Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-10-2016, 22:10   #51
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Frey

Franka za Jarlem Bezdroży podążyła do izby, w której skrzynie złożone ich były. Z psotnym i uwodzicielskim uśmieszkiem do niego się zwróciła, wtulając blisko.
Gorąc jej ciała aż dłonie Freya parzył.
- W mieście cisza. Nikt nie wie, że władza się zmieniła, a jednak straże patrole wzmocnione mają. Wielu z nich mówi o Eryku z Tissø, co kilka nocy temu przybył i wbrew zaleceniom do miasta drogę począł szturmować. - wtuliła się ciaśniej, na palce się wspinając i nosem po uchu Freyvinda muskając. - Ranni byli nie tylko strażnicy, ale i kupcy przyjezdni. Dwóch zginęło, reszta czekających na brzegu w morze uciekała gdy na niego się rzucono. Ostrożnym trzeba być, bo pozostałych dwóch zemsty chce na waszym rodzaju, a oni wolą niezłomną są i wiarą przepełnieni.
Skubnęła ząbkami płatek ucha skalda i mrucząc jak kotka:
- Są też tu i inni, z krajów dalekich. Trzech i kobieta jedna. Widziałam ich, oni mnie nie. Gniewasz się? - usta wampira delikatnie i czule ucałowała.
Objął ją i mimochodem gładził plecy.
- Jeszcze nie, bo jeszcze nie wiem czy coś przeskrobałaś. - Uśmiechnął się lekko, pocałunek oddał. - Wśród zabitych był ten cudak od którego w Ribe perfumy zakupowałem?
Pokręciła główką przecząco:
- Nie. To byli jakowiś al-kahen - wypowiedziała słówko uważnie - tamtejsi godi. - wytłumaczyła. - Nic nie przeskrobałam - foszek lekki na buzi się objawił, a paluszki włosami Freya bawiły. - Mogę złapać jednego z tych obcych. Ale dumam, że oni jeno pionkami są. - postukała się palcem po wardze. - Chcesz bym złapała? - w niewinnym tonie zabrzmiały nutki brutalności.
- Na razie nie. Zoczyłaś tych kupców co szpiegować tu dla mnie mieli? Cudaka od perfum i norsmana od którego towar zakupiliśmy. - Musnął wargami jej szyję.
- Mmmhmmm - ni to odpowiedziała ni to pomruk wydała do pocałunków się nadstawiając i powoli dłońmi sunąc pod odzież Freyvinda. Fuknęła niezadowolona gdy na koszulkę kolczą się natknęła. - Są tu a juści. Alem z nimi nie mówiła. Jak chcesz to wywiem się co wiedzą.


Odsunęła się od skalda ujmując jego twarz w obie ciepłe dłonie. W oczy spojrzała:
- Nie ufaj mu. - poprosiła - Nie ufaj. Obiecaj.
- Komu? - odparł lekko zaskoczony. - I dlacze… Eryk?
Pokiwała głową i na powrót przylgnęła do sklada.
- Obiecaj - główkę złożyła na piersi jego.
- Rzeknij jeno czemu.
- Pomówić z nim muszę wpierw. Mogę? - oparła bródkę na piersi Freya w oczy mu zaglądając.
- Wpierw, powiedz w czym rzecz.
- Nie wiem… jest … jak upakowany w za ciasnym puzderku. Duma, chciwość z niego biją. Przyjaciół wśród takich nie znajdziesz. Kupić raczej. Ale jeśli ty kupić możesz, kto inny też. Albo coś innego.
- Coś jeszcze rzec mi chcesz co jeno dla moich uszu przeznaczone? - Skald znów pogładził ją po plecach zbliżając powoli rękę tam gdzie się kończą.
- Gniew swój wstrzymuj przy nim, bo bije od niego pożądaniem, mrocznym i zepsutym - uśmiech Franki jasny był i buzia zadowoleniem tryskała. - I rzeknij, że się nie gniewasz - rzuciła zaczepnie.
- Ale o co miałbym? - zdziwił się.
Nic nie rzekła ustami jeno wpijając się w jego. Czule i powoli smakowała jego wargi z tęsknotą za czułością, której na statku jej skąpił.
- Głodnyś? - wymruczała zmysłowo. - Złowić coś dla Cię?
- Na razie nie… - mruknął przesuwając jej dłonią po biodrze. - Nie gniewam. I zabraniam.
- Czemu? - wydęła usteczka rozczarowana.
- Bo mam mu nie ufać, tak? Bo wypełniony mrocznym pożądaniem. Bo chciwy, ambitny i jako einherjar może więcej. Może jak Agvindur na ludzi działając, może jak Sighvart gdy Sigrun w umyśle mieszał. Zakaz.
- Nie boję się go - wsunęła w swe usta palec Freya lekko nagryzając jego opuszek. Ząbki wbiły się mocniej w skórę iskierki bólu wysyłając. - Ale dobrze - z westchnieniem odpuściła - jak rzeczesz.
- Chodźmy tedy, opowiesz całą resztę. Przy wszystkich. - Musnął ustami jej policzek.
- O Eryku? - nie wysunęła się z jego objęć gdy wracali do głównej izby.
- O Aros… chyba że o nim więcej co wiesz, o czym nie mówiłaś.
Wzruszyła jeno ramionami:
- Mogę o Aros rzec. - skald odniósł wrażenie, że tym razem to ona wyraziła zgodę.
Klepnął ją lekko w tyłek, po czym wyszli do głównej izby.




Wszyscy

Wrócili akurat gdy Eryk podskakując spodnie upinał, poza rozpiętym płaszczem.
- Może zaczekam? - szepnęła Chlo zasłaniając usta dłonią.
Bjarki dał znak skaldowi, że nie ma wiele do przekazania i koło Kariny przysiadł. Drużyna Eryka do kociołka przygotowywanego wcześniej przez Navarrkę pociągnęła i pożywiać się poczęła. Do pierwszych kęsów. Ich reakcja była podobna do reakcji młodego wychowanka Freyvinda. Czwórka Eryka posiadała przy ławach dłubiąc w miskach z ostrożnością.
- Aros podzielone na dwie części głównymi ulicami co ze wschodu na zachód ciągną - Franka wystąpiła kroczek do przodu i czystym śpiewnym głosikiem perorować poczęła - północną i południową. Północna część rodziny bogate zamieszkują, co jarlowi za doradców, służbę i wodzów wojskowych robią. Strefa między ulicami to część gdzie siedziby jarla, i jego dwóch zastępców stoją. Jest tam też główny plac, gdzie targ w ciągu dnia się odbywa lubo też miejsce spotkań czy zgromadzeń traktowany. Zachodnią część zajmują kulthus otoczon chatami godiego oraz kapłana, bogów mówcę. - Chlo rzuciła spojrzenie na volvę i uniosła brewki. Poczęła też krążyć po izbie jakby sobie przypominając wszystkie zebrane wiadomości - Południowa strona to dzielnica kupców, innowierców, chłopów, najmitów. Jest też część miasta nieużytkowana, gdzie magazyny stoją jeno. W mieście wciąż ludzi przybywa, bo wielu dobrobyt Aros przyciąga. - spojrzeniem przesunęła po Eryku.



Jarl na jeziorze Tyra w skromnym ubiorze wcale nie zyskał na władczym wyglądzie. Choć przyznać trzeba, że nie wywoływał już uśmiechów na twarzach niby nieśmiałych niewiast.
- Czyli w tajemnicy przed ludem zniknięcie jarla trzymają. Kto mówi w jego imieniu? - zapytał, po czym opadł na drewniany zydel, jakby nie mając więcej sił na trzymanie się na nogach.
- Godi. - Chlo główką pokręciła z niezadowoloną minką - Ostatni okres dla miasta gorący. Bo prócz bogactwa miasta portowego, jest strażnikiem i Kattegat. - spojrzała na Freya - Zarówno cesarz germański co poplecznika w kościele krześcijan ma jak i Frankowie chrapkę wielka mają na nie. - wzroku z Freya nie spuszczała - Z resztą i nie tylko na Aros. Na miasto po drugiej stronie cieśniny równie bogate takoż. - powoli uśmiech na twarz jej wypełzał. Tym razem nieco więcej w nim złośliwości było.
- Nikogo nie dziwi, że hirdu na ulicach się nie widuje? - spytał skald. - Wyrżnięcie drużyny Einara bez echa przeszło?
- Tych co dziwi, dziwi. Tych co wiedzieć nie mają, nie ma co dziwić. Ale nie bez echa. Strażnicy liczniejsi, mocniej uzbrojeni. - pojaśniała dziewczyna na ławie się moszcząc - Godi za przywódcę stoi, słowa swe nakazem jarla podpiera. Z nim nie mówiłam. - uprzedziła pytanie Freya.
- Do wojny się szykują? Bramy nocą zamknięte. Straże na ulicach. A co z czcicielami Białego? Moi ludzie donieśli, że ich statki przybyły i słuch o jarlu zaginął. Przypadek? - Erik patrzył na dziewczynę, tak jak wcześniej na Elin. W jego uśmiechu było coś takiego co mogło wywołać dreszcz. Przyjemny dreszcz.
Chlotchild odpowiedziała uśmiechem: czystym i niewinnym, co nadawał jej wyglądu jakoby bez opieki nie zdała rady niczego zrobić, niczego postanowić. Jasne spojrzenie niemalże zatonęło we wzroku jarla.
Nóżką nieco poruszyła i suknia jej opięła się na krągłym biodrze.
Volva ujrzała to spojrzenie i w duchu westchnęła cicho. Wszystko wskazywało na to, że jarl Tissø był niepoprawnym kobieciarzem. W przypadku kręcącej się w okolicy Chlo mogło to oznaczać tylko jedno - kłopoty.
- A Ty jarlu nie szykowałbyś się, gdyby o Twoje - nacisk na słówko położyła - miasto, Twoją własność - leciutko pozycję zmieniła bawiąc się loczkiem blond włosów - chodziło? Przy tak potężnych przeciwnikach? - wpatrzyła się w Eryka jakby tylko jego zdanie się dla niej liczyło.
A skald miał okazję przyglądać się swej niewolnej, co zakazu nie łamała, a mimo to czuł pełgający niepokój.
Erik patrzył z uwagą i rzekł
- Racja. Dbam o swoją własność. Nic i nikt - ostatnie słowo zaakcentował - kto jest mą własnością nie ucierpi, gdy tylko mogę to cierpienie powstrzymać
- Wybornie - rzucił Freyvind z lekkim uśmiechem i tonem w którym kryła się drwina. - Skoro ustaliliśmy już tak ważną kwestię kto czyje cierpienie powstrzymywać lubi, w Asach pokładam nadzieję, że do tego co w mieście się dzieje możemy powrócić.
Wiedząca spojrzenie bratu swemu posłała chcąc się upewnić, że spokojnym jest ciągle. Na szczęście sprawiał wrażenie jakby był.
Slangensson natychmiast przeniósł spojrzenie na Freyvinda.
- Synu Eyjolfa, Bracie Agvindura, cóże radzisz wiec robić? Wszak podróż nas na bezdroże wciągnęłą. Tyś tu jarlem przecie.
Frey uniósł brwi jakby nie zrozumiał. Spojrzał pytająco na Eryka.
Ten zaś wstał i zachwiał się nagle, jak człowiek, który mimo słabości chce ruszyć do biegu. Zrobił krok do przodu i rzekł:
- Jesteśmy tu, na obcej dla nas ziemi. Wśród ludzi nieprzychylnych aftergangerom. Winniśmy się zastanowić jakimi siłami dysponujemy. Zacząć działać razem. Ja sam zostałem najpewniej zakołkowany i cudzą krwią napojon. Dlategoż w walce pożytek ze mnie żaden. Ale możemy się wybrać z wizytą do tegoż Godi. Możesz nas tam zabrać? - spojrzał na Chlo, a w jego oczach coś płonęło. Gorączka?
- Pierw sprawdzić musimy jak Cie wyleczyć. - Odezwała się Elin ze swego miejsca przy berserkerze. - Teraz na nic się nam zdasz…
Po słowach Elin zapadła cisza, Franka nie podejmowała tematu, rzuciwszy spojrzenie na Freyvinda, któr nie mówił nic, ani znaku jej żadnego nie dał choćby wyrazem twarzy..
- Może Ulf będzie coś więcej wiedział? - rzuciła Ingeborg odsuwając miskę.
Erik uniósł dłoń do swojego nosa. Znów wykonał ten sam gest, co wcześniej. Jego twarz wyrażała powątpiewanie w wiedzę kogokolwiek w pomieszczeniu.
- Ulf, Ulf, Ulf. Ostatnia nadzieja… na Tyra.
- Skoroś do walki na razie nieprędki po tym co cię spotkało, to źle to słyszeć. - Skald zafrasował się. - Może tedy gdyby przyszła potrzeba starcia, tu na straży reszty ostaniesz? - Potoczył szybkim gestem, wskazując pomieszczenie i sługi swe, w tym Chlo.
- Mogę spróbować zobaczyć, co mu uczyniono, Freyvindzie. - Elin zwróciła się do swego brata. - I kto.
Erik patrzył raz na Freya, raz na Elin. Nie do końca rozumiał o co go proszą. Zrzucał to na karb otępienia zatrutą krwią
- Mogłabyś, Elin? - Skald rozpromienił się jakby. Tylko wyraz oczu sie nie zmienił.
Skinęła głową spokojnie.
- Jeno krwi jego potrzebuję.. - rzekła niechętna zbliżania się do mężczyzny ale krok w jego kierunku uczyniła z pytaniem w błękitnym oku.
- Jedna rzecz jeszcze - rzucił skald zimnym i twardym głosem gdy volva zbliżała się do jarla. Patrzył na jego sługi. - Bardzo, bardzo wiele zachodu nas kosztowało, aby przybyć tu w skryciu. Imię moje jak i Volunda słynne w całej Danii i dalej. A wieści rozniosły się, że w Ribe byliśmy z Agvindurem się znosząc. Z ojcem przez krew tego kto tu rządzi. Samo imię wypowiedziane na ulicy - spojrzał twardo na Ingeborg - może sprawić, że dowiedzą się, że przybyliśmy. Niechaj mi nawet do głowy nie przyjdzie, że jakas ruda, czy inny ktoś zrobi raz jeszcze tak jak tam gdzieśmy Eryka odnaleźli. Czy to jasne?
Erik nie skupiał się z początku na słowach Lenartssona. Kłami rozszarpał nadgarstek i wysunął go w stronę Elin. Przed wampirzycą i jej zmysłami rozlał się zapach wampirzej posoki. W miarę wywodu Freywinda zagryzał zęby.
- O tym, że z Ribe ruszacie słyszałem bez mała tydzień temu. Toż sam zdziwiłem się, że już tu jesteście, gdy mnie znaleźliście. Zaprawdę ufność pokładasz Azom i Wanom skoro wierzysz, że o przybyciu waszym do miasta nikt nie wie. - Afterganger patrzył w oko Elin. Ciekaw był jej reakcji na własną krew.
Nie dostrzegł w nim pragnienia, raczej lekkie obrzydzenie na widok krwi, kości z sakiewki wyciągać poczęła, gdy słowa skalda do niej w pełni dotarły i pojrzała na swego brata kiwając głową słuszność mu przyznając. Przez chwilę tak stała wpatrując się w niego, gdy o Eriku sobie przypomniała i rękę jego wzięła, by nakapać krew na runy. Głową skinęła w podzięce i do drugiej izby ruszyła.
Czwórka siedząca na ławie przez chwilę zaniemówiła. Vivi dłoń zacisnął w pięść, by nią grzmotnąć w stół, Ingeborg usta zacięła w wąską kreskę i zaczerwieniła się mocno. Krwista czerwień na bladej twarzy odznaczyło się ostro. Gunnar spojrzał to na Eryka to na Freyvinda jednak w miarę przemowy Lenartssona widać, że posłuch mu daje.
- Jasne - ruda niemal udławiła się słowem, wzrok odwracając od skalda z błyskiem niechęci.
- Wiedzą… - skald spojrzenie przeniósł na jarla - że ruszamy. Że przybędziemy. Nie wiedzą, że już jesteśmy.
Erik poczuł go pod skórą. Wrócił. Był z nim. Pełzał tam i chciał wyjść. Niczym wąż. Teraz. Gdy ktoś z znikąd próbował pouczać jego ludzi. Jego. Szczęka pozostała zaciśnięta. Tym razem słabość ciała przeważyła. Jednak czyn ten nie zostanie zapomniany.




Frey

Do skalda za to Bjarki podszedł i do ucha się nachylił.
- Panie… słowo?
Ten kiwnął głową wstając.
Godi skalda odciągnął na bok i pochylając nieco do jego ucha szepnął:
- Chcesz pomóc jarlowi? - spytał z namysłem.
- Któremu? - spytał Frey z lekką drwiną.
- Pyszałkowi… - z równą drwiną odparł Bjarki.
- Ach, Agvindurowi… - Skald pokiwał głową udając że rozumie. w oczach jednak przebłyskiwały mu wesołe iskierki. Zerknął na Eryka. - Tak. Agvindur mu ufa, mimo tego jaki jest, cennym sprzymierzeńcem może się okazać. Lubo narzędziem. Wrogów mi nie lza.
- Pewien jesteś?
- Nie. Ale taka ma wola by to uczynić.
- W takim razie, nie. - odparł Bjarki odmawiając czegoś, o czym skald nie był pewien, że mówili. Wielki brzydak odwrócił się z ukłonem.
- Mów Bjarki, o co chodzi.
- Skoroś nie jest pewien, o nic, panie. - godi nie ustępował tym razem.
- Mów - skald zaczął czuć jak coś mu pełza w głębi. Tego zaczynało byc jak na niego za wiele. Chlo, arogancja Eryka, teraz Grim. W oczach zaczęły pojawiać mu się niebezpieczne błyski. - Pewien nie jestem i chcę, nie zdecydowałem, chcę wiedzieć o co chodzi.
Brzydok wyglądał jakby ze sobą walczył przyglądając się jednym okiem skaldowi z wysokości.
- O Karinę - usta wykrzywił, kąciki zacinając. - Jeśliś nie jest pewien, nie pozwolę ryzykować. - rzekł spokojnie i bez cienia buty. Raczej jakby prosząc skalda spojrzeniem o zrozumienie.
W skaldzie przestało wrzeć.
Patrzył Grimowi w oko.
- Przyjacielu… - nieczęsto zwał tak swego sługę. Za przedramię go złapał. - Ty i Chlo mi najbliższymi jesteście. Tedy wiedz, że jeżeli o nią chodzi, to w takim razie nie raz, nie dwa, a trzy pomyślę czym pewny. Ale wiedzieć chcę w czym rzecz - ostatnie zdanie wypowiedział twardo.
- Umie leczyć. Jeno… leczy swoimi sposobami. Ze stron rodzinnych. - pokręcił głową sam szukając słów odpowiednich. - Nie wiem… nie mówimy o tym. Umie, może. Lecz płaci za to. - tym razem to mocarna dłoń Grima zacisnęła się na ramieniu skalda - Nie ma nic za darmo.
- Tedym niepewny i nie chcę, na razie. Ale dziękuję, żeś to rzekł. - Korzystając z chwili gdy byli sami spojrzał na niego i jeszcze jedno powiedział. - Bacz na Chlo. A gdy mówię bacz, to z oka jej nie spuść. Myślę, że to co w niej siedzi zbyt sobie pozwala, nawet nie tyle samo działając i wypływając na wierzch... - Bjarki był strasznie inteligentny skald nie dopuszczał do siebie myśli, że ten nie zrozumie. - Może w niej budzić uczucia, odczucia, wedle umowy ze mną nie przejmując nad nią mocy, a działając bardziej… dyskretnie. A wszak wiesz jaki z Franki diaboł. Pod żadnym pozorem, nie dopuść by znosiła się z tym jarlem. Pod żadnym. Pojąłeś? Krew może popłynąć… - zastanowił się nad czymś. - Demon ma własne cele, niecałą świece temu próbował mnie nastawić przeciw Erykowi. Może chcieć sięgnąć po bardziej radykalne środki wzbudzając w głębi Franki to co … wspomnij Ribe i Odgera. Pojąłeś?
Bjarki milczał chwilę.
- Jesteś pewien, że to co uśpione mówi? - zapytał ostrożnie.
- A jaka - skald spojrzał znów godiemu w oko - to różnica Grim?
- Bo Navarrka też z dala od niego się trzymać chce i ani zbliżyć pragnie.
- A Twe zdanie?
- Jeno głupiec bierze za przyjaciela każdego kto się do niego uśmiechnie. - rzekł Godi cytując nauki Odyna.
Nagle krzyk Elin po husie się poniósł. Volva uciekła do izdebki, za nią podążył Erik. Frey ruszył za nimi. Sięgnął ku mocy krwi wypełniając swe mięśnie potęgą Canarla.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 05-11-2016 o 19:21.
Leoncoeur jest offline  
Stary 27-10-2016, 22:19   #52
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Elinowe wieszczenie



Westchnęła cicho sama w izbie się znajdując i przycupnęła z boku, kości na ziemię rzucając.
- Pokażcie mi cóże z Erikiem z Tissø się stało? Któż go otruł? - Drugie pytanie ważniejsze jej się nawet zdawało.
Przed oczami mrok zapadł i cisza co swym dźwięków brakiem wrzeszczała otaczając Elin.
I twarz ciemnoskórej kobiety o włosach czarnych i ciemnych, niemal czarnych oczach


zasłoniętej przez materiału zwoje.



Elin wróciła z izdebki i powoli podeszła do Erika.
- Jeszcze jedną rzecz chcę sprawdzić. - Rzekła mu dłoń kładąc na jego ramieniu i oko zamykając.
Dotyk przyniósł volvie zamęt uczuć tak potężny, iż poczuła się jak wessana w oko sztormu: złość i pogarda, gniew, strach, duma, pewność siebie i ogromne pokłady pożądania, tęsknot ,radość.
Wszystko to przenikało Wiedzącą, wypełniało i przepełniało. Szaleństwo jakie na niej ciążyło wzmacniało odczucia Erika i mieszało z jej własnymi skierowanymi ku dwóm mężom, którzy myśli i sny nawiedzali. Nie mogła tego znieść, czuła się jak czara, przez której brzegi przelewa się nadmiar wina. Czerwień narastała wszędzie wokół…
Krzyknęła odskakując od aftergangera i obejmując się wstrząsana dreszczami. Za dużo… wszystkiego było za dużo… Piosenka gdzieś znów jej rozbrzmiała w uszach, jęknęła cicho i do izby uciekła chowając się w skrzyni.
- Dawno już żadna kobieta tak nie reagowała po dotknięciu mnie - powiedział Erik bardziej do siebie niż kogokolwiek w sali.
Z ław gdzie słudzy jego siedzieli parsknięcie dobiegło i stłumiony śmiech.
 
Blaithinn jest offline  
Stary 28-10-2016, 09:18   #53
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Slangensson podniósł się z miejsca i ruszył za sprawiającą wrażenie przerażonej kobietą. Najpierw rozejrzał się po izbie gdzie dwie skrzynie leżały puste. Frey wszedł za nim z pochyloną lekko głową. Domyśliwszy się, że ukryła się na pięterku i nie zauważając idącego jego śladem skalda, Eryk ruszył by wejść po drabinie pod drodze rzecząc:
- Nie martw się. Nie ugryzę Cię, jeśli nie jest to twym życzeniem.
Frey nie wiedział co zaszło, gdyż w czasie panicznej ucieczki Elin i tego co ja spowodowało pogrążony był w rozmowie z Grimem, ale krzyk volvy, jej dziki przestrach, zachowanie Eryka i jego słowa wzbudziły w nim wściekłość. Sięgnął ku aftergangerowi i ucapił go za kark, po czym odwinął się i rzucił Erykiem przez otwór drzwiowy w główną izbę. Jarl Thisso poleciał łukiem uderzając o klepisko halli i pokoziołkował kilka razy wstrzymując się dopiero na stole przy którym siedzieli jego słudzy. Ci w pierwszym momencie zdębieli, zamarli z kielichami i kubkami w dłoniach. Po uderzeniu serca naczynia odrzucili by zerwać się do pomocy jarlowi.
Wiedząca jeszcze bardziej w swej skrzyni się skuliła wyczuwając instynktownie wściekłość zaczynającą wisieć w powietrzu. Kolejne emocje, kolejna fala, która jednak została pochłonięta przez silniejsze w niej w tej chwili pragnienia.
- Proszę nie… - jęknęła głowę rękoma zasłaniając.

Skald wyszedł powoli do głównej izby wskazując swym sługom kąt aby nie mieszali się do sprawy.
- Kto pierwszy broń wyciągnie lub zza stołu ruszy, zginie - odezwał się widząc zrywających się zbrojnych. - Klnę się na Asów i Vanów.
Görgen i Vivi opadli na siedziska, ale Gunnar i Ingeborg już wcześniej wykazujący siłę charakterów brwi wściekle zmarszczyli. Wielki mąż się wciąż wahał, Ingeborg jednak przez ławę bez dalszego oczekiwania przeskoczyła i z dzikim wrzaskiem skoczyła wspomóc Erika.
Tego zaś zalała krew...
Rana na plecach otworzyła się przy uderzeniu. Świadomość zniknęła gdzieś w głębi. Do głosu docierały pierwotne instynkty. Podniósł się z klepiska. Jego oblicze nie przypominało niczego co widzieli wcześniej. W spojrzeniu tego młodzieńca było widać bestię. Wciągnął powietrze nosem i niczym byk ruszył do szaleńczej szarży na sprawcę jego stanu. Każde słowo które Freyvind wypowiadał zwiększało tylko gniew jaki przepełniał aftergangera. Z żądzą mordu rzucił się na skalda, który stał tylko patrząc ze wściekłością. Broni nie wyciągał ręce w pięści jedynie zacisnął i jedno z ramion uniósł do ciosu.
Eryk wpadł niego z furią.
Przeszedł granice wściekłości, teraz był to już tylko dziki, morderczy szał. Skald usunął się z linii ataku, przez co ręce jarla chcące rozszarpywać na strzępy, trafiły w próżnię. Pięść Freya opadła na głowę Eryka, który zwalił się na klepisko i przestał sie poruszać.
Zaczerwieniona z gniewu Ingeborg z wrzaskiem leciała na Freyvinda śladem swego pana. I dopadła do niego w chwili gdy Eryk padał na ziemię:
- Nie!!! - wyrwało jej się rozpaczliwie z ust. Zatchnęła się, w oczach błysnęły jej łzy.

Elin usłyszawszy krzyk zaszlochała głośniej, powódź emocji była zbyt wielki by mogła to znieść. Schowała się więc najgłębiej w siebie jak potrafiła wypychając ku świadomości Helleven. Ta wstała rozglądając się ciekawie dookoła i z lekkim grymasem niezadowolenia ścierając krwawą łzę z policzka. Zastanawiając się gdzie tym razem się znaleźli pędem ruszyła na dół ku głównej izbie.

Ingeborg doskoczyła do aftergangerów, odzyskując błyskawicznie rezon. Zamachnęła się sztyletem, szybko, krótko. Powietrze rozciął cichy świst ostrza ale Freyvind patrzył jedynie na rudowłosą dziewczynę nic sobie z tego nie robiąc. Nie poruszył się nawet o cal, ot lekko przekrzywił głowę. Jakby z ciekawości.
Nóż Ingeborg ześlizgnął się po ogniwach kolczugi, a skald wyciągnął rękę szybkim acz jakby leniwym gestem bez poruszania resztą ciała. Uchwycił ją za gardło, ścisnął lekko, ale nie tak by zrobić tym jej krzywdę.
Uniósł do góry.
Rudowłosa kopała powietrze i wiła się w jego uścisku, wbijając paznokcie głęboko w jego dłoń by wyrwać się z uchwytu. Gunnar nie czekał na nic więcej, ni Vivi ni Görgen. Za broń chwycili i z łomotem ruszyli ku zamieszaniu. Wtedy drzwi do chaty się otworzyły u wpadł Ubba z dwójką ludźmi z bronią gotową do działania.
- Stój Ubba! - zgrzytnął Frey i drugą ręką chwycił Ingeborg za spodnie, po czym silnym wypchnięciem rzucił nią w nadbiegających sług Eryka.
Volva stała przez chwilę przyglądając się całej sytuacji z leciutkim uśmieszkiem na ustach.
- Widzisz, to mój, Panie? - Szepnęła cicho. - Oni sami chaos sprowadzają nawet bez mojej pomocy... - Miała ochotę zaśmiać się ale uznała, że pora przerwać tę zabawę.
- A co tu się dzieje?! - krzyknęła władczym, niezadowolonym tonem wchodząc akurat na chwilę gdy Ingeborg ciężko waliła się na nadbiegających z okrzykiem wojów. Gunnar biegnący po środku z mieczem uniesionym do ciosu ledwo zdążył ów miecz odrzucić gdy dziewczyna wpadła jak pocisk. Niefortunnie próbując ją pochwycić, sam oberwał w twarz jej kutym pasem na biodrach. Görgen po lewicy jego również ucapić bezwładne ciało próbował. Nie zauważył trzymanego przez dziewczynę sztyletu. Ostrze siłą rzutu wbiło się w ramię tuż przy barku. Jedyny niski Vivi bez szwanku pozostał unikając zręcznie wierzgających dziko nóg Ingeborg. Dwójka padła na ziemię przygnieciona chwilowo rudowłosą, której powietrze z płuc uszło i zatchnięta łapała je jak wyłowiona na brzeg ryba. Vivi mający więcej szczęścia wstrzymał się jeno zaskoczony lecz zaraz znów natarł an skalda. Tymczasem z rany chudzielca ciemna plama znaczyła ubranie i klepisko chaty.
- Stójcie na Bogów! - Głos wiedzącej wzbił się w pomieszczeniu ponad inne dźwięki.
Freyvind rozmazał się ruszając się dopiero teraz sprzed drzwi izdebki, doskoczył do Viviego by za kubrak go złapać, a gdy to zrobił pomimo prób uniknięcia ze strony zbyt późno rzucającego się w bok woja. Zamachnął się i rzucił Vivim o ścianę. Grzmotnęło głucho i krótkie stęknięcie wydobyło się z ust szerokiego wojownika. Upadł na bok, potrząsnął głową i na czworaka począł się dźwigać. Po to by wstać i za rękojeść topora chwycić. Wyszczerzył groźnie zębiska i … rzucił się w stronę aftergangera.
Helleven zagniewana, że nikt jej słuchać nie zamierza, mocy Lokiego na mężczyźnie ku jej bratu rzucającym się użyła. Niski, potężnie zbudowany wiking poczerwieniał z gniewu nagle i niemalże pianą z ust splunął. Ryknął jak zraniony byk i potężnym toporem się na Freya zamachnął. Wściekłość zapłonęła, gdy zajrzał przeciwnikowi w oczy. Ciął z całych sił celując w słaby punkt, którego uczono wojów od maleńkości: biodro, lecz skald płynnym ruchem uniknął cięcia i wyprowadził cios pięścią.
Chybił.
Nim jednak Vivi zdążył cokolwiek uczynić, druga ręka skalda za kubrak go pochwyciła i berserker ponownie pofrunął, z zamachu ku ścianie. Tym razem jęk bólu był głośniejszy. Mimo cierpienia i ran zadanych, Vivi nadal próbował stawać na nogi i rzucić się na Lenartssona. Nie dał rady i opadł na klepisko bez czucia.

W chacie panowała całkowita konsternacja i zadziwienie.
Freyvind sięgnął i ucapił Ingeborg za włosy, a Bjarki stanął między ludźmi Erika zbierającymi się z wielkiej kupy i pochylił się nad Görgenem szybko krew tracącym.
- Nie wina Erika co czynił przez złą krew, nie wina jego sług co czynili w Pana obronie - rzekł spokojnie skald. - Opatrzcie ich. - Zaczął iść ku izdebce, przy okazji w kierunku Elin, dziewczynę ciągnął za sobą po klepisku za rude kudły nie szarpiąc by jej ich przypadkiem nie wyrwać.
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAARGH!!! - okrzyk wściekłości i bólu obudziłby i głuchego. Ubba syknął wściekle. Ingeborg kopała piętami ziemię by chociaż trochę znieść swój ciężar. Drapała ślepo dłoń Freyvinda nie przejmując się już niczym.
- Elin, mogę na słowo Cię poprosić? - spytał zbliżając się do drzwi.
Volva z ciekawością spoglądała na rudowłosą ale miejsce bratu swemu zrobiła wracając do mniejszej izdebki.
- Elin… co się u licha stało? Co on Ci uczynił, żeś z płaczem uciekała?! - Frey ucapił Ingeborg za materiał na plecach i rzucił nią bezceremonialnie w kąt, miedzy skrzynie. Tak przy tym stanął, że ni ku wyjściu z izdebki ni na górę nie mogła bez omijania go umknąć.
- To chyba ja pierw winnam spytać o co ta burda była? - Wiedząca pytaniem odpowiedziała patrząc spokojnie prosto w oczy skalda. Chłód jej błękitnego spojrzenia mógł dać mu wskazówkę z kim ma do czynienia.
- Helleven… - Frey zrozumiał. Kiwnął głową ni to na oznakę tego ni to na przywitanie. - Elin uciekała krzycząc. Eryk za nią ruszył, chciał wejść do niej na górę, coś o gryzieniu mówił… No to się zaczęło… - Skald pokręcił głową.
Złe spojrzenie mu posłała wskazując nieznacznie na Ingeborg, chcąc mu przypomnieć, że nie są sami.
- Trzeba zatem Eryka spytać - stwierdziła spokojnie. - Może on coś powie.
- W zapamiętaniu gdy Eryk na mnie w szale biegł bestii się poddając, krzyknąłem sługom jego, że który z bronią pierwszy się ruszy na mnie z bronią zginie. W zapamiętaniu na Asów i Vanów się zakląłem w obietnicy. - Frey patrzył na rudowłosą dziewczynę. - Dobra z niej służka i pana swego widno kocha. Chlo pewnie to samo by uczyniła… Tyś wiedząca. Ty wolę bogów znasz, ty Nornom w przędzi zaglądasz. Jest li sposób bym nie musiał ubijać Asom i Vanom nie uchybiwszy?
Helleven pod boki się wzięła.
- Znowuś na Bogów przysięgał? Powiem Ci co Oni na to. Byś sobie Ich imionami przestał gębę ocierać przy każdej możliwej okazji. - Parsknęła gniewnie i do dziewczyny podeszła ostrożnie, a skald tymczasem milczał pochylając głowę. Może nie wyglądał jak szczeniak opieprzany przez gospodarza za podwędzenie kiełbasy, ale daleki od tego nie był. - Ingeborg, spójrz na mnie. - Rzekła nie znoszącym sprzeciwu tonem.
- No tym razem przecie nikt nie zginął - Frey burknął cicho jakby sam do siebie, ale wzroku na Helleven nie podnosił wypatrując czegoś mozolnie w klepisku.
Ruda zaś zagniewana, obolała i przerażona wzrok podniosła na volvę. Aftergangerka długo w oczy jej się patrzyła bez słowa, by w końcu zacząć coś pod nosem mamrotać i rękę dziewczyny wzięła, na dłoń jej się wpatrując. W końcu puściła odwracając się od niej i do Freyvinda podchodząc.
- Ma żyć - rzekła. - Norny jeszcze nie szykowały nożyc na jej nici. - Ostro na skalda spojrzała. - I Bogów słyszałam, dobrze Ci rzekłam - dodała spokojnie.
Frey kiwnął głową. Z niejaką ulgą na obie spojrzał.
- Możesz iść do swego pana i towarzyszy. - Otworzył drzwi izdebki stając przy nich i robiąc rudowłosej miejsce by wyjść mogła.

Dziewczyna rzuciła mu mordercze spojrzenie smyknęła ku leżącemu jarlowi. Przypadła do niego akurat, gdy ciało Eryka zadrżało. Rozległy się ciche trzaski nastawianych kości. Powolny ruch zostawiał krwawy ślad na klepisku. W pewnym momencie uchodzący za nieprzytomnego jarl Tissø kaszlnął. W koło uniósł się obłok kurzu i krew zmieszana z plwociną. Ciężko było powiedzieć, czy jest świadomy, czy nadal nieprzytomny. Jednak z pewnością jego ciało jakoś reagowało.
Do Eryka Chlo poczęła się podkradać chyłkiem, gdy zamieszanie w izbie się wzmogło. To Bjarki i Karina rannych opatrywać poczęli w pierwszej kolejności na Görgenie się skupiając.
Wykrwawiał się szybko bo sztylet Ingeborg tuż obok tętnicy trafił.
- Jeśli przeżyje, nie wiedzieć nam czy ramię władne będzie miał - szeptała Karina godiemu. - Jorik, drzyj materiał, ale już!
Młodzik wierzgnął jak źrebak i rzucił się by płótna drzeć na pasy. Mampa za to rozkrzyczała się poniewczasie, i chata nagle stała się studnią pisków i skrzeków. Zwierzątko podniecone zapachami, klaskało w łapki i iskało nerwowo ogonek.
Ubba do Viviego podszedł, na plecy odwrócił i powieki uniósł.
- Żyw będzie, jeno poobijany mocno. - Puls sprawdził z obojętnością już teraz na twarzy.
Gunnar dźwignął kompana i na łożu ułożył chwilowo.

- Eryk z Tissø? - Zapytała szeptem volva skalda gdy patrzyli na to oboje przez drzwi do izdebki.
- Ten co tu leży, ku któremu Ingeborg pobieżyła - odpowiedział cicho patrząc na Chlo i marszcząc brwi.
Ramiona Erika zaczęły zagarniać ziemię w koło. Palce zostawiały ślady szukając oparcia. W końcu dłonie znalazły się przy klatce piersiowej aftergangera. W niezmierzonym wysiłku odepchnął swój tors od podłogi. Wygiął głowę, a z szyi dobiegł dźwięk kręgów wskakujących na swoje miejsce i zrastających się ponownie w jedną całość. Z ust dobiegł niski basowy krzyk, a zaraz za nim pociekła stróżka krwi z ust. Afterganger odwrócił się ukazując zapadniętą klatkę. Szata była zakrwawiona, a żebra w trzech miejscach przebijały tkaninę. Półprzytomnym wzrokiem mierzył otoczenie. Przed sobą zobaczył ognistą plamę - rude włosy teraz rozczochrane i splątane. Frey stał i milczał patrząc na Eryka, już bez złości jaką miał w oczach gdy wściekły zareagował na napastowanie siostry przez krew.
- Panie… - Ingeborg podczołgała się ku Erykowi i usiadła obok na piętach. - Panie… bezpiecznyś. - Szarpała się z rękawem, który w nerwach rozplątać się nie chciał. Odsunęła ubranie i podsunęła szyję wypinając. - Posil się…
Chlo z pobliskiego kącika z fascynacją przyglądała się scence.

- Tośmy nie najlepiej znajomość zaczęli... - Helleven estchnęła cicho i przyglądała się chłodno posiłkowi jarla, by podejść do niego gdy skończy.
Slangensson lewą ręką zaczął upychać wystające żebra z powrotem w klatce piersiowej. Kilka zgrzytnięć, pojedynczy jęk. Na chwilę zamknął oczy. Położył dłoń na ramieniu Ingeborg i podniósł się. Cała jego sylwetka była wygięta w lewą stronę. Dopiero po gwałtownym ruchu całym ciałem Erik nastawił swoje biodro. Objął rudowłosą i szepnął:
- Nic ci nie zrobili?
- Nie - chlipnęła z ulgą aż się zatchnęła wtulając się całą sobą. - Głodnyś? Posil się, jam zdrowa…
Odgarnął jej włosy. Najpierw pocałował delikatnie tuż za uchem, a później dotykał ustami szyi składając kolejne pocałunki. Aż dotarł do zagłębienia przy obojczyku. Jego dłonie w tym czasie wędrowały po jej ciele, przyciskając ją delikatnie. Ostatnie przebłyski zimnej logiki walczyły z pragnieniem. Oderwał się od niej na moment. Pocałował ją namiętnie w usta i po chwili odgarnął włosy z drugiej strony. Tym razem wbił kły w jej szyję rozkoszując się gorącą posoką.
[i]- Szczęśliwy - mruknął Frey do Helleven obserwując to - że mu sie nic w tej rudej nie zalęgło. - Patrzył przy tym na Chlothild.
Wiedząca z niejaką fascynacją przyglądała się scence lecz na słowa swego brata krwi ku niemu głowę swą skierowała.
- Pozbędziemy się demona, bracie - rzekła spokojnie. - I będziesz miał swą Frankę całą dla siebie. - Uśmiechnęła się leciutko. - Powiedz mi jeno teraz, gdzie jesteśmy i co z Agvindurem - znów głos do szeptu zniżyła przy pytaniu.
- Do przytomności doszedł i jak pierwej planował do Aros pociągnęliśmy. Dziś dotarliśmy i… - zaczął jej relacjonować wydarzenia i wieści zebrane przez Chlo.
Pokiwała powoli głową.
- Ktoś pewnie za godim stoi… - skomentowała cicho.

W tym czasie kły Erika wysunęły się z szyi kobiety. Szybki ruch językiem i pocałunek zasklepiły ranę. Pogładził Ingeborg delikatnie po policzku.
- Zapłacą za wszystko. Obiecuję. Teraz idź coś zjeść
Pokiwała głową z lekko nieuważnym spojrzeniem.
Erik spojrzał na resztę zabranych w pomieszczeniu. Jego szata przypominała poprzebijany i zaplamiony krwią worek. Dwójka ludzi: mąż i kobieta męczyli się nad tamowaniem krwotoku sługi Eryka jednak ten przytomność stracił i nie dawał znaków życia. Zakrwawiona brunetka przysiadła na piętach spojrzawszy na jednookiego sługę o surowej twarzy. Głową pokręciła jedynie ze smutkiem i powieki Görgena zamknęła, gdy ten ostatni dech wydał.
Głowę schyliła i pomimo zakrwawionych dłoni znak krzyża uczyniła.
Złożywszy dłonie, wyszeptała:
- Requiem aeternam dona eis, Domine, et lux perpetua luceat eis. Requiescant in pace. Amen. - Ponownie przeżegnała się nie zwracając uwagi na otoczenie.
Chlothild wrzasnęła przerażona uwagę Ubby zwracając i Bjarkiego. Cofała się w kąt chaty by wcisnąć się jak najdalej z przerażeniem w oczach. Wielki godi ostatni rzucił się do Franki by ją uchwycić i uspokoić, gdy łkanie jej przenikało izbę. Ułapał ją na ręce i do przyległej sali począł nieść wtuloną jak dziecko w niego i drżącą. Po drodze jednak mijając Freyvinda dziewczynę mu oddał co rozpaczliwie się w aftergangera wtuliła. Obydwoje pokierował godi do oddzielnej salki. Z panem swym nieco się siłując. Afterganger szedł właśnie w stronę Kariny z wysuniętymi kłami i wściekłością wypisaną na twarzy, w reakcji na chrześcijańską modlitwę i wynikłe z niej przerażenie jasnowłosej służki.
...
I nagle stracił kontakt ze światem. Oklapł jakby wpadł w letarg, choć ciało jego zdolność ruchów zachowało. Bjarki wepchnął skalda z Chlothild na rękach do Izdebki i zamknął drzwi.

Frey odzyskawszy zmysły nie pamiętał nic odkąd zaczął iść ku Karinie, poczuł ciepło Franki siedzącej mu na kolanach.
Demon.
to musiała być jej sprawka, spojrzał na dziewczynę z gniewem.
Wtulona, pochlipująca i drżąca nie wyglądała na demona. W tej chwili jednak mógł się jednak z nim bawić. Znał wszak jego najsłabsze punkty, najwrażliwsze tajemnice.
- Coś. Mi. Zrobiła? - wycharczał.
Franka uniosła zapłakane spojrzenie błękitny ocząt.
- Pa..aanie? - Odsunęła się przerażona. Teraz podwójnie.
- Modlitwa Kariny do Białego. Bjarki. Potem ciemność.
- Jaka ciem…- smarknęła z lekka - mność?
Milczał, ale wzrok miał ciężki.
Nie potrafił już rozpoznawać kiedy to może być Chlo, a kiedy ta co w niej zamieszkała. W każdej chwili… Wspomniał to co zobaczył gdy wypuszczał Ingeborg z izdebki. Z każdym dniem coraz bardziej ją tracił. Z każdym dniem nici zaufania, przywiązania, miłości... rwały się lekko, bo nie był pewien kim w danej chwili jest blondwłosa dziewczyna.
Sobą, czy demonem.
- Zabroniłem. Ci. Zbliżać. Się. Do Jarla.
Pokiwała główką ślinę przełykając i łzy ocierając.
- Zabroniłeś. Nie podchodziłam blisko. Poza jego zasięgiem się trzymałam.
- Czemuś. Do niego. Zdążała?
- Nie wiem… - stwierdziła rozbrajająco - … coś w nim ciągnie. Nie tak jak do Ciebie. Inaczej. Nie wiem.
Patrzył na nią przez chwile.
- Zostań tu - powiedział i wyszedł.



 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 28-10-2016, 23:29   #54
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Erik patrzył bez wyrazu jak jego oddany hirdman wyzionął ducha.
- Więc tak zawieracie sojusze? Zaiste Aros może być spokojne o waszą pomoc.
Pięść wampira zacisnęła się mimowolnie.
Helleven spokojna mimo tego co działo się dookoła podeszła do jarla Tissø i głowę skłoniła.
- Wybaczcie mi proszę me zachowanie, za Dary którem otrzymała cenę przychodzi mi różną płacić. Niestety mieliście okazję ujrzeć tą gorszą. - Głos aftergangerki był chłodny ale mówiła z szacunkiem.
Nie spojrzał na nią nawet na moment. Patrzył najpierw na jarla bezdroży opuszczającego salę, a później wpatrywał się w drzwi, przez które niedawno spektakularnie przeleciał.
- Tyś jak on. Umarła, lecz po trzech dniach do żywych wróciła. Serce włócznią przebite.
Wtedy odwrócił się twarzą w jej stronę.
- Oko oddałaś za mądrość? Jako i on? Wszechojciec?
Zaśmiał się pod nosem. Nie oczekiwał odpowiedzi na te pytania. Nie miały znaczenia.
- Przelej więc może i na mnie strużkę tejże mądrości i powiedzże, co żeś zobaczyła gdy mnie dotknęłaś
- Niestety nic co mogłoby pomóc w rozwikłaniu zagadki Waszego samopoczucia. -
Odparła. - A co żem ujrzała? - Uśmiechnęła się leciutko i głowę ku niemu pochyliła szepcząc. - Emocje Wasze bardzo silne, chcesz bym przy wszystkich się nimi dzieliła?
Wokół rozniósł się zgrzyt jego zębów.
- Znam swe emocje. Nie musisz. Ty! - wskazał palcem na kobietę która odprawiała łacińskie modły nad jego zmarłym hirdmanem.
- Podejdź tu! Do mnie.
Navarrka zatopiona w sobie nie zwracała uwagi na otoczenie. Nie zwróciła też na nakaz jarla wydany podniesionym tonem. Emanował od niej spokój, tak odmienny od tego, co działo się w chacie.
- Na co Ci ona? - Zapytała zaciekawiona Wiedząca poglądając również na Karinę.
- Na nic - poczynił kroków kilka w jej stronę, orientując się, że noga nadal jest nienaturalnie wykręcona. Obrócił kostką, coś chrupnęło i ruszył już mniej kulejąc w dalszą drogę. Położył dłoń na jej ramieniu i odwrócił w swoją stronę.
- Kto go zabił?
- Wypadek - wskazała mu na leżący obok ciała sztylet Ingeborg.
- Wypadek? - parzył jej głęboko w oczy. Jakby nie do końca dowierzając. - Możesz mi opisać ten wypadek?
Karina podniosła się z klęczek i stanęła na przeciw aftergangera, któremu wzrostem nie ustępowała.
- Rzuciła się na skalda, mimo ostrzeżeń. Odrzucił ją na kolejnych szarżujących by nie zabijać. Sztylet nastawiony do walki miała, lecąc nie kontrolowała ciała. Ostrze wbiło się w ramię. Drugi sługa, z tatuażem, ranion lżej został. Trzeci atakował również i również jeno odrzucon został. - tłumaczyła spokojnym tonem, w którym jednak uniżoności nie było. Zrozumienie i współczucie za to tak.
Afterganger delikatnie pogłaskał ją po głowie bawiąc się na chwilę puklem włosów, który pochwycił.
- Zaiste wypadek. Dlaczego się rzuciła na skalda?
Volva widząc gest jarla bliżej Kariny podeszła i na niego pojrzała.
- Twa służka już martwa być mogła za to co uczyniła lecz ją oszczędzono. Niefortunnie zaznajomianie nam wyszło, przyznaję. Główszczyznę za Twego sługę dostaniesz. Nie chcemy więcej sporów.
Przysunął pukiel włosów do swojej twarzy i wciągnął powietrze.
- Ładnie pachniesz - skłamał gładko - To ty mi powiesz dlaczego się na skalda rzuciła, czy ta tutaj, co to życie ludzkie wykupuje za pogłówne? - konspiracyjnie wskazał ruchem oczu miejsce w którym stała Helleven.
Tym razem dziewczyna wyciągnęła dłoń i przesunęła palcami lekko po policzku Eryka. Z każdym centymetrem muśnięcia jego zły nastrój, strach i gniew ulatniały się. Zupełnie jakby ktoś rozwiewał chmury przed nim.
- Bo Cię miłuje. - rzekła spokojnie. Odsunęła się i o kilka kroków odstąpiła, by zatopić się ramionach Bjarkiego, który obok stanął.
Podniósł się i spojrzał tym razem wprost w twarz Helleven.
- Zaiste, przypadki, wypadki, miłość i brak sporów. Wszakże początku lepszego w sagach nie możnaby sobie wymarzyć. Jak cię zwą? I jak straciłaś oko? - z uśmiechem patrzył na aftergangerkę. Ciężko było powiedzieć, czy gniew w nim nadal pozostał, czy raczej rozmył się niespodziewanie. Było w nim coś co kazało skupiać uwagę na jego osobie. Może w jego ruchach, a może w tonie głosu? Jakiś przekaz, trudny do wychwycenia dla postronnego obserwatora. Jednak u Helleven wzbudził uczucie.
- Nie przedstawiono nas sobie jeszcze? - Volva uśmiechnęła się leciutko. - Elin, Widząca ścieżki Asów i Wanów, Zaglądająca Nornom przez ramię. - Skłoniła się lekko. - A oko? Wszechojcu podarowałam.
Ujął ją delikatnie pod ramię i zaczął prowadzić w kąt izby.
- Służka Odyna a jednak masz li tu kobietę z kraju krześcijan. I nie jest niewolna. Hmm. Zaiste odyn wyrozumiały. Coże się stało. Tak naprawdę? Po kolei. Kto winien śmierci Görgena? - głos zniżył niemal do szeptu, i usta przysunął pod ucho aftergangerki
Zmarszczyła lekko brwi i w kierunku Navarrki pojrzała.
- Nie ja ją tu sprowadziłam. - Wzruszyła lekko ramionami, by wrócić spojrzeniem błękitnego oka na Erika.
- Ale prawdę powiedziała. Rudowłosa rzucona przez Freyvinda ostała i tak ranion Twój sługa został…. - Zamilkła na chwilę, gdy usta ku jej uchu zbliżył i lekko otarła się o niego. - Powstrzymać walkę próbowałam.. - Westchnęła cicho. - Udało się jeno Twą służkę ocalić.
Odwrócił się do niej, jednak nie puścił ramienia. Ich ciała stykały się. Wolną dłonią rozczesał jej włosy, jak wcześniej Kariny. Uśmiechał się cały czas i patrzył głęboko w jej oko. Jej martwe serce rozpalał żar. Gdyby tylko na powrót bić mogło, biłoby dla niego. Nagle wszystkie jego wady zniknęły. Stał się całym światem. Czuła, że uczyni dla niego wszystko, jeśli tylko ją o to poprosi. Ale on nie chciał prosić. Stał tak i wpatrywał się w nią, a jej niepewność rosła. Cóż mogłaby zrobić, żeby go zadowolić?
- Nasz żal nikomu życia nie wróci. Chodź, porozmawiamy z twoim bratem
Tym razem jego lewa dłoń powędrowała w dół, a jego palce splotły się z jej palcami.
Wolną rękę uniosła ku jego policzku i pogłaskała delikatnie.
- Po co nam on? - Uśmiechnęła się spokojnie ponownie o niego ocierając. - On furiat. - Jej głowa zniżyła się ku jego szyi na chwilę, by z trudem oderwać się i wrócić spojrzeniem ku niemu.
- Nie krępuj się jeżeli tego pragniesz - ponownie przejechał jej dłonią we włosach, delikatnie je ciągnąc i odchylając głowę. Pocałował ją namiętnie przez chwilę, po czym przysunął na powrót do swojej szyi.
Westchnęła tęsknie ale opanować się ciągle zdołała i jedynie językiem po jego szyi przejechała.
- Konsekwencje… Zawsze konsekwencje… - Odsunęła się leciutko od niego. - Nie miałbyś już potem ze mną tyle zabawy co teraz. - Szepnęła mu w usta.
Znów ucałował ją namiętnie, wodząc dłonią po jej ciele. Gdy po chwili się oderwał powiedział:
- Nigdy nie należy sobie odmawiać przyjemności, nieważne jaką miałyby mieć cenę. Wszak jutro może nigdy nie nadejść, lub przynieść zmierzch bogów.
Jego wzrok skupiał się gdzieś za jej plecami.
- Twój brat to zaiste furiat.
Puścił ciało kobiety i ruszył w stronę skalda. Wszak sytuacja w izbie rozwinęła się mocno.

********

Freyvind wyszedł z izdebki, a widać po nim było, że osiągał powoli granicę szału. Kierował się wprost na Karinę.
Navarrka myła ramiona w cebrzyku, z krwi je płucząc i szorując. Ubba z Bjarkim sprzątali chatę z porozwalanych ław. Vivi leżał jak go położyli, ciało zmarłego dwóch wojów wynosiło.
Jorik zoczywszy skalda mruknął:
- Zakopać krew czy wynieść?
Odpowiedzi nie uzyskał, kły aftergangera wysunęły się, gdy podszedł do Navarki.
stanął nad nią wściekły prawie po drżenie rąk.
Wyprostowała się, pucowanie przerywając. Pytanie w oczach aż nadto wyraźne było.
- Powiedz - wycharczał - że boskości Asom i Vanom nie odmawiasz. W swego wierząc. W nich bogów znasz i widzisz.
- Dla mnie jeden Bóg istnieje - odrzekła spoglądając mu w oczy bez lęku, ale i bez wyzwania.
Przez chwilę stał przed nią w bezruchu. Jedynie patrząc.
Nagle jednak dłoń wyciągnął ku jej szyi i ucapiwszy za materiał sukni uniósł w powietrze po czym brutalnie, choć nie z mocą do ściany przyparł, nogi majtały jej bezradnie.
Dłoni się jego uchwyciła i z napięciem w oczy zajrzała. Poczuł drżenie jej ciała z wysiłku lecz… gniew jego ulatywał. Wściekłość jego ktoś zabrał. Umysł czysty na powrót był. Wypełniała go wierność i miłość dla bogów jednak bez grama złości, bez cienia czerwieni gniewu.
Grim za to zagniewany podszedł do nich i ciężką dłoń swą opuścił na ramię skalda.
- Panie. - nakazał swym srogim głosem, co na specjalne okazje jeno zachowywał.
Spokój wypełniał go tak,że aż nie czuł się sobą. Ostatni raz podobnie czuł sie w czasie powrotu do Ribe, gdy puścił go szał jaki krążył mu w żyłach po wypiciu krwi wilkołaków.
Tyle że teraz było jeszcze gorzej.
Gniew towarzyszący mu od pół wieku ulotnił się całkiem, a nie tylko odpełzł głębiej i się stłumił.
- Jeżeli jeszcze raz swe modły będziesz odprawiać przy sługach moich, nad ciałami wojów wiernych bogom, to oddam cię połowie miasta, potem zabiję. Pojęłaś, Karino?
- Zawsze tak swych ludzi traktujesz? - rzekł Erik gdzieś z za pleców Freyvinda - a może ona nie jest twym człowiekiem, i też wypłacisz za nią główszczyznę?
Helleven za Erikiem ruszyła zaciekawiona stanąwszy blisko niego. Jednak jego ostatnie słowa sprawiły, że odsunęła się lekko świadoma, że chcąc załagodzić spór jeno tylko rozjuszyła jarla.
Bjarki spojrzał na skalda:
- Puść ją, panie. - poprosił tym razem. - Pomówić nam trzeba, na osobności. - dodał z chmurną miną.
Skald milczał, jeno mocniej pięść zacisnął patrząc Navarce w oczy. W jego wzroku był pełen spokój, ani śladu choćby irytacji. Tylko zimne oczekiwanie.
W jej oczach jednak ogniki buzowały. Gorąca navarrska krew poczynała ożywiać:
- Zaliż swem słowom przeczyć będziesz? - Godi skrzywił się widocznie, gdy dziewczyna w twarz skalda słowa głosem pewnym wypowiedziała - Rzekłeś, że ci to za jedno, żem krześcijanka i modlić się mogę do kogo chcę bylebym ludzi nie nawracała. Zaprzeczysz?
- Tak.
- Frey! - Erik krzyknął. - Spójrz na mnie i puść ją. Naprawdę więcej ofiar ci trzeba? Naprawdę będziesz opowiadać o dyskrecji, podczas gdy hirdmani twoi trupy kolejne stąd wynoszą?
- Tak tedy odeślij mnie do Agvindura, alibo ziścij swe groźby. Bo przestać modlić się nie przestanę. Na niczyj rozkaz. - odparła gniewnym spojrzeniem tocząc po Freyvindzie.
- Twoja wola. W pęta ją. - Puścił dziewczynę.
Grim pobladł jak płótno.
Objął Karinę, co ramię jego odtrąciła dumnie się prostując.
- Nie! - Erik stał wyprostowany. Odmieniony. Ni rany na jego ciele nie zwracały uwagi, ni brudne odzienie. Ni otwory wydarte przez jego własne kości. Miał w sobie coś szlachetnego. Coś, co wymuszało podporządkowanie.
- Dość. Już raz pokazałeś jakim jesteś dowódcą. Starczy twych rządów. Jeśli nie chcesz jej jako służącej, to ja ją wezmę. Jako główszczynę za zabitych. Nie będziesz jej w dyby zakuwać.
- Jeśli ją odeślesz, i ja odejdę - dodał cicho godi. Cichy głos zdradzał napięcie, twarz z oczodołem skakała w tiku.
- Bracie, przemyśl tą decyzję. Przemyśl ją bardzo dobrze, bo możesz stracić wiele. - Odezwała się volva słysząc Bjarkiego.
- Już straciłem - odpowiedział jeszcze na pozór spokojnie czując uczucie… jakie zwykle czuł przy Agvindurze, który sięgał po ostateczność mamiąc zmysły i wymuszając podległość. Od Eryka biło to samo. Zwalczył to w sobie… Jako i szał rodzący się gdzies wewnątrz - Jeden sługa kretyn, co nie potrafi wytłumaczyć czego nie powinna robić. Druga służka mi się opiera, to co w niej siedzi przemaga.
- Dobrze więc. Ustalone. Głowa za głowę. Ona i on będą mnie służyć, jako główszczyna za tychże cożeś zabił - powiedział Erik spokojnie. - Za jednym razem problem rozwiążesz i dług spłacisz.
Skald poczuł jak budzi się w nim bestia, dziki, pierwotny szał. Chęć mordu i niesienia wokół bezprzykładnej rzezi. Navarka tylko na moment wytłumiła jego emocje złości, gniewu, frustracji, ale nie było to stałe. Emocje i gniew znów zaczęły w aftergangerze narastać, szczególnie gdy sama zaczęła odczuwać gniew.
Słowa Bjarkiego i wspomnienie zachowania Chlo na powrót drążyły bezsilność, którą zaraz zakryła wewnątrz niego fala złości, gdy Eryk próbował na nim mocy Canarla mającej wymusić bezwarunkową podległość i uniżenie. Nawet gdy stosował to Agvindur, skald czuł za każdym razem wsciekłość, zresztą nie tylko on. Wspomniał Ribe i Elin złą na jarla za ten czyn.
Nie zdążył jeszcze zwalczyć w sobie tego co zaczęło napierać na trzeszczącą tamę, gdy z siłą kowalskiego młota uderzył w niego sens słów jarla Tisso.
Miał płacić główszczyznę za to, że bezbronnego zaatakowali go we czwórkę.
Miał w ramach główszczyzny tej oddać przyjaciela.
Coś w nim pękło, eksplodowało wewnątrz. Tym razem nawet nie chciał walczyć z bestią, z szalonym śmiechem wypełzająca z odmętów jego umysłu otworzył się na nią kompletnie na krótką chwilę, lecz zaraz ścianą zasłonił dziurę, którą zaczęła wypełzać.
Chlo, Jorik, Bjarki, Elin, Volund…
Czuł się przez chwilę jak volva widząca przyszłość, nici Skuld. Rozszarpane ciała, kończyny leżące gdzie popadnie. Aż poczuł ten ból jakim targnęła nim kreowana wyobraźnią wizja. Nie taka jak volvy, wyobrażenie konsekwencji.
Ból ten i desperacja naparły na dziką siłę wychodząca z niego.
- Nie będzie żadnej główszczyzny - powiedział ciężkim głosem.
- To wolni ludzie, jarlu… Nie godzi się nimi wymieniać, chyba, że sami tak zdecydują. - Dodała Helleven i wzrok na brata skierowała. - Jednakże zadoścuczynienie jakieś się należy, Freyvindzie… tym bardziej iż całe zamieszanie z mej winy wynikło...
- Nie. W czwórkę z bronią na mnie się rzucili. Ja swej nie wyciągnąłem nawet - mówił drgającym głosem. - Ona własnym ostrzem zmarłego chlasnęła. Ja chcę rekompensaty. Choć śmierć obiecałem temu kto pierwszy na mnie ruszy, dzięki volvie obietnicy danej bogom spełnić nie muszę, bo w ich plany wejrzała. Ale zadośćuczynienia to ja winienem wołać. Ingeborg mi za to darujesz?
Erik pokiwał przecząco głową.
- Wolnych ludzi gorzej niźli ja swych niewolnych traktujesz. Jeśli chcesz rekompensaty, to w bogactwie bym ci ją wypłacił. Nigdy w żywym inwentarzu. Czemuż się na mnie z pięściami rzuciłeś zatem? Ku chwale bogom? Walhallę zapewni ci atakowanie rannego od tyłu?
Głos aftergangera był niezwykle spokojny.
- W siostry przez krew obronie, choćby przeciw Jotunom stawał będę. Sam sugerowałeś win i krzywd rekompensatę w sług oddawaniu. I bacz co mówisz jak kogo traktuję - tonowi głosu skalda też zarzucić nic nie było można ale w oczach miał stal i zdecydowanie. - Karinę w pęta, potem zdecyduję co z nią uczynić. A Ty - zwrócił twarz ku Bjarkiemu - polecenie dostałeś Chlo z oka nie spuszczać. Gdzieś był i coś robił gdy mimo zakazów mych, ściągana mocą jakowąś przez Erika, ku niemu bieżyła gdy z niemocy się budził? Świadkiem też nad Engelsholm byłeś, że przy Chlo zabroniłem nawet einherjar, Volundowi, krześcijańskie modły mówić. Miałeś w służbę Karinę wprowadzić, takie polecenie dostałeś - w głosie Freya czuć było szyderstwo. - Zali Ty mi jeszcze Bjarki służysz, że odejściem grozisz?.
- Służę Freyvindowi Lenartssonowi jako i Chlotchild i jako ona - wskazał na Karinę - Jego w Tobie nie poznaje ostatnim czasem. - wielki wiking wyprostował się spoglądając na pana swego - Nie jestem pewien nawet czy Ty zdajesz sprawę sobie z postępowań własnych czy Loki ułapiał Cię w swe pazury. - godi przemawiał powoli i bez gniewu. Spoglądał na skalda z namysłem - Skald jakiego znam na szacunek zasługiwał swymi czynami i dlatego go Jarlem Bezdroży zwali ci co nikogo innego nad sobą uznawać nie chcieli. To co widzę do tego szacunku się nie przydaje. - Bjarki po raz pierwszy od dawna tak długą przemowę wygłosił ze smutkiem patrząc na Freyvinda. - Skoro uznajesz, żem intelektem uwłaczał, lub lojalnością tom w służbie Ci nie potrzebnym. Jeśli Chlo zdradziła Cię kiedykolwiek, takoż bez niej ci lepiej będzie. - w głosie dumę godiego słychać było.
- Na oku Frankę miałem, pomagając ratować rannego by awanturze pomóc zapobiec. - odwrócił Karinę ku sobie i spojrzał w oczy. Po policzku pogładził. - Jeśli ona w pęta tako i ja. - rzekł nie patrząc na Lenartssona - Rzekłeś, że czcić może kogo chce. Modlitwa to część czci i wiary. Niczemu czegoś żądał nie uchybiła, nie nawraca, nie wywyższa się ni Białego imienia wciąż na ustach nie nosi.
Skald patrzył na niego nic nie mówiąc, tylko w oczach migotało mu niezrozumienie może nie tyle słów Grima, co tego kiedy dostał czymś w głowę i w jednookim łbie coś zaczęło iść w stronę szaleństwa.
Nie zdążył odpowiedzieć bo Erik złapał dłoń volvy i przyciągnął ją do siebie.
- Naprawdę brat we krwi musiał cię bronić przede mną? - twarz miał przy jej twarzy. Blisko niczym kochanek. W końcu delikatnie musnął jej usta, by zaraz przestać - a może to brat twój szukał powodu by w nienawiści mnie zaatakować? Jak myślisz Elin?
Skupiona na wypowiedzi Bjarkiego pozwoliła się przyciągnąć jarlowi i wzrok utkwiwszy w jego twarzy objęła go jakby naturalnym dla niej gestem.
- Dlaczegóż miałby Cie nienawidzić, Jarlu? - Zapytała zaskoczona gładząc delikatnie jego policzek. - Jako żem mówiła prędki w działaniu, myślał, że krzywda mi się dzieje. - Odparła spokojnie zerkając na Freyvinda.
- Tobie? - skald spojrzał na volvę. W oczach zalśniły mu błyski ironii. - Zaprzeczysz, że komuś krzywda się działa - dodał nie mówiąc zbyt wiele przy postronnych, ale na tyle by Helleven zrozumiała jego przesłanie.
Ta uśmiechnęła się jeno głowę kładąc na ramieniu Erika, wzroku ze skalda nie spuszczając.
- Zaprzeczę, że winę tu ponosił jarl Tissø. Doskonale wiesz jak moje zdolności potrafią się przeciw mnie obrócić.
- Opowiedz nam tedy -
odpowiedział grzecznie acz szyderczo - ze szczegółami, co zaszło i czemu nasza, moja i Volunda, siostra przez krew, z krzykiem i szlochem od Eryka uciekała. Czemu kryła się gdy mimo jej stanu szedł jej krokiem o gryzieniu jeno mówiąc. Możesz to dla nas zrobić? Elin?
Obruszyła się lekko, gdy Freyvind wyraźnie mówił, jakby o kim innych miała opowiadać.
- O gryzieniu? - Spojrzała z namysłem na Erika. - Chciałbyś mnie ugryźć? - Uśmiechnęła się zachęcająco, po czym kontynuowała. - Próbowałam użyć swych zdolności na Jarlu, wszak nie wiemy co mu dolega. Coś poszło jednak nie tak… Widziałeś już, bracie, - zaakcentowała ostatnie słowo - jak reaguję w takich sytuacjach. Jestem wdzięczna za Twą troskę, nie było w tym wszystkim jednakże winy Pana na Tissø.
- A kto… - Frey zbliżył twarz do twarzy Helleven, wciąż zimny i przepełniony spokojem - Kto… - zbliżył usta do jej szyi. - Kto powiedział ci Helli co czyniła Elin… - wyszeptał prawie bezgłośnie do jej ucha.
Odchylił się i spojrzał na Grima.
- Karina do Chlo, do Izby. Ty odpowiadasz za nie Bjarki. Los jej zależy od ciebie. A ty - zwrócił się do Erika - nie wiem czy z wolą czy mimo woli Frankę do siebie ściągasz. Nie wiesz o niej czegoś Eryku, nie wiesz o czymś ważnym. Jeżeli specjalnie to czynisz, a ja się dowiem, to cię ubiję.
Frey szarpnął się ku płaszczowi niedbale rzuconemu pod ścianę i wypadł z husu prawie wyrywając drzwi.
- Zaiste brat twój mistrzem jest nie tylko dyplomacji, ale i dyskrecji - Erik zwrócił się do Helleven komentując groźbę i wyjście z hukiem. - Doskonały przywódca, który porwie za sobą tłumy. W powrozach - spojrzał z politowaniem na Karinę.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 30-10-2016, 15:37   #55
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Hedeby



We wnętrzu kościoła przed miejscem, które powoli zamieniało się w ołtarz klęczał chudy mężczyzna. Pośrodku zamieszania, pokrzykiwań robotników, warkotu pracy cieśli wyglądał na zupełnie nieobecnego. Nawet obsypując się na niego wióry ociosywanych i dopasowywanych drewnianych statywów nie przerywały jego zadumy.
- Ansvarze? - do mężczyzny podeszła Alma kładąc mu delikatnie dłoń na ramieniu.
- Tak? - uniósł na nią spojrzenie swych pałających wewnętrzną siłą oczu.
- Posłaniec gotowy.
- Tak, już bieżę.

Przeżegnał się na koniec całując czule i z pietyzmem kościany krzyż wiszący na szyi. Alma również przeżegnała się i z uśmiechem ruszyła za Ansvarem.
Wyszli w liczny tłum ludzi pracujących nad fasadą budynku, rzeźbiących w drewnie zawiłe wzory smoków ubijanych przez Białego co Baldura przypominał, sprzątających okolicę czy dzielących się posiłkiem.

Kilka chwil później Ansvar po chwili wpatrywania się w zapisany arkusz papirusu, zalakował go ostatecznie i z ciężkim sercem przekazał posłańcowi.


Ribe


Jarl pochylił się nad jasnowłosą dziewczyną, która odpowiedziała nieobecnym uśmiechem. Nie zmieniła wyrazu słodkiej twarzyczki nawet gdy jarl podciągnął ją do góry w swych ramionach. Pogładził czule po policzku i po włosach mierząc ją spojrzeniem pełnym smutku. Wbił się w jej szyję i począł pić, trzymając dziewczynę w ramionach. Zaskoczenie przebudziło ją na chwilę lecz wkrótce zatonęła w rozkoszy wampirzego pocałunku. Przyjemność wypisana na jej buzi zamieniła się błyskawicznie w grymas bólu i zaskoczenia gdy twarde drewno przebiło jej pierś.
- Szybko - charknął jarl przywołując stojącą w cieniu Haldred i układając Sigrun w skrzyni. Wezwana pomogła mu otulić nieruchome ciało skórami i ułożyć wygodnie.
Jarl zabił wieko skrzyni kilkoma uderzeniami i dźwignął ją do góry by wynieść w mrok i na wozie ułożyć.
- Wiesz co czynić. - spojrzał kobiecie w oczy.
- Wiem. - łzy zalśniły w jej oczach lecz twarz na nowo stwardniała determinacją, gdy wsiadała na wóz.
Agvindur patrzył za wozem wyjeżdżającym z Ribe póki wstające słońce nie przegoniło go do halli.


Tissø


Ciemnowłosa kobieta z szaleństwem w oczach chodziła po halli z niemocą rozrzucając ramiona w powietrze. W końcu przystanęła ciężko dysząc przez wyszczerzone zęby.
Do pomieszczenia wsunął się mężczyzna ubrany w strój podróżny.
- Pani?
Odpowiedzią było mu jedynie nieartykułowane stęknięcie.
Jej spojrzenie przewiercało go na chwilę aż w końcu skłonił się lekko:
- Wrócę jak najszybciej z wieściami.


Gdzieś na terenie Danii



Łódź przybiła do brzegu a z niej wyskoczyła grupka mężczyzn. Porzuciwszy łódź ruszyli szybkim krokiem w głąb lądu rozglądając się od czasu do czasu.
- Pół dnia drogi przed nami - rzucił jeden raczej by przerwać panującą ciszę niż by udzielić reszcie informacji.
- Drogę znamy - rzucił potężny blondyn kroczący na przedzie - a oni już powinni być dawno na miejscu.


Aros


Wnętrze bogato wyposażonej chaty wypełniała cicha rozmowa tocząca się w obcym w tych stronach języku, szeleszczącym i wymawianym z wielką szybkością.
- Co z nim?
- Obudził się już i ruszył w miasto.
- Sam?
- Nie, spotkał się z jakąś grupą, dwóch nieumarłych i ich sługi. Usłyszałem imię Frenwin
- mruknął cichym głosem jeden z rozmówców - Jeden z nich odłączył się później. - wskazał na zemdlone ciało. - Przesłuchać go trzeba.
- Zajmij się tym.
- w mroku błysnęły białka migdałowych oczu. - Jak najszybciej.
- Jak każesz, Rafiq.
 
corax jest offline  
Stary 06-11-2016, 19:25   #56
-2-
 
-2-'s Avatar
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Volund


Gdy Aros było już pogrążone w ciemności, w której tylko światło Maniego i gwiazd i palenisk pozwalało rozpoznać kontury drewnianych hausów i ludzkie sylwetki, ruch i normalny bieg życia ustawał w wydzielonej dla przyjezdnych, dla obcych i dla kupców części miasta. Położona przy samym porcie, miała swoje dziwactwa. Obcy żeglarze i handlarze i ci którzy mieli ich chronić opatuleni byli w futra i często brudne jak na standardy Dunów tkaniny, próbując ochronić się przed północnym zimnem. Niektórzy w innym miejscu mogli być sobie wrogami, ale w Aros przybysze z różnych krain, bardziej i mniej odległych przybyli zazwyczaj by handlować. Jeśli ktoś pałał szczególną nienawiścią do jakiegoś ludu, nie raził go niczym więcej niż niechętnym spojrzeniem lub za dnia jeszcze, na targu - obelżywymi słowy.
O porządek ten dbali hirdmani, liczniej patrolujący zgodnie ze słowy Chlo. Okryty opończą i ubrany w skromne giezło Volund raczej unikał ich i wszelkiej uwagi - na ile mógł.


Jak długo piękne a martwe lico aftergangera było skryte, tak długo nie spodziewał się żadnych kłopotów.


Patrzył po towarach rozstawionych przy zamienionych w magazyny hausach, w których tłoczyli się kupcy wraz z towarzyszami i sługami. Również po namiotach i aparycji zerkał, próbując rozpoznać niektóe z obcych ludów. Germanowie, Anglowie, Sasi, Rusini… Frankoni, wielu których nie znał. Najbardziej różnorodna ciżba w spoczynku, jaką uświadczył. W Danii.


Nie wszyscy byli kupcami. Czasem towarzyszył im rzemieślnik… uczony… czeladnik lub podróżnik z daleka co poznać świat lub uczyć się od innych ludów pragnął. Szukając jednej z takich osób, wpierw szukał ludów, które zeń mogły być znane.
Mimo krocząc zanurzał się w świat odległy od obecnego. Od obecnych problemów i swarów, choć pełen informacji i plotek. Ci, którzy nie spali i nie prowadzili późnych interesów, zabawy toczyli ze sobą przy okazji plotki wymieniając, jeśli porozumieć się zdołali.
Namioty lichsze i bardziej bogate wypełniały przestrzeń między budowlami, gdy kroki niosły Volunda przed siebie. Im dalej podążał tym mniej nadziei w jego umyśle pozostawało. Niewiele osób jakich poszukiwał przybywało z handlarzami. Instynktownie kierował się w stronę bogatej służby, bez myśli wyraźnej stwierdzając, że to tu może znajdzie kogoś, kto pomóc mu zdoła.
Duże ognisko rozpalone przed dwoma sporymi namiotami, strzeżone było przez czterech suto odzianych pachołków. Sporo osób kręciło się wchodząc i wychodząc z chaty, przy której rozłożone były przenośne domy. A ze środka głosy dobiegały w mowie, jakiej dawno nie słyszał. Jakiej nie spodziewał się usłyszeć tak szybko.
Delikatne dźwięki liry sprawiły, że powietrze zdawało się pachnieć inaczej. Pierwsze odruchy niemal sprawiły, że spodziewał się ujrzeć obok siebie dawnych najbliższych towarzyszy.
Zapachniały kadzidełka, gdy służąca wyszła z cebrzykiem, wynosząc z wewnątrz gwar rozmów.


Umarły leciutko rozchylił usta na wspomnienie najdawniejszych… najwierniejszych… towarzyszy i dosłownie poczuł smak goryczy na ustach.
Wszystko inne wciąż smakowało popiołem.
W umyśle miał przez chwilę obraz aktorki, jakie to i w kościele Jedynego za wszetecznice uchodziły, gdy patrzył przez chwilę na służącą. Oczy zajarzyły się ciekawsko gdy wypatrywał ciemnych i kędzierzawszych włosów, i skóry delikatnie przez Sol zabarwionej.
Wystąpił o kilka kroków w stronę pachołków i przekraczających wejście chaty egzotycznych przybyszów i służącej, żeby zatrzymać się dopiero opodal wejścia, pewny, że kto zwróci nań uwagę. Broni nie miał… dłoń jego poprzez połę ruby zacisnęła się na sakwie. W tej nieco majątku Asgera było…
- Χαιρετίσματα. - powitał i odnalazł spojrzeniem pierwszą istotną osobę, która zwróciła nań uwagę.
- καλησπρα - padła odpowiedź ze strony męża krępego i kędzierzawego z zarostem na twarzy co niepełną brodą była. Ciemnobrązowe oczy lekko wilgotne od panującego w środku zaduchu i zapachów szybko przebiegły po Volundzie. W tej samej mowie kontynuował ów człek: - Gościa witać nam znurzonego przyjemnie, gdy w pokoju przychodzi.
- W pokoju. I w skryciu, stąd wieczorem. Tedy przeprosiny wam winien, zanim jeszcze ugościć mnie postanowicie. - skinął głową, faktycznie w przepraszającym geście.
Zapraszający gest wskazał mu drogę w rozświetloną część chaty. Prócz ogniska na środku, stało tu wiele niewielkich glinianych lampek, które rzucały więcej światła niż lampy z błon rybich czy wnętrzności zwierząt jakie stosowali norsmani. Klepisko przykryto miękkimi kapami, na stole stały misy z prostym jedzeniem lecz dużym jego wyborem. Zapach wina zmieszanego z octem, zmieszał się z ziołowymi zapachami pieczonych ryb i mięs.
- Jeśli głodny lub spragniony, u stółu miejsce znajdziesz. Miejsce do spania Ci potrzebne? - mężczyzna prowadził Gangrela ku ławie okrytej skórami.
- Nie. Lecz gościnność ta na podziękowanie zasługuje. Przybyłem głodnym, lecz wiedzy. Z Cesarstwa samego przybywacie, nieprawdaż? - Gangrel spokojnie podążał za mężczyzną. Akcent zdradzał go, ale pomimo początkowych trudności, bardzo szybko przypominał sobie język Bizantów.
- Tak - ciemnowłosy rozmówca pokiwał głową - od wielu tygodni w podróży. - w uśmiechu błysnął zębami - Zwą mnie Eusebius - prawicę wyciągnął by uchwycić przedramię Volunda - Głodny wiedzy?
- Nie umiem w bizantyjskiej mowie się przedstawić. - płynnie i szybko przepłynął przez słowa Pogrobiec - Lecz tutaj zwany jestem… - zatrzymał się na chwilę, namyślając - W waszym języku, byłoby to Vadim. - wybrnął w końcu, nie kryjąc swojego zastanowienia - Poszukuję zaś uczonych.... uzdrowicieli. Napotkałem chorobę, jakiej nigdy nie widziałem u innych chorych. Kiedy zaś byłem w Bizancjum, poznałem, jaką wiedzę mają mnisi służący Jedynemu.
- Chorobę - Eusebius wyglądał na zaalarmowanego - jaką chorobę? - zmarszczył brwi zdenerwowany.
- Nie jestem pewien. Wystąpiła w niewielkiej wiosce, pewien dystans stąd. I tylko u jednej osoby. - zastanowił się na głos - Dlatego poszukuję mędrca lub lekarza, uczonego i doświadczonego. Bizancjum zaś słynie z wiedzy… - Volund zaczął mówić wolniej - Liczyłem, że może ktoś taki wam towarzyszy… Może misjonarz jedynego.
- Hmmm - mruknął rozmówca - Mamy jednego duchownego ale czy on co wiedzieć będzie o medycynie… - poskrobał się po zaroście aż zachrobotało - Poczekaj. Przyprowadzę go.
Pogrobiec skinął skrytą pod opończą głową, i nie powiedział nic więcej.


Wkrótce Eusebius powrócił z korpulentnym mężczyzną, o twarzy nalanej i oczach zatopionych głęboko, niewielkimi szparkami zdającymi się. Urody nie dodawała mu potężna łysina ani rzadka broda, która cienikimi strąkami opadała na pierś.
- Nikodemusie, to mąż co pomocy szuka - rzekł przedstawiając Volunda.
- A tak, tak - czarna opończona mężczyzny nosiła na sobie okruszki i znaki uczty jaką z pewnością delektował się nim przyprowadzon został. - Jakiej pomocy Ci trzeba, synu?
- Dyskursu. Doświadczenia. Wiedzy. I wiem, że mają swoją cenę. - odparł Volund w mowie Bizantów, pokrętnymi słowy sugerując, że nie wszyscy z trzech mężczyzn byli właściwi po toczonej dyspucie… jak też że nie przybywa z pustymi rękoma.
Nikodemus spojrzał na Eusebiusa:
- Dziękuję, żeś mnie powiadomił. Przekaż Arthurusowi, że wrócę do niego niedługo.
Skinięcie głową potwierdziło delikatną odprawę, zaś zakonnik powiódł Volunda ku nieco bardziej prywatnej części izby:
- Cóż Cię trapi, synu - wyprostował się łykając głęboko powietrze i spoglądając na Gangrela z zaciekawieniem.
- W wiosce… nie tak wiele dni stąd niedawno zachorował ktoś na chorobę, jakiej nigdym nie widział. Nie jest to nic dziwnego… - zawahał się Gangrel, uważnie i z nostalgią oglądając mnicha - W Konstantynopolu uczony byłem przez mnicha monofisytę sztuki oporządzania umarłych, jak też studiowania ich ciał jako czynią uzdrowiciele na modłę aleksandryjską. - na chwilę zamilkł, wpatrzony w gwiazdy, te same co wędrowały po firmamencie nad najdostojniejszym miastem świata - Brakło mi mądrości by nauczyć się uzdrawiania żywych. Pomimo to… widziałem chorobę jakiej nigdym nie napotkał, która nie zakaża, ale trawi boleśnie, prawie śmiertelnie. Szukam wiedzy.... o niej… i nie tylko.
- A jakie objawy dokładnie, synu? I okoliczności zachorowania? - Nikodemus pokiwał głową a jego nalane policzki zatrzęsły się przy tym - I jaki skutek tejże niemocy? - niewielkie oczka wpatrywały się w Gangrela uważnie.
- Zczerniałe żyły spod skóry widoczne. Ból, jak gdyby krew samą choroba toczyła i niemoc z tym idąca. Lecz choć plagę Bizantyjską to może przypominać nieco, nikt inny ze wsi całej i podróżnych nie zachorował i może w okolicznościach… tajemnica. - Gangrel spokojnie tłumaczył, równocześnie używając rozmowy by samemu domysły snuć i myśli rozpędzać - Pewnym jednak, że choroba wystąpiła po połknięciu plugawej krwi.
Nikodemus kiwał łysawą głową przy każdym słowie Gangrela. Oczy zamknięte miał jakby analizował z namaszczeniem jego wypowiedź.
- A czy krew opuścić próbowano? Czy taka metoda zmianę przyniosła - dopytywał z namysłem - I jak wyglądały język i usta chorego?
- Nie odmienione… - odpowiedział zrazu Gangrel, przypominając sobie dokładnie okoliczności wydarzenia - Upuszczano krwi, lecz raz jeden. Nie chciałem się podjąć, albowiem nie uczonym w tem, bałem się co uczynić mogę. Metoda zatem może i słuszną się okazać… lecz mi brak wiedzy, co dopełnia dlaczego szukałem prawdziwie uczonego w uzdrawianiu, kogoś z Cesarstwa z wiedzy słynnego. Tu krew jeno ofiarom dla bogów się upuszcza…
- A ofiara choroby… toś...Ty sam, synu? - zaskoczony nieco głos zakonnika przepełniła naraz ciekawość jak i niejakie podniecenie.
- Tak. - odparł spokojnie Gangrel - Gdy pewnym był, że nikt zakażon nie zostaje, postanowiłem potraktować to jako lekcję. I uzmysłowiło mi to, że wiedzy takiej poszukuję. Lecz… - zawahał się na głos - ...nie tylko dla siebie. Jest kto jeszcze komu bym chciał pomóc, z inną słabością… ale nie nim wiedzę posiądę.
- Nie wiem, czy za zapłatę uznać mżesz bitą monetę, na pewno nie chcę cię nią urazić. Pomyślałem jednak,że może w mym stanie widziałbyś też jakąś rekompensatę… gdybyś zechciał choćby użyczyć mi swego czasu i wiedzy, a ja sam i tak musiał odnaleźć odpowiedzi. - Gangrel z kieszeni wyjął sakwę, zaś ręka jego w łunie ognisk z bliska widocznie upstrzona była czarnymi szlakami.
- Ofiarę daj na kościół boży, synu - zamachał pulchnymi dłońmi co zdawały się nigdy ciężkiej pracy zaznać - lub ubogich. Zbadam Cię, lecz czy odpowiedzi jakich szukam znać będę, tego obiecać nie mogę.
Jeśliś gotów, od razu począć możemy.- spojrzał na aftergangera z pytaniem na twarzy wymalowanym i dłonie lekko zatarł.
- Na ubogich… jak dziwnie. - zastanowił się chwilę Volund - Lecz i brat mój kiedyś coś podobnego uczynił, tedy tak się stanie. - na powrót sakwa zniknęła w połach ruby, utwierdzona już słowami berserkera - Wiem zaś, że odpowiedzi nigdy pewne, raczej pytania, lecz jak rzekę… Dwakroć przysługę byś mi wyświadczył, gdybyś nauczył, jak sam zbadać się mogę. Lecz… tak… - Pogrobiec wziął głęboki oddech, gdy powietrze obmyło jego płuca delikatnie ociekające teraz krwią.
- Gotówżem.
- Chodźmy zatem nieco bliżej ognia - Nikodemus ruszył ku palenisku i położył skóry na stole, gestem wypraszając obecnych - Rozdziej się, synu.
Pogrobiec odczekał aż pozostali opuszczą miejsce. Podszedł do stołu, zdejmując opończę i rubę z zawiniętą weń sakwą; porzucił je obok stołu. Bez zawahania zdjął też resztę odzienia, obojętnością ukrywając instynktowną ulgę, którę przynosiła mu wolność od szytych tkanin.
Nikodemus zaś sięgnął ku kociołkowi by wody nieco gorącej nabrać i dłonie obmyć. Rozejrzał się po halli przez chwilę wzrokiem szukając płócien by dłonie otrzeć.
Jego skóra nie była już jednak trupioblada. On sam siebie jednak nie widział, zerknąwszy tylko przelotnie na własne dłonie, których skóra była zdrowego odcienia karnacji. Położył się na stole… jak trup, których sekcje widział tyle razy.
Zakonnik podszedł do leżącego pacjenta i z powagą na twarzy rozpoczął inspekcję ciała nieumarłego.
Pierw włosy przeczesał wsuwając palce w loki Volunda i przesuwając palcami po puklach. Następnie brwi sprawdził podobnymi ruchami i powieki unosić począł.
- Patrz na me palce synu - przesunął tłuściutkie palce z boku na bok obserwując reakcje Volunda.
- Hmmm - mruknał pod nosem do siebie. Miękkie dłonie sunąć poczęły po ciele aftergangera naciskając i badając szczególnie w okolicach szyi, pach i pachwin.
- Czy ból gdzieś odczuwasz? - pytał przy każdym nacisku.
Pogrobiec co sam był czas z umarłymi spędzał, przemywając ich, z rzadka otwierając lub rany szczególne szyjąc i ukrywając bez słowa znosił wszystko. Raczej w skupieniu starał się zapamiętać, co Bizant czyni, oraz zrozumieć dlaczego.
Ten kolejno dłoń każdą obadał okolice stawów sprawdzając uważnie i na koloryt paznokci patrząc. Podobnie uczynił i ze stopami.
- Jak długo objawy takowe? - pochylił się nad pociemniałymi żyłami - Krew upuszczę teraz. Boleć będzie nieco.
Volund skinął głową.
- Tuzin… dni. - w ostatniej chwili się zreflektował - Około. - oczy jego każdy ruch śledziły.
- A czy objawy postępują? - Nikodemus pochylił się nad ciałem Volunda z ostrzem uprzednio ogrzanym nad świecą - Czyś różnice jakowe dostrzegł? - zagadywał specjalnie by szybkim ruchem naciąć skórę głęboko, do żyły dochodząc na przedramieniu. Miseczkę niewielką podstawił by juhę w nią łapać.
Berserker wzdrygnął się przymykając na chwilę oczy. Nie z bólu, który wciąż o wiele słabszy odczuwał, lecz by życie tchnąwszy w umarłe ciało skupić się, by krew ku ranie popłynęła i wyciekała tak jak masy wody opadają w wodospadach.
Jeno strużka.
- Czerń żył coraz bardziej widoczna, lecz słabość co mnie nachodzi… - zastanowił się chwilę, by nie skłamać - Nie wiem na pewno. Walczę z nią co przebudzenie, lecz niezmienną mi się zdaje.
- Chuchnij na mnie synu - Nikodemus podsunął się bliżej ostrożnie miseczkę z krwią piastując w dłoniach. Gdy tylko się nachylił, umarły posłusznie tak właśnie uczynił.
W skupieniu wielkim zakonnik się odsunął i do źródła światła ruszył. Stojąc przy jasności zakołysał miseczką, niewielkie kółka zataczając.
- Hmmmm…. - zastanowienie zmarszczyło mu twarz - trądu wykluczyć nie mogę. Krew twa gęsta i ledwo się ruchowi poddaje. Oddech nieczysty masz także lecz innych deformacji czy symptomów nie widać. A jednak na ból się nie uskarżasz co może również wskazywać na tęże chorobę. - zakonnik spojrzał na Volunda. - Możemy spróbować krew utoczyć i zamienić, ale po tym słaby będziesz i odpoczynku potrzebować będziesz. I opieki. A my ruszać planujemy za dni kilka. Czy masz kogoś kto opieką Cię otoczy?
Chwilę Pogrobiec rozważał słowa zakonnika.
- Tak. - skinął głową - Lecz pomówić bym musiał, czy teraz pod opiekę wziąć osłabionego zdoła. Krwi utoczyć… bardzo bym chciał spróbować. I zobaczyć. - w tonie Pogrobca słychać było zdecydowanie, ale oczy skrzyły się fascynacją. Tę samą ciekawością, którą słyszał w tonie mnicha jak tamten odgadł, kogo omawiana przypadłość toczy.
- Tak tedy, idź i sprawdź i wróć rychło. Bo czas tu istotny, szczególnie, że niepewnym tej diagnozy. - Nikodemus pomagał Volundowi się odziać na nowo. - Nie forsuj się, bo krew wzbudzisz do toczenia się, a przez to i choroba poszerzać się szybciej może. Co zadanie nasze trudniejszym uczynić takoż może zdołać. - spojrzał na Gangrela - Wróć jak najprędzej. Ja poszukam kogoś zdrowego z Aros. - poklepał aftergangera miękką dłonią pocieszająco.
- W skrytości przybyłem. W skrytości iść muszę. - zauważył wyglądający na śmiertelnego afterganger - Powrócę jutro po zmroku wraz z tę osobą… I przyjm me podziękowania, braice Nikodemusie. - pochylił przed nim głowę z szacunkiem, zanim narzucił kaptur opończy.
Bizantyjczyk znak krzyża uczynił nad nim i wymruczał:
- Idź w pokoju, synu.
 
__________________
Nikt nie traktuje mnie poważnie!
-2- jest offline  
Stary 09-11-2016, 15:12   #57
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Helleven


Helleven zmarszczyła brwi na nagłe wyjście Freyvinda i spojrzała z namysłem na Karinę.
- Gorąca krew… Ostatnio bardziej niż zwykle. - Odparła Erikowi i z cichym westchnięciem chciała wyplątać się z jego objęć. - Powinnam z dziewką porozmawiać. - A Wy Panie, winniście się porządnie napić. - Pogłaskała go po policzku. Afterganger złapał jej dłoń, delikatnie ucałował, po czym oddalił się w stronę Ingeborg
Volva zamrugała zadziwiona postępowaniem Jarla, by zaraz się otrząsnąć i ku Karinie ruszyć.
- Karino, pomówić bym chciała.
Dziewczyna wraz z Bjarkim i Chlo w izdebce siedziała. Widać było, że wstrząsnęła nią wcześniejsza wymiana słów z Freyvindem, bo złość i niedowierzanie na twarzy wypisane miała.
- O czym? - warknęła niemalże by stonować odpowiedź swą - pani?
Wieszczka udała, iż tonu nie dosłyszała.
- Jeśli mój brat będzie się upierał przy odesłaniu Ciebie, mogę ja Cie wziąć na służbę. Potrzebuję kogoś rozumnego i zaufanego. - Uśmiechnęła się lekko.
- On nie upiera się przy odesłaniu mnie - Karina wstała z dumą - lecz wydaniu mnie na posługę połowie Aros. - spojrzała w oczy volvie. - Bom woja waszego uczciła.
- Raczej oddałaś go Białemu, jeśli już pragniesz kłócić się ze mną o szczegóły. - Odparła chłodno. - Proponuję pomoc, choć zaczynam się zastanawiać, czyś rzeczywiście tak rozumnaś, jak myślałam.Twoja sprawa czy ją przyjmiesz. - Helleven twardo się w dziewczynę wpatrzyła.
- Oddać nikogo nie mogłam. By to zrobić on świadom musiałby być by Jezusa do serca swego przyjąć. Wolna wola to jedno z praw krześciaństwa. - rzekła i usiadła ponownie - Jeśli u Ciebie zostanę, stanu to mego nie zmieni. On tuż przy tobie.
- Nie chcesz, Twoja wola. - Wieszczka wzruszyła ramionami, służki namawiać nie zamierzała, potrzebowała kogoś bardziej chętnego. - Bjarki, czy ludzie posłani przez Freyvinda już powrócili? - Odwróciła się od dziewczyny wpatrując w godiego.
- Nie wiem, siedzieć mi tu kazał. - godi odparł zgodnie z prawdą, pochylając się nad roztrzęsioną Chlo.
Skinęła lekko głową i niezatrzymywana przez nikogo wyszła z chaty rozglądając się wśród ludzi.
- Wrócili już ci, których Jarl Bezdroży wysłał w miasto? - Zapytała pierwszego strażnika, na którego się natknęła.
- Nie. Ale i prędko się ich nie spodziewamy. - uśmiechnął się do drugiego brodacza raczej niż do volvy.
Pokiwała lekko głową.
- Czy dwóch ludzi do ochrony, gdym w miasto pójdę, jesteście w stanie mi dać? - Zapytała.
Ubba, który podszedł bliżej spojrzał z góry na Elin a z nim i jego wytatuowany wąż.
- Dać mogę jeno wtedy tutaj nasza czwórka zostanie. Ochrona Ci na co? Planujesz zali coś?
- Gdyż zawsze to lepiej wygląda. - Uśmiechnęła się bez humoru. - Dam sobie jednak radę. - Machnęła lekko ręką i do chaty wróciła wzrokiem Jarla szukając. Musiała jeszcze z nim pomówić nim swe plany pójdzie zrealizować.
 
Blaithinn jest offline  
Stary 09-11-2016, 21:35   #58
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Erik i jego ludzie


Erik uśmiechał się do siebie gdy opuszczał Elin. Z obrotu wypadków był bardziej niż zadowolony. Podszedł do swoich ludzi.
- Jak się czujesz Gunnar? Co z Jerkerem? - afterganger wspomniał imię swojego najnowszego ghula, który wraz z nimi dwie noce wcześniej forsował bramę Aros
- I co z nim? - wskazał na Viviego leżącego bez ruchu. - Nie żyw?
- Żyw - mruknęła Ingeborg z pełnymi ustami - nietomny jeno.
Gunnar pokiwał głową jedynie:
- Dobrze. Nic mi. Jerker w obozie został, do sił wraca. - mężczyzna spojrzał na jarla - Co dalej?
- Iść nam do lokalnego godiego. Ponoć głosem jarla jest. A i mnie przyda się spacer. Chciałbym też zajść na Lodowego węża. Chłopcy pewno niepokoją się mym zniknięciem - mówił spokojnym głosem, choć Gunnar, który znał go najdłużej wiedział, że każde słowo jest trudne dla Jarla.
- A co z tymi tu? - spytał wielkolud cicho i półgębkiem.
- Widzisz. Ich jarl raptus. Pomocy na siłę mu ofiarować nie będę. Widać ważniejsze jest poniżanie jego niewolnych, niźli ratowanie Einara. Choć i pewnie ratować nie ma kogo.
Spojrzeniem ocenił krytycznie Viviego. Mężczyzna którego zwali “Szalonym” choć niski był wzrostem, to krępy. On sam był ranny. Ingeborg z Gunnarem nie będą nieść go przecież przez całe miasto. Tym bardziej, że pewnie przy samej łodzi przyjdzie im się jeszcze dogadywać ze strażą. Fakt ten napawał Erika pewnym obrzydzeniem.
- Zastanawiam się, dlaczego ten kto mnie pojmał wypuścił mnie bez oporów. Coś ci przychodzi do głowy Ingeborg?
Rudzielec wyprostował się zaskoczony przełykając dużą gulę jedzenia:
- Mnie?- spytała odruchowo - Czemu mnie? Ja nie znam się na… waszych sprawach. Ale podle spraw ludzkich to może szpiegować chciał?
- Ciebie pytam. Boś rozważna ponad miarę. Wielu mężów rozumowaniem przewyższasz. A i spojrzenie masz świeże. Nie zepsute. Dostrzegasz to, co przed naszymi umysłami ukryte być może. Bo przez wieki nieżycia ogląd świata się zmienia - po tych słowach Erik położył jej dłoń na ramieniu.
Ingeborg zamarła z nieprzemijającym zaskoczeniem spoglądając na jarla. Zmrużyła oczy i otarła twarz przyglądając się Erikowi a potem wzrok na Gunnara przenosząc. I ponownie na jarla spojrzeniem wracając, rzekła:
- To jako rzekłam, puściłabym, by jako swego człeka traktować choć nieświadomego, żeś mój. - zaczerwieniła się lekko przy ostatnich słowach. Erik po chwili jednak puścił ją i obszedł leżącego Viviego. Oparł się o ścianę pomieszczenia i powoli osunął na podłogę. Nadal czuł, że jego umysł nie pracuje tak jak powinien. Matka nie przygotowała go na coś takiego. Nie mówiła o tym co może tak zatruć wampiry. Czy ktoś odprawił na nim czary? Zali czary to taka sama bajka jest jak lodowe olbrzymy, czy archanioły krześcijańskie. To inny wampir mu to zrobił. I kluczem do odnalezienia go mogła być Elin. Ona zobaczyła coś w jego głowie i uciekła z krzykiem. Coś czego on sam nie widział….
Chyba, że zobaczyła jaki jest naprawdę.
- Nie. Nie dam rady dziś nigdzie iść. Gunnar, przynieś mi proszę jakieś czyste odzienie z naszego statku. I część gotówki. I tarczę - spuścił głowę patrząc w klepisko.
- A jak tym razem pasek tarczy się zerwie, to osobiście cię wychłoszczę. I niech przyjdzie Jerker. Dowiedz się też, czego dowiedzieli się ludzie Haqquima.
Po tych słowach przymknął oczy. Starał się sobie przypomnieć jak najwięcej szczegółów z wejścia do Aros.
- Na statek się nie wydostanę tej nocy. Rankiem ruszę i przeniosę odzież i resztę. - rzucił Gunnar - Nie wpuszczają nikogo ani nie wypuszczają podczas nocnych godzin, Eriku.
- Mieliśmy niewielki obóz w granicach Aros, ale niewiele rzeczyśmy tu ściągali nie wiedząc jak...sprawy się mają z Tobą.
Pokiwał głową. Nie miał już siły zelżyć swojego ghula. Wiedział, że nie wyjdą na statek. Albo, jeżeli wyjdą, to nie wrócą. Nie znosił gdy jego słudzy informowali go o oczywistych rzeczach. Oparł się głową o ścianę i skierował twarz w stronę dachu. Oczy miał zamknięte, a umysł jego był już daleko stąd. Przy niej. Brakowało mu jej. Jej siły. Jej krwi. Tęsknił, tak jak tylko wampiry tęsknić potrafią. Czy też jak zwali ich tu: aftergangerzy. Myślał jak ją ściska. Jak obejmuje. Jak…
Otworzył oczy nagle.
- Ta co ściskała Jarla Bezdroży. Kimże ona? I gdzie teraz? - wodził spojrzeniem między swymi sługami
- Nie wiem jak jej miano - Ingeborg rzuciła wzruszając ramionami - nie przedstawiono nas sobie. W drugiej izbie jest z dwójką innych sług.
- Czegoby nie mówił raptus, karę ponieść musi.
Jarl podciągnął nogi i powoli zaczął wstawać. Gunnar pomógł mu podnieść się. Gdy już utrzymał równowagę ruszył powolnym krokiem do wskazanej izby.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 09-11-2016, 21:53   #59
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Helleven i Erik


Po drodze zatrzymała go Helleven.
- Co planujecie teraz, jarlu? - Zapytała podchodząc blisko.
Erik wydawał się zaskoczony. Nie usłyszał jak podchodzi. Czyżby jego zmysły były aż tak otępiałe?
- Chciałem się dowiedzieć co dalej planują słudzy twego brata krwi - patrzył na nią uważnie, zastanawiając się, czy nadal patrzy na niego przychylniej, czy może jego oddziaływanie już wygasło.
Przyglądała mu się spokojnie, bez emocji.
- Nakazał im siedzieć, więc będą pewnie czekać do jego powrotu.
- Zdolny on do tego co rzekł? Naprawdę życie ludzkie nic nie warte w jego mniemaniu? - nagle jakby się zamyślił. Szukał czegoś w pamięci. Po chwili jego wzrok wyostrzył się znów i sam na swe pytanie odpowiedział: - zdolny. Bestią jest zasłaniającą się prawami boskimi.
Pięść jarla zacisnęła się, bardziej na wspomnienie przeszłości, niźli na pamięć niedawnych wystąpień Freyvinda.
- W złości mówił. Głowę przewietrzy, to i skłonny będzie do ustępstw. Lecz swych ludzie nie odda, i nie o takim zadośćuczynieniu myślałam mówiąc o główszczyźnie.
- Głowszczyźnie? - pokręcił głową jakby nagle ktoś wyrwał go ze snu. - Aa. Nie wiem, czy kiedyś uda się mu tę głowę przewietrzyć. Co planujecie więc dalej?
- O to samo pytać chciałam. - Uśmiechnęła się lekko. - Dobrze byłoby z tutejszym godim pomówić lecz na to trzeba się lepiej przygotować…
- Wota mam na łodzi. Dla jarla Einara. Godi pewnie jak każdy sługa bogów na bogactwo łasy. Jeśli przemawia w imieniu jarla to audiencji winien udzielić. Jeno myślę sługi posłać wcześniej, coby spotkanie zmówili. Jutro po zmierzchu. Wszak dziś za połową nocy to nikt nas nie przyjmie, a i po wota iść nie ma jak - na koniec spojrzał krytycznie na swoje ciało - i jak ja miałbym wystąpić przed bożym sługą w tych okrwawionych szatach?
- Tak właśnie, chciałam spotkanie na jutro zaplanować, a dziś jeszcze w miasto ruszyć i być może więcej wieści zdobyć. - Skinęła spokojnie głową zupełnie nie przejmując się stanem jego szat.
- Nie wiem, czy dane mi będzie potowarzyszyć ci Elin. Wszak jestem słaby. I moc mej krwi nie umie słabości tej przełamać.
- Nie zamierzałam Was o to prosić. Oporządźcie się spokojnie, z ludźmi swemi spotkajcie, do godiego możecie kogo posłac, a ja spróbuję się czegoś dowiedzieć jeszcze. Tej nocy jeszcze warto by spotkać się i omówić co jutro planujemy czynić, jeśliś ciągle pomóc nam pragniesz..
- Pragniesz… - powtórzył po niej, jakby smakując to słowo.
- Mów mi Erik, proszę. Co zaś do mych pragnień, to jestem tu, jako pan, który psa przyszedł nakarmić. Ten zaś miast mięso przyjąć, pana ugryzł. Wiedz, że gdyby nie twa osoba, to żadne me pragnienie nie wiązałoby się z jakąkolwiek pomocą wam. Nie mam ja przyjemności w przebywaniu w towarzystwie twego brata krwi. Przybyłem tu do Einara. I póki co interesy nasze są zbieżene. I osoba twoja miła mi jest. I tylko dlatego pomogę wam. Choć mym szczerym pragnieniem to nie jest - jego oblicze się jakby odmieniło. Był skupiony. Zaciskał szczękę. Zdawał się ważyć każde słowo tej zawiłej wypowiedzi
Zmarszczyła nieznacznie brwi na porównanie do pana i psa ale słowa nie rzekła.
- Dziękuję zatem, jestem pewna, że jarl Agvindur wdzięczny będzie takoż za wsparcie nas i miejmy nadzieję Einara. - Skinęła lekko głową. - Nie będę zatem zatrzymywać, tym bardziej iż winniście się napić jak najszybciej.
Kącik ust Erika powędrował do góry.
- Jak mniemam propozycja krwi już nieaktualna, Elin - sięgnął dłonią jej dłoń, zaś druga ręką ją nakrył gładząc lekko - czy się mylę?
Volva uśmiechnęła się leciutko.
- Nie mylisz się, nie czas teraz ku temu.
- Dobrze więc - uniósł jej dłoń do swych ust i ucałował delikatnie - zatem spróbuję udać się na polowanie jeszcze tej nocy. Twemu bratu pewnie pękłoby serce, gdybym którego z jego sług o krew prosił.
Po tych słowach puścił jej dłoń. I wrócił na miejsce obok nieprzytomnego Viviego Jormundsona. Zdawał się znów odpływać.
Wieszczka usta zacisnęła nie komentując pomysłu picia krwi z Chlothild bądź Bjarkiego, więcej kłótni nim nie trzeba było. Westchnęła cicho i do izdebki mniejszej wróciła.
- W miasto jeszcze pójdę, jakby brat mój pytał się gdziem poszła. Spróbuję więcej wieści zdobyć. - Rzekła do Bjarkiego.
Olbrzym jedynie głową skinął - nie mógł wiele więcej.


Helleven



Volva ruszyła więc w miasto z ciekawością rozglądając się wokół i szukając większych skupisk ludzkich. Pora późna już była więc niełatwe zadanie przed sobą postawiła, cierpliwie jednak chodziła drogi spamiętując i w końcu trafiła na niewielki placyk z ostatnimi ogniskami, przy których ludzie ciągle jeszcze rozmawiali. Podeszła spokojna, wyprostowana i przysiadła przy jednym przyglądając się zgromadzonym. W dłoni woreczek z runami się ukazał i zachrzęściła nimi.
- Komuś przyszłość objawić? Radą posłużyć? - Zapytała głębokim głosem.
- A co w zamian, wiedząca? - zaciekawiony, podpity nieco tłumek zwrócił uwagę na śliczną volvę.
- Ozdoby, ciekawe wieści… - Uśmiechnęła się leciutko.
- Ciekawe wieści? Tu pełno plotek, aż powietrze ciężkie od tego. Zobaczysz co przez nie, złotowłosa? - zapytał jeden z mężczyzn gibający się nad glinianym kubkiem.
- Zobaczę co Bogowie pozwolą, może więcej niż inni, może nie. - Odparła spokojnie.
- No to rzuć mnie… - wymruczał do kubka.
Pojrzała uważnie na męża po czym mamrocząc cicho pod nosem woreczkiem potrząsła i kości przed sobą rozrzuciła powtarzając ciche słowa.
- Sá einn veit
er vi-ða ratar
ok hefr fjölð of farit,
hverju geði
stýrir gumna hverr,
sá er vitandi er vits.
- Ręce rozcapierzyła nad runami ponownie mamrocząc i na układzie się koncentrując.
- Widzę kupców z dalekich krajów, którzy z Tobą ostro się targują. - Zaczęła mówić z zamkniętym okiem. - Drogie i piękne rzeczy proponują, dużo zarobisz. Żonie ostaw naszyjnik z błękitnych korali, ucieszy się wielce i niespodziankę będzie dla Ciebie miała. - Oko otworzyła i ponownie na mężczyznę pojrzała. - Ciemnoskórzy kupcy zarobek większy Ci teraz dadzą niż pozostali. - Pokiwała powoli głową i kości poczęła chować.
Mężczyzna wyglądał na zadziwionego ale i zadowolonego.
- Nie wiesz co za niespodziankę? - spytał lekko bełkotliwie przyglądając się wiedzącej zmrużonymi oczyma.
Zaśmiała się cicho.
- Nie byłaby to niespodzianka, gdybym Ci powiedziała, czyż nie?
- Prawda. To co w zamian wiedzieć chcesz? - polał kolejną porcję miodu i do ust uniósł. Trunek ściekł nieco po wąsach, lecz mąż jeno rękawem usta otarł.
- Aros niczym drzemiący niedźwiedź się zdaje. Niby spokojnie, coś jednak w powietrzu wisi. Ciekawam co wiecie.
- Nie wiadomo co nadchodzi. Niecałe trzy noce temu wielka burda przy bramie była, jakiś przybysz dobijał się i siłą Aros chciał brać, gdy mu wstępu odmówiono. Walka gawiedzi była wpierw na plaży, potem wewnątrz miasta, bo bramę mu straż otworzyła…
- No jednemu otwierają, drugim czatować nad rzeką każą jak jakim psom - wtrącił się inny.
- Ale i szybko strażnicy sobie poradzili i szał ludzki ogarnęli - stanął w obronie nie wiadomo czego podpity rozmówca.
- Podobnież krwawy księżyc się zbliża, jeden z wielu tu przybyłych wieszczył takowe zjawisko… - czknął w miód.
- A to tak zawsze bramy zamknięte tak szczelnie przez noc były? - Zapytała zaciekawiona.
- Drugim raz tu jeno jest, poprzednim nie było aż takich obwarowań. - pokręcił głową z lekkim, rozmytym uśmiechem.
Pokiwała wolno głową.
- A więcej o tym krwawym księżycu? Brzmi prawie jakby Fenrira wołał.
- A tego to nie wiem, kochanieńka Ty moja. - czknął ponownie i rozlał miód z kubka na spodnie - Chociaż nie… czekaj… mówił co jeszcze… jak się zbliżysz to i do uszka wypowiem. - uśmiechnął się szeroko, ledwo spojrzenie mogąc skupić na volvie.
Helleven uśmiechnęła się leciutko, czasami zapominała za jak młodą ją brano. To mogło być nawet zabawne. Podniosła się i do męża podeszła.
- Cóż takiego? - Oko błękitne na niego zadziwione spojrzało.
Ten raptownie w dół ją pociągnął zamierzając na kolana ją swe wcisnąć i objąć.
Wiedząca wykręciła się niczym fryga pokazując mu przez kilka uderzeń serca kły i stanęła poza zasięgiem jego ramion.
- Wieszczbę dostałeś, na więcej nie licz. - odparła spokojnie.
Nieco wytrzeźwiał przez to i burknął pod nosem kilka mrukliwych przekleństw co to mu godności przynieść miały.
- Nic więcej ten wieszczący nie mówił. - machnął ręką na zaloty i sięgnął ponownie po miód.
Śmiechem go zbyli towarzysze jego i dodali:
- Interes się dobrze kręci, ale nie wyglądasz jakby Cię interesowały ceny zbóż, pani.
- Zgadza się. Chciałabym jarla tutejszego odwiedzić i jemu kości rzucić. - Zakręciła się wokół własnej osi jak młódka. - Myślicie, że przyjąłby mnie do siebie?
Rozłożyli ręce i pokręcili głowami:
- Nie wiemy. Pytać trzeba o przyjęcia i widzenia. Strażnicy do godiego kierują.
- Do godiego? Nikt z jarlem widzieć się nie może? - Zapytała z udawanym zawiedzeniem.
- Nie. Nie puszczają. Ale nie wiemy czy jeno teraz czy w ogóle. Nie potrzebowalim.
Helleven pokiwała głową i chwilę jeszcze z nimi posiedziała, nic więcej ciekawego nie mieli jednak do dodania więc ponownie w noc się udała.
 
Blaithinn jest offline  
Stary 11-11-2016, 15:05   #60
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Freyvind

Podobno wściekłość dodawała skrzydeł, ale to była oczywiście nieprawda. Gdyby tak było, to Freyvind właśnie szybowałby pod ciemnym niebem nad Aros upajając się lotem na skrzydłach wiatru. Nie był ot tak po prostu wściekły, był mocno i totalnie wkurwiony. Chlo nie słuchająca najprostszych i dosadnych poleceń lecąca do Erika jak ćma do ognia. Erik napastujący volvę i kreujący awantury. Bjarki zachowujący się przy Karinie jakby kopnął go muł i nie doglądający podstawowych kwestii, przez co Karina modłami do Białego wykreowała kolejny napad Chlo. Koło się zamknęło. W tym wszystkim skald jak w oku cyklonu, przy tym nawale, myśli obracały się wokół najprostszych wręcz instynktownych rozwiązań.
Zabić Erika.
Zabić Karinę.
Spokój.
Gdyby wszystko jednak było tak proste…

Freyvind szedł wolno szczelnie opatulony płaszczem z zarzuconym na głowę kapturem. Rozglądał się raczej z przyzwyczajenia i jedynie odruchowo. Myślał intensywnie idąc właściwie donikąd. Przed siebie. Zabicie tak po prostu Erika i wyrżnięcie jego ludzi by nie bruździli, mogłoby wzbudzić wściekłość Agvindura, który wystarał się o tę pomoc. Skald wspomniał Engelsholm i jego słowa o przekładaniu aktualnego zadania nad prywatne cele. O cierpliwości. Jarl Tissø musiał zatem dać powód by go ubić, inaczej jarl Ribe byłby w słuszności podobnej reakcji jak nad Engelsholm. To dlatego Frey zdecydował się zdeptać dumę Erika jawnie działającego prowokacyjnie, jakby rzucającego wyzwanie. Wyjścia były cztery. Doprowadzić jarla do tego by pogodził się z miejscem w szeregu, odprawić, złamać lub zabić. Z czego tylko pierwsza i ostatnia wchodziła w grę bo na inne Frey nie miał czasu ni chęci lub był związany decyzją Agvindura o udziale Erika w sprawie Aros. Odprawienie rodziłoby jego pytania… Wszystko wydawało się proste. Kantar lub urwanie głowy… póki nie wmieszała się Helleven.
W zupełnie niezrozumiały sposób. Nawet nie tyle wzięła stronę Eryka, co jakby oszalała na jego punkcie. Coś prostego skomplikowało się strasznie.
A do tego Karina, Bjarki, Chlo.

Frey zaklął, nie wiedział co robić. Zabić lub sprzedać czcicielkę Białego równało się stracić przyjaciela. Zostawić ją, odpowiadało możliwości stracie przyjaciółki, bo jedna modlitwa za dużo to kto wie co mógłby zrobić demon drzemiący we France.

Zamyślony skald otrząsnął się gdy prawie wszedł na jakiś budynek. W ciemności i z tej perspektywy nie było dokładnie widać ni wielkości ni przeznaczenia wynikającego z konstrukcji, ale kilka łokci od aftergangera widniał otwór wejściowy. Wrota były otwarte, ale ze środka widać było tylko nikły poblask, jakby panował tam półmrok, a domownicy nie przywiązywali wagi do oświetlania husu jakoś przesadnie mocno.
Zajrzał do środka i zrozumiał.
Tu nie było domowników.

Świątynia przeznaczona bogom.
Przeznaczenie?
Wszedł do środka.



Stanął przed prostą, wielką rzeźbą przedstawiającą Odyna. Był tylko jeden drewniany posąg pozostali bogowie mieli swoje mniejsze figurki stojące po bokach i pod ścianami, choć na stosownych podwyższeniach dla nadania powagi i szacunku. Przed każdym była niewielka miseczka na dary i ofiary składane przez mieszkańców. Freyvind zobaczył stary amulet z końcówki kociego ogona leżący w miseczce przed posągiem Frigg, oraz miedzianą bransoletę w miejscu przed posążkiem Tyra, łatwego do rozpoznania przez tylko jedną rękę rzeźby.
Frey jako i Freya byli usytuowani tuż obok Odyna. Vanowie mieli bardzo wysoką pozycję wśród Asów. Frey królował Alfom, a podobno kiedyś był władcą bogów przewyższającym pozycją nawet Pana Kruków. Freya była tą, która jak Odyn zgłębiła magię, w Asgardzie miała pozycję równie mocną jak Jednooki i dostawała w służbę połowę einherjar. Freyvind od dziecka poświęcony był potomstwu Njordra, nawet imię dostał dla uczczenia Vanów. “Wojownik Freya” lub “Wojownik Freyi” znaczyło jego nadane od urodzenia imię. Usiadł na deskach skierowany do całej trójki. Króla Bogów. Króla Alfów i Królowej Magii. Pochylił głowę i pogrążył się w bezruchu.

Myślał o bogach, o przeznaczeniu ich i ludzi. O złotych tablicach i ich utracie po przybyciu Norn, o odkryciu przeznaczenia i zmierzchu złotego wieku Asgardu gdy Asowie i Vanowie je utracili. O Jormungandzie oplatającym Midgard gryzącym własny ogon, początek i koniec w jednym. Ragnarok końcem, wynurzenie się Gimlei nowym początkiem. Stare z nowym, odejścia jednych w nicość, jak Freya mającego zginąć z ręki Surtra, powroty z odmętów Hel, jak zapowiedziane przybycie martwego Baldura. Bóg wszechojciec i jego zabity syn. Zabity przez ślepego brata za podszeptem Lokiego mający powrócić z Hel, a po zmierzchu dni wracający do nowego odrodzonego świata. Zachłanny i jego zabity syn. Zabity przez ludzi ślepych na jego słowa, wracający z piekła, a po końcu świata odradzający królestwo niebieskie. Ragnarok i apokalipsa chrześcijan. Dwoje ludzi, mężczyzna i kobieta skryci w gałęziach umierającego pod ognistym mieczem Surtra Yggdrasil, dający początek nowym ludziom w Gimlei. Dwoje ludzi w raju. Loki będący częścią przeznaczenia i działający wedle niego, ale i przyjaciel Thora, brat krwi Odyna, kuszący i mamiący, sprowadzający na ludzi Chaos, sprawca Ragnaroku. Szatan mający miejsce w planie Zachłannego, czyniący wedle tegoż boskiego planu, sprowadzający na ludzi zło, sprawca apokalipsy.

Chrześcijanie byli ślepi.
Wierzyli w to samo co północ od kraju Sasów po dalekie fiordy na krańcach Kraju Północnej Drogi. Nie widzieli tego, że wzywając tego co ma wiele imion a każe być dla nich bezimiennym, czczą Jednookiego. Zaślepieni bzdurami zwalczali wiarę w Asgard niosąc na ustach wypaczoną wersję Odyna.
Ale nawet Powieszony na Yggdraasil był temu przeciw.
Nawet gdy miał tyle imion, że zwykłemu człowiekowi ciężko byłoby je spamiętać, a przy setce znanych mian i przydomków nawet przed godi i skaldami kolejne setki były skryte. Mógł odbierać chwałę krystian ciesząc się, że uznawany jest za jedynego pod imieniem Jahafe. Chrześcijanie jednak odmawiali boskości innym Asom i Vanom poza nim i Baldurem, Odyn zaś wskazywał potrzebę walki z tym co nadchodziło. Nawet wynoszony do jedynego godnego miana boga sprzeciwiał się temu. Frey pomyślał co by było, gdyby przybyli tu ludzie wskazujący jego jako jedynego godności skalda, a całą resztę chcących zgładzić i skazać na zapomnienie…

Pochylił ciężko głowę.
Mieczem i toporem walczyłby z nimi.
Nie chodziło o to, by być jedynym.
Nie można było pozwolić, by wypaczona wizja Odyna zwyciężyła, to dlatego Jednooki z nią walczył i jej się przeciwstawiał. Frankowie ustanawiając go na piedestale wedle własnej chorej wizji zabiliby tym samym jego samego. Odyn był królem bogów i władcą Asgardu, bez innych bogów byłby cieniem własnego siebie. Każdy bóg może być panem ludzi. Tylko najpotężniejszy może być panem innych bogów.
Odyn chrześcijan był słaby. Jak cień potęgi.
Ci co wyznawali wypaczona wizję Odyna odmawiając boskości innym Asom i Vanom niszczyli najważniejszy aspekt potęgi własnego boga.
Idioci!
Należało z tym walczyć lub ich uświadamiać, a Erik z Hedeby pozwalał im nawracać i budować własne świątynie, gdzie nie było miejsca dla Freyi, Freya, Thora, Tyra i innych.

Oni mieli inne przeznaczenie niż zapomnienie i odarcie ich z boskości.
Dziewięć kroków.
Pierwszy jeszcze żwawy, przepełniony euforią zwycięstwa.
Drugi krok niosący ze sobą dumę i uczucie triumfu.
Trzeci krok będący okazem potęgi mimo ran odniesionych w boju.
Czwarty lekko niepewny, jako oznaka słabości płynącej w żyłach.
Piąty krok z wiedzą, że będzie ich jeszcze tylko cztery.
Szósty z zaciśniętymi zębami, jako akt siły woli, na przekór tężejącym mięśniom.
Siódmy, na sztywnych nogach, z potem na czole.
Ósmy krok chwiejny, przedostatni. Z dzikim śmiechem na ustach.
Dziewiąty, ostatni wypełniający przeznaczenie Syna Ziemi.
Upadek Thora złożonego jadem Węża Świata, którego zabił w swym ostatnim i ostatecznym zwycięstwie.

Ragnarok!



Obrazy w głowie Freyvinda przewijały się. Hejmdal nie potrafiący wstać i zaciskający w agonii dłoń na strzaskanym Gjallarhorn, na krawędzi strzaskanego Bifrostu. Leżący na ciele Lokiego, swego mordercy i swej ofiary.
Norny chichoczące. Tańczące z mieczami wśród nici. Przecinające wszystkie jak popadnie. Te złote, bogów i te szare, ludzi.
Nagelfar dobił do brzegu, cienie schodzące z okrętu i ściarajhące się z einherjar.
Garm, upiorny pies Hel z pyskiem w brzuchu Tyra, rwący wnętrzności pana prawa i wojowników, z chrupotem przegryzający kręgosłup. Jednoręki z zalanymi krwią ustami choć rozszarpywany to wciąż coraz słabiej bijący swym toporem. Mgła zasłaniająca mu oczy i ostatni cios rozłupujący łeb piekielnego ogara na dwoje. Fenrir połykający Odyna, drugi płacz Frigg na który dzieki Vidar biegnie z włócznią by pomścić ojca. Szalony skowyt bólu ogromnego wilka. Frey stojący przed królem Muspelheim. Stojący bez broni, którą oddał za swą piękną żonę. Rzucający obelgi Surtrowi, ale nie unoszący nawet rąk w obronnym geście. Wyprostowany dumnie, gdy ognisty miecz straszną siłą wbija mu się w brak. Bez broni, bez walki, zarąbany bez litości. Trzymający w sobie siłę jedynie na to, by pod potwornym ciężarem ciosu nie opaść w chwili śmierci na kolana.
Freyvindowi po policzkach spłynęły krwawe łzy.
Surtr szedł siejąc zniszczenie.



Od przybycia Norn znają swe przeznaczenie.
Wiedzą, że nawet osiągając swoje triumfy odniosą śmierć i ostateczną klęskę. Zginie dziewięć światów. Obróci się w kurz ich piękny Asgard. Zniknie ich ukochany Midgardr. Jesion Świata padnie. Wszystko co kochali przeminie. Żyją by zginąć znając swe przeznaczenie, wiedząc o nieuchronnej klęsce.
Chcą stanąć jedynie do Ragnarok by wypełnić przeznaczenie, by w chwili śmierci odejść z godnością.
A chrześcijanie wypaczający wiarę w bogów chcą odmówić im nawet tego.
Odesłać w niebyt i zapomnienie.
Odesłać w nicość po tylu latach zmagania się z wiedzą co ich czeka, nie dając im nawet chwały epickiej śmierci na gruzach ich świata.

Skryta kapturem głowa uniosła się, z oczu przestały płynąć łzy.
Obietnica walki z Jotunami i potworami w Ragnarok. Zginięcia w walce u boku bogów. Triumf związany z chwalebną śmiercią. Einherjar ucztujący w Valhalli przez wieczność, by zakończyć swe sagi epickim bojem. Einherjar tułający się w mroku i chłodzie, nie mający nadziei na blask słońca, nie mający nadziei na rozpalenie ciepłem martwych ciał, bez nadziei i obietnicyRagnarok.
Canarl otrzymał dar, ale było to przekleństwo. Aftergangerowie mieli ścierać się na ziemi w mało epickich walkach, aby inni einherjar, nie obdarzeni darem krwi mogli być bohaterami w dniu końca świata.
Skol i Hati ścigający Sól i Maniego, szyderczy śmiech głowy Mymira. Miód Skaldów uczyniony z krwi Kvasira rozlany kałużą na ziemi, która zaczyna śpiewać.


Wiem, że wisiałem na wiatrem owianym drzewie
Przez dziewięć nocy,
Oszczepem zraniony, Odinowi ofiarowany
Sam sobie samemu.
Na tym drzewie, o którym nikt nie wie,
Z jakich wyrasta korzeni.

Śpiewa i śmieje się bezzębnymi dziąsłami rowów kopanych dla zabitych w bitwie. Błyska ognikami szyderstwa z oczu, którymi są jeziora.


Chlebem mnie nie karmiono, ni napojem z rogu,
Wypatrywałem ku dołowi,
Przyjąłem runy - krzycząc przyjąłem,
Spadłem potem stamtąd.

To nie ziemia skropiona Miodem Skaldów, to Bragi śpiewał łopocząc płaszczem na wietrze. W rękach trzyma harfę. błękitne oczy niczym jeziora. Oko. Jedno. W rękach trzyma nie harfę a włócznię, płaszcz ma szary.
Dwa kruki kołują nad nim, Hunnin i Munnin.


Pieśni dziewięć wszechmożnych od sławnego dostałEEEMMMM!!!!....

Pieśń przeradza się w wycie, szalone, takie jak wicher tylko potrafi uczynić w górach Nordvegr.

Skald zacisnął dłonie, oczy miał kurczowo zamknięte.
Norny biegały po jego głowie przecinając nici. Złote i szare. I niebieskie, czerwone, te we wszystkich kolorach tęczy. Prysnęła nić jaśniejąca światłem, wilkołak opadł na kolano i upadł na bok. Syn Fenrira, a może syn Valiego. Syn natury, syn ziemi.
Syn Ziemi uniósł Mjolnir i rozbił kolejny łeb Jotuna. to jeszcze nie było dziewięć kroków, jeszcze nie ostateczna chwała i ostateczna klęska. Jeszcze nie przeznaczenie.

Przeznaczenie…
Frey otworzył zaciśnięte oczy, przez cały czas siedział w bezruchu.
Przeznaczenie.
Wola bogów, nici przędzone przez norny.

“Po co Wam oni, czemuś ich szukał!!!??” - brzmi w głowie skalda wręcz szaleńczo.
Aftergangerzy, Canarl… mieli chronić wiarę tu na ziemi. Frey rozumiał to. Ich misja, ich przekleństwo… ale inni?
Połowa dla Pana Kruków, połowa dla Pani Kotów. Połowa w Valhalli, połowa w Folkvangu. Przeznaczenie. Bogowie i tak zginą. Dziewięć światów i tak pogrąży się w nicości. Przeznaczenie. Gimlea powstanie, ludzkość się odrodzi, Baldur powróci. Przeznaczenie. Po co einherjar?!?!
Przeznaczenie… Czyzby nawet Odyn chciał rzucać mu wyzwanie? Czyżby Pan włóczni miał nadzieję na zmianę tego co zostało powiedziane w Völuspá?
“Przeznaczenie i los to to samo” - huczy Freyvindowi w głowie.
To samo…
Gdy nie zna się przeznaczenia.
Czym jest przeznaczenie skryte za zasłoną niewiedzy?
To co zaszło w husie w Aros było przeznaczone, czy było przypadkiem, losem. Jeżeli było przeznaczone i nieznane to jaka różnica w stosunku nieznanego losu? Frey rzucający Erikiem nie wiedział do czego to doprowadzi. Czy było to przeznaczenie, czy ślepy los, dla niego nie było różnicy.
Elin…
Volva.
Volvy zaglądające w nici Norn.
Odkrywające przeznaczenie.
Błogosławieństwo gdy przepowiadały chwałę, przekleństwo ludzi, gdy zaglądając w nici przepowiadały im hańbę.
Einherjar ucztujący w Valhalli, będący dowodem na to, że nawet bogowie chcieli choć próbować zmienić przeznaczenie.
Nagelfar prujący fale.
Szczekający Garm, piejące koguty.
Tak blisko.
Tak daleko.
Hejmdal dmący z pasją i desperacją w Gjallarhorn. Freya jęcząca w jaskini, wypinająca pośladki przed karłem trzymającym w ręku Brisingamen, jego trzej bracia czekający na swoja kolej. Frey oddający swój miecz dla kobiety. Njord uśmiechający się do Skadi, która wybrała go zamiast Baldura. Pasja Thora.
Bogowie jak ludzie, ludzie jak bogowie.
Bogowie nie godzący się z przeznaczeniem, lub chcący dokonać go w chwale.



Jeszcze bardziej ich wtedy ukochał.

Znów krwawe łzy popłynęły mu po policzkach.
Pochylił głowę.
Spomiędzy ust wychodziły mu ciche pieśni sławiące Asów i Vanów… tak różne od pełnych poddaństwa i nikłości własnej osoby przy bogu, jak to bywało u chrześcijan. Frey prawie bezgłośnie wypowiadał słowa, pieśni i mity, w których Asowie i Vanowie byli ludzcy do bólu. Bardziej niż on sam.
Ton uwielbienia przenikał się z tonem złości i wyrzutu. Słowa chwalące potęgę Asów i Vanów mieszały się z szyderstwem wobec ich przywar. Niedoskonali, potężni, nie wszechmocni, tacy jak ludzie. Jaki on kiedyś był i jakim chciał być znowu.
Nawet nie w aspekcie życia i gorącej krwi krążącej mu w żyłach.
W pozostawieniu z dala bestii obcej ludziom, Asom i Vanom.
Canarl przebudzony przez nekromantę dał dar krwi trojgu towarzyszy. Ivar otrzymał butę. Odindisa dzikość, Eyjolf szał.
Freyvind zabijał w sobie ten szał każdej nocy, każdej chwili. Zabijał i teraz wypowiadając słowa uwielbienia względem potęgi Thora udowadniającego ją w przegranych próbach w Utgardzie. W cynicznym powtarzaniu aktu Freyi z czterema karłami. W mówieniu prawie bezgłośnie o Lokim w postaci klaczy chędożonym w końską dupę przez ogiera Svadelfariefgo .
Bogowie byli bardziej żywi i podobni ludziom niż on.
Do czasu.
Pochylił głowę głębiej i zanucił kolejną pieśń.
 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 11-11-2016 o 15:22.
Leoncoeur jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:47.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172