Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-10-2016, 18:32   #43
Matyjasz
 
Reputacja: 1 Matyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemu
Widząc wspinającego się w stronę trupa Jina, Albert uznał, że wspinaczka i odcinani martwych rycerzy wychodzi poza zasięg jego ekspertyzy.
- Żal by taka dumna bestia skończyła tak marnym losem jak śmierć na łańcuchu z głodu. Wie ktoś z was czy jeżeli go uwolnimy to będzie chciał nas zabić czy będzie wolał odlecieć pomścić swego pana?
- Masz rację Albercie. On już wywalczył sobie życie. I bądź spokojny. Nawet jeśli miałby się na nas rzucić to jest tak osłabiony, że nie będzie zagrożeniem. Przynajmniej nie śmiertelnym - mówił Jin wspinając się po linie w stronę martwego jeźdźca.
- Mam jednak nadzieję, że skupi uwagę na swoim dawnym właścicielu - dodał już przyciągając do siebie dyndające ciało. - Hej panowie! Zamortyzujcie upadek! To jednak mógł być zacny mąż. Trochę szacunku pośmiertnego mu się należy. - Jin sięgnął do małego toporka i powoli zaczął odcinać linę, na której wisiał jeździec.
- Wolałbym wiedzieć jak bardzo nie powinien być zagrożeniem. - Albert zlustrował gryfa wzrokiem, grzebiąc w magicznych komponentach. - Żebym nie musiał się zastanawiać jakie zaklęcie nam najbardziej pomoże.
- Coż mam ci powiedzieć? Jest słaby i zagłodzony. Ja na jego miejscu nie rzucał się do walki, ale chuj wie co gryfom w głowie siedzi. A nawet jak Cię przypadkiem dziabnie to będzie co szyć, więc możesz magiczną igłę i nitkę podszykować. - Zażartował spoglądając spod sufitu na Alberta. Jin nigdy nie był fanem magii, co też dało się usłyszeć w ironicznym, choć przyjaznym tonie.
Bestia trzepotała nerwowo skrzydłami raz po raz próbując wzbić się w powietrze, lecz solidne, grube łańcuchy konsekwentnie trzymały gryfa blisko kamiennej posadzki tarasu z widokiem na południową część miasteczka. Gdy Jin zaczął się wspinać, a chwilę później jął odcinać linę na której powieszono rycerza gryf zamarł. Jego piękne i bystre oczy dokładnie śledziły poczynania mężczyzny z dalekiego południa. Jin ruszał się zwinnie i żwawo a z pomocą kompanów po krótkiej chwili uwolnili gryfiego jeźdźca z niechlubnej śmierci. Gdy ciało spadło w ramiona wojowników gryf poskładał skrzydła i wydał serię skrzeknięć jakby chciał zawołać swego pana.
Jin spojrzał w oczy gryfa wpatrzone w bezwładne ciało martwego jeźdźca. Wiedział, co czuje. Lata temu Jin również stracił kogoś, komu zawsze mógł ufać i na kim mógł polegać.
-Pozwólcie mi wziąć ciało - powiedział do towarzyszy, gdy zsunął się po linie - Podejdę do niego. Bardagu, Hansie - zwrócił się do najsilniejszych, mężczyzn wysuwając ręce w kierunku zwłok - Jeśli skupi na nas swoją uwagę dacie radę rozkuć łańcuch?
- A po co chcesz rozkuwać łańcuch? - zapytał kapłan w tej chwili chyba niezbyt oczekując odpowiedzi. - Wiesz co zrobi jak się uwolni? Potrafisz go okiełznać czy zapanować? Masz go czym nakarmić? Bo wszystkie te rzeczy możemy zrobić albo próbować równie dobrze tera jak jest przykuty. A jak go uwolnimy, zakładając, że nam pozwoli na to, to już będziemy zdani na jego łaskę i fanaberie. - sługa Sigmara wydawał się podchodzić dość sceptycznie do pomysłu wspaniałomyślnego ratowania stworzenia. Może i było słabe i niedożywione. Ale jak na gryfa. A na jego oko to nadal była potężna istota przed którą czuł respekt. A zachowanie było na tyle nieznane i nieodgadnione, że opcja walki z nim po uwolnieniu wydała mu się na tyle istotna by brać ją w rozrachunkach przy planowaniu najbliższych działań.



- Przeszukajmy ciało tego szlachetnego pana. Może ma jakiś gwizdek czy coś podobnego jak się przy tresurze używa czasem. - wskazał na nieruchome i ciało w pancerzu które właśnie trzymali. - Namawiam was do rozwagi bracia i nie podejmowania pochopnych decyzji. Żal mi zostawiać tutaj te stworzenie z gatunku jakiego dosiada i nasz czcigodny i miłościwie panujący Imperator ale doceniam jego moc i ryzyko uwolnienia. Bardzo nie chciałbym z tym walczyć bo ani to potrzebne naszej misji ani chwalebne. Choć jeśli trzeba oczywiście stanę razem z wami do walki. Na razie jednak pozwólcie, mi dopełnić kapłańskich obowiązków i zająć się zmarłym. - poinformował resztę kompanów jak widzi sprawę z tym gryfem. Nie czuł się na tyle przywódcą by decydować samemu za nich wszystkich. Więc ograniczył się do wyrażenia opinii i zostawił reszcie temat do obgadania. Gryfowi nic nie było przez ten czas to i parę pacierzy jeszcze nie powinno zrobić mu różnicy. On zaś może kapłanem Morr’a nie był ale jednak był kapłanem uznał więc, że musi dopełnić w zastępstwie brata z czarnej świątyni obowiązków potrzebnych do przygotowania zmarłego w ostatnią drogę.
Spójrz na niego, jest słaby i przestraszony. Nie chcesz chyba zostawić go by zszedł w najgorszy możliwy sposób, powoli ginąc z głodu. Znacznie się uspokoił na widok swojego pana. Intuicja podpowiada mi, że nas nie zaatakuje. Zrobisz, jak uważasz, ja mam zamiar go uwolnić - odpowiedział Kapłanowi Jin - Jeśli musisz odprawić rytuał pogrzebowy to proszę zrób to szybko, nie każdy tej bestii dłużej się męczyć.
- Czy przeszukanie jego pana jest aby rozsądne? Gryf zdaje się być do niego przywiązany, więc ciało powinniśmy traktować z respektem, pomijając szacunek dla jego walki. Jeżeli się da to uwolniłbym gryfa, nie godzi się by jeden z symboli naszego Imperium zdechł w łańcuchach założonych przez sługi mrocznych bogów. - Albert wyraził swoje zdanie. - Gryf to ponoć mądre stworzenie, jak go uwolnimy to powinien być dość inteligentny by to docenić? - Na wpół stwierdził na wpół zapytał, kogoś bardziej znającego się na zwierzętach.
Waldemar przysłuchiwał się dyskusji jednocześnie wciąż bacznie lustrując łańcuchy, które więziły imperialnego gryfa. Nie odrywając wzroku odezwał się w końcu do swoich towarzyszy. - Można go przeszukać, ale później podsunąłbym ciało gryfowi. Widzieliście jak się szarpał, kiedy Jin opuszczał jego pana? Jest inteligentny, ale to wciąż zwierzę i musi się samo przekonać, że jego właściciel nie żyje. - Przestąpił z nogi na nogę kontynuując. - Nie może go dosięgnąć z powodu łańcuchów więc to my musimy przynieść rycerza do niego. Wtedy zobaczymy co zrobi i zdecydujemy co dalej. - łowca czarownic w końcu oderwał wzrok od łańcuchów i zaczął rozglądać się po placu. Zameczek z pewnością posiadał parę pomieszczeń, w których mogli znaleźć coś przydatnego. Po za tym gdzieś tutaj mogły znajdować się papiery, które nie powinny wpaść w ręce wrogów Imperium.
-Szczerze wątpię, żeby nasz martwy towarzysz miał przy sobie gwizdek na gryfa i nie wiem, co jeszcze przydatnego dla nas mógłby mieć przy sobie, a ja nie znajduję przyjemności w przeszukiwaniu ciał zmarłych - w głosie Jina słyszeć dało się nutę złośliwości - Jeśli któryś z Was ma jednak ochotę to nie będę oponował - dodał biorąc na zwłoki na ręce. -Jeśli tak to niech zrobi to teraz, jeśli nie to mam zamiar zabrać go do gryfa - Jin odwrócił się do grupy czekając na ich reakcję, a że ciało odziane w zbroję nie było lekkie niecierpliwość jaskrawo rysowała się na jego twarzy.*
- Przed chwilą odcięliśmy jego pana z lin i ciało spadło na dół. A teraz wciąż je otaczamy i jakoś ten stwór to znosi. Więc chyba zniesie i przeszukanie. - odparł spokojnie sługa świątyni na słowa Alberta. Zresztą jak miał przygotować pana tych ziem i zamku w jego ostatnia drogę i tak musiałby sprawdzić go w podobny sposób. - Chcesz się Albercie zdać na mądrość, rozwagę i wdzięczność gryfa po tym jak go rozkujesz? Być może masz rację i jeśli wiesz coś o tych stworzeniach i ich zwyczajach i zalecasz takie rozwiązanie to proszę bardzo. Choć ja ze swojej skromnej strony zalecałbym ostrożność i rozwagę. A co się da sprawdzić z jego intencji teraz póki jest uwięziony i my możemy pozostać poza obszarem jego zainteresowania, łaski i wdzięczności. - odparł kapłan Sigmara systematycznie przygotowując zmarłego do jego ostatniej drogi a przy okazji przeszukując ciało poległego rycerza. Z bliska też był ciekaw jak zginął ten pan. Musiał być to ktoś znamienitego rodu jeśli było go stać na dosiadanie gryfa.
- Jeśli mogę coś zasugerować to nakarmcie go zanim się weźmiecie za jego uwalnianie. Zwierzęta zwyczajowo są chyba pozytywniej nastawione do osób z paszą. - zwrócił uwagę Ostermarczyk wciąż przeszukując i badając ciało zmarłego. Jak zginął? Pancerz wydawał się godny gryfa. Poza tym był ciekaw czy po ornamentach i herbach rozpozna kim ten rycerz był za życia. Zapewne był kimś dobrze znanym na salonach i nie tylko pobliskiego Talabheim bo w końcu nie każdy pan miał gryfa i zamek zaraz za Talabekiem. - I pokładajmy wiarę w siły opatrzności bracie Jin. - uśmiechnął się lekko półgębkiem do niedowiarka z południa.
- Dobra myśl Waldemarze. Na wszelki wypadek stańcie za mną i zapewniam was pokładam wielką wiarę w siłę waszej przyjaźni i refleksu. - uśmiechnął się sigmaryta i gdy skończył przeszukiwać i badać ciało chwycił je w ramiona i podniósł nieboszczyka. Co prawda nie mógł w ten sposób zabrać młota ale chciał sprawdzić pomysł łowcy czarownic. I tak musiał zabrać stąd ciało by je pochować ale mógł wcześniej sprawdzić intencje i świadomość gryfa. Zamierzał podejść powolutku. Kroczek po kroczku do skraju zasięgu ale wciąż poza zasięgiem gryfa. To zwierzakowi dałoby szansę obniuchac pana choć na rozum Ostermarczyka zwierzęta, zwłaszcza jak były uznawane za inteligentne, potrafiły lepiej od ludzi stwierdzić zapach trupa. Zwłaszcza już niezbyt świeżego. Gryf więc chyba powinien dobrze wiedzieć, że jego pan nie żyje i to od jakiegoś czasu. Hans jednak nie miał pojęcia jak zareaguje na taką próbę. I tak musiał pochować rycerza. Ale wcześniej mógł dać szansę na ostatnie pożegnanie jego wierzchowcowi. Gdyby jednak źle obliczył odległość albo stwór miał jakieś sztuczki w zanadrzu to miał nadzieję, że towarzysze go złapią i wyciągną z tarapatów gdyby wpadł przez gryfa w tarapaty.
Bardag odstąpił od reszty i odsunął się od towarzyszy.
- Mam gdzieś tego pierzastego stwora. Dla mnie można go ubić i się wynosić. Wątpię by to był władca tych ziem.- Wskazał na niesionego przez kapłana zbrojnego.
- Jak pamiętacie. Jest wojna i koleś może być równie dobrze z Averlandu czy Nordlandu. Wojna poprostu go tu przywiała. Gdyby był panem tych ziem zapewne gdzieś na froncie już dawno by walczył a przynajmniej w obronie Talabheim.- Podsumował i na wszelki wypadek przygotował się na strzelanie wcześniej rozglądając się i sprawdzając schody czy nikt ich nie zachodzi.
Waldemar zaczął obserwować kapłana w jego poczynaniach. Łowca był gotów w każdej chwili skoczyć ku Hansowi, żeby odciągnąć go od gryfa. Nikt z obecnych nie znał się za bardzo na tego typu stworzeniach więc ostrożność była jak najbardziej wskazana.
Początkowo zwierzę nerwowo wierzgało na widok Hansa zbliżającego się z zwłokami rycerza w jego kierunku. Gryf próbował wzbić się w powietrze, kilkakrotnie podskakując w miejscu, lecz solidne łańcuchy sprawiały mu tylko masę bólu i cierpienia, nic po za tym. Z każdym krokiem bliżej Hansa, stworzenie uspokajało się coraz bardziej. W tym samym czasie Waldemar dokładniej przyjrzał się stalowym ogniwom łańcuchów i znalazł co najmniej kilka które można by było łatwo złamać by uwolnić stworzenie. Przy zwłokach nie było kompletnie nic, a to oznaczało, że jeśli rycerz miał jakikolwiek sposób na uspokojenie gryfa, to zabrał go ze sobą w zaświaty. Trup mocno ciążył kapłanowi, to też Sigmaryta położył ciało już w zasięgu gryfa. Zwierz zamruczał żałośnie, po czym pochylił masywny łeb, dokładnie obwąchując ciało. Jego oczy raz po raz spoglądały na otaczających go mężczyzn.

-Jeśli chcecie go oswobodzić to chyba najlepszy moment…- szepnął Nemroth
Manstein obserwował wielkie zwierzę. Nawet w stanie takiego upodlenia prezentowało się potężnie. Dorodny, pełnokrwisty rumak bojowy wyglądał przy tym stworzeniu wątło i mikro. Jak dzieciak przy konnym rycerzu. Teraz zaś kapłan Sigmara stał chyba najbliżej z ludzi przy tym stworzeniu i gabaryty wszelakie tego stwora zdawały się jeszcze większe niż z parę czy paręnaście kroków temu. Zwierz ewidentnie rozpoznawał ciało jego pana. Sługa świątyni nie zamierzał ryzykować i zbliżać się w zasięg potężnego orlego dzioba i lwich szponów bardziej niż konieczne. Ale teraz i tak stał prawie dosłownie na wyciągnięcie ręki. - Legendy mówią, że odważni śmiertelnicy są ulubieńcami bogów. - mruknął ni to do siebie ni towarzyszy i wyciągnął dłoń w stronę pyska zwierzęcia. Podobnie jak się daje do zapoznania zapachu dłoń psu czy koniu by się oswoiło z człowiekiem. Postanowił posłuchać podszeptom które umysł słyszał a płynęły gdzieś tam z serca. Bo przeszkolony w wojskowych i wojennych rygorach umysł mówił mu, że to wątła i skrajnie ryzykowna strategia.
Jin szedł krok za Hansem. Obserwował uważnie zachowanie Gryfa. Tak, jak się spodziewał bestia uspokoiła się, kiedy ciało dawnego towarzysza znalazło się bliżej. Widząc to uśmiechnął się lekko i odstąpił od Sigmaryty. Stanął przy jednym z łańcuchów i powoli sięgnął po topór. Błądził wzrokiem po kompanach szukając tych, który chcą mu pomóc w oczywistym planie.
-Hans. Mam zamiar go uwolnić - powiedział cichym spokojnym głosem - pomożesz mi?
Khazad widząc co zamierzają kompani zawiesił kuszę na plecach i wyjął z tobołów łom i wsadził w jedno z wyglądających na słabe ogniwo i zaczął się siłować.
- Uwolnijmy tą bestię i zajmijmy się naszą misją i tak już dość czasu straciliśmy.- Oświadczył bez ogródek z poirytowanym tonem.
- Nie żebym się gryfa bał, ale przezorny zawsze ubezpieczony. - Albert spojrzał na uwięzioną bestię. - Może wprowadźmy nasze konie do stajni zanim go uwolnimy. Jeżeli będzie agresywny to się na pewien czas schowamy do jakiegoś pomieszczenia i poczekamy aż odleci szukać mniej trudnego do złapania łupu.- Bardzo dobry pomysł z tymi końmi Albercie - powiedział Jin kryjąć zażenowanie. Sam powinien o tym pomyśleć - przecież jest głodny, a na zewnątrz stoją mięsne przekąski. Na prawdę wątpię by w tym stanie uznał nas za potencjalne pożywienie jeśli jest mądrzejszy chociaż od psa.
- Jeśli się zbliży do któregoś sierściucha to mu wszystkie pióra wyskubię!- Warknął i dalej siłował się z łańcuchami. Miał to gdzieś co zrobi gryf. Khazad już chciał dalej ruszyć a nie marnować czas na zabawy w dobrych łowców.
- Tak, trzymanie koni z dala to dobry pomysł. - zgodził się kapłan cofając w końcu ramię którym próbował dotknąć nozdrza zwierzęcia. Zastanawiał się nad tym wszystkim trzymając opartego plecami o jego nogi konnego na ziemi i prawie w zasięgu ręki mając wielkie, pierzaste bydlę. Jakoś mu nie wyglądało na skore do współpracy. - Mamy go uwolnić? By mógł wreszcie swobodnie nam skoczyć na kark? - zapytał wyraźnie dając do zrozumienia, że wątpi w optymistyczne zakończenie takiego przedsięwzięcia. Teraz gryf nie wydawał mu się ani łagodny ani skory do współpracy a miałoby to się zmienić gdy go uwolnią? Gdyby dał się pogłaskać, dotknąć czy cokolwiek co kojarzyło się Ostermarczykowi z oswajaniem czy panowaniem nad zwierzęciem no to tak. Można by coś próbować. Ale jeśli był jakiś sposób na to to chyba ten jeździec zabrał go ze sobą do grobu. Bez tego zaś na rozum sigmaryty dysponowali tylko skutym jeszcze dzikim, potężnym zwierzęciem o nieodgadnionej motywacji które nie chce dać się stłamsić. To, że mogą go uwolnić i ono sobie grzecznie poleci w siną dal naprawdę wydawało mu się skrajnie optymistycznym scenariuszem. I to nie podpartym żadnymi sensownymi argumentami poza myśleniem życzeniowym. Za to agresywne nastawienie stworzenia do prób integracji raczej skłaniało Mansteina do okazywania braku zaufania do tego stwora i oczekiwania kłopotów gdyby odzyskało wolność. Ot choćby jakby taki ochotnik od rozkuwania łańcucha zdołał zwiać spoza zasięgu szponów i dzioba nim te go sięgnął.
- Chcecie go uwolnić to go uwalniajcie ale go wcześniej jakoś uśpijcie.-Skonkludował kapłan.- Nie spodziewam się po nim niczego dobrego. Ja idę pochować tego biedaka.- poinformował towarzyszy kapłan podejmując w końcu decyzję. Zarzucił sobie martwe ciało na plecy co się niosło łatwiej niż w samych ramionach i ruszył na zewnątrz by znaleźć miejsce do pochowania zabitego jeźdźca. Trochę dziwił się jednak skąd standardowy konny miałby możliwość dosiadania i panowania nad tak potężnym stworzeniem. Spodziewałby się tego raczej po jakimś szlachcicu lub kimś podobnie potężnym niż regularnym konnym. Zabity nie miał też pierścienia jakim zazwyczaj szczycił się każdy ze stanu wywyższonego. Ten co prawda mógł mu zostać skradziony po śmierci. No i sprawa z samym gryfem była ciekawa. Nie dość że rzadkie stworzenie to jeszcze skute. Pół biedy jeśli należało do miejscowego władcy i atak nastąpił tak nagle i szybko, że nie zdołano go uwolnić i dosiąść. Ale jeśli wśród napastników był ktoś umny by tego jakoś dokonać?
- Rozumiem - odpowiedział bez emocji Jin. - skoro nie zamierzasz go uwalniać to weź konie do stajni. Ale proszę zostaw ciało. Pochowamy je, ale gryf wydał się uspokoić na jego widok. Osobiście zadbam o nieboszczyka i przeniosę go do pochówku. Lub jeśli masz rację i tak będziesz musiał tu wrócić by i mnie pochować - uśmiechnął się do kapłana i spojrzał na łańcuchy szukając miejsca, w którym może rozkuć go jednym uderzeniem bo wyraźnie nie zmienił zamiaru uwolnienia bestii. Kiedy podchodził bliżej stworzenia wracał w pamięci do chwil, kiedy on sam mógł zostać pozostawiony na łaskę Morra, a jednak wyciągną do niego rękę ktoś, kto wcale nie musiał. Ryzyko istniało, ale wiedza o zwierzęcym zachowaniu dawała znaczną szansę na wyjście z tej sytuacji bez uszczerbku na zdrowiu.
- Przy odrobinie szczęścia na wolności może jeszcze wypatroszyć kilka bestii takich jak ta na schodach. Wyraźnie się nie polubili - dodał z uśmiechem obracając się na moment do towarzyszy.
- Mam zostawić tu ciało? Bo to uspokaja gryfa? No a powiedz Jin jak wyobrażasz sobie pochować nieboszczyka, który na to zasługuje choćby ze względu na udział w walce z wrogami Imperium, jeśli ten gryf zacznie warować przy jego ciele na stałe? Co wtedy? Mamy odejść? Zaatakować gryfa? Czy może znowu życzyć sobie, że obniucha go i odleci? A przy odrobinie jego szczęścia i braku humoru to on może wypatroszyć paru z nas. I co wtedy z nasza misją? - zapytał świątynny sługa kładąc pięści na biodrach i patrząc pytająco na południowca. Nie miał zaufania do tego gryfa. Teraz gdy był skuty go nie miał. A co dopiero jakby miał być na wolności gdzie tak naprawdę byliby zdani na jego łaskę. Łaska zaś dla potężnego, skrzydlatego potwora była w opinii Ostermarczyka odwrotnie proporcjonalna do jego potęgi. Ale widać nie trafiało to do jego towarzyszy. Zaczynali już gmerać przy łańcuchach i ochotniczo postanowili być beztroskimi optymistami, zakładając, że jakoś to będzie. Może był zbyt ponury, może wychowanie na pograniczu przeklętej krainy na południe od Talabek odcisnęło swoje piętno. Albo surowe świątynne wychowanie jakie odebrał. Ale nie był tak skory do optymizmu jak oni. - Powiedziałem Jin, że rozkuwanie tego stwora uważam za błąd. I, że zamierzam pochować tego nieszczęśnika. Daj mi powód, konkretny powód, do zmiany zdania bo inaczej go nie zmienię. Wybacz kamracie ale nie stać mnie na wspaniałomyślność optymizmu jaki u was widzę. - rzekł spokojne sigmaryta i czekał co odpowie Jin. Na razie argumenty których użył nie przekonywały Mansteina więc jeśli nie miał innych to zamierzał zrobić to co zapowiedział.
- Mamy chyba coś do roboty? Chcesz chować tego jegomościa to czemu całego miasta nie pochowasz? Też byli sługami Sigmara i Imperium.- Odezwał się Khazad, który już znalazł miejsce w łańcuchu które puści.
- Jak dla mnie to dorwanie bandy i oczyszczenie jego ziem z chaosytów będzie najodpowiedniejszym oddaniem czci.- Uśmiechnął się do Sigmaryty.
- A teraz. Jeśli łaska wypuszczam bestyjkę.- Uprzedził towarzyszy.
-Pan krasnolud ma rację wtrącił się Nemroth -Pewnie był wielki rycerzem, lecz zasługuje tak samo na pochówek jak i inni mieszkańcy tej nieszczęsnej mieściny, a na to czasu nie mamy…- chciał powiedzieć coś więcej gdy ogniwo łańcucha przy którym bawił się Bardag w końcu pękło z charakterystycznym temu dźwiękiem. Gryf wartko spojrzał na krasnoluda, lecz nie drgnął ani na moment. Wbił tylko swoje wielkie i mądre oczy w brodacza patrząc jak khazad przechodzi parę metrów dalej i rozwala drugi z czterech łańcuchów. Kompani przyglądali się w napięciu działaniom Bardaga i zdecydowanie z większą uwagą reakcji gryfa. Gdy kolejny łańcuch puścił stwór poruszył nerwowo oswobodzoną łapą, lecz nie spuszczał krasnoluda z oczu. Gdy brodacz obszedł gryfa od tyłu by rozkuć kolejny łańcuch, zwierzę na chwilę spojrzał Hansowi głęboko w oczy i znów skupiło się na krasnoludzie. W końcu pękło ogniwo trzeciego łańcucha, a gryf zawył głośno i potężnym szarpnięciem umięśnionej łapy wyrwał z kawałkiem kamiennej balustrady ostatni z łańcuchów, po czym rozprostował skrzydła i zawył raz jeszcze. Stwór zrobił dwa kroki w stronę swego zabitego pana, kompletnie zignorował Hansa i pochylił się tuż obok nogi Sigmaryty. Gryf powąchał ciało mężczyzny, wydając z siebie niski gardłowy pomruk, następnie energicznie odwrócił się w stronę krasnoluda, tym razem jemu spoglądając głęboko w oczy. Bestia rozprostowała skrzydła i jednym, płynnym ruchem wzbiła się w powietrze unosząc przy tym tumany kurzu zaległego na tarasie. Przez chwilę jego ruchy były dość śmiesznie nie skoordynowane, lecz ostatecznie gryf przypomniał sobie jak powinien to robić i odleciał na południe.
- Czyli jednak nie miał smaka na nasze konie... podsumował arcymag.
- Dzięki - Powiedział Jin kładąc rękę na barku krasnoluda - zdecydowania nie można Ci odmówić.
- Nie było tak źle, prawda? - zwrócił się do Hansa mocując topór z powrotem na plecach
- Może jeszcze kiedyś ruszy do walki w naszej sprawie. Dobrze zrobiliśmy. - dodał spoglądając w kierunku odlatującej bestii. Kiedy stracił ją z oczu podszedł do ciała barbarzyńcy z północy pamiętając po co zapuścili się do tego miasta. Zerwał z niego część ubrania przytrzymując zesztywniałe ciało butem.
- To powinno wystarczyć - wręczył śmierdzący skrawek tkaniny Waldemarowi.
- Nie, nie było tak źle. - Manstein przytaknął południowcowi patrząc za oddalającą się w locie sylwetką. - Sprawdził się najoptymistyczniejszy scenariusz. Jest za co dziękować dobrym bogom przy wieczornym pacierzu. Byli nam bardzo łaskawi przed chwilą. - zwrócił się tym razem także patrząc na Jina. - No a teraz jak mówiłem czas dopełnić kapłańskich powinności więc wybaczcie towarzysze. - skłonił się lekko sługa świątynny i ponownie dźwignął martwe ciało wznawiając swoje pogrzebowe plany względem zabitego jeźdźca.
Jin westchnął opierając pięści o biodra i przyjmując identyczną postawę, jak przed momentem Hans. Nie miał jednak zamiaru go małpować, choć tak mogło zostać to odebrane.
- Pozwól, że Ci pomogę, jak obiecałem. Wiem, że straciliśmy już dość czasu, - odpowiedział łypiąc okiem na Bardaga - nie wiem ile trwa taki rytuał, ale z pomocą pójdzie szybciej, prawda?
-Ekhem…- chrząknął Nemroth -Że tak się spytam z czystej ciekawości… Chcecie panie Hans grzebać każdego napotkanego rycerza? Każda godzina opóźnienia działa na naszą niekorzyść. Barbarzyńcy nam uciekają a jeśli pogoda przestanie nam sprzyjać i stracimy ślady?- arcymag nie mógł przestać myśleć o tym w jak lekkomyślny sposób Hans oddala ich grupę od wyznaczonego celu.
Bardag odprowadził gryfa wzrokiem. Czuł mądrość od stwora kiedy ten na niego spojrzał.
- Zróbcie stos i spalcie go. Najlepiej zrobicie w tej sytuacji. Martwiaki go nie ożywią jak coś.- Dodał i zaczął przeczesywał komnaty.
- To wy załatwcie to szybko a ja się tu rozejrzeć.- Wzięła górę natura Khazada.
 
Matyjasz jest offline