Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-09-2016, 13:52   #291
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Defilada. ;)

Jedno co można było powiedzieć o „Złotym Smoku” to, że był mały i ciasny. Tak mały i ciasny. Około dwunastu jardów długości i pięć szerokość w najszerszym miejscu. Przeznaczony do ataku, dochodzili wszyscy którzy dłużej mogli mu się przyjrzeć. Ciasnota był niemal namacalna, musiała się znaleźć na niej miejsce dla pięćdziesięciu trzech dorosłych i pięciu dziewcząt. Na pokładzie oprócz złogi wszak musiało się jeszcze znaleźć miejsce dla platformy ruchomej z lekką katapultą oraz sześciu dział, oraz dwóch szalup. Dalsze dwie szlupu wisiały na żurawikach nad działami.
Nowo zmustrowani niewiele mieli do roboty. Nie przydzielona ich do stałych wacht nie przydzielono ludzi z wyjątkiem Murina, który otrzymał dowództwo nad wachtą trzecią żeglarzy.
Blasea wiedział, że straci odziały „Smoków”, „Złotych” i „Srebrnych”, które przejdą za swoimi dowódcami na ich nową fregatę, nie chciał ryzykować utraty reszty załogi. Jedyne co moli robić by nie przeszkadzać to o obserwować dziewczęta mozolące się najpierw nad węzłami, potem skrobaniem pokładu, którego cześć wskazała im Kenna. W czasie psiej wachty dziewczęta musiały obsługiwać pompę zęzową. Jak było do przewidzenia dłonie Tatiany szybko stały się krwawiącą raną z roztartych pęcherzy. Widząc jednak naprzeciw siebie uśmiechnięte twarze, Ann, Indiry i Elzy oraz spokojnie pajacującą obok niej Gretę, zaciskała tylko zęby, ukradkiem ocierała niechciane łzy i uśmiechała się do sióstr Golddragon.


***



9 Kythona 1372RD Morze - pościg, wieczór.

W końcu, gdy psia wachta dochodziła końca z oka okrzyknięto zauważony bryg bez bandery.
Eskadra ruszyła ku zdobyczy. Wpierw galeon potem galeas na końcu zaś pinasa.
- Zrzućcie żagle podajcie statek, to ocalicie głowy. - rozległ się magiczne wzmocniony głos komandora Deva.
- Macie szklankę czasu potem was dojdziemy i zatopimy, nie mamy czasu na zabawy, nie wy jesteście dzisiaj naszą zwierzyną, lecz wolno was też nie puścimy. Zrzucić żagle, inaczej otworzymy ogień i jedynie drzazgi z was pozostaną. Zwracam się do was zniewoleni na tym żaglowcu. Zrzucie jarzmo niewoli i walczcie przeciw niewolnictwu, walczcie o swoją wolność. Macie szklankę czasu, potem otwieramy ogień.
Eskadra powili dochodziła przeciwnika, gdy jeden z żagli opadła na pokład brygu. Na jego pokładzie zaś było widać walczące sylwetki.
- „Złoty Smok” bierzcie go, dogonicie nas. - wzmocniony magicznie głos komandora Deva usłyszeli wszyscy.
- Sierżanci i bosmanowie do mnie na mostek. - zakrzyknął kapitan Blasea.
Gdy już się stawili na nim Blasea przemówił.
- Mamy jeszcze jakąś klepsydrę nim zaczniemy abordaż, jakiś pomysły? Nie będzie zwyczajowych strzałów z dział i garłaczy, by nie zabić naszych sprzymierzeńców na pokładzie brygu. Mogę wam dać „Smoki” i „Złotych” "Srebrni" poradzą sobie jakiś czas bez ciebie Courynie. Chce byś był w grupie abordażowej. Murinie weźmiesz też swoją Trzecia Wachtę, będą tam potrzebni nasi żeglarze. Jakieś sugestie jak szybko wyeliminować dowódców wrogiego statku? Przypominam, iż za kapitanów można wsiąść sowity okup, zatem ten też ma przeżyć. To rozkaz. Czekam na pozycje.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975
Cedryk jest offline  
Stary 18-09-2016, 16:42   #292
 
Gargamel's Avatar
 
Reputacja: 1 Gargamel ma z czego być dumnyGargamel ma z czego być dumnyGargamel ma z czego być dumnyGargamel ma z czego być dumnyGargamel ma z czego być dumnyGargamel ma z czego być dumnyGargamel ma z czego być dumnyGargamel ma z czego być dumnyGargamel ma z czego być dumnyGargamel ma z czego być dumnyGargamel ma z czego być dumny
Zawołany na mostek stawił się zgodnie z rozkazem. Nie był zwykłym załogantem więv musiał i z niecierpliwością oczekiwał zbliżającego się starvia. Ech zawsze adrenalinka podskakiwała przed bitwą. Jakże mu tego brakowało.
- Czy mamy na pokładzie ładynek sera - w odpowiedzi na propozycje padło z jego ust proste i dość nieoczekiwane pytanie. - Jeśli tak to mam pewną propozycję.
 
__________________
Gargamel. I wszystko jasne
Gargamel jest offline  
Stary 22-09-2016, 00:28   #293
 
Corrick's Avatar
 
Reputacja: 1 Corrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwu
Abordaż

- Mogę zestrzelić dowódców z łuku - zaproponował Imbrar. -Jak tylko zacznę strzelać, mogą zacząć szukać osłony, więc front powinien doprowadzić do regularnej walki w szyku, bez szarż czy rozbiegania się po pokładzie. W ten sposób oficerowie będą mieli do wyboru albo walczyć pod moim ostrzałem i zginąć, albo schować się pod pokład, co będzie poważnym ciosem w morale żołnierzy. Gdy zobaczę kapitana, mogę w niego posłać strzałę albo dwie, dla osłabienia jego jak i morale.
Imbrar nie był ekspertem wojennym, ale swoim łukiem wygrał kilka podobnych potyczek morskich w przeszłości.
- Proponuję skompletować niewielką grupę do ataku od tyłu. Jesteśmy w stanie opuścić jeszcze szalupy i dobić od drugiej burty. - Syrena uważnie obserwowała statek, na którym toczyły się walki. - Będziemy mogli pozbyć się magów pokładowych i całego ich wsparcia. Potrzeba wtedy kilku silnych chłopów do wioseł, którzy potrafią się wspinać.
Blasea przez chwilę popatrzył za burtę na przybliżający się, lecz nie za szybko bryg.
- Oficerów można zastrzelić, kapitan jest zbyt cenny, ze względu na okup, by ryzykować jego życiem. Nie strzelać do niego. Co do szalup. Za długo by trwało spuszczanie ich na wodę. Stracili wprawdzie grota, lecz mają jeszcze foka i bezana oraz mniejsze żagle. Na wiosłach nie dogonicie ich. W końcu mamy tylko szalupy a nie czółna bojowe, którymi mielibyście szanse ich dopaść. Więcej ludzi, nad wymienione oddziały, nie mogę wam dać.
Syrena skłoniła lekko głową. - Wobec tego dostosuję się do planów innych.
Zatanna spojrzała na Nephis, która podchwyciła jej wzrok.
- Imbrarze, pójdź z Nephis. Znajdziecie dogodny punkt, z którego można będzie spokojnie prowadzić ostrzał. Jeśli chodzi zaś o mój pomysł na atak, proponuję wykorzystanie szalup jako osłony przed ostrzałem. Gdy opuścimy je wystarczająco nisko, osłonią naszą grupę przed wrażymi strzałami, a nam ułatwią przejście na wrogi pryz. - dziewczyna uśmiechnęła się zawiadacko, dobywając miecza i zakrzywionego sztyletu. - Proponuję też podzielić grupę abordażową na trzy mniejsze. Największy problem będzie tutaj, w środkowej części statku. - przyklęknęła i naprędce narysowała kilka kresek na deskach pokładu. - Tutaj są największe ogniska walk. Jeśli wejdziemy od prawej i lewej strony, unikniemy większych strat w początkowej fazie ataku, co przełoży się na przewagę na tamtym statku. Dwa małe, kilkuosobowe oddziały wystarczą. Ostatnia grupa będzie musiała poczekać i zaatakować w odpowiednim momencie. - Uśmiechnęła się porozumiewawczo do zebranych.
Kapitan pokiwał głową , uśmiechał się od uch do ucha.
- Dobry pomysł z wykorzystaniem szlup podwieszonych na żurawikach jako platform abordażowych. W normalnej walce przeszkadzały by bo tak wysunięte i opuszczone przeszkadzały by w ostrzale z dział. Jak widziałem to śródokręcie jest w większości oczyszczone. Walki zacięte trwają na dziobie i rufiel. Leo?
Elfa paladyn Sune przez chwilę przyglądała się wrogiemu brygowi.
- Tak jest w tej chwili kapitanie. - potwierdziła.
Spóźniony Murin w końcu stawił się na zbiórkę. Nieco zaspany poprawiał szeroki płaszcz, który dokładnie okrywał jego sylwetkę mimo panującej pogody. Trafił akurat pod koniec wywodu Zatanny i od razu przytaknął jej słowom.
- Mądrze prawisz. Trzeba jednak szybko pozbyć się tych… Dowódców. Ja się tym zajmę. Moja Trzecia Wachta wejdzie ostatnia. Ja będę pierwszy, potem wy.
Mam nadzieję, że nasi sprzymierzeńcy schowają się pod pokładem, pomyślał z lekką ironią Couryn.
- Skupienie ostrzału na śródokręciu powinno zdecydowanie zmniejszyć opór - powiedział. - No i magowie, jeśli jakichś mają w zanadrzu. Ale zapewne magowie nie ujawnią się tak od razu.
- Magów zostawcie łucznikom. W momencie, gdy wejdę na pokład, mogę wywołać odrobinę zamieszania w szeregach przeciwnika, by wprowadzić tam środkową grupę
- powiedziała Zatanna. - Będę potrzebowała wtedy chwili ochronny, by rzucić zaklęcie, ale może się to okazać warte swojej ceny. Proponuję, byśmy podzieli się teraz na oddziały - rzuciła, spoglądając na kapitana.
Zawołany na mostek Fillander stawił się zgodnie z rozkazem. Nie był zwykłym załogantem więc musiał i z niecierpliwością oczekiwał zbliżającego się starcia. Ech zawsze adrenalinka podskakiwała przed bitwą. Jakże mu tego brakowało.
- Czy mamy na pokładzie ładunek sera? - w odpowiedzi na propozycje padło z jego ust proste i dość nieoczekiwane pytanie. - Jeśli tak to mam pewną propozycję.
Kapitan roześmiał się.
- Widziałeś nasz magazyn? Jest tam miejsce na żywność, bardzo niewiele miejsca na łup. Owszem zapewne mamy ser. Kenno?
Pierwszy oficer Kenna chwilę zamyśliła, mrużąc oczy.
- Jak wypływaliśmy mieliśmy pięć dziesięcio funtowych kręgów żółtego sera. Po co ci on?
Krossar jako kapłan nie wciał się w plan ataku. Chętnych do jego ułożenia było nazbyt wielu.
- Wejdę z drugą grupą uderzeniowa. - stwierdził.

* * *

Widząc, że czas mija i zbliżają się do wrogiego statku, Imbrar postanowił poszukać dogodnej pozycji do prowadzenia ostrzału.
-Uważaj na na siebie, Zatanno. Ja tymczasem przypilnuję, by nic się nie stało twojej siostrze. - Uśmiechnął się. -Chodź Nephis, zajmijmy pozycje. Międzyczasie powiedz mi trochę o swoich umiejętnościach, żebym wiedział czego się po tobie spodziewać.
Nephis podążyła za Imbrarem, zaś Zatanna skinęła mu głową.
- Nie przejmuj się, Imbrarze, ona taka jest. - poklepała go po ramieniu. - Cóż tu mówić, jestem strzelcem. - uśmiechnęła się doń. - Proponuję konkurs na trafienia. Wchodzisz w to? - zapytała, równając się z mężczyzną.
Imbrar zawahał się chwilę, po czym odpowiedział nie patrząc na Nephis.
-Parę batów dla dzieciaka jako kara i jesteście zdegustowane… ale zabijanie ludzi to dla ciebie zabawa? Wojna wojną, ale prędzej zabiję samego siebie niż będę czerpał przyjemność z zabijania innych. – Mężczyzna w końcu spojrzał na Nephis. Lekki uśmiech złagodził ton wypowiedzi. -Dlatego dziękuję, ale odmówię twojej propozycji.
Nephis spojrzała na niego zaskoczona. - To tylko konkurs na trafienia, nie na trupy. Nikt nie twierdzi, że zabijanie ludzi jest zabawą… To konieczność. A konkurs jest sprawdzianem umiejętności strzeleckich. - uśmiechnęła się doń. -Niczym więcej.
-Konkurs urządzimy innym razem, poza bitwą. Teraz skupmy się tym, by wygrać i osłaniać naszych. – Odpowiedział Imbrar tonem zamykającym dyskusję.

* * *

- Poprowadzę atak - zaproponował Bastion - Mój rozmiar jest solidną osłoną dla tych co ruszą za mną, a moja zbroja i tarcza są osłonami dla mnie. Alternatywnie mogę sam uderzyć od tyłu. Ja nie potrzebuję szalupy. W wodzie czuję się jak ryba.
Zatanna spojrzała ciepło na Bastiona.
- Pójdę więc z tobą. Zaatakujemy rufę, osłonisz mnie przez kilka chwil, a ja zasieję strach w sercach przeciwnika - powiedziała kobieta.
Syrena zbliżyła się do Zatanny - Jeśli pozwolisz będę chroniła twoje plecy.
Murin spojrzał natomiast na obitego blachą mężczyznę jak na idiotę.
- W tym no… Pancerzu? Pójdziesz na dno. I jeszcze musisz wejść z wody w górę burty, też dasz radę?
Zatanna spojrzała zaskoczona na Murina. - Nie będziemy skradać się od wody, tylko przeskoczymy na pokład po szalupach. - skinęła głową Syrenie, uśmiechając się do niej. - Dziękuję. - szepnęła.
Mężczyzna odpowiedział wzruszeniem ramion.
- Nie ja będę go wyławiać.
Kobieta również wzruszyła ramionami.
- Myślę, że wie, jakie są ograniczenia takiego pancerza. - uśmiechnęła się lekko do Murina. - Sam się wyłowi. Prawda, Bastionie?
Syrena poprawiła rapier przy pasie.
- Podejdziemy na tyle blisko, że co najwyżej zrobimy z niego mostek. - Mrugnęła do zakutego w pancerz mężczyzny - Zamiast gadać bierzmy się do roboty, bo jak tak dalej pójdzie tylko łucznicy będą się dobrze bawić
Zatanna spojrzała z aprobatą na Syrenę.
- Proponuję, by grupę drugą stanowił Murin wraz ze swoją wachtą. Jako grupa pierwsza, zaatakujemy ja, Syrena i Bastion. Ktoś jeszcze chętny?
- Moi ludzie są mało bitni, wejdą ostatni. A ja zresztą już powiedziałem że wejdę pierwszy.
Vanora zerknęła na Murina - Jak dobrze pójdzie twoi ludzie nie bedą mieli się z kim bić. Jeszcze jakieś ustalenia?
- Dobrze. - westchnęła Zatanna. - Więc Murin pierwszy, my, jako grupa pierwsza, zaraz za nim, grupa dziobowa, którą mogą stanowić 'Złoci', równo z nami. Na końcu Trzecia Wachta. Coś jeszcze? - posłała Syrenie ciepły, porozumiewawczy uśmiech.
Couryn nie zamierzał się wtrącać w plany snute przez towarzyszy.
Leila i 'Złoci' wiedzieli, co robić, a on po prostu zabierze się z nimi. I dopilnuje, by przeciwnicy nie zrobili za dużo szkód wśród atakujących.
- Frontalny atak nie będzie potrzebny jak sądzę. Mam w zanadrzu grupę specjalną - zaczął Fillander a widząc spojrzenie Lei skinął głową - jednak potrzebne mi będzie wsparcie dwóch osób jednej która ma poczucie rytmu i drugiej żeby mnie utrzymać przy życiu. Utrzymać, a nie wyleczyć, przynajmniej narazie. Resztę bym prosił o pożyczenie z ładowni sera i zatkanie uszu. - bard spojrzał w bok i uśmiechnął się demonicznie - powiedział twardo a duch kapitana wyraźnie nie był zadowolony jednak milczącym skinieniem głowy zgodził się na ten plan. - jeśli wszystko się uda zyskamy statek i więźniów na których nam zależy.
 
__________________
Port Balifor - przygoda osadzona w świecie Smoczej Lancy - zapraszam do śledzenia!
Przez czas bliżej nieokreślony bez dostępu do sieci. Znowu...

Ostatnio edytowane przez Corrick : 23-09-2016 o 15:27.
Corrick jest offline  
Stary 27-09-2016, 21:36   #294
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Kapitan Blasea zadumał się. Przypatrywał się szybującemu nad „Złotym Smokiem” albatrosowi. Ptak ten był zawsze dobrym omenem dla żeglarzy, uważny za oczy wielu bogów. Niemal był czczony, dlatego też takie surowe kary, z wyrzuceniem za burtę w przypadku zabicia albatrosa.
Tymczasem z dołu, zza drzwi prowadzących do mesy i lazaretu, słyszał dobiegające wyjaśnienia Grety.
- Nie, nie wyjdziemy na pokład zajmiemy się rannymi, jeśli tacy będą, lecz w mesie i lazarecie. Tatiano nie psuj dobrego wrażenia jakie wywarłaś na załodze odwagą, swym nieposłuszeństwem w czasie walki. Nudzisz się zatem z Elzą przygotujesz czterdzieści patronów do garłaczy. Elza pokaż Tani jak to się robi.
Greta był stanowczo a głos jej brzmiał poważnie. Tymczasem cała załoga znajdowała się już na pokładzie. Podwójne obsady żeglarzy, kobiet i mężczyzn, obsadziły reje i kabestany czekając rozkazów. Spiżowi Urlany już czekali z gotowymi toporami abordażowymi, wachta czwarta miał w gotowości kiny z kotwiczkami. Skierowani do osłony pawężami ochrony przed strzałami stali już w wyznaczonych dla nich miejscach. Maur, olbrzymi eunuch, wojownik wynajęty do ochrony sióstr niósł również jedną z magicznych pawęży. Stanął w drzwiach mesy tym samy zablokował je. Neevan Drżąca Struna stanął na platformie katapulty po chwili po pokładzie niosła się jego pieśń, do której dołączyły dźwięki cytry, dobiegające z mesy.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=f52Rlo974wY&list=PLKTtWB5DmATL-JAxBwS7cYArm4qFPkppG&index=11[/MEDIA]
To Ann dołączyła do gry. Fillander uniósł brwi zdziwiony. Dziewczynka grała tak dobrze, jak młodzi bardowie.

Tymczasem na wrogim brygu kolejne żagle stawały w łopocie a on coraz bardziej zwalniał.
Czas było na działania.
- Wachtowy wydać załodze po kawałku seru i uprzedzić, iż maj z niego uczynić zatyczki do uszów, na czas, gdy wysadzać będziemy drużynę abordażową maj je mieć włożone. Gdy odejdziemy od brygu mają je wyjąć. Fillanderze do ciebie należy określić czas gdy drużyna abordażowa ma się ich pozbyć, ty również wydasz rozkaz, gdy trzeba będzie je założyć. Murinie żeglarze z wachty trzeciej wyposażeni będą w garłacze i po trzy ładunki do nich. Rozkaz strzelać tylko w wrogów gdy na linii strzału nie będzie potencjalnych sprzymierzeńców. Leo sprawdzasz charaktery jeńców oraz tych z załogi brygu, którzy zechcą się do nas przyłączyć. Łodzie posłużą za pomosty abordażowe. Kapitan ma postać przy życiu. Na miejsca do swych drużyn.
Wydawszy ten rozkaz podszedł do relingu.
- Brasować żagle, to ma być szybkie podejście, wysadzenie drużyny abordażowej i odejście. Zakrzyknął.
Widać było już walczących. Na rufie, na podwyższeniu pokładu, na które prowadziły dwa schodki bronił się kapitan większość oficerów i bosmanów oraz oddział piechoty pokładowej. Słychać było pojedyncze wystrzały, zapewne pistoletów oficerów. Było tam względnie bezpiecznie dla nich, gdyż główna walka trwał na dziobie. Tam cięto kordelasmi, krew lała się z ran, flaki wypływały płatnych kordami brzuchów, czaszki pękały pod ciosami nagli. Niemal na śródokręciu, walczyła magią postać z długimi włosami i w zwiewnych szatach. Drogę do niej zagradzał, kilku zbrojnym z piechoty pokładowej, ogromny żuk a na ich głowy co raz spadały trzy jaśniejącą sowa. Z dłoni postaci pomknęły świetliste pociski, które powaliły jednego z atakujących. W momencie gdy przyzwane potwory powróciły na swoje plany, czarodziej chwycił linę i znikł z pokładu.
Okręty dzieliło jeszcze jakieś trzydzieści jardów.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975
Cedryk jest offline  
Stary 16-10-2016, 13:25   #295
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Przed Abordażem - Syrena, Zatanna, Bastion, Couryn, Imbrar


Syrena upewniła się, że jej garłacz jest załadowany. Spokojnym krokiem podeszła ustawiając się jak najbliżej burty tak by osłonił ją jeden z pawęży. Rękę oparła na rapierze by móc go w każdej chwilii dobyć. Skinęła na Zatannę i Bastiona.
- Zatanno musisz się znaleźć w jakimś konkretnym miejscu na pokładzie?

Zatanna pokręciła głową.
- Jak najbliżej walczących. Tak około dziesięciu metrów, może trochę bliżej. - uśmiechnęła się lekko. - Ale wydaje mi się, że to magik jest naszym największym problemem. Jakiegoś pomysły jak go rozwiązać?

Syrena zerknęła w stronę, w którą udali się łucznicy.
- Jeśli chodzi o maga liczę na razie na Imbrara i twoją siostrę. Wolałabym nie ganiać za nim mając walczących za plecami.

Zatanna skinęła głową w stronę wrogiego statku.
- Ukrył się, trzeba go będzie wywabić jakoś…

- Zawsze można postawić trzech ludzi by czekali pod miejscem gdzie miałby wyjść i tyle - zaproponował Bastion. - Trójka siepaczy zniechęci go od wychodzenia, a potem odpłyniemy w siną dal, albo zatopimy okręt i niech sobie siedzi do końca świata…

- Okręt można przejąć, bezmyślnym byłoby zatapianie go. - wtrąciła Zatanna. - Myślę, że kwestia maga rozwiąże się sama, gdy tylko się pojawi. - mruknęła, spoglądając w stronę Imbrara i Nephis.

Lea popatrzyła po Leili.
- Co z magiem zdecydujemy później, lecz walczył z piechotą pokładową -zbrojnymi a nie żaglarzami. Jeśli dobrze się domyślam to niewolników lub niewolników, którzy się wykupili, znajdziemy wśród żeglarzy a nie piechoty pokładowej. Przypilnować jednak należy by nie wywinął nam jakiegoś numeru.

Syrena uśmiechnęła się. - Więc miłe Panie, puśćmy naszego zakutego w pancerz towarzysza przodem, niech nam zrobi miejsce, a potem pokażmy im, że ze Smokami się nie zadziera.

- Hmmm - zamyślił się Bastion. - Swoją drogą… czy ten mag nie walczył z piechociarzami? Sugeruję przyjąć możliwość, że jednak jest po naszej stronie, albo chociaż nam neutralny. Ale czas zaczynać… - Stalowy olbrzym poprawił chwyt na swoim młocie i tarczy czekając na moment…

Na pokładzie “Złotego smoka” trwały parce przygotowujące do wysadzeni grupy abordażowej. Szoty były luzowane, a żagle brasowane. Napięcie można niemal było ciąć kordelasami.
- Smoki, strzelacie bez rozkazu, cel grupa na rufie. Kapitan ma przeżyć. - zakrzyknęła Lea do swoich dziewczyn, strzelców na Złotym Smoku. Sam zaś przyciągnęła cięciwę refleksyjnego łuku długiego do policzka. Była to kolejna postać Hendrika jej magicznego miecza.
Leila wskoczyła na nadburcie chwyciła się olinowania.
- Złoci, wasz cel jest tam. Zdejmijcie mi piechotę pokładową z rufy.
Jej drużyna podniosła ciężkie kusze do policzków i wycelowała.

Couryn, stojący tuż za Leilą, upatrzył sobie jednego z piechociarzy, po czym posłał w jego kierunku garść magicznych pocisków.

Imbrar bez wahania zaczął strzelać do jednego z oficerów na wrogim statku. Jeśli pierwsza strzała nie zabije, następna poleci w ten sam cel. Oczywiście w przeciwnym przypadku weźmie się za następnego wroga.

Syrena z uśmiechem podążyła wzrokiem za salwą, zacisnęła dłoń na rapierze czekając na abordaż. Cicho zanuciła pod nosem.
- A ty walcz! Niechaj wroga płynie krew…

Zatanna uśmiechnęła się lekko do Syreny, uścisnęła jej dłoń i wyjęła swoje bronie.
- Szable w dłoń, wroga przez łeb! - dodała krótki rym do rozpoczętej przez Vanorę rymowanki.
 
Aiko jest offline  
Stary 16-10-2016, 15:01   #296
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Murin skończył właśnie swoje przygotowania do walki, czekał tylko aż podpłyną dość blisko by doszło do abordażu. Swoim ludziom przekazał instrukcje, mieli czekać aż sytuacja na pokładzie wrażego okrętu nieco się uspokoi. Sam stał teraz na jednej z beczek, zyskując w ten sposób nieco lepsze pole widzenia. Westchnął lekko i zeskoczył na pokład, w jednej dłoni miał przygotowane zatyczki z sera, drugą odrzucił płaszcz na plecy, natomiast nadmiarowe ramiona splótł za sobą.
- Nie możemy zrobić tego po staremu? Po co nam te zatyczki? - zadał pytanie bardowi.
Na rozmowy nie było już czasu jeśli ktoś czegoś nie zrozumiał, to tego nie zrozumiał.
- Haki - kapitan zakrzyknął w chwilę potem. - Odbrasować żagle, pełne żagle staw.
Liny poleciały, haki zaczepiły się pewnie o burty brygu. Silne dłonie żeglarzy zaczęły przyciągać mniejszą pinasę do brygu.
Strzała Leili trafiła w jednego zbrojnych na chwilę rozbłyskając światłem. Przeszyła tarczę, zbroje i jeszcze uśmierciła członka piechoty pokładowej wrogiej jednostki. kolejny zbrojny ochraniający padł od trzech magicznych pocisków wysłanych przez Couryna. Na mostku wrogiego brygu rozległy się okrzyki - Ostrzał zza burty, kryć się.
Imbrar wybrał na cel rosłego oficera w błyszczącym w słońcu napierśniku. był niemal pewny trafienia, gdy wystrzelił, lecz w ostatniej chwili zbrojny z drewnianą pawężą zasłonił swego dowódcę. Płonąca strzała przez chwilę jeszcze spalała się na pawęży i można było odnieść wrażenie, iż za chwile ją podpali. Grube drewno polane rankiem tego dnia jednak nie zajęło się od magicznej strzały. Reszta strzał zabębniła w nadburcia lub całkiem chybiła. Przeciwnicy poszukali osłony za nadburciami lub tarczami.
- Abordaż. - zakrzyknął kapitan widząc, iż żaglowce były już niemal burtę w burtę.
Drużyny rzuciły się w te pędy do abordażu. Nikt nie chciał się znaleźć w wodzie, gdy “Złoty Smok” zacznie odchodzić od brygu. Bastion, Zatana, jej siostra, Lea, Leila, Syrena nawet Couryn sprawnie przedostali się na pokład brygu po wystawionej szlupie. Drużyny, korzystając z lin lub szlupy, również.
- Liny ciąć, bosaki - odpychać, odchodzimy. - kolejny rozkaz kapitan pospieszył maruderów.
Edward niezgrabnie przeskoczył na wrogi pokład i przetoczył się po nim.
Widząc, iż Nephis ruszyła do abordażu Imbrar zrozumiał, iż nie do końca pojął zamiary kapitana. “Złoty Smok” nie miał się trzymać przy zdobywanym brygu, lecz od razu podjąć pościg wraz z resztą eskadry. Jak na razie kapitanowie nie zdradzili, za kim jest ten pościg i co ma na celu swym załogom. Najpewniej wiedział to tylko sam komandor Dev. Imbrar sprawnie przeskoczył za dziewczyną na wrogi bryg.
Serduszko zignorował pytanie Murina, w ostatniej chwili złapał linę i pofrunął na wrogi pokład. Wylądował jednak na tej części pleców, gdzie traciły one swą szlachetną nazwę.
Topory abordażowe z łomotem odcięły liny. “Złoty Smok” zaczął się powoli oddalać od burty z zaskoczonym Murinem. Pozostawał mu więc niezwykle trudny skok z użyciem liny lub wykorzystanie swych umiejętności.
Grupa abordażowa wylądowała na wolnym w tej chwili od wrogów, śródokręciu.
Syrena stanęła ramie w ramie z Bastionem osłaniając Zatannę, w ręku miała już dobyty rapier. Przez ramię obejrzała się na kobietę.
- Jeśli chcesz coś robić to rób to teraz
Murin wzruszył ramionami i wetknął zatyczki do uszu. Wziął rozbieg i skoczył między oddalające się od siebie jednostki. Dla każdego obserwatora jasne było to że mężczyzna nie da rady pokonać tego dystansu. I mieli rację. W momencie gdy osiągnął szczyt swojego toru lotu skupił się na swoich wrodzonych umiejętnościach. Jego sylwetka zamigotała, rozpłynęła się w powietrzu, by ponownie zmaterializować się dalej, już nad deskami atakowanego okrętu. Niedźwiedź uderzył w nie z impetem, przeturlał się i podniósł na nogi, gotów wyrąbać sobie drogę do wrogiego kapitana.
Couryn nie zamierzał się pchać w sam środek walczącego tłumu. Obrał sobie jako cel jedną z najlepiej uzbrojonych postaci, po czym posłał w jego stronę garść magicznych pocisków.
Kule ognia miałaby lepszy efekt, lecz jeśli mieli zamiar zdobyć statek, a nie zatopić go, lepiej było uważać z ogniem.
Leila, osłaniana przez zbrojnych, idących w stronę mostka, strzeliła do zbrojnego w krytej zbroi.
Imbrar odczekał sekundę by zobaczyć efekt ostrzału Leili. Jeśli zrani swój cel, mężczyzna również strzeli w niego. Lecz jeśli zbrojny zostanie powalony, lub zgoła nic mu się nie stanie, Imbrar zamiast tego strzeli w uzbrojonego w glewnię, wychodząc z założenia, że lepiej w pierwszej kolejności zdjąć lżej opancerzonego ale silniej uzbrojonego przeciwnika.
Zatanna omiotła wzrokiem pole bitwy, po czym skinęła siostrze głową, by ją osłaniała. Nephis uniosła kuszę do policzka, znajdując cel, którym okazał się zbrojny z pawężą stojący bliżej bakburty. Bełt poleciał w jego stronę, zaś starsza z sióstr zaczęła kreślić w powietrzu jakieś znaki, nucąc niezrozumiałe słowa pod nosem. W okolicy sterburty rozbłysło światło, jakby zwiastując nadejście sennych koszmarów…
Syrena, gdy tylko ktoś starał się do nich zbliżyć odpierała jego atak rapierem.
Leila był jedynie przez chwilę osłaniana przez zbrojnych bo ci zgodnie z uzgodnieniami ruszyli do ataku na zbrojnych walczących z żeglarzami na dziobie. W tym czasie Lea posłała strzałę w jednego z drugich oficerów, trafiła go w ramię, lecz on tylko zaklął odłamując strzałę. Nie można liczyć że wszyscy są źli, nawet na takim statku. Murin zaszarżował, chciał dostać się do kapitana, lecz plany jak zwykle pokrzyżowała proza życia i śmierci. Czy to na wskutek kołysania, mokrego od wody i krwi pokładu, lub ciał zalegających pod schodkami bronionymi przez pawężnika, potknął się i przewrócił na ciało. Poczuł natychmiastowe chlaśnięcie przez plecy gizarmą. Widząc to Lea zakrzyknęła.
- Garłacze oczyścić schodki na rufę, potem do ataku na dziób.
Bełt Nephis wbił się w pawęż. Leila wycelowała usłyszał syk prochu, lecz nie huk wystrzału. Proch spalił na panewce, czy to za długo pistolet był załadowany czy też proch zawilgł, a może to Behsba się zaśmiała. Nagły przechył statku spowodował, iż Imbrar się zachwiał i obie strzały poszybowały wysokim łukiem do morza.
Stojący przy schodkach na sterburcie zbrojny z gizarmą z krzykiem rzucił broń i skulił się za relingiem, czar Zatanny zadziałał doskonale. Trzy magiczne pociski pomknęły z palców Couryna, w kierunku pierwszego oficera. Ten krzyknął tylko bardziej z zaskoczenia niż z bólu.
Bard wyciągnął sztylet otwarł sobie żyły na nadgarstku. Jako pierwsza pojawił się felczer pokładowa Raina. Zmaterializowana zjawa kobiety cała ociekała wodą
- Po co ci to poradził byś sobie sobie bez nas - powiedziała, bacznie obserwując krew wypływającą z rany.
Syrena ruszyła w stronę Murina, sprawnie poruszając się po pokładzie.
Imbrar odzyskał równowagę, wyciągnął ser i zatkał sobie uszy. Następnie wznowił strzelanie w przeciwników, obierając sobie za cel najpierw rannych, potem tych słabiej opancerzonych.
Murin zaklął gromko i zaczął podnosić się na nogi, tymczasowo ignorując mężczyznę który go chwilę temu zdzielił gizarmą.
Jednak zbrojny z gizarma nie zignorował podnoszenia się wojownika i ciął go ponownie przez bark.
Syrena widząc stojącego jej na drodze pawężnika odbiła w bok w stronę relingu dzielącego śródokręcie. Nie zastanawiając się przeskoczyła go pomagając sobie wolną ręką. Lądując na pokładzie z drugiej strony zobaczyła kątem oka mężczyznę zamierzającego się na Murina. Przyspieszyła mając nadzieję, że zdąży ale jej cios spadł chwile po tym jak zbrojny ciął smoka.
Syren nie zdążyła przed ciosem zbrojnego, jednak cios z wypadu gładko wszedł w brzuch zbrojnego, nie wywarł jednak na nim żadnego wrażenia. Po tym ciosie zbrojny ponownie przewrócił gizarmą Murina, który jeszcze nie zdążył złapać równowagi, a potem bez pardonu znowu ciał go przez plecy.

 
Zaalaos jest offline  
Stary 16-10-2016, 15:05   #297
 
Corrick's Avatar
 
Reputacja: 1 Corrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwu
Zatanna tylko uśmiechnęła się lekko, widząc, iż jej zaklęcie zadziałało. Wstrzymała na chwilę oddech, spoglądając na szarżę Syreny, ale gdy ujrzała, iż towarzyszka sobie radzi, dobyła broni.
- Nephis, schody! - rzuciła do siostry, która była w trakcie przeładowywania broni, samemu ruszając w stronę pawężnika, blokującego drogę do zaklętego zbrojnego.
Couryn powtórzył magiczny atak, a jego obiektem był ponownie ten sam przeciwnik, co poprzednio, zaś Leila wraz z towarzyszącymi jej Złotymi ostrzelała przeciwników, stojących między nią a kapitanem.
W tym czasie do schodów prowadzących na mostek podbiegli żeglarze z wachty trzeciej. Wycelowali w pawężników, na których wypadło po dwoje żeglarzy, nim jednak zdołali wystrzelić, drugi oficer stojący przy relingu wypali ze swego pistoletu w Emanuelle. Kula szarpnęła barkiem kobiety ta zaś poderwała garłacz do góry i posłał cały ładunek w żagle. Potem przerzuciła garłacz przez plecy i przyciskając ranę dłonią wycofała się na środek pokładu, w tej chwili bezpieczny. Garłacze zagrały. Pawężnik od strony sterburty padł martwy posiekany ładunkami. Pawężnik stojący na schodkach na bakburcie zdołał uniknąć ładunku z garłacza, większość zatrzymała pawęż i relingi, reszta poszła w powietrze. W tym czasie “Smoki” i “Złoci” przypuścili atak na zbrojnych walczących z żeglarzami na dziobie. Ci co jeszcze nie zatkali uszów usłyszeli.
- Poddać się broń na pokład. poddać się broń na pokład. - Nie czekali długo na reakcję piechoty pokładowej, tylko widząc, iż nadal walczą oni z żeglarzami, wystrzelili im prosto w plecy. Strzały i bełty uśmierciły trzech. Dopiero, gdy ich towarzysze padli martwi, zbrojni zorientowali się, że do walki dołączył kolejny uczestnik.
Zatanna z trudem utrzymała równowagę w szarży na wystraszonego zbrojnego, pchnęła jakimś cudem znajdując swym krótkim mieczem drogę do ciała zbrojnego, ten jednak nadal był pod wpływem czaru Zatanny. Nephis stała pewnie na pokładzie nie przeszkadzał jej ani kołysanie, ani mokry pokład. Szybko naciągnęła lekką kuszę i wystrzeliła w pawężnika, który blokował schodki od strony bakburty, bełt wbił się w jego łydkę, lecz ten mimo to nie opuścił swojego stanowiska. Kolejne magiczne pociski pomknęły ku pierwszemu, ten czując magie wdzierając się w jego ciało zaklął i wycelował w Couryna. Syk prochu, wybuch, który rozerwał pistolet pierwszego urywając mu trzy palce.
Bastion ruszył na ostatniego pawężnika, lecz na pewno nie był on przyzwyczajony do walki na pokładzie. Wywalił się na podnoszącego się Murina. Leila ładowała pistolet, Lea wycelowała w stojącego przy relingu pierwszego i posłała w niego strzałę , która w kontakcie z jego ciałem zajaśniała, pierwszy padł martwy. W tym czasie Syrenę zaatakował jeden z piechoty pokładowej. W bok kobiety wciął się głęboko długi miecz. Zatanna zaatakowana zaś została przez kolejnego zbrojnego w kolczudze, z tarcza i długim mieczem. Wystarczyło jednak tylko lekkie cofnięcie ciała by jego cios o włos minął kobietę.
Obok Serduszka zmaterializował się cieśla pokładowy. Bard ruszył na rufę.
- Wystarczy - powiedziała zjawa Rainy, szybko założyła mu opatrunek wyjęty z sakwy szantymena, po czym podążyła na dziób. Serduszko zachwiał się z powodu tak dużej utraty krwi.
Imbrar tym razem nie ruszał się, dzięki temu zachował równowagę w czasie strzału. Posłał strzałę w pawężnika, wypaliła ona jego oko i dotarła do mózgu, potężny pawężnik padł jak podcięty dąb.
Syrena skrzywiła się czując jak ostrze przeszywa jej ciało. Cięła atakującego ją piechura i szybko rozejrzała się czy jest w stanie zapewnić sobie osłonę od pleców.
Murin zawarczał na Bastiona i odepchnął go szorstko. Skupił się ponownie na swoich umiejętnościach, jego sylwetka zafalowała i zmaterializował się nieco za liniami swoich towarzyszy.
Zatanna pchnęła ponownie swym mieczem i cięła zakrzywionym ostrzem. Ten typek zaczynał działać jej na nerwy, chciała się go pozbyć i rozpocząć prawdziwą walkę. Warknęła ponad dźwiękami bitwy:
- Nephis, kolejny! - chcąc by siostra zaatakowała następnego w kolejce do Zatanny przeciwnika. Ta ochoczo wykonała prośbę siostry.
- Rzućcie broń, a ocalicie życie! - zawołał Couryn. - Kto się nie podda, ten zginie!
W razie gdyby przeciwnicy nie posłuchali, był gotów do kolejnego użycia czarów.
Imbrar podszedł krok do przodu w kierunku walczących, tak by móc celniej strzelać. Widząc, że Syrena chyba potrzebuje pomocy, Imbrar zasypał gradem strzał przeciwnika, który ją zranił.

W momencie, gdy zjawy zajęczały, większość walczących spoza załogi “Złotego Smoka” wpadła w panikę, rzucali broń, kulili się ze strachu, uciekło pod pokład. Trzej zbrojni i sześciu żeglarzy wyskoczyło za burtę, na szczęście dla żeglarzy bryg już stał. Zbrojni jednak po chwili walki szli pod wodę ciągnięci ciężarem swych pancerzy. Tylko nieliczni z załogi brygu byli odporni na jęk zjaw. Ci próbowali jeszcze walczyć, lecz skoncentrowana salwa “Smoków” i “Złotych” zabiła odpornych na jęk zjawy zbrojnych. Na mostku odpornymi byli tylko oficerowie i kapitan. Przeciwnik Syreny rzucił broń i skulił się wtedy dosięgło go pchnięcie. Osunął się po ostrzu z jękiem, wtedy dosięgły go też strzały Imbrara kończąc jego żywot. Zatanna zaszlachtowała kulącego się ze strachu zbrojnego. Bełt Nephis trafił stojącego przy relingu drugiego oficera, ten wypuścił ładowany właśnie pistolet.
- Poddajemy się. - krzyknął wrogi kapitan, rzucając pistolet i rapier na pokład. W ślad za nimi poszli jego oficerowie. - pieprzeni nekromanci.
Lea znalazła się skokiem koło niego. Jeden cios rękojeścią długiego miecza i kapitan wypluwał zęby na pokład. Zjawy zdematerializowały się, Raina pomachała jeszcze bardowi ręką.
Załoga szybko rozbrajała zbrojnych i podzieliła od razu na dwie grupy - sprzymierzeńców, których łatwo można było poznać po piętnach i tatuażach niewolniczych oraz wrogów - wszystkich zbrojnych z piechoty pokładowej.
Pozostawał jeszcze mag ukryty w sferze pozawymiarowej.
 
Corrick jest offline  
Stary 16-10-2016, 17:03   #298
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Dobrze zakończona walka - powiedział Couryn.
- Dopilnujcie - rzuciła do Złotych Leila - żeby żaden z jeńców nie schował jakiejś broni.

Zatanna skinęła głową Imbrarowi, Nephis i Syrenie. - Dobra walka. - powiedziała głośno do wszystkich. Otarła pot z czoła i spokojnym krokiem podeszła do miejsca, gdzie ukrywał się mag. - Ktoś ma pomysł jak go stamtąd wywabić? - zapytała głośno, spoglądając na Couryna.
Syrena usiadła na pokładzie delikatnie przytrzymując koszulę przy ranie.
- Może jest swój i sam wyjdzie.
- Walczył, zdaje się, po naszej stronie - powiedział Couryn. - No i wyjdzie stamtąd prędzej czy później. Czary zwykle nie trwają w nieskończoność. Poza tym, może nasi sojusznicy będą mogli powiedzieć coś na jego temat.
Krossar po zakończeniu walki a raczej masakry…. Zajął się swoją robotą. Wraz z asystentami posegregował rannych. Sam zajął się na początek ciężkimi przypadkami. Tam gdzie rany były krytyczne a magia niezbędna. Dotyczyło to w pierwszej kolejności ich sojuszników.

Walka się skończyła. Wygrali. Bastion nie był zadowolony ze swych wyników w walce, ale nie pierwszy raz. Raz szło dobrze raz źle. Ważne, że wygrali.
- Dobrze. Jaki teraz plan?
- Plan jest prosty - odrzekł Imbrar. - Przejąć kontrolę nad statkiem i dogonić resztę naszej floty. - Mówiąc jednak nie patrzył na Bastiona a przyglądał się nad magicznym sznurkiem. -Ahoj! Mości czarodzieju! Jestem Imbrar z załogi Smoków! Skończcie żesz te sztuczki i przedstawcie się. Wyjść tak czy siak przecież kiedyś musicie. Jeśli będziecie się przystojnie zachowywać, nie musicie się nas bać. Jesteśmy z załogi Smoków, wspaniałych i pięknych wyswobodzicieli zniewolonych i uciśnionych. A że widzieliśmy jak walczycie z ciemiężcami, nie ciemiężonymi, to póki co nie mamy powodów by życzyć ci źle. To jak będzie?

Apel Imbrara nie odniósł żadnego skutku. Pokład przypominał rzeźnię, z ponad stu osobowej załogi brygu przy życiu pozostało czterdzieści dwie, wliczając w to kapitana i dwóch drugich oficerów. Pokład zasłany był trupami. Wiele z nich, walczących po stronie kapitana miało ślady magicznych obrażeń, czy też zębów potworów lub oparzeń kwasem, lub rozbite czaszki. Niewolnicy zaś mieli głębokie śmiertelne rany zadawane ostrzami mieczy i kordów piechoty pokładowej. Z walczących po stronie niewolników przetrwało walkę dwudziestu trzech żeglarzy, w tym trzy żeglarki, które nie były niewolnicami, lecz wybrały tą stronę konfliktu.
Leila chodziła wśród rannych żeglarzy, ustabilizowała ciężko ranną dziewczynkę pokładową, której cios korda niemal na pół przeciął udo. Łzy kręciły się jej w oczach, gdy przechodziła obok kolejnej dziewczynki łkającej na ciałem chłopca pokładowego. Żywi potrzebowali jej bardziej, Czas na pociesznie przyjdzie później. Trzeba było ruszyć brygiem by dołączyć do pościgu.
Obok niewolników zostało zgromadzona na stosie broń. Leila szybko podzieliła wrogów na dwie grupy, tych w których wyczuła zło i resztę. Tych było tylko siedmioro.
- W dniu dzisiejszym wywalczyliście sobie wolność i szanse dołączenia do “Smoków”. Ścigamy, więc bryg musi być w ciągu szklanki pod pełnymi żaglami i osiągać pełną swoją prędkość. Teraz czas na kary. Wskażcie nam waszych gwałcicieli, bo oni zasługują na śmierć. Mówcie śmiało. - Leila wystąpiła przed szereg niewolników. Z szeregu szybko wszyły dwie niewolnice, okazało się z pośród siedemnastu złych tylko dwie kobiety i kapitan nie brali udziału w gwałtach.
- Wyrzucić za burtę. - Rozkaz został wykonany szybko. Popychani ostrzami kordów skrepowani wskazani związani zbrojni szybko zostali wyrzuceni za burtę żaden z nich nie utrzymał się długo na powierzchni morza.
- Bandyci, dostąpicie zaszczytu odpokutowania swych win na galerze. Teraz zaś wyrzucicie ciała swych towarzyszy, ciała niewolników zaś zgromadzicie z szacunkiem na dziobie. Krossarze minimalne modlitwy nad ciałami tych bandytów by ich ścierwa nie zamieniły się w nieumarłych.
Okrzyk wściekłości przerwał przemowę. Zakrwawiona krwią martwego chłopca pokładowego dziewczynka chwyciła ze stosu broni długi miecz, rzuciła by się z nim na jedna ze złych zbrojnych kobiet, lecz zatrzymały ja silne ręce “Złotych”, z łatwością wyrywając miecz ze słabych dziewczęcych dłoni.
- Ta kurwa zaszlachtowała Antona, zabiję. wykrzyknęła przez łzy z wściekłością.
- Broniłam się. - odkrzyknęła zbrojna.
- Przed nieuzbrojonym dzieckiem, kara śmierci. Ściąć ją. Decyzje paladynki Sune były szybkie.
- Ja zetnę kurwę - w głosie dziecka było słychać wściekłość.
- To nie ukoi twojego żalu dziecko, lecz masz do tego prawo. Przytrzymać skazaną.
Dziewczynka odebrała długi miecz od jednego ze “Złotych”. Przytrzymali szarpiącą się i wyjącą ze wściekłości zbrojną. Miecz był dla dziewczynki zbyt ciężki, drżał w jej dłoniach gdy podnosiła go nad głowę, po twarzy płynęły łzy.
- Bea, nie rób tego. - kobiecy głos rozległ się z powietrza, po chwili pojawiła się lina a po niej zsunęła się szczupła postać. Gdy odrzuciła kaptur wszystkim ukazała się twarz bardzo młodej półelfk. Dziewczynka odrzuciła miecz i szlochając podbiegła do niej.
-[i] Lili zabili Antona, zabili mi brata.[i] - szlochała mała a jej głos tłumiły szaty czarodziejki, w które to szlochała.
- Ci już dobrze maleńka. - głos czarodziejki był cichy i melodyjny. Głaskała dziewczynkę po plecach wstrząsanych szlochem.
- Na co czekacie ściąć skazaną, Sierżanci podzielić nowych na cztery wachty obejmiecie nad nimi dowodzenie do czasu gdy dołączymy do eskadry.
Zatanna z lekkim przerażeniem w oczach obserwowała dziecko unoszące miecz nad głowę… Jak bardzo się cieszyła z faktu, iż mag postanowił się ujawnić! Gdy tylko Bea upuściła miecz, untherka pospieszyła do przodu, podniosła go i zdecydowanym cięciem pozbawiła kobietę głowy.
- Wyrzućcie ciało do wody. - rozkazała stojącym obok żołnierzom. - Prawo jest prawem, należy je egzekwować. - szepnęła sama do siebie, podchodząc do dziewczynki i czarodziejki. Poklepała małą po ramieniu, spoglądając na nią z lekkim uśmiechem. - Dokonało się. - powiedziała tylko, po czym się odwróciła.
- Wezmę pierwszą wachtę. Ktoś czuje się na siłach? - warknęła głośno i wyraźnie. Za jej plecami, niczym kot, pojawiła się Nephis i położyła jej dłoń na ramieniu.
Syrena przyglądała się wszystkiemu bez emocji. Dopiero gdy Untherka zakończyła temat egzekucji podniosła się. Koszula przywarła do rany tamując lekko krwawienie. Spokojnym krokiem podeszła do Zatanny.
- Troszkę się ogarnę i mogę być na pierwszej wachcie.
Przez dłuższą chwilę rozglądała się po pokładzie. Po czym zwróciła się do Leili.
- Za twym pozwoleniem, Pani. - Odwróciła się nowych. - Łapać za szmaty i sprzątać ten bajzel! Gdy tu wrócę chcę się móc przejrzeć w deskach.*
 
Kerm jest offline  
Stary 31-10-2016, 09:56   #299
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Imbrar obserwował uważnie poczynania tej dziwnej czarodziejki. Zazwyczaj dobrze jest zwracać uwagę na dużą grupę uzbrojonych po zęby zbrojnych, więc uznał za dziwne, że kompletnie ich ignorowała... albo szok bitwy ją ogłupił, albo była kompletną wariatką. Cóż, z magami nigdy nie wiadomo.
Niemniej najpierw trzeba było zająć się statkiem. Imbrar przyjrzał się świeżo uwolnionym niewolnikom. Pewnie wielu było na skraju wyczerpania bądź załamania po desperackiej walce o wolność, w której zginęło wielu ich towarzyszy. Dlatego pod swoją komendę wybrał pięciu w najgorszym stanie psychicznym – tych najwścieklejszych i najbardziej zrezygnowanych. Uznał, że prawdopodobnie poradzi sobie z nimi lepiej od innych oficerów.
Couryn najlepszym żeglarzem nie był, ale wiedział jedno - statek miał maszty i żagle nienaruszone, teraz trzeba było tylko dopilnować, by nagły podmuch wiatru nie zmiótł tego wszystkiego za burtę.
- Jestem Couryn Telstaer - przedstawił się - Kto na żaglach się zna wystąp - rzucił w stronę uwolnionych.
Byli niewolnicy popatrzyli zdziwieni na Couryna. Potem -jeden z nich zaczął się śmiać, a śmiech ten -był zaraźliwy po chwili rechotali wszyscy. W końcu jedna z żeglarek ocierająca oczy z łez odpowiedziała.
- Panie bosmanie wszyscy jesteśmy żeglarzami i znamy się na żaglach. Umma Memonto, byłam na “Brytanie” żaglomistrzem, czyli doskonale znam się na żaglach.
Śmiech pomógł, rozładował panujące na pokładzie napięcie.
- Kamień spadł mi z serca - odparł z uśmiechem Couryn. - Żeglarze zazwyczaj lepiej się znają na żaglach, niż magowie.
- Jesteście teraz wolni - mówił dalej - macie więc wybór. Chwilowo zostajecie wcieleni w skład Smoczej Eskadry, ze standardowym żołdem, ale gdy tylko dopłyniemy do portu, będziecie mieli wybór - albo wrócicie do domów, albo zostaniecie w eskadrze.
W tym czasie Lea wzrokiem poszukał sternika z wachty III po chwili uświadomiła sobie, że Kenna wszak została pierwszym oficerem na “Złotym Smoku”.
- Kto jest sternikiem za Kennę? - jej wzrok spoczął na blond włosym młodym chłopcu. Ten uśmiechnął się, pokiwał głową.
- Tak sierżancie, jestem sternikiem, Lambert Trrynn.
- Zatem rusz bryg, wydajesz komendy.
Młodzian ruszył biegiem. Za chwilę rozległ się sygnał gwizdkiem “Wszystkie ręce na pokład”.
Lea podeszła do czarodziejki.
- Widzę, że twoja pomoc była znaczna. - stwierdziła spoglądając na ciało zbrojnego z rozszarpanym gardłem. - Jestem Lea. Kim jesteś i dlaczego nam pomogłaś.
- To Sonora -i jest dobra. - odpowiedziała dziewczynka.
Lea podeszła i zwichrzyła włosy dziewczynki.
- To już wiem Beo, Zawołaj resztę dzieci pokładowych.
Gdy dziewczynka odeszła, Lea wymownie popatrzała na czarodziejkę.
- Jak już Bea powiedziała jestem Sonora Lilienden. Urodziłam się w Chassencie, lecz nigdy nie pogodziłam się z niewoleniem ludzi. Na tym brygu płynę dopiero drugi rejs. Wcześniej kończyłam akademię magiczną. Starałam się przekonać kapitana by lepiej traktowanie niewolników, jeśli nie chciał ich już uwolnić bez wykupu. Jednakże moje działania odniosły tylko połowiczny skutek. Gdy niewolnicy ruszyli do walki ruszyłam i ja, bo tak kazało mi serce. - czarodziejka nie wiedział co zrobić z rękoma , którymi do tej pory tuliła dziewczynkę, potem spuściła wzrok.
- Tak, postąpiłaś słusznie
Bea wróciła prowadząc dwóch chłopców i kuśtykającą dziewczynkę ranną w nogę.
- Czeka nas smutny obowiązek. Musimy przygotować waszych towarzyszy, którzy zginęli do pochówku. Waszym zadaniem będzie przygotowanie całunów i donoszenie wody. Sanoro my zaś przygotujemy ciała. Znajdźcie czyste płótno na nie, to wasze zadnie Beo.
Gdy dzieci udały się po płótno podeszła na rufę gdzie zgromadzono dziewiętnaście ciał byłych niewolników, w tym cztery ciała dzieci pokładowych.
- Trzeba ich oczyścić, umyć i pozszywać najgorsze rany. Poradzisz sobie?
Czarodziejka tylko pokiwała głową.
Lea przyklękła przy ciele dziewczynki, której okrutny cios rozpruł brzuch. Z zdradliwymi łzami w oczach zaczęła przygotowywać dziecko do pochówku.
Zatanna stała gdzieś z boku, przyglądając się całej sytuacji. Omiotła wzrokiem pokład i rzuciła głośno:
- Dobra, leniwe szczury! Potrzebuję ludzi, żeby sprzątnąć ten burdel i ruszyć tą krypę z miejsca, bo jesteśmy już ze cztery dzwony za resztą! - Klasnęła w dłonie, szukając osób, które są w najlepszej kondycji. Podchodziła do każdego z nich i ciągnęła ich za ręce na środek pokładu. - Słuchajcie mnie! Ta łajba ma ruszyć najdalej za dzwon, zrozumiano?! Jak powiedział Couryn. - wskazała maga ruchem głowy. - Przysługuje wam żołd. Więc czas na niego zapracować! - warknęła. - Ruchy! Dwójka niech dźwiga kotwicę, reszta stawia żagle! Jazda, jazda! - Niewysoka kobieta krzyczała po żeglarzach niczym rasowy bosman. - Nephis! Na gniazdo! Bastion! Pomóż im z kotwicą! Reszta! Pomóżcie przy rannych i jeńcach! Tylko ruszać mi się tutaj, psia wasza mać! - Mulhorandka zdawała się być w swoim żywiole.
Syrena pozwoliła by inni zajęli się wydawaniem komend. Sama gdy tylko owinęła swój bok kawałkiem płótna z porwanych żagli, które żeglarze starali się zebrać. Chwilę wydawała im instrukcje i ruszyła na spacer po pokładzie, nadzorując wykonywanie poleceń pozostałych smoków. W końcu sama przysiadła na jednej ze skrzyń i zabrała się za zwijanie lin wdając się w dyskusję z jednym ze zwerbowanych żeglarzy. Omawiali stan przejętego statku.
Po dłuższej chwili Syrena zaczęła cicho nucić pierwszą szantę, która przyszła jej do głowy. Wokół zaczęli przystawać żeglarze i dzieciaki pokładowe. Kobieta przerywała pieśń by kogoś odesłać do jakiegoś zadania i na spokojnie pokazywała dzieciakom jak zabezpieczyć liny. Jakoś wolała być tutaj niż wykrzykiwać komendy.
Dzieci kiwały głową i po chwili ruszały do pracy wyznaczonej im przez Leę. Całuny same się nie uszyją a i dobre całe odzienia dla martwych też trzeba było znaleźć.
W tym czasie Leila zebrała 'Złotych' i wysłała ich pod pokład, by dokładnie przeszukali wszystkie pomieszczenia.
Sama, jak przystało na dobrego dowódcę, poszła z nimi.
Bastion pozostał na pokładzie. Jego ogromne rozmiary sprawiały, że był bardzo nieporęczny pod nim. Poza walką nie było to problemem, a sporą upierdliwością, ale spodziewając się problemów tam bardziej by przeszkadzał niż pomagał. A jego siłą mogła się przydać na pokładzie…
- Bastion! Pomóż im z kotwicą! - usłyszał od Zatanny, która wzięła sprawy w swoje ręce i zabrała się za wydawanie rozkazów.
Nim Bastion podejść do kabestanu i uchwycić w swe ręce handszpak zassana kotwica został oderwana od dna. „Brytan” wyrwał do przodu pod niełapanymi żaglami. Lelia z niedowierzaniem przyglądała się jak zaczyna on nabierać szybkości. Po chwili do zadumanej zapatrzonej w kilwater i żagle kobiety podeszła żaglomistrz.
- Tak, pani sierżant „Brytan” jest równie szybki jak fregaty, a zwrotniejszy od nich. Poprzedni kapitan nigdy nie pozwalał go odpowiednio ożaglić. Można będzie jeszcze trochę z niego wycisnąć pozbywając się ciężkich przestarzałych już balist wstawiając w ich miejsce lekkie działa. - zapewniła z uśmiechem.
Wbrew obawom Zaatany już po dzwonie doszli do „Złotego Smoka”, czym wywołali zdziwienie na twarzy kapitana Blasei. Zgodnie z sygnałami musieli dostosować swoją prędkość do nieco wolniejszej pinasy.
W międzyczasie Lea zeszła pod pokład i zabezpieczyła kabinę kapitańską. Zabrała z niej jedynie mieszek ze złotem potrzebnym do dopełnienia obrzędu morskiego pochówku.
Pogoda była doskonała do żeglowania. Warunki wymarzone do żeglowania, przez dłuższy czas towarzyszyło żaglowcom stado ryb przewodników, zwanych też z elficka delfinami. Na twarzach załogi, nawet byłych niewolników pojawiały się uśmiechy, które gasły gdy spoglądali na dziób gdzie leżeli ich towarzysze, którzy nie dożyli wolności.
Cena wolności jest bardzo wysoka, to cena krwi.

Po kolejnym dzwonie dogoniono eskadrę. Na przedzie płynął „Smok” za nim najsłabiej uzbrojony na razie „Brytan”, na końcu „Srebrny Smok”.”złoty smok krążył wokół eskadry, to zostając z tyłu, to wychodząc na przód.
Do zachodu słońca zostało nie więcej niż dwa dzwony lub jak to mówiono na morzu cztery szklanki, gdy z bocianich gniazd rozległy się okrzyki.
- Wiele płonących szczątków cztery rumby na bakburcie.
Eskadr wpłynęła na pole morskiej bitwy. Wokół unosiły się dopalające się deski, beczki, kawałki masztów czy też części poszycia lub pokładu. Nie dostrzeżono ciał, widocznie jeszcze nie wypłynęły. Po klepsydrze kolejny okrzyk zelektryzował załogi.
- Na kursie milę od nas „Duma Republiki” na kotwicy i pod czerwoną banderą Republiki Trumishu.
To wywołało zamieszanie w końcu sami płynęli pod tą banderą powiewającą poniżej bander poszczególnych żaglowców.
[MEDIA]http://s-media-cache-ak0.pinimg.com/236x/d9/74/5b/d9745bfba70e078f618e45c0fd74f219.jpg[/MEDIA]
Nie była ona czerwona.
- Kto mi powie co to za żaglowiec ta „Duma Republiki”! - zawołała Lea.
Młody sternik odkrzyknął od koła sterowego.
- Ja uczyłem się na „Dumie Republiki” sierżancie.
- Zatem mów.
- Nie mamy akademii morskiej, zatem przyszłych sterników nawigatorów i szarże szkolono na galeonie „Duma Republiki”. Jest to powolna, mało zwrotna krypa, odpowiednia tylko do szkolenia, oraz do pomocy w eskortach. Jak uczyłem się na niej miał po cztery działa na burtę, reszta uzbrojenia to były balisty i dwie ciężkie katapulty. Za moich czasów pływało na niej około pięćdziesięciu żeglarzy i pięćdziesięciu piechoty morskiej, do tego około trzystu elewów podzielonych na młodszych od dziesięciu do dwunastu lat i starszych od dwunastu do piętnastu, mniej więcej po równo, oraz około pięćdziesięciu dzieci pokładowych w wieku od sześciu do dziesięciu lat. To, że wisi na topie ta dziwna bandera, nie wróży niczego dobrego sierżancie.


Stało się to czego wszyscy się obawiali.
Eskadra „Smoka” spóźniła się, konwój został już napadnięty i najpewniej całkowicie zniszczony. Kołyszący się na spokojnych falach, stojący na kotwicy galeon, nie mógł oznaczać nic dobrego.
Tak też było w istocie. Eskadra zbliżyła się na dwa kable na pokładach żaglowców rozległy się okrzyki wściekłości. Na rejach lekko kołysały się kilkadziesiąt nagich ciał elewek i odzianych w mundury elewów chłopców. Na pokładzie „Brytana” zapanował cisza, słychać było tylko szlochanie i cichy płacz.
Pewne było, iż na pokładzie nie znajdą nikogo żywego. Dotarło też do wszystkich znaczenie czerwonej bandery. To bandera Republiki Turmishu unurzana w krwi.
Żaglowce podpływały bliżej, gdy z „Złotego smoka” dotarła sygnałami flag informacja, iż na galeon schodzą tylko oficerowie, sierżanci (bosmani) oraz po jednej wybranej drużynie z każdego żaglowca. Mają też zabrać ze sobą wszystkie garłacze.
Eskadra podpłynęły, bliżej wtedy załogi dojrzały ustawione wzdłuż bakburty w dwóch rzędach dwadzieścia beczek , w których zwykle przewożono wodę pitną. Wtedy to też większość z załóg eskadry domyśliło się jaki był los tych, którzy się poddali. Elewów powieszono, elewki zgwałcono potem powieszono, zaś dzieci pokładowe potopiono w beczkach, jak się topi niechciane kocięta.
Okręty eskadry sczepiły się linami i kładkami abordażowymi z galeonem.
Na pokładzie „Dumy Republiki” widać były ślady niedawanej rzezi, krew odrąbane głowy i kończyny. Topór abordażowy to straszna broń i skuteczne narzędzie.
Wtedy to Syrena usłyszała skrobanie dochodzące z jednej z beczek.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 31-10-2016 o 16:18.
Cedryk jest offline  
Stary 15-11-2016, 19:51   #300
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Syrena wysunęła rapier. Momentalnie uwaga ludzi wokół skupiła się na niej. Powoli podeszła do beczki, starając się nie hałasować. Stanęła z boku i wywróciła ją tak, bym wypadający “skrobacz” nie poleciał bezpośrednio na jej towarzyszy.
Beczka była zabita gwoździami, pełna wody, zbyt duża by wrócić ją od tak, zwłaszcza z rapierem w dłoni.
Gdy Syrena zachybotała beczką w próbie przewrócenia, rozległy się silniejsze drapania i było ich jakby więcej.
Vanora niepewnie zerknęła na pozostałych. Schowała rapier i sięgnęła po ukryty w cholewie nóż. Sprawnie zaczęła podważać gwoździe.
Gwoździe pod wpływem siły wychodziły ciężko, lecz w końcu udało się je wyjąć wszystkie. Wystarczyło teraz tylko podbić z jednej strony denko by je wyjąć. Z beczki dochodziło jakby stukanie.
Syrena uderzyła w denko, robiąc krok w tył. Jej wola ręka powędrowała w stronę rapiera, gdy koibeta uważnie obserwowała co wyjdzie z beczki.
Denko podbite rękojeścią noża odskoczyło. Beczka była wypełniona wodą, której część wylała się. Po niej pływały długie, w pierwszej chwili zdawało się Syrenie, że wodorosty, po chwili dostrzegła jednak, iż są to blond włosy. Nim zdecydowała się na jakieś działanie, z beczki wyłoniły się dwie dziecięce główki złączone -w pocałunku. Jednak nie pocałunku, gdy dzieci wynurzył się bardziej Syrena dostrzegła na ramionach starszego chłopca, tuż przy szyi, zamykające się skrzela. Aventi bez wątpienia Aventi, Syrena spotkała już żeglarzy z tego ludu spokrewnionego z ludźmi. Chłopak oddychał za dwoje -w beczce wypełnionej wodą, długo by tak już zapewne nie wytrzymał. Wyraźnie próbował pomóc młodszej dziewczynce wyjść z beczki, lecz już nie miał na to sił.
Vanora przysunęła się chwytając nóż w zęby i nim chłopak zdążył zaprotestować, sprawnym ruchem wydobyła dziewczynę z beczki. Kobieta ułożyła ją na deskach i sprawdziła czy dziecko oddycha.
Mała niewątpliwie oddychała, nie mogła mieć więcej lat niż Elza Goldragon, jednakże oboje z chłopakiem mieli skórę pomarszczoną niczym rodzynki, drżeli niewątpliwie z zimna. Po strojach żeglarskich łatwo poznać było ich wiek a co najmniej określić, iż oboje nie mają więcej niż dziesięć lat, gdy to przyjęci by byli jako elewi.
Kobieta pomogła wyjść także chłopakowi i okryła dwójkę swoim płaszczem.
- Co tu robicie? - Syrena uważnie obserwowała dzieciaki. Nigdy nie miała do nich ręki. - Jestem Vanora, a wy?
Chłopiec próbował coś powiedzieć, lecz był wyczerpany, tak, że zęby szczękały mu ze zmęczenia.
- Kapłana! - krzyknął Couryn, zanim padła odpowiedź na zadane przez Syrenę pytanie. - Biegiem!
Lea podeszła spokojnie.
- Corunie bez krzyków, dzieci są tylko wychłodzone i przestraszone. Nie ma co je jeszcze bardziej straszyć. - Gestem przywołała jedną ze swoich strzelców “Smoków”. Potem popatrzyła na kapitana Blaseę, ten tylko kiwnął głową, domyślając się o co chciał go prosić paladynka.
- Sprowadźcie mi tu siostry Golddragon, niech przyniosą grzane piwo z kuchni.
Potem popatrzyła po swoich strzelcach.
- Otwierać ostrożnie beczki, zapewne wszyscy domyślamy się co w nich znajdziemy. Na następne cuda nie liczę. - szybko otarła oczy z łez.
Syrena zerknęła na Leę.
- Zostanę z nimi póki siostry się nie pojawią i zaraz pomogę. Dobrze? - Kobieta potarła ukryte pod płaszczem dziecięce ramiona.
Lea uśmiechnęła się przez łzy i pokiwała głową. Chłopiec popatrzył z wdzięcznością na Syrenę i sam niezdarnie drżącymi dłońmi zaczął rozcierać dziewczynkę
- Ostrożnie zdjąć mi umarłych z rej, Niech nie wiszą, Okryjcie je .. też. - głos komandora Dev’a pod koniec wyraźnie się załamał.
W końcu po deskach abordażowych na pokład „Dumy Republiki” wbiegły siostry Golddrgon.
- Witam komandorze, kapitanowie, sierżanci. - po tych słowach dygnęła, szybko otarła załzawione oczy. Dygnięcie powtórzyły lepiej lub gorzej wszystkie dziewczynki.
- Widzę, że uczysz siostry manier, nie sądzisz, że nie pora na nie. - kapitan Blasea.
- Zawsze jest pora na dobre maniery, zwłaszcza gdy wróg dopuszcza zwierzęcych barbarzyństw i okrucieństwa. - Greta odparła z smutnym uśmiechem.- Ann i Indira otoczyły ramiona dziewczynki ciepłym pledem, po czym o oddały płaszcz Syrenie.
Elza chciała to zrobić z chłopcem, lecz ten gestem odmówił.
Greta rozlał grzane z przyprawami piwo do kubków i podała dzieciom. Chłopak szybko wypił.
- Wy jesteście „Smoki”. Powiem wszystko jak było, tylko zabierzcie stąd Sarę.
Lea kiwnęła głową.
- Elza, Indira, zabierzcie Sarę na „Złotego Smoka”.
Indira szybko podbiegła do Lei i objęła ją w pasie.
- Pani, sierżancie Leo pod pokładem jest zło, wiele zła. Wyczuwam je.
- Brawo dobrze, że badasz nieznane miejsca na obecność zła. Domyślam się co tam zastaniemy.
- po tych słowach popatrzyła po zebranych – brakuje około dwustu, trzystu ciał. Myślę, iż pod pokładem, mamy nieumarłych. Dlatego chcę to potwierdzić, zanim ruszymy dalej. Potrzebny będzie każdy kapłan nawet tak niedoświadczony jak Ann i Greta, będzie to dobry trening dla nich, pod okiem doświadczonych kapłanów. Zanim jednak zapuścimy się pod pokład, sprawdźmy stos martwych, może odnajdziemy w nim kogoś żywego.
Chłopak odezwał się nieoczekiwanie.
- Widziałem znacznie więcej ciał nim zamknięto mnie z Sarą w beczce.
Komandor odesłał wyznaczone dziewczęta z Sarą na „Złotego Smoka”.

Gdy już przeszły na pinasę spojrzała na Aventi.
- Przedstaw się chłopcze i opowiadaj.
- Aren Denizen, Komandorze Dev. Wyszliśmy wraz z trzema fregatami z portu jako ochrona konwoju dwudziestu karawel i pięciu kog. Na pokładzie było czterdziestu dorosłych żeglarzy i sześćdziesięciu piechoty morskiej, oraz oficerowie, do tego stu dwudziestu starszych elewów, stu trzydziestu trzech młodszych elewów, czterdzieści sześć dzieci pokładowych. Piraci zastawili na nas banalną pułapkę. Jedna fregata zaatakowała marudera w konwoju - kogę „Lisiczkę”. Kapitanowie naszych fregat okazali się głupcami. Popędzili za pojednawczą fregatą piracką. Wtedy zaatakowały główne siły piratów cztery fregaty, pięć brygów i dziesięć pinas. Rozgonili konwój a nas opadły dwie fregaty. Widziałem to z Sarą z bocianiego gniazda. Potem był abordaż, chociaż walczyli nasi elewi dzielnie nie mieli najmniejszych szans z tymi bandytami. Rozkaz był dla dzieci pokładowych i młodszych elewów podać się, gdyby sytuacja była beznadziejna. Nie wszyscy się do niego zastosowali i dobrze uczynili, lepsza szybka śmierć, niż to co zrobiły te potwory z jeńcami. Wpierw powiesili wszystkich młodszych elewów - chłopaków. Potem dziewczęta będące młodszymi elewami napiętnowano rozgrzanym żelazem, na lewym ramieniu piętnem niewolnika i nad lewą piersią symbolem Rundeen. Mnie wraz z Sarą jeden z kapitanów piratów kazał przywiązać do masztu a po jakimś czasie zakleili tak powieki byśmy nie mogli zamknąć oczu. Potem zaczęli bić, torturować i gwałcić elewki. Myślę, iż początku chcieli je obrócić w niewolnice, lecz potem rozochocili się w okrucieństwach, nie okazali litości nawet najmłodszej dziesięcioletniej Deni. Dopiero dekadzień temu miała urodziny i została młodszym elewem, jakże się z tego cieszyła. Potem wszystkie powiesili. Pod koniec zaczęli zamykać w beczkach wypełnionych wodą dzieci pokładowe. Nas zostawili na koniec. Kapitan piratów powiedział do mnie. „Przekaż chłopcze „Smokom”, że tak skończą wszystkie „Dzieci Smoków”, nie zadziera się z Rundeen.” Wymalowali też krwią gwałcony i torturowanych swój symbol na pokładzie, o tam. - Wskazał na forkasztel.
W tym czasie Zatanna rozglądała się wypatrując zagrożenia. Poczuła nagle, iz na twarz coś jej skapnęło, przetrwała czoło dłonią i zobaczyła na niej świeżą krew. Nie było jej wiele jednak była to krew.
Zatanna miała zęby zaciśnięte przez całą opowieść chłopaka. Z każdym kolejnym zdaniem opisującym okrucieństwa, których dopuszczało się Rundeen, jej szczęka coraz bardziej twardniała i zaciskała się, aż zęby zaczęły zgrzytać. Chciało jej się krzyczeć, wrzeszczeć i mordować tych... zezwierzęciałych skurwysynów. Poczuła kroplę na nosie i podniosła wzrok…
Syrena podeszła do Zatanny, narzucając na nią płaszcz. Czy była przerażona… raczej nie. Nie rozumiała takiego pustego, bezsensownego okrucieństwa. Widziała jak mordowano jej załogę, ale do kroćset robiono to w walce, zabijano dorosłych ludzi.
Palcem starła jej krew z nosa Zatanny i spojrzała do, góry szukając źródła. Spodziewała się kolejnego wisielca.
- Dziękuję. - wyszeptała Zatanna, okrywając się płaszczem.
Krossar tej scenie rzezi przyglądał się z obrzydzeniem. Uważnie rozglądał się za żywymi, wśród stosów ciał na pokładzie.
- Ann pod pokładem trzymaj się za mną. - pouczył swoją akolitkę. - Kapitanie zajmijmy się nieumarłymi, potem pogrzebami.
- Wpierw należy sprawdzić czy ktoś jeszcze przeżył, czas się przy tym liczy. - odparł komandor
Jard powyżej nich kołysało się odarte z odzienia ciało dziewczynki, wtedy kolejne trzy krople krwi skapnęły -z palców pozbawionych paznokci. Martwe ciała nie krwawią, wie o tym każdy kto spotkał się ze śmiercią.Syrena dostrzegała, iż ręką dziewczynki drgnęła zgięła się w łokciu. Dziewczynka też wisiała jakoś dziwnie. Syrena, że pętla zaciskała się na brodzie, szczęce i olbrzymim koku na głowie dziewczynki, a nie na szyi.
Syrena szybko rozejrzała się za jakąś drogą, która umożliwi jej ściągnięcie dziewczyny na dół.
Lina owinięta była na naglu starczyło go wyjąć by można było opuścić dziewczynkę. Zresztą inni wisielcy wisieli na podobnie zabezpieczonych linach.
Vanora spojrzała na Zatannę.
- Złap ją, dobrze?
Obróciła się do pozostałych.
- Potrzebujemy kapłana!
Powoli podeszła do nagla i sprawnie rozwiązała supeł. Chwytając pewnie linę powoli zaczęła opuszczać dziewczynkę.
Lea z Gretą podeszły już wtedy, gdy usłyszały o łapaniu dziewczynki, również dostrzegły kapiącą krew.
- Ael będzie mi potrzebna twoja pomoc trzeba ją dokładnie zbadać. - obdarzony wolą sztylet wyskoczył z pochwy i zawisła obok Lei, rude włosy oplatające rękojeść oplotły też nadgarstek paladynki. Lea położyła dłonie na zmaltretowany ciele dziewczynki. Rozjarzyły się i moc lecząca jaką bogowie obdarzją swoich paladynów, wyleczyła rany dziewczynki. Lea szybko badała małą.
Aren podszedł, na jego twarzy pojawiła się nadzieja.
- Deni żyje pani sierżant? Nic jej nie będzie?
Lea uspokajająco uśmiechnęła się.
- Uleczyłam jej ciało, lecz nie wiem czy … - przerwała, widząc,że dziewczynka otwiera oczy.
Obojętny wzrokiem przyglądała się otoczeniu. Lea zaszlochała. Ann podbiegła z kocem i podała go paladynce Sune. Lea delikatnie owinęła dziewczynkę w koc i zaczęła kołysać się z nią, Ann delikatnie gładziła plecy cudem uratowanej. Deni powiodła wzrokiem po zapłakanych twarzach paladynki i Ann, zobaczyła, że otaczają je kobiety równie zasmucone, jej wzrok zaczął odzyskiwać ostrość, wtedy wybuchła rozpaczliwym płaczem wtulając się w Leę.
Ta uśmiechnęła się przez łzy.
- Wszystko będzie dobrze chłopcze, płacz to bardzo dobry objaw.
- Vanoro proszę zanieś dziewczynkę do Indiry i Elzy, one się nią najlepiej zajmą na “Złotym Smoku”, przyda się jej łaźnia niech zabiorą ją do “Pałacu Smoków”. Widziałam, że Elza nosi teraz pierścień dający dostęp do niego.

Syrena skrzywiła się widząc to całe wzruszenie. Chyba za dużo kobiet na pokładzie.
- Jasne. - Kobieta delikatnie podniosła dziewczynkę i zerknęła na chłopaka. - Zabieram też Arena, niech się nie pałęta między zwł… ciałami.
- Doskonały pomysł. - pokiwał głową Komandor Dev.
- Skończyliście już poszukiwania? Meldujcie. - zapytał gdy Syrena oddaliła się.
- Sukinsyny. Dokładnie wykonali swoje zadanie, panie komandorze. Każdy zabity w walce dostał kontrolne pchnięcie w serce. Spartolili tylko jedno wieszanie. Widać spieszyli się przy nim - odparł jeden z żeglarzy grupy z galeonu “Smok”.
Syrena szybko oddała dziewczynkę i aventi pod opiekę sióstr Golddragon.
Wróciła na czas.
- Jak zniszczymy nieumarłych, pomysły jak to zrobić tak by nie było u nas żadnych rannych. - rozpoczął szybką naradę komandor Dev.
- Ściana tarcz, dosłownie z pawęży. Tylko tyle żeby kapłani widzieli cel staniemy na beczkach. Osłona nie do przejścia. - zaproponował Krossar
Zatanna skinęła głową, zgadzając się na taki plan. - Pójdę z wami, jako asekuracja. - powiedziała szeptem, spoglądając na Krossara.
Lea pokiwała głową. Jej plany pokrywały się częściowo z Krossarem.
- Pokład artyleryjski będzie najpewniej wolna przestrzenią, zapewne z hamakami podciągniętymi pod sufit. Wchodzimy jedną zejściówką dziesięciu z pawężami będzie torowało szlak. Uzbroimy ich w garłacze. Dodatkowe garłacze też weźmiemy, ładownie jest powolne. Bastion ty pójdziesz z garłaczem, twoja siła bardzo się przyda.
Potem popatrzyła po kapłanach i uczniach.
- Jak szkolenie, to szkolenie. Musimy zniszczyć połączenie z sferą negatywna tych istot, wiesz czemu Ann.
Sześciolatka z uśmiechem potarła nos rozmazując brud na twarzy.
- Bo są złem, pani sierżant.
- Nie do końca prawidłowo, najważniejsze w tej chwili są dla nas dusze niewinnych ofiar, które póki nie odprawi się odpowiednich obrządków pogrzebowych, mają utrudnione wejście do raju swoich bogów. Nie jesteśmy w stanie odprawić pełnej ceremonii, gdyż złożenie tylu ciał w morzu przy pomocy deski trwałoby kilka godzin. Przygotujemy wszystkie ciała, to też zajmie wiele czasu. Potem odprawi się ceremoniał pogrzebowy według czterech obrządków. Następnie wysadzi w kilku miejscach dno galeonu. Wtedy pójdzie on na prostej stępce na dno. Wpierw jednak trzeba zniszczyć siłę animującą martwe ciała.
Potem rozejrzała się po podopiecznych, te pokręciły głowami.
Na nieumarłych Couryn się nie znał. Zdecydowanie wolał to pozostawić w dłoniach kapłanów. Lea była taka szalenie mądra, niech się wykaże.
Chyba że jakiś żyjący truposz na niego wylezie - wtedy rozprawi się z nim bez litości.
Z drugiej strony - dwieście truposzy to trochę dużo, nawet jak na sprawnych w boju wojaków i żeglarzy eskadry.
Bastion zastygł… Od kiedy wszedł na pokład wyglądał jak posąg. Tylko czasem lekko głowę obrócił. Gniew w nim wrzał. Pierwszy raz od wielu lat czuł żądzę mordu. Okrutne pragnienie by zadawać ból. Zabijać w jak najkrwawszy, jak najbardziej degradujący i głośny sposób. I miał głeboko gdzieś, to, że wielu powiedziałoby “nie byłbyś wtedy lepszy niż oni”. Walcząc z bestiami czasem należy samemu stać się bestią”.
Przykucnął na pokładzie. Wzniósł ramiona wysoko w górę i zaplótł je w pięści.
Z ogromną siłą uderzył w pokład. Deski pękły i wgniotły się. Drugie uderzenie. Trzecie wyrżnęło szeroką na stopę i długą na półtorej wyrwę. Pozwolił światłu wpaść poniżej i spojrzał w głąb.
W wpadającym świetle dojrzeć można było stojące postacie.
Syrena po powrocie stanęła z boku i przysłuchiwała się rozmowom kapłanek. Jedyny sposób w jaki mogła pomóc kapłankom to osłaniając im plecy.
- Macie nasze ręce do pomocy, powiedzcie tylko jak chcecie je wykorzystać.
Lea pokiwał głową.
- Bastion z pawężą pójdzie pierwszy. Za nim zbrojni również z pawężami utworzą pierścień wokół zjeścia. Przedtem jednak kapłani zniszczy zło animujące ciała wokół schodów. Reszta w tym czasie strzela. Gdy zjedziemy uczniowie będą mieli szansę poćwiczyć moc odganiania, niszczenia nieumarłych, gdy ich siły wyczerpią się wycofają się na pokład, gdzie będą pomagać ewentualnym rannym.
Po tych słowach Lea dała znak jednemu z zbrojnych. Ten otworzył kapę ukazały się strome schody zejściówki. Lea wrzuciła pod pokład kilka świetlnych kamieni. Edward dotknął pawęży Bastiona, która zaczęła świecić. Lea wraz z kapłanami sięgnęła po moc. Stojące przy schodni ciała zamienione w zombii padły, gdy moc animująca została zniszczona. Bastion wskoczył pod pokład, gdzie musiał uważać by nie potknąć o ciała elewów.
Ćwiczenia rozpoczęły się. Greta sięgnęła po moc Lathandera, zło poruszające trojgiem zombii elewów zostało zniszczone. Ann i uczeń kapłana Walkura nie mieli takich sukcesów, zresztą Greta następne sięgnięcia po moc nie były tak spektakularne. Zbrojni wypalili z garłaczy niszcząc moc zła animującą kolejnych dwunastu zombii.
Jednakże pokład artyleryjski wypełniały zombii, którzy ruszyli w kierunku żywych.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 15-11-2016 o 19:54.
Cedryk jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:30.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172