|
Ruszyli dalej kierując się z ich przewodnikiem. Opuścili wąskie korytarze i udali się szeroki boczny dziedziniec. Mogli tam “podziwiać” Arenę. De facto wielki okrągły dół, dość szeroki i wyłożony gliną oraz otoczkami, co by woda nie przeciekała z bagien. Dookoła niego stały ławy pełniące rolę trybun. No i była wybudowana trybuna honorowa przypominająca skrzyżowanie drewnianej szopy i tarasu. Cztery pale podpierały drewniany daszek, a drewniany płotek otaczał owe pale i wnętrze trybuny w której stały rzędy krzeseł. Ot… arena na mianę dziczy. To co się działo na samej Arenie było ciekawsze. Trójka wampirów, wśród których wyróżniał się wysoki Gangrel.
Zarośnięty i ubrany tylko w futra ćwiczyło walką na zawieszonych na słupie wołowych tuszach, ćwiartując je z dużym entuzjazmem i znawstwem. Potężne uderzenia miecza rozcinały bez problemu mięso i kości. Gdy zauważyli całą grupkę, przyglądali się przez chwilę jej w milczeniu, po czym skupiając spojrzenie na Honoracie rozmawiali cicho między sobą, przez kilka sekund. A następnie wrócili do milczącego masakrowania kawałków mięsa. Marta przebierała dalej palcami po Borsuczym nadgarstku. Nie zwykła być pod rękę prowadzana i niewygodnie jej było ze wszech miar. Arenie przypatrywała się z jedną brwią uniesioną na pół czoła. Widać, każdy ojciec miał dla swych dzieci dół. Jej rodziciel trzymał swój pomiot w dole i wypuszczał, by czynić im próby. Janikowski czynił odwrotnie, cóż za niebywała ekstrawagancja. W kniaziowskim dole obecnie zamiast prób odbywała się straszliwa marnacja. Po siołach, a nawet po zaściankach lud mięso ogląda raz od wielkiego dzwonu, a ci na dobrych, tłustych tuszkach cięcia ćwiczą. Skrzywiła się lekko, i tak już jej zostało na dłużej niż chwilę.
Gryfita szybko wychwycił zainteresowanie jego partnerką. Zmierzył mężczyzn swym czujnym spojrzeniem. Półgębkiem uśmiechnął się i rzekł do niej niemal szeptem: - Zaiste zainteresowanie wzbudzasz, pani, pośród lokalnej młodzieży. Choć przyznać muszę, że nie są to chyba potencjalni zalotnicy. Chociaż wzrok może mnie mylić. Wszak jeno jedno mam oko.
-Porachowałam kości wielu z nim. Może i Miszka tworzy dobrych wojów, ale miernych dyplomatów.- wyjaśniła z kwaśnym uśmieszkiem Honorata.
Zach spojrzał na arenę okiem wojskowego. Na broń jaką władali, na cięcia, jaki w nich stosunek precyzji do siły. I od razu w głowie szukał taktyki właściwej jakby miał przeciw któremuś z nich w szranki stanąć.
- Pierwsze wrażenia? - mruknął w ucho contessy. - Widziałam w życiu lepszych szermierzy. Ci tu tutaj są nieokrzesani i niechlujni. Ale z pewnością niebezpieczni, a jeśli walczą z vohzdami, to finezji nie potrzebują. Jeno siły.- stwierdziła przyglądając się Gangrelom. - Żaden z nich nawet na ciebie nie spojrzał - Milos dla odmiany zerknął, a traf chciał, że akurat w środeczek dekoltu. - [i]Dziwne. [i/] - Może ich… greckie uczucia łączą?- zapytała żartobliwie Lasombra, po czym wtrąciła cicho.- Ojciec trzyma ich tu, samych samców, przez dziesięciolecia. Mogli z czasem zapomnieć co można robić z kobietą. Mimo wszystko krew tak samo smakuje z męskiego jak i kobiecego karku. Zdziczeli ot, co.- - Dobra puenta. Podoba mi się - zaskoczyła go Olga poczuciem humoru, nie podejrzewał jej o nie. - Skradnę to spostrzeżenie jeśli mnie który do imentu rozdrażni. - Czyżbyś podejrzewał, że nie dogadacie się z księciem? Wiesz że mało który władca jest pobłażliwy wobec prowodyrów burd na jego dworze?- contessa żartobliwie pogroziła Milosowi palcem. - Nie, nie. Z księciem to my się dogadamy. Mam obawy co do jego synków. Niektórzy z nich mogą szukać zwady. - Nie sądzę by jego synkowie zrobili cokolwiek, czego by im ojciec nie nakazał, lub na co nie przyzwolił. Przyglądali się Honoracie i Jaksie, ale na bardziej błyszczącego Wilhelma tylko okiem zerkneli i pospuszczali łby. Pewnikiem domyślasz się czemu?- zapytała contessa. - Bo twoja teoria o sodomii jest prawdziwa i właśnie wpadł im w oko? - Zachowi zadrgał kącik ust z wesołości. Na początku ramię swoje zaoferował Oldze z konieczności, teraz jednak dobrze się w jej towarzystwie bawił. Oprócz walorów urody była bystra i dowcipna. -Okaże się na uczcie… czy mu kwiaty przyniosą czy… udziec barani w podarku. Och… trudno mi się domyśleć, co tutaj jest dowodem uczucia. We Florencji były to poematy, w Wenecji klejnoty... tu... futra może? Byle nie świeżo zdarte.- stwierdziła z ironią wampirzyca. - Zabawne. Bałem się, że będą ci się naprzykrzać. A tu cały ciężar ochrony spadnie na Zośkę - nie mógł opanować wesołości, dobrze chociaż, że ograniczał się do szeptów w ucho wampirzycy, jakby zwyczajnie umilał jej czas rozmową. - Och… zawsze można w nich obudzić amory. Sama uroda nie zawsze wystarcza. - zachichotała delikatnie.Kuszenie opiera się nie tylko na wyglądzie mój drogi.- - Ale Miszka chciał poznać ciebie, kilkakrotnie o to zabiegał - przypomniał sobie. - Wobec tego będziesz miała ułatwione zadanie. No i jeśli kusić to najlepiej osobę o największych wpływach. -Więc na barkach słabej kobiety spoczywa największy ciężar ? I to przy trójce rycerzy? Nieładnie.- contessa pogroziła żartobliwie palcem Milosowi.
Na widok arena Zosia przytuliła się trochę mocniej do zbroi Tyrolczyka. Wszystko to… Wydawało się boleśnie znajome. -… Wydają się bardzo szanować Panią Honoratę. – zagadnęła cicho. -Na swój sposób szanują jej siłę.- zgodził się z Wilhelm z młodą wampirzycą.
__________________ Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. ”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej. |