Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-10-2016, 01:21   #402
Ehran
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację
- Gordon Walker i Nathaniel Wood - Baba powtórzył słowa. Potem wzruszył ramionami.
- Jeśli pragną odmienić swe życie, to Baba będzie się cieszył i modlił za nich. Jeśli zaczną tutaj zabijać niewinnych, Baba pójdzie ich tropem. - mutant wydawał się rzeczywiście niektóre sprawy postrzegać bardzo prosto.
- Gdyby pochwycił ktoś złodzieja w czasie włamywania się i pobił go tak, iżby umarł, nie będzie winien krwi. Ale gdyby to uczynił po wschodzie słońca, będzie winien krwi. Wj 22,1-2 - sypnął znów cytatem. Choć chyba już go podawał... nie był pewien.
- Jak ktoś się upomni po nich, ktoś kto ma prawo do ich krwi, Baba nie użyje siły by ich bronić - dodał po chwili namysłu, dostrzegając pewną lukę w swojej deklaracji. - Oddajcie cesarzowi co cesarskie, rzekł Pan Jezus. - pokiwał zadowolony z siebie, że rozwiązał ten moralny problem. Choć powoli zaczynała boleć go głowa od tylu słów i wytężonego myślenia. Bardziej przyzwyczajony był do wielogodzinnych patroli, skradania się w absolutnej ciszy i samotności. A nawet gdy rozmawiał z przyjaciółmi... to były inne rozmowy.
- Dziękuję pani. - rzekł, uzewnętrzniając swe przemyślenia. - Rzadko ktoś rozmawia z Babą tak. No wie pani... Wszyscy wiedzą, że Baba nie jest mądry, i jeszcze nigdy tak nikt z Babą nie dyskutował. To znaczy, słuchając Babę tak na prawdę - Oczywiście Baba rozmawiał, dyskutował i kłócił się też z innymi. Na przykład z Chomikiem. na przykład o potrawach, czy lepiej upiec, czy usmażyć. Albo z Willem, Will był fajny, ale za cwany, zawsze zrobił jakoś tak, że już po chwili Baba przyznawał mu rację, albo że Baba był przekonany, że od początku mówił tak, jak chciał pan Will, to tak jak z tą zabawą, gdy jeden mówi białe, a ty mówisz potem czarne. Jak mówicie szybko, i tamten nagle zmieni kolor, ty zrobisz to samo, nie zauważając wcale.. no przynajmniej na kreskówkach tak działało, i z Babą też... A pan Patrick, był też mądry, ale on głównie tłumaczył, nie dyskutował. No chyba, że chodziło o którąś z specjalności Baby, to słuchał. Ale to jednak tak bardzo różniło się od tej rozmowy z panią doktor.

Jednak Alice mówiła dalej o tych dwóch. Odsłaniając splot wydarzeń, zagrożeń i konfliktów, jakie łączyły ją, jej ojca z tymi dwoma.
- Jeśli zrobią, coś tak głupiego, Baba też podąży ich tropem, nawet, jeśli szeryf nie pochwali - rzekł spokojnie. - Baba im to powie, jak ich spotka - obiecał. - Cheb nie jest rajem. prościej im odejść, niż zabijać każdego, kto zna ich tajemnicę. Baba zna wielu jak oni. Będą się wlec od wioski do wioski, zawsze z oddechem pościgu na karku. Jeśli są tak doświadczeni, wiedzą, że zabicie pani doktor, czy pani tatusia, nic im nie da. Zostali rozpoznani. Ktoś doniesie. Bo jest nagroda. Zawsze jest nagroda. Nie zaznają tu już spokoju. Ale uważać trzeba zawsze. Strzeżonego Pan Bóg strzeże, tak zawsze powtarzała moja mamusia-

Baba słuchał uważnie, gdy Alice mówiła o gangerach. O tym, dlaczego są, jacy są. I tak, Baba przytakiwał. Baba rozumiał.
- Skrzywdzone dzieci i zbłąkane owce, tak... - Baba się zamyślił. To było mądre. Potem jednak pokiwał przecząco głową.
- Nawet jeśli to nie ich wina, to nie znaczy, że to co czynią jest dobre. Że są gorsi... to też niczego nie zmienia... Że nie zasługuje na karę. Baba też nie jest pewien, czy są mądrzejsi niż Baby pies. Pani była z nimi długo. Pani umie słowa. Ilu z nich odstąpiło od ścieżki grzechu, Baba nie mówi o pojedynczych objawach litości, z sympatii do pani, nie z własnego sumienia, tylko Baba pyta ilu z nich stało się prawymi ludźmi? - Baba był rzeczywiście zainteresowany. Jego metoda była szybka i ostateczna, ale Baba wiedział, że pewno mądrzejsi od niego mają lepsze metody. Pani doktor była tak przekonująca, tak bardzo pokładała wiarę w słowach. Tylko czy mówiła z pragnienia, by tak było, czy opierała się na faktach?
Mimo to, radował się, że gangerzy jej słuchali. Alice podała kilka przykładów, gdzie jej posłuchali i uratowała kogoś dzięki temu. Czy zrobili to z sympatii dla małej lekarki, czy bo jej słowa rzeczywiście poruszyły ich sumienie, to nie miało znaczenia. Liczył się efekt.
Potem się jednak strapił nieco, gdy Alice mówiła o kolanie April.- Brzmi, jakby pani ich usprawiedliwiała, obarczając jedyną winą pana Sandersa. -
- Baba widział wiele... wiele użyć "środka przymusu". Baba wiele wędrował śladami złych ludzi. Baba widział Dziewczęta gwałcone przed domem ojców, synów, obdzieranych z skóry, ludzi palonych żywcem. Większość ludzi ulega. Ale ich los zwykle nie jest dużo lepszy. Może nieco mniej boleśniej schodzą z tego padołu łez. Ale odchodzą pokonani a oprawcy cieszą się z kolejnego łatwego zwycięstwa śmiejąc się do rozpuku z naiwności swych ofiar. Może pan Sanders miał podobne doświadczenia jak Baba. Może rzeczywiście nie dbał o panią April... Baba nie wie. Ale Baba wie, że uleganie takim "środkom przymusu" zwykle nie jest dobrym pomysłem. -
- Przepraszam - rzekł. Bo zdał sobie sprawę, że jest dużo bardziej surowy niż by chciał. Dręczyły go koszmary, po nocach zawsze słyszał krzyki tych, którym nie zdołał pomóc... Jedyne co potrafiło zagłuszyć tą kakofonię bólu, to była cisza, jaka nadchodzi, gdy oprawca wyzionie ostatni dech. Gdy ostatnia kropla krwi z otwartego gardła skapnie na podłogę.
- Może i jest dla nich nadzieja. Będę się modlił, by się odmienili. Ale Baba nie sądzi, by było to możliwe. Jeden, dwóch, może nawet pół tuzina, ale inni zostaną jacy są... - stwierdził z przykrością. - Niech pani zadba o tych, których można uratować. Baba zadba o resztę. -

- Syndrom co? - Baba nie nadążał za bardzo.

Baba się uśmiechnął - mieliśmy podobny plan na obronę - zdradził, gdy opowiedziała o gazie. - wentylacja ma filtry, to bunkier ABC, choć Baba nie wie, co do tego ma alfabet... ale nie da się zatruć nikogo w środku, wrzucając coś do wentylacji No i my mieliśmy kontrolę nad systemem, mogliśmy decydować, które sekcje gazować, których nie, gdzie ma wiać a gdzie ssać... -
- Może i Guido jest dobry i szlachetny. Ale płynie z prądem. Może i musi tak robić. Może nie. Baba wie jednak, że wszystko, czego złu trzeba, to by dobrzy ludzie milczeli. Mniejsze zło, nadal jest złem... -

Baba westchnął ciężko, gdy Alice osuszyła jego łzy. To było tak wspaniałe uczucie. Gdy ktoś jest przy tobie, gdy jest ci tak źle. Gdy komuś zależy...
- Dziękuję - rzekł. Bo i więcej nie było co powiedzieć.

- To Były Stalowe ćwieki. - odparł na pytanie, o gang, który mu to zrobił - Chyba już wielu ich nie ma. Kilku uciekło, dwóch puściłem wolno później. Może przyjdą do Cheb, zacząć nowe życie - Baba nadal wierzył, że ci dwaj chłopcy rzeczywiście byli skłonni do tego... mimo wszystko czasem naiwnie wierzył w tą dobrą stronę ludzi.
- Ale Baba nie robi tego z zemsty. Nie chodzi też o Babę. Baba swoje przeżył, tego nic już nie zmieni. Baba robi to dla tych, którzy dopiero będą cierpieć przez złych ludzi. I nie chodzi tylko o Stalowe Ćwieki. Jest wiele chorób trawiących ludzkość. Jedne tak złośliwe jak ci, inne mniej. Baba więcej złośliwych spotkał, niż łagodnych, ale i tych też. Baba aputulował - słowo jednak za mądre - i wypalał, gdzie trzeba. Pouczał i straszył, a i prosił, gdzie była nadzieja na poprawę... - wyjaśnił w prostych słowach.
- Tak, słowa dla ludzi, miecz dla bestii - powtórzył słowa Alice. Zastanawiając się, czy czasem wcześniej już nie powiedział czegoś podobnego. Ale mogło mu się wydawać jedynie, tyle słów padło. Przez chwilę miał wrażenie, że zużył zapas na następne trzy miesiące. Ale chyba to ze słowami było jednak inaczej niż z kulami w magazynku... I tu rzeczywiście okazywała się przewaga słów.

Baba przytulił się do wyciągniętej i ucałowanej ręki. Była taka miękka, tak a ciepła i pachniała tak słodko. Na chwile zdawał się odpływać, gdzieś daleko. Położył swoją wielką łapę na drobnej dłoni, jakby chciał przytrzymać, bojąc się, że może zaraz dziewczyna ją zabierze, pogrążając jego świat na powrót w chłodnym mroku. Ale tego nie zrobiła. Nie powstrzymał by jej też, gdyby chciała tak uczynić.
- Pani Alicjo, Baba jest Bestią. Czy można mieć wątpliwości, patrząc na mnie? Każdy z nas ma swoje brzemię. Ja noszę swoje z pokorą i oddaniem. Świat jest duży, a Baba sam. Ale staram się uczynić go lepszym, usuwając to, co trzeba usunąć, by chronić innych przed tym, przed czym sami siebie nie obronią. -

- Rozumiem - rzekł, gdy doszła do części wyjaśniającej, czemu nie zdjęła jeszcze kurtki.
- Pomogę, by brzemię to nie było zbyt ciężkie - rzekł po chwili. Choć jeszcze nie wiedział, jak tego dokonać.

Baba się nieco zmieszał, gdy zapytała go, czy wygląda tak staro.
- Nie, pani wygląda jak... jak Alicja... to znaczy jak dziewczynka Baba brudu nie widzi...- zmieszał się nieco. - tylko kształt, plamy ciepła - wyjaśnił. Widać było, że jest mu trochę przykro. tak na prawdę nie wiedział jak wygląda. Owszem, wiedział jaki kształt ma jej czaszka, jak bije jej serce, gdzie ulokowane ma główne tętnice, wiedział jak pachnie... znał miękkość jej dłoni. Ale nie wiedział, jak wygląda jej twarz, ani jakiego koloru są jej oczy... A poczuł, że bardzo chętnie by wiedział to wszystko.
- Mamusia zawsze powtarzała, by do dorosłych mówić z szacunkiem... to dlatego Baba mówi pani. Ale dla pani - Baba zamilkł na chwilę, jakby ciężko było mu wydusić słowa - dla ciebie, Baba się postara mówić Alicjo. - rzekł uśmiechając się.

- Twoja mama była bardzo mądrą kobietą, bez dwóch zdań - Savage przytaknęła, potwierdzając że również zgadza się z podaną formułą. W sumie też często stosowała formy grzecznościowe, tak nakazywał savoir vivre oraz dobre wychowanie - Ale ja nie jestem dorosła, mam siedemnaście lat, Babo. Przed wojną nie dano by mi nawet prowadzić samochodu - parsknęła cichym śmiechem, przypominając sobie masę docinek ze strony Detroitczyków na temat braku tej kluczowej w Mieście Szaleńców umiejętności, ba! Jej samochód też wyśmiewali.
- Za mądra? Prawdopodobnie... ciągle mi powtarzają, że za dużo myślę lub komplikuję najprostsze fakty. I za dużo gadam - ruda brew podjechała pytająco do góry. Fakt, wiecznie komplikowała sytuacje, zaś świat widziany oczyma Mulata wydawał się kusząco prosty. Biel i czerń, dobro i zło. Odcienie pośrednie zanikały - Odruchy behawioralne, przystosowanie do funkcjonowania w danych warunkach, zdolności adaptacyjne... nie wygra się z własną naturą. Wilk pozostanie wilkiem. Wiesz, że przed wojną hodowano psy dla samej przyjemności obcowania z nimi? Było dużo... gatunków, najróżniejszych. Od małych wielkości dwóch moich dłoni, do olbrzymów potrafiących dorastać do stu kilogramów czystych mięśni. Dzięki selekcji potęgowano odpowiednie cechy: łagodność, karność, waleczność, brak strachu, rozmiar, rodzaj sierści. Stanowiły doskonałych towarzyszy zabaw dla dzieci, spokojnych kompanów osób starszych. Pomagały w terapiach. Hodowano je też w innych celach: do obrony owiec, polowań, walki, pilnowania więzień. Lecz wilki... te dzikie, nieujarzmione, ciężko było trzymać z ludźmi. Do nich potrzebowano twardej ręki, nie nadawały się do domów, męczyły się w zamkniętych przestrzeniach. Jednak gdy wyszło się im naprzeciw, okazało upór i cierpliwość... zrozumiało, że w klatkach czują się zagrożone, więc gryzą, a w lesie podchodzą bez szczerzenia kłów - broń i kule przestawały być potrzebne. Każdy pies: ten maleńki kanapowy, ten pomagający dzieciom przezwyciężyć traumę, lub pilnujący aby do obejścia nie dostały się wilki... pochodzi od wilka. Mają jednego przodka, którego kiedyś dawno, dawno temu, człowiek udomowił. Da się pokonać przeciwności. Jasne, zdarzają się wadliwe... egzemplarze dla których nie ma nadziei: chore, szalone. Nie przekłada się to jednak na całokształt gatunku. Baba zrobił dobrze, nie miał wyboru. Baba jest dobrym człowiekiem, nie jest Bestią. Bestie nie mają serca, nie czują żalu. Ty czujesz, żałujesz. Robisz, co wymaga sytuacja... i jest ci przykro. Dbasz też o innych, starając się pamiętać o pojęciu sprawiedliwości - szeptała spokojnie, gładząc chropowatą skórę Mulata. Lewą rękę przyciągnęła do siebie i zębami podciągnęła rękaw kurtki i płaszcza. Olbrzym widział kolory, rozłożenie plam cieplnych, bez detali. Wstrzymała oddech, prawą dłonią ujmując wielką łapę i przyłożyła jeden z pazurzastych palców do skóry na przedramieniu, poznaczonej wypalonymi dziurami i ciągiem cyfr przypominających numer seryjny.
- Nie jesteś... jedyną mieszanką. We mnie też... ktoś grzebał - przyznała i naraz zeszło z niej całe powietrze. Co więcej miała powiedzieć? Czasem nawet Alice brakowało słów, by wyrazić co niszczy ją od środka.
- Nie da się uratować wszystkich, choć powinniśmy próbować ocalić jak najwięcej, przynajmniej się starać. Mamy swoje metody: ja słowa... ty miecze tam, gdzie słowa zawodzą. Lecz chociaż próbujesz używać tych pierwszych, dajesz szansę - przyznała po krótkiej przerwie, zabierając ze wstydem napiętnowane ramię, na powrót zakrywając je ubraniem.
- Nie usprawiedliwiam czynów nie dających się usprawiedliwić. Wskazuję drugą stronę, spojrzenie z innej perspektywy, całość obrazu. Nie ma ludzi bez winy, mamy grzechy i słabości. Nie pochwalam tortur, bicia nikogo. Aktywności jakich człowiek nigdy nie powinien robić drugiemu człowiekowi. Też... widziałam złe rzeczy. Wielu ciągle nie rozumiem, nie pojmuję jak można tak lekko podchodzić do życia, tak łatwo pociągać za spust. Torturować bliźniego celem zdobycia czegoś, na czym nam zależy... gdy można poprosić, przekonać. Bez konieczności użycia siły. Metoda działa, ale jest długotrwała. Tak... widać w nich poprawę, w tej części dla której wciąż jest nadzieja. Nie przepraszaj, nie masz za co. To ja ci dziękuję, Babo. Że przystanąłeś, słuchasz. Próbujesz pojąć, zobaczyć więcej poza pozór i maskę. - uśmiechnięty z goryczą konus, dygnął wdzięcznie, co nie pasowało ani do skórzanej skorupy, ani do wnętrza postrzelanej celi. Oparł po chwili czoło o kraty, wracając do podpierania żelaza aby się przypadkiem nie przewróciło.
- W dawnych czasach żyło się prościej. Mieliśmy dobro i zło - jasną granicę. Teraz wszyscy mają broń, zabijają w obronie bliskich czy dla zysku, nieważne. Zabijają, odbierają dane przez Boga dobro, jakim jest życie, godność. Człowieczeństwo. Teraz czasy się zmieniły, próbuję... o tym pamiętać: inne warunki egzystencji, inne zasady. Inny system wartości, a ludzie ci sami. Inne również pokusy. Nie rozumiem, próbuję... ale nie jestem tak mądra jak Tony. Nie widzę... oczywistości. Myślę po staremu. - westchnęła, by zaraz zamrzeć bez ruchu. Serce zgubiło parę uderzeń, krew odeszła z twarzy i kończyn. Chlapnęła za dużo, olbrzym uśpił jej czujność. Dobry, łagodny... zapomniała się. Odkaszlnęła parę razy, próbując tym ukryć przerażenie, a w międzyczasie przywracała zmysły do opanowania.
- Nie słyszałam wcześniej o Stalowych Ćwiekach, to ich... usunąłeś na brzegu? Jeśli są aż tak źli... dobrze, że nie przyjechali do miasteczka. I tak mają tu dość kłopotów - mruknęła, obracając twarz ku oknu. Jedna mieścina, a problemami dało się obdzielić tysiąc razy większa aglomerację. Sprawiedliwość należała do pojęć względnych.
- Syndrom Sztokholmski to... hm - zamyśliła się, próbując opisać problem jak najprościej - Sytuacja kiedy ktoś robi ci duża krzywdę: bije, trzyma wbrew woli, znęca się... a ty się tak boisz, że zaczynasz czuć bliskość z oprawcą. Wypierasz logikę, podporządkowujesz się mu, idealizujesz. Kochasz chorą, toksyczną miłością bliższą uzależnieniu... od życia. Bez bólu. Jesteś grzeczny i się słuchasz, bo wtedy on cię nie bije. Twój obraz świata jest przez to wypaczony, a to nie jest dobra miłość. Podręcznikowo brzmi mądrzej- zakończyła ze śmiechem.

Baba się zdziwił. - 17? - zadziwiająco młoda. Tak wyglądała mu na młodą, na małą dziewczynkę, ale myślał, że się pomylił. Dał się zmylić tytułowi doktora, skórzanej kurtce. Natychmiast znów przed oczyma pojawiło się martwe ciało bezimiennej gangerki. Była pewno w podobnym wieku... Baba bardzo nie chciał, by Alicja skończyła tak samo... A było to bardzo prawdopodobne... Gdyby coś to dało, Baba przeklął by świat, w którym przyszło im żyć... Alicja powinna robić to co nastolatki robiły kiedyś, bawić się, chodzić na tańce... no Baba nie wiedział co robiły nastolatki, ani kiedyś ani teraz... ale na pewno nie powinny należeć do gangu. nie powinny Oglądać jak okropny jest ten świat. Powinny śmiać się i odkrywać cuda życia...
Jednak nie powiedział jej tego wszystkiego. Była mądra, na pewno wiedziała. A może nie?
- Więc jesteś jeszcze mądrzejsza, niż Baba myślał Alicjo. Taka młoda i tyle wiesz. Ale bierzesz za dużo na swe barki. -
Gdzieś tam przez głowę przeleciało mu też słowo "smarkula", ale... nie. To zupełnie do niej nie pasowało. Widział w niej więcej niż małego dzieciaka. Była panią doktor. Na dobrą sprawę, wiek niewiele tu zmieniał. Chyba, że większy instynkt obrończy, wywołany u Baby. Ale Baba miał zawsze problem z dziewczętami. Często starczyło, że o coś poprosiły, a Baba niczym wierny piesek to robił... nie ważne jak głupie to było... od tamtych czasów postarzał się nieco, nabrał więcej doświadczenia i obiecał, nigdy więcej... ale ... cóż... ciężko walczyć z własnym sercem. Z kompleksem rycerza w lśniącej zbroi...
Baba przysłuchiwał się elaboracie o psach. Był długi, jak zawsze u pani doktor.
- Chcesz powiedzieć, że z wilka, czyli gangera, da się zrobić pudelka? Lub innego dobrego psa? Eh, to jest dobrego człowieka? No tak. Ale chyba ludziom zamiana wilka w pieska do zabawy zajęło miliony lat... a my tyle nie mamy... - oczywiście Baba nieco przesadził, nie mógł wiedzieć, jak długo istniały psy czy ludzie na tej planecie. Lecz nie to było istotne w jego wypowiedzi.

Baba skupił się bardziej na głaskaniu, niż na wypowiedzi o Bestii, przytaknął zatem, nie bacząc tak na prawdę, co przytakuje. Jednak gdyby słuchał, zapewne powiedział by, że najwidoczniej mają inne definicje bestii. Być może odwołał by się do ładnej poniekąd bajki o pasującej nazwie "piękna i bestia".
Nie wiadomo też, czy Alice nadal podtrzymywała by, że Baba bestią nie jest, w sercu czy wyglądzie, gdyby była świadkiem jak rozprawił się z pierwszym napotkanym patrolem Stalowych Ćwieków. Dobrze może zatem, że Baba nie podjął tej kwestii.

Dopiero gdy Alice zaczęła się rozbierać... eh, to jest gdy obnażyła swe ramię, Baba znów skupił się bardziej.
Delikatnie i bardzo ostrożnie dotykiem badał znaki.
Coś mu to przypominało...
- Mogę - rzekł, chwytając ramię nieco inaczej i przekręcając ją tak, by jego SI ujęła znaki na swojej kamerce.
- Zrób proszę zdjęciem, i sprawdź, czy masz coś podobnego w bazie danych - poprosił swoją SI. Zrobił to oczywiście poprzez cyberlink, bezgłośnie.
- Opowiesz mi więcej? - poprosił łagodnie Alice, mówiła o tym, że jest też zmieniona, musiało być zatem więcej, niż tylko te znaki...

- Więc się zgadzamy - podsumował konsensus, do jakiego doszli. słowa dla ludzi, miecz dla bestii plus otoczka.
- Musimy tylko oboje lepiej nauczyć się odróżniać ludzi od bestii - oczywiście chodziło Babie, że ona powinna się tego nauczyć. Lecz "my" brzmiało lepiej, mniej zarozumiale. Poza tym... prawda była taka, że on wiedział, że zdarza mu się pomylić, a mimo to... brał świadomie owe zbrodnie na własne sumienie. Wiedział, że będą go dręczyły. Obecnie była to bezimienna gangerka, która pojawiała się w mroku jego zamkniętych powiek. Przed nią byli inni, i po niej będą następni. Żałował bardzo. I starał się unikać... ale nie pozwalał, by przeszkadzało mu to w jego misji. W pewnym sensie Alicja i on, tak bardzo byli podobni. Winni tego samego grzechu. Baba wiedział o tym. Choć "wiedział" było zbyt silnym słowem. "Czuł" to, nie potrafiąc dokładnie wskazać, nie potrafił nazwać. Ale instynktownie czuł, że tak jest.

- Po staremu? - wychwycił Baba. Mimo tego, że robił wrażenie opóźnionego w rozwoju, miał bardzo przenikliwą naturę. Czy Alicja była taka jak pan Patrick? Na to wskazywały jej słowa - Urodziłaś się przed wojną? A potem spałaś, tak, Alicjo? - zapytał łagodnie. Jej ciało ją zdradzało. Wystraszyła się własnych słów. Choć Baba nie rozumiał dlaczego.

- Tak, Stalowe Ćwieki były takie złe - rzekł Baba. - Jedni z najgorszych. Gdzie szli, tam ucztował sam diabeł. Nie zabijali, oni się bawili. Zamęczali swe ofiary. Ludzkie życie nic dla nich nie znaczyło. Bliźni służył im za chwilową uciechę, lub by zamienić go na kilka gambli. Wymyśl cokolwiek, pomnóż przez nieskończoność. a Oni to robili. Baba szedł ich tropem. Pamięta każdą zbrodnię, którą dokonali w tym czasie. Ale Baba stracił trop... na bardzo długo... - mutant zastanowił się nieco - Ci z nad jeziora byli młodsi. Chyba stali się nieco łagodniejsi... - przyznał nieco niechętnie.

- Syndrom Sztokholmski, hmm Baba rozumie. Myślisz, że to złapałaś? - zapytał. Bo chyba coś takiego właśnie sugerowała wcześniej. - są na to pigułki? -

Ruda głowa pokręciła przecząco na boki, potem zatrzymała się, kiwnęła twierdząco i uniosła ku górze, by spojrzeć nieobecnie gdzieś ponad łysą głową rozmówcy. Wiedza, niewiedza. Semantyka.
- Dużo czytałam - powtórzyła z nieznacznym uśmiechem - Wiedza, mądrość, a inteligencja to trzy różne pojęcia, Babo. Z jednymi się rodzisz, inne nabywasz. Kiedy Pan Bóg rozdawał wzrost, stałam w kolejce po rozum. Dwa razy - parsknęła i dorzuciła dość ponuro. - Zwykle nie potrzeba miliona lat, ludzie uczą się szybciej od psów, więcej pojmują. Ich mózg jest zdolny do przeprowadzania bardziej skomplikowanych działań, niż nauka siedzenia, przynoszenia patyka i nie sikania w domu. Pozostaje też kwestia indywidualności, podejście jednostkowe, dostosowane bezpośrednio pod dany przypadek. Ale teoria to nie to samo, co praktyka. Mądry człowiek pamiętałby, że kolejkę po siłę też pominął… co mam zrobić? Co ty byś zrobił? Odpuścił, uciekł, odwrócił wzrok? Nie wolno tego robić - lewy bark drgnął nieznacznie, jakby przeszył go prąd. - Nie wolno się poddawać, gdy jest cień szansy, nieważne jak lichy, by nie był.

Znaki zainteresowały Mulata, przyciągnęły uwagę. Dziewczynie przeleciało przez myśl, że nie powinna mu ich pokazywać, wystarczyło spojrzeć na niego. Ingerencji Molocha w jego przypadku nie dało się zamaskować - rzucały się w oczy. Przeprowadzenie ich również nie należało do przyjemnych, czy bezbolesnych. Coś… pamiętał z całego procesu przekształcania? Kiedy nastąpił, gdzie dokładnie? Co, prócz pamięci o mordzie bliskich, pamiętał? A może całość zaszła już potem… kto go porwał, skąd? Czym zajmował się w etapie pośrednim między rzezią urządzoną przez gangerów, a więzieniem Maszyn? Podobne rozważania pozwalały odepchnąć własne wspomnienia, kolejny atak paniki w żaden sposób nie poprawiłby sytuacji… i Tony patrzył. Ile jeszcze wytrzyma, nim puszczą mu nerwy? Szeryf działam na nią niczym płachta na byka, lecz nawet on… nikt.
Nikt nie powinien tu ginąć, nie przez nią. Znowu przez nią…
- Może kiedyś przy… ciastkach i herbacie. Z rumem ? - spytała z czymś pośrednim między zmęczeniem, a prośbą - Jak… już będzie spokojniej, mniej nerwowo? Przy okazji powiesz mi jak odróżniasz ludzi od bestii, wymienimy się szerzej spostrzeżeniami. Błędy w tej materii za dużo kosztują, trzeba je eliminować. Rozwiązywać, usuwać z równania. Nauczyć się odróżniać ludzi, od bestii którym nie da się pomóc i od wilków dla których wciąż jest szansa, a ja… mam spore zaległości do nadrobienia. W wielu dziedzinach. Nigdy nie jest za późno na naukę. - dopowiedziała tonem wyjaśnienia, ściskając jego przedramię obiema dłońmi. Były zimne.

Baba górował nad nią zarówno masą jak i wzrostem, kucanie tego nie niwelowało. Przypominał Tony’ego - też stawiał na łagodność, spokój. Cierpliwość. I słuchał mimo pozoru olbrzymiego dziecka, posiadał przenikliwy umysł. Analizował słowa…
Savage patrzyła na niego, bezwiednie rozpoczynając bujanie na piętach, gdy ramiona wróciły do jej piersi i oplotły ją w złudnej, mikrej parodii przywdziewania pancerza. Blada na podobieństwo trupa milczała długo, zwłaszcza jak na nią.
- Gdybym tyle spała, umarłabym z głodu, Babo. Albo to co widzę teraz dookoła to tylko zły sen - zaśmiała się nerwowo, lecz ten śmiech zamarł jej w gardle. Jak na zawołanie w głowie usłyszała zdanie, wypowiedziane przez łysego najemnika na łodzi. Nalegał, by skonfrontowała pamięć z… tym co zostało w Hope. Coś tam zobaczył, w komputerze. W dziennikach, rejestrach i logach. Rozbieżności, lecz jakiego rodzaju? I nie zaprzeczył, że matka nie grzebała Alice w głowie.
- Ja… nie jestem już pewna niczego, co działo się nim… nim Tony mnie znalazł. Nie wiem czy… proszę, nie gniewaj się, Babo… - wyszeptała ledwo poruszając ustami, a na piegowatym obliczu odcisnęła się udręka. Wzięła głęboki oddech, policzyła w myślach do dziesięciu i podjęła rozmowę, ale sztywność i bladość pozostały.

- Ci młodzi od Ćwieków zapewne urodzili się już po wojnie. Nie wybrali tego gdzie żyją, odebrano im tę możliwość. Znają tylko świat przemocy, promieniowania, zamordyzmu, prawa silniejszego. Tak się wychowali, tym przesiąkli i podporządkowali, gdyż nie poznali alternatyw. Ci starsi… widzieli upadek świata i w szaleństwie odnaleźli radość. Odrzucili człowieczeństwo z własnej woli i dla wygody zmieniając w bestie. Bo kto mógł ich powstrzymać? Może nim spadły bomby siedzieli za morderstwa w celach śmierci, byli zwyczajnie szaleni i niebezpieczni? Brak norm i upadek cywilizacji… “szedł” im na rękę, pozwalając w pełni ujawnić prawdziwą naturę. I w starym świecie istniały bestie, tylko tam… tamtejsze społeczeństwo posiadało o wiele szerszy wachlarz możliwości, by, by ich złapać i skazać. Zamykano ich, czasem sadzano na krzesła elektryczne, czy wstrzykiwano zastrzyk zawierający truciznę. W XXI wieku całkiem sporo stanów Ameryki kultywowało karę śmierci w ramach kary za najcięższe zbrodnie. Może, prawdopodobnie… teraz to tylko gdybania. Jeśli nie żyją, spotkała ich… kara. Druga czeka na Sądzie Bożym - dla podkreślenia wagi słów klepnęła palcami o przedramię.

Przy temacie pigułek na Syndrom Sztokholmski zamrugała, jakby niepewna czy dobrze usłyszała, lecz uśmiech prędko zagościł na jej twarzy -taki szczery, ciepły i czuły. Spojrzała na mulata z zachwytem. Był… taki uroczo troskliwy, w sposób w jaki dzieci dopytują się o niezrozumiałe kwestie. Dziecko w ciele olbrzyma. Maszyna do zabijania potrafiąca okazać miłosierdzie. Jakże żałowała, że nie dane im było spotkać się wcześniej, w innych okolicznościach. Szczery, prostolinijny, ufny, dobry… kradł resztki serca skryte pod runnerową skorupą kawałek po kawałku. Słowo po słowie, zdanie po zdaniu.
Ochłap po ochłapie.
- Nieee, nie złapałam. Potrafię… chyba… jeszcze patrzeć w miarę trzeźwo na sytuację. Zresztą nie bili mnie tam, ani nie krzywdzili. Ale bardzo ci dziękuję za troskę, nie martw się. Nie… złapałam tego Syndromu - tym razem zaśmiała się bez przymusu, a drgawki targające drobnym ciałem miały podłoże w wesołości. Pigułki na Syndrom Sztokholmski… no tak. Wyglądało na chorobę, a choroby powinno się leczyć. Więc potrzeba pigułki, aby pacjent wrócił do zdrowia. Proste rozwiązanie, bez zbędnego mieszania i kombinowania. Problem, środek do jego pokonania, rozwiązanie problemu.
Coś cudownego.

Baba wzruszył ramionami. Nie widział wielkiej różnicy pomiędzy Wiedzą, mądrością, a inteligencją. Nie posiadał za wiele żadnego z nich. Tyle był pewien.
Uśmiechnął się za to, gdy Alice mówiła o kolejkach po mózg czy wzrost. - To się chyba minęliśmy, bo Baba musiał stać dwa razy w tej po wzrost, a jakoś zgapił ustawić się w tej po mózg. - zaśmiał się szczerze.

Pokiwał z zrozumieniem, gdy Alice mówiła o mądrości ludzi, przewyższającej tą należącą do psów.
- Baba wie, jak uczyć psa by nie sikał w domu. Trzeba go ukarać. Natychmiast, by wiedział, za co. Pokazać, że się jest złym, nawet jeśli tak nie jest. I trzeba zadać ból, by zapamiętał naukę. Jak Baba pomyśli, to dzieci też tak najlepiej wychowywać. Tatuś Baby Babę dobrze wychował. Baba pamięta nauki. - dorzucił swoje trzy grosze.

- Ciastka były by super - powiedział, rozradowany. - ale czy nie jesteś za młoda na rum, Alicjo? - zapytał żartobliwie, puszczając jej oczko.

Baba strapił nieco, gdy Alice wskazała na brak jedzenia podczas snu.
- Baba nie wie. Ale pan Patrick tłumaczył, że są specjalne łóżka, Śpi się tak głęboko, że ciało nie jest głodne. Można spać tak milion lat - rzekł zadowolony, że przypomniał sobie ten drobny szczegół z łóżkiem, o którym kiedyś mówił pan Patrick. - Te łóżka mają jakąś nazwę, ale Baba nie pamięta. Coś na h... chyba -
- Nie martw się Alicjo - używanie imienia przychodziło mutantowi coraz łatwiej, choć nadal czuł się dziwnie. "pani doktor", albo "proszę pani" samoistnie pchało się na język. - Baba nie umiał by się na ciebie gniewać. Słowo indianina - rzekł z uśmiechem podnosząc w górę dwa palce, jakby składał uroczystą przysięgę.

Baba zatrzymał się myślami na krześle elektrycznym. Zaciekawiło go to. Ale nie bardzo wiedział, co to za kara.
- Moja mama miała koc elektryczny. To raczej całkiem przyjemne - rzekł, nie bardzo widząc związek z karą, jaką sugerowała Alicja.

Czas leciał jednak nieubłaganie. Ze smutkiem Baba rzekł - na Babę już czas, pójdę porozmawiać z panem szeryfem, a potem pójdziemy do bunkra ratować świat -

***

Po rozmowie z Alice, Baba skierował się do pana szeryfa.
- Proszę pana szeryfa, mam prośbę. Ważną. - zaznaczył Baba - Proszę wypuścić panią doktor. Jest potrzebna. Baba gwarantuje, że nie ucieknie.

- Prawo to prawo synu. Alice została zatrzymana pod zarzutem współudziału w porwaniu i zostanie zatrzymana do wyjaśnienia sprawy. Jeśli okaże się, że jest niewinna zostanie zwolniona. Jeśli okaże się winna poniesie konsekwencje proporcjonalne do swojej winy. - odpowiedział niewzruszonym tonem szeryf Dalton patrząc na mutanta. - I nie daj się nabrać na jej piękne i mądrze brzmiące słówka przybrane w płaszczyk dobrotliwości. Wąż który oblepi się gołębimi piórami to nadal wąż. I jak wąż potrafi kąsać gdy się ofiara nie spodziewa najbardziej. - szeryf przekierował spojrzenie na kobietę za kratami. - Fakty zaś w tej chwili są niezaprzeczalne. Nie dlatego się znalazła po drugiej stronie krat, że nosi jakąś kurtkę czy inny ubiór na grzbiecie. Znalazła się bo popełniła zarzucany jej czyn którego ona sama ani przez moment się nie wypierała. Jej współpraca z władzami czy choćby żołnierzami z NYA jest minimalna. Bo jest Runnerem czyli gangerem co sama dobrowolnie przyznała podczas rozmowy a teraz jak widzisz coś zapomniała ci o tym fakcie wspomnieć mimo, że nie zapomniała tak wielu cytatów i bardzo ważnych informacji. Działa więc obecnie z myślą i na korzyść tej bandy w skórzanych kurtkach. Reszta jej działań może skorzystać o ile nie jest skonfliktowane to z tym założeniem. Sam ją spytaj synu o to kim jest. W zimie gdy tu do nas zawitała mówiła, że jest Aniołem Miłosierdzia. Teraz twierdzi, że jest Sand Runnerem. I choć nie zamknąłem jej wbrew temu co naokoło powtarza tylko za to chyba mogłoby ci naświetlić jej elastyczne i wybiórcze podejście do omawianych spraw na przykład wywołanie w rozmówcy, w tym wypadku tobie, pożądanych uczuć współczucia i sympatii. Bo musiała takie w tobie wzbudzić skoro prosisz bym uwolnił obcą dla ciebie kobietę prawda? - szeryf mówił nieśpiesznym i dosadnym tonem i patrzył na kobietę po drugiej stronie krat. Wyglądał jak klasyczny glina z filmów który spotyka się z cwanym i doświadczonym w tej policyjno - złodziejskiej grze recydywistą który świetnie ją zna i wie jak wzbudzić współczucie przypadkowych ludzi oraz wykorzystać każdą możliwość by dopiec gliniarzom.
- A co do grożenia i machania bronią jakie oczywiście aresztowana wspomniała całkiem przypadkiem i za które oczywiście niesłusznie ją zatrzymano to powiedz Baba jak oceniasz tekst, że powinieneś przemyśleć swoje słowa i zachowanie. Bo za drzwiami jest trzech moich wyszkolonych ludzi pod bronią. A twój jest tylko jeden i to jeszcze Eryk. Zaś wokół nie ma z powodu ewakuacji nikogo innego. Więc nikt nie przyjdzie ci z pomocą. Bo mnie to coś wygląda na pełnoprawną groźbę synu. Tym ci się nie pochwaliła prawda? No tak, jakoś ta jej wspaniała pamięć jest wygodnie wybiórcza. Nie chciała nawet podpisać zeznań z tymi własnymi słowami gdy się nagle okazało, że rozmówca je zapamiętał i nie zamierza im ulec. Tak więc jak widzisz Baba Alice to niezłe ziółko ale potrafi przystroić się w bardzo odpowiednie pod sytuację i rozmówkę piórka. Bo wcale nie sprawia wrażenia, że mogłaby na przykład mnie, facetowi z bronią i odznaką grozić prawda? No a popatrz a jednak. - pokiwał głową szeryf znów okręcając głowę w stronę krat i osoby za nimi i milczał chwilę przypatrując się zatrzymanej.
- I powiedz mi synu co z tym? - wskazał na celę obok tej w której zamknięta była Alice i nadal usłana była zawalonymi workami. - To jest cela a nie magazyn. Nie może tu tak leżeć bez końca. Poza tym jest jeszcze kwestia trwałości. - rzekł szeryf przekierowując uwagę Baby z powrotem na wspomniany wcześniej problem. Podszedł do tej drugiej celi i otworzył ją więc droga do worków stanęła dla Baby otworem.
- A w kwestii formalnej to tak. Runnerzy wrócili po zimie. I co chyba znów Alice zapomniała ci wspomnieć wrócili bo naraiła im ten Bunkier w którym mieszkacie. Dlatego wrócili tam a nie jak ostatnio tu do nas. Wrócili w wielkiej liczbie choć nie mam pojęcia jak wielkiej. Zgaduje, że to ta sama banda co była tu w zimie czyli nie mało ich. Chyba widziałeś ich wyjeżdżającą kolumnę w całej okazałości. - szeryf nawiązał do informacji o sytuacji o jakiej wspomniała Alice choć uzupełnił ją o nowe detale o których lekarka nie wspomniała. - Jednak przybyli tym razem również ci z Nowego Jorku. Kto im naraił ten wasz Bunkier czy jakoś inaczej zdobyli o nim informacje to nie wiem. Ale tam na Wyspie wzięli się za łby z tymi Runnerami. Jak się w tym wszystkim mają twoi pobratymcy to nie wiem. Myślałem, że ty przybyłeś od nich ale jak nie to w takim razie od początku tej zawieruchy nie mieliśmy z nimi kontaktu. Ten wasz Will był tu przez chwilę u nas, chyba skądeś wracał i widocznie się spieszył bo zostawił właśnie te worki w łódce. Jedzenie Baba. To jest jedzenie w tych workach. Sam wiesz jak to tutaj z tym łatwo. Myślę, że gdyby sprawa nie była skrajnie pilna to by tego nie porzucił. Udało nam się zabezpieczyć ten towar jednak czy wszystko i oczywiście jak sugeruje Alice trzeba sprawdzić czy nic nie zginęło. Ponieważ tutejsze władze traktują prawo w tym te o własności bardzo wybiórczo i szkalowany i naturalnie praworządny obywatel nie ma prawa mieć do nich zaufania. Zwłaszcza tak chodliwy towar jak żywność. - szeryf mówił spokojnie, wręcz z flegmatycznym skupieniem mówiąc jakby po kolei omawiał jakąś sytuację. Dopóki przy końcówce nie wspomniał znowu o braku zaufania do władz czyli między innymi i do niego bo wówczas dało się wyraźnie słyszeć irytację i znów spojrzał na kobietę po drugiej stronie krat. Baba wiedział jednak, że z żywnością jest krucho nie tylko w Cheb ale i w Bunkrze również. Dostawy zaopatrzenia organizował głównie Will i najczęściej on jako eskorta. Ostatnio go jednak nie było a widocznie Will mimo to jakoś zorganizował ten prowiant. Sporo jeśli w tych wszystkich workach naprawdę było jedzenie. Więcej niż zazwyczaj, mogło to starczyć dla Schroniarzy zapewne na tydzień co najmniej, może nawet więcej. Więc pewnie jakby sprawa nie była gardłowa nie porzuciłby takich skarbów. Zaś gdyby porzucił to pewnie ktoś w tak powszechnie ciężkiej sytuacji z żywnością jaka panowała w okolicy by pewnie je przygarnął dla siebie. Przecież wszyscy tutaj chodzili głodni nie tylko Schroniarze na Wyspie. A jednak widział te worki po drugiej stronie krat na własne oczy.
- I co mówiłeś synu o jakichś okrętach? Mogę spytać w takim razie gdzie byłeś ostatnie dnie? Sądziłem, że wszyscy jesteście u siebie w Schronie. - Dalton zapytał Babę o detal jaki wzbudził w nim widocznie zainteresowanie.

- Baba rozumie proszę pana szeryfa. Baba szanuje prawo. - potwierdził mutant.
Że Alice jest w barwach gangerów już wiedział, gdy tylko zobaczył skórę na jej grzbiecie. Osobiście był bardzo uczulony na tym punkcie, toteż wychwytywał to bardzo szybko. Niemniej, wiedział też znakomicie, jak zachowuje się ganger. A ona mało gangerowa była.
- Baba się nie kłóci z panem. Pani doktor jest wystraszona i zagubiona. Pan to widzi, prawda? Baba wie, że pan ma serce, nie tylko odznakę. - Baba powiedział to na tyle cicho, by nikt inny go nie usłyszał, nie chciał podważać reputacji twardego gliny.
- Pani doktor powiedziała coś głupiego. Jestem pewien, że przeprosi. Rzuciła słowa bez pokrycia - Baba wskazał w stronę specjalistów, którzy jakoś nie kwapili się do zabrania się za zabijanie szeryfa i pana Eryka. - Prawda? Bardzo proszę, niech pan to jeszcze raz przemyśli, jestem pewien, że w danych okolicznościach, można okazać... łaskę? -
Baba podszedł do worków, zerknął do środka jednego, potem do drugiego.
- Proszę to podzielić wśród ludzi. To na pewno zapasy jakie pan Will miał zakupić i oddać naszym sąsiadom w potrzebie. - rzekł bardzo pewnie, odchodząc od worków, które to nie miały obecnie dla niego żadnej wartości. Nie kłamał też tak całkowicie. Rzeczywiście, była mowa o podzieleniu się z ludźmi Cheb. Czego Baba był głównym orędownikiem. Być może jedynym... ale tego już mówić nie musiał.

Baba widział, że Alice musiała zajść Daltonowi za skórę. Świadczyły o tym słowa, powtórzone po raz drugi, o oskarżeniu kradzieży skierowanym od adresem biura szeryfa.
- Dziękuję za przechowanie żywności, w tych czasach i w tej sytuacji, gdybym nawet nic innego o panu nie wiedział, to - Baba wskazał na torby - powiedziało by mi wszystko, co musiał bym wiedzieć, by panu zaufać -. - Powiedział spokojnie. - Ale pan i tak wie, że Baba i jego koledzy, mają do pana całkowite zaufanie i ogromny szacunek. Jest pan dobrym i prawym człowiekiem. Proszę nie denerwować się z powodu słów, powiedzianych być może nieroztropnie. A z pewnością przez kogoś, kto pana nie zna. A żywność proszę przyjąć jako podarunek od przyjaciół. Sytuacja jest zła. Złe rzeczy się dzieją... Te zapasy miały trafić do was już dawno... - Baba westchnął. Ale nie mógł nic więcej powiedzieć.

- Baba był na zwiadzie na zachodzie - powtórzył Baba, podając mniej więcej odległość. - Tam Baba zlikwidował silny oddział Stalowych Ćwieków, które chciało zaatakować Cheb i bunkier. A potem Baba spotkał okręty. Baba pokaże. - Baba znów uruchomił rzutnik, i na ścianie pojawiło się nagranie stojących na kotwicy okrętów.
- Zmierzają tutaj... ale Baba nie był w stanie nawiązać kontaktu. Może to Posterunek, może Moloch... Baba nie wie - wyjawił szeryfowi. Jak mówił przed chwilą, miał do pana Daltona spore zaufanie.

- Lecz wracając do pani doktor. Baba ją potrzebuje. W bunkrze są rzeczywiście wirusy. Pan szeryf pamięta na pewno tą bandę co próbowała się dostać do bunkra pierwsza? Ci co byli na wyspie umarli wszyscy. Pan Patrick ma wirusa pod kontrolą. Tego i inne. Ale teraz? Gdy są tam Runnerzy i NY? Baba nie wie, co może się stać. - przyznał.
- Pani doktor umie wirusy. Baba może udowodnić. Proszę - Baba zachęcił szeryfa by podążył za nim do celi Alice.
Swojej SI kazał władować bazę danych z chemio biologii. Samemu nie znał się nic a nic na tym. Gdy podeszli, poprosił Alice, by odpowiedziała na kilka pytań.
Za plecami Alice, na więziennej ścianie Baba wyświetlał poprawną odpowiedź, tak, by szeryf ją widział, a samemu powtarzał zagadnienia, jakie dyktowała mu jego SI. Zupełnie oczywiście nie rozumiejąc, co mówi. To też kilkakrotnie przeinaczał nieco nazwy, tak przecież trudne do wymówienia.

- Proszę pana Daltona, proszę zwolnić panią Alicję warunkowo. Baba gwarantuje, że po wszystkim pani doktor stawi się, by wszystko wyjaśnić. Prawda proszę pani doktor? - rzekł Baba, gdy już Alice wykazała się wiedzą.
 
Ehran jest offline