Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-10-2016, 18:03   #53
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
- Nie mów za wcześnie… Red! Dobrze cie widzieć - Jenny się wyprostowała machając do chłopaka. Zaraz się odwróciła do zielonowłosej. - Co z więźniami na dole?
- Wypuściłam ich. Zaraz powinni tu przyjść.
- I was też, całych i zdrowych. Gdyby nie ty pewnie sam bym tu wparował, na ratunek Cin [czyt. Sin]. Ech. - odetchnął z ulgą. - Dobra, ale nie ma czasu na radość. Cin, niech Glaceon zrobi zjeżdżalnię, aż do tamtych zabudowań. Razem z Flareon-em ubezpieczajcie ucieczkę. Weź takżę go ze sobą. - rzucił pokemon, z którego wyskoczył:

- Was zabieram drogą powietrzną. Czas się stąd zbierać.
- Idźcie beze mnie. Ja będę odwracać uwagę. Lucil idź z nimi. Spotkamy się w tamtej karczmie. W razie czego wypatruj Susanoo.
- Scizor przynieśc tego nieszczęśnika z ostatniej celi. Nie wygląda jakby miał siłę sam dalej uciekać. - Rozkazała Cin.
- Tam gdzie ty tam i ja... a przy najmniej kiedy brzmi zabawnie. - odparł Lucil z uśmiechem.
- Nu, nu, nu - Red pokiwał palcem za znak niezgody - Skoro ja tu przybyłem znaczy, że mamy jak najszybciej się wycofać. Akcja dobiegła końca, ściągamy tru... znaczy aktorów ze sceny. Rozkaz Sahira. Lugia przygotuj się.
- Ach rozumiem. Sorry, nie wiedziałam - Jenny postanowiła pomóc stworowi podnieść człowieka. Była ciekawa kto to.
Pod kapturem znajdowała się twarz chłopca w masce. Wzór stylizowany był na lisi pyszczek. Jenny miała także wrażenie, że pod kapturem znajduje się jeszcze mały lis. Ale nie ważne ile by się mu przyglądała, nic tam nie było.

- Kto to Gretta? - zapytała jeszcze Lucila. To również ją ciekawiło.
- Ktoś z mojej wielkiej rodziny. Jak byście to określili... ktoś zachowujący się jak starsza siostra. I takie mam też do niej uczucia. Strasznie chciwa z niej kobieta... a gdy się upije... ech. - westchnął odwracając wzrok. Mina wskazywała wielkie zmęczenie. Ale był to raczej zachowanie na zwór komizmu niźli prawdziwego zachowania.
- Cóż. Można powiedzieć, że obowiązkiem brata jest dbać o takie siostry. - wspominając o niej, na jego twarzy namalował się delikatny uśmiech. Uśmiech którego do tej pory Jenny nie dane było zobaczyć. Uśmiech bez cienia maski. Ale był to krótki moment, tak jakby Lucil na chwilę się zapomniał.
- Dobrze, w takim razie z chęcią ją poznam. A teraz ruchy! - Jenny wskazała zjeżdżalnię i pomagając pokemonowi(o ile trzeba) kazała wybiegać na zewnątrz. Sama sprawdziła jeszcze co z tymi na dole, czy już idą i poczekała aż wszyscy co powinni uciec uciekli.
- Wolał bym nie… - mruknął w odpowiedzi.
Więźniowie z wielkim trudem wspięli się po schodach i zaczęli zjeżdżać w centrum miasta.
- Ruszamy - Oznajmił Red gdy Lugia rozpostarła skrzydła. Nieprzytomny chłopak był trzymany w jej szponach, gdy Jenny i Lucil siedzieli na grzbiecie. (jeśli jenny usilnie chciała by pomóc, Lugia weźmie ją w szpony, Lucil nie zareaguje)
Pobojowisko przed Bastylią wyglądała jak jedna wielka chmura kurzu. Lugia zaryczała, dając nać że wykonała swoje zadanie, a potem zanurkowała w głąb wąskich uliczek miasta.
Podróż podobna do rollercostera była niezwykłe ekscytująca dla Lucila i Reda. Jenny jednak tak jak i poprzednio niespecjalnie dobrze znosiła otwartą przestrzeń. Z zaciśniętymi oczami dociskała się do pleców bestii (albo któregoś z chłopaków).
Red odstawił dwójkę wewnątrz którejś z alejek, schował Lugię do pokebola i z nieprzytomnym na ramieniu, rozdzielili się.
- Spotkamy się w bazie. Zajmę się chłopakiem. - orzekł zabierając go ze sobą.
- J-jasne - odparła Jenny opierając się o ścianę jedną ręką. Dochodziła do siebie po locie.
- Muszę odnaleźć Susanoo. Masz ochotę się przyłączyć? - pytanie było do Lucila. Gdyby chłopak postanowił z nią zostać może uda się jej dowiedzieć co się stało.
- Z tego co widzę, rogacz zmierza w naszą stronę. Jeżeli pójdziemy tą drogą... - wskazał na alejkę - ...spotkamy się z nim bliżej wejścia do kryjówki. - Odparł z niewinnym, pokazowym uśmiechem. - Póki co nie mam nic w planach, więc potowarzyszę ci.
- O jakże miło mój ty księciu na kolanie - odparła dziewczyna czując się odrobinę lepiej. Odnosiła się oczywiście do tego jak Lucil zapytał czy może do niej dołączyć.
- Co cie w ogóle pokusiło, że zechciałeś do mnie dołączyć?
- Pytasz ogólnie? Szybszy i bez problemowy sposób dostania się do Ishival. Oczywiście jestem wdzięczny za ratunek z rąk tamtych przemytników. Ale nie ukrywajmy nie było to coś z czym sam bym sobie nie poradził. Raczej, jeśli nie musiałem się tym przejmować tym lepiej. - odparł wzruszając ramionami - W sumie trafiłem w ich ręce z własnej woli, bo wydawało mi się, że oni kierują się ku złotemu miastu. No i chciałem wybadać pewne informacje o ich poprzednich “transakcjach”. Dlatego, nadal nie rozumiem... czym spowodowałem sobie Twoją sympatię i przywiązanie.
Jenny uśmiechnęła się na jedną stronę.
- A widzisz, bardziej chodzi o odpowiedzialność. Skoro jednak potrzebujesz sympatii i przywiązania, to nie ma sprawy - dziewczyna spojrzała na Lucila z błyskiem w oku i zarzuciła mu ramię na barki. - Ale przyznaj się jak ty byś się czuł gdyby kompletnie obca ci osoba zrobiła takie przedstawienie jak ty mi? Uklęknąć na jednym kolanie, chcieć dołączyć do świty… czy jak ty to powiedziałeś. Zgodziłam się nie? A potem wracam i słyszę, że w więzieniu jesteś. Coś przeskrobałeś. Może inaczej bym zareagowała… ale Susanoo dość mocno oberwał. Dotarło do mnie, że mogę go w każdej chwili stracić pomimo jego potęgi. To trochę… zmieniło moje podejście. A że ciebie nie znam to zaraz zaczęłam się zastanawiać czemu trafiłeś do więzienia i za co. Co swoją drogą mógłbyś mi powiedzieć. Nie mniej nie mam w zwyczaju zostawiać “swoich”. Stałeś się jednym skoro postanowiłeś, że się do mnie dołączysz. Nawet jeśli z twojej perspektywy to było tylko wykorzystanie.
- Acha... - skomentował krótko. - Rozumiem... że nie rozumiem. Ale to kwestia doświadczenia. Ludzkie podeście do emocji jest strasznie zawiłe. A mnożycie się jak króliki. - pokiwał przecząco głową w myśl jakiejś idei - To nie ważne. Przyjmuję twoje wytłumaczenie, za pewne z czasem je zrozumiem. A co do mojego “występku”... trafiłem do więzienia bo tego chciałem. Wróć. Chciałem, ale nie do tego więzienia. Z drugiej strony dobrze że trafiłem tutaj, bo cela z deadrytu to faktycznie upierdliwe rozwiązanie. Gdybym trafił do pałacu, to pewnie było by już z górki.
Co, jak i dlaczego. Od początku... ale chwila, nie chcę się poważać.
W tym momencie ściana z piaskowca rozpadła się pod uderzeniem buławy.
- Wiesz że mogłeś ją przeskoczyć. Poza tym po co się tak śpieszyłeś? Stęskniłeś się?
- Hyf - westchnął Susano wyłaniając się z kurzu - Tak jakoś. - Odparł puszczając komentarz mimo uszu.
- Su! - Jenny uniosła ręce i rzuciła się na rogacza aby go przytulić. Gdy się od niego odsunęła spojrzała na Lucija z miną jakby coś jej nie dawało spokoju.
- Mówisz, wy ludzie… nie jesteś człowiekiem?
Chłopak spojrzał na rogacza z niemym pytaniem.
- Nawet jeśli wiem, to nie ujawniam takich informacji. - Odparł Susanoo - Tajemnice mają prawo istnień, poza tym to wartość prywatna ich twórców.
- Podejście w stylu “Nie ważne kim jesteś, nie chcę mieć twoich problemów na głowie”. Albo coś takiego... - odparł z przekąsem.
- To ujawnianie czyichś tajemnic zwykle sprowadza problemy.
- No, w sumie... Nasze dziewczę nie potrafi takich cudów jak my, więc może powiem otwarcie. Nie do końca jestem człowiekiem. I zapewne to o czym rogacz wie od samego początku. Bliżej mi do waszych aniołów niż ludzi. Co z resztą łatwo było by się domyślić po używaniu stałego światła.
- Spotkałem kiedyś człowieka który także nim władał i nie wiedział nic jakoby jego korzenie zacharczały o anioły,
- Albo nie wiedział, albo wyjątek potwierdzający regułę. W każdym razie tak to ze mną jest.
Jenny uniosła brwi w zdumieniu.
- Anioł? Eee… nie wiem co to jest, yy czy tez kto. W moim świecie nie ma innych ras poza ludźmi - a przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo.
- Może tym lepiej... - mruknął chłopiec - Zapamiętaj sobie, jeśli spotkasz kiedyś anioły... uznaj je za wrogów.
- Anioły można rozpoznać po białej poświacie. Wyglądają pięknie i tak jakby bosko. Ale Lucil ma racje, nie ważne jak piękne by nie były... są niebezpieczne.
- Ok… postaram się zapamiętać - kiwnęła głową piosenkarka.
- Dobrze że chociaż tutaj się zgadzamy. No, ale powróćmy do mojego tematu. Czekałem na ciebie rogaczu, bądź wdzięczny.
- Tak tak. - Odparł Su głaszcząc chłopca po główce.
A potem jakby nie zrozumiał spojrzenia Jenny, ją też pogłaskał.
Na co dziewczyna się uśmiechnęła dając poczochrać swoje włosy.
- Co, jak i dlaczego. Od czego mam zacząć?
- Hm… od tyłu. Chciałeś trafić do więzienia, czemu? - Jenny wskazała towarzyszom aby nie stali w miejscu. Niedługo po rewolucji nie było mądrym stać w miejscu.
- Moim celem było wewnętrzne więzienie złotego pałacu. Tam znajduje się ktoś kogo poszukuję, ktoś kto wie o tym czymś czego poszukuję.
- Jak? - zapytał Susano w myśl jego poprzedniego pytania.
- Plan był prosty. Zdobyć informacje, a raczej zwrócić uwagę istot wymaganych. Lordów. Dostać się do pałacu, więzienia i doprowadzić do konfrontacji z osobą przeze mnie poszukiwaną. I, jeżeli poszukiwana rzecz znajduje się w pałacu, odzyskać ją.
- Niedługo ma być atak na pałac - powiedziała cicho Jenny po wcześniejszym rozejrzeniu się. - Myślę, że zechciałbyś się dołączyć nie? Co prawda na zasadach ruchu oporu, ale pewnie można by było... nieco je ominąć. Możesz powiedzieć czego szukasz?
- Owszem. Wykorzystam podziemie dla swoich celów... może nawet im nie umyślnie pomogę. - przytaknął - Więc teraz “Co”. Cele mam dwa. Odnaleźć członków mojej rodziny, nie źle to ująłem. Odnaleźć, zdrajców, należących do mojej rodziny i ich ukarać. Dzieci mają w zwyczaju się zagubić, jeżeli jest dla nich szansa chcę ich sprowadzić z powrotem do domu. Ale nie omieszkam wymierzyć im kary... - westchnął. Było w tym coś jakby starość. Znużenie czymś co wynika z doświadczenia - Drugim celem, jest to zostało mi skradzione. Coś co nigdy nie powinno wpaść w czyjeś ręce, coś co było pod moją pieczą. Coś czego raczej nie pojmiecie, to coś transcendencyjnego. Venitas.
- No ja na pewno nie zrozumiem… już się do tego przyzwyczaiłam. Susanoo mógłby. Ale nie będę naciskać.
- Transcendencja to coś co wykracza wszelkie pojęcie. Więc z góry można założyć że nikt tego nie rozumie. - odparł rogacz. - Jak to coś wygląda, albo jaką ma aurę? Cokolwiek co mogło by nas naprowadzić na ślad? W końcu zamierzamy ci pomóc, prawda? - spojrzał pytająco na Jenny.
- Ano. Lubię pomagać - Jenny wyszczerzyła się szeroko do Lucila zachęcająco.
- No więc jak?
- Nie wiem jak wygląda i czym jest. - odparł Lucil kręcąc loczek z krótkich włosów - Nie wiem w jakiej formie teraz występuje, nie wiem jak to wyczuć i do czego może być użyte. A jak powiem wam czym to jest, możecie mieć złe, mylne odczucie co do tego i mnie. Ale wiem jedno - uniósł palec w górę z uśmiechem - Gdy to zobaczę, będę wiedział że to właśnie to.
- To tak jakby zawęża nasze poszukiwania do całego pałacu - odparła sceptycznie Jenny. - Ale może spróbuj jednak powiedzieć. Ostatnio miałam bliskie spotkanie z wampirem, który nie pochodzi stąd i wcale nie lubi tutejszych. O dziwno dało się z nim dogadać. Współpracowałam z ludźmi lasu i jeszcze gadałam z jedną boginią… dajesz nie krępuj się. Wszystko da się przetłumaczyć, a ja postaram się mieć otwarty umysł.
- Nie mam pewności czy Venitas, rzeczywiście znajduje się w pałacu. Na pewno jest tam jeden z członków mojej rodziny. Echem. Dobrze. Tylko ani słowa komukolwiek o tym co zaraz powiem. Venitas, to świętość demonów, balance breaker. Coś co zaburza równowagę świata. Nie słyszeliście zapewne pojęcia Święty Demon. Bo samo takie stwierdzenie jest sprzeczne w swej istocie (oksymoron). - Powiedział z nietęgą miną
- Eee… hmm… ok. Zrozumiałam, że to jest potężne i trzeba tego pilnować i ma to coś wspólnego z demonami - Jenny zaiste nie rozumiała pojęcia świętości. - Nie będę tym razem specjalnie wnikać. Jak coś demonicznego, to złe… raczej. No ale skoro to tak to na pewno ci pomożemy. Nie wiemy jak to wygląda, ale ty to poznasz. Nie wiemy gdzie to jest, ale ty wiesz, kto może wiedzieć. Nie tak strasznie. Moje usta są zamknięte. To w sumie nawet ekscytujące.
Jenny raźniej postawiła kolejne kroki. Zaprawdę humory tej dziewczyny musiały czasami nawet Susanoo zadziwiać. Chociaż odrobinkę.
- Została jeszcze kwestia “dlaczego” - przytaknął. - Ale tu także nie ma się nad czym rozwodzić. To mój obowiązek. Jak wspominałem było to pod moją pieczą. Więc jak widzicie, ja muszę ku temu dążyć, ale z towarzystwem zawsze raźniej. - powiedział z uśmiechem. - Może nadarzy się okazja by was wyk... skorzystać z waszej życzliwej pomocy. Dodam tylko, że po wypełnieniu mojego planu w tym miejscu nie będę miał przeciwwskazań by je opuścić. Z tego co wiem, w tym kraju już nic więcej nie znajdę.
- Wykorzystasz, pomożemy ci z własnej woli. Wiesz niektórzy po prostu mogliby chcieć ci pomóc. Szkoda tylko, że pewnie przyjdzie nam się rozstać. Miałam nadzieję, że poznamy się lepiej. Z resztą… jeszcze nie wiem co zrobię po Złotym mieście… o ile z niego kiedykolwiek wyjdę - ostatenie słowa Jenny powiedziała już do siebie. Pamiętała o wizji. Pamiętała też słowa Baset. Odrzucała te myśli, ale niepokój nie lubił rozstawać się szybko ze swym żywicielem.
- Nie śpieszy mi się z wami rozstawać. Póki świat nie zacznie się zawalać, póty wiem że nikt nie skorzystał z Venitas. A to znaczy, że mam sporo czasu by poszukać pozostałych.
- Rozczulasz się. - mruknął z przekąsem Su poklepując Jenny po ramieniu. - Planowaliśmy wyruszyć do przystani. Lecz wszystko po kolei. Najwidoczniej zabawimy tu jeszcze chwilę.
W tym samym momencie dotarli na bazar, zagłębiając się w przejściu do kryjówki opozycji.
Pierwszym który ich powitał był Anthrilen. Był akurat najbliżej wejścia, we wnętrzu kryjówki.
- Ant..! - zaczęła Jenny ale w porę się upomniała. Przecież tak nie można. Zamiast tego podbiegła gestem popędzając chłopaków. Su jak zwykle stoicko kroczył dalej. Dziewczyna dopadła do eldara z radością machając rękoma. Nie śmiałą rzucać się na niego. Starała się mimo wszystko nie go denerwować.
- Heeej! - dlatego też zachowywała się dziwaczniej niż zwykle.
Anthrilien na widok znanych twarzy zdjął hełm i przywiązał go do pasa. Nieco podkrążone oczy sugerowały lekkie zmęczenie.
-Witajcie- odpowiedział uprzejmie.
Rogacz ukłonił się jak to miał w zwyczajiu. Z kolei Lucil...
- Cześć uchaty! - uniósł rękę w geście powitania - Widzę że jesteś cały i zdrowy. Czułem że masz nie lada ubaw, nie to co moja cela. Będę miał do ciebie pytanie. Czułem przy tobie coś ciekawego.
-Cóż takiego?- jakby ignorując resztę wypowiedzi chłopca.
- Lucil! - syknęła Jenny chcąc skarcić. - Czasami mógłbyś się nieco grzeczniej odzywać. Bycie uroczym nie uratuje cię za każdym razem.
- Tak, tak. - pomachał jej ręką - Sorka - rzekł do Eldara - Walczyłeś z demonem? Czułem przy tobie opętanie. Jestem jedynie ciekaw, cóż to było.
-Wielokrotnie. Z jednym nawet dość niedawno, ale nie wiem nic na temat opętania.
Jenny ciekawsko przyjrzała się obojgu słuchając ich rozmowy.
- Hym. To pewnie został pochłonięty i się przemienił. (w stosunku do “niedawno”) Tak myślałem. Czułem kilka demonów w jednym miejscu. A taka sytuacja zdarza się tylko gdy ktoś je w sobie zamknie. Ale widocznie był za słaby by je utrzymać pod kontrolą. Już tego nie wyczuwam. Dobra robota. - pokazał kciuk w górę. (zostawmy to nieporozumienie ^^)
Anthrilien nie do końca to miał na myśli ale nie miał siły rozwijać tematu.
-Widzę że wasza misja się udała- podjął po chwili- Chodź bez szkód się nie obyło- dodał patrząc na złamany nos dziewczyny.
- A… przyszło mi się zmierzyć z wampirem. Przegrywałam, a potem coś się stało i wygrałam. A w zasadzie to Lucil mnie ostatecznie uratował. A to ja po niego poszłam… Ech jeden an jeden u mnie jak zwykle wychodzą marne szanse. Pośpiewam sobie i mi się rany zaleczą. Ale mogę pośpiewać wszystkim… w zasadzie powinnam. Tobie też się przyda co?
Anthrilien zawahał się niezauważalnie
-Tak, przyda się- odparł zdając sobie sprawę ze zmęczenia - Dlaczego poszłaś sama skoro zdajesz sobie sprawę z tej słabości?
- Tak wyszło, taki poniekąd był plan. Myślałam z resztą, że moje umiejętności na więcej się zdadzą… - przyznała z rumieńcem wstydu Jenny.
- Poza tym co ja? Miałam zostawić ludzi w potrzebie? Przybyłam ich uratować! Nie mogłam przecież stchórzyć. Zamierzam ura… - dziewczyna urwała wybałuszając oczy. Zagalopowała się. Odchrząknęła. Po czym wypaliła.
- Podoba ci się mój zupgradeowany strój?
-Pasuje do Ciebie- stwierdził- ale nie znam się na waszej modzie.
- Wystarczy, że mi pasuje - zadowolona dziewczyna wyprzedziła resztę w podążaniu do kryjówki nieco zapominając co ostatnio narobiła.
- Czy oni ten tego. - zapytał Lucil pod nosem do Su.
- Nie nasz w tym interes... ja nic nie wiem.
- Przyprawia ci rogi - stuknął go wierzchem dłoni z zadowoleniem na twarzy - No już nie bocz się. Dobrze wiem że dobry z ciebie tatuś.
- Synek... nie dokazuj. Gońmy ją.
Obaj podążyli za nią w głąb kryjówki.
 
Asderuki jest offline