Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-10-2016, 20:58   #405
merill
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Post we współpracy z MG, Lemim i Adim.

Lynx był trochę zaskoczony widokiem czerwonoskórego przyjaciela, niemniej nie dał tego po sobie poznać: - Pomóc? Słyszałeś szamana i jego słowa - odpowiedział z uśmiechem bliźniaczym do tego Niedźwiedziej Łapy. - Choć z drugiej strony, jeśli chcesz to przydałaby się nam dodatkowa para oczu, zwłaszcza tak bystrych jak twoje. Moglibyśmy szybciej zbierać te jagódki, gdybyśmy nie musieli uważać na widłaki czy inne tałatajstwo.


Walker wyprostował się i spojrzał na Indianina, pozwolił sobie dodać:
- Zgadza się… ciężko skupić się na zbieraniu tego zielska i jeszcze przy okazji mieć cały czas otwarte oczy… - po wypowiedzianych słowach wrócił do zbieractwa, zbierał tak szybko jak tylko potrafił nie patrząc na zmęczenie i trud poruszania się po bagnie, Gordon był obity i poturbowany, przyjazd w okolice Cheb odcisnął na nim widoczne piętno ale był twardy i kondycyjnie nie do zdarcia - Musimy nadgonić tempo… bo w tym w którym działamy nie ma szans na powrót z trzema pełnymi workami do zmierzchu…


-Słyszałem szamana i jego słowa. - skinął głową młody Indianin. - Ale przecież jestem plemiennym myśliwym i sam wybieram sobie rewir łowów prawda? - zapytał chyba raczej retorycznie plemienny łowca.


Walker uśmiechnął się pod nosem i spojrzał na Łapę:
- Rozumiem że możemy liczyć na twoje myśliwskie zmysły? - starał się nie odrywać od pracy, starał się zbierać bardzo szybko i sprawnie - Myślisz że będzie bardzo źle jeśli nie uda nam się uzbierać trzech pełnych worków do zmierzchu? Ta robota nie jest chyba do wykonania… nie mniej jednak próbujemy jak widzisz…


Lynx zajęty był odganianiem się od robali i zbieraniem potrzebnych szamanowi roślin: - Wygląda na to, że zbieranie tego będzie trudniejsze niż myśleliśmy. Szaman nic nie mówił więcej na temat tych roślin? Tego pełzającego paskudztwa? Albo tego jak te jagody mają nam pomóc? Macie zapas tej rośliny w osadzie? Niebezpieczeństwo grozi nam wszystkim, więc wasz lud pewnie się zabezpieczył? - zadawał pytania przesuwając się od krzaczka do krzaczka wskazanych ziół. Tych co prawda przybywało ale powoli.


- Zobaczymy jak czujne są moje oczy w takim razie. - odparł pogodnie Indianin uśmiechając się do tego równie pogodnie. Nie było kawałka suchego miejsca by usiąść w pobliżu więc stał albo przechadzał się z wolna obstukując teren przed sobą włócznią. - Biegnący Księżyc chce zrobić z tego jakąś maść i te bagniaki są potrzebne jako składnik. I nie mamy ich u siebie bo rosną tylko na bagnach czyli tutaj. A nie są ani tak potrzebne ani rewelacyjne by tu po nie przychodzić więc nikt tego nie zbiera na zapas. - odpowiedział syn wodza i same jagody jakoś niezbyt wzbudzały jego zainteresowanie. Właściwie to i wyglądały dość zwyczajnie choć po dłuższym obcowaniu z sokiem jaki wydzielał się z roślin przy zrywaniu dłonie zaczynały już chyba trochę piec. Trochę bo przez mokrą i zimną wilgoć dookoła zbieracze stopniowo tracili co raz bardziej czucie w dłoniach. - I nie widzę sensu tu zostawać na noc. Zwłaszcza bez światła. Uzbierajcie ile się da i wracajmy. A przynajmniej ja wracam. - Łapa zdawał się nie żywić ochoty by pozostawać na bagnach dłużej niż konieczne a na pewno nie w nocy.


Gordon kiwnął głową i dalej zbierając jagody dodał:
- Święte słowa przyjacielu… bagna nie są dobrym miejscem na nocleg… coś o tym wiemy… ile uzbieramy tyle uzbieramy… może Biegnący Księżyc uzna nasze wysiłki za wystarczające jak na tak krótki czas na wykonanie zadania…


Ciekawość Nico musiała znaleźć ujście - To dosyć lekkie uzbrojenie biorąc pod uwagę że w tej okolicy można spotkać blaszaki… -Kanadyjka zagadnęła Indianina.


- Mówiliście, że je pokonaliście. - uśmiechnął się myśliwy. - Tutaj nieźle się sprawdza. I Biegnący Księżyc doradził mi roztropność bym nie zabierał tu swojej strzelby. Nie wiem dlaczego tak powiedział ale on jest bardzo mądry i wie wiele rzeczy. Więc zostawiłem swoją strzelbę i przyszłem z tym co widzisz. - odparł wojownik plemienia i człapiąc przez zimną, śmierdzącą wodę i trawy oblepione robactwem przetrząsał z wolna włócznią drogę przed sobą. Czasem coś przed nią uskoczyło jak jakaś żaba czy podobnej wielkości stworzenie. Czmychało spłoszone ruchem i kryło się w wodno - trawiastej bagiennej gęstwinie. - Gdzie byłeś dotąd Rysi Pazurze? Zniknąłeś bez słowa. Wszyscy cię szukaliśmy. Nawet tutaj. Ale przepadłeś i nikt nie wiedział czy kiedykolwiek wrócisz. Co się stało? I co się stało, że wróciłeś? - snajper został zagadnięty przez swojego indiańskiego przyjaciela który widocznie był ciekaw co się z nim działo od czasu tajemniczego zniknięcia kilka miesięcy temu.


- Demon… Niedźwiedzia Łapo, demon. - powiedział nie przestając zbierać jagódek. - Demon z przeszłości w ludzkiej skórze… taki który by się nie zawahał skrzywdzić Kate… czy kogokolwiek mi bliskiego, by mnie dorwać. Chciał zapolować na mnie jak na jelenia… miałem być jego zemstą za urojone krzywdy. Jednak nie myślał, że stanę się myśliwym a on ofiarą. Choć ledwo wyszedłem żywy z tego starcia… dlatego tak długo nie wracałem… i dlatego wróciłem dopiero teraz. Wierz mi, że przeklinałem każdy dzień, w którym stan mojego ciała nie pozwalał mi żeby wyruszyć w drogę powrotną. - odpowiedział przyjacielowi zgodnie z prawdą.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline