Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-10-2016, 09:56   #299
Cedryk
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Imbrar obserwował uważnie poczynania tej dziwnej czarodziejki. Zazwyczaj dobrze jest zwracać uwagę na dużą grupę uzbrojonych po zęby zbrojnych, więc uznał za dziwne, że kompletnie ich ignorowała... albo szok bitwy ją ogłupił, albo była kompletną wariatką. Cóż, z magami nigdy nie wiadomo.
Niemniej najpierw trzeba było zająć się statkiem. Imbrar przyjrzał się świeżo uwolnionym niewolnikom. Pewnie wielu było na skraju wyczerpania bądź załamania po desperackiej walce o wolność, w której zginęło wielu ich towarzyszy. Dlatego pod swoją komendę wybrał pięciu w najgorszym stanie psychicznym – tych najwścieklejszych i najbardziej zrezygnowanych. Uznał, że prawdopodobnie poradzi sobie z nimi lepiej od innych oficerów.
Couryn najlepszym żeglarzem nie był, ale wiedział jedno - statek miał maszty i żagle nienaruszone, teraz trzeba było tylko dopilnować, by nagły podmuch wiatru nie zmiótł tego wszystkiego za burtę.
- Jestem Couryn Telstaer - przedstawił się - Kto na żaglach się zna wystąp - rzucił w stronę uwolnionych.
Byli niewolnicy popatrzyli zdziwieni na Couryna. Potem -jeden z nich zaczął się śmiać, a śmiech ten -był zaraźliwy po chwili rechotali wszyscy. W końcu jedna z żeglarek ocierająca oczy z łez odpowiedziała.
- Panie bosmanie wszyscy jesteśmy żeglarzami i znamy się na żaglach. Umma Memonto, byłam na “Brytanie” żaglomistrzem, czyli doskonale znam się na żaglach.
Śmiech pomógł, rozładował panujące na pokładzie napięcie.
- Kamień spadł mi z serca - odparł z uśmiechem Couryn. - Żeglarze zazwyczaj lepiej się znają na żaglach, niż magowie.
- Jesteście teraz wolni - mówił dalej - macie więc wybór. Chwilowo zostajecie wcieleni w skład Smoczej Eskadry, ze standardowym żołdem, ale gdy tylko dopłyniemy do portu, będziecie mieli wybór - albo wrócicie do domów, albo zostaniecie w eskadrze.
W tym czasie Lea wzrokiem poszukał sternika z wachty III po chwili uświadomiła sobie, że Kenna wszak została pierwszym oficerem na “Złotym Smoku”.
- Kto jest sternikiem za Kennę? - jej wzrok spoczął na blond włosym młodym chłopcu. Ten uśmiechnął się, pokiwał głową.
- Tak sierżancie, jestem sternikiem, Lambert Trrynn.
- Zatem rusz bryg, wydajesz komendy.
Młodzian ruszył biegiem. Za chwilę rozległ się sygnał gwizdkiem “Wszystkie ręce na pokład”.
Lea podeszła do czarodziejki.
- Widzę, że twoja pomoc była znaczna. - stwierdziła spoglądając na ciało zbrojnego z rozszarpanym gardłem. - Jestem Lea. Kim jesteś i dlaczego nam pomogłaś.
- To Sonora -i jest dobra. - odpowiedziała dziewczynka.
Lea podeszła i zwichrzyła włosy dziewczynki.
- To już wiem Beo, Zawołaj resztę dzieci pokładowych.
Gdy dziewczynka odeszła, Lea wymownie popatrzała na czarodziejkę.
- Jak już Bea powiedziała jestem Sonora Lilienden. Urodziłam się w Chassencie, lecz nigdy nie pogodziłam się z niewoleniem ludzi. Na tym brygu płynę dopiero drugi rejs. Wcześniej kończyłam akademię magiczną. Starałam się przekonać kapitana by lepiej traktowanie niewolników, jeśli nie chciał ich już uwolnić bez wykupu. Jednakże moje działania odniosły tylko połowiczny skutek. Gdy niewolnicy ruszyli do walki ruszyłam i ja, bo tak kazało mi serce. - czarodziejka nie wiedział co zrobić z rękoma , którymi do tej pory tuliła dziewczynkę, potem spuściła wzrok.
- Tak, postąpiłaś słusznie
Bea wróciła prowadząc dwóch chłopców i kuśtykającą dziewczynkę ranną w nogę.
- Czeka nas smutny obowiązek. Musimy przygotować waszych towarzyszy, którzy zginęli do pochówku. Waszym zadaniem będzie przygotowanie całunów i donoszenie wody. Sanoro my zaś przygotujemy ciała. Znajdźcie czyste płótno na nie, to wasze zadnie Beo.
Gdy dzieci udały się po płótno podeszła na rufę gdzie zgromadzono dziewiętnaście ciał byłych niewolników, w tym cztery ciała dzieci pokładowych.
- Trzeba ich oczyścić, umyć i pozszywać najgorsze rany. Poradzisz sobie?
Czarodziejka tylko pokiwała głową.
Lea przyklękła przy ciele dziewczynki, której okrutny cios rozpruł brzuch. Z zdradliwymi łzami w oczach zaczęła przygotowywać dziecko do pochówku.
Zatanna stała gdzieś z boku, przyglądając się całej sytuacji. Omiotła wzrokiem pokład i rzuciła głośno:
- Dobra, leniwe szczury! Potrzebuję ludzi, żeby sprzątnąć ten burdel i ruszyć tą krypę z miejsca, bo jesteśmy już ze cztery dzwony za resztą! - Klasnęła w dłonie, szukając osób, które są w najlepszej kondycji. Podchodziła do każdego z nich i ciągnęła ich za ręce na środek pokładu. - Słuchajcie mnie! Ta łajba ma ruszyć najdalej za dzwon, zrozumiano?! Jak powiedział Couryn. - wskazała maga ruchem głowy. - Przysługuje wam żołd. Więc czas na niego zapracować! - warknęła. - Ruchy! Dwójka niech dźwiga kotwicę, reszta stawia żagle! Jazda, jazda! - Niewysoka kobieta krzyczała po żeglarzach niczym rasowy bosman. - Nephis! Na gniazdo! Bastion! Pomóż im z kotwicą! Reszta! Pomóżcie przy rannych i jeńcach! Tylko ruszać mi się tutaj, psia wasza mać! - Mulhorandka zdawała się być w swoim żywiole.
Syrena pozwoliła by inni zajęli się wydawaniem komend. Sama gdy tylko owinęła swój bok kawałkiem płótna z porwanych żagli, które żeglarze starali się zebrać. Chwilę wydawała im instrukcje i ruszyła na spacer po pokładzie, nadzorując wykonywanie poleceń pozostałych smoków. W końcu sama przysiadła na jednej ze skrzyń i zabrała się za zwijanie lin wdając się w dyskusję z jednym ze zwerbowanych żeglarzy. Omawiali stan przejętego statku.
Po dłuższej chwili Syrena zaczęła cicho nucić pierwszą szantę, która przyszła jej do głowy. Wokół zaczęli przystawać żeglarze i dzieciaki pokładowe. Kobieta przerywała pieśń by kogoś odesłać do jakiegoś zadania i na spokojnie pokazywała dzieciakom jak zabezpieczyć liny. Jakoś wolała być tutaj niż wykrzykiwać komendy.
Dzieci kiwały głową i po chwili ruszały do pracy wyznaczonej im przez Leę. Całuny same się nie uszyją a i dobre całe odzienia dla martwych też trzeba było znaleźć.
W tym czasie Leila zebrała 'Złotych' i wysłała ich pod pokład, by dokładnie przeszukali wszystkie pomieszczenia.
Sama, jak przystało na dobrego dowódcę, poszła z nimi.
Bastion pozostał na pokładzie. Jego ogromne rozmiary sprawiały, że był bardzo nieporęczny pod nim. Poza walką nie było to problemem, a sporą upierdliwością, ale spodziewając się problemów tam bardziej by przeszkadzał niż pomagał. A jego siłą mogła się przydać na pokładzie…
- Bastion! Pomóż im z kotwicą! - usłyszał od Zatanny, która wzięła sprawy w swoje ręce i zabrała się za wydawanie rozkazów.
Nim Bastion podejść do kabestanu i uchwycić w swe ręce handszpak zassana kotwica został oderwana od dna. „Brytan” wyrwał do przodu pod niełapanymi żaglami. Lelia z niedowierzaniem przyglądała się jak zaczyna on nabierać szybkości. Po chwili do zadumanej zapatrzonej w kilwater i żagle kobiety podeszła żaglomistrz.
- Tak, pani sierżant „Brytan” jest równie szybki jak fregaty, a zwrotniejszy od nich. Poprzedni kapitan nigdy nie pozwalał go odpowiednio ożaglić. Można będzie jeszcze trochę z niego wycisnąć pozbywając się ciężkich przestarzałych już balist wstawiając w ich miejsce lekkie działa. - zapewniła z uśmiechem.
Wbrew obawom Zaatany już po dzwonie doszli do „Złotego Smoka”, czym wywołali zdziwienie na twarzy kapitana Blasei. Zgodnie z sygnałami musieli dostosować swoją prędkość do nieco wolniejszej pinasy.
W międzyczasie Lea zeszła pod pokład i zabezpieczyła kabinę kapitańską. Zabrała z niej jedynie mieszek ze złotem potrzebnym do dopełnienia obrzędu morskiego pochówku.
Pogoda była doskonała do żeglowania. Warunki wymarzone do żeglowania, przez dłuższy czas towarzyszyło żaglowcom stado ryb przewodników, zwanych też z elficka delfinami. Na twarzach załogi, nawet byłych niewolników pojawiały się uśmiechy, które gasły gdy spoglądali na dziób gdzie leżeli ich towarzysze, którzy nie dożyli wolności.
Cena wolności jest bardzo wysoka, to cena krwi.

Po kolejnym dzwonie dogoniono eskadrę. Na przedzie płynął „Smok” za nim najsłabiej uzbrojony na razie „Brytan”, na końcu „Srebrny Smok”.”złoty smok krążył wokół eskadry, to zostając z tyłu, to wychodząc na przód.
Do zachodu słońca zostało nie więcej niż dwa dzwony lub jak to mówiono na morzu cztery szklanki, gdy z bocianich gniazd rozległy się okrzyki.
- Wiele płonących szczątków cztery rumby na bakburcie.
Eskadr wpłynęła na pole morskiej bitwy. Wokół unosiły się dopalające się deski, beczki, kawałki masztów czy też części poszycia lub pokładu. Nie dostrzeżono ciał, widocznie jeszcze nie wypłynęły. Po klepsydrze kolejny okrzyk zelektryzował załogi.
- Na kursie milę od nas „Duma Republiki” na kotwicy i pod czerwoną banderą Republiki Trumishu.
To wywołało zamieszanie w końcu sami płynęli pod tą banderą powiewającą poniżej bander poszczególnych żaglowców.
[MEDIA]http://s-media-cache-ak0.pinimg.com/236x/d9/74/5b/d9745bfba70e078f618e45c0fd74f219.jpg[/MEDIA]
Nie była ona czerwona.
- Kto mi powie co to za żaglowiec ta „Duma Republiki”! - zawołała Lea.
Młody sternik odkrzyknął od koła sterowego.
- Ja uczyłem się na „Dumie Republiki” sierżancie.
- Zatem mów.
- Nie mamy akademii morskiej, zatem przyszłych sterników nawigatorów i szarże szkolono na galeonie „Duma Republiki”. Jest to powolna, mało zwrotna krypa, odpowiednia tylko do szkolenia, oraz do pomocy w eskortach. Jak uczyłem się na niej miał po cztery działa na burtę, reszta uzbrojenia to były balisty i dwie ciężkie katapulty. Za moich czasów pływało na niej około pięćdziesięciu żeglarzy i pięćdziesięciu piechoty morskiej, do tego około trzystu elewów podzielonych na młodszych od dziesięciu do dwunastu lat i starszych od dwunastu do piętnastu, mniej więcej po równo, oraz około pięćdziesięciu dzieci pokładowych w wieku od sześciu do dziesięciu lat. To, że wisi na topie ta dziwna bandera, nie wróży niczego dobrego sierżancie.


Stało się to czego wszyscy się obawiali.
Eskadra „Smoka” spóźniła się, konwój został już napadnięty i najpewniej całkowicie zniszczony. Kołyszący się na spokojnych falach, stojący na kotwicy galeon, nie mógł oznaczać nic dobrego.
Tak też było w istocie. Eskadra zbliżyła się na dwa kable na pokładach żaglowców rozległy się okrzyki wściekłości. Na rejach lekko kołysały się kilkadziesiąt nagich ciał elewek i odzianych w mundury elewów chłopców. Na pokładzie „Brytana” zapanował cisza, słychać było tylko szlochanie i cichy płacz.
Pewne było, iż na pokładzie nie znajdą nikogo żywego. Dotarło też do wszystkich znaczenie czerwonej bandery. To bandera Republiki Turmishu unurzana w krwi.
Żaglowce podpływały bliżej, gdy z „Złotego smoka” dotarła sygnałami flag informacja, iż na galeon schodzą tylko oficerowie, sierżanci (bosmani) oraz po jednej wybranej drużynie z każdego żaglowca. Mają też zabrać ze sobą wszystkie garłacze.
Eskadra podpłynęły, bliżej wtedy załogi dojrzały ustawione wzdłuż bakburty w dwóch rzędach dwadzieścia beczek , w których zwykle przewożono wodę pitną. Wtedy to też większość z załóg eskadry domyśliło się jaki był los tych, którzy się poddali. Elewów powieszono, elewki zgwałcono potem powieszono, zaś dzieci pokładowe potopiono w beczkach, jak się topi niechciane kocięta.
Okręty eskadry sczepiły się linami i kładkami abordażowymi z galeonem.
Na pokładzie „Dumy Republiki” widać były ślady niedawanej rzezi, krew odrąbane głowy i kończyny. Topór abordażowy to straszna broń i skuteczne narzędzie.
Wtedy to Syrena usłyszała skrobanie dochodzące z jednej z beczek.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 31-10-2016 o 16:18.
Cedryk jest offline