Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-10-2016, 21:07   #40
Corrick
 
Corrick's Avatar
 
Reputacja: 1 Corrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwu
Karl, który będąc “liderem” sfory od jakiegoś czasu zdążył poznać kilka rytuałów, nie przypominał sobie, by ten był jednym z nich.
- Co robisz, Aghato? - zapytał. Spojrzał ostro na Ivana, karcąc go wzrokiem, lecz jednocześnie dając do zrozumienia, że coś tu nie gra…
Zachichotała. Ta wizja faktycznie wydawała się rzeczywista. No i pojawiła się okazja, by poznać dziwną “ciotkę”.
- To zależy. - odparła - Kim dla ciebie jestem, mój... miły?
Malkav był nieco zdziwiony wypowiedzianymi przez Aghatę słowami. Przekrzywił lekko głowę i ukradkiem spojrzał na Ivana, podejrzewając jakiś podstęp.
- Kim dla mnie jesteś? - powtórzył. - Czyżbyś zapomniała, moje drogie dziecko? - spojrzał na nią zamglonym wzrokiem i spojrzał na jej aurę, podejrzewając jakiś dziwne, demoniczne zstąpienie.
Aura Aghaty nie była jakoś specjalnie wyjątkowa. Blada jak zawsze, nieco mniej czerwona niż zwyle, były jakieś płomyczki ale nic poza tym.
Amelia ostentacyjnie zaczerpnęła powietrza i westchnęła. Eter uleciał jakimiś dziurami w klatce piersiowej i plecach ze świstem.
- Im dłużej czasu spędzam z Maklavianami tym bardziej utrwalam się w przekonaniu że jestem tu narnolmajniejsza. - stwierdziła zarzucając ledwo trzymające się głowy ucho za plecy.
Ivan podrapał się po głowie.
- A może wytarzamy tym tą córeczkę Ameli co jej nikt nie chce ruszyć nawet z workiem na glowie i po butelce spirytusu? Maseczka z vitae nadała by jej gracji…
- Spieprzaj Igor -
obruszyła się Nosferatka.
- Cisza! - warknął Karl. Spojrzał twardo na Ivana. Miał ochotę wpakować mu kulkę prosto w czoło, ale to na nic by się nie zdało. Żyda nie wyleczysz. Wzruszył więc ramionami i wyrwał kielich z rąk Aghaty. Przegryzł swój nadgarstek i nalał nieco krwi do pucharu… ponownie. - Ghule tez muszą się posilić, moje dziecko. - spojrzał na nią z ukosa.


Wzruszyła ramionami. To nie była jej sprawa. Wstała ze swego miejsca i z fascynacja zaczęła
przyglądać się kolorom wokół. Najbardziej fascynował ją zielony mundur.
- Co tu robicie? Znaczy... robimy? - spytała.
- Co tu robimy? - był zdziwiony. - Powinnaś wiedzieć, moje dziecko. - rozejrzał się niepewnie po pozostałych towarzyszach.
- Zapomniałam. Przypomnij mi. I nie bądź taki sztywny, bo zaraz się złamiesz. Wyluzuj, przystojniaku.
Aghata nigdy tak do niego nie mówiła… Ale cóż, zawsze jest czas na nowe! Klasnął w dłonie i przyciągnął ją do siebie. Pocałował ją prosto w usta, lekko przegryzając jej wargę i dzieląc vitae pomiędzy nich.
- Och, moja kochana… Świętujemy i planujemy!

Odsunęła się nieco i przyjrzała się mężczyźnie. Jednak szybko jej uwagę przyciągnęły inne kolory. Była niczym ćma na kolory - chłonęła je całą sobą.
- Jasne, co tam chcesz, dziadku…
- Dziadku?! -
warknął, lekko zaskoczony. - Aghato, nie waż się więcej tak do mnie mówić! - trochę się zawahał, w efekcie czego nie pociągnął jej za włosy. - Pamiętaj o tym, kto tu rządzi. - spojrzał na nią surowo.
W między czasie Ivan, Igor, Armand czy kim tam dzisiaj był, podłapał rozrywkowy nastrój:
- Sajus neruszimyj respublik swabodnyh!!! - zaczął wydzierać się na całe gardło maszerując w stronę drzwi od kaplicy, za którymi czekali “interesanci”.
- HALT! - warknął Karl, kierując te słowa do Ivana.
Młody zatrzymał się w pół kroku.
- No co? - wzruszył ramionami i spojrzał po pozostałych szukając zrozumienia.
Astrid spojrzała na swojego Ojca, gdy ten był jeszcze głupi i młody. Ten wampir ją stworzył i... zniszczył jej ludzkie życie. Coś zaświtało w głowie Malkavianki. Impulsywnie przytuliła się do Karla, chowając twarz w jego piersi.
- Przepraszam... ja... jednak nie czuję się dobrze.

Karl odruchowo przytulił swoje childe, spoglądając karcąco na Ivana. Pogładził jej włosy, zaś do młodego rzekł: - Nic. Rozgoń wszystkich pod drzwiami. Na dziś kończymy.
- Co teraz? -
zapytała Karla, znów mu się przyglądając. Czuła się zadziwiająco bezpiecznie w jego ramionach. Powoli rozluźniała się, odczuwając irracjonalne pragnienie pozostania tutaj. Tylko gdzieś na dnie umysłu kołotało się wspomnienie Wojtka…
Ivan wzruszył ramionami. podszedł do jednej ze starych ław i chwycił leżący nam AK47, tak uzbrojony otworzył drzwi i z przyłożenia puścił serię w zebranych.
- Trafiony zjedzony! - zaśmiał się.
- Teraz, moja droga, wybierzemy grupę, która przejdzie chrzest… już niebawem! - uśmiechnął się do kobiety.
- Czad. - skomentowała tylko.
- Chodź! - złapał ją za rękę, ciągnąc w stronę wyjścia. - Ivan, staraj się nie zabijać kobiet. Są mi potrzebne. - powiedział, mijając Żydka.
- Oui, il est! - zapewnił Ivan, gdy mijała go Aghata dodał jeszcze - Baw się dobrze mamo!
Amelia stojąca wciąż w głębi kaplicy prychnęła.
- Sama jedna z wariatami...
To wszystko było takie złe... a jednak oni robili to z taką naturalnością. Zafascynowana Astrid dała się porwać Malkavianowi.
Karl odwrócił się w stronę Amelki. - Amelko, przecież jest jeszcze John. - posłał jej ciepły uśmiech. - Być może niedługo do nas dołączy. - uśmiech stał się szeroki od ucha do ucha. Gdy wyszli z pomieszczenia, zaczął nadawać i trajkotać:
- Zastanawiałem się kogo wybrać… Z jednej strony John jest mi potrzebny tutaj, ale zasługuje na to, by włączyć go do sfory… Trzynastki i czternastki nie ruszamy, zostają w bazie i biorą dalej udział w badaniach. Nie możemy sobie pozwolić teraz na stratę tak cennych osobników… Ale możemy przecież stworzyć nowych! - gdy tylko to powiedział, lekko posmutniał. - Ale nie mamy tylu obiektów w bazie… Na pewno przemienię Herberta! Zasłużył na to, był wierny. Może weźmiemy trójkę i dziesiątkę? Choć trójka trochę za cicha, jak na nasze standardy… Co sądzisz, kochanie? - przystanął w miejscu, czekając na odpowiedź swego childe.
- Ja... myślę, że to złe. I że robisz krzywdę. Nam wszystkim. - popatrzyła na Karla z powagą. Dlaczego tak bardzo miała ochotę go pocałować? Zagryzła wargi.
- Ja? - zdziwił się Karl. - Ja robię wam krzywdę? Chciałem ci przypomnieć moja droga, że to twoje kumpele, Kieł i Sol, to zapoczątkowały. - uśmiechnął się krzywo.
- Ty mnie stworzyłeś. Ty na to pozwalasz. - odgarnęła zbłąkany kosmyk z czoła.
- Za twoim pozwoleniem, drogie dziecko. - jego mina nie wyrażała zupełnie nic.
- Gdyby nie ty... Ivan nie byłby taki. On będzie krzywdził swoje dzieci, tak jak ty jego krzywdziłeś. Albo i gorzej. A ja? Będę wpadać do nich na chatę, torturować ich, kaleczyć... Moje pozwolenie i postanowienie na nowy rok, to... bądźmy milsi. Co, dzi...tatku?
Karl parsknął śmiechem. - Ivan jest twoim dzieckiem, kochana. A ja… cóż, kroczyłem kiedyś inną ścieżką, póki mi nie wskazałaś tej jednej, właściwej. Ścieżki Mocy. Ona nie toleruje słabości, dobrze o tym wiesz. Czyżbyś miała problemy z pamięcią, Aghato? - spojrzał na nią podejrzliwie.
- To kwestia refleksji - zastanowiła się i spróbowała z innej strony - Brakuje mi tamtego Ciebie.
Przystanął w miejscu, a jego wzrok stał się zamglony. Rozejrzał się wokół, jakby szukał miejsca, do którego zmierzał… swego pokoju. Westchnął, głośno i przeciągle, a jego ramiona jakby opadł. Zdawał się kurczyć w sobie…


- Dawnego mnie? - podniósł dłoń i odgarnął niewidzialny kosmyk włosów z jej twarzy. - Jego już nie ma, kochana. Nic już nie będzie takie samo… - szepnął cicho, jakby odpływając w trans… Zaś tak naprawdę, to miał niezły ubaw, drocząc się ze swoim childe w sposób, w jaki ono droczyło się z nim. - Już nigdy nie wyjdziemy na słońce, jak uwielbiałaś to robić…
Zrozumiała i naburmuszyła się. Nie zostało jej nic innego, niż obserwować dziwnego wampira, dopóki trwa wizja. A może to jednak nie była wizja? Może faktycznie przeniosła się w czasie? Ciężko było w to uwierzyć. Rozejrzała się. Wokół nie było żadnych duchów. Trochę ich brakowało…
Z pobytu w Umbrze Astrid pamiętała jednak iż widywała byty z przeszłości, teraźniejszości, oraz czasów które jeszcze nie są ani jednym ani jeszcze drugim. Może to co śmiertelni myśleli o naturze czasu, było tej samej wartości co większość z nich myślała o wampirach? a może po prostu Maklavianka była bardziej szalona niż do tej pory uważała…
Reinhardt powiódł Aghatę do swego pokoju. Opadł na łóżku i spojrzał na nią lubieżnie… po czym wstał i wyjął z lodówki dwie półlitrowe flaszki z vitae. Postawił jedną przed wampirzycą, drugą otwarł i upił łyk. - Poczęstuj się. - uśmiechnął się do niej. Poczuł się jakby znów znaleźli w 1943 roku, gdy nie było sfory, nim Kieł i Sol zdążyły namieszać jego childe w głowie… I uwięzić go na dwa lata.
Robiło się ciekawie. Astrid usiadła obok wampira i za jego przykładem otworzyła flaszkę, a potem upiła krew.
- A ty jakie masz refleksje noworoczne, ojcze? - spojrzała na mężczyznę.
Chociaż był jej obcy, nie mogła oprzeć się wrażeniu więzi i... miłości, jakie odczuwała. Bez namysłu zebrała palcem kropelkę krwi z kącika jego ust i zessała z opuszka.

Astrid

Vitae miała śliny posmak alkoholu, mało wyszukanego za to dość mocnego. Kątem oka Astrid zauważyła, że dolny guzik Karlowej marynarki jest inny niż reszta, bardzo podobny do guzika jaki miała “ciotka Aghata”.

Karl

Aghata już wcześniej zachowywała się dziwacznie, wszak była jego childe. Karl przez ostatnie lata poprzez swoje eksperymenty miał możliwość spotkania dosłownie dziesiątek wampirów… z czego większość stanowili Maklavianie. Kainita wyrobił już sobie dobrą opinię na temat nieograniczonej liczby szaleństw. Aghata była pijaczką, piła wszystko i wszystkich. Kain jeden wie jakie wariactwo mogła wyłapać tym razem i ile czasu to potrwa.
A może to test? może Kapłanka testuje jego oddanie Ścieżce? co powinien uczynić? ukarać ją? Żydek i Amelia przecież obserwowali jego zachowanie. Jego kochana Amelia i krnąbrny mały Żydek. Przecież nie mogą sobie pomyśleć że jest słaby.
Wiedział, wyczuwał, że to test. Uderzył w kobietę ze mocą swego umysłu, atakując jej zmysł wzroku. Nie miał zamiaru dawać manipulować sobą w ten sposób. O nie, musiał pokazać, że to on tu rządzi…
Astrid zobaczyła ogromne stworzenie podobne do goryla, stojące za plecami drogiego Jej Karla, dybiące na jego życie. Kobieta rzuciła się. w kierunku potwora starając się zasłonić własnym ciałem bliską jej osobę. Trafiła jednak tylko na powietrze, a kiedy się odwróciła, Zobaczyła ostrze ogromnej kosy tuż przy twarzy wampira, strach przed tym, że stanie mu się krzywda był ogromny.
- Dobrze, przestań! - przypadła ze strachem do niego. Wiedziała doskonale co robi, a jednak ustawiła się tak, by osłaniać Karla od wyimaginowanych zagrożeń.
- Czyżbyś nie była dość silna, moje dziecko? - spytał Malkav, spoglądając na nią z ukosa. - Słucham, Aghato. - założył ręce za plecami, spoglądając na kobietę ostrym wzrokiem.
- To nie jest kwestia siły. - warknęła - Zniosłabym znacznie więcej dla Ciebie. Wiesz to. Po prostu nie widzę w tym sensu. Zadajemy ból, docieramy do granic naszej wytrzymałości... po co? Żeby się odczłowieczyć? Co czeka na końcu tej ścieżki poza ciągłym polowaniem i dominacją?
- Och, moje drogie dziecko… -
westchnął, podchodząc do niej i uwalniając ją z okowów swego umysłu. Przytulił delikatnie kobietę. - Na końcu naszej ścieżki jest zwycięstwo. Wieczna chwała i potęga. Oraz wiedza i panowanie. To nasza natura, nasze przeznaczenie, zesłane nam przez Kaina. Zresztą, chyba o tym wiesz, prawda?
- Tak, wiem.

Przytuliła się do mężczyzny. Sama jego bliskość działała kojąco. Chciała mu wierzyć. Chciała przy nim zostać. I tylko gdzieś na dole umysłu pobrzmiewał ostrzegawczy dzwoneczek.
Zaś w oddali dudniały wystrzały karabinów i głośne wiwaty. Wybiła dwunasta.
Karl ujął Aghatę za pas i przyciągnął do siebie. Pocałował ją namiętnie, nie bawiąc się w żadne ceregiele. Po chwili oderwał się od kobiety i szepnął - Wszystko najlepszego, moje dziecko.
- Wszystkiego najlepszego. -
odparła.
- Już niedługo będziemy mieli nowe mieszkanie, kochana. - uśmiechnął się. - Zjemy w końcu tę kolację w zamku, jak Ci mówiłem. - pocałował ją w czoło.
Nie odpowiedziała. Dotyk mężczyzny był przyjemny, ale czy mogła mu zaufać? Gdzieś w głębi jej jestestwa tliła sie myśl, by zabić. Zniszczyć Karla, Aghatę... Ojca. Tylko tak mogła ocalić swoją ludzką rodzinę i siebie. Były to jednak puste odczucia. Kochała ich. Wszystkich. A najbardziej Karla. Może gdyby mu powiedziała... może miałby siłę... odebrać jej życie? Najpierw jednak chciała wiedzieć czym zajmował się jej “dziadek” i co tak właściwie się z nim stało, że nigdy go nie spotkała.

- Co mam teraz zrobić? - zapytała.
Starszy wampir tylko się uśmiechnął i nachylił do jej ucha. - Przygotuj się, atakujemy jutro w nocy. - jego wyraz twarzy stał się drapieżny. - Odciągniemy uwagę ghulami, sami wejdziemy od rzeki i ciach! Zamek jest nasz. - uśmiechnął się.
- Jak dokładnie to widzisz? - zapytała, mając nadzieję, że w końcu dowie się kto jest przeciwnikiem.
Karl pokręcił głową. Wydawało mu się, że Aghata wszystko zapomniała... Ale to było możliwe, biorąc pod uwagę, że większość bazy zamieszkiwali Malkavianie i ich ghule. Same świry. Westchnął i odparł. - Napuścimy ghule na ochronę zamku Tzschocha. A my, nasza sfora z kilkoma młodszymi wampirami, wejdziemy do samego zamku i zabijemy tego Szczura, który się tam panoszy.
- Po co? -
odważyła się zapytać.
- Oj, drogie dziecko... - westchnął, łapiąc się za głowę. - Bo wzgardził Amelką. Bo targnął się na moje życie kilka lat temu. A poza tym... - jego twarzy przybrała drapieżny wygląd. - Bo możemy.
- Jak zechcesz. -
westchnęła, choć wcale nie potrzebowała powietrza. Najchętniej poszłaby do siebie, ale do licha, czy miała jakiś pokój?!
Wampir ujął podbródek swego childe. - Och, Aghato... to jest nasza wizja.
- Nie jestem już przekonana. -
odparła z pozornym smutkiem - Czy... mogę odejść?
- Tak, tak... -
Malkav tylko machnął ręką, odwracając się w stronę biurka.
 
Corrick jest offline