Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-10-2016, 23:29   #54
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Erik patrzył bez wyrazu jak jego oddany hirdman wyzionął ducha.
- Więc tak zawieracie sojusze? Zaiste Aros może być spokojne o waszą pomoc.
Pięść wampira zacisnęła się mimowolnie.
Helleven spokojna mimo tego co działo się dookoła podeszła do jarla Tissø i głowę skłoniła.
- Wybaczcie mi proszę me zachowanie, za Dary którem otrzymała cenę przychodzi mi różną płacić. Niestety mieliście okazję ujrzeć tą gorszą. - Głos aftergangerki był chłodny ale mówiła z szacunkiem.
Nie spojrzał na nią nawet na moment. Patrzył najpierw na jarla bezdroży opuszczającego salę, a później wpatrywał się w drzwi, przez które niedawno spektakularnie przeleciał.
- Tyś jak on. Umarła, lecz po trzech dniach do żywych wróciła. Serce włócznią przebite.
Wtedy odwrócił się twarzą w jej stronę.
- Oko oddałaś za mądrość? Jako i on? Wszechojciec?
Zaśmiał się pod nosem. Nie oczekiwał odpowiedzi na te pytania. Nie miały znaczenia.
- Przelej więc może i na mnie strużkę tejże mądrości i powiedzże, co żeś zobaczyła gdy mnie dotknęłaś
- Niestety nic co mogłoby pomóc w rozwikłaniu zagadki Waszego samopoczucia. -
Odparła. - A co żem ujrzała? - Uśmiechnęła się leciutko i głowę ku niemu pochyliła szepcząc. - Emocje Wasze bardzo silne, chcesz bym przy wszystkich się nimi dzieliła?
Wokół rozniósł się zgrzyt jego zębów.
- Znam swe emocje. Nie musisz. Ty! - wskazał palcem na kobietę która odprawiała łacińskie modły nad jego zmarłym hirdmanem.
- Podejdź tu! Do mnie.
Navarrka zatopiona w sobie nie zwracała uwagi na otoczenie. Nie zwróciła też na nakaz jarla wydany podniesionym tonem. Emanował od niej spokój, tak odmienny od tego, co działo się w chacie.
- Na co Ci ona? - Zapytała zaciekawiona Wiedząca poglądając również na Karinę.
- Na nic - poczynił kroków kilka w jej stronę, orientując się, że noga nadal jest nienaturalnie wykręcona. Obrócił kostką, coś chrupnęło i ruszył już mniej kulejąc w dalszą drogę. Położył dłoń na jej ramieniu i odwrócił w swoją stronę.
- Kto go zabił?
- Wypadek - wskazała mu na leżący obok ciała sztylet Ingeborg.
- Wypadek? - parzył jej głęboko w oczy. Jakby nie do końca dowierzając. - Możesz mi opisać ten wypadek?
Karina podniosła się z klęczek i stanęła na przeciw aftergangera, któremu wzrostem nie ustępowała.
- Rzuciła się na skalda, mimo ostrzeżeń. Odrzucił ją na kolejnych szarżujących by nie zabijać. Sztylet nastawiony do walki miała, lecąc nie kontrolowała ciała. Ostrze wbiło się w ramię. Drugi sługa, z tatuażem, ranion lżej został. Trzeci atakował również i również jeno odrzucon został. - tłumaczyła spokojnym tonem, w którym jednak uniżoności nie było. Zrozumienie i współczucie za to tak.
Afterganger delikatnie pogłaskał ją po głowie bawiąc się na chwilę puklem włosów, który pochwycił.
- Zaiste wypadek. Dlaczego się rzuciła na skalda?
Volva widząc gest jarla bliżej Kariny podeszła i na niego pojrzała.
- Twa służka już martwa być mogła za to co uczyniła lecz ją oszczędzono. Niefortunnie zaznajomianie nam wyszło, przyznaję. Główszczyznę za Twego sługę dostaniesz. Nie chcemy więcej sporów.
Przysunął pukiel włosów do swojej twarzy i wciągnął powietrze.
- Ładnie pachniesz - skłamał gładko - To ty mi powiesz dlaczego się na skalda rzuciła, czy ta tutaj, co to życie ludzkie wykupuje za pogłówne? - konspiracyjnie wskazał ruchem oczu miejsce w którym stała Helleven.
Tym razem dziewczyna wyciągnęła dłoń i przesunęła palcami lekko po policzku Eryka. Z każdym centymetrem muśnięcia jego zły nastrój, strach i gniew ulatniały się. Zupełnie jakby ktoś rozwiewał chmury przed nim.
- Bo Cię miłuje. - rzekła spokojnie. Odsunęła się i o kilka kroków odstąpiła, by zatopić się ramionach Bjarkiego, który obok stanął.
Podniósł się i spojrzał tym razem wprost w twarz Helleven.
- Zaiste, przypadki, wypadki, miłość i brak sporów. Wszakże początku lepszego w sagach nie możnaby sobie wymarzyć. Jak cię zwą? I jak straciłaś oko? - z uśmiechem patrzył na aftergangerkę. Ciężko było powiedzieć, czy gniew w nim nadal pozostał, czy raczej rozmył się niespodziewanie. Było w nim coś co kazało skupiać uwagę na jego osobie. Może w jego ruchach, a może w tonie głosu? Jakiś przekaz, trudny do wychwycenia dla postronnego obserwatora. Jednak u Helleven wzbudził uczucie.
- Nie przedstawiono nas sobie jeszcze? - Volva uśmiechnęła się leciutko. - Elin, Widząca ścieżki Asów i Wanów, Zaglądająca Nornom przez ramię. - Skłoniła się lekko. - A oko? Wszechojcu podarowałam.
Ujął ją delikatnie pod ramię i zaczął prowadzić w kąt izby.
- Służka Odyna a jednak masz li tu kobietę z kraju krześcijan. I nie jest niewolna. Hmm. Zaiste odyn wyrozumiały. Coże się stało. Tak naprawdę? Po kolei. Kto winien śmierci Görgena? - głos zniżył niemal do szeptu, i usta przysunął pod ucho aftergangerki
Zmarszczyła lekko brwi i w kierunku Navarrki pojrzała.
- Nie ja ją tu sprowadziłam. - Wzruszyła lekko ramionami, by wrócić spojrzeniem błękitnego oka na Erika.
- Ale prawdę powiedziała. Rudowłosa rzucona przez Freyvinda ostała i tak ranion Twój sługa został…. - Zamilkła na chwilę, gdy usta ku jej uchu zbliżył i lekko otarła się o niego. - Powstrzymać walkę próbowałam.. - Westchnęła cicho. - Udało się jeno Twą służkę ocalić.
Odwrócił się do niej, jednak nie puścił ramienia. Ich ciała stykały się. Wolną dłonią rozczesał jej włosy, jak wcześniej Kariny. Uśmiechał się cały czas i patrzył głęboko w jej oko. Jej martwe serce rozpalał żar. Gdyby tylko na powrót bić mogło, biłoby dla niego. Nagle wszystkie jego wady zniknęły. Stał się całym światem. Czuła, że uczyni dla niego wszystko, jeśli tylko ją o to poprosi. Ale on nie chciał prosić. Stał tak i wpatrywał się w nią, a jej niepewność rosła. Cóż mogłaby zrobić, żeby go zadowolić?
- Nasz żal nikomu życia nie wróci. Chodź, porozmawiamy z twoim bratem
Tym razem jego lewa dłoń powędrowała w dół, a jego palce splotły się z jej palcami.
Wolną rękę uniosła ku jego policzku i pogłaskała delikatnie.
- Po co nam on? - Uśmiechnęła się spokojnie ponownie o niego ocierając. - On furiat. - Jej głowa zniżyła się ku jego szyi na chwilę, by z trudem oderwać się i wrócić spojrzeniem ku niemu.
- Nie krępuj się jeżeli tego pragniesz - ponownie przejechał jej dłonią we włosach, delikatnie je ciągnąc i odchylając głowę. Pocałował ją namiętnie przez chwilę, po czym przysunął na powrót do swojej szyi.
Westchnęła tęsknie ale opanować się ciągle zdołała i jedynie językiem po jego szyi przejechała.
- Konsekwencje… Zawsze konsekwencje… - Odsunęła się leciutko od niego. - Nie miałbyś już potem ze mną tyle zabawy co teraz. - Szepnęła mu w usta.
Znów ucałował ją namiętnie, wodząc dłonią po jej ciele. Gdy po chwili się oderwał powiedział:
- Nigdy nie należy sobie odmawiać przyjemności, nieważne jaką miałyby mieć cenę. Wszak jutro może nigdy nie nadejść, lub przynieść zmierzch bogów.
Jego wzrok skupiał się gdzieś za jej plecami.
- Twój brat to zaiste furiat.
Puścił ciało kobiety i ruszył w stronę skalda. Wszak sytuacja w izbie rozwinęła się mocno.

********

Freyvind wyszedł z izdebki, a widać po nim było, że osiągał powoli granicę szału. Kierował się wprost na Karinę.
Navarrka myła ramiona w cebrzyku, z krwi je płucząc i szorując. Ubba z Bjarkim sprzątali chatę z porozwalanych ław. Vivi leżał jak go położyli, ciało zmarłego dwóch wojów wynosiło.
Jorik zoczywszy skalda mruknął:
- Zakopać krew czy wynieść?
Odpowiedzi nie uzyskał, kły aftergangera wysunęły się, gdy podszedł do Navarki.
stanął nad nią wściekły prawie po drżenie rąk.
Wyprostowała się, pucowanie przerywając. Pytanie w oczach aż nadto wyraźne było.
- Powiedz - wycharczał - że boskości Asom i Vanom nie odmawiasz. W swego wierząc. W nich bogów znasz i widzisz.
- Dla mnie jeden Bóg istnieje - odrzekła spoglądając mu w oczy bez lęku, ale i bez wyzwania.
Przez chwilę stał przed nią w bezruchu. Jedynie patrząc.
Nagle jednak dłoń wyciągnął ku jej szyi i ucapiwszy za materiał sukni uniósł w powietrze po czym brutalnie, choć nie z mocą do ściany przyparł, nogi majtały jej bezradnie.
Dłoni się jego uchwyciła i z napięciem w oczy zajrzała. Poczuł drżenie jej ciała z wysiłku lecz… gniew jego ulatywał. Wściekłość jego ktoś zabrał. Umysł czysty na powrót był. Wypełniała go wierność i miłość dla bogów jednak bez grama złości, bez cienia czerwieni gniewu.
Grim za to zagniewany podszedł do nich i ciężką dłoń swą opuścił na ramię skalda.
- Panie. - nakazał swym srogim głosem, co na specjalne okazje jeno zachowywał.
Spokój wypełniał go tak,że aż nie czuł się sobą. Ostatni raz podobnie czuł sie w czasie powrotu do Ribe, gdy puścił go szał jaki krążył mu w żyłach po wypiciu krwi wilkołaków.
Tyle że teraz było jeszcze gorzej.
Gniew towarzyszący mu od pół wieku ulotnił się całkiem, a nie tylko odpełzł głębiej i się stłumił.
- Jeżeli jeszcze raz swe modły będziesz odprawiać przy sługach moich, nad ciałami wojów wiernych bogom, to oddam cię połowie miasta, potem zabiję. Pojęłaś, Karino?
- Zawsze tak swych ludzi traktujesz? - rzekł Erik gdzieś z za pleców Freyvinda - a może ona nie jest twym człowiekiem, i też wypłacisz za nią główszczyznę?
Helleven za Erikiem ruszyła zaciekawiona stanąwszy blisko niego. Jednak jego ostatnie słowa sprawiły, że odsunęła się lekko świadoma, że chcąc załagodzić spór jeno tylko rozjuszyła jarla.
Bjarki spojrzał na skalda:
- Puść ją, panie. - poprosił tym razem. - Pomówić nam trzeba, na osobności. - dodał z chmurną miną.
Skald milczał, jeno mocniej pięść zacisnął patrząc Navarce w oczy. W jego wzroku był pełen spokój, ani śladu choćby irytacji. Tylko zimne oczekiwanie.
W jej oczach jednak ogniki buzowały. Gorąca navarrska krew poczynała ożywiać:
- Zaliż swem słowom przeczyć będziesz? - Godi skrzywił się widocznie, gdy dziewczyna w twarz skalda słowa głosem pewnym wypowiedziała - Rzekłeś, że ci to za jedno, żem krześcijanka i modlić się mogę do kogo chcę bylebym ludzi nie nawracała. Zaprzeczysz?
- Tak.
- Frey! - Erik krzyknął. - Spójrz na mnie i puść ją. Naprawdę więcej ofiar ci trzeba? Naprawdę będziesz opowiadać o dyskrecji, podczas gdy hirdmani twoi trupy kolejne stąd wynoszą?
- Tak tedy odeślij mnie do Agvindura, alibo ziścij swe groźby. Bo przestać modlić się nie przestanę. Na niczyj rozkaz. - odparła gniewnym spojrzeniem tocząc po Freyvindzie.
- Twoja wola. W pęta ją. - Puścił dziewczynę.
Grim pobladł jak płótno.
Objął Karinę, co ramię jego odtrąciła dumnie się prostując.
- Nie! - Erik stał wyprostowany. Odmieniony. Ni rany na jego ciele nie zwracały uwagi, ni brudne odzienie. Ni otwory wydarte przez jego własne kości. Miał w sobie coś szlachetnego. Coś, co wymuszało podporządkowanie.
- Dość. Już raz pokazałeś jakim jesteś dowódcą. Starczy twych rządów. Jeśli nie chcesz jej jako służącej, to ja ją wezmę. Jako główszczynę za zabitych. Nie będziesz jej w dyby zakuwać.
- Jeśli ją odeślesz, i ja odejdę - dodał cicho godi. Cichy głos zdradzał napięcie, twarz z oczodołem skakała w tiku.
- Bracie, przemyśl tą decyzję. Przemyśl ją bardzo dobrze, bo możesz stracić wiele. - Odezwała się volva słysząc Bjarkiego.
- Już straciłem - odpowiedział jeszcze na pozór spokojnie czując uczucie… jakie zwykle czuł przy Agvindurze, który sięgał po ostateczność mamiąc zmysły i wymuszając podległość. Od Eryka biło to samo. Zwalczył to w sobie… Jako i szał rodzący się gdzies wewnątrz - Jeden sługa kretyn, co nie potrafi wytłumaczyć czego nie powinna robić. Druga służka mi się opiera, to co w niej siedzi przemaga.
- Dobrze więc. Ustalone. Głowa za głowę. Ona i on będą mnie służyć, jako główszczyna za tychże cożeś zabił - powiedział Erik spokojnie. - Za jednym razem problem rozwiążesz i dług spłacisz.
Skald poczuł jak budzi się w nim bestia, dziki, pierwotny szał. Chęć mordu i niesienia wokół bezprzykładnej rzezi. Navarka tylko na moment wytłumiła jego emocje złości, gniewu, frustracji, ale nie było to stałe. Emocje i gniew znów zaczęły w aftergangerze narastać, szczególnie gdy sama zaczęła odczuwać gniew.
Słowa Bjarkiego i wspomnienie zachowania Chlo na powrót drążyły bezsilność, którą zaraz zakryła wewnątrz niego fala złości, gdy Eryk próbował na nim mocy Canarla mającej wymusić bezwarunkową podległość i uniżenie. Nawet gdy stosował to Agvindur, skald czuł za każdym razem wsciekłość, zresztą nie tylko on. Wspomniał Ribe i Elin złą na jarla za ten czyn.
Nie zdążył jeszcze zwalczyć w sobie tego co zaczęło napierać na trzeszczącą tamę, gdy z siłą kowalskiego młota uderzył w niego sens słów jarla Tisso.
Miał płacić główszczyznę za to, że bezbronnego zaatakowali go we czwórkę.
Miał w ramach główszczyzny tej oddać przyjaciela.
Coś w nim pękło, eksplodowało wewnątrz. Tym razem nawet nie chciał walczyć z bestią, z szalonym śmiechem wypełzająca z odmętów jego umysłu otworzył się na nią kompletnie na krótką chwilę, lecz zaraz ścianą zasłonił dziurę, którą zaczęła wypełzać.
Chlo, Jorik, Bjarki, Elin, Volund…
Czuł się przez chwilę jak volva widząca przyszłość, nici Skuld. Rozszarpane ciała, kończyny leżące gdzie popadnie. Aż poczuł ten ból jakim targnęła nim kreowana wyobraźnią wizja. Nie taka jak volvy, wyobrażenie konsekwencji.
Ból ten i desperacja naparły na dziką siłę wychodząca z niego.
- Nie będzie żadnej główszczyzny - powiedział ciężkim głosem.
- To wolni ludzie, jarlu… Nie godzi się nimi wymieniać, chyba, że sami tak zdecydują. - Dodała Helleven i wzrok na brata skierowała. - Jednakże zadoścuczynienie jakieś się należy, Freyvindzie… tym bardziej iż całe zamieszanie z mej winy wynikło...
- Nie. W czwórkę z bronią na mnie się rzucili. Ja swej nie wyciągnąłem nawet - mówił drgającym głosem. - Ona własnym ostrzem zmarłego chlasnęła. Ja chcę rekompensaty. Choć śmierć obiecałem temu kto pierwszy na mnie ruszy, dzięki volvie obietnicy danej bogom spełnić nie muszę, bo w ich plany wejrzała. Ale zadośćuczynienia to ja winienem wołać. Ingeborg mi za to darujesz?
Erik pokiwał przecząco głową.
- Wolnych ludzi gorzej niźli ja swych niewolnych traktujesz. Jeśli chcesz rekompensaty, to w bogactwie bym ci ją wypłacił. Nigdy w żywym inwentarzu. Czemuż się na mnie z pięściami rzuciłeś zatem? Ku chwale bogom? Walhallę zapewni ci atakowanie rannego od tyłu?
Głos aftergangera był niezwykle spokojny.
- W siostry przez krew obronie, choćby przeciw Jotunom stawał będę. Sam sugerowałeś win i krzywd rekompensatę w sług oddawaniu. I bacz co mówisz jak kogo traktuję - tonowi głosu skalda też zarzucić nic nie było można ale w oczach miał stal i zdecydowanie. - Karinę w pęta, potem zdecyduję co z nią uczynić. A Ty - zwrócił twarz ku Bjarkiemu - polecenie dostałeś Chlo z oka nie spuszczać. Gdzieś był i coś robił gdy mimo zakazów mych, ściągana mocą jakowąś przez Erika, ku niemu bieżyła gdy z niemocy się budził? Świadkiem też nad Engelsholm byłeś, że przy Chlo zabroniłem nawet einherjar, Volundowi, krześcijańskie modły mówić. Miałeś w służbę Karinę wprowadzić, takie polecenie dostałeś - w głosie Freya czuć było szyderstwo. - Zali Ty mi jeszcze Bjarki służysz, że odejściem grozisz?.
- Służę Freyvindowi Lenartssonowi jako i Chlotchild i jako ona - wskazał na Karinę - Jego w Tobie nie poznaje ostatnim czasem. - wielki wiking wyprostował się spoglądając na pana swego - Nie jestem pewien nawet czy Ty zdajesz sprawę sobie z postępowań własnych czy Loki ułapiał Cię w swe pazury. - godi przemawiał powoli i bez gniewu. Spoglądał na skalda z namysłem - Skald jakiego znam na szacunek zasługiwał swymi czynami i dlatego go Jarlem Bezdroży zwali ci co nikogo innego nad sobą uznawać nie chcieli. To co widzę do tego szacunku się nie przydaje. - Bjarki po raz pierwszy od dawna tak długą przemowę wygłosił ze smutkiem patrząc na Freyvinda. - Skoro uznajesz, żem intelektem uwłaczał, lub lojalnością tom w służbie Ci nie potrzebnym. Jeśli Chlo zdradziła Cię kiedykolwiek, takoż bez niej ci lepiej będzie. - w głosie dumę godiego słychać było.
- Na oku Frankę miałem, pomagając ratować rannego by awanturze pomóc zapobiec. - odwrócił Karinę ku sobie i spojrzał w oczy. Po policzku pogładził. - Jeśli ona w pęta tako i ja. - rzekł nie patrząc na Lenartssona - Rzekłeś, że czcić może kogo chce. Modlitwa to część czci i wiary. Niczemu czegoś żądał nie uchybiła, nie nawraca, nie wywyższa się ni Białego imienia wciąż na ustach nie nosi.
Skald patrzył na niego nic nie mówiąc, tylko w oczach migotało mu niezrozumienie może nie tyle słów Grima, co tego kiedy dostał czymś w głowę i w jednookim łbie coś zaczęło iść w stronę szaleństwa.
Nie zdążył odpowiedzieć bo Erik złapał dłoń volvy i przyciągnął ją do siebie.
- Naprawdę brat we krwi musiał cię bronić przede mną? - twarz miał przy jej twarzy. Blisko niczym kochanek. W końcu delikatnie musnął jej usta, by zaraz przestać - a może to brat twój szukał powodu by w nienawiści mnie zaatakować? Jak myślisz Elin?
Skupiona na wypowiedzi Bjarkiego pozwoliła się przyciągnąć jarlowi i wzrok utkwiwszy w jego twarzy objęła go jakby naturalnym dla niej gestem.
- Dlaczegóż miałby Cie nienawidzić, Jarlu? - Zapytała zaskoczona gładząc delikatnie jego policzek. - Jako żem mówiła prędki w działaniu, myślał, że krzywda mi się dzieje. - Odparła spokojnie zerkając na Freyvinda.
- Tobie? - skald spojrzał na volvę. W oczach zalśniły mu błyski ironii. - Zaprzeczysz, że komuś krzywda się działa - dodał nie mówiąc zbyt wiele przy postronnych, ale na tyle by Helleven zrozumiała jego przesłanie.
Ta uśmiechnęła się jeno głowę kładąc na ramieniu Erika, wzroku ze skalda nie spuszczając.
- Zaprzeczę, że winę tu ponosił jarl Tissø. Doskonale wiesz jak moje zdolności potrafią się przeciw mnie obrócić.
- Opowiedz nam tedy -
odpowiedział grzecznie acz szyderczo - ze szczegółami, co zaszło i czemu nasza, moja i Volunda, siostra przez krew, z krzykiem i szlochem od Eryka uciekała. Czemu kryła się gdy mimo jej stanu szedł jej krokiem o gryzieniu jeno mówiąc. Możesz to dla nas zrobić? Elin?
Obruszyła się lekko, gdy Freyvind wyraźnie mówił, jakby o kim innych miała opowiadać.
- O gryzieniu? - Spojrzała z namysłem na Erika. - Chciałbyś mnie ugryźć? - Uśmiechnęła się zachęcająco, po czym kontynuowała. - Próbowałam użyć swych zdolności na Jarlu, wszak nie wiemy co mu dolega. Coś poszło jednak nie tak… Widziałeś już, bracie, - zaakcentowała ostatnie słowo - jak reaguję w takich sytuacjach. Jestem wdzięczna za Twą troskę, nie było w tym wszystkim jednakże winy Pana na Tissø.
- A kto… - Frey zbliżył twarz do twarzy Helleven, wciąż zimny i przepełniony spokojem - Kto… - zbliżył usta do jej szyi. - Kto powiedział ci Helli co czyniła Elin… - wyszeptał prawie bezgłośnie do jej ucha.
Odchylił się i spojrzał na Grima.
- Karina do Chlo, do Izby. Ty odpowiadasz za nie Bjarki. Los jej zależy od ciebie. A ty - zwrócił się do Erika - nie wiem czy z wolą czy mimo woli Frankę do siebie ściągasz. Nie wiesz o niej czegoś Eryku, nie wiesz o czymś ważnym. Jeżeli specjalnie to czynisz, a ja się dowiem, to cię ubiję.
Frey szarpnął się ku płaszczowi niedbale rzuconemu pod ścianę i wypadł z husu prawie wyrywając drzwi.
- Zaiste brat twój mistrzem jest nie tylko dyplomacji, ale i dyskrecji - Erik zwrócił się do Helleven komentując groźbę i wyjście z hukiem. - Doskonały przywódca, który porwie za sobą tłumy. W powrozach - spojrzał z politowaniem na Karinę.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline