Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-10-2016, 19:52   #51
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Z wyceny wynikło sporo zysku.
4 sakwy jako stare złoto nie sygnowane zyskały wycenę 1200 złotych monet. Z klejnotami także było dość majętnie. 560 klejnotów i 800 krystalicznego złota. Ezio jako zapłatę wziął część złota i klejnotów. (50z i 200 kz). Najwidoczniej waluta Sanderfall była mu bardziej na rękę.
- Amico. Oto co udało mi się uzyskać. - rzekł Ezio nalewając do kieliszków tym razem ziołowego wina. Dziwne w smaku i zapewne posiadające śladowe ilości ziół używanych serum prawdy. Ale skoro sam je pił, zapewne chodziło o walory smakowe niźli coś głębszego.
- Niestety 20% wciąż nie odkryłem. - powiedział unosząc dłoń na znak chwili - Jestem prawie pewien że te źródła pochodzą z Selvan i Icegardu. Choć znalezienie ścieżek dostępu do tego ostatniego może być poza moim dostępem. Magia, jednym słowem. Moja “Familia” raczej nie brata się w tym temacie. Co do łowców artefaktów, mam potwierdzenie o drugiej grupie. Nie jest to stały układ, ale gdy mają problemy zawsze zwracają się o pomoc do baronowej. I prawie zawsze baronowa wychodzi z tego z nawiązką. Co do plotek... - przełkną trochę wina - Był trzeci oddział. Ale już go nie ma. Najwidoczniej podpadł. Masz 2 konkurentów mesere Ezio. I jeden jest tu stałym bywalcem, więc w tym temacie nie brak mi szczegółów. Choć w gwoli rywalizacji raczej bym go już nie liczył. Ser Henryk z rodu Darvinów i Hrabia Argos z rodu Artarów. Dość zamożni, obaj wdowcy. Źródła dochodów to przeważnie handel dodatkowo kopalnie u Argosa i Gospodarka rzadkimi surowcami u Henryka. Nie znam osobistego zdania Hrabiny więc nie wiem jak wygląda “di Classifica” [wł. ranking]. O czymś jeszcze nie wspominałem?
- Raczej to wszystko. - odpowiedział Erven lekko wzruszając ramionami - Prawdę mówiąc nic więcej nie przychodzi mi do głowy. Jeśli jednak uznasz, że powinienem o czymś wiedzieć daj mi znać. Odwdzięczę się tym samym.
- Przy okazji, nie masz może kogoś kto mógłby podszkolić mnie z zakresu walki mieczem? To jednak dopiero za tydzień, może dwa tygodnie, gdyż grafik mam dość napięty do tego czasu.
- Najszybciej było by u rycerstwa, ale w slumsach też się nie jeden szermierz znajdzie. Nie liczył bym na
maestri di spada [mistrzowie miecza], sporo sobie liczą, a czasem nie są chętni na kontakty. Ciekawej sztuki też uczą w Selvan, ale powiedzmy, nie dla każdego. I miei fratelli [moi bracia] raczej do mistrzów nie należą, a i są bardzo zajęci.


- Właśnie przypomniałem sobie. Co do rodziny Barownowej. Jej nonno [dziadek], był magikiem i projektantem. I co nie co ciekawego słyszałem o jego życiu, ale raczej nic specyficznie dla ciebie. Jej córka ma kilku adoratorów z różnych rodzin, a przynajmniej połowa z nich to mariaże polityczne. Piuttosto condanno. [wł. raczej potępiam] - burknął - Aż dziw że to właśnie jej rodzina zawróciła ci w głowie, amico. Raczej stawiał bym że pójdziesz w stronę Hrabiny Laferione. Szwagierka Baronowej, od zmarłego barona. Gdyby nie mój tryb życia, sam bym próbował zdobyć jej serce. Choć nie koniecznie mamy te same gusta, amico. O! Właśnie. - zakrzyknął. - Droga Anna - zapewne chodziło o hrabinę Laferione, widocznie Ezio miał z nią bliską znajomość - i Baronowa zawsze były w dobrych stosunkach. Wzajemna pomoc, troska, wspólne herbatki etc. Choć od czasu śmierci barona, ta znajomość osłabła, wciąż są w dobrych stosunkach. A co tak nie zwraca uwagi, kobiety, jak zainteresowanie innych kobiet w jej mężczyźnie? - Uśmiech kasanowy - Choć tą znajomość możesz wykorzystać, by zbliżyć się do baronowej. Sądzę że brakuje tej dwójce pretekstu by znów się spotkać... come il blu e rosso - zamruczał coś pod nosem postukując energicznie w stół - Chyba właśnie na coś wpadłem, amico. Coś czego sam potrzebowałem.
- Nie martw się Amico. Żadna dziewoja tak łatwo w głowie mi nie zawróci, nie ważny jej stan, majętność, urodzenie, czy wpływy. - powiedział lekką ręką Erven - Bardziej to Baronowa jest zainteresowana mną niż ja jej córką. Można powiedzieć, że wciąż szukam, a że do ostrożnych należę to sprawdzam. Niby wszystko pięknie, ale potencjał magiczny mają znikomy, a na to również zwracam uwagę. Zabawne, chciała wżenić się w moją “rodzinę” poprzez mariaż mojej “córki” ze swoim synem, lecz jej od mówiłem… taktownie rzecz jasna. Od tamtego czasu mam zaproszenie na herbatę… Podejrzewam, że ma plany wobec mnie i swojej córki…
Sharsth uśmiechnął się szeroko kiedy nowa myśl zawitała mu w głowie.
- Czy dobrze czytam znaki Amico, że hrabina Laferione należy się Tobie? - mrugnął porozumiewawczo do bankiera - Jeśli tak odstąpię, w paradę nie wchodzę. Tylko czy ona nie jest już.. aby w dojrzałym wieku?
- Na tutejsze miał byś rację. Ale wiesz... kobiety są jak wino. A 30 lat to wcale nie taki zły wiek. I choć był bym nią zainteresowany, jest parę za i przeciw. Jeżeli więc potrzebował byś jej pomocy w sprawie baronowej, mogę szepnąć dobre słowo. Ale w zdobyciu jej samej hrabiny nie pomogę.
- Dziękuję amico. Przyznać muszę, że każda pomoc się przyda, choć znając życie dopiero po tym jak zaistnieją pewne rzeczy, a to może potrwać. No, chyba, że byś nas sobie przedstawił, a lady Laferione działałaby z wolnej ręki… - Erven pokręcił przecząco głową - Nie, nie mogę tego oczekiwać. Jak będę miał czas na jedną herbatkę to będzie dobrze. Nim piekło się rozpęta muszę się przygotować. Zresztą sam wiesz ile czasu i surowców to zabiera.
- Oj dobrze wiem... wojny zawsze takie są. - upił łyk wina. - O właśnie szukasz może wiedzy magicznej? Czegoś rzadkiego i mógłbymy rzec “proibito” [wł. zakazany]? Tak tylko mnie naszło i wiedzy w tym niewiele. Solo [wł. tylko] nazwy i jak wy to określacie? Barwy?
- Karma to dziwka w tym świecie. Możesz zamordować używając oficjalnej magii i jest szansa na to, że karma się nie upomni, lecz kiedy użyjesz mroczniejszej sztuki… nie ważne w jakim celu, to ta się na Tobie odbije. - wyjaśnił w skrócie Erven po czym i on skosztował trunku - Jestem badaczem. Interesuje mnie każdy rodzaj magii, choćby dla celów naukowych i zrozumienia jej prawideł. Jakiś konkretny powód pytania?
- Inny mag wypytywał o te informacje. I gdzie nie gdzie moi ludzie je wyhaczyli, ale ciężko nazwać to informacjami. Raczej plotkami choć i te są dość skromne. A i uprzedzę, o czym już wspominałem, nie znam się na waszej dziedzinie więc co nie co mogłem źle ująć. To co nadal zainteresowany?
- Co mi szkodzi. - odpowiedział Erven wzruszając lekko ramionami - Może się na niego natknę i będę miał okazję ocenić czy stanowi zagrożenie dla Unii czy nie.
- Chodzi o coś co z Niedawną Magią. W kolorze niebieskim, morskim? Dlaczego voi magi [wł. wy magicy] określacie to za pomocą Colori [wł. kolorów]? Dobra nie ważne. Nazwy jestem pewien, ba nawet ją zapisałem, bo obco brzmiała. Uroboros. Niewiele. Druga wzmianka jest dość treściwa. Mugen, Energia, Anioły. Dopytam, bo gołąb po drodze zgłodniał, ale raczej zjadł tą pustą część. Było też coś o białej gwieździe, w Lofar jakiś elf wspominał. Nie wnikajmy, mój człowiek miał co innego na głowie. To czego szukał ten mag, na pewno nie znajdowało się w Selvan. Użył stwierdzenia że “tam znalazł ziemię”. I co myślisz?
- Poszlaki. - odpowiedział lekką ręką mag - Pierwsze jest związane z elementem wody. Nazwa natomiast jest ciekawa. “Niedawna”. Wątpię by było to coś nowego, ale nie mam pewności. Co do drugiego to prawdę mówiąc niewiele mi przychodzi do głowy. Możliwe, że artefakt, lub inna metoda podróży między miejscami. Są to strzały na ślepo. Skąpe informacje które nic na dobrą sprawę nie wnoszą jeśli nie wiesz czego szukasz.
Erven zawiesił na sekundę głos.
- Sęk w tym, że te dziedziny nie są zakazane. Czegokolwiek szuka może być niebezpieczniejsze niż standardowe dziedziny specjalizacji mroku, albo całkowicie w zakresie oficjalnej magii. Przyznaj, na to drugie są mniejsze szanse.
- Jestem prawie pewien że powiedział niedawna, ba nawet w moim rodzimym języku. Co mnie ucieszyło. Choć nie wyglądał na takiego. Może dla szpanu. Wszystkie cztery rzekomo miały się ku temu samemu. - chwilę się zastanowił - A... może nie zakazane. Ale czy zawsze zakaz tyczy się czegoś złego? Spotkałem raz jednego signiore [wł. pan], który mówił że za jego czasów zakazany był alkohol. Wyobrażasz to sobie? W każdym razie uznajmy to za wymianę plotek niźli informacji. Jak sam widzisz niewiele z tego da się wyciąganąć.
- Nieszczęśliwie.. - mag westchną lekko - ..ale nic straconego. Co do zakazów… - cwany uśmiech pojawił się na jego twarzy - ...im bardziej coś zakażesz, tym większa szansa na to, że będzie to towar pożądany. To jest coś co wyniosłem z mojego świata i jestem niemalże pewny, że sprawdza się również i w tym świecie.
Ezio odpowiedział równie cwanym uśmiechem.
- Niejednokrotnie... nawet i teraz - dodał pod nosem jakby do samego siebie. - Dziś wieczorem już mnie nie będzie. Jak wspominałem Meredit zajmie się kontaktem, jeśli zajdzie takowa potrzeba.
- Zatem pozostaje mi życzyć udanego dnia amico. - powiedział Erven - Jak będziesz miał do mnie sprawę nie bój się pytać, choć moja dostępność może być znikoma przez najbliższe czasy.


I tak ich spotkanie dobiegło końca. Dobiegało właśnie leniwe południe.
Zgodnie z terminalem zajęć, Aula zajmowała się dziś gotowaniem i nauką we własnym zakresie. Kali... jak to chłopcy, nie dawał o sobie znaku życia zapewne ciesząc się podróżą, ze swoją lubą. Ciekawe czy Kali czuł że zbliża się coś dużego na pustyni, o czym wspominał Ezio? Sam raczej miał w głowie tylko Zanzibar. Ten dzień zdawał się być dzisiaj wolny od jakichkolwiek zewnętrznych zmartwień, dla Ervena.


Pierwsze co Erven zrobił to zaniósł swój miecz do runowania. Intersowała go konkretna kombinacja run na klindze.
Taka co by zarówno wzmacniła wytrzymałość broni, oraz nadawała dodatkową ostrość ostrzu.
Kombinacja run, nałożyła na ostrze cienką warstwę magiczną, na wzór tarczy. Tarcza ta ma magiczną wytrzymałość a dodatkowo, jako niematerialne ostrze nie tępi się.
Jakoś wykonania run była zadowalająca... a raczej najlepsza na jaką stać było kowala. Nie mniej, ktoś na pewno mógł by to zrobić lepiej.
Cena wynosiła 700 złotych monet po odpowiednim wytargowaniu.
Kiedy to zostało zrobione wdał się do Świątyni Wiedzy. Nadeszła pora intensywnej nauki, a interesowała go… technika sprawniejszego przyswajania wiedzy. Skoro miał się uczyć, to równie dobrze mógł to robić we właściwy sposób. Wieczorem natomiast usiadł do jednego ze swoich projektów magicznych...


Następne półtora tygodnia Erven spędził nad swoimi planami dalekosiężnymi wynajdując nowe ustrojstwa magiczne i dokształcając się w sferach magicznych. Nie wszystkie projekty okazały się strzałem w dziesiątkę. Grono z nich okazało się mało popularne, a zysk z nich o ile jakiś był, był znikomy. Nie mniej udało mu się ustalić powiązania z Rockveil.
Zgodnie z zaczerpniętym słowem. Rockviel posiadało osadę górniczą i warownię, powstała wiele lat temu. Ze względu na surowy klimat tamtych rejonów układ surowce za surowce pozostał do dziś. Erven uzyskał część dochodów z kopalnianych jednostek stolicy. Najwidoczniej na terenie wioski górniczej działają jeszcze takie grupy jak krasnoludy, jaszczury, giganci, greliny i gnomy. Stanowią one głównie, niezależne od stolicy frakcje. Jednak za porozumieniem, przystają one na wymianę materialną.
Wszystko powoli układało się w całość, a mag był zadowolony. Mniej więcej. Wojna się zbliżała, a on nadal był daleki od bycia gotowym. Teraz zostało dopracować pewne kwestie, a do tego musiał udać się do Konklawy…


Nie zwlekał. Z samego rana zrobił zakupy. Żywność i napitek, ale nie te pokroju racji podróżnych i powiadomił domowników, że wyrusza w teren sprawdzić niepokojącą plotkę i że powinien wrócić przed upływem tygodnia… i nic więcej. Następnie wyruszył w teren. trzecią część dnia drogi szedł traktem. Następnie skręcił w dzicz, a kiedy zniknął wśród wzgórz teleportował się do Konklawy.


Na miejscu od razu zaczął szukać “Widmowej Panienki” Kary. W końcu miał coś co mogłoby ją zainteresować… w zamian za swego rodzaju pomoc. Symbioza można powiedzieć, a skoro mógł dać komuś “zarobić” to czemu nie komuś podobnie myślącemu? W końcu oboje przynależeli do Konklawy, a to coś znaczyło.
Na dziewczę natrafił, podczas jej kłutni z siostrą - Neo. Wszystkiemu przyglądał się kot, wyglądający jakby został wykonany z masy gwieździstego nieba (kosmosu).
- Udowodnię ci że to się powiedzie!
- Rób co chcesz. - Odrzekła Klara wychodzą w pośpiechu z “pokoju”.
- Yare, yare… - mruknął Erven oglądając się za :wybiegającą” Karą. Po chwili jednak spojrzał na Neo. Wątpił by Kara opuściła Ul, a udanie “natychmiast” za nią nie przyniosłoby nic dobrego.
- Akurat kiedy miałem do niej interes… O co poszło?
- Pewien projekt. Nie wnikaj. Ja postanowiłam coś zrobić, a ona wciąż szuka rozwiązania. Jeśli miałeś do niej interes, to złap ją. Dobrze jej zrobi odrobina świeżego powietrza.
- Powodzenia w projekcie. - powiedział Erven i ruszył szukać Kary. Szczęśliwie nie powinna być daleko. Z tego co się orientował to praktycznie tu mieszkała.*
Dziewczę nalazł, tudzież wyczuł na dolnych pietrach Ula.
Pomieszczenie było obszerne i prawdopodobnie służyło jako poligon doświadczalny.
Prawa ręka czarnowłosej była czarna i demoniczna, odstawała od niej jedna macka, którą usilnie okładała manekina doświadczalnego. Jak można przypuszczać manekinem były złoski jakiegoś mężczyzny ożywione do rangi zombie.
Erven bezszelestnie oparł się o ścianę nieopodal i obserwował kobietę przez krótką chwilę po czym powiedział z zaczepnym uśmiechem zadowolenia w głosie.
- Gniew… to potężne uczucie. Daje nam siłę, myśli są klarowniejsze, sprawia, że czujemy, że żyjemy…
Zaśmiał się lekko i krótko po czym kontynuował jedwabistym głosem węża kusiciela.
- Powiedz mi, chciałabyś przyswoić kilka nowych demonicznych form? Mógłbym w tym pomoc… jeśli, oczywiście, zechciałabyś pomóc i mi.
Dziewczyna spojrzała w bok chwytając go kątem oka. Potem znów się odwróciła.
- Mówisz o czymś konkretnym? - zapytała widocznie zainteresowana dając zombie chwilę wytchnienia.
- Jestem w trakcie przyswajania nowej zdolności. - powiedział pogodnie czarnoksiężnik - Przywoływania i kontroli mniejszych demonów wyższych. W trakcie kiedy ja będę uczył się panowania nad nimi, będziesz mieć otwartą rękę przejąć któregokolwiek ci się spodoba. Pozostałych pozbędziemy się wspólnie. Taka… symbioza, między nami. Obydwoje skorzystamy. Ty dostaniesz formy, a ja poszerzę swoją władzę. Po wszystkim zapraszam na uroczysty poczęstunek. Mam nadzieję, że tak piękna kobieta nie odmówi.
- Hyh. Brzmiało dobrze. - zamachnęła się macką i rozcinając zombie na dwoje - Kobietą trzeba dogadzać, kusić je i... mieć ku temu silne argumenty. - Odparła ze znudzonym spojrzeniem. - Przyłączę się do twojego maełego pokazu, bo i tak nie mam nic lepszego do roboty. Ale... byle jaki demon mnie nie zadowoli. Jedyny niższy demon którego posiadłam to Hohoro. I tylko dla tego, że jego umiejętności da się w prosty sposób kontrolować.
- W takim razie miejmy nadzieję, że uda mi się przyzwać coś interesującego. - odpowiedział z uroczym uśmiechem Erven - Kiedy chcesz zacząć nasz mały teatrzyk?*
- Przyda mi się chwila odpoczynku od tej dziury. Może teraz? Znasz jakieś dobre miejsce?
- Na zewnątrz jest niewielka dolina jakieś parę godzin stąd. Nie jest to idealne miejsce, ale dość ukryte i nieodwiedzane. Jeśli bardzo pragniesz możemy tam się udać, choć przyznam, wolałbym ograniczyć ryzyko wykrycia. - odpowiedział Erven.
- Idziemy, bo zaczynasz przynudzać. - mruknęła już chcąc ruszyć przodem, ale zapewne zdała sobie sprawę że nie wie dokąd zmierzają.
Erven uśmiechnął się szelmowsko i ruszył przodem pewnym, stanowczym krokiem. Spojrzał jeszcze krótko na Karę przez ramię i prowadził na miejsce ich treningu.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline  
Stary 27-10-2016, 12:09   #52
 
Asuryan's Avatar
 
Reputacja: 1 Asuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputację
Soren Castell
Uliczki miasta, w okręgu walki opustoszały natychmiastowo. Odgłosy walki niosły się poprzez całe miasto.
Lecz nie wszyscy zwracali na to większą uwagę
- Jesteśmy gotowi. - orzekł kapitan oddziału, z lekkim zmęczeniem po ponownym instruowaniu swoich pod komędnych.

- Dobrze - odparł Dawid. - Podajcie schemat genetyczny dziewczyny i wyślijcie je. - powiedział gładząc po korpusie jedną z maszyn.

Łowcy. Maszyny przystosowane do przechwytywania celów w każdych warunkach. A zależnie od rozkazu, niezwykle niebezpieczni zabójcy.
- Dowódco. Co z sonarem?
- Ustawcie i skalibrujcie. Wciąż nie daję 100% zaufania tym maszynom. Taką pewność mam tylko gdy sam rozwiązuję powierzone mi cele.
- Dowódco. Oddział Tau i Sigma, zameldowały odnalezienie, odpowiednio: bazy operacyjnej o raz sygnału paneleum. Wciąż jednak nie przedostali się przez barierę.
- Nie wątpię. Im brakuje wyobraźni... Ustawić łowców w tryb przechwycenia, ale zmniejszcie ochronę życia o 50%. Ona może być kluczem, którego potrzebujemy.


Gdzieś w krętych uliczkach miasta.
Soren, pod postacią Jenny w momencie przybycia do międzyświata, biegł pomiędzy budynkami nieopodal starcia i miejsca gdzie powinna znajdować się właściwa piosenkarka. Starał się rzucać w oczy, co nie było trudne przy kolorowym ubraniu, charakterystycznej gitarze w rękach i czerwonych włosach. Wzbogacony o DNA i część wspomnień piosenkarki, nie miał najmniejszego problemu z odgrywaniem roli.
Czyjś wzrok spoczął na nim. Tak oboje zdawali sobie sprawę z własnego istnienia, on i jego obserwator. Jednak, ten drugi nie zamierzał się jeszcze ujawnić. Tylko odgłos i odczucie niebezpieczeństwa pozwoliły uniknąć bezpośredniego trafienia. Wyczuwając zagrożenie, Jenny zasłoniła się gitarą strącając atak z biodra na bok. Stróżka krwi popłynęła ze zranionego brzucha.
Stalowy ogon podrygiwał to w jedną to w drugą stronę

A bez wyrazowe oblicze łowcy spoglądało na swój cel.
To maszyna. Maszyny są bez emocji i intencji. Nie da się ich wykryć. Dlaczego wiec się to udało? Czy to faktycznie był odgłos, zagrożenie, przeczucie, a może intencja... płynąca z nieznanego miejsca i istoty.
Nieważne.
Drugi łowca stał na szczycie jednego z budynków rozglądając się po otoczeniu.
Dziewczyna z wyraźnym zaskoczeniem na twarzy spojrzała na obie maszyny, po czym odwróciła się i ruszyła biegiem między uliczkami miasta.
Maszyny były szybkie i zwinne. Szansa że im ucieknie była znikoma. Co więcej maszyny nie należały do tępych... gdy znikły zza jej pleców, z pewnością miały na celu tylko i wyłącznie okrążenie jej.
Soren skręcił gwałtownie by zmylić przeciwników i wbiegł w bardziej zatłoczoną uliczkę. Miał zamiar przedłużyć pościg by potencjalnie przyciągnąć właścicieli maszyn, jednocześnie dać prawdziwej Jenny czas do działania.
Łowca, to imię nie powstało z idei polowania i wyzwania jakie stawia. Powstało z celu jaki twór ma osiągnąć. Osiągnąć wszelkim kosztem. Choć w czasach Jenny, nie korzystano z nich otwarcie, wciąż strach przed ich istnieniem pozostał. Choć wciąż istniały rzeczy groźniejsze...
Stalowy ogon wyłaniającej się bestii przedziurawił jednego z mieszczan, przechodząc przed drugiego i ledwie muskając skórę Jenny. Drugi stratował 2 stoiska i rzucił się na nią jak pantera na swą ofiarę.
Wampirze zmysły znacznie ułatwiły reakcję. Widząc co jest za nią Jenny gwałtownie zawróciła i przekoziołkowała pod skaczącą maszyną. Stojąc już na nogach znów wbiegła w wąskie uliczki, udając zmęczenie. Kierowała się w stronę pałacu, z nadzieją że zachęci Davida lub któregoś z podwładnych do wkroczenia.
Nagle bestia zatorowała jej drogę. Szybki zwrot w odnogę i momentalny krok w tył. Druga ścieżka równeiż była zablokowana. 2 bestie zdołały odciąć jej drogę, a gdy zawrócenie zdawało się jedyną możliwością…
U wejścia do uliczki siedział 3 łowca. Ostatni, choć tego Jenny nie dane było wiedzieć.
Dziewczyna oparła się plecami o ścianę udając że musi złapać oddech.
-Widzę.. że rządowym nie chce się już osobiście pofatygować?- zapytała zadziornie, unosząc ręce do góry i czekając na rozwój zdarzeń.
Bestia z naprzeciwka stanęła na 2 tylich łapach, otwierając swoje żebra. Choć wyglądało to jak wielka zębata paszcza w rzeczywistości miało pełnić rolę klatki.
- Nie bój się cna damo! - zakrzyknął głos i w tej samej chwili na “otwartego” łowcę spadł z dachu młodzieniec. - Bohater tu jest.

Białe ostrze o białej poświacie przybiło bestię do podłoża... ale na pewno nie na długo.
- Haku! Bierz go.
Z dachu na głowę drugiej besti spadło szczenię.
Przez chwilę można było się zastanowić czy to nie żaden żart, ale szczenię otoczyło się czarną łuną, zwiększając swoje rozmiary.
- Na co jeszcze czekasz! Uciekaj. Zatrzymam je tutaj. - Rozkazał Kali.
Dziewczyna przez chwilę patrzyła z niedowierzaniem. Potrząsnęła głową, nie mogla wyjść z roli i wyjaśnić chłopakowi o co chodzi. Zmięła w ustach przekleństwo i pobiegła wymijając przybita do ziemi bestie.
-Dzieki!-krzyknęła jeszcze gdy biegła w stronę bastylli.
Uliczka, zakręt, kolejna, unik.
Stalowy ogon przebił się przez narożnik domostwa dosłownie przed twarzą Jenny. Stróżki krwi zaczęły wypływać z rozciętej w poprzek twarzy.
Trzeci łowca o wiele szybciej zdał sobie sprawę z zamieszania i podążył wyłącznie za swoim celem.
Wyszedł z bocznej Alejki stając na przeciw dzewczynie.
-Aleś Ty uparty…-mruknęła sapiąc nieco. Bohatera z pieskiem nie było widać w okolicy.
Uderzanie. Nie. Postrzał. Fala uderzeniowa, niczym pocisk ze skompresowanego powietrza trafił dziewczynę w okolice łopatki łamiąc przy tym jedno z żeber. Ale na tym się nie zakończyło. Nim Jenny zdołała by odzyskać równowagę, lub jakikolwiek inny sposób zrozumieć co właśnie miało miejsce, fala elektryczna sparaliżowała jej mięśnie. Wylądowała twarzą w piasek nie mogąc się odwrócić. Widocznie coś zostało przyczepione do jej pleców, co skutecznie uniemożliwiało ruch mięśni.
- Ech. Im nowocześniejszy sprzęt tym bardziej nie można mu ufać... - mruknął męski głos wyłaniając się znikąd.
Dokładniej ujmując wyłączył on kamuflaż optyczny ze swojego nano-szkieletu.

Gdy egzo-szkielety przestały wystarczać, a mecha-zbroje były nieporadne. Technika skupiła się na rozwoju nanotechnologii łączącej w sobie syntetyczne mięśnie, układy neuronowe i tak zwany inteligentny metal.
- Kapitanie, tu James. Przechwyciłem cel.
- Dorze. Wiedziałem że dasz radę. W końcu...
- Tak, tak. Nauka temu zaprzecza, jakoby istniała jakaś nie fizyczna więź miedzy dwojgiem bliźniaczych istnień.
- W naszym świecie, to nie wątpliwe, ale tutaj... W każdym razie, przynieś ją. Panie Bracie.
- Roger! - wyłączył komunikator i spojrzał na łowcę. - Co się gapisz. Twoja wina ze musiał wkroczyć. A teraz weź ją zapakuj.
Powolnym ruchem zdjął czarny hełm zasłaniający jego twarz.

- Długo czekałem na to spotkanie... siostrzyczko.
Ostatnią zapamiętaną chwila był but uderzajacy jej głowę.
***
Mniej więcej w tej samej chwili, parę uliczek wcześniej.
- Żyjesz, Kali? - zapytało dziewczę niewinnie wchodząc do zaułka

Oparty o ścianę leżał złoto-włosy młodzieniec z pieskiej przy nodze
- Nic mi nie jest Holy. - Odparł z uśmiechem wskazując na ramię całe we krwi.
- Zachciało ci się bohaterstwa.
- Każdy bohater ruszy na ratunek damie w opałach.
- Och! A nie zapominasz że jesteś tu ze mną? A może złe nawyki twojego mistrza przechodzą i na ciebie?
- ... Wybacz.
- Dobrze że to rozumiesz. A teraz choć, zaleczę te rany.
- Mam nadzieję że nic jej nie jest. Ała!


Dziewczyna odzyskała przytomność znacznie szybciej niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. Pozostawała jednak w bezruchu by się nie zdradzić i z minimalnie uniesionych powiek obserwowała okolicę, w czym pomagały jej wampirze zmysły.
Piasek, piasek i jeszcze raz piasek. Przez żebra łowcy widać było fragmenty mglistego wzgórza. Ich baza musiała się znajdować na pustyni, a nie jak można by podejrzewać, w mieście.
Słońce chyliło się już ku zachodowi, ale na szczerej pustyni nie było miejsca które by je blokowało.
Baza wyglądała jak obozowisko z baldachimem w barwach piasku.
Jenny pozostawała w bezruchu, wszystko przebiegało mniej lub bardziej według planu. Narazie więc pozostawało czekanie na rozwój sytuacji.
- Dobrze. Ostatni łowca już jest.A gdzie podział się...
- Nie ważne. Ma wolną drogę do wszelkich działań.
- Tak jest kapitanie.
- Wrzućcie ją do akwarium.
Łowca ruszył we wskazane miejsca a gdy zalazł się nad otworem, otworzył żebra wyrzucając Jenny do środka.
Chwilę później śluza się zamknęła, a dziewczę zalazło się w wielkim słoiku.
- Echem. Słyszysz mnie. - odpowiedział głośnikowy głos.
Dziewczyna powoli podniosła się i potrząsnęła głową. Złapała się za obolały policzek i zamrugała.
-Co? Gdzie jestem.?
- Oj oj. Orient. - powiedział rozbawiony głos, włączając porażanie prądem.
Silny szok przebiegł po ciele dziewczęcia.
Dziewczyna nie kontrolując mięśni padła na podłogę.
-Czego chcesz?- zapytała po chwili gramoląc się na nogi.
- Dobrze wiesz... kochanie. Paneleum. Wiemy że potrafisz je kontrolować. I tego od ciebie oczekujemy.
-Kochanie?- parsknęła- niedoczekanie Twoje.
Brak odpowiedzi. Jedynie szum działania, panelu kontrolnego.
-Jak już stąd ucieknę, skopię Ci tyłek drogi Dawidzie- powiedziała prostując się dumnie i podchodząc do szklanej ściany.
- Tak tak... a potem znów wyślę twojego brata by cię dorwał. Słuchaj, nic bardziej prostego. Otworzysz nam kopułę gromu i po krzyku. Oczywiście cię nie wypuścimy, a przy najmniej nie masz się czego więcej obawiać dopóki nie znajdziemy kogoś innego kto potrafi kontrolować Peluneum lub sposobu by to z ciebie wydobyć. To co maleńka idziemy na układzik, czy dorabiamy ci kolejny tatuażyk. Właśnie odkryliśmy ciekawy wzór.
-Czekaj, o co chcecie się tam dostać?- zapytała zdziwiona.
- Hmm dobre pytanie. - mruknął w chwili zastanowienia - Spora ilość Paneleum się tam znajduje, poza tym “świat” pod barierą wydaje się bardziej rodzinny. Jeżeli gdzieś jest sposób by się stąd wydostać, to zakładam że właśnie tam go znajdziemy. Poza tym musimy się trzymać wytycznych, jakie zostały nam wytyczone w momencie przystąpienia do służby dla rządu.
-Ok, dzięki za informację. -stwierdziła melodyjnie jakby nuciła jakąś melodię- Pozwól że ja również coś zaproponuję.
Tatuaże zaświeciły i nim ktokolwiek zdążył zareagować dziewczyna rozpłynęła się w powietrzu. Pojawiła się niemal natychmiast, tuż przed Dawidem z ręką uniesioną do ciosu. Uderzyła celując w twarz, wkładając w ruch może nieco za dużo siły.
Mina zaskoczenia uległa szybkiej zmianie pod wpływem deformacji twarzy. O dziwo jeden cios wystarczył by go powalić. Ale sytuacja nie rysowała się za ciekawie. 2 mężczyzn w kombinezonach zdążyło już zauważyć zamieszanie. Jeden wystrzelił nawet pociski paraliżujące.
Dziewczyna z zadziwiającą łatwością usunęła się z toru lotu pocisków. Chwilowo ignorując przeciwników podeszła do leżącego Davida. Mężczyzna postękiwał z cicha a na rozciętym policzku już tworzyła się opuchlizna, możliwe że brakowało mu kilku zębów. Uderzyła raz jeszcze, by mieć pewność że stracił przytomność.
-Za chwilę do Ciebie wrócę.. “kochanie”- rzuciła odwracając się do pozostałej dwójki. Ostatnie z promieni słońca zniknęły za horyzontem- Powiedzcie mi..czy boicie się ciemności?
- Tango Brawo Delta Vega. - dało się usłyszeń jakieś taktyczne komendy
Czarne hełmy kombinezonów miały teraz zielonkawą poświatę.
- Man down. Shoot without order. K24.
2 żołnierzy przeładowało futurystyczne karabiny zmieniając naboje.

Dziewczyna spokojnymi ruchami włożyła nieprzytomnego do dużego, ciasnego “pojemnika”, który wynurzył się z pisaku, a zniknął chwilę potem. Następnie powolnym krokiem ruszyła w stronę strzelców. Mimo narastającej ciemności, jej oczy były widocznie czerwone.
-Wy chyba nie rozumiecie beznadziejności swojej sytuacji- powiedziała głośno. Po paru krokach ruszyła biegiem w ich stronę.
Seria wystrzałów przerwała ciszę panującą na pustyni. Kilka pocisków trafiła szarżującą kobietę. Nie zwolniła tempa, wbiegając w pierwszego z siłą taranu. Gdy patrzyła jak mężczyzna, z trzaskiem kości, odlatuje kilka metrów wskoczył na nią dwoje stalowych łowców. Przytrzymali ją w miejscu wystarczająco długo by troje strażników zdążyło ustawić się w pozycji do strzału. Salwa pocisków uszkodziła jednego z łowców i posłała dziewczynę na ziemię.
-Tango down- zakomunikował żołnierz podchodząc ostrożnie do leżącego w kałuży krwi ciała.
Miał się odwrócić gdy usłyszał cichy, zniekształcony chichot. Ten przeszedł w śmiech, gdy ciało i krew dziewczyny zmieniły się w czarną, bezkształtną masę. Nim zdążył się odsunąć, czarna “macka” wbiła się w jego brzuch, wychodząc dopiero przy barku. Z kłębiącej się ciemności wyszła Jenny. Czarny płaszcz w który była teraz ubrana przechodził w macki, tworząc coś na kształt ośmiornicy.
Ostatni sprawny łowca spróbował rzucić się na twarz dziewczyny, w połowie skoku nadział się na palisadę czarnych kolców. Pozostała dwójka żołnierzy otworzyła ogień, wykrzykując bezsensowne, desperackie komendy. Ciało ich towarzysza posłużyło za tarczę. Jenny wyrwała karabin z rąk ostrzelanego trupa i odpowiedziała ogniem. Krótka seria powaliła jednego ze strażników, drugi zaś rzucił się do ucieczki. Mężczyzna stracił równowagę, gdy cień złapał go za nogę. Jego krzyk przeszył okolicę gdy poczuł że jest przyciągany w stronę piosenkarki. Zamarł gdy obejrzał się w jej stronę. Stała na tle kotłującej się masy. Jej lśniące czerwienią oczy wpatrywały się prosto w niego, podczas gdy zęby wbite były w szyję poległego towarzysza. Wycelował w nią, po czym wyraźnie się zawahał. Obrócił broń w dłoni, przystawiając ją do podbródka. Strzał. Dziewczyna patrzyła z lekkim zawodem na wiszącego już przed nią, do góry nogami, samobójcę. Nie spodziewała się. Dopiła krew z trzymanego w zębach, podczas gdy cień wchłaniał tą z pozostałych trupów. Wiedziała że był ktoś jeszcze.
To był jeden oddział z kilku poszukujących. W śród tej grupy znajdowała się jedynie dwójka dowodzących. David i mężczyzna który pochwycił Sorena. W pamięci pochłanianych żołnierzy pojawiło się coś niepokojącego. Ale myśli na ten temat musiały zejść na bok gdy z piasku wyłonił się ostatni z żołnierzy.

Ciężkie ramię huknęło czarną masę wampira rozrzucając ją.
Kombinezon Sowa, przeznaczony do zadań w trudnych warunkach. Ciężki, egzoszkielet z technologią pulsacyjną.
W śród informacji zebranych pojawiło się jeszcze coś niepokojącego. Pociski RAD (Radiation-Advence-Demage). Broń radioaktywna, zapewne działająca podobnie do skoncentrowanej wiązki światła czy laserów ultrafioletowych.
W te ostatnie (lasery) wyposażony był kombinezon Sowy, nie służyły one jako broń, a raczej czujniki namierzające do rakiet i wbudowanych karabinów. Ale dla wampirów mogło okazać się całkiem odwrotnie.
-Podziwiam zawzięcie, szczególnie po tym co zapewne widziałeś- stwierdziła dziewczyna. Wszechobecny cień wniknął w nią, a sama postać urosła i zmieniła budowę na męską. Przed zbrojnym stał Soren- przez ten czas zdążyłbyś uciec w bezpieczne miejsce.
Wpierw seria z karabinu. Pociski były odrobinę szybsze od poprzednich, pewnie przez większą stabilnośc kombinezonu.
Wampir szedł przed siebie, zwalniając jedynie w momencie trafienia. Rozłożył szeroko ręce, jakby zapraszając przeciwnika.
Widocznie nie widząc szans załatwienie Sorena, normalnie działającymi metodami, żołnierz postanowił zrównać obozowisko z ziemią. Rozpoczynając od salwy losowo opadających rakiet na rakietach sterowanych laserem kończąc. (laser ulrtafioletowy)
Castell przez chwilę skakał pomiędzy eksplozjami. Poza odłamkami szarpiącymi jego płaszcz i trafiającymi w jego ciało szło mu to nad wyraz dobrze. Przerwał dopiero gdy poczuł na sobie promień lasera. Choć słońce nie było dla niego śmiertelne wolał nie ryzykować. Uskoczył na bok i rozpłynął się w powietrzu gdy pierwsza z rakiet sterowanych dosięgała celu. Dopiero gdy kanonada ustała pojawił się za plecami przeciwnika. Nie czekając na jego reakcję zamachnął się do uderzenia. Jego zwykle luźne ubranie wypełniło się mięśniami gdy wyprowadził, cios zdolny przebić grubą metalową płytę, mierząc w kręgosłup przeciwnika.
Z wielkim oporem ramię przedarło się do wnętrza kombinezonu. Z rozszczelnionej komory dało się słyszeć krzyk przerażenia. Jak można przypuszczać, w takich sytuacjach człowiek zaczyna panikować.
Auto destrukcja. To najlepsze określenie czemu zbroja zaczęła migać na czerwono.
Wampir przeklął szpetnie. Chciał zachować zarówno tą zbroje jak i wspomnienia mężczyzny. Rozpłynął się na moment przed eksplozją i zmaterializował chwilę po tym jak opadł kurz i piach. Spokojnym ruchem rozrzucił na boki poły płaszcza i “wypluł” ze swojego ciała zwłoki martwych strażników, pozostawiając sobie jedynie broń i pancerze.
Z pozostałem zbroi zdołał uratować laser namierzający, jedną z rakiet nim sterowanych oraz fragment jakiegoś czujnika. Wybuch zrównał z ziemią obozowisko zostawiając w jego miejscu krater.


Soren spojrzał w stronę miasta okrywającego się nocną mgłą. Jeszcze raz sięgną do zdobycznych wspomnień.
Był tam człowiek który go pochwycił, ktoś kto w jego odczuciu mógł zostać łowcą. Mężczyzna wybierając się do miasta wziął ze sobą zapas pocisków RAD. W innym wspomnieniu ten sam mężczyzna stał obok grupy kobiet w identycznych kombinezonach. Gdy zdjęły one hełm... każda co do jednej wyglądała identycznie jak Jenny.
Przed nimi znajdowała się opalizująca kula. Kobieta dotknęła jej lecz nic się nie stało.
- Teraz rozumiesz Bracie, dlaczego musimy zdobyć oryginał.
- Ech. Podobno prace nad idealną kopią wciąż trwają. To by było mniej męczące niż uganianie się za siostrzyczką.
- Jeśli uda się stworzyć idealną kopię, oryginał będzie zawadzał.
- Tak, tak. Zrozumiałem.
Oddział stał przed barierą gromu.
Coś jednak przykuło uwagę strażnika. Zarys cienia na barierze energetycznej. Cień na czymś co samo w sobie nie powinno go posiadać. Cień ogona poruszał się w tę i wewte. Wyobraźnia dorysowała temu cieniowi czerwone oczy i uśmiech. A potem, żołnierz dostał ochrzan za rozkojarzenie, a cień z niknął. Żołnierz spojrzał na opaskę kombinezonu wyświetlającą zegar od ostatniego czasu snu: 40 godzin.
-Der Hurensohn...- Mruknął Castell i splunął w miejsce gdzie przed wybuchem stał mężczyzna. Lubił Jenny i “wypite” wspomnienia bardzo mu się nie spodobały. Przynajmniej zdawało się że w mieście były zapasy amunicji. Szybkim krokiem ruszył w stronę dalekich zabudowań.
 
__________________
Once the choice is made, the rest is mere consequence
Asuryan jest offline  
Stary 28-10-2016, 18:03   #53
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
- Nie mów za wcześnie… Red! Dobrze cie widzieć - Jenny się wyprostowała machając do chłopaka. Zaraz się odwróciła do zielonowłosej. - Co z więźniami na dole?
- Wypuściłam ich. Zaraz powinni tu przyjść.
- I was też, całych i zdrowych. Gdyby nie ty pewnie sam bym tu wparował, na ratunek Cin [czyt. Sin]. Ech. - odetchnął z ulgą. - Dobra, ale nie ma czasu na radość. Cin, niech Glaceon zrobi zjeżdżalnię, aż do tamtych zabudowań. Razem z Flareon-em ubezpieczajcie ucieczkę. Weź takżę go ze sobą. - rzucił pokemon, z którego wyskoczył:

- Was zabieram drogą powietrzną. Czas się stąd zbierać.
- Idźcie beze mnie. Ja będę odwracać uwagę. Lucil idź z nimi. Spotkamy się w tamtej karczmie. W razie czego wypatruj Susanoo.
- Scizor przynieśc tego nieszczęśnika z ostatniej celi. Nie wygląda jakby miał siłę sam dalej uciekać. - Rozkazała Cin.
- Tam gdzie ty tam i ja... a przy najmniej kiedy brzmi zabawnie. - odparł Lucil z uśmiechem.
- Nu, nu, nu - Red pokiwał palcem za znak niezgody - Skoro ja tu przybyłem znaczy, że mamy jak najszybciej się wycofać. Akcja dobiegła końca, ściągamy tru... znaczy aktorów ze sceny. Rozkaz Sahira. Lugia przygotuj się.
- Ach rozumiem. Sorry, nie wiedziałam - Jenny postanowiła pomóc stworowi podnieść człowieka. Była ciekawa kto to.
Pod kapturem znajdowała się twarz chłopca w masce. Wzór stylizowany był na lisi pyszczek. Jenny miała także wrażenie, że pod kapturem znajduje się jeszcze mały lis. Ale nie ważne ile by się mu przyglądała, nic tam nie było.

- Kto to Gretta? - zapytała jeszcze Lucila. To również ją ciekawiło.
- Ktoś z mojej wielkiej rodziny. Jak byście to określili... ktoś zachowujący się jak starsza siostra. I takie mam też do niej uczucia. Strasznie chciwa z niej kobieta... a gdy się upije... ech. - westchnął odwracając wzrok. Mina wskazywała wielkie zmęczenie. Ale był to raczej zachowanie na zwór komizmu niźli prawdziwego zachowania.
- Cóż. Można powiedzieć, że obowiązkiem brata jest dbać o takie siostry. - wspominając o niej, na jego twarzy namalował się delikatny uśmiech. Uśmiech którego do tej pory Jenny nie dane było zobaczyć. Uśmiech bez cienia maski. Ale był to krótki moment, tak jakby Lucil na chwilę się zapomniał.
- Dobrze, w takim razie z chęcią ją poznam. A teraz ruchy! - Jenny wskazała zjeżdżalnię i pomagając pokemonowi(o ile trzeba) kazała wybiegać na zewnątrz. Sama sprawdziła jeszcze co z tymi na dole, czy już idą i poczekała aż wszyscy co powinni uciec uciekli.
- Wolał bym nie… - mruknął w odpowiedzi.
Więźniowie z wielkim trudem wspięli się po schodach i zaczęli zjeżdżać w centrum miasta.
- Ruszamy - Oznajmił Red gdy Lugia rozpostarła skrzydła. Nieprzytomny chłopak był trzymany w jej szponach, gdy Jenny i Lucil siedzieli na grzbiecie. (jeśli jenny usilnie chciała by pomóc, Lugia weźmie ją w szpony, Lucil nie zareaguje)
Pobojowisko przed Bastylią wyglądała jak jedna wielka chmura kurzu. Lugia zaryczała, dając nać że wykonała swoje zadanie, a potem zanurkowała w głąb wąskich uliczek miasta.
Podróż podobna do rollercostera była niezwykłe ekscytująca dla Lucila i Reda. Jenny jednak tak jak i poprzednio niespecjalnie dobrze znosiła otwartą przestrzeń. Z zaciśniętymi oczami dociskała się do pleców bestii (albo któregoś z chłopaków).
Red odstawił dwójkę wewnątrz którejś z alejek, schował Lugię do pokebola i z nieprzytomnym na ramieniu, rozdzielili się.
- Spotkamy się w bazie. Zajmę się chłopakiem. - orzekł zabierając go ze sobą.
- J-jasne - odparła Jenny opierając się o ścianę jedną ręką. Dochodziła do siebie po locie.
- Muszę odnaleźć Susanoo. Masz ochotę się przyłączyć? - pytanie było do Lucila. Gdyby chłopak postanowił z nią zostać może uda się jej dowiedzieć co się stało.
- Z tego co widzę, rogacz zmierza w naszą stronę. Jeżeli pójdziemy tą drogą... - wskazał na alejkę - ...spotkamy się z nim bliżej wejścia do kryjówki. - Odparł z niewinnym, pokazowym uśmiechem. - Póki co nie mam nic w planach, więc potowarzyszę ci.
- O jakże miło mój ty księciu na kolanie - odparła dziewczyna czując się odrobinę lepiej. Odnosiła się oczywiście do tego jak Lucil zapytał czy może do niej dołączyć.
- Co cie w ogóle pokusiło, że zechciałeś do mnie dołączyć?
- Pytasz ogólnie? Szybszy i bez problemowy sposób dostania się do Ishival. Oczywiście jestem wdzięczny za ratunek z rąk tamtych przemytników. Ale nie ukrywajmy nie było to coś z czym sam bym sobie nie poradził. Raczej, jeśli nie musiałem się tym przejmować tym lepiej. - odparł wzruszając ramionami - W sumie trafiłem w ich ręce z własnej woli, bo wydawało mi się, że oni kierują się ku złotemu miastu. No i chciałem wybadać pewne informacje o ich poprzednich “transakcjach”. Dlatego, nadal nie rozumiem... czym spowodowałem sobie Twoją sympatię i przywiązanie.
Jenny uśmiechnęła się na jedną stronę.
- A widzisz, bardziej chodzi o odpowiedzialność. Skoro jednak potrzebujesz sympatii i przywiązania, to nie ma sprawy - dziewczyna spojrzała na Lucila z błyskiem w oku i zarzuciła mu ramię na barki. - Ale przyznaj się jak ty byś się czuł gdyby kompletnie obca ci osoba zrobiła takie przedstawienie jak ty mi? Uklęknąć na jednym kolanie, chcieć dołączyć do świty… czy jak ty to powiedziałeś. Zgodziłam się nie? A potem wracam i słyszę, że w więzieniu jesteś. Coś przeskrobałeś. Może inaczej bym zareagowała… ale Susanoo dość mocno oberwał. Dotarło do mnie, że mogę go w każdej chwili stracić pomimo jego potęgi. To trochę… zmieniło moje podejście. A że ciebie nie znam to zaraz zaczęłam się zastanawiać czemu trafiłeś do więzienia i za co. Co swoją drogą mógłbyś mi powiedzieć. Nie mniej nie mam w zwyczaju zostawiać “swoich”. Stałeś się jednym skoro postanowiłeś, że się do mnie dołączysz. Nawet jeśli z twojej perspektywy to było tylko wykorzystanie.
- Acha... - skomentował krótko. - Rozumiem... że nie rozumiem. Ale to kwestia doświadczenia. Ludzkie podeście do emocji jest strasznie zawiłe. A mnożycie się jak króliki. - pokiwał przecząco głową w myśl jakiejś idei - To nie ważne. Przyjmuję twoje wytłumaczenie, za pewne z czasem je zrozumiem. A co do mojego “występku”... trafiłem do więzienia bo tego chciałem. Wróć. Chciałem, ale nie do tego więzienia. Z drugiej strony dobrze że trafiłem tutaj, bo cela z deadrytu to faktycznie upierdliwe rozwiązanie. Gdybym trafił do pałacu, to pewnie było by już z górki.
Co, jak i dlaczego. Od początku... ale chwila, nie chcę się poważać.
W tym momencie ściana z piaskowca rozpadła się pod uderzeniem buławy.
- Wiesz że mogłeś ją przeskoczyć. Poza tym po co się tak śpieszyłeś? Stęskniłeś się?
- Hyf - westchnął Susano wyłaniając się z kurzu - Tak jakoś. - Odparł puszczając komentarz mimo uszu.
- Su! - Jenny uniosła ręce i rzuciła się na rogacza aby go przytulić. Gdy się od niego odsunęła spojrzała na Lucija z miną jakby coś jej nie dawało spokoju.
- Mówisz, wy ludzie… nie jesteś człowiekiem?
Chłopak spojrzał na rogacza z niemym pytaniem.
- Nawet jeśli wiem, to nie ujawniam takich informacji. - Odparł Susanoo - Tajemnice mają prawo istnień, poza tym to wartość prywatna ich twórców.
- Podejście w stylu “Nie ważne kim jesteś, nie chcę mieć twoich problemów na głowie”. Albo coś takiego... - odparł z przekąsem.
- To ujawnianie czyichś tajemnic zwykle sprowadza problemy.
- No, w sumie... Nasze dziewczę nie potrafi takich cudów jak my, więc może powiem otwarcie. Nie do końca jestem człowiekiem. I zapewne to o czym rogacz wie od samego początku. Bliżej mi do waszych aniołów niż ludzi. Co z resztą łatwo było by się domyślić po używaniu stałego światła.
- Spotkałem kiedyś człowieka który także nim władał i nie wiedział nic jakoby jego korzenie zacharczały o anioły,
- Albo nie wiedział, albo wyjątek potwierdzający regułę. W każdym razie tak to ze mną jest.
Jenny uniosła brwi w zdumieniu.
- Anioł? Eee… nie wiem co to jest, yy czy tez kto. W moim świecie nie ma innych ras poza ludźmi - a przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo.
- Może tym lepiej... - mruknął chłopiec - Zapamiętaj sobie, jeśli spotkasz kiedyś anioły... uznaj je za wrogów.
- Anioły można rozpoznać po białej poświacie. Wyglądają pięknie i tak jakby bosko. Ale Lucil ma racje, nie ważne jak piękne by nie były... są niebezpieczne.
- Ok… postaram się zapamiętać - kiwnęła głową piosenkarka.
- Dobrze że chociaż tutaj się zgadzamy. No, ale powróćmy do mojego tematu. Czekałem na ciebie rogaczu, bądź wdzięczny.
- Tak tak. - Odparł Su głaszcząc chłopca po główce.
A potem jakby nie zrozumiał spojrzenia Jenny, ją też pogłaskał.
Na co dziewczyna się uśmiechnęła dając poczochrać swoje włosy.
- Co, jak i dlaczego. Od czego mam zacząć?
- Hm… od tyłu. Chciałeś trafić do więzienia, czemu? - Jenny wskazała towarzyszom aby nie stali w miejscu. Niedługo po rewolucji nie było mądrym stać w miejscu.
- Moim celem było wewnętrzne więzienie złotego pałacu. Tam znajduje się ktoś kogo poszukuję, ktoś kto wie o tym czymś czego poszukuję.
- Jak? - zapytał Susano w myśl jego poprzedniego pytania.
- Plan był prosty. Zdobyć informacje, a raczej zwrócić uwagę istot wymaganych. Lordów. Dostać się do pałacu, więzienia i doprowadzić do konfrontacji z osobą przeze mnie poszukiwaną. I, jeżeli poszukiwana rzecz znajduje się w pałacu, odzyskać ją.
- Niedługo ma być atak na pałac - powiedziała cicho Jenny po wcześniejszym rozejrzeniu się. - Myślę, że zechciałbyś się dołączyć nie? Co prawda na zasadach ruchu oporu, ale pewnie można by było... nieco je ominąć. Możesz powiedzieć czego szukasz?
- Owszem. Wykorzystam podziemie dla swoich celów... może nawet im nie umyślnie pomogę. - przytaknął - Więc teraz “Co”. Cele mam dwa. Odnaleźć członków mojej rodziny, nie źle to ująłem. Odnaleźć, zdrajców, należących do mojej rodziny i ich ukarać. Dzieci mają w zwyczaju się zagubić, jeżeli jest dla nich szansa chcę ich sprowadzić z powrotem do domu. Ale nie omieszkam wymierzyć im kary... - westchnął. Było w tym coś jakby starość. Znużenie czymś co wynika z doświadczenia - Drugim celem, jest to zostało mi skradzione. Coś co nigdy nie powinno wpaść w czyjeś ręce, coś co było pod moją pieczą. Coś czego raczej nie pojmiecie, to coś transcendencyjnego. Venitas.
- No ja na pewno nie zrozumiem… już się do tego przyzwyczaiłam. Susanoo mógłby. Ale nie będę naciskać.
- Transcendencja to coś co wykracza wszelkie pojęcie. Więc z góry można założyć że nikt tego nie rozumie. - odparł rogacz. - Jak to coś wygląda, albo jaką ma aurę? Cokolwiek co mogło by nas naprowadzić na ślad? W końcu zamierzamy ci pomóc, prawda? - spojrzał pytająco na Jenny.
- Ano. Lubię pomagać - Jenny wyszczerzyła się szeroko do Lucila zachęcająco.
- No więc jak?
- Nie wiem jak wygląda i czym jest. - odparł Lucil kręcąc loczek z krótkich włosów - Nie wiem w jakiej formie teraz występuje, nie wiem jak to wyczuć i do czego może być użyte. A jak powiem wam czym to jest, możecie mieć złe, mylne odczucie co do tego i mnie. Ale wiem jedno - uniósł palec w górę z uśmiechem - Gdy to zobaczę, będę wiedział że to właśnie to.
- To tak jakby zawęża nasze poszukiwania do całego pałacu - odparła sceptycznie Jenny. - Ale może spróbuj jednak powiedzieć. Ostatnio miałam bliskie spotkanie z wampirem, który nie pochodzi stąd i wcale nie lubi tutejszych. O dziwno dało się z nim dogadać. Współpracowałam z ludźmi lasu i jeszcze gadałam z jedną boginią… dajesz nie krępuj się. Wszystko da się przetłumaczyć, a ja postaram się mieć otwarty umysł.
- Nie mam pewności czy Venitas, rzeczywiście znajduje się w pałacu. Na pewno jest tam jeden z członków mojej rodziny. Echem. Dobrze. Tylko ani słowa komukolwiek o tym co zaraz powiem. Venitas, to świętość demonów, balance breaker. Coś co zaburza równowagę świata. Nie słyszeliście zapewne pojęcia Święty Demon. Bo samo takie stwierdzenie jest sprzeczne w swej istocie (oksymoron). - Powiedział z nietęgą miną
- Eee… hmm… ok. Zrozumiałam, że to jest potężne i trzeba tego pilnować i ma to coś wspólnego z demonami - Jenny zaiste nie rozumiała pojęcia świętości. - Nie będę tym razem specjalnie wnikać. Jak coś demonicznego, to złe… raczej. No ale skoro to tak to na pewno ci pomożemy. Nie wiemy jak to wygląda, ale ty to poznasz. Nie wiemy gdzie to jest, ale ty wiesz, kto może wiedzieć. Nie tak strasznie. Moje usta są zamknięte. To w sumie nawet ekscytujące.
Jenny raźniej postawiła kolejne kroki. Zaprawdę humory tej dziewczyny musiały czasami nawet Susanoo zadziwiać. Chociaż odrobinkę.
- Została jeszcze kwestia “dlaczego” - przytaknął. - Ale tu także nie ma się nad czym rozwodzić. To mój obowiązek. Jak wspominałem było to pod moją pieczą. Więc jak widzicie, ja muszę ku temu dążyć, ale z towarzystwem zawsze raźniej. - powiedział z uśmiechem. - Może nadarzy się okazja by was wyk... skorzystać z waszej życzliwej pomocy. Dodam tylko, że po wypełnieniu mojego planu w tym miejscu nie będę miał przeciwwskazań by je opuścić. Z tego co wiem, w tym kraju już nic więcej nie znajdę.
- Wykorzystasz, pomożemy ci z własnej woli. Wiesz niektórzy po prostu mogliby chcieć ci pomóc. Szkoda tylko, że pewnie przyjdzie nam się rozstać. Miałam nadzieję, że poznamy się lepiej. Z resztą… jeszcze nie wiem co zrobię po Złotym mieście… o ile z niego kiedykolwiek wyjdę - ostatenie słowa Jenny powiedziała już do siebie. Pamiętała o wizji. Pamiętała też słowa Baset. Odrzucała te myśli, ale niepokój nie lubił rozstawać się szybko ze swym żywicielem.
- Nie śpieszy mi się z wami rozstawać. Póki świat nie zacznie się zawalać, póty wiem że nikt nie skorzystał z Venitas. A to znaczy, że mam sporo czasu by poszukać pozostałych.
- Rozczulasz się. - mruknął z przekąsem Su poklepując Jenny po ramieniu. - Planowaliśmy wyruszyć do przystani. Lecz wszystko po kolei. Najwidoczniej zabawimy tu jeszcze chwilę.
W tym samym momencie dotarli na bazar, zagłębiając się w przejściu do kryjówki opozycji.
Pierwszym który ich powitał był Anthrilen. Był akurat najbliżej wejścia, we wnętrzu kryjówki.
- Ant..! - zaczęła Jenny ale w porę się upomniała. Przecież tak nie można. Zamiast tego podbiegła gestem popędzając chłopaków. Su jak zwykle stoicko kroczył dalej. Dziewczyna dopadła do eldara z radością machając rękoma. Nie śmiałą rzucać się na niego. Starała się mimo wszystko nie go denerwować.
- Heeej! - dlatego też zachowywała się dziwaczniej niż zwykle.
Anthrilien na widok znanych twarzy zdjął hełm i przywiązał go do pasa. Nieco podkrążone oczy sugerowały lekkie zmęczenie.
-Witajcie- odpowiedział uprzejmie.
Rogacz ukłonił się jak to miał w zwyczajiu. Z kolei Lucil...
- Cześć uchaty! - uniósł rękę w geście powitania - Widzę że jesteś cały i zdrowy. Czułem że masz nie lada ubaw, nie to co moja cela. Będę miał do ciebie pytanie. Czułem przy tobie coś ciekawego.
-Cóż takiego?- jakby ignorując resztę wypowiedzi chłopca.
- Lucil! - syknęła Jenny chcąc skarcić. - Czasami mógłbyś się nieco grzeczniej odzywać. Bycie uroczym nie uratuje cię za każdym razem.
- Tak, tak. - pomachał jej ręką - Sorka - rzekł do Eldara - Walczyłeś z demonem? Czułem przy tobie opętanie. Jestem jedynie ciekaw, cóż to było.
-Wielokrotnie. Z jednym nawet dość niedawno, ale nie wiem nic na temat opętania.
Jenny ciekawsko przyjrzała się obojgu słuchając ich rozmowy.
- Hym. To pewnie został pochłonięty i się przemienił. (w stosunku do “niedawno”) Tak myślałem. Czułem kilka demonów w jednym miejscu. A taka sytuacja zdarza się tylko gdy ktoś je w sobie zamknie. Ale widocznie był za słaby by je utrzymać pod kontrolą. Już tego nie wyczuwam. Dobra robota. - pokazał kciuk w górę. (zostawmy to nieporozumienie ^^)
Anthrilien nie do końca to miał na myśli ale nie miał siły rozwijać tematu.
-Widzę że wasza misja się udała- podjął po chwili- Chodź bez szkód się nie obyło- dodał patrząc na złamany nos dziewczyny.
- A… przyszło mi się zmierzyć z wampirem. Przegrywałam, a potem coś się stało i wygrałam. A w zasadzie to Lucil mnie ostatecznie uratował. A to ja po niego poszłam… Ech jeden an jeden u mnie jak zwykle wychodzą marne szanse. Pośpiewam sobie i mi się rany zaleczą. Ale mogę pośpiewać wszystkim… w zasadzie powinnam. Tobie też się przyda co?
Anthrilien zawahał się niezauważalnie
-Tak, przyda się- odparł zdając sobie sprawę ze zmęczenia - Dlaczego poszłaś sama skoro zdajesz sobie sprawę z tej słabości?
- Tak wyszło, taki poniekąd był plan. Myślałam z resztą, że moje umiejętności na więcej się zdadzą… - przyznała z rumieńcem wstydu Jenny.
- Poza tym co ja? Miałam zostawić ludzi w potrzebie? Przybyłam ich uratować! Nie mogłam przecież stchórzyć. Zamierzam ura… - dziewczyna urwała wybałuszając oczy. Zagalopowała się. Odchrząknęła. Po czym wypaliła.
- Podoba ci się mój zupgradeowany strój?
-Pasuje do Ciebie- stwierdził- ale nie znam się na waszej modzie.
- Wystarczy, że mi pasuje - zadowolona dziewczyna wyprzedziła resztę w podążaniu do kryjówki nieco zapominając co ostatnio narobiła.
- Czy oni ten tego. - zapytał Lucil pod nosem do Su.
- Nie nasz w tym interes... ja nic nie wiem.
- Przyprawia ci rogi - stuknął go wierzchem dłoni z zadowoleniem na twarzy - No już nie bocz się. Dobrze wiem że dobry z ciebie tatuś.
- Synek... nie dokazuj. Gońmy ją.
Obaj podążyli za nią w głąb kryjówki.
 
Asderuki jest offline  
Stary 28-10-2016, 20:47   #54
 
Asuryan's Avatar
 
Reputacja: 1 Asuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputację
Przenieśmy się trochę w czasie.
Baza Rebeliantów. Obóz Sahira.
- Ou. - Sahir uniósł rękę na znak powitania - Dobra robota Anth. Krystaliczne srebro oraz rtęć to prawdziwy zysk dla naszych planów. I jeszcze zdążyłeś przed atakiem na Bastylię.
- Hyf... - Wzruszyła ramionami Asylia, najwidoczniej nie była w stanie w żadem sposób dogryźć Anthrilenowi.
- Za dobrą pracę, należała by się dobra nagroda. Jednak nie mam pomysłu w jaki sposób miał bym cię nagrodzić. Jeśli jest coś czego potrzebujesz, to mów śmiało. Może chcesz kogoś na stałe pod swoją komendę? - Zapytał odbierając dokument od jednego ze szpiegów. - W każdym razie. Mam pomysł jak mógł bym cię jeszcze wykorzystać, skoro już wróciłeś. - Choć słowa brzmiały co najmniej nietaktownie, nie było w nich zło wrogości.
Sahir miał zwyczaj mówić coś grubiańskiego, gdy był zbyt zadowolony.
-Raisheele mogłaby być przydatna w najbliższej przyszłości. Potrzebuję też informacji o drugim mistrzu miecza- stwierdził eldar nie zastanawiając się długo- gdzie jestem potrzebny?
- Dobrze. Będzie pod twoją komendą, zaraz po Bastylli. Skoro chcesz ją, to Aje przydzielę inny rewir. - przytaknął i oddał dokumenty szpiegowi - Drugi mistrz miecza. Bodajże nazywała się Greet, Silver Sword Master. Zdobędę o nim informacje. Ale uprzedzę że może nie być łatwo. Mistrzowie miecza rzadko zaglądają w te rejony. Najczęściej bywał tu Sisuwan szósty mistrz oraz siódma mistrzyni Ameko. Co do twojego kolejnego celu... możecie wejść.
Do namiotu wkroczyła dwójka: znajomy Jenny - Red z czerwonym owadem za plecami (Scizor). Owad był wielkości człowieka i miał dwie potężne pary szczypiec. Obok chłopaka stał... czarnowłosy demon.

- Będziecie robić za dywersję w miejscu, które wskażę na mapie. Odwrócicie uwagę od bastylli, na jakiś czas. Daję wam wolną rękę by zrobić zamieszanie i walczyć. Ale pamiętajcie, gdy nadejdzie zmrok, nie będą w stanie wam pomóc. Musicie skupić na sobie ich siły, ale też wycofać się, nim będzie za późno. Po wszystkim możecie ukryć się tutaj lub gdzie chcecie. Spotkamy się tutaj kolejnego dnia.
-Zrozumiałem i jestem gotowy- odparł przyglądając się czarnowłosej dziewczynie- Nie wydaje mi się byśmy wcześniej się spotkali..
- Ani nam się nie wydaje. - odparła odsłaniając delikatnie maskę i patrząc na niego jasnym czerwonym spojrzeniem. - Akashi (Aka no shi - czerwona śmierć ) Kimiko ~de aru. [~jestem]
Eldar odczuł dziwne uczucie na piersi . Pieczęć nie parzyła, więc nie była ona powiązana z osnową. Mogła być powiązana z tutejszymi demonami. Jedno jest pewne, nie jest normalną kobietą i z pewnością jest groźna.
-Anthrilien- odparł nie spuszczając pustego wzroku z dziewczyny. Demon nie z jego świata, w ciele kobiety. Postać go zaciekawiła, nie wiedział jeszcze czy w pozytywny sposób.
-Chodźmy, jeśli jesteście gotowi.
***
Zgodnie ze słowami Sahira, to właśnie ich 3 osobowa grupa, nie licząc kilku tutejszych, miała rozpocząć przedstawienie. W tej sytuacji Akashi dała pierwszeństwo panom. Widocznie sama nie nadawała się do takich akcji.
Red rozpoczął od przyzwania swojego chowańca - Lugi

i krótkim zrównaniu jednego budynku z ziemią.
Anthrilien, na tą chwilę nie dysponujący tak destruktywnymi zdolnościami, uniósł jedynie kostur i wystrzelił wiązkę niszczyciela. Huk pioruna przeszył okolicę, będąc jednocześnie na tyle widocznym by przyciągnąć przeciwników.
Po tym poszło już z górki. Pojawiły się oddziały sprzysiężone z lordami czyli głównie najemnicy i Lykanie. Było także pojedyncze jednostki pół wampirów.
Eldar dobył miecza, dochodząc do wniosku że woli oszczędzać siły. Wpadł między przeciwników tnąc tych którzy stanęli mu na drodze.
W tle, pokemony Reda szalały na polu bitwy. Koto podobny stwór (persian) prowokował lykan, prowadząc ich pod szpony owadziego wojownika (scizor). Mała żółta mysz raziła gromami, a półprzezroczysty płomyk (hunter) straszył, ogłuszał i kradł broń najemnikom.
Co się tyczy panny Kimiko... wyglądało to mniej estetycznie i zabawnie.
Gdy tylko pojawili się przeciwnicy, kobieta założyła maskę demona i otoczyła ją czarna aura. Na jej rękach pojawiły się czarne szpony

a potem jakby wpadła w amok, rozrywając wszystko na swej drodze.
Ciekawe po co był jej miecz przy pasie, przy takim stylu walki.
Anthrilien, dla którego obecne starcie nie było znaczącym wyzwaniem, kątem oka obserwował dziewczynę. Chwilę później wpadł w grupę Lykan. Wilkowaci byli wyraźnie szybsi niż dotychczasowi przeciwnicy, kilka razy został spychany do defensywy.
- Wycofuję się. - Krzyknął Red z pleców pseudo-smoka - Lecę zająć się Bastyllą. Zostawiam ci tą trójkę.
Obok eldara wylądowała na ziemi Akashi, delikatnie odsłaniając twarz z pod maski i spluwając krwią.
- Magowie-desu tfu...
Do grupy walczących dołączyła trójka niepożądanych przeciwników. Bardzo niepożądanych.
- sisuwan - ortiz kalar (główny mag mortresa)
- Jareasma Ergrand
-Jesteś cała?- zapytał eldar zwracając się do dziewczyny. Jednocześnie odpinając od pasa i zakładając hełm.
- Nic mi nie jest... to nie moja krew -desuwa. Co robimy? Zabijemy ich? - zapytała lekko zmienionym głosem, tak jakby mówiła o sobie w liczbie mnogiej. (mowa o tym pogrubionym)
-Może być ciężko ze wszystkimi na raz- odparł prorok zmodyfikowanym przez hełm głosem- przytrzymajmy ich w miejscu,nie ryzukujmy niepotrzebnie. Spróbuję ich spowolnić.
Runy wyleciały z sakiewki, rozbłysła jedna z nowych, jedna z dwóch stworzonych po bitwie o Puszczę, a wtedy czas dla przeciwników niemal stanął w miejscu.
Przeciwnicy zaczęli poruszać się o wiele wolniej, a w przypadku skąpych w ruchu magów... mogło by się wydawać że całkiem się zatrzymali. Jednak wokół jednego z nich - Sisuwana pojawiła się jakby przeźroczysta zorza, w momencie wykorzystania mocy. Dziwna fluktuacja powietrza podobna do pływającej zasłony.
Mag rozejrzał się dookoła patrząc za zaistniała sytuację z nieukrywanym zaciekawieniem.
- Nieźle. Całkiem widowiskowa moc. - orzekł. - Teraz ja. Pressure!
Przeźroczysta zasłona powolnym ruchem ruszyła w stronę Eldara, miażdżąc wszystkich na swojej drodze.
-Zaatakuj z flanki, ja odwrócę uwagę- rozkazał cicho eldar. Odbiegł na bok, już pędzie używając kolejnych mocy. Znacznie przyśpieszył pod wpływem wzmocnienia, równocześnie wyciągnął w stronę maga dłoń dzierżącą kostur i uwolnił potężną wiązkę niszczyciela.
Wiązka nie miała innej drogi jak przebić się przez zasłonę. W momencie w której przez nią przeszła zaczęła się giąć i skręcać ostatecznie uderzając o ziemię przed nim.
Z flanki pojawiło się lecące ciało Lykanina, które tak jak wszystko co znalazło się pod zasłoną uderzyło natychmiast o ziemię i zostało zmiażdżone. Ale chwilę po tym, na granicy całunu pojawiła się Akashi próbując go sięgnąć rozpadającymi się szponami. Jeden kro do tyłu i mag był już poza ich zasięgiem.
- Kuso! - zaklęła czarnowłosa odskakując z rozszerzającego się w jej stronę całunu.
Kłopotliwa zdolność, pod wpływem mocy eldara, zyskała dwie cechy. Była widoczna i powolna. W porównaniu do tajemniczości jaką posiadała w zamku Mortresa.
Anthrilien postanowił spróbować innej taktyki. Zachowując dystans, zatrzymał się i schował miecz. Wolną ręką wykonał szybki gest, wyglądający jakby chciał złapać przeciwnika. Kolejnym ruchem dłoni gwałtownie pociągnął go kinetycznie w swoją stronę, licząc że grawitacja na niego zadziała, lub chociaż przybliży go w zasięg walki wręcz.
Mag, niezmiernie zaskoczony poleciał w stronę eldara. Jeszcze w locie wyszeptał jakieś zaklęcie na złączonych dłoniach. A gdy był już bliżej rozłożył je ukazują ogniste oko.
- Al mana Saron

Eldarowi momentalnie zrobiło się gorąco. Czar zdawał się działać podobnie do jego pirokinezy.
Skontrował czar obejmując siebie samego zaklęciem kirokinetycznym, mniej więcej wyrównując temperaturę. Otoczywszy się tarczą pisoniczną, skoczył maga. Dobywszy w biegu miecz, ciął w kark.
- Erten! Pressure!
Wpierw uderzenie padło na coś niezwykle mocnego, ale nie na tyle by przez to nie przejść, jednak po przejściu, waga ostrza drastycznie się zwiększyła. Tnąc nie w kark a na linii lędźwi i nawet nie przecinając go w pół.
Ostrze przeszło przez pal o zwiększonej grawitacji tracąc siłę i celność. Wbiło się w ciało maga na długość 5 cm. nim kurtyna naparła na barierę psioniczną wgniatając ją w ziemię. Siła zwiększała się z każdą chwilą. Tylko bariera eldara utrzymywała go przed obrażeniami.
W tym momencie przed magiem pojawił się Hunter uderzając w niego czarną kulą energii. Wystarczająco by na chwilę odciągnąć jego uwagę od Eldara i pociągnąć nacisk za nim. W oddaleniu stała pozostała dójka stworów nie za bardzo wiedząc jak się nie narażać.
Akashi wyczekała moment zawahania maga, lecz znowu trafiła pod całun. W tej sytuacji nie była w stanie za wiele zdiałać.
- Nic ci nie jest-desu? - zapytała - Rozprujmy go mieczem! - dodała innym tonem, nie podobnym do poprzedniego. - To może się udać. - odpowiedziała sama sobie.
Prorok nie zamierzał przepuścić takiej okazji. Korzystając ze zmniejszonego nacisku postąpił krok do przodu upuszczając kostur, który zawisł pionowo w miejscu, i raz jeszcze przyciągnął do siebie maga.Z zamiarem później cięcia go na odlew na wysokości brzucha.
Mag ponownie lecąc w stronę eldara wycelował w niego dłonią. Wraz ze zbliżaniem się nacisk wgniatał kolejne fragmenty ziemi dodatkowo się rozszerzając. Jeśli tak dalej pójdzie nacisk dotrze do Eldara jako pierwszy.
Akashi wyłączyła swoje szpony i położyła dłoń na rękojeści katany. Czarna aura zaczynała skupiać się wewnątrz jej pochwy.
Kolejny gest eldara i Mag gwałtownie zatrzymał się w powietrzu, na tyle by nacisk nie dosięgnął eldara. Przede wszystkim jednak ustawiając go w idealnej pozycji by Akashi mogła zaatakować go od boku.
Iaido. Sztuka dobywania miecza. Zwana też sztuką szybkiego cięcia. Co tu dużo opisywać, ostrze po prostu mignęło w oczach Eldara by wyglądać jakby pozostało ukryte w swej pochwie.
- Dimmension Slicer
Cięcie rozcięło przestrzeń włącznie z całunem i Sisuwanem na linii brzucha.
Po nim Kimiko opadła na kolana, a z twarzy spadła jej maska ukazując jak bardzo jest zmęczona.
Na oczach eldara dolna połowa ciała maga opadła na ziemię a pole bitwy przeszył krzyk bólu. Jednak w tym samym czasie krew przestała płynąć za sprawą magii. Mag wycelował dłoń w stronę Akashi.
- Pressure! - rzekł z trudem, wciąż pozostając dość żywym.
Kilka rzeczy zdarzyło się niemal na raz. Pod wpływem mocy Anthriliena dziewczyna uniosła się i prze-lewitowała przez plac lądując w bezpiecznym miejscu. W tym samym czasie prorok przeniósł moc pozostałą w kosturze, nieduży zapas który zdążył zgromadzić przed lądowaniem w mieście, przenosząc ją do run w pancerzu i maksymalnie wzmacniając swoją tarczę w ochronie przed miażdżącą grawitacją. W momencie gdy unosił dziewczynę, ruszył na maga z flanki, wypatrując drogi z najmniejszą ilością magicznej energii. Pchnął końcem miecza w kark, zakładając poprawkę, że grawitacja obniży cios na okolicę łopatek.
Ostrze zaczęło opadać pod naporem siły, aż wreszcie przebiło ciało na wylot. Przeszło przez lewą łopatkę wychodząc na wylot piersi.
Eldar jakby oprzytomniał, jedno mrugnięcie. Zaczęły docierać do niego odgłosy pola bitwy. Odgłos spadajacej maski.
Z ust Akashi popłynęła stróżka krwi, gdy ta odwróciła się w jego stronę.
Jego ostrze przebiło ją na wylot.
- Dimmensional Swap
Drugi z magów miał dłoń ustawioną w geście zamiany miejsc.
- Muszę przyznać, że nie spodziewałem się kogoś kto mógłby ingerować w czas. - orzekł ortiz
Ponownie wykonał gest zamiany miejsc ciało lykanina które było przy nim zamieniło się z połową ciała Sisuwana.
- Trochę ci to zajęło Ortiz... - mruknęła wampiryczna wiedźma
- Zbyt... długo - westchnął Sisuwan z wielkim trudem.
- Przesadzasz. Kilka minut w rękach Pani Ergrand i będziesz jak nowy. - oświadczył z uśmiechem
- Wal... się...
-Ceiba-ny-shak(eldarskie przekleństwo, bez konkretnego tłumaczenia)- wycedził szpiczasto uchy. W amoku walk nie docierały do niego emocje takie jak poczucie winy czy żal, ale nie był zadowolony z obrotu zdażeń.
- Rzuć... mną.. - wyszeptała czarnowłosa. - Pożremy... go...
Prorok posłuchał możliwe że ostatniej prośby dziewczyny. Ostrożnie wyjął miecz, zostawiając za nim drobne kryształki lodu. Rana wciąż pozostawała, ale krwawienie zwolniło. Gwałtownym gestem rzucił kinetycznie dziewczyną w stronę maga. Skoro pole czasu zawiodło, eldar przerwał przepływ mocy, zamiast tego wkładając ją w “prędkość osnowy”. Nie ruszył się jednak jeszcze, świadom zdolności Oritza czekał na rozwój wydarzeń świadom że może zbliżyć się do przeciwników w ułamku sekundy.
Ciało Akashi leciało beznamiętnie.
Mag przygotowywał się by je zniszczyć jakimś czarem, gdy ciało zaczęło otaczać czarna aura.

Aura przybrała kształt paszczy, jednym kęsem zjadając jeszcze żywego Sisuwana.
Chwile później została przebita kilkoma krwawymi włóczniami latającymi wokoło wampirycznej wiedźmy.
Lecz postać niczym mgła lub cień rozeszła się i ponownie zaczęła scalać między Eldarem a Magami.
Z cienia wyłoniła się postać Akashi, lecz tym razem biła od niej złowroga aura. Jej oczy lśniły czerwienią, a na czole pojawiły się małe rogi

Gdy mogło by się wydawać, że czas na kolejne starcie, Kimiko wydała z siebie ogłuszający ryk. A ziemia dookoła niej zaczęła się wgniatać.
Prorok zawahał się nie będąc pewien co przed nim stoi. Na wszelki wypadek postanowił nie wchodzić dziewczynie w drogę. Sięgnął umysłem w stronę bastylii by sprawdzić postępy w ataku. Red Był już w okolicy Jenny, wkrótce powinni się wycofać. Ruszył w ostatniej szarży korzystając z zamętu jaki siała Kimiko. Poruszał się zygzakami, rozmywając się w smugę niemal nie zauważalną dla ludzkiego oka. Jeśli dobrze rozumiał zasadę działania mocy Oritza, to potrzebował widzieć dwa cele by móc zamienić je miejscami. Pozostawał więc poza jego polem widzenia. Zaatakował od tyłu tnąc od dołu po skosie, a za mieczem ciągnęła się jasna poświata niszczyciela. Mięśnie i zmysły w gotowości by zareagować na kolejną podmianę. Całość stała się dokładnie gdy dziewczyna ruszyła do ataku.
Uderzenie padło na przezroczystą barierę miedzy nim a magiem. Po uderzeniu, odblask wskazywał że jest w kształcie dwunastościanu.
W tej samej chwili Wampiryczna wiedźma przyzwała wielkiego węża z krwi

Ale to była tylko mrzonka. Prawdziwy problem pojawił się w tej samej chwili. Najwidoczniej Kimiko zdziałała coś więcej niż pożarcie maga. Najwidoczniej pochłonęła także jego moc
- Rrrrrrrrreeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeees ssssure - niczym ryk, całe pole bitwy zaczynało się wgniatać. Bariera Ortiza zaczęła pękać tak samo jak moc Anthrilena, z węża pozostała mokra plama, a wiedźma zamieniła się w mgłę. Dziewczyna padła na kolana pod naporem własnej mocy.
Anthrilien zdobył się na ostatni wysiłek. Gdy wzmocnił tarcze poczuł jak krew pulsuje mu w uszach. Złapał dziewczynę kinetycznie i przerzucił ją do otwierających się właśnie wrót Pajęczego Traktu. Sam podążył w jej ślady. Na chwilę przed przejściem wysyłając serię wiązek niszczyciela, jedna po drugiej, bombardując zanikającą tarczę Oritza.
Niestety nie dane mu było zobaczyć efektu swoich działań. Słyszał jedynie jakieś przekleństwo będąc już u wejścia do traktu.
Wewnątrz po odrobinie trudności... udało się doprowadzić czarnowłosą do stanu nieprzytomności i zabrać ją bezpiecznie do siedziby ruchu oporu.
Zadanie zostało zakończone. Pozostało jeszcze zdać raport.
Chwilę później spotkał Jenny.
 
__________________
Once the choice is made, the rest is mere consequence
Asuryan jest offline  
Stary 30-10-2016, 21:02   #55
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Namiot Sahira.
- Witajcie. Dobra robota.
- Bastylla pokonana. Straty zadane. Cele osiągnięte. Straty... straciliśmy 10 - orzekł sumarycznie Eagelis - Uratowaliśmy 33 więźniów.
- Każda walka niesie ze sobą straty. - mrukną Echoes. - Musimy się z tym pogodzić.
- Dziś możemy to uczci. Jedzcie i pijcie. Odetchnijcie. Przez najbliższe dni nie wychodźcie w nocy. Wampiry nie puszczą tego płazem. Zakładam że w nocy zaczną swoje żniwa. Zostawmy więc to łowcom. Raisheele, od dziś wchodzisz pod komendę Antha. Wykonuj jego rozkazy i służ mu pomocą.
- Oddaję się pod twoje skrzydła. - ukłoniła się z delikatnym uśmiechem
- Jenny i Mędrcze Susanoo udowodniliście że jesteście słowni i działacie w naszej wierze. Akcaptuję waszą chęć pomocy i pozwalam wam dołączyć, w nasze szeregi. Sprawę waszego przyjaciela pozostawmy odosobnioną. Chłopcze, będziemy musieli porozmawiać. Ale na dziś, wystarczy. Świętujmy.
- Nazwał mnie chłopcem... - mruknął pod nosem Lucil ku uciesze Susanoo.
- Wyglądasz na szesnastoletniego chłopca - szepnęła Jenny do Lucila.
- Wiem, ale nie lubię jak ktoś się z tym obnosi. - mruknął. - Ujdzie mu to płazem. W końcu mamy świętować.
- Hmm… tak w sumie to ile masz lat w takim razie? Po twojej wypowiedzi wnioskuje, że nie masz szesnastu?
- Trochę więcej od ciebie a na pewno i od niego. Ale to nie ważne... - mruknął - Mam nadzieję, że domyśliłaś się także że to nie mój normalny wygląd... - spojrzał na nia z ukosa.
Jenny zrobiłą niewinną minkę.
- Skoro taak mówisz… A jak normalnie wyglądasz?
- Dojrzalej. - Odparł beznamiętnie - Ale wolę pozostać w tej postaci, moja prawdziwa nie jest zbyt dobrze odbierana. Jest zbyt jaskrawa... Na szczecie nie muszę jej przybierać. W tej jest nawet wygodnie. No i... rzadniej kobiecie nie przeszkadza gdy dziecko wtuli się w jej…
- Niby tak z drugiej strony to pedofilia… aczkolwiek nie przeszkadzałoby mi w tym momencie gdyby ktokolwiek by się we mnie wtulił - mruknęła nieco głośniej niż zamierzała. Czerwieniąc się zaciągnęła kaptur dalej na twarz.
- Siedzi w tobie diabeł, Jenny. - Uśmiechnął się żartobliwie.
- W obojgu was siedzi. - Posumował Susanoo.
Jenny spojrzała na rogacza zaskoczona. Pytające spojrzenie poszło też na Lucila.
***
- Słuchajcie! - zakrzyknęła Jenny przebijając się przez radosną wrzawę. - Czas zaleczyć nieco ran przy akompaniamencie dobreeej muzyki! - Jenny uniosła swoją gitarę do góry znajdując jakieś krzesło bądź stół albo i wzniesienie. Dziewczyna poczuła chęć do zagrania ponownie dla widowni (choć alkohol mógł temu nieco pomóc). Po kilku uderzeniach w struny Jenny zagrała pierwszy utwór. Nie miał on w sobie tyle mocy, ale za drugim razem dziewczyna wplotła w melodię odpowiednie nuty aktywując leczącą melodię.
Eldar usiadł wygodnie i rozluźnił się. Choć nie był ranny (przynajmniej na tą chwilę) to chętnie korzystał z pierwszej od dawna chwili wytchnienia. Muzyka nie do końca była w jego typie ale nie zamierzał wybrzydzać.
Po kolejnych kilku kolejnych kolejkach alkoholu i utworów Jenny poczuła się odpowiednio pewnie. Kilka oklasków pożegnało ją jak po raz kolejny zrobiła przerwę. Ostawiła gitarę pod ścianę i ruszyła do odpoczywającego Anthriliena.
- Hej. Mogę ci przez moment poprzeszkadzać?
- Nie mam nic przeciw- odparł otwierając oczy.
- Chciałam się ciebie zapytać o jedną rzecz. Pamiętam jak mi opowiadałeś jak u ciebie wszystko wyglądało. No i wiem, że masz mało pozytywne podejście do ludzi no i generalnie dużo się działo - dziewczyna zdawała się być wyjątkowo rozluźniona i bezpośrednia.
- Jak byliśmy w puszczy, nauczyłam się jednej techniki no i tak sobie myślałam czy nie chciałbyś abym ją na tobie użyła? Nie to źle zabrzmiało. No po prostu mogłabym pomóc ci ulżyć z emocjami za pomocą muzyki.
-Na czym miałoby to polegać?- zapytał zdawałoby się że z nutą zaciekawienia w głosie.
- No bo widzisz, kiedy gram mogę nawiązać połączenie z tobą na poziomie emocji. To co będziesz czuł będzie płynąc do mnie, a ja muzyką mogę te emocje spotęgować, stłumić, rozwiać, albo zneutralizować - Jenny zaczęła opowiadać jakby była profesjonalistką. - W tę sposób udało mi się powstrzymać Yougan od spalenia całego lasu. Wiesz dałam bezpieczne ujście dla jej emocji. Nom. Co ty na takie coś?
-To nie takie proste, a do tego potencjalnie niebezpieczne.- powiedział marszcząc lekko brwi - Pamiętaj, żę nie jestem człowiekiem. Nie twierdzę że emocje towarzyszące porodowni nie są duże, ale te, które występują pośród mojego ludu są wielokrotnie silniejsze i intensywniejsze. Możesz na tym ucierpieć Ty a może nawet i otoczenie.
- Pfff, ryzyko zawodowe chłopie. Z resztą Yougan też nie jest człowiekiem nie? A jej dzieciak to półdemon? Nie… Hollow? Już nie pamiętam co powiedzieli. Nieważne. Jak się boisz to możemy polecieć na pustynię. Tam nic nie żyje. Szkód nie będzie - dziewczyna nie odpuszczała.
Eldar zastanowił się, nie chciał zakłócać spokoju martwych tak błahą sprawą. Propozycja dziewczyny była kusząca. Mimo treningu emocje były w nim silne a bez kamienia duszy, który by go ostrzegał, mogły w przyszłości okazać się niebezpieczne. Dziewczyna zdawała się wiedzieć co robić, a w najgorszym wypadku mógł przerwać grę.
-Dobrze- stwierdził w końcu- możemy zrobić to tutaj jeśli jesteś pewna swoich umiejętności. Jednak uważam, że wpierw powinnaś wytrzeźwieć.
- Ale ja się dobrze czuję..! - zaprotestowała Jenny. - A z resztą. Chciałam raczej nas poza miasto zabrać. Tak aby nie zwracać na siebie uwagi za bardzo. To może być duże. Oraz głośne.
Prorok wstał i przyjrzał się dziewczynie. Nie znał się na wpływie alkoholu na ludzki organizm.
-No dobrze, ale przejdźmy traktem. Nie należę do fanów teleportacji.
- Jak wolisz. Aczkolwiek nie wiem jak zareaguję na te dziwne kręcące się cosie i wszystko dookoła.
-Zamkniesz oczy. Czy chcesz kogoś z nami zabrać?
- Wyniańczyłam półanioła teraz sobie poradzi - odparła dziewczyna wracając się po gitarę. Zarzuciła ją na ramię po czym wzięła eldara za rękę i zamknęła oczy.
- Prowadź.
Nie mając siły na tłumaczenie zasad działania wrót do Traktu, Anthrilien poprowadził dziewczynę przez część bazy ruchu oporu, aż do najbliższej odnogi świata labiryntu, gdzie otworzył portal. Chwilę marszu później dziewczyna nagle poczuła zmianę podłoża, gdy pojawili się na pustyni kilka kilometrów od miasta. Portal za nimi zamknął się, pozostawiając ich w ciemnościach nocy.
Jenny słysząc piasek pod butami otworzyła oczy. Piękna noc.
- Mam nadzieję, że wampiry dzisiaj akurat nie zrobią sobie nocnego patrolu. No ale! Usiądź sobie wygodnie, albo polewituj. Nie wiem co ci tam lepiej i możemy zaczynać.
-Wątpię by po dzisiejszych wydarzeniach mieli czas na przechadzki po pustyni- stwierdził prorok siadając po turecku. Położył kostur obok siebie i skinął głową dając znać o gotowości.
Jenny ustawiła się naprzeciwko eldara stając w rozkroku. Przerzuciła gitarę na przód i z zawadiackim uśmiechem zaczęła grać. Muzyka z początku była zwykła, przyjemna. Pomimo instrumentu melodia nie była agresywna. Pierwszym etapem było rytmiczne uderzanie w niską strunę. Oboje połączyli się zielonkawą pięciolinią. Za chwilę ta pięciolinia zmieniła się w jasnożółtą tubę. Wewnątrz zaczął płynąć kolorowy strumień emocji. Jenny pomimo upojenia była zaskoczona mnogością emocji, które eldar przeżywa na raz. Tylko prawdziwy wirtuoz muzyki byłby w stanie oddać to za jednym zamachem.
- Od czego chciałbyś zacząć? - zapytała chcąc ułatwić sobie robotę.
-Od nagromadzenia negatywnych - stwierdził po zastanowieniu- to wszystko co jest we mnie w tej chwili mogłoby choć na chwilę zniknąć.
- Jasne! Zamknij oczy, łatwiej ci będzie - powiedziała radośnie dziewczyna stwierdzając nietrzeźwo, że eldar ma same negatywne emocje. To było smutne. Dało się część łatwo naprawić. Pokrzepiająca melodia szybko rozprawiła się ze tęsknotą i niepewnością oraz wahaniem. Skoczniejsza melodia zdmuchnęła je jakby nigdy tam ich nie było. Jenny łatwo się grało. Podchmielona szybko poddawała się własnemu lekarstwu. Energia jaka pulsowała z muzyki dodała też energii eldarowi. Mógł wyraźnie poczuć jak dźwięki pulsują w jego ciele pobudzając nieco do działania. Schody zaczęły się robić kiedy długotrwałe emocje wypłynęły na wierzch. Nagle w melodii było za mało energii. Choć piosenkarka poczuła jak zaczyna ją przerażać, że jest absolutnie sama na rozległej pustyni z wielkim otwartym niebem nad nią. Nie! Nie mogła się temu poddać! To było przytłaczające, ale miała i przeciw temu technikę. Tę, której nauczyła się dzięki Yougan. Płomienna determinacja. Napływający strach i melancholia zaczęły przegrywać kiedy w sercu rozgorzeje pewność. Te emocje długo zalegały w sercu, pozbycie się ich zupełnie potrzebowało więcej czasu niż pojedyncze spotkanie. Nietykalna skorupa została jednak nadkruszona.
Gdy już się wydawało Jenny, że przytłaczające ją emocje zaczynają być znośne uderzyła złość. Ukryta pod innymi kotłowała się, kiedy zapora z innych emocji została osłabiona wyłoniła się i bezwzględnie zawładnęła dziewczyną. Piosenkarka tego się nie spodziewała. Ta siła i ilość. Jej umysł został zawładnięty i nim się spostrzegła zamiast ją zwalczać nakręcała się. Anthrilien mógł usłyszeć jak melodia staje się agresywniejsza, jednak złość dalej z niego ulatywała. Nagła zmiana melodii utwierdziła proroka w przekonaniu, że coś poszło nie tak. Z trudem wstał, ale nie był w stanie przerwać procesu bez użycia mocy, które mogły pogorszyć sytuację. Spirala wściekłości potęgowała z każdym momentem jak Jenny grała. Zdawało jej się, że jednocześnie wyżywa się na strunach i słysząc własną melodie nakręca się jeszcze bardziej. Podświadomie zaczęła zbierać elektryczność wokół siebie. Podobnie jak melodia nabierała napięcia. Ładunek zrobił się tak duży, że łuki elektryczności zaczęły przemykać po ciele Jenny. Coś jednak było nie tak. Gniew eldara wpłynął na peluneum. Iskra negatywnej energii przemknęła po całym ciele i gitarze.
“Myślisz że to wytrzymasz?” - głos zabrzmiał w jej głowie. Włosy momentalnie zmieniły barwę na czarną.
“Zginiesz” - Słowo przeszło niczym dreszcz po całym ciele.
To był krótki moment w którym Jenny się ocknęła. Spięła swoje mięśnie i pognała za najbliższą wydmę. Technika została przerwana i dopływ gniewu został przerwany. Piosenkarka uderzyła w struny z krzykiem na ustach, który był połączeniem wściekłości i bólu.Potężna błyskawica wyleciała z gryfu. Jej kolor nie był biały jak powinien. Czarna z fioletowym blaskiem pomknęła uderzając w piasek w potężnym wybuchu. Fala uderzeniowa przewróciła dziewczynę na plecy. Leżąc na wydmie zobaczyła co zrobiła. Coś na wzór szklanego kwiatu stało kilkanaście metrów dalej. Były to tak naprawdę szpicle zeszklonego piasku jaki powstał podczas wyładowania.
Anthrilien dogonił ją po chwili. Negatywne emocje na chwilę go opuściły, czuł się częściowo pusty.
-Nic ci nie jest?- zapytał patrząc na szklany kwiat.
Włosy zaczęły powracać do ich naturalnej bieli. W całym zamieszaniu i ku nieświadomości dziewczęcia... jej włosy przez krótki moment lśniły takim samym fioletem co błyskawica przez nią wytworzona.
Dziewczyna dyszała ciężko. Spojrzała na eldara ledwo poruszając oczami.
- Bolą mnie dłonie… i całe ciało - sapnęła.
-Wracajmy do kryjówki- powiedział gdy pomagał dziewczynie wstać- zasłużyliśmy na odpoczynek, a i nie chcemy się natknąć na żadnego z nocnych pustynnych drapieżników.
Jenny z trudem dźwignęła się na nogi. Zerknęła na swoje dłonie. Były nieco poparzone. Nic czego melodią nie mogłaby zaleczyć. Nie mając jakiejś wewnętrznej siły aby iść pozwoliła aby eldar ją za sobą ciągnął.
Z racji na różnicę wzrostu nie było to najwygodniejsze rozwiązanie, tym bardziej że prorok też był zmęczony. Używając odrobiny mocy, sprawił że dziewczyna uniosła się parę centymetrów nad ziemie i lewitowała za nim. Kawałek dalej otworzył przejście do Pajęczego Traktu.
Dziewczyna zamachała bezradnie kończynami w powietrzu. Nie zaprotestowała jednak. Przytuliła się do swojej gitary i zamknęła oczy po wejściu do traktu. Teraz nawet nie wiedziała ile kroków zrobi nie dotykając nawet ziemi stopami. Po pewnym czasie w końcu się odezwała.
- Czy… czy pomogłam?
- Myślę że tak. Nie wiem jak długo potrwa ten stan błogości, ale jest to miła odmiana- stwierdził, chodź jego ton niespecjalnie się zmienił.
- Dlaczego w tobie aż tyle gniewu? - Jenny otworzyła oczy aby spojrzeć na eldara.
-Aż? Te emocje nie należały do specjalnie intensywnych. Gniew jednak mogę wyładować tylko w trakcie walki, dlatego poza nią pozostaje we mnie.
- Dlaczego tylko podczas walki? Jest tyle sposobów aby pozbyć się gniewu… - dziewczyna nie rozumiała. - Skąd go u ciebie tyle? To wina tego co przeżyłeś? To ludzie tak cię skrzywdzili?
-Dla człowieka owszem. Mimo że wyglądamy względnie podobnie, to mój umysł działa w zupełnie inny sposób. Nie potrafię wyjaśnić różnicy w tym języku. Mówiąc krótko nie mogę pozwolić ponieść się emocją, ani od tak się wyładować. Powody zaś wolałbym pozostawić dla siebie.
Jenny ściągnęłą brwi. Faktycznie nie rozumiała. Nie była jednak pewna czy dlatego, że jest człowiekiem czy zwyczajnie nie chce wytłumaczyć.
- Cóż, nawet jeśli tak mówisz wydaje mi się, że gdybyś pozwolił sobie na odczuwanie innych emocji to byłoby ci łatwiej zwalczyć te co masz. Cieszysz ty się czasami z czegoś?
-Odczuwam pozytywne emocje, jeśli o to pytasz, ale nie oznacza to mogę im się oddać.
- Co to za brednie? To śmiać się ci nie wolno? Zatańczyć do muzyki? Wiesz to przez takie rzeczy negatywne emocje budują się w środku. Jest ich więcej i więcej i więcej! Ani nie pozwalasz sobie na dobre ani nie wyrzucasz złych. A potem masz. Wiesz gdybyś tak robił od początku to może nie uzbierałoby się tego do tak niebezpiecznych poziomów! - dziewczyna zamachała rękoma i nogami chcąc się uwolnić z niewidzialnej siły jaka ją trzymała. Mogło się wydawać, że alkohol dalej przemawia przez nią, lecz Jenny już wytrzeźwiała. Za to czuła gniew.
Dziewczyna przesunęła się w powietrzu, lewitując teraz twarzą, metr do idącego eldara.
-Nie oceniaj mnie swoją miarą- mruknął marszcząc lekko brwi- mam też pozytywne emocje, choć niekoniecznie w ostatnim czasie. Równowaga jest ważna, ale nie mogę sobie pozwolić na coś co dla ciebie jest normą.
- Ooo… jak dla mnie nie wygląda abyś pozwalał sobie na cokolwiek! - wycedziła dziewczyna czując, że gniew rośnie. Nie do końca wiedziała skąd on w ogóle się bierze.
Anthrilien czuł rosnącą irytację, jakby rozmawiał z rozkapryszonym dzieciakiem. Odetchnął głębiej przywracając kontrolę. Spojrzał na dziewczynę, która zdawała się nigdy nie tracić energii.
- Nadrabiasz za nas oboje. Równowaga w przyrodzie zachowana- odpowiedział nieco sarkastycznie, ale spokojnym tonem.
Twarz Jenny wykrzywił grymas wściekłości. Aż zgrzytnęła zębami i zadrżała zaciskając pięści do pobielenia knykci. Punkt krytyczny właśnie został osiągnięty. Dziewczyna wydała z siebie wrzask. Fala dźwiękowa poleciała w twarz eldara.
Chmura kurzu zasłoniła jej wzrok, a echo niosło się kilometrami. Usłyszała ruch, ale nawet po mimo bycia zablokowanej w powietrzu nie zdążyła by zareagować. Poczuła dość mocne uderzenie w punkt nacisku z boku szyi, a potem świat pociemniał.
Anthrilien stał przed wiszącą nieprzytomnie dziewczyną. Kurz kłębił się w okół niego, ale nie zbliżał, pokazując zarysy tarczy. Zachowanie dziewczyny zaskoczyło, ale i rozdrażniło proroka. Pamiętał jednak że według wizji miała okazać się dla niego przydatna, co już z resztą udowodniła. Ruszył dalej, a Jenny polewitowała za nim, aż do punktu w którym opuścili Pajęczy Trakt.
Jakież było zdziwienie niektórych kiedy zobaczyli jak eldar wraca z nieprzytomną Jenny. Zabawa ciągle trwała mimo pewnego czasu jaki minął. Przed eldarem stanął Susanoo. Jego mina była tylko trochę zmieniona od tego jak zwykle wygląda. Ale teraz wyglądał na niezadowolonego.
-Za chwilę wytłumaczę-zaczął prorok widząc spojrzenie rogacza- połóżmy ją najpierw. Nic jej nie będzie.
Kawałek dalej, znaleźli wolny mebel przypominający sofę. Położyli tam dziewczynę i usiedli na krzesłach obok.
Cisza sie przeciągała. Eldar odezzwał się pierwszy.
-Dziewczyna chciała mi pomóc. Udaliśmy się Traktem na pustynie, tam zaczęła grać, przekładając moje emocje na muzykę. Wydaje mi sie, że gdy dotarła do mocniejszych emocji straciła kontrolę i uwolniła energię pod postacią błyskawicy. Chwilę później wracaliśmy do was. Doszło do wymiany zdań, ale było w niej coś nie tak. Nie mam pewności, ale wydaje mi się że część mojego gniewu została w niej. Zaatakowała falą dźwięku, uznałem że pozbawienie jej przytomności to najlepsza opcja by nikomu nie stała się krzywda.
Po chwili rogacz wydał z siebie głębokie westchnięcie.
- Rozumiem. To bardzo w jej stylu. Cóż zawsze mogło dojść do powtórki z platformy. Jeden zburzony budynek i poranek z dwoma facetami w łóżku. Tylko wtedy dużo więcej wypiła.
- Alkohol, zawsze daje ludziom głupie pomysły. - przytaknął Lucil mijając ich w objęciu jakiejś cycatej kobiety.
- Emocje... Co? Obawiam się, że to jej... Nie tego nie mogę być pewnym. Nie dopóki nie spotkamy się z Tantago. Prosił bym, byś ograniczył Takie jej pomysły.
-Nie planuję powtórki, to zbyt niebezpieczne- stwierdził prorok- Liczę że nic jej nie będzie. Jeśli pozwolisz, udam się na spoczynek. Szczerze mówiąc nie spałem od kilku dni. Przyjdę jak się obudzi.
- Spokojnego snu. - życzył mędrzec odgarniając włosy z twarzy dziewczęcia.
 
Asderuki jest offline  
Stary 02-11-2016, 18:48   #56
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Erven, niedaleko kryjówki Konklawy Cieni

Droga nie była długa, a miejsce zachwycające. Ot dolina wśród wysokich wzgórz która nosiła ślady dawnej bytności człowieka. Resztki ruin kamiennych budowli i ich fundamenty na obrzeżach z wyschniętą studnią pośrodku dawnego brukowanego placu. Teraz było nic więcej niż zgliszcza i widoczne ubytki tu i tam pośród martwej zieleni.
- Uroczo... - skwitowała Kara. - Zaczynaj. - dodała siadając na jednym z kamieni.
Erven stanął pewnie na obu nogach i wznosząc lekko ręce zaczął inkantować zaklęcie zbierając energię przed nim i przenosząc je na ziemię parę metrów między nim, a Karą, by otworzyć tymczasowy portal przez który mógłby przyzwać demony. Teorię miał opanowaną. Wszak baza opierała się na znanych jemu fragmentach. Jedyna trudność leżała w selekcji.
Selekcja tak jak magia przyzywania opierała się na pewnych kryteriach które się podawało. Oczywiście istniała dowolność ich interpretacji i ograniczenie ich skomplikowania oraz sprzeczności. Zbyt skomplikowane lub sprzeczne cechy zwykle skutkowały niepowodzeniem kompletnym, rzadziej pojawiało się coś specjalnego lub pomniejszego.
O ile w przypadku demonów które już znał i miał wprawę w przywoływaniu i kontroli ofiara wiążąca nie była wymagana, tak w przypadku demonów wyższych, nawet tych mniejszych, bywała konieczna. Szczęśliwie Erven posiadał dość krwi zdobycznej. Drobnym pędzelkiem namalował na wnętrzu swojej dłoni pradawną runę przywoływania krwią demona. Skupił następnie moc na niej i przeniósł efekt na podłogę. Najtrudniej zawsze było zacząć, lecz wraz ze zrozumieniem natury magii te zabiegi stają się zbyteczne i wystarcza już sama ofiara bez medium pośredniego.
Pierwszym przyzwanym okazał się być demon bojowy - Kerrakota

Mogło by się wydawać że to twór nekromanci, ale nic bardziej mylnego. Ten rodzaj demona powstawał przez domieszkowanie duszy ludzkich i smoczych. Dość potężny, lecz nie należący do tych wyższych demonów. Jego kontrola wymagała chwili wysiłku, ale później był stosunkowo łatwy w obsłudze.
- Fiu. Całkiem ładniutki - mruknęła Kara podpierając brodę. - Kilka takich i masz sporą siłę w powietrzu.
- Tak… - mruknął Erven - Jednak nadal to nie to czego szukam. Chcesz go czy idziemy dalej?
- Next please! - uniosła palec w komicznym geście.
Erven gestem dłoni odesłał demona. Widocznie krew demonów nie była najbardziej pożądanym medium. Potrzeba była silniejsza krew… Podwinął rękaw i niewidocznym ostrzem zrobił nacięcie na przedramieniu. Cienka stróżka krwi popłynęła kiedy skandował zaklęcie, by przestać płynąć po chwili pod wpływem wewnętrznej mocy.
Kolejny demon okazał się być inteligentną istotą.

- Ou. Cużem to za okazja, żem mnie śmiertelnik przywołał. - zapytała łamanym wspólnym z domieszkami demonicznego.
Erven wyczuwał, że kontrola nad tymi inteligentnymi wymaga nie tyle siły i magii co własnego sposobu kontaktu z nimi.
- Wielka. - odpowiedział nekromanta - Jestem na etapie poznawania nowych sojuszników i zdaje mi się właśnie znalazłem tą której szukałem.
- Życie twe w stosunku pochłonę, lecz nie odmówię... - odparła ze złowieszczym uśmiechem
- Echem!!!! - kaszlnęła Kara - Może zostawić was samych?
- Jesteś zainteresowana? - zapytał Erven Karę z lekkim uśmiechem tak, że nie było pewne co sugerował… przejęcie, czy… no właśnie?
- Nie i ... nie. Hyf. - <foh>
- Cużem z tą kobietą. Czyżeś ty nie demon jakiem ja. Życie ty zabrać jego powinna jeślim sam oferuje.
- Neo-uene [demoniczny. nowa generacja] - machnęła dłonią w stronę demonicy.
- Dziecię, strych zwyczajów odwykło.
Krzywy uśmiech zadowolenia pojawił się na twarzy Ervena. Tyle wiedzy, tyle informacji… za nic.
- Nie przepadam, za stwierdzeniem człowiek. - odpowiedział w demonicznym - Choć przydaje się wśród owiec. Wśród wilków jestem Posiadaczem.
- Posiadacz. Wielcem ciekawe, alem nici z pozbawiania życia. Jam Hyfra, Pani pożądania i.. - pogładziła dłonią po bacie przywiązanym do pasa - ... bólu. Wyciągam z potępionych to co skrywają....
- Dobra. Next! Tej pani już dziękujemy.
- Hyh. Niemiła ta młodzież.- dotknęła palcem podbródka Ervena by wyrównać ich linię wzroku.
A trzeba zauważyć że była od niego wyższa o głowę.
-... spotkajmy się w bardziej rzeczowej sprawie.
- Kiedy nadejdzie czas, będę pamiętał. - odpowiedział Erven po czym gestem dłoni odwołał demonicę, a kiedy ta opóściła ten wymiar przestrzeni spojrzał na Karę.
- Nie chciałaś jej przejąć?
- Serio? Sado-maso... - spojrzała na niego z wyrzutem. - to nic trudnego - dodała pod nosem.
Erven uśmiechnął się wiedząco. Po czym zapytał.
- To jak? Jeszcze jedna próba?
- Może pokażesz teraz na co cię stać. - przytaknęła
- Zatem miejmy nadzieję, że będzie to coś co byś chciała przejąć. Jakieś konkretne pragnienia? - zapytał demonolog kalkulując całą wiedzę którą zdobył i obmyślając metodę jak ją wykorzystać w pełni.
- Zrób to z rozmachem. Może coś z tego wyjdzie. Dobrze jakby potrafiło latać. Toksyczna pani i Magnus tego nie potrafią, a Hohoro to raczej słaby demon. Przydało by mi się coś większego.
- Jak z rozmachem to z rozmachem, ale nie obiecuję, że będzie latać. - powiedział demonolog - Zbieraj siły, przydadzą się.
Po tych słowach dobył miecza i nakreślił septagram na podłożu, oznaczając każdy z siedmiu czubków gwiazdy symbolami w pradawnym. Następnie sięgnął po słoik z krwią i wypełnił kontury dzieła juchą. Srebrnym sztyletem inkantując naciął wnętrze lewej dłoni i pozwolił by krew spłynęła na septagram. Kryteria były proste. Miał być to demon silny i latający, prawdopodobnie klasy pomniejszego demona wyższego, lub pomiędzy tą klasą a demonami wyższymi. Czyli nadal w zakresie tego co starał się osiągnąć Erven.
Najwidoczniej coś poszło nie tak. Krew wypływająca z rany zaczęła wylatywać szybciej, a otoczenie kręgu zaczęło obumierać.
Portal otworzył się równie nagle. Z kręgu wydostało się coś na wzór macki, potem jeszcze 3. Aż wreszcie krąg zaczął się rozrywać. Demon zaczął wydostawać się z pod ziemi. Widocznie, on sam także chciał się wydostać, więc z drugiej strony poszukiwał wyjścia. Nie było wyjścia. Erven musiał się wycofać kilka metrów, demon okazał się większy niż zakładano.

Dwu nożny, cztero skrzydły i ślepy, O prawie 9 metrach długości i co najmniej 4 metrach wzrostu.
- To żeś zaszalał. Celekraon - zmora przestworzy.
Demon rozłożył skrzydła szykujac się do lotu.
- Demon form - Hohoro

- Lepiej się pośpiesz, albo go odsyłam - mruknął Erven i rzucił proste ale silne zaklęcie eterycznych więzów by przytrzymać demona do ziemi powoli się wycofując, by stanąc w bezruchu odrobinę dalej.
Więzy pękły praktycznie natychmiast. Widocznie ten demon nie podległa kontroli ervena i był silniejszy niż mozna by zakąłdać.
- E grnkren! [dem. Twórz]
Koto-podobny demon otworzył się zasysając przestrzeń włącznie z ervenem.
Przestrzeń w której się znaleźli wyglądała identycznie do rzeczywistości z tym że miała odwrócone kolory.
- Pobaw się z nim. - Orzekła Kara w demonicznej postaci. - Magia przejęcia zajmuje trochę czasu. A z Tej przestrzeni raczej tak szybko nie ucieknie.
Erven szybko rzucił na siebie Tarczę i zaczął okrążać demona rzucając czary osłabiające i degenerujące.
Demoniczne przejęcie wyglądało nieszczególnie widowiskowo. Po dłuższym bieganiu skakaniu i nawet lataniu na grzbiecie demona przez ervena, Kara skończyła przygotowania.
Przybrała formę Arcywidma Magnus i oplotła demona magią wiążącą, tą samą którą Erven zdążył już zastosować.
Następnie wróciła do swej ludzkiej formy i wraz ze zgromadzoną mocą, zaczęła skandować zaklęcie. Język mieszał ze sobą pradawny, demoniczny i nuty elfickiego. Potem uwolniła całą zgromadzoną moc w... pocałunku.
Obraz demona zaczął się rozmywać, a potem został jakby zasysany przez ciało dziewczęcia. Trwało to dość długo, co najmniej kilkanaście minut. Nie wiadomo czy przez typ demona czy przez inne nieznane czynniki.
- Ou. To był dobry połów. - stwierdziła gładząc swój brzuch.
- Dobry demon praktycznie za nic. Mam nadzieję, że się podobało. - odpowiedział z zadziornym uśmiechem demonolog.
- Od biedy może być. - mruknęła z ukrywanym uśmiechem. Podobał się jej i Erven o tym wiedział. Choć zapewne nie zaimponuje jej już żadnym innym... mocy magicznej zostało mo co najwyżej na czarta, lub coś pospolitego.
- Postaraj się nie myśleć o mnie kiedy będziesz przybierać tą formę.. - powiedział utrzymując swój zadziorny uśmiech Erven.
- No nie wiem, nie wiem. Twoje rodeo było naprawdę zabawnym widokiem.
- Jestem człowiekiem wielu talentów - odpowiedział lekko wzruszając ramionami - Potrafię wiele zabawnych i pożytecznych rzeczy…
Erven wiedział, że na tej małej wymianie można wiele zyskać. Nie ustawał więc w swoich próbach “urabiania” Kary i wyciągania informacji. Wiedza była władzą, a jego “prezent” został mile odebrany. Nic tylko czekać, aż w Ulu poniesie się wieść, że czarnoksiężnik jest potężniejszy, a o to przecież chodziło. Sam fakt, że wypłynie to z ust Kary był dodatkowym atutem. W końcu miała swojego rodzaju renomę w Konklawie. Nie mniej, również Erven zasiewał ziarna myśli w umyśle Kary o tym, że jest nie tylko potężnym czarodziejem, ale i potencjalnym “partnerem biznesowym”... cokolwiek to miało znaczyć.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline  
Stary 04-11-2016, 13:28   #57
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Echo i Erven / Teren, Stolica
Jakiś czas później...
Erven wraz z Karą uznali, że czas dzisiejszego treningu dobiegł końca.
Polowanie było znośne, jak uznała Kara. Ervenowi dane było poznać inteligentnego demona, którego o dziwo może przyzwać i... “porozmawiać”.
Już mieli się zbierać, do powrotu, gdy niebo pojaśniało. Kula ognia spadała ku nim. Meteoryt. Świecił rażąco białym światłem. Im bliżej był ziemi jednak kolejne kawałki światła jakby odpadały niknąc w powietrzu.
Pod wpływem fluktuacji powierza zboczył z kursu i rozbił się nieopodal, za wzniesieniem.
To co mogło zastanawiać, to brak fali uderzeniowej. Ale te myśli praktycznie zostały natychmiast rozwiane dziwnym dreszczem przebiegającym przez ciała czarnych magów. Czyżby to był strach?
- O ładny popis. Co przyzwałeś? - zapytała Kara z oczami pełnymi nadziei.
- To nie ja i mi się to nie podoba. - odpowiedział ponuro Erven po czym dodał radośniej - Zajmę się tym. Jeśli nie wrócę, to u mnie na stoliku jest paczka. Częstuj się.
- Hyh. - wzruszyła ramionami. - Dobrze było zabić trochę czasu.
- Jak będę miał chwilę, to z radością się odezwę. - powiedział mag po czym puścił jej oczko. - Do tego czasu postaraj się nie dać rutynie.
Po tych słowach ruszył na szczyt wzgórza dobywając różdżkę… Nie wiedział co się stało, ale to na pewno nie był meteoryt.
Wyłaniając się zza wzniesienia Erven mógł zobaczyć wyraźne wgłębienie w ziemi. Krater wypalonej ziemi, poczerniałej od ognia. Po środku tego leżało coś. Czarne jak ziemia i nieruchome. Z daleka mogło faktycznie przypominać dziwny meteoryt - kamień. Poruszyło się jednak wraz z trzaskiem jakby coś pękało. Czerń okazała się tylko skorupą, która właśnie odpadała. Pierwsze wyrwało się skrzydło z głuchym hukiem. Pióra miało ciemne - kolory nocnego nieba, oraz czerwone lotki. Gruchnęło po raz kolejny kiedy zaczęło podnosić się cielsko. Odpadająca czerń odsłoniła jasnobrunatne futro które rosło na ewidentnie lwim tłowiu. Otrząsając się z resztek istota podniosła w końcu głowę ukazując ludzką, a wręcz kobiecą, twarz.
***
Anielica stęknęła czując ból. Upadek nie był przyjemny a i odczucie bólu dawno było jej zapomniane. Z niewielką degustacją na twarzy poczuła dotyk ziemi pod swoimi łapami. Tego nie znała. Odrzuciła jednak uczucie jakim darzyły inne anioły ziemię. To był jeden z powodów czemu w ogóle podjęła się takiego kroku. Otrząsnęła się jeszcze raz i rozprostowała skrzydła.
***
Istota nie zauważyła jeszcze Ervena. Właśnie rozłorzyła swoje skrzydła ukazując, że ich spód jest wyściełany złotymi piórami, które emanowały delikatnym światłem. Nie zdawało się aby to był demon, szczególnie, że wokół kobiecej głowy jarzyła się delikatna świetlista aureola. Anielica nagle odwróciła się do mężczyzny, a w jej złotych oczach namalowało się zdumienie. Teraz też Erven mógł dostrzec, że nie tylko głowa była ludzka ale i część torsu.
Erven przyglądał się całemu zajściu mierząc do postaci z różdżki. Stał stoicko, obserwując i oceniając. To można było odczytać z jego oczu. Twarz jednak była pusta, obojętna.
Kiedy “kobieta” spojrzała na niego delikatny uśmiech pojawił się w kąciku jego ust i padły słowa lekko rozbawione.
- Gdyby wiatr nie zawiał mocniej, byłbym w miejscu tego krateru… jakiś konkretny powód nastawać na moje życie?
- Witajcie człowieku! Nie nastawałam na twoje życie. Ani czyjekolwiek. Błędnie założyłeś. Ale nie dziwię się. Nie przychodzę jednak czynić krzywdy twojej rasie. Przybyłam wam pomóc!
- Zabawne. - stwiedził obojętnie mężczyzna. - Z chęcią wysłucham o tej pomocy i o Twojej rasie nim podejmę decyzje co z Tobą zrobić.
- Ale po co? Nic ze mną robić nie musisz, sama sobie poradzę. Aczkolwiek przydały by mi się wskazówki, gdzie znajdę jakiegoś waszego władcę. Przybyłam pomóc z nadciągającą armią demonów! - Echo stanęła dumnie na swoich czterech łapach. - Jako przedstawiciel anielskiej rasy zapewniam cię, że nie musisz obawiać się ode mnie przykrości.
- Zatem będziesz zadowolona wiedzieć, że doniesiono ludziom o tym, że zbliża się wojna i zostały podjęte przygotowania do niej. - odpowiedział beznamiętnie mag ciągle mierząc w anielicę - Jednak dostanie się do królewny może być problematyczne. Prędzej, może uda mi się skontaktować Ciebie nieznajomo z Generałem. To jest, oczywiście, jeśli mówisz prawdę.
- Jestem aniołem, ja nie kłamię. Nigdy. No trudno sama odnajdę królewnę - Echo spojrzała w niebo i ugięła nogi rozkładając jednocześnie skrzydła. Jednym potężnym uderzeniem wzbiła się w powietrze.
Mag się zaśmiał. Doniośle. Jeśli takie były anioły to rzeczywiście mieli “szansę” z drugiej strony, jej zapał był jak ogień. Ciekawostką było tylko jak zareaguje na odmowę audiencji u królewny?
- Jak chcesz. - powiedział głośno. - Tylko, że ze mną miałabyś większe szanse.
Po tych słowach udał się powolnym krokiem w drogę powrotną do stolicy. Nie mógł użyć Ikony w pobliżu praktycznie nikogo, więc nie miał innego wyjścia.
Echo spojrzała zaciekawiona. Zatrzepotała skrzydłami i skręciła tak aby wylądować tuż obok nieznanego jej człowieka. Teraz dopiero dało się zobaczyć wielkość anielicy. Sięgała głową spokojnie ponad głowę Ervena.
- Nie znam waszej kultury człowieku. Jeśli mógłbyś mi pomóc byłabym wdzięczna.- Z bliska nekromanta mógł tez przyjrzeć się dwóm wisiorkom na szyi anielicy. Jeden wyglądał jak płaski złoty medalion z wypukłym wizerunkiem zamkniętego oka, drugi to była ozdobna tuba.
- Erven Sharsth. - powiedział demonolog. Bycie nazywanym człowiekiem, mogło irytować, lub budzić rozbawienie. W tym przypadku zapewne jedno i drugie. - Miałabyś łatwiej, gdyby Twoja forma była ludzka, ale ta też powinna ujść. Czym dokładnie jesteś zainteresowana?
Anielica zrobiła skonsternowaną minę.
- Ja… khm chcę pomóc. Jestem naturalnym przeciwnikiem dla demonów. Mogę wesprzeć szeregi armii ludzkiej… Ervenie. Zwij mnie Echo.
- Echo zatem. - mag pokiwał głową akceptują fakt. - Jestem pewny, że generał znajdzie dla Ciebie miejsce. Myślę, że będzie zainteresowany pewnym atutem którego jeszcze mu nie przedstawiłem… w sumie, można zabić dwa ptaki jednym kamieniem. Nie mniej… co dokładnie chcesz wiedzieć o tym świecie? Choć może dokładniej, o Unii?
Echo znów zrobiła dziwną minę.
- Nie wiem. Moja decyzja o przybyciu tutaj była nieco w pośpiechu podjęta. Nie jestem dobrze przygotowana. Jak nie będę czegoś wiedzieć będę się pytać. O ile wyda mi się istotnie to wiedzieć. Teraz mam jedno pytanie. Musimy iść?
- Cóż, nie umiem latać, więc jestem zdany na nogi. - odpowiedział Erven - Nie martw się, szybko przyswoisz sobie ten świat. Jest prosty w swoim skomplikowaniu.
- Jeśli tylko twoje nogi są tutaj problemem, to mogę cię tam zabrać. Wolę latać. Z góry będziesz umiał poprowadzić?
- Bez większego problemu. Znam unię dość dobrze, choć są lepsi w tym ode mnie. - odpowiedział - Jesteś jednak pewna, że nie będzie to stanowić dla Ciebie problemu?
- Jesteś mały i chudy człowieku. Uniosę cię bez problemu - z tymi słowami anielica ugięła nogi aby człowiek mógł wejść na jej plecy.
Erven wzruszył ramionami na komentarz o jego posturze. Jak na człowieka był wysoki, widać anioły miały inną miarę. Po czym dosiadł anielicę.
- Pamiętaj tylko by lądować przed bramą, by nie siać paniki wśród straży. Są trochę na szpilkach, a tak będzie czas byś poznała miasto i przekonała się na własne oczy czym są ludzie.
“Te dobre, i te złe strony” dokończył w duchu Erven.
- Skoro tak uważasz - Echo podniosła się. - Lepiej złap się moich włosów.
Po tych słowach anielica się rozpędziła i zamachała skrzydłami. Potężne uderzenia uniosły ją i jej pasażera ponad ziemię. Unosili się coraz wyżej aż Echo uznała, że może lepiej wyżej się nie wznosić. Lecieli.
Erven z kolei tłumaczył Echo poszczególne punkty orientacyjne w terenie. Tam Donovan, tam rozstaje, tam ta charakterystyczna sterta głazów, czy to samotne drzewo. Prowadził ją tak dając namiary, aż w końcu na horyzoncie pojawiło się San Sarandinas.
- To nasz cel. Obniż lot, by z daleka mogli nas dostrzec. Nie chcemy zarobić strzałem z kuszy tylko dlatego bo ktoś spanikuje.
A zamieszanie było już widoczne przy bramie. W śród tłumu można było zauważyć kilka białych strojów.
Erven lekko się roześmiał.
- Wygląda na to, że ściągnęliśmy uwagę tych kogo chcieliśmy. Poznasz Białych Rycerzy, a przy odrobinie szczęścia i generała. - powiedział pogodnie - Lepiej trochę zwolnić i… żadnych gwałtownych ruchów, dobrze?
Ludność zdążyła uciec w popłochu. Pozostała jedynie lekko zlękniona straż i kilku białych rycerzy: Hiro, Illia i Ihasta.
Gdzieś za nimi majaczyły się postacie Agauna i Gramona.
- O Erven... ależ żeś nam stracha napędził. Konie ci się znudzi... anioł. - powitał go Stalowy jednak w mig się zatrzymał
- Anioł. - powtórzył Hiro. - Myślałem, że odeszły. - wyszeptał do Ili
- Dobre pytanie. - mruknęło dziewczę.
Wśród nich wszystkich tylko Ihasta zdawała się nie wiedzieć o niczym.
Agaun wystąpił przed szereg.
Echo zrobiła nieco zmartwioną minę widząc reakcję.
- Witajcie. Zwę się Echo. Przybyłam pomóc.
- Jak widzicie przybyłem z posiłkami - stwierdził radośnie Erven zeskakując z Echo. - Może porozmawiamy o tym w Koszarach?
- Nie widzę przeszkód by porozmawiać o tym tutaj. Nie chciał bym siać paniki w mieście, nim sam nie przekonam się o słuszności. Waszych racji.
- Czułem, że to powiesz. - stwierdził Erven - Może Echo brakuje wiedzy o naszym świecie, ale…
- Nie jestem jak moi bracia i siostry - weszła w słowo mężczyźnie. - Nie zamierzam robić tego co oni. Chce was chronić, a nie patrzeć bezczynnie na to co się dzieje. Proszę uwierzcie w moje intencje.
Anielica wysunęła jedna łapę do przodu aby pokłonić się przed strażnikami.
- Ludzie się was obawiają. Ten lęk został zakorzeniony dla ich własnego bezpieczeństwa. - powiedziała z odrobiną sympatii Ilia. - Nie zmienimy tego w jeden dzień, ale możemy być na nią otwarci. Jak to mawiają... wyjątek potwierdza regułę.
- Masz w sobie anielską krew, ale to co innego niż być aniołem. - Stwierdził Hiro. - Słyszałem wiele o starciach z aniołami. Nie było w nich nic co wskazywało by że powinniśmy jej ufać.
- Wierzę, że pamiętasz jeszcze Te starcia Gramonie. - rzekł Agaun - Co więc o tym myślisz?
- Chcesz pomóc... w walce z Demonicznymi zastępami. A gdy wojna dobiegnie końca?
Echo podniosła się szukając odpowiedzi.
- Nie wiem… Jeśli zechcecie abym odeszła, odejdę. Ja… nie wrócę już do swoich.
- Heh. Anioł po naszej stronie, to potężny sprzymierzeniec Agaunie.
- Ale nie możemy jej puścić samopas. Ervenie, zaopiekujesz się naszym gościem. Dopóki nie znajdziemy jej kogoś na stałe.
Erven spojrzał na Generała, to na Stalowego, to jeszcze raz na Generała, aż w końcu wzruszył ramionami.
- Skora to ja znalazłem i rekrutowałem, to chyba sprawiedliwe, że i ja muszę się zająć. Dobrze więc.
Po tych słowach lekki uśmiech i błysk w oku pojawił się na jego twarzy.
- Powiedz mi proszę Echo… jakby było więcej aniołów które brałyby udział w konflikcie z demonami, ale obróciliby się przeciwko ludziom po nim, to czy stanęłabyś w obronie ludzi?
Echo westchnęła.
- Owszem. Obawiam się jednak, że wszystkie poważniejsze szkody wyrządzone byłyby już w samej walce. Moja rasa nie ma w zwyczaju zważać na otoczenie podczas walki ze złem. Jakby walka przeniosła się do miasta nic by z niego nie zostało. Lepiej aby do tego nie doszło.
- Obawiam się, że demonom też nie zależy na przetrwaniu rasy ludzkiej. - stwierdził Erven - Jednak skoro dałaś słowo, że staniesz po naszej stronie…
Tu Erven spojrzał na Generała i wydobył sztabę kryształu z torby wręczając mu ją.
- Uwięziony Archanioł. Zdaję w wasze ręce i miejmy nadzieję, że nie będzie potrzeby przyzywać tego miecza obusiecznego. Zdaję się na waszą mądrość i wyczucie Generale.
Echo zareagowała na słowa Ervena. Podeszła energicznie do kryształu spoglądając złotymi oczyma w jego wnętrze. Nic jednak nie zrobiła.
- Ty go złapałeś? - zapytała tylko.
- Nie jestem tak podły. - odpowiedział z uśmiechem Erven - Ja go tylko znalazłem.
Echo pokiwała i cofnęła się aby więcej nie alarmować rycerzy.
Archanioł to mało powiedziane. Osobnik wewnątrz kryształu zaginął dość dawno, a miał być już pasowany na Cherubina. Archanioł Barachiel.
Echo odwróciła spojrzenie kiedy kryształ został przekazany pomiędzy ludźmi.
- Nazywa się Barachiel… Według mojej wiedzy powinien być pasowany na Cherubina. Anioła o podobnej sile do mnie.
- To chyba właśnie poznaliśmy brakujący element. Zapytam potem Tallawen czy wie coś więcej na jego temat. - oświadczył Gramon.
- Nie mogę powiedzieć że ci ufam - Aniele. - zaczął Agaun - I moje nastawienie, nie łatwo się zmieni. Nie wyczuwam w tobie jednak ani krzty wrogości. Mogę więc pozwolić ci wejść do miasta. Podlegając pod pieczę Ervena, miej na uwadze także jego dobro. - Odwrócił się ku bramie miasta udał się przed siebie, zabierając ze sobą pozostałych.
Jedyną osobą która wciąż przy nich stała była Drakonia - Ihasta.
- Anioły to koty ze skrzydłami? - zapytała po całej rozmowie merdając ogonem. (Ihasta)
- A skądże. W takiej formie mi najwygodniej. Większość ma humanoidalną formę. Moja prawdziwa forma też jest bliższa ludzkiej. Niestety nie mogę ci jej pokazać… musiałabym użyć zwoju, który mam przy sobie a to wymagałoby poświęcenia czyjegoś albo mojego rdzenia magicznego. Gdybym oczywiście miała cały zwój - Echo uśmiechnęła się do kobiety. Uśmiech jednak nie był długi, ani promienisty.
- Lepiej dość szybko naucz się ludzkiej formy, bo nie wiem jak będziesz przyjmować posiłki bez pary rąk… - powiedział Erven - Poza tym, ludzka forma byłaby mniej alarmująca niż obecna, a ludzie to dość… trwożliwa rasa. Przynajmniej w większości.
Echo myślała chwilę.
- Nie potrafię się zmienić w człowieka. Nigdy nie potrzebowałam… ale może taka forma będzie mniej alarmująca.
Anielica zajaśniałą złotawym blaskiem a jej forma zaczęła się kurczyć. Po chwili obok ludzi stał dość pokaźnych rozmiarów orzeł. Nietypowe ubarwienie piór pozostało.
- Tak chyba będzie lepiej, nie? - zapytała a jej głos zdawał się być słyszalny choć zbrakło ust, które mogły by je wypowiedzieć.
- Na teraz ujdzie. Najwyżej ludzie pomyślą, że jesteś nietypowym chowańcem. - stwierdził Erven wzruszając ramionami. - Popracujemy nad ludzką formą… w swoim czasie. Teraz chodźmy coś zjeść. Pewnie jesteś głodna.
Ptaszysko spojrzało do góry z dziwnym wyrazem dzioba.
- Nie znam pojęcia głodu. Anioły zazwyczaj też nie sypiają. Ani się nie męczą tak łatwo.
- W takim razie nie wiesz co tracisz. - stwierdził nekromanta. - Chcesz zobaczyć coś konkretnego, czy od razu mam przydzielić Tobie jakieś zadanie? Jestem dość zajętym człowiekiem i myślę, że mogłabyś mi w czymś pomóc.
- Emm… a to nie ten w białym płaszczu miał mi dawać zadania podczas bitwy? - zapytała Echo. - W zasadzie mogłabym przeczekać aż do nadejścia armii jakbyś pokazał mi bezpieczne i bezkonfliktowe miejsce. No chyba, że przy swoich zadaniach miałoby ci się coś stać.
- Po pierwsze, jesteś pod moją pieczą i jestem za Ciebie odpowiedzilny, a o konflikt łatwo. Wybacz, jesteś skazana na mnie. - powiedział z uroczym uśmiechem - Dzisiaj będzie spokojnie, pomożesz mi i mojej podopiecznej, jutro ruszamy na łowy. “Śpisz” i mieszkasz z kolei w bezpiecznym miejscu czyli u mnie. Wątpię, by ktokolwiek w stolicy porwał się na moje domostwo. Jakieś pytania?
- Nie jestem pewna czy oboje rozumiemy tak samo pojęcie dobra. Ale nie będę się kłócić. Pomogę… choć gdybyś ładnie poprosił byłabym dużo bardziej do tego skora - odpowiedziała szczerze Echo.
- Myślę, że w przynajmniej jednym punkcie będziesz bardziej niż chętna do pomocy. - odpowiedział radośnie Erven, choć wprawne oko mogło zauważyć nieznaczną sztywność w zrelaksowanych ruchach, czy “cień” w oczach. Cokolwiek się działo, dobrze to ukrywał pod płaszczykiem radości i pogodności. Objawy jednak jak się pojawiły tak zniknęły. - Co do drugiego, jeśli byłabyś skora mi pomóc byłbym wdzięczny.
Anielica westchnęła. Z orlego pyska ciężko było jednak stwierdzić jakie emocje temu towarzyszyły.
- Prowadź Ervenie. Zobaczę co za zajęty z ciebie człowiek.
Mijali dolne miasto z jego placem i straganami, aż w końcu trafili do otwartej bramy prowadzącej do górnego miasta. Różnica między dolnym miastem, a górnym była widoczna gołym okiem. Było bogatsze, domy większe i okazalsze z czego wyróżniała się kopuła Świątyni Wiedzy i Zamek. Chwilę później stanęli przed czarno-zieloną rezydencją.
 
Asderuki jest offline  
Stary 04-11-2016, 13:28   #58
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
- Jesteśmy na miejscu. - powiedział Erven otwierając drzwi

Mogła dostrzec na palcach jego prawej dłoni 2 złote pierścienie wysadzane klejnotami...

...oraz złoty sygnet z symbolem czaszki zamkniętej w “zębatce” o 8 “zębach”, pierścieniu, rubinami na obrzeżach i czarnymi diamentami zamiast oczu. Chwilę później wchodząc do środka mówił
- Tu będziesz bezpieczna. To mój dom.
Sam hol był przepastny z drzwiami po bokach i schodami prowadzącymi na górne piętro. na półpiętrze między rozwidleniem schodów na boki widniał herb.

Cały wystrój był utrzymywany w kolorach czerni i jadowitej zieleni uzupełniany posrebrzanymi poręczami schodów i ozdobami w formie miniaturowych czaszek.
- Wygląda, na to, że Aula jeszcze nie wróciła… - mruknął Erven zdejmując czarny płaszcz z srebrnymi niciami i zdobieniami na mankietach i kołnierzu
- ...pomogłabyś mi w pewnym projekcie? Pośród wielu rzeczy jestem również wynalazcą.
- Hmmm… co dokładnie ode mnie oczekujesz? - orzeł po wejściu do środka z krótkim błysku zamienił się w pierwotną formę anielicy. Na jej twarzy była wyraźna konsternacja. Rozglądała się po domostwie aż usiadła na podłodze. Pomimo rozmiarów holu Echo i tak była przysadzista.
- Masz… bardzo specyficzne wyglądający dom… Nie taki jaki spodziewałabym się po człowieku o dobrej naturze.
- Dobro i zło to pojęcia względne. - odpowiedział Erven - A co oczekuję… nic wielkiego. Mam pewien projekt natury magicznej, ale brak mi stosownej wiedzy z zakresu magii światła. Jeślibyśmy połączyli nasze moce, jestem pewny, że osiągniemy sukces.
- Dobro i zło nie są względne. To ludzie szukają wymówek, a demony nieczęsto pomagają zatrzeć granice - odpowiedziała twardo Echo.
- Dla ludzi jest względne. Jak to mówi stare porzekadło “Czasami żeby być dobrym musisz być okrutnym”. Z drugiej strony, mordowanie wszelkich, umownych oznak zła w imię wyższego umownego dobra, nie jest aby złem? - zapytał czarnoksiężnik.
Echo przewróciła oczyma.
- To co mówisz nawet nie ma sensu. Jak mam ci odpowiedzieć na coś co samo w sobie brzmi jak stek bzdur?
- Ale to czysta, okrutna prawda. Anioły zniszczą wszelkie zło. Zło które jest złe w ich opinii. Ludzie są bardziej elastyczni. Czasami robią złe rzeczy by w ostatecznym rozrachunku uczynić dobro. Tak było w przypadku tego który zbratał się z demonami, by ich zdradzić i dostarczyć dowód ich inwazji ludziom, by ci mogli być gotowi na ich nadejście. Czynił zło, by czynić dobro. Więc był dobry, czy zły? Ja bym powiedział, że balansował na cienkiej linii odcieni szarości. Taki jest świat ludzi Echo. Nie mniej, nie więcej.
- Człowieku… mówisz do mnie jakbym nie wiedziała jaki jest świat ludzi. Był powód dla którego moja rasa odeszła. Te wasze wymówki i na siłę wmawianie sobie, że robiąc źle robicie dobrze. Moi bracia niszczą zło, ale ja wierzę, że ludzie mogą się poprawić. Zło zawsze będzie złem. Niezależnie od tłumaczeń. Czyniąc jedno zło nie stajesz się zły do szpiku kości. Plamisz jednak swoją duszę. Im więcej sobie wmawiasz tym bardziej upewniasz się w słuszności swoich działań. A one będą na ciebie wpływać i nim się spostrzeżesz zapomnisz czym w ogóle było dobro i o co chodzi. Tak działa świat i szukając wymówek tego nie zmienisz.
- Czasami by uratować wielu, trzeba poświęcenia jednostki. Mówisz tak jakbyśmy nie wiedzieli o karmie, a jednak zdajemy sobie sprawę z jej funkcjonowania. Nie mniej nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Co byłoby prawidłowe? Stać obojętnie patrząc jak demony rosną w siłę i nie podejmując żadnych kroków by ostrzec pozostałych, ale ratować swoją duszę, czy poświęcić część siebie by móc dać szanse światu przetrwać i przygotować się na wojnę wytrącając wrogowi z rąk element zasadzki?
Echo spojrzała z góry na Ervena.
- Lepszym pytaniem jest w jakich okolicznościach ten człowiek dowiedział się o inwazji. Musiał najpierw w ogóle zadawać z demonami. Gdyby się z nimi nie zadawał w pierwszym miejscu w ogóle by o tym nie wiedział. Dla ciebie pewnie to powód aby powiedzieć, że właśnie dobrze, że tam był. A ja ci odpowiem czyż nie przybyłam? I bez jego “poświęcenia” ludzie dostaliby informację o ataku demonów. Nie zawsze pokusa prowadzi do efektów, które nie mogły się wydarzyć bez niej.
- Czy to cech typowa dla aniołów? Osądzać bez znajomości faktów? Jeśli chcesz go poznać, będziesz musiała najpierw poznać mnie. Jednak wymagałbym tego, by to co się o nas dowiesz byś zatrzymała to dla siebie i tylko siebie. Co na to powiesz?
- Ervenie, ludzie mają wystarczająco umiejętności i sposobów aby bez poświęcania własnej duszy wyśledzić i dowiedzieć się tego czego chcą. Nie wiem czy mam ochotę poznawać tego nieszczęśnika pewnego swojej słuszności działań. Nie widzę powodu, póki nie będę wiedzieć że chociaż odrobinę żałuje swoich działań.
- Jestem pewny, że z chęcią by odpowiedział na Twoje pytania, jednak jak powiedziałem, póki nie dasz słowa pozostanie on dla ciebie nieznanym czynnikiem.
- Nie rozumiem po co w ogóle chcesz mi go przedstawiać. Co zmieni poznanie tej osoby? Uważasz, że ma jeszcze jakieś informacje, których innym nie powiedział? Chcesz skorzystać z mojej prawdomówności, aby coś czego nikt inny nie powinien wiedzieć nie wiedział? Wytłumacz mi proszę bo nie rozumiem twojego toku myśli.
- Czy to nie naturalne chronić swoich sojuszników i osoby bliskie, nawet jeśli oznacza to chronić ich przed nimi samymi?
- Chcesz abym pomogła uzdrowić jego duszę?
- Zdaje się, że znam go najlepiej ze wszystkich którzy go poznali. Warto spróbować, ale raczej nie będzie należało to do łatwych.
- Szczególnie dla niego. To on będzie musiał najwięcej zrobić. Ale dobrze, obiecuję że nikomu nie powiem. Wasza tajemnica będzie ze mną bezpieczna.
Erven pokiwał powoli głową akceptując jej słowa.
- Najpierw jednak chciałbym Twoją pomoc w opracowaniu jednego projektu. Nazwałem go roboczo “Kulą Słońca”. Pomożesz mi w tym zadaniu?
Anielica zaczęła się zastanawiać.
- Nie wiem czy mogę. Ja korzystam bezpośrednio z mocy słońca, którą magazynuję w swoim ciele. Wspominałeś o magii światła, a ja nie rzucam żadnych czarów.
Mężczyzna mruknął w zadumie.
- No to nici. Miałem też nadzieję, że być może byłabyś skora pomóc mojej podopiecznej w nauce, ale widzę, że raczej nie ma to sensu…
Wzruszył ramionami.
- Dzisiaj odpoczniemy. Jutro odwiedzimy Generała i udamy się na polowanie. Mam nadzieję, że Ci się spodoba.
Anielica wzruszyła ramionami dając znak, że nie ma zielonego pojęcia.
- To co z tym człowiekiem, o którym mówiłeś?
- Napijesz się czegoś? Czy anioły nie trawią żadnych posiłków i płynów?
- Nie wiem czy nie trawimy. Nie potrzebujemy… nigdy nie próbowałam ludzkiego jedzenia. Normalnie można powiedzieć, że żywię się energią słoneczną bo mi do tej pory wystarczała. Mogę spróbować.
- Kielich raczej nie nada się w tej sytuacji… eh… byłoby to o wiele łatwiejsze gdybyś miała ludzką formę.
Erven pokręcił zrezygnowanie głową na boki.
- Jakiś pomysł na naczynie którym mógłbym cię ugościć?
- Mogę spróbować z kielichem… ewentualnie szklanka - Echo postanowiła zignorować narzekania na swoją formę.
- Skoro tak mówisz. Proszę za mną. - powiedział czarnoksiężnik i udał się do swojej pracowni. Otworzył drzwi… w środku panował artystyczny chaos, ale dało się zauważyć dwa krzesła i stolik który był prawie pusty za wyjątkiem dwóch kielichów i półpustej butelki płynu. Wszędzie były jakieś dokumenty spisane w pradawnym. Tu i ówdzie leżały kryształy energetyczne, składniki alchemiczne. Jednak najbardziej uwagę przyciągało duże lustro pod ścianą przy stoliku.
Mężczyzna podszedł do butelki i nalał w obydwa kielichy słodkiego półtoraku o barwie bursztynu w srebrne naczynia i odsunął jedno krzesło by zrobić miejsce dla Echo. Sam usiadł przed lustrem i uśmiechnął się kącikiem ust po czym spojrzał na nią.
Echo zrobiła kwaśną minę widząc bałagan. Jak się szybko okazało nie była zdegustowana wyglądem. Idąc nie było momentu aby przysadzista anielica nie potrąciła łapą kryształu, skrzydłem o mało nie zrzuciła butelki, a machnięciem ogona poruszyła kartki. Jak prawdziwy słoń w przysłowiowym składzie porcelany.
- Przepraszam - powiedziała zdawkowo po prostu siadając obok stolika.
- Nie szkodzi. - odpowiedział lekką ręką Erven. - Tutaj możemy rozmawiać w miarę swobodnie. To miejsce jest bardziej chronione od pozostałej części rezydencji. W końcu to moje sanctum.
Uniósł kielich lekko ku górze i powiedział z uśmiechem.
- Twoje zdrowie.
- Twoje zdrowie - powtórzyła Echo przekonana, że to swego rodzaju pozdrowienie. Zaraz potem rozpoczął się intrygujący cyrk. Mianowicie anielica usiadła mocniej na tylnych łapach i uniosła przednie. Jako, że były sporych rozmiarów idealnie dopasowały się do zakrzywień kielicha. Następnie zaczęła je podnosić do góry do swojej twarzy na samym końcu odchyliła je tak aby kielich wylał nieco swojej zawartości do ust anielicy. Po pierwszym zasmakowaniu przez moment anielica wypiła więcej niemal duszkiem i nagle się powstrzymała odstawiając kielich na stół.
- Dziwny smak. Ale dobry.
- Miód pitny. - powiedział Erven po czym upił trunku ze swojego kielicha i dolał Echo - Nie jesteś wprawiona, więc dwa kielichy powinny wystarczyć, nie więcej. Tak więc pytaj co Ci leży na sercu.
- Mi? Jak to? - Echo zdziwiła się bardzo. A pić nie zamierzała dużo. Wszak to złe się opijać i objadać.
- Przy większych dawkach uderza do głowy. - odpowiedział białowłosy - A miód ma to do tego, że działa z opóźnieniem.
- Chodziło mi to tym leżeniu na sercu. Czemu co “mi” leży na sercu, miałeś opowiedzieć o tym człowieku.
Erven pokiwał głową.
- Zatem od tego chcesz zacząć. - po tych słowach spojrzał w lustro i uśmiechnął się ze skinieniem głową do swojego odbicia po czym uniósł kielich w geście niemego toastu i upił z niego. Kiedy obrócił się do Echo w jego oczach tliły się delikatne ogniki rozbawienia, a on bawił się kielichem tocząc niewielkie kółka. Wyglądał na całkowicie zrelaksowanego i pewnego siebie.
- Oto jestem. Co chcesz o mnie wiedzieć? Wiedz, że więcej dowiesz się z czasem.
- Biedny człowieku - szepnęła anielica kręcąc delikatnie głową. - Z czego jesteś taki zadowolony?
- Ze wszystkich ludzi generał przydzielił ciebie pod moją opiekę. Chociażby. Poza tym, znajduję całą to sytuację jako lekko komiczną. Anioł w moim domu. Zabawne, prawda?
- Nie. Bardzo smutne - co ciekawe anielica autentycznie wyglądała na smutną. - Nie widziałam kłamstw w twoich słowach, więc obietnica obowiązuje. Skoro chcesz uratować swoją duszę znaczy, że nie upadłeś jeszcze tak nisko aby nie było odwrotu.
- Trzymam to jako jedną z alternatyw, prawda. - odpowiedział - Lawiruję na granicy, prawda. Nigdy pewnie nie będę świętym… też prawda. Usilnie trzymam się szarej strefy. Wiem co to znaczy upić się potęgą i teraz kiedy to wiem mam dodatkowy dystans, bo znam objawy. Nie mniej, są rzeczy które muszą być zrobione, nawet kiedy ludzie bywają zabawnie irytujący w swoich poglądach.
- Nie rozumiem do czego się odnosisz. Wiem jednak, że ludzie mają tyle możliwości osiągnąć potęgę, ale zwykle nie są cierpliwi i szukają drogi na skróty. Taka właśnie obrałeś, prawda?
- Specyfika mojego świata, a dokładniej kraju z którego pochodzę. Tak, nie jestem miejscowym. - odpowiedział lekko Erven - W moim kraju są tylko dwa rodzaje magii, a żeby zajść wysoko, trzeba zabić kogoś kto ma realną władzę. Przetrwają najsilniejsi i najbystrzejsi. Jednak to przeszłość, a to co umiem, moje ostatnie deski ratunku są ze mną. Od kiedy przybyłem do tego świata zacząłem zgłębiać tutejszą magię. Mam dość cierpliwości by osiągnąć wszystko i umysł by to odpowiednio wykorzystać. Jednak, zajmuje to czas i nadal nie jestem w pełni gotowy na wojnę która się zbliża, ale już niedługo… jeśli starczy czasu.
- Musi, jeśli faktycznie poświęcisz go na udoskonalanie swoich umiejętności. Ale nie to jest problemem. Problemem jest twoja dusza Ervenie. Ona stanowi nawet większe zagrożenie niż brak umiejętności.
- Mój stan jest stabilny. - stwierdził - Problemem są ludzie w ogóle. Ich mentalność jest uboga i są przeświadczeni… nie, są pewni tego, że świat został im podany na tacy. Wojna im dobrze zrobi. Z gruzów starej cywilizacji powstanie nowa. Silniejsza i miejmy nadzieję lepsza.
Echo ściągnęła brwi słysząc te słowa.
- Ervenie Sharsthu… czy ty… sprowadziłeś tę inwazję?
- Nie. - odpowiedział - Ja tylko się natknąłem na jej przygotowania. Jednak im się śpieszy i nie wiem dlaczego. Bardziej mnie to niepokoi niż sam fakt inwazji. Jest coś co im sprzyja i pozostaje to poza wiedzą ludzi, w tym i moją
- W tym ci nie pomogę. Nie jest mi to wiadome. Nie mogę też w żaden pomóc nawet zakraść się tam. Ciężko nam się przed sobą wzajemnie ukryć. Ja wyczuję demony, ale i one wyczują mnie - Echo starała się nie drążyć pewnych tematów.
Erven pokiwał powoli głową myśląc “No to demoniczna forma idzie jako ostatnia z ostatnich desek ratunku…”
- Rozumiem. Nie mniej, ludzie będąc tymi który są teraz są niereformowalni. Wiesz jaką propozycję złożył mi Croatan kiedy zdobyłem dowód ich inwazji?
Echo zacisnęła usta w kreskę i pokręciła głową.
Krzywy uśmiech zawitał na ustach Ervena.
- Wykonać zadanie, a stanę się jednym z nich. Dostanę nowe ciało i odrodzę się jako demon. Kuszące, prawda?
Zaśmiał się lekko po tych słowach.
- Zgadnij, proszę zgadnij. Jak zareagował wywiad kiedy przyniosłem dowód rzeczowy?
Anielica tylko czekała.
Erven mówił spokojnym, opanowanym głosem na granicy rozbawienia i irytacji.
- Przesłuchali mnie, a kiedy skończyli, jak mnie pamięć nie myli, stwierdzili, że dadzą mi żyć. Żadnego najmniejszego “dziękuję”. To jest problem ludzi Echo. Nie raz im pomagałem, nie raz narażałem się, ale nigdy nie dostałem zwykłego “dziękuję”, a przynajmniej o tym nie pamiętam. Jedyne rozpoznanie jakie zdobyłem to ciężką pracą jako uczony i wynalazca, ale nawet wtedy było to czysto biznesowe podejście. Wojna. Tak, wojna jest tym czego potrzebuje ten świat, bo ludzie już dawno siebie zagubili.
Echo pokręciła głową.
- Wojna nikomu nie otworzy oczu Ervenie. Może co najwyżej doprowadzić do dwóch kompletnie różnych reakcji. Jedni pogrążą się w przemocy i będą tym bardziej wykorzystywać słabość innych, a drudzy załamią się pod naporem przemocy. Nikt nie przejrzy na oczy tylko dlatego że sprowadzono na nich przemoc i strach i ból. Tym właśnie żywi się pokusa. Kiedy czujesz się słaby prędzej pokusisz się na dokonanie zła aby czuć się silniej. Mam dla ciebie pierwsze zadanie, albo lekcję. Nie oczekuj podziękowań. Dobro nie polega na robieniu czegokolwiek tylko aby dostać coś w zamian. Nawet podziękowań. Pomimo swoich decyzji zdajesz się być na tyle inteligentnym człowiekiem aby wiedzieć, że inni mogą cię postrzegać inaczej niż sądzisz. Wszak twoje rewelacje musiały być zarówno podejrzane jak i sam fakt skąd je wziąłeś. Jeśli dobrze odczytałam charakter obrońców tego miasta są dość zbliżeni do moich braci i sióstr. Na swój ludzki sposób. Okazali ci łaskę, nawet jeśli ty jej nie widzisz.
Echo podniosła się nagle uderzając łapami o stół nieco nim wstrząsając. Odsunęła się od niego drepcząc w miejscu.
- Ale cieszę się, że wybrałeś ludzi Ervenie. Dziękuję ci za to. Może nieco to osłodzi twoje żale… A teraz muszę cię przeprosić, ale potrzebuję na chwilę być samą. Gdzie mogę się udać w twoim domostwie aby nikt mi nie przeszkadzał?
- Wszystko zależy od tego co chcesz osiągnąć. Jeśli chcesz odpocząć to piętro po lewej stronie. Drugie drzwi po prawej. To skrzydło nie jest w użytku i nikt się tam nie zapuszcza bez mojego pozwolenia. Jak chcesz mogę ten pokój sypialny przydzielić Tobie.
- Poproszę.
- Zatem chodźmy.
Anielica pozwoliła się poprowadzić. Nie dostając pytań na temat nagle przerwanej rozmowy nie tłumaczyła się sama.
Erven doprowadził Echo pod drzwi na piętrze. Do zamku od drzwi była zalakowana kartka kartka łącząca futrynę z drzwiami, a na laku znajdował się dziwny symbol. Erven wyciągnął sztylet i naciął delikatnie palec szepcząc coś pod nosem. Następnie przyłożył nieznacznie krwawiący palec do laku. Sekundę później lak się rozpuścił i wyparował, a kartka zniknęła w płomieniu. Było to proste zabezpieczenie. Na tyle na ile jego wiedza mu pozwalała. Otworzył drzwi.
- Zapraszam do środka. Jak byś mnie szukała, to będę w pracowni. Od dzisiaj to Twój pokój.*
Echo kiwnęła powoli głową.
- Dziękuję… - otworzyła usta aby o coś zapytać ale pozostawiła na razie człowieka bez pytania. Zamiast tego przecisnęła się obok niego aby wejść do środka pokoju.
Pokój był stosunkowo duży. Naprzeciwko drzwi znajdowało się duże okno, a pod nim sekretarzyk z krzesłem. Po prawej stolik i dwa krzesła, oraz szafa. Po lewej drzwi drewniane, a obok nich duże łóżko i dwie szafki nocne. Na jednej z niewielkich szafek znajdował się świecznik ze świeczką. Podobne oporządzenie znajdowało się na stoliku. Pokój był utrzymany w konwencji kremowo-zielonej.
Anielica rozejrzała się i kiwnęła do swojego gospodarza, że nic więcej nie potrzebuje i zamknęła za sobą drzwi. Poczekała aż usłyszy kroki jak odchodzi i rozjechała łapy padając plackiem na ziemię. Łapami zasłoniła swoją stwarz i leżała tak ponad godzinę. Wiedziała, że ludzie mają inne podejście, wiedziała że nierzadko grzeszą i sobie z tego nic nie robią. Wiedzieć a zobaczyć i poczuć to zupełnie inna sprawa. Dlatego po pierwszym zderzeniu z nimi anielica musiała odreagować. Ale już jej było lepiej. Na podłodze zostały dziwne kamyczki w kształcie łez i Echo szukała sposobu aby je posprzątać. Uznała, że może to zrobić później skoro to i tak był teraz jej pokój. Z odnowionymi siłami wyszła z pokoju aby powrócić do Ervena.
Erven natomiast był zajęty szkicowaniem i obliczaniem jakiś rzeczy. Na stole znajdowało się bliżej nieokreślone urządzenie w kształcie skrzynki. Cokolwiek to było, był tym pochłonięty do tego stopnia, że nie zauważył nadchodzącej Echo.
Anielica postarała się podejść do człowieka aby nie przeszkadzać mu za bardzo. Po drodze postanowiła przyjrzeć się rzeczom jakie znajdowały się w pokoju. Co było na kartach i we fiolkach.
Na stołach i półkach było mnóstwo słoików, kolb, oraz sztab różnych metali i… chyba kości, ale dziwne to tak, sztaba z kości. Dokumentacja która była rozsiana po całym pomieszczeniu była pełna wykresów, diagramów i tabel, oraz krótkich notatek w jakimś symbolicznym języku który nie przypominał większości znanych języków. Bardziej runiczny, ale o wiele bogatszy i bardziej rozszerzony. Fiolki natomiast były w większości pełne płynów o bliżej nieokreślonej zawartości. Dominował jednak kolor czerwony.
Wtedy Erven się obrócił by sięgnąć po jedną ze sztabek i zauważył Echo.
- Oh, długo już tutaj jesteś?*
- Nie, dopiero przybyłam. Mam nadzieję, że nie przeszkodziłam.
- Ani trochę, jestem tylko w trakcie pracy twórczej. Mam pomysł i chciałbym go zrealizować. - odpowiedział z uśmiechem Erven - Ot, wena.
- W takim razie nie będę ci przeszkadzać. Zaaranżuję swój pokój. No, chyba, że mogę jakoś pomóc… o ile ten pomysł nie jest w jakiś sposób niepewny.
- Nic strasznego, ot regulator kontroli temperatury. następny jest regulator kontroli wilgotności powietrza. Takie dwa urocze i pozytywne ustrojstwa.
- Oh! - odgłos stukajacej zastawy - Eeee - Aula stała osłupiała spoglądając na lwio-podobną istotę. - E... Mistrzu! Twoje nowe dzieło stoi mi na drodze. Mógłbyś…
Erven się zaśmiał. “Nowe dzieło!”
- Blisko Aulo, ale ja ją tylko znalazłem. Poznaj Echo, anielicę. Echo, oto Aula, moja podopieczna. Może porozmawiacie w głównej hali? Nie wiem, czy będzie w stanie pomóc z Twoją nauką, ale mam na to nadzieję.
Echo odwróciła głowę do dziewczyny i się uśmiechnęła.
- Miło mi poznać. A teraz nie przerywajmy Ervenowi - anielica wstała i najostrożniej jak mogła spróbowała wykręcić do wyjścia. Nie obyło się bez potrącenia czegoś. Anielica poczekałą na zewnątrz na młodą dziewczynę.
- Yy.... - Auli opadła żuchwa. Jednak szybko się opamiętała. W końcu była damą - Napijesz się herbaty? Miska - mruknęła pod nosem dla sprostowania jakiejś myśli. - Jestem Aula Sharsth. Także miło mi jest poznać, jaśnie Anioła? - odparła na powitanei zapraszając Echo do głownego salonu.
Anielica podążyła grzecznie za dziewczyną.
- Spokojnie mogłaby być filiżanka. Ale dziękuję nie będę pić. Nie potrzebuję. A więc uczysz się magii światła tak?|
- T..tak. Przebudził się we mnie talent do tej magii. Tak samo jak u Kaliego. A!. Kali to mój brat. Znaczy od kiedy Erven - wydźwięk emocjonalny - nas adoptował. Tyle szczęścia nam się przytrafiło od kiedy prawa własności przeszły na Mistrza (Ervena).
Echo pokiwała głową.
- Dawno jesteś jego… hm przybraną córką jak rozumiem?
- Ponad miesiąc... może dwa. Czas tak szybko płynie. Kiedyś byliśmy niewolnikami w Ishival. Ale Erven nas wykupił i dał nam wybór czy chcemy być wolni czy podążyć za nim. I jak widać jesteśmy... znaczy jestem. Kali, został rycerzem i udał się w podróż.
- Rozumiem. Jeśli mogę zapytać i nie będzie ci to przeszkadzać to jak wiele wiesz o swoim… ojcu?
- Hmm. - dotknęła palcem brody w geście zamyślenia, a potem zaczęła wyliczać na palcach - Szanowany mag, filantrop, Kali wspominał że także kobieciarz, ale tego nie wiem; naukowiec i wynalazca, prowadzi interesy na dużą skalę, czasem bije od niego dziwna aura, ale nic poza tym. Inteligentny, szykowny, szarmancki, koch... - pokryła się pąsem - miły - rzekła obronnie. Trochę za dużo pracuje i czasem tworzy dziwne rzeczy. Lubi moje wypieki i dania które przygotowuje, dbał o nasze wykształcenie i rozwój. I pewnie jeszcze sporo rzeczy które nie sposób jestem określić.
Czyli kontakty z demonami pozostają tajemnicą.
Anielica uśmiechnęłą się. Związana była obietnicą więc jej usta musiały pozostać zamknięte. Nie oznaczało to jednak, że nie mogłaby uratować też innych z otoczenia Ervena. Po pierwszym zderzeniu z tym człowiekiem wiedziała, że musi być ostrożniejsza. Na razie nie umiała jeszcze powiedzieć czy szczere były jego chęci. Czy to był strach przed zmianą i niejako porzuceniem możliwości odwrotu.
- Wiele mu zawdzięczasz. Zdajesz się też być dobrą osobą. Z chęcią pomogę na tyle na ile będę mogła. Mogłabyś mi jeszcze powiedzieć o jakiej aurze mówisz?
- Nie jestem w stanie powiedzieć. - pokiwała przecząco głową - Otrzymując magię światła jestem też w stanie wyczuć mistrza, jak jest daleko. Ale czasem jego obecność zanika. Tak samo jak są chwile w których nie czuję go w rezydencji, choć wiem że jest w pracowni. To uczucie, oddalenia, czuję się wtedy przygnębiona ale nie czuję strachu. Nie umiem tego opisać dosadniej.
Magia światła dobrze komponuje się z wykrywaniem mroku. Jednak samo posiadanie magii światła nie zapewnia możliwości wykrywania przeciwnego elementu. Może obecność silnego źródła mroku sprawiła przebudzenie magii światła, ale także kobieta mogła mieć jakieś nieznane ku temu predyspozycje.
Echo spoglądając na Aulę, widziała otaczającą ją białą poświatę. Silne źródło mocy światła. Przez chwilę zapomniała nawet że są w trakcie rozmowy podziwiając to zjawisko. Czyżby ona była...
- Pani Echo. Wszystko w porządku?
- Masz niesamowicie piękną poświatę Aulo. Powiedz mi czy wiesz kim są twoi prawdziwi rodzice?
- Nie... Wspomnienia widzę jakby przez mgłę. Mama zajmowała się domem, tata był rzemieślnikiem. Odkąd pamiętam żyłam i mieszkałam w osadzie na pustyni. Kiedy pojawili się handlarze niewolników, w domu byłam już tylko ja. - odparła wysilając umysł.
Echo nie mogła wyczuć ile jest w tym prawdy, skoro Aula sama nie była tego świadoma. Anielica mogła jednak przypuszczać, że część wspomnień została wymazana. Przypuszczenia na ten moment mogły nie być trafne, ale to dziewczę mogło mieć coś wspólnego z siłą wyższą niż anioły. Z Bogami.
Echo postanowiła zatrzymać dla siebie tę informację.
-Rozumiem. No trudno. Ale nie przejmuj się. A teraz powiedz mi z czym masz problem z magią światła?
- Rozumiem, że światło nas otacza. Daje życie. Posiada w sobie energię. Magowie światła winni nie działać dla siebie lecz dla innych. Dlatego magia światła ma najsilniejsze czary leczące i sporo czarów wzmacniających. Dodatkowo światło szkodzi ciemności i złu. Dlatego czary bojowe nie są wymyślne, a raczej stawiają na prostotę. Nie mogę jednak pojąć dlaczego... albo raczej jak przejść do dalszej wiedzy. Nie wiem czy mistrz ci wspominał. Ludzie przyjęli zasadę 3 stopni magicznych. Każdy stopień odpowiada zaawansowaniu w dziedzinie magicznej. Podstawowy, zaawansowany, doświadczony. Moja mentorka jest na poziomie drugim, ale nie jest czarodziejką lecz wojowniczką. Dlatego po opanowaniu podstaw, zatrzymałam się właśnie na próbach pojęcia kolejnych stopni.
- Wiesz jakie rzeczy są wymagane od magów na następnym poziomie? Być może będę mogła pomóc.
- Dobre pytanie. Podstawa magii światła, opanowana do poziomu naturalnego użytkowania. Jak to mawia moja mentorka “ma to być tak oczywiste jak oddychanie”. Większy zasób mocy, z tym niestety przyjdzie mi jeszcze troche potrenować. Zapewne w Świątyni Wiedzy znajdę jeszcze materiały mówiące o poziomie zaawansowanym, ale chciałam usłyszeć wiedzę, od kogoś kto brata się z samym światłem. Czy to prawda że potraficie tworzyć stałe światło?
- Tak. Nie wszyscy, bo każdy z chórów specjalizuje się w innym wykorzystaniu światła. Ja jestem bardziej hmm fizycznym wojownikiem niż wirtuozem światła. Dla wzmocnienia codziennie zbieram światło które daje słońce. Jeśli byłoby w mieście jakieś bezpieczne miejsce mogę ci pokazać jak sama formuje światło do swoich potrzeb.
- Rozumiem. Może arena treningowa przy pałacu? Oczywiście jutro. Dziś pozostało nam już tylko światło księżyca.
- Oczywiście. Miło się rozmawiało w takim razie. Pójdę sobie oporządzić pokój jaki twój mistrz mi podarował. - Echo podniosła się i poszła w kierunku drzwi.
- Am. W sumie mam ostatnie pytanie… Czy wiesz czemu pokój na górze był zasilowany przez Ervena?
- Bladego. Mistrz bywa czasem za bardzo przeczulony.
- Rozumiem. Dziękuję i miłej nocy.
 
Asderuki jest offline  
Stary 09-11-2016, 21:23   #59
 
Asuryan's Avatar
 
Reputacja: 1 Asuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputację
Anthrilien obudził się na jakiś czas przed Jenny, ale postanowił nie nawiązywać konwersacji. Unikając spotkania z dziewczyną zlokalizował miejsce pobytu Akashi i poszedł sprawdzić stan demonicy.
Dziewczyna leżała na posłaniu. W ręce trzymała swoją demoniczną maskę i uważnie jej się przyglądała. Jej twarz była bez wyrazu, prawie wyprana z emocji. Choć faktycznie od pierwszego ich spotkania nie wykazywała ich wcale.
- Jak długo... spałam ~desu.
-Około piętnastu godzin, chodź nie wiem dokładnie. Straciłaś kontrolę, musiałem Cię uspokoić.
- Umu. Ari..gatou...desu. - odparła dość cicho zakładając na twarz maskę.
-Mów proszę wspólnym. Nie znam waszych dialektów- stwierdził eldar, domyślając się po tonie co mogła powiedzieć dziewczyna- Zostałaś opętana?
- Nai... nie... - Widocznie ciężko było jej ubrać to w słowa, lub po prostu nie chciała wszystkiego ujawniać - Utraciłam kontrolę po pochłonięciu tamtego maga. W sumie nie wiele pamiętam po tym… jak mnie - dotknęła piersi, ale nie było tam już żadnej rany.
Anthrilien przypomniał sobie moment, szczęśliwie dzięki “wojennej masce” nie odczuwał żadnych emocji związanych z tym wydarzeniem.
-Może to i lepiej- stwierdził po chwili- czym jesteś? Człowiekiem? Hybrydą?
- Człowiekiem~desu. Tylko mam w swoim ciele kilka dodatkowych... Oni. Upiorów~desu.
-Jak? Skąd się w Tobie wzięły?- zapytał, nie będąc jeszcze pewien co zrobić z dziewczyną.
- Pierwszego posiadłam podczas obrzędu Miko~desu. Kolejnego pochwyciłam dużo później oczyszczając pewną świątynię... a później... pewne wydarzenia skłoniły mnie do porzucenia ścieżki kapłanki... i tak dotarłam aż tutaj~desu. Aktualnie jestem w posiadaniu 5 Oni.
-To dużo jak na jedną dziewczynę. Jak zachowujesz kontrolę?
- Na ogół panuje równowaga~desu. Dopiero podczas walki pozwalam im się wyszaleć~desu. To jak opieka nad stadkiem dzieci~desu. - Ostatnie zdanie brzmiało jakby tyczyło się jakiś zwierzątek. - Powinnam, udać się do sefa podziemia i wyjaśnić moją sytuację... prawda~desu?
-Zdecydowanie. Powinni wiedzieć jak wygląda Twój przypadek- podsumował prorok, postanawiając że choć dziewczyna nie zdawała się być dużym zagrożeniem, powinien ją obserwować- na wszelki wypadek.
- Ograniczę się tylko do amoku~desu. - rzekła spokojnie Akashi - Niedługo i tak opuszczę ten kraj~desu.
-Jeśli niczego nie potrzebujesz to muszę już iść.
Anthrilien opuścił pomieszczenie i ruszył w głąb bazy, tym razem poszukując Raishelee.




Mysio-ucha nie znajdowała się w bazie podziemia. Na szczęście jej obecność dało się wykryć bez większych trudności. Przesiadywała w... sklepie z bronią. Niedaleko głównej bramy miasta.
- Tłok ciśnieniowy w normie. Ostrze z natury ci tak rdzewieje?

- Tak. - Odparłą Raishelee - Ale lubię ten kolor.
- Cóż mogę użyć łoju by trochę go zakonserwować. Mogli byśmy też powlec całość jakimś nierdzewiejacym metalem, ale racze nie znajdę rdzawej farby w tym kraju.
- Zakonserwuj - zdecydowała Diamone spoglądając na swoje steampunkowe ostrze. - Na razie wystarczy.
-Witaj Raishelee- przywitał się dotąd nie zauważony eldar- czy przekazano Ci informację, że dowództwo przydzieliło Cię pod moją komendę?
- Witaj Anth. Słyszałam. Nie znaczy, że będę przy tobie non stop. Ale jeśli chcesz bym coś zrobiła lub ci towarzyszyła. wystarczy powiedzieć. - mrugnęła - W sumie to miałam cię poszukać jak tu skończe. Mam informacje o 2 mistrzu miecza.
-Zamieniam się w słuch.
- Nazywa się Gredt, choć rzadko używa się jego imienia. Styl walki nie jest z góry określony, zwykle nie trzyma nawet ostrzy na rękojeści, a tylko za tsuby. Bardzo popisowo, ale przy jego umiejętnościach to zwykle wystarczy. Za broń chwyta gdy robi się poważny, wtedy jest w stanie korzystać ze wszystkich 6 ostrzy. A przynajmniej nikt nie widział by korzystał z więcej niż 2 gdy nie jest poważny. Co do samej broni... Skąd jego przydomek “Silver sword master”. Ostrza z krystalicznego srebra wykute w górskiej warowni. Metal lekki, wytrzymały i bardzo dobrze przewodzi magię wiatru. Uznaj to za radę... twój grom może być w tym przypadku nieefektywny. Informacje o pozostałym sprzęcie sę nieznane. Nigdy nie korzystał, albo nigdy nie był do tego zmuszony. Informacje socjalne są dość ograniczone. Nie ma rodziny, ani kobiety. A! I stanowi jedyne źródło informacji o pierwszym mistrzu miecza. Co do charakteru... burzliwy. Łatwo go sprowokować, ale trudniej zmusić do poważnej walki. Bywa też... znudzony. Niektórzy twierdzą że odpuszcza pojedynki w ich trakcie jeżeli nie czuje satysfakcji z walki. Poza tym chwyta się zleceń, które są dobrze płatne.
-Znane są jakiekolwiek słabości? Chociażby z plotek.
- Chenbo, Trzecia mistrzyni miecza posiada formę rozproszoną. Ale właśnie magia czy też moc wiatru była dla niej słabością. Dlatego to on zajął drugie miejsce. Grom, już wspominałam. Akurat w jego przypadku prawie wszystko co należy do ataków dystansowych nie jest problemem. Dodatkowo jego broń nie podlega korozji. Najwidoczniej coś musi być skoro nie jest pierwszym mistrzem miecza. Może zmiana otoczenia by na niego wpłynęła, albo coś bezpośredniego. Wydaje mi się że jest typem raczej technicznym i szybkim. A co za tym idzie nie bierze udziału w starciach na siłę. Zapewne nie jest tak silny jakby się zdawało, ale nadrabia to szybkością i techniką. Jeżeli chciałbyś mu zajść za skórę, najlepszym rozwiązaniem było by wyzwać go na pojedynek mistrzów i zwyciężyć. Ale musiałbyś być na co najmniej 4 pozycji by móc go wyzwać. Przynajmniej z tego co wiem. Albo... pierwszy mistrz miecza musiałby mu nakazać podjęcie takiego starcia. Jeśli natomiast chodzi ci tylko o to by go pokonać... ja bym go sprowokowała. Uwłaczając jego technice i tym podobnym. Chociaż może nawet nie... wspominałam że burzliwy z niego typ.
- Ou. Broń gotowa. - dziękuję - Diamone ukłoniłą się handlarce - Dobrze nałożone. Wytrzyma przez jakiś czas. Hmm... Gredt zdaje się, że wzmacnia swoje miecze na poprzez pokrycie i wypełnienie mocą wiatru. Wyspecjalizowana forma wzmocnienia, bo nadaje jej cechy wiatru takie jak ostrość, rozproszenie, szybkość. Choć słabość raczej nie znajdę... to może powinieneś wpierw pomyśleć jak sobie poradzić z samym wiatrem. Potem pozostaje kwestia techniki i zapewne doprowadzenia do walki na siłę. Zapewne jest świadomy swoich słabości więc coś przewidział na tą okazję, to też spróbuj przewidzieć.
-Skorzystam z tych informacji, dziękuję- podsumował eldar- sama zachęta do walki nie powinna być problemem. Walczyliśmy już, gdyby nie ingerencja osób z zewnątrz mogło się to inaczej potoczyć. Myślę że to wystarczy by go sprowokować.
- Pewnie tak. - przytaknęła z uśmiechem, wzruszając ramionami. - Gdzie teraz? - zapytała opuszczając sklep.
-Udam się do karczmy gdzie jest reszta naszej drużyny. Zdaje mi się że to co właśnie poczułem to sygnał- odpowiedział eldar, czując skupioną energię Susanoo- Powinniście się poznać. Wybadam sytuację i proszę Cię o dołączenie gdy dam znać.
- Dobra. Skoczę po coś na bazar więc powinna dołączyć kilka minut po tobie.
 
__________________
Once the choice is made, the rest is mere consequence
Asuryan jest offline  
Stary 12-11-2016, 15:20   #60
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Castell po powrocie do miasta
Wampir powrócił do złotego miasta na jakiś czas przed świtem. Zakładając że Jenny i pozostali śpią, przejrzał skradzione wspomnienia by ustalić pozycję zapasu amunicji.
Niestety jedyną osobą która wiedziała, był tamten łowczy. Ciekawe dlaczego nie porzucił misji i wrócił do miasta? Czyżby, miał świadomość, że to Soren był Jenny? A może przechwycił ją przy okazji?
Gdy zaczęło świtać założył kaptur i skierował się w stronę siedziby ruchu oporu zakładając, że po ataku spędzili noc w najbezpieczniejszym miejscu. Oparł się o ścianę po przeciwnej stronie ulicy i czekał. Miał wiele do przekazania dziewczynie.
Na jakąś godzinę przed południem pojawiła się Jenny. Nie wyglądała najlepiej. Nie zauważyła też od razu wampira. Dopiero jak zaczęła się rozglądać za czymś co może kupić do jedzenia zobaczyła go. Uniosła brwi jakby była szczerze zdziwiona jego widokiem. Susanoo właśnie do niej dołączył kiedy zaczęła przeciskać się pomiędzy niewielkim tłumem na targu. Wyglądało, że ją czujnie obserwuje.Lucila nie było w pobliżu. Zabalował na całego.
- Soren. Hej… eee jak ci poszło?
-Hej. Mniej więcej zgodnie z planem. Złapałem Davida i zdobyłem dużo informacji, niestety negatywnych...Co się stało? Marnie wyglądasz.
- Eee… - Jenny pmasowałą się po szyi ale jedno spojrzenie na rogacza sprawiło, że zaczęła dalej mówić. - Troszkę narozrabiałam wczoraj. Po udanej akcji żeśmy sobie poświętowali… i chciałam pomóc eldarowi. Z emocjami no. Bo mam taką technikę eee… nieważne. Nie mniej troszeczkę wymknęło się to spod kontroli. On ma… strasznie dużo a-agresji no. No i troszkę odbiło się na mnie. Khm… - dziewczyna znów rozmasowała sobie szyję pamiętając jak przez mgłę wydarzenia z traktu.
-Chyba wolę nie wnikać- stwierdził wampir- jeśli chcesz zobaczyć Davida musieli byśmy udać się w jakieś ustronne miejsce.
Jenny zamyśliła się zaraz kiwając głową.
- Masz pomysł gdzie?
-Średnio znam miasto, a do waszej kryjówki nie mam wstępu…- można spróbować poszukać jakiegoś pustego zaułku albo opuszczonego domu. W najgorszym wypadku możemy wyjść kawałek na pustynie, ale szczerze mówiąc nie chce mi się w tym upale.
- Hmm - dziewczyna w końcu zaczęła myśleć. - Wiem, tamta uliczka. Co ty na to?
-Może być- odpowiedział skinąwszy głową.
Gdy dotrali na miejsce i upewnili sie że nikt ich nie obserwuje, Soren tupnął w ziemie. Coś wyszło z pod niej, duże drewniane pudło wysokości Castella. Czarna trumna. Widniał na niej jakiś napis w obcym języku. Drzwi otworzyły sie, a w środku był znany Jenny mężczyzna. Jego twarz była opuchnięta, na lewym policzku widniał duży krwiak.
Jenny wciągnęła głośno powietrze. WIele sprzecznych emocji uderzyło w nią naraz. W tym i złość. Obecność rogacza, który zaraz położył dłoń na jej ramieniu pomogła. Jenny się opanowała.
- Żyje prawda? Myślisz, że… hm. Nie chciało mi się wierzyć, że go jeszcze zobaczę. Trochę nie wiem co zrobić
-Tak, jest względnie cały. Musiałem go tylko trochę poobijać żeby się nie wiercił. Wybudzamy go?
Po chwili wahania Jenny pokiwałą głową. Miała mętlik i poważnie zastanawiała się o co mogłaby go zapytać, o czym porozmawiać, czego się dowiedzieć… cokolwiek.
Albinos ocknął się powoli. Zapewne czując jeszcze ból.
- Sfffff - zapewne chciał coś z siebie wyrzucić, ale wydał tylko świszczenie w miejscu brakującego zęba... albo dwóch. - Zssssabije tą ssssukę. - mruknął przecierając twarz.
Dopiero po chwili zdołał rozeznać się w sytuacji.
Jenny pomachałą ręką jakby to miało coś zdziałąć.
- Hej. Obawiam się, że to nie ja cię tak urządziłam… nie bezpośrednio.
Przetarł palcami po krwiaku pod okiem.
- Faktycznie, mogło tak być. - mruknął złośliwie.- Więc? Zapewne myślisz, że teraz skoro jestem... - spojrzał na sorena i susanoo - otoczony, to nic ci nie grozi? Że można to załatwić polubownie? - założył nogę na nogę, wyciągając zza paska mały plaster.
David zwykle nosił przy sobie opatrunki gdy jeszcze byli razem... w tamtym świecie... Zawsze twierdził że: “To jedna z tych rzeczy która może się przydać zawsze i wszędzie.”.
Jenny się skwasiła.
- Być może. A może po prostu chciałam mieć kogoś do pomocy aby znaleźć gdzie rząd wytatuował ci znak kontroli - dziewczyna zwęziła oczy patrząc na notabene swojego ex.
- Im bliżej rdzenia kręgowego tym sprawniej działa. - Odparł przyklejając plaster do policzka. - Dlatego kark to najlepsze miejsce. Z resztą... sama wiesz o tym najlepiej. - Odsłonił delikatnie kark zza kołnierza ukazując inny symbol tatuażu.

Susanoo zerknął na Jenny i na Dawida.
- Są inne - powiedział spokojnie.
- Co? Ale… Zacząłeś dla nich pracować z własnej woli? - zapytała Jenny nie znając rodzaju tatuażu. Poczuła jak coś się w niej zaczyna gotować.
- Zacząłem?... a no tak z twojej perspektywy może to tak wyglądać. - mruknął kiwają dla potwierdzenia głową. - Wybacz, że rozmyję twoje złudzenie... Nigdy nie przestałem dla nich pracować. Czy mozę lepiej powiedzieć, że od zawsze dla nich pracowałem? W sumie tylko dzięki temu cudeńku udało mi się jakoś zbliżyć do ciebie i twoich “przyjaciół”. Wasza grupa była cierniem w oku rządu, więc wysłali mnie bym się wami zajął. Oczywiście twoja osoba również... to co potrafisz... twój dar. Był strasznie pożądany przez górę. Hehe. Chyba nie myślisz że był inny powód żebym... (był blisko ciebie tudzieś coś w tym sensie ^^ ;D )
Dziewczyna nawet nie starała się powstrzymać. Może nie mogła. Ale momentalnie zacisnęła pięść i wymierzyła mu prawy prosty w twarz.
- Tfu. - splunął krwią. - Faktycznie, to nie ty mnie wtedy robiłaś. - Mruknął z uśmiechem. - W tamte było czuć.
Spojrzał na trumnę w której siedział i na Sorena.
- To zapewne twoja sprawka. Wampir. Mogłem się domyślić. Pewnie dała ci swoją krew, dlatego łowcy złapali ciebie.
- Przebiegle. Niczego mniej nie spodziewałbym się po po niej. Znaleźć sobie głupców któży będa jej bronić. I jeszcze ta cała walka z klasą rządzącą. Jak zawsze przewidywalna. Ale to dobrze...
- Ok… skoro tak. To pewnie z chęcią zobaczysz tę moc co mam nie? - Jenny przerzuciła gitarę na przód. Wyraz jej twarzy wskazywał na jej gniew, ale i jakąś złośliwość. Dziewczyna zagrałą kilka nut aby obudzić peluneum. Na początek trzasnęła go bardzo krótkim i małym wyładowaniem.
Mężczyzna spiął się w napięciu mięśni.
- Pppppeluneum. Ech. - dyszał przez chwilę - Ale widzę, że wciąż... nie potrafisz odkryć pełni jego mocy.
- Och… mówisz o Power Play co? - Jenny podeszła bliżej do Dawida z krzywym uśmiechem. - Nie ma co na ciebie tego marnować. Ale wiesz co? WIem co byłoby dla ciebie najlepszą torturą. Nigdy nie przepadałeś za jej piosenkami. A ja akurat pamiętam tę, która najbardziej ci zalazłą za skórę.
Jenny zagrała pierwsze nuty z satysfakcją na twarzy. Piosenka była przeznaczone faktycznie dla Dawida, tyle że jej autorem była chwilowa kochanka Jenny. Rząd jej nie odpuścił. Pamiętała jej martwe ciało i niby przerażonego Davida. Tak. Powinna mu przywalić mocniej, ale lepiej poszargać jego emocje. Skoro je ma.

- He he... Tak pamiętam ją. I jej głos. - mruknął z uśmiechem. - Jako pierwsza z was zaczęła mnie podejrzewać. Wpierw myślałem, że zabranie jej głosu to wystarczająca kara... ale... zmieniłem zdanie. W końcu mogła o wszystkim napisać.
- Widzę, że nawet skory jesteś gadać - wycedziła Jenny zgrzytając zębami. On się nią bawił, jej emocjami. A ona na dodatek była teraz jeszcze podatna. To ją podwójnie zdenerwowało.
- To może mi powiesz co zamierza zrobić ze mną Rząd co? Może wcisnąć do takiej samej komory jak innych? Kazać śpiewać aby całą nasze miasto nie spieprzyło się wprost na naszą zniszczoną ziemię? A może znowu mi wypierzecie mózg i mam robić za wasze narzędzie do kontroli? - Jenny złapała mężczyznę za fraki.
-Susanoo- wyszeptał wampir w trakcie rozmowy dziewczyny z Davidem- mam podejrzenia, że jeden z jego towarzyszy może być w okolicy, musimy uważać.
- Będę miał to na uwadze. Priorytetem jednak jest Jenny, nie on. - mruknął.
- Mogę wszystko z niego wyciągnąć jeśli już nie będzie Ci potrzebny- wtrącił się Castell.
- Nie wiem czy chcę wszystko wiedzieć - odparła szorstko Jenny - ALe nie zdziwiłabym się gdyby Rząd kombinował bardziej niż się wszystkim wydaje.
- Hahahahahah. Ach. Jak ty mało wiesz. O swojej mocy, o tej substancji... o naszym świecie. Jesteś tylko małym trybikiem w całej rządowej maszynie. No w sumie, mogę ci zdradzić jedną rzecz. Choć to dziwne, że samo ci o tym nie opowiedziało... Ludzie nie rodzą się z Power Play, tak samo jak Paleneum nie zostało odkryte. Jedno i drugie zostało stworzone...
Plaster na policzku Dawida zaczął migać na czerwono.
- Najwyższy czas.
Jenny rozszerzyła oczy pozwalając wściekłości zalać jej umysł. Wiedziała co się dzieje. Szarpnęła mężczyznę za fraki podnosząc do góry.
- No to niech cię szukają! FUS RO DAH! - kobieta pozwoliła aby podmuch rzucił Dawidem o ścianę i w głąb budynku. Wszyscy wiedzieli, że w ich mieście dzieci są genetycznie dobierane z genów rodziców i hodowane w tubach do pewnego momentu. Wszyscy to wiedzieli…
- Raaaaaa! - ryknęła do dziury w ścianie a potem zaczęła płakać.
Wampir z lekkim podziwem spojrzał na dziewczynę a następnie na rozmiary dziury w ścianie. Schował trumnę w głąb ziemi by była bezpieczna.
-Zajmij się nia- rzucił do Susanoo - sprawdzę czy ten s***nsyn aby nie przeżył.
- Nie ma potrzeby. - odparł mężczyzna pojawiający się w połowie wysokości ściany budynku.
Zeskoczył z dachu wyłączając kamuflaż optyczny. Susanoo i Soren wyczuli go w momencie gdy był już w locie.
- Zabiorę go ze sobą.

- Hyyy Hyyy wa...m...p.
- Tak, tak. Domyśliłem się. Widziałem ją jak wróciłem do miasta. Ale nie miałem połączenia by was ostrzec. - Wzruszył ramionami - Będzie inna okazja. Na razie się wycofamy.
- Idźcie. Ale jak was następnym razem zobaczę nie dam wam odejść - zagroziła piosenkarka gorzkim tonem.
-Wypuszczanie wrogów to marny pomysł….-mruknął wampir.
- A ktoś go zauważył? - odpowiedziała Jenny równie ponurym głosem.
Castell nie odpowiedział, świadom że dziewczyna ma rację. Dla niej i możliwe żę dla Susanoo, walka z niewidzialnym przeciwnikiem mogła być potencjalnie śmiertelna. Spojrzał na mężczyznę, którego uważał za pewnego rodzaju wyzwanie i uśmiechnął się po wampirzemu.
-A więc następnym razem…
- Do nas...
- H..e..l.. (helmet) - mężczyzna podrapał się po kasku.
- Nie rozumiem twojej obsesji z nią związaną. - mruknął niezadowolony biorąc Dawida jak worek kartofli.
Silny skok. Zapewne za sprawą, egzoszkieletu... nie, nanowłókien mięśniowych - zgodnie ze wspomnieniami, jednym susem wylądował na dachu z którego zeskoczył.
Przez chwilę stał na krawędzi spoglądając w dół na Jenny. Jednym kliknięciem hełm otworzył się na 3 części ukazując twarz właściciela. Dla Sorena nie była to nowość. Dla Susanoo był to zwykły mężczyzna. Dla Jenny... była to twarz jej brata. Może nie do końca, tak jak ją zapamiętała. Jej brat był od niej młodszy, a ten tutaj wyglądał jakby był nawet od niej starszy, ale bez wątpienia była to ta sama osoba.
- Do następnego... siostrzyczko. - zniknął włączając kamuflaż optyczny i znikając z strefy wyczuwania sorena i susanoo.
-To jedna ze spraw które chciałem omówić- zaczął wampir, przerywając ciszę, która zapanowała po zniknięciu rządowych- Twoi znajomi kombinują jak mogą żeby uprzykrzyć Ci życie, a to dopiero początek..
Jenny odwróciła się do Sorena wyciarając resztki łez. Westchnęła ciężko.
- Mów. Nie oszczędzaj.
-Sklonowali Cię. Kilkakrotnie, ale żadna z kopii nie jest jeszcze doskonała. Nie wiedzą czemu, ale żadna z nich nie potrafi kontrolować peluneum. Dlatego Cię ścigają. Chcą z pomocą tego materiału dostać się pod kopułę gromu, gdzie podobno znajdują się jego większe ilości. Sądzą też, że tam znajdą możliwość powrotu do swojego świata, a gdy osiągną którykolwiek z tych celów będziesz im zawadzać.
- Wspaniale - mruknęła dziewczyna. - tego tylko brakowało. To co? CHyba nie powinnam dać się im tak sobą targać nie?
-Chyba nie- odparł Castell sięgając dłonią do wewnętrznej kieszeni płaszcza i wyciągając karabin szturmowy- chcesz? Może Ci się przydać, a mam kilka na stanie.
Jenny aż sapnęła z wrażenia kiedy Soren tak po prostu wyjął broń z kieszeni.
- Więcej krzywdy sobie zrobię tym niż innym. Niespecjalnie umiem się tym posługiwać… eee khm. Może zostanę przy tym aby jednak doskonalić swoje… hmm umiejętności. Dawid powiedział coś o tym że peluneum samo powinno mi powiedzieć… Powiedziałabym, że jest to szalone ale… chyba wiem o co mu chodziło.
-Peluneum ma coś powiedzieć? Ciekawe. O czym myślisz?
- Że jak ratowałam Lucila z więzienia to usłyszałam głos w głowie. Tak samo jak byłam z Anthrilienem na pustyni.
-Myślisz że jakieś działanie albo emocje mogą na to wpłynąć?
- Może. Albo muszę pozwolić temu do siebie po prostu przemówić - Jenny nagle spojrzałą na swoje dłonie przyglądając się jej poszarpanemu już nieco tatuażowi. - Może… może jakbym pozbyła się tych ograniczników to byłoby lepiej.
-Mogą Cię ograniczać, ale co jeśli po usunięciu ich nie będziesz w stanie grać na instrumentach? Myślisz że weszło Ci to w pamięć?
- Gdy na gitarze się uczyłam, ale na niczym innym. Zawsze będę mogła śpiewać. Tego akurat mi nie zaprogramowali - a przynajmniej taką miałą Jenny nadzieję. Choć przez moment zdziwiła się wiedzą wampira zaraz sobie przypomniała co potrafi.
-No to chyba warto spróbować? W najgorszym wypadku zawsze możesz liczyć na swoich pachołków- zażartował.
Jenny spojrzała na Susanoo a potem na Sorena.
- Ty tez się do nich zaliczasz - uśmiechnęłą się krzywo. Widać starała sobie poprawić humor. - Pomogłeś mi z Davidem nie? Ostatnio towarzyszyłeś mi jak szukałam osób dla doktor Freyi. Myślę, że generalnie się trzymamy razem. Ja nikogo nie zmuszam aby za mną szedł ale miło mi mieć kogoś kto mi pomaga.Albo uczy… albo jemu pomagam - oczywiście chodziło o Lucila.
- Proponuję nie stać już tutaj i czekać aż nam się jakieś władze zwalą na głowę… w sumie rozwaliłam budynek… Znowu.
-I to w jakim stylu- odparł wampir- wmieszajmy się w tłum, bo faktyczne ktoś może w końcu się zainteresować. A, i wiem że do nich należę- dodał puszczając oczko.
- Hm.. najbezpieczniej byłoby w kryjówce to sprawdzić, ale ciebie tam nie wpuszczą - powiedziała Jenny gdy w pośpiechu opuszczali miejsce rozwałki.
-Jak i do wielu innych miejsc. Zdziwiłabyś się jak dużo ludzi nie lubi wampirów- odpowiedział Castell, którego najwyraźniej trzymał się dobry humor.
- Chyba nie. Ja też się przestraszyłam pamiętasz? - dwa skręty i wpadli w tłum gapiów - na szczęście od boku.
-Strach strachem, naturalny odruch któremu z resztą się nie dziwię. Ale nie wpuszczanie mnie do puszczy to już złośliwość.
- Może jak ktoś by się za tobą wstawił to by cię tam przyjęli? Na przykład ich wybawicielka? - tak humor powracał do dziewczyny. - Wiesz ostatnio żeśmy z Su odparli atak na puszczę… ja jeszcze aystowałam przy zabójczym porodzie. Hm to brzmi dziwnie, ale uwierz kobieta nie była człowiekiem i mogła spalić wszystko dookoła gdyby przestała się kontrolować.
-Ciekawie tam mają- stwierdził wampir- Już w sumie nie muszę tam iść, jeśli mnie pamięć nie myli kogoś wtedy szukałem, ale to już raczej nieaktualne. Czekaj, odparłaś atak na puszczę? Była w ogóle jakaś bitwa ostatnio?
- Jakiś tydzień temu. Trochę ponad. Rodzina. Chcieli coś od Bastet. Em trochę z doskoku tam byłam więc nie będę ukrywać nieco nie zdążyłam wszystkiego załapać. Nie mniej… Udało mi się wtedy odblokować Power Play… ale i tak większość to zasługa Skorpiona… no i samych leśnych ludzi. Ja tam byłam… na dokładkę.
-Ehhh rodzinka jak zwykle wszędzie się wpycha. Na szczęście dawno ich już nigdzie nie widziałem… chodź przy ich tempie mnożenia obawiam się ile ich teraz może być.
- Cała armia - stwierdziła Jenny. - Cała kur****a armia. Po horyzont. Trupów nie trupów. Magów demonów ludzi czy innych. Nie wiem. Nie wnikam Ale Następnym razem chcę im skopać tyłki. Skopiesz je ze mną?
-Ooooo...z największą przyjemnością- odpowiedział Castell pokazując zęby, o dziwo ,nie wiadomo czy z uwagi na Jenny czy miejsce publiczne, ludzkie.
- Dołączysz do nas Su? - rogacz podążał za nimi milcząc. Teraz tylko miał lekko uniesione brwi po czym kiwną. Jenny, kalejdoskop humorów.
- Świetnie! A więc jesteśmy umówieni. Pozostaje tylko jeden problem. Muszę się wzmocnić albo zjedzą mnie na śniadanie.
-Trening czyni mistrza. Mówiłaś że ten Antilien dobrze macha mieczem, może cię nauczy. Z resztą ja też jestem całkiem niezły i jak zakładam, w przeciwieństwie do niego, znam ludzką szermierkę.
- Pff… może. Zdecydowanie lepiej się czuje w zakresie własnego ciała - Jenny wyglądała na nieco zmieszaną z jakiegoś powodu. Nagle złapałą się na włosy targając nimi nieco. - Argh! Dobra… muszę go przeprosić, że mnie poniosło! Jak ja nie lubię kiedy mnie ponosi… a i tak na to pozwalam. A tak w sumie skoro i ty machasz mieczem i on może między sobą zrobicie sobie sparingi?
- Kuszące… chętnie mu nawkładam- zaśmiał się Soren- ale nie wygląda na takiego co by się zgodził. Raczej na sztywniaka.
- Hm coś wspominał, że tylko podczas walki może wyzbyć się gniewu… mógłby uznać, że zrobi ci krzywdę czy coś. Masz rację. Ale dla mnie możesz porobić za worek treningowy. Raczej ci krzywdy nie zrobię…
- Nie zaszkodzi zapytać, wątpię by mnie poważnie uszkodził. Ty możesz śmiało, trochę trzeba się namęczyć żeby mi coś zrobić.
- I tak wolę nie przesadzić… tym razem. Chodźmy do karczmy. Tam może… hm pomedytuję i zobaczę czy w ten sposób może porozumieć się z peluneum - to ciągle była dziwna myśl dla Jenny. Aby rozmawiać z czymś co uznawała za związek chemiczny. Nawet jeśli miał być obcej natury.
-Warto spróbować- odpowiedział wzruszając ramionami.
Z karczmą nigdy nie było zbyt wielkiego wyboru. Jedna działała od wschodu do zachodu słońca, a druga w pozostałą część dnia.
Usiedli w kącie gdzie mogli swobodnie porozmawiać.
Po chwili do trójki dosiadł się Lucil. Wyglądał na zaspanego i miał ze sobą manierkę z wodą, którą co chwilę popijał. Ewidentnie był skacowany.
- Ou. - rzekł na powitanie.- Coś mnie ominęło. Tylko... nie za głośno.
- Jasne! - Jenny okrutnie podniosła głos. Z złośliwym wyszczerzem spojrzałą na skrywionego Lucila.
- Wiele cię nie ominęło. Tylko budynek rozwaliłam. - dziewczyna nie droczyła się dalej z chłopakiem i mówiła ciszej.
- W sumie to widziałem że sporo wypiłaś... - mruknął z uśmiechem bólu masując skronie. - Choć widziałem cię gdy już padłaś.
- A twoja partnerka? - Zapytał Susano rozglądając się po karczmie.
- Która? - zapytał z zaciekawieniem.
- Ta... z resztą nieważne.
- Taaa… padłam. Ktoś z was w ogóle widział eldara? - zapytałą się w końcu Jenny.
- Mogę spróbować go wywołać. - Rzekł susanoo
- Wybacz, ale ci w tym nie pomogę. - przytaknął chłopak.
- Nie musisz. Dam radę. Wzmocnię swoją obecność poprzez wydzielenie części mocy. Powinien to wykryć i do nas przybyć. Nic bardziej wymyślnego nie znam. - jak powiedział tak uczynił, dla jenny nic się nie zmieniło, a soren jedynie skupił swoją uwagę na rogaczu. A raczej został zmuszony by się na nim skupić. To tak jakby wśród grupy świeczek nagle pojawiło się pokaźne ognisko.
- Trzeba jakieś komunikatory zdobyć. Byłoby łatwiej. - mruknął chłopak popijając wodę.
- Ano… może podziemi coś ma.
- E... za mało zaawansowani technicznie. A jeśli już... to zapewne oparte o magię. Dla nie i rogacza pewnie by pasowało ale dla ciebie... pewnie musiała być śpiewać by w ogóle to uruchomić, nie mówiąc już o podtrzymaniu. Ech... moja głowa. To chyba jedyna rzecz, której wam ludziom nie zazdroszczę. Ale chociaz uciechami cielesnymi nadrabiacie.
-Ekhem..-Wtrącił się Castell i zwrócił się do chłopca- wybacz ale chyba nie byliśmy sobie przedstawieni. Nazywam się Soren Castell.
- Lucil. Zdaje się, że o tobie też słyszałem. Jesteś wampirem... - mruknął w zamyśle - Hmm w więzieniu też zdaje się słyszałem twoje imię. Ale... teraz sobie nie przypomnę. Chociaż czekaj... określano cię mianem “sukinkot”. Zbroiłeś coś?
- Miałem okazję narozrabiać, ale raczej anonimowo. Poza ostatnią nocą- dodał zadowolony- ciekawe skąd znają moje imie.
- Musiałeś zajść im za skórę skoro pojawiło się twoje imię. W moim przypadku było tylko “przeklęty bachor”. Ech... Myślałem że forma dziecka będzie mniej upierdliwa... - wziął solidny łyk wody.
-Wygląd dziecka czasem się przydaje- odpowiedział, najwyraźniej nie zdziwiony- jest niepozorny. Pomaga kiedy potrzebujesz się wyłgać lub zaskoczyć przeciwnika.
- To też miałem na uwadze wybierając tą formę. Kilka osób z mojej rodziny także wygląda niepozornie... ale oni tak z natury mają. Pomyślałem że chciałbym się sprawdzić w takiej formie. I to byłby ostatni z powodów dla którego ją wybrałem.
- Sądzę, że to dobry wybór- odparł po czym wrócił do głównego tematu- Ludzie ze świata Jenny mieli komunikatory zamontowane w hełmach-powiedział wampir, wyciągając wspomniany hełm- Mam takie cztery. Może dałoby się je wydobyć i przestawić tak by rząd nie mógł słyszeć naszych rozmów. Na dużą odległość się nie nadają, ale myślę że na potrzeby poruszania się w mieście będą w sam raz.
- Hm. Może pewnie problem będzie z bateriami. Na jakiś czas na pewno starczy. Anthrilien mógłby nas łączyć, on umie to za pomocą… telepatii tak to się nazywało nie? No ale jak to jego nie ma to już problem… Ale może jak się zjawi to on by wiedział o jakimś stałym połączeniu… - Jenny odchyliła się w krześle myśląc. Nagle się poderwała.
- Ale ej, to nie jest tak, że nie umiem korzystać z magicznych przedmiotów. Fengraherm dał mi kolczyki dzięki którym mogłabym go odnaleźć. Ta strzałka może zaprowadzić mnie gdybym za nią szła. O ile jest gdzieś niedaleko. Ale wystarczy abym pomyślała i działa. Te drugie to są gdyby on coś chciał. Tak się z nim umówiłam - wyszczerzyłą się dziewczyna od razu przypominając sobie czerwonego jaszczura.
- Tak. Tylko że ta “strzałka”, zapewne działa przez jego moc. Albo zrobił z tego stały artefakt jak... kompas. Zamiast wskazywać północ wskazuje jego położenie. - Przytaknął w zadumie Susanoo - Smoki są mądre i potężne w swej magii.
- Sądzę, że byłby do tego zdolny. - przytaknął chłopiec.
-Znaczy dupa. Z tego nic nie będzie - skwitowała.
Anthrilien pojawił się po jakimś czasie. Bez rozglądania się po karczmie skierował się do stolika.
-Coś ważnego?
Gdy Jenny zobaczyła eldara w drzwiach odwróciła się zasłaniając twarz kapturem. Gdy podszedł i zadał pytanie dziewczyna aż zrobiła się czerwona z zażenowania. Nie mogła jednak nie odpowiedzieć. Przeklinając w duchu raptowną decyzję Susanoo odwróciła się do Anthriliena.
- Hej..! Można tak powiedzieć… Chciałam co prawda prywatnie to załatwić - powiedziała z naciskiem patrząc na rogacza - ale skoro już jesteś to można i teraz. Ale może za chwilę. Siadaj.
- Widzisz zastanawialiśmy się nieco i stwierdziliśmy, że potrzebujemy jakiegoś sposobu na kontaktowanie się ze sobą kiedy nie wiemy gdzie jesteśmy. Nie każde z nas może zrobić jak Su i po prostu zwrócić na siebie uwagę. Ty możesz myśli przesyłać, ale jak ciebie nie ma to problem jest na nowo. Soren ma komunikatory od ludzi z mojego świata, ale mogliby przechwycić transmisje. Plus nie wiem jak z bateriami. Miałbyś jakieś pomysły? - przepraszanie postanowiła zostawić na później.
- Większość z was jestem w stanie wyczuć na duże odległości i przekazać wam informację, ale jest to jednokierunkowa opcja i nie działa w każdym przypadku- stwierdził, spoglądając przelotnie na Sorena- Mogę zostawić wam jeden ze specjalnych kamieni. Działa na podobnej zasadzie do waszego radia, ale to ostatni jaki mam. Drugi ma Anubis, ale wiemy w jakim jest stanie. Co do baterii, potencjalnie byłbym w stanie je naładować.
- Tylko to ciągle ich sprzęt… i jak zaczniemy go używać to zwalą się nam na głowę. Anubisowi kamienia zabierać nie będę. Gdyby wyzdrowiał powinien mieć szansę się z nami skontaktować - Jenny westchnęła słysząc, że na razie ciężko im będzie kontaktować się ze sobą.
- Może Rezoner mógłby mnie poduczyć jego technik, ale to też rozwiązanie na później. A więc kicha. Trudno - po krótkiej chwili milczenia Jenny nerwowo spojrzałą na Lucila i Susanoo. Nie musieli nawet nic robić aby dziewczyna czuła presję. Sama ją sobie narzucała.
- Aaa… no i w sumie druga rzecz. Khm. Chciałam… chciałam cię przeprosić za wczoraj. Poniosło mnie… ten no przepraszam. No - tak właśnie Jenny przeprosiłą eldara.
- Niepotrzebnie -odpowiedział głosem bez uczucia - Zakładam że to resztki moich emocji pozostały w Tobie. Najważniejsze że obyło się bez obrażeń.
Jenny pomasowała szyję.
- Aanoo… taak. Znaczy nie trafiłam cię wtedy. To dobrze - dziewczyna pokiwała głową. Posmutniałą nieco będąc przekonaną, że pogorszyła swoje relacje z eldarem. Za bardzo zależało jej na tym aby mieć ustalone emocje wobec innych. Gniew, złość, nienawiść, miłość, lubienie. Ale neutralność wobec kogoś z którym miała podróżować? To ją dobijało. Uznała jednak, że teraz nic z tym nie pocznie.
- Siadaj, przyłącz się do nas. Chyba nie masz nic teraz do roboty?
- Mam trochę czasu - stwierdził zajmując wolne krzesło - większość dnia o dziwo.
- O. No to fajnie. A na jutro masz jakieś plany? Wiesz, gdybyś potrzebował rąk do pomocy to daj znać… tym razem bez napadów agresji. Obiecuję - Jenny podniosła ręce w geście obronnym.
- Spotkanie. Prywatne - dodał po chwili zakładając że dziewczyna zechce mu towarzyszyć.
- Spokojnie, bez zaproszenia bym nie wpadła.
Ku niezadowoleniu Jenny zapadła cisza. Jak dla niej całkiem niezręczna.
-Ekhem..-Odkaszlnął wampir przerywając ciszę- więc...co planujecie na dziś?
- Po tym poranku? Em w zasadzie środku dnia… Nie wiem. Chyba zaszyję się w podziemiu. Może będą mieli coś do roboty aby nieco kasy zarobić.- mruknęła Jenny.
-Można by coś wspólnie poćwiczyć.. Niby działamy razem a do tej pory nie mam pojęcia co potraficie.
- Tylko gdzie? Do podziemia cię nie wpuszczą. Na górze niby Dawid jest znokautowany, ale nie wiem co z bratem. A jakoś po rozwaleniu budynku chyba nadużywam cierpliwości ludzi tutaj mieszkających - Jenny się skwasiła.
Przy ostatnim zdaniu Anthrilien spojrzał na dziewczynę ale nie odezwał się.
-Pustynia?- zaproponował wapir- tam miejsca nam nie zabraknie.
- Przed nocą trzeba by się zmyć tylko. Co ty na to Anthrilienie? Lucil? Su?
Eldar skinął głową.
-Tak. Z chęcią przyjrzę się waszym możliwością.
- Przystaję. - rzekł okazale Susanoo.
- Też bym się przewietrzył - mruknął Lucil zakręcając już pustą manierkę.
-A noc nam nie straszna- dodał Castell.
- Nie byłbym taki pewny. -rzekł z przestroga chłopiec - Podobno od wczoraj... po całym “incydencie”, jest godzina czuwania. Poza tym, że w nocy, wampiry to norma. To teraz są jeszcze patrole tych zamkowych. Na szczęście, lub nie... nikt nie wspominał o monstrach. Więc pewnie tylko chcą trzymać rękę na pulsie.
-Jednak jest nas pięcioro, a jeśli chociaż połowa z rzeczy które o was słyszałem to prawda…
- To ustalone! Zatem chodźmy!
-Jeszcze moment- wtrącił się eldar, w momencie gdy drzwi do karczmy otworzyły się, a do środka weszła kobieta z mysimi uszami- będzie nas szóstka. To Raisheele, będzie nam pomagać.
Jenny wskazała palcem mysiouchą. Zaraz pomachała. Wiedziała, że to przy niej znów jej się włosy zmieniły.
- To będzie zabawne.
 
Asderuki jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172