| Póki co stworek nie odebrał jej torby. Plus zastanej sytuacji. Gorsze jest to, że zabrał kryształ, który nie powinien wylądować w jakichkolwiek łapach. Jeden minus. Drugim minusem było to, że stwór miał niebezpieczne narzędzie w łapach, do których to narzędzie nie powinno nigdy wpaść. Wedle pewnych ustalonych zasad matematycznych dwa minusy dawały plus, ale Lidia w obecnej sytuacji stwierdziłaby, że to gówno prawda, a ci, którzy tę zasadę ustalali, nigdy nie byli zmuszeni walczyć o swoje życie ze Zbieraczem, który zamienił się w Mini Jeźdźca Apokalipsy. Dwa minusy tak naprawdę dawały jeszcze większy minus. W tym przypadku - przypadek ten trafił w… już byłego Mini Jeźdźca Apokalipsy, z którego nie zostało nic. Nikt nie musiał jej drugi raz powtarzać tego, co stwierdził Tarro. Lidia powstrzymała z trudem drgawki z nerwów. Tak samo jak starała się nie drapać. Wzięła głębszy wdech, chcąc jakoś powstrzymać napad nerwicy i rodzącej się w jej głowie paniki. Poszła po magiczny kamyk, schowała go z powrotem do torby, po czym szybko odeszła od miejsca śmierci rabusia artefaktu. Spojrzała na centaura; na obecną chwilę bardziej jemu była w stanie zaufać niż Tarro, który - gdy już miał szansę na jakąkolwiek krztynę zaufania Lidii - to po wyjaśnieniach odnośnie Arraniz te rodzące się okruszki zaufania właśnie zdusił jak dziecko, które porąbano żywcem, wpakowano do beczki, a tę wypełniło po brzegi kiszoną kapustą. Nie chciała zostawiać Hurrkha ani iść z samym Tarro. Ta sytuacja, pomimo wciąż panującego mętliku w głowie, wyklarowała jej choć część myśli. - Nie zostawię go tutaj i nie zamierzam iść do Arraniz - odparła chłodno mężczyźnie, wskazując na centaura. - Jak zniszczyć ten przeklęty kryształ? - spytała “szamana”. - Nie da się - odpowiedział z prostotą. - Wielu próbowało, ale najzwyczajniej w świecie nie da się. Wiem jednak, jak go przechowywać by był bezpieczny. - Jak? - Lidia spytała z tą samą prostotą, z jaką mężczyzna udzielił jej odpowiedzi. Po drodze wzięła jedną z dzid, resztę rzeczy tubylców zostawiła w spokoju, tak samo jak postanowiła zostawić w spokoju ciekawską nację i nie ściągać na nią dodatkowych problemów w postaci gońców niejakiej (lub niejakiego) Maski. - Trzeba zamknąć to w szkatule z trupiego metalu. To zablokuje złowrogi wpływ. Tarro spojrzał na centaura. - On nie da rady utrzymać tempa. Lubię go, ale … Nie dokończył. Wiedziała, co sugeruje. Mieli go zostawić. - Aż tak źle z nim? Da sobie radę z Łowcą, jeśli go spotka? W środku jakoś nie dowierzała Tarro. Widziała na własne oczy, jak centaur gnał z prędkością samochodu i jak z ust toczyła mu się krwawa piana, przy czym Hurkh bardziej się wysilił. No ale ona nie była jakąś specjalistką w zakresie magii i stworzeń magicznych, więc możliwe, że się myliła. Jedyne, na czym się naprawdę dobrze znała, to rysownictwo. Była graficzką, artystką, która zamiast brylować w jakichś gównianych brukowcach, starała się dorobić grosza, nieraz pracując ciężej niż celebrytki z tych kolorowych pisemek, które znane były z tego, że były znane lub z porażającej głupoty, która odbierała Lidii resztki i tak nikłej jakości nadziei wobec ludzkości. Teraz jednak miała inne problemy, ale również związane z zaufaniem co do ludzi. Tarro był niepokojący, miał w sobie jakiś mrok, co nie podchodził dziewczynie, choć sama nieraz odziewała się w ponure barwy. - Masz taką szkatułę przy sobie? - spytała po zebraniu myśli. Zadecydowała, że wciąż nie spieszy się do Arraniz. Co prawda tak jedni jak i drudzy wydawali się jej tak samo szaleni, niemniej nie uśmiechało jej uzależniać się od jakiegoś szatańskiego bóstwa. Na pierwszy rzut dzidą wydawał się to wybór między dżumą a cholerą. - Nie, nie mam potrzebnej nam szkatuły. Porozmawiam jednak z Glizdawcem. Może on będzie coś miał. Ty tymczasem spróbuj zebrać lekkie rzeczy i jakiś prowiant, postaw Hurrkha na kopyta i ruszamy. Pasuje ci taki plan, Niebieski Ptaku? - Niech będzie - zgodziła się na taki plan. Udało się jej wywalczyć to, że nie zostawi Hurkha i nie będzie zmuszona do pójścia samotnie z Tarro. Lidia musiała się szybko ogarnąć, co za tym szło - równie prędko musiała przygotować prowiant i pozbierać co bardziej potrzebniejsze, drobne rzeczy, które wpakowała do swojej torby.
__________________ Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't. Na emeryturze od grania. |