Pałac to nie był, ale poza tym Randulf nie miał nowemu lokum nic do zarzucenia. Gdyby każdą noc spędzał w takich warunkach, z pewnością by się rozleniwił. No i jeszcze nie trzeba było pichcić na własną rękę...
Ignorując na moment zapach, wydobywający się z garnka, Randulf wszedł do jednego z pokojów, ciekaw, czy i tu dopadną go jakieś wizje...
Zostawił plecak i wrócił do kuchni, a że z pancerza wydłubywać się nie musiał, takowego nie mając, szybciej niż Oswald do stołu zasiadł, a i zdążył zupy zjeść nieco, gdy do izby jedna z mieszkanek wioski weszła.
Już wcześniej wpadła mu w oko, bo urodzie dziewczyny nic zarzucić nie można było, nie spodziewał się jednak, że tak szybko los ich znowu zetknie. W towarzystwie co prawda liczniejszym, niż by to pozwalało na rozmowę swobodną...
Ofuknął sam siebie za myśli, jakie go na widok zgrabnej dziewczyny naszły, ale myśli nie posłuchały i nie odeszły. No bo i co by się stało, gdyby nieco jej wdzięków skubnął, z przyjemnością dla obu stron.
Wstał od stołu i uśmiechnął się.
- Jestem Randulf. Prawdziwy to specjał, zdolny najbardziej zmęczonego na nogi postawić - powiedział, patrząc na Birgit. Po sekundzie dopiero zorientował się, że mogło to dwuznacznie zabrzmieć... - Matka twa prawdziwą jest mistrzynią, że takie cudo stworzyła. - Nim zdążył ugryźć się w język, kolejną dwuznaczność palnął. - Pewien jestem, że i ty talent po niej odziedziczyłaś, nie tylko w kuchni.
- Podziękuj matce w naszym imieniu... chociaż może lepiej by było, gdybym i osobiście to zrobił - dodał. - Jeśli wskażesz mi, która to chata.
Bynajmniej nie chciał, by gospodyni się tu fatygowała... Birgit wystarczała mu w zupełności.
- Ja takich wymagań nie mam, balii mi nie trzeba, jeśli w pobliżu jest jakiś strumień, gdzie trudy dnia i walk zmyć z siebie można - dodał.
Czy gdyby chwycił ją za rękę... czy też by coś zobaczył? Wizję jakąś z przyszłości? Czy też tylko mu się zdawało, to z sołtysem zdarzenie, bo się dymu nałykał?
Ostatnio edytowane przez Kerm : 29-10-2016 o 09:34.
|