:54   #82
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
DZIEŃ II - Ilham sama w lesie


Osamotniona, a może i nie, Iranka pruła przez leśne poszycie, niczym strzała. Prosto jak w mordę strzelił. Bez większego zastanawiania się nad trasą, bez uważnego rozglądania się. Szła bo chciała gdzieś dojść… Po pierwsze, chciała odejść jak najdalej od miejsca spotkania z felernym Terrym, oraz szła… bo chciała napić się z kokosa. CHOLERNIE ją suszyło i CHOLERNIE bolała ją od tego głowa.

Ilham miała serdecznie dość lądu na którym się znalazła. Miała serdecznie dość pary słońc i księżyców, które świeciły ostentacyjnie niczym para oskarżycielskich ślepi. Miała dość nienaturalnej, tropikalnej zieleni rodem z filmu Camerona, która owszem była piękna, zagadkowa, fascynująca, urokliwa, ale na każdym kroku przypominała dziewczynie w jakim miejscu się znalazła. Miała dość zwierząt, które nie miały prawa bytu w normalnym świecie, miała dość ludzi z którymi przyszło jej się rozbić i aktualnie miała dość samej siebie.
Ze wszystkiego jednak czego dzisiaj miała dość, najbardziej i najnamiętniej miała dość rudych ludzi… i nie chodziło tu o ogół społeczeństwa płomiennowłosych i piegowatych osób, a o konkretną grupę.
Tych ze snu. Tych nagich, wyłażących z wody ciał z pomarańczowymi grzywami. Można by się spytać, skąd ta nagła awersja, skąd ten niepohamowany gniew, który pędził Irankę wzdłuż i wszerz wyspy bez chwili wytchnienia. W końcu… ludzie ci byli tylko ze snu, lub nocnej majaki.
Po pierwsze bolała ją głowa i cały świat jawił się dla kobiety wrogiem.
Po drugie znalazła się w miejscu gdzie nic i nikt nie jest normalnym, sprawdzonym i poznanym. Nic nie było tu logicznie, nic nie było tu tak jak było w jej świecie. Od samego początku czuła się obco, a każda następna chwila tylko utwierdzała ją w przekonaniu, że nie jest tu mile widziana. Czy to ona sama nie widziała się w tym miejscu, czy może miejsce nie akceptowało jej obecności? Tego Ilham nie była w stanie stwierdzić, a nawet nie miała na to czasu i siły.

Gdy obudziła się wtedy na plaży z bolesnym uściskiem w skroniach, suchym językiem w ustach i wszechobecnym odrętwieniem ciała, wiedziała, że musi coś zrobić. Musiała coś zmienić, musiała podjąć jakąś decyzję, która będzie w pełni jej. Która będzie poznana, nazwana i prawdziwa. Inaczej by oszalała.
Postanowiła więc uciekać, wprawdzie nie była tego w pełni świadoma i dalej jakby to do niej nie dotarło, ale pierwszy krok już uczyniła i wystarczyło się nie zatrzymywać.
Skoro znalazła się tu gdzie była, w miejscu którego nie chciała… w miejscu, które nie chciało i jej, sama pośród obcych ludzi, bez środków do życia, we flanelowej piżamie. Słowem bez przyszłości na lepsze jutro…
Nie miała nic do stracenia, bo nie wiedziała nawet czy żyła. Wizja piekła, wizja sądu, wizja ostatecznej próby… wszystko to znikło, wraz z nastaniem dzisiejszego ranka. Cała nadzieja na normalność rozwiała się wraz z wizją wychodzących z morza ciał.
Ich nagie, piękne sylwetki odcinające się bielą od granatu rozgwieżdżonego nieba. Lśniące cyną włosy, łudząco przypominające zmrożone języki ognia.

Bezdymnego ognia…”
Głos wewnątrz niej, odezwał się piskliwym, mysim głosikiem, przyprawiając ją o dreszcze.
Z każdym, następnym krokiem oddalającym ją od obozu, spływał na nią zimny spokój pozwalający pojąć jej, jak i innych, sytuację.
”Bóg stworzył nie tylko ludzi, ale i anioły i jinny.”
Jinn, djinn, genies…
Istoty stworzone z czystego, bezdymnego ognia potrafiące wpływać na świat człowieka oraz przybrać każdą postać. Istoty żyjące tuż obok a jednak w świecie niedostrzeganym przez ludzkie oko. Istoty dobre… ale też i złe.
Iblis. Szatan. Przewodniczący orszakowi zbuntowanych jinnów. Wszechobecny tam gdzie łatwo o występek. W muzyce, śpiewie, śmiechu, na targu, kinie, ciemnym zaułku miasta i skalnym ostępie…

Ilham nigdy nie była dobra z religii. Nudziły ją lekcje historii, broniła się przed wprowadzaniem jej w tradycyjne obrządki religijne, irytowały ją długie modlitwy w meczecie. Nie słuchała gdy babki przestrzegały ją przed złem, przed zachłannością wiedzy, przed uporem w dążeniu do swoich celów, przed poznawaniem nowego… Pyskowała konserwatywnym dziadkom, popierającym Świętą Wojnę z niewiernymi oraz braćmi, którzy godzili się na jakieś odstępstwa w jedynej prawdziwej religii jakim był Islam.
Owszem, nosiła się skromnie, zachowywała się skromnie i żyła skromnie, choć jej krnąbrny umysł wybiegał daleko przed szereg ciekawy świata, ciekawy odmienności, pragnący smakować i odkrywać.
Dlatego też nie bała się wylotu do Anglii, dlatego też zrobiła wszystko by do tej podróży doszło. Zgodziła się na tradycyjny ślub, z mężczyzną, którego wybrali jej rodzice. Przyjęła wszystkie warunki.
A później…

…później poczuła jak wiatr we włosach, gdy pierwszy raz w dorosłym życiu zdjęła z głowy chustę. Poczuła ciepłe promienie słońca na swojej skórze, gdy z przyjaciółkami opalały się w modnych bikini nad jeziorem na wyjeździe w wakacje. Poczuła gorzki smak piwa i szczypiące bąbelki drinków, które zamawiała w barach z dyskoteką gdy wykradała się na imprezy urodzinowe swoich białych koleżanek.
Wiedziała, że robi źle, wiedziała, że grzeszy… choć czy aby na pewno tak było? Nigdy nie zapominała o modlitwie, nigdy nie łamała postu, nigdy nie odwróciła się plecami od potrzebującego. Dzieliła się z każdym wszystkim co miała, a miała niewiele… a nawet bardzo. Nie narzekała, nie uskarżała się, nie plotkowała, nie kradła, nie kłamała, nie oceniała, nie szydziła, zawsze była wdzięczna, wyrozumiała, dobra i ciepła. Czy było więc złem to…


Iranka stanęła jak wmurowana, gdy jej oczom ukazał się wartki strumień z wesoło szemrzącą wodą. Tak bardzo chciało jej się pić, czy więc nie mogłaby po prostu uklęknąć przy brzegu i ugasić pragnienie, dziękując Bogu za łaskę?

”To nie jest twój świat… a to nie jest zasługa Allaha…”
To była prawda.
Znajdowała się w niematerialnym świecie magii i jinnów. Nie wiedziała jednak, czy jej dusza została tu uwięziona przez przypadek… czy może sama stała się djinnem. Woda przed nią mogła być i łaską i przekleństwem, tak samo jak ona mogła żyć… lub już nie.

Dziewczyna rozłożyła posłanie z paproci rozbierając się powoli do naga i piorąc brudną, przepoconą i przesoloną piżamę. Nad jej głową latała chmarka muszek i komarów. Po drugiej stronie rzeczki, wczepiony pazurkami w korę drobnego drzewka tukan, uważnie się jej przyglądał zaskoczony obecnością dwunożnego i dziwnego zwierzęcia.
Il rozwiesiła ubranie, sama wchodząc do chłodnej orzeźwiającej wody, pozwalając by obmyła i schłodziła zmęczone ciało. Dryfowała tak zapatrzona w błękitne niebo, gdy poczuła jak po jej piersi wspina się mała żabka, która bezceremonialne przeskoczyła z jednego sutka na drugi, po czym dała nura w wodzie. Zgnębione myśli odpłynęły wraz z prądem wody, pozostawiając w sercu kobiety tylko smutek i poczucie beznadziei.
Powoli zaczynała godzić się z tym miejscem i nieokreślonym w nim swoim statusem.

Czas powoli płynął, a może… nie było tu czegoś takiego jak czas?
Tak czy siak, kiedy jej ubranie schło, rozpuściła długie do połowy ud włosy, myjąc je zerwanymi nieopodal kwiatami. Pozwoliła sobie na chwilę luksusu, na małe, tropikalne spa.
Suchy język przejeżdżał od czasu do czasu po zwilżonych kropelkami wody ustach. Jednak kobieta nie odważyła się napić, wkrótce potem ruszając z nurtem, w dół rzeki. Ujście musiało być przy morzu… a przy morzu są też i kokosy. Cel jej aktualnej tułaczki.

***

Przeklęta rzeczka wiła się serpentyną po lądzie, niczym cielsko podstępnego węża. Po godzinie marszu i setnym zakręcie Ilham skapitulowała. Była za bardzo zmęczona by iść dalej w taką parówę. Rozkładając się wygodniej na liściach paproci, które targała ze sobą jak ten debil od początku jej ucieczki, rozebrała się przykrywając gęstymi włosami, które pachniały owocowym kwieciem.
Postanowiła przeczekać najgorszy moment dnia, po czym ruszy dalej.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline