Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-11-2016, 13:39   #130
Evil_Maniak
 
Evil_Maniak's Avatar
 
Reputacja: 1 Evil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputację


Ulriczeit, 2521 roku K.I.
Wielka Baronia Middenlandu
Weisslagerberg


Cytat:
Pośrud mgły wyrosła brama z czarnego kamienia. Ogromna, dwa wozy spokojnie by przejechały środkiem. Metalowa brama była pięknie zdobiona, pojedyncze przensła zakończone były z dwóch stron jak kości. Przeszłem szedłem przez otwartą bramę, a pod dwóch stronach ścieżki zaczeły wyrastać nagrobki jak grzyby po deszczu. Większości nie byłem w stanie przeczytać, na niektórych widniały podobizny, twarze tak jakby znane, jakbym je gdzieś widział. Na końcu stało pięć nagrobków, świerzżych. Na każdym palił się kaganek, ale płomień był jasno niebieski. Był jednocześnie ogromny, sięgający nieba, i jednocześnie mały, że nie mogłem go dojrzeć. Cztery nagrobki były gotowe, na płytach mogłem odczytać nazwiska - Bauer, Hammerfist, Winkel, Schlachter. Przy piątym siedział nagi człowiek i wpisywał nazwisko na piąty nagrobek. To był Volter, pokryty swoimi plugawymi tatuażami. Odwrócił się do mnie i powiedział "Wierzyłem w was przyjaciele".

Morryta przyłożył kawałek pergaminu na kartkę w swoim notatniku. Detlef lubił te kilka chwil kiedy atrament sechł. Mógł wtedy na spokojnie planować swój dzień lub rozmyślać co też Pan Snów próbował przekazać w swoich wizjach. Dzisiejszy sen nie był szczególnie odkrywczy i dokładnie oddawał uczucia z dnia poprzedniego. Luden bał się o swoje życie, a Volter ze snu z pewnością wpisywał jego nazwisko na piąty nagrobek. Naraził wszystkich na niebezpieczeństwo i jeszcze miał czelność nazwać Stirlandczyków „przyjaciółmi”. Być może trucizna była tylko ostrzeżeniem, ale ostrze miecza płatnego zbójcy jest wyjątkowo śmiertelne. Niechaj prawo zdecyduje o losie tego starego głupca.

Czarne szaty były już suche. Pomimo wczorajszych dolegliwości nowicjusz spiął się w sobie i umył zarówno siebie, jak i swój strój. Trwało to ponad godzinę zanim udało się pozbyć wszystkich kawałków ekskrementów wymieszanych z sianem. Morryta zaśmiał się nawet nad bezcelowością owych poszukiwań. Zatroskani o swoje życia babrali się w gnoju, a równie dobrze mogli leżeć do góry brzuchem. Przewrotne poczucie humoru Ranalda wyraźnie się udzieliło lekarzowi.

Ubrany, czysty i głodny – Detlef Luden wyszedł na poszukiwanie śniadania.



Detlef nie miał tego problemu co reszta współbiesiadników. Nie musiał udawać, że warzywa i zioła są dobre dla jego żołądka. Jego trzewia nie bulwersowały się na kolejne kęsy kiełbasy i kawałki chleba. Jelita wydawały niepokojące dźwięki, ale to był raczej zwiastun najbliższego posiedzenia na wychodku, niżli wymiotów.

Wszyscy wysłuchali nowego stróża prawa i spojrzeli po sobie. Jakie dalsze plany? Cała drużyna zdawała się rozważać propozycje. Jednak najważniejszy wydawał się los kilku bohaterów Volterowskiej sztuki.

- Osobiście zajmę się dostarczeniem ksiąg i rejestrów - powiedział Wagner spokojnie. - Mogę również pomóc w ich interpretacji. Przez spory czas prowadziłem i studiowałem takie zapiski - dodał chętny do pomocy czeladnik.

- Dobrze - Ernst zgodził się od razu.

- W takim razie pomogę ci w szukaniu i noszeniu tych papierów i pergaminów - zaoferował się Kaspar, przynajmniej do pomocy przy noszeniu, bo z umiejętnością czytania i pisania był pokłócony.

- Miło z twojej strony - powiedział z uznaniem Moritz. - Szeryfie, poważnie zastanowię się nad twoją propozycją, która sama w sobie jest dla mnie zaszczytem… - czeladnik dziękował mężczyźnie chociaż każdy z członków drużyny wątpił, aby alkoholik z jeszcze nie wypracowaną wolą był dobrym kandydatem na miejsce Starszego wioski.

- Mówiąc szczerze nie spodziewałem takiej propozycji się - rzekł khazad drapiąc się po brodzie. - Pod rozwagę propozycję muszę wziąć ową, bo i pewnym całkiem nie jestem czy na funkcję mógłbym nadawać się taką. W czasie tym pomówić z herr Volterem i frau Magdaleną chciałbym, coby kwestii jeszcze wyjaśnić kilka. Zajmiecie podaniem odtrutki Starszym? - powiedział Hammerfist, po czym zwrócił się do reszty swych towarzyszy.

Prost kiwnął potakująco głową.

- Ja tymczasowo odmawiam - rzekł Detlef odkładając widelec. - Zaszczyt to ogromny, jednak chwilowo inne zadanie wymaga mojej uwagi. Jednakże, jak tylko ukończe to co skończyć muszę wrócę do Weisslagerbergu i miejmy nadzieję, że nadal miejsce sie dla mnie ostanie.

Morryta sięgnął po jabłko i wepchnął sobie kawałek do ust. Priorytety priorytetami, ale brzuch się sam nie zapełni.

- Jednak mam propozycję na teraz. Jest nas siedmiu. Moglibyśmy uformować tymczasową radę i zagłosować. Jest kilka decyzji, a nie możemy ich zostawiać na barkach nowego szeryfa. Tak sądzę – rzucił jeszcze nowicjusz Morra zanim na dobre zatopił się czerwonym owocu.

- Ja muszę wracać na szlak, najprędzej jak to możliwe. Ale dziękuję za propozycję i zaufanie, Herr Prost. Chętnie bym został w tej uroczej mieścinie i osiadł w niej na stałe. Niestety nie mogę - odparł Aldric. - Co do kar, nie chcę wyjść na okrutnika, ale Volterowi jak i Wagnerowi należy się stryczek. Obaj dobrze wiedzieli, co robili, a na celu mieli wyłącznie swoje korzyści, bogactwo i układy w przypadku tego drugiego, a zemsta w przypadku naszego gospodarza - zakończył kwaśno. - Magdalenie za współpracę należy się wygnanie, chociaż i tak z wioską nie chciałaby mieć nic wspólnego. Prawdziwą karą będzie egzekucja jej kochanka. Szybko powinna się otrząsnąć i zacząć nowe życie, oby lepsze. A nasłani na nas chłopi niech odpracują szkody, które wyrządzili. Na pewno znajdzie się dla nich praca na kilka miesięcy, potem wystarczy mieć na nich oko. Takie jest moje zdanie - zakończył widocznie niechętnie.

Detlef podzielał zdanie Aldrica. Być może łączyła ich jakaś więź podobnych doświadczeń z okresu nowicjatu, być może Sigmaryckie nauki były najbliższe temu co podpowiadała mu sprawiedliwość. Każdy z wyrokiem wolałby nie mieć z wyrokiem nic wspólnego, ale z drugiej, skoro odpowiedzialność została na nich narzucona to każdy musiał zaznaczyć swoją pozycję, lub chociaż wyrazić swoje zdanie.

- W Voltera wypadku nazbytnie uproszczenie jest to - pokręcił głową Arno. - Wynika ze śledztwa, że troszczył o mieszkańców Weisslagerbergu się, gdy Wagnera w trumnie zamknął, a krok pierwszy był to. Zachowanie jego wtedy sensu pozbawionym byłoby całkiem, gdyby dobro ich na sercu nie leżało mu. Leczyć po co ma ich, skoro za chwil kilka z życiem pożegnają się lub ucieknie przynajmniej? Turbina Kurta pierwszego jako wskazał nam i ważność wykazywał jego. Dowolną wskazówkę inną zostawić mógł. Po mojemu na nim Volterowi takoż zależało. W motywu sprawie kompletnie nie zgadzamy się, ale fakty takie są: zabójstwa próby dopuścił się i możliwe, że mordów trzech. Zatrucia miasteczka mieszkańców winnym jest, choć szkodliwość czynu mała jest to. Życiu ni zdrowiu nie zagroził – dodał khazad.

- Gdybyście antidotum podali starszyźnie, to by byli zdrów - odezwał się Ohlendorf. - Jeśli Volter zasłużył na co, to na nagrodę. Pięć lat musiał żyć z tymi skurwielami znając prawdę o ich morderstwach i kłamstwach. Mógł ich otruć w każdej chwili, a tego nie zrobił. Nawet szansę dał im i to większą niż na to zasługiwali. Wyście decyzję wydali i wyrok na nich, aby leku im nie podawać - Alex wychylił lampkę wina. - całej winy na niego nie zrzucajcie panowie.

- Nie było przy nas cię, to i wyrokami szafować racz ostrożniej - warknął Arno. - Nagrody nijak przyznać nie mógłbym mu, bo i za co nie ma. Ale prawdy jest w tym trochę. Dowiedzieć musimy się dlaczego lat pięć zajęło coś mu, co powinno chwilę potrwać tylko. I formę dlaczego taką przyjął, skoro papiery wystarczyło szeryfowi przekazać nowemu. - zastanowił się Grimm.

Znowu zabrał głos były Sigmaryta.

- Ja samosądów w formie szarad i podtruwania całej wioski nie pochlebiam. To, czy dbał o mieszkańców jest częścią jego problemu. Ogromne ego i konieczność bycia tym niosącym pomoc. Tym, na którym ludzie polegają. To dlatego nie mógł pogodzić się z posadą wioskowego lekarza. Czy Starszyzna zasługiwała na karę? Oczywiście. Ale nie Volterowi ją wymierzać, i nie w formie wprowadzania paniki w całej wsi – Aldric widocznie nie żywił sympatii do wynalazcy i wioskowego lekarza. - Dyskutujcie, ja idę poszukać koni. Jest szansa, że są w pobliżu. Jakby co, moje zdanie znacie.

- Moim zdaniem masz rację, Eryku - poparł go Kaspar. - To zwykły samosąd i jakiekolwiek były pobudki, to należy wymierzyć odpowiednią karę. Zgodnie z prawem, a nie z własnymi poglądami na sprawiedliwość.

- No to czemu nie podaliście lekarstwa tym ludziom? Samosąd nie był to? - zapytał Alex.

- Nie, nie był. Starszyzna dostała lekarstwo na samym końcu - odpowiedział Kaspar. - Podobnie jak i ci, co im pomagali. Sprawiedliwość wymagała, by, by niewinni byli ratowani na samym początku.

- Sprawiedliwość? Wyrok zapada teraz. Nie wierzę, że wina brakowało, aby podać wszystkim jak leci, bo sam przyszedłeś Kasaprze tutaj z butelką w dłoni. A ja i ja wypiłem dwa razy więcej niż trzeba - Ohlendorf wyraźnie bronił Voltera. - Na kopa w rzyć zasłużył. Za to, że będą nas trzewia skręcać i innych postronnych też. Ale na śmierć nie zasłużył. Zabawił się w sędziego, ale nie jego wina tylko, że ponieśli śmierć, na którą zasłużyli.

- Nie byłeś, nie wiesz - odparł Kaspar. - Gdzie powiedziałem, że dla nich zabrakło? Wszyscy grzecznie stali w kolejce. Zapewne wyobraźni ci brak, jeśli nie wiesz, co by się działo, gdyby wszyscy naraz rzucili się na wino. A i zapewne nie wiesz, że wszystko się opóźniło, bowiem paru zbirów postanowiło zagarnąć całą kolekcję wina. Zapewne by potrzebujących ratować - dodał z gryzącą ironią.

- Nie byłem. Teraz żałuję, że nie pomogłem temu durniowi w nocy - Alex wstał od stołu. - Swoim głosem liny pleść mu na stryczek nie będę. Mój głos jest przeciw śmierci Voltera - odszedł i stanął przy oknie patrząc na miasteczko.

- Wstrzymuję od głosu się. Sąd żaden to, jeśli oskarżony w obronie swej słowa nawet rzec nie może - stwierdził krótko krasnolud.

- Mój głos na winny - powiedział Kaspar. - Okoliczności łagodzące może by się i znalazły, jednak bez względu na to, co oskarżony powie, winien jest śmierci paru osób. Ale przemówić w swej obronie może, skoro niektórzy tak uważają - dodał. - Nie sądzę, by skruchę okazał.

- Herr Volter bez wątpienia jest winny, ale patrząc na to jak postępowała Starszyzna kara może zostać złagodzona. Nie należy mu się śmierć tylko banicja z opcjonalnym znamieniem mordercy – Moritz wydawał się zatroskany losem doktora mordercy. Bogini miłosierdzia wyraźnie wpływała na jego osąd. Ciekawe czy troskał by się podobnie, gdyby któryś z jego przyjaciół zginął dzisiejszego dnia?

- Winny. Dura lex, sed lex - rzucił klasycznym Detlef sięgając po kolejne jabłko, dwa ogryzki leżały na cynowym talerzu. Jednak mówił do już do wpół pustej sali. Reszta drużyny wyszła na poszukiwania dokumentów, koni czy też porozmawiać z kim się jeszcze da. Detlef natomiast pozostał na Sali. Przecież tyle dobrego jedzenia nie może się zmarnować.
 
Evil_Maniak jest offline