Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-11-2016, 14:31   #59
Fyrskar
 
Fyrskar's Avatar
 
Reputacja: 1 Fyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputację
4 Miesiąc 212 roku AL
29 dzień miesiąca, wieczór
Ziemie zachodnie
Reaver’s Rest


Przy kolacji Seathan spotkał się z Hortonem. Gdy jedli i delektowali się winem Seathan zaczął.
- Słyszałem, że moja siostra jest już w ciąży. Gratulacje już jej złożyłem, teraz składam je tobie. Szczere się cieszę waszą pomyślnością - uniósł kielich wina - Za rodzinę i jak pomyślność.

- Dziękuję za dobre słowo. Za rodzinę - odpowiedziawszy, Horton również wzniósł kielich, w tej chwili częściowo już opróżniony. Widać było, że przez chwilę rozważa, co ma odrzec szwagrowi. - Tobie życzę, byśmy mogli jak najszybciej składać gratulację waszej małżonce. Dobrze byłoby, gdyby nasze pierwsze dzieci dorastały razem, były w tym samym wieku. Przyszli lordowie potrzebują zaufanych krewnych.

- Chciałbym by nasze rodziny były jak najbliżej. Niech dorastają razem przyjaźnią się i razem patrzą w przyszłość. - dopił swoje wino. - Słyszałem Hortonie, że jesteś niezwykle zręcznym zarządca. Jak również ze twoim talentom, dorównuje jedynie ambicja. - uśmiechnął sie do niego wymownie.

- Nieżyczliwi ludzie zawsze znajdą okazję, żeby kogoś oczernić - odpowiedział Haigh i gestem dłoni poprosił sługę o dolanie im wina. - Tak naprawdę po prostu znam swoją wartość. Niektórzy rodzą się królami, ale brakuje im talentu i tracą koronę. Inni dostają od losu mniej szczęśliwe początki, ale wykorzystują swoje talenty i zostają docenieni przez potomnych. Pamiętaj, że jesteśmy rodziną. Proszę tylko, bym był traktowany według zasług - dodał i odczekawszy, aż służka napełni im kielichy, wzniósł toast. - Za Reaver Rest. Czy potrzebujesz mnie do czegoś?

- Znam losy siedmiu królestw, historię o różnych ludziach oraz rodach i ich dziejach. O lordach którzy mordowali swoich ludzi za wyimaginowane przewiny, i ludziach którzy robili to samo swym lordom z ambicji. Jesteśmy rodziną, chciałbym by nasze relacje układały się wzorowo. Będziesz traktowany wedle zasług, jeśli przyczynisz się do wzrostu potęgi rodu. Gdy poszerzymy swoje ziemię, pójdziesz na swoje jako nasz chorąży. Ziemia zostałaby wtedy w rodzinie. Tytuł Lorda o jakim zapewne marzysz, byłby twój. Chciałbym Cię traktować nie jako kolejnego sługę rodu tylko na wyższym stołku, tylko z czasem jak brata. Choć przyznam Ci otwarcie, że ciężko zdobyć moje zaufanie. Słyszałeś zapewne o naszych rodzinnych problemach.

- Słyszałem. Szkoda jedynie, że nie z pierwszej ręki - odpowiedział poważnie Horton. - Nie chcę nieudolnie wymurowanej wieży i kilku łanów ziemi dookoła. Rozmawiamy poważnie, więc powiem ci czego chcę, jak bratu. Chcę, żeby za kilkadziesiąt lat, w kronikach spisanych przez maestrów, przewijało się moje nazwisko. Oprócz niego - nazwisko rodu, do którego należę. Jestem Seaverem, nie z krwi, ale przez małżeństwo. Moje dzieci będą miały w sobie tyle krwi panów na Reaver Rest, co twoje. Traktuj mnie jak brata, a ja cię nie zdradzę.
Rozgadał się, więc postanowił wrócić do tematu.
- Pytałeś mnie o znajomość rodzinnych problemów - przypomniał, po czym dodał: - Ja natomiast pytałem, bo jestem tego ciekaw, czy masz dla mnie do zrobienia coś ambitniejszego niż liczenie wydatków i przychodów, kontrolowanie rzeczy, które dzieją się dookoła. Czy jest coś takiego?

- Żeby grać o wysokie cele, trzeba budować potęgę rodu. Potęga rodu wynika z ziemi, złota i ludzi. Trzeba nam poszerzać te aspekty. Ziemi łatwo nie zdobędziemy, by ja dostać trzeba poszerzyć dwa kolejne zasoby. Skąd zatem brać ludzi i złoto? Odpowiedź brzmi: z każdego źródła. By tobie mnie i naszym potomkom żyło się lepiej. My kosztem kogoś, nie ma innej drogi. - podrapal się po brodzie. - Zacznijmy od tematu złota. Mamy cła, myta, przychody z kopalni, podatki od garstki wieśniaków. Mało rzeknę...Mam jednak kilka dróg którymi postaram się to zmienić. Opartych o Mildrith i Cleverlych między innymi. Chciałabym jednak byś przebadał możliwość pozyskiwania przez nas nowych przychodów. Legalnych i mniej legalnych, moralnych i bezdusznych. Chce znać nasze możliwe drogi, widziane twoimi oczami. Od tego zależy przyszłość naszego rodu. Za trzy miesiące z kolei przybędą tu pierwsze oddziały ser Adena. Za pół roku zakończy się ich całkowita przemieszczenie. Mamy zamiar ich zatrudnić, przynajmniej do rozwiązania problemu z Dagonem. I rozpuszczenia przez okolicznych Lordów ich nadprogramowych sił. Których przez przypadek mogliby użyć w imię starych waśni. Ser Aden jest znany jako zaufany człowiek namiestnika. Jego słowo i obecność jego ludzi tutaj wytrąci Lordom z ręki argumenty typu “knuli zdradę to starzy buntownicy”. Żeby nas zaatakować, będą musieli znaleźć dobry pretekst. W dodatku inny od najprostszego. Cleverly podeślą tu kolejnych pięśćdziesięciu ludzi. Zaplanuj pobyt tutaj tych sił. Chce widzieć na ile czasu mamy żywności gdyby doszło do oblężenia? Powiększ nasze zapasy. W czasie wojny ceny pójdą w górę. Ta żywność albo zostanie przez nas zużyta albo będzie można ją sprzedać z dużym zyskiem. Reach ma teraz dobre ceny, zakontraktuj dla nas ile tylko się da. Złoto, jeśli będzie trzeba nawet pożyczę. Od Lannisterów albo Reynów. Mój kuzyn złożył deklarację, że wojska nam nie da. Da nam jednak złoto. Wojsko jak widzisz zdobyliśmy sami. Wszyscy obecnie ustawiają swoje pionki i użyją ich wcześniej czy później. My nie możemy od nich odstawać. Nasze zapasy budujmy też naturalnie. Rybacy mają łowić ryby solić, suszyć, wędzić… Wydano im dyspozycję. Moi żelaźni ludzie poza patrolowaniem naszych wód, wspomogą zapełnianie spichlerzy. Czerpanie bogactw z morza nie jest poniżej ich godności. To dary Utopionego Boga. Budujmy zapasy każdą drogą. Zwiadowcy jak zobaczą kozicę mają ją upolować. Myśliwi mają pracować w pocie czoła. Każde ziarenko może być dla nas cenne. Racji żywności nie zmniejszaj ale mają być rozsądne bez szaleństw. Nawet zielarka ma zbierać grzyby w lesie jeśli jakąś mamy. - uśmiechnął się pod nosem czekając na reakcję rozmówcy.

- Od kilku lat wraz z Craigiem uzupełnialiśmy zawartość skarbca - odpowiedział Horton. - Każdy bandyta w podartym płaszczu, bez herbu wygląda tak samo. Nawet jeśli jest żołnierzem, jednym z ludzi Caldwella. A w sąsiedztwie można znaleźć źródło zysku. Co do reszty, to dobry plan, nie mam nic do dodania.

- Craig zapewne zna się na tym fachu. Dopilnuj by złoto po opłaceniu ekstra jego ludzi trafiało do nas. Nie rozchodząc się nadmiernie. Towary gdyby wpadły nam w ręce można sprzedać przez Cleverlych. Otrzymali moją zgodę do zawijania do naszej zatoczki, cicho i dyskretnie. Tą samą drogę możecie wykorzystać do naszych celów. Porozmawiaj z moją panią żoną przed jej wyjazdem. Zna swoją rodzinę najlepiej. Ty znasz nasze możliwości. Chcę byś ustalił z nią jakie interesy możemy z nimi prowadzić. Chciałbym też byś wiedział, że rozumiem potrzebę dodatkowego wynagrodzenia w pewnych sprawach. Życzę sobie jednak o tym wiedzieć. Ta karczma w wiosce jest własnością twoją, Creiga i naszego barda prawda? Powinna być własnością rodu. Jednak każdy z nich jest niezwykle ważnym członkiem naszej społeczności. Rozumiem potrzebę własnych inicjatyw, więc uznaję ją za formę naszego uznania dla nich. - wyłożył swój punkt widzenia. Przechodząc płynnie do kolejnego tematu - Reach czy sądzisz, że możemy pozyskać tam sojuszników. Przy okazji niewinnej wyprawy handlowej? Słyszałem, że Dagon łupi również ich brzegi. Choć w mniejszym stopniu.

- Dobrze, porozmawiam z twoją żoną - zgodził się zarządca, po czym nawiązał do tematu sojuszy. - Reach faktycznie jest jednym z pierwszych miejsc poza dziedziną Lannisterów, gdzie powinniśmy szukać sojuszników, szczególnie na południowym zachodzie w Starym Mieście, Arbor i nadmorskich władztwach. To oni mają największe problemy z ludźmi z Żelaznych Wysp. A, jeszcze jedno - dodał po chwili. - Karczma nie należy do mnie, tylko do Caldwella i Watersa. Pożyczyłem im własne pieniądze i czerpię z tego pewien udział, nie tylko dla siebie, ale i dla rodowego skarbca i to właściwie tyle.

- Ruszysz do Reach osobiście? Nie ukrywam, że chciałbym byś wziął Watersa, który jest biegły w retoryce. Z twoim umysłem i jego gładkimi słowami moglibyście odnieść sukces. Lepsze ceny obietnice wsparcia w wyprawie na żelaznych ludzi.

- Skoro chcesz, pojadę - zdecydował Horton. - Wolałbym być z Alerie, ale postaram się wrócić przed narodzinami dziecka. Gdzie mam ruszyć w pierwszej kolejności? Mógłbym znaleźć w Lannisporcie statek płynący do Arbor albo Starego Miasta, ale to ryzykowne.

- Mogę dać ci statek i ludzi. Szybki i zwrotny drakkar. Musiałbyś się jednak pogodzić z... hmmm... pewną specyfiką jego załogi. Potraktują cię jak pasażera na morzu, nie jak dowódcę. Bowiem każdy kapitan jest królem na swoim okręcie. Na lądzie zapewnią ci bezpieczeństwo i zrobią co każesz. Jednak to nie żołnierze, wydam im rozkazy. Będziesz musiał z nimi jednak znaleźć wspólny język Hortonie. Wiem, że będziesz potrafił.

- Niech tak będzie - zgodził się po chwili namysłu zarządca. - Ruszę jak najszybciej.


=================================================


4 Miesiąc 212 roku AL
30 dzień miesiąca, wczesne popołudnie
Ziemie zachodnie
Reaver’s Rest


Komnata pani Seaver była odmieniona nie do poznania. Spod rozrzuconych w bezładzie sukien, płaszczy i narzutek nie było widać podłóg ani sprzętów. Na widok Hortona Milly usunęła stopą jeden stos przyodziewy i zrzuciła z krzesła coś z półprzezroczystego muślinu, w czym pokazywać się powinna wyłącznie mężowi… i raczej rzadko, bo mógłby zejść z wrażenia.
- Usiądź, Hortonie, nalałabym ci wina… ale nie pamiętam, gdzie jest - machnęła szczupłą rączką, obejmując bałagan niewieściej komnatki. - Czy ty, przepraszam, możesz poprosić małżonkę, by pożyczyła Eleanor tę narzutkę podróżną, w której przyjechała z Bliźniaków? Za późno na krawca, a nie może przynieść wstydu rodzinie w Przystani… ach! - zmieniła nagle temat. - Kupię wam najpiękniejszą kołyskę w Siedmiu Królestwach!

Sprawiała wrażenie wiecznej trzpiotki, która żadnej rzeczy nie poświęca więcej czasu niż parę uderzeń serca… ale jej zachwyt z rychłego zostania ciotką trwał od kiedy Horton ogłosił, że spodziewa się potomka i był raczej szczery.
- Seathan mi kazał z tobą porozmawiać - tchnęła i obróciła się do zwierciadła, by przytknąć do twarzy kraj kolejnej sukni i sprawdzić, czy jej pasuje do barwy oczu.

- Oczywiście, myślę że Alerie nie będzie miała nic przeciwko pożyczeniu tej narzutki, jeśli tylko wciąż ją ma... - odpowiedział mężczyzna, stojąc jak kołek na zwolnionym przez stosik ubrań kawałku podłogi. Widać było, że jest jednym z tych mężczyzn, którzy nie odnajdują się w prywatnych rozmowach z kobietami innymi niż ich żony. Szczególnie, jeśli rozmówczyni była atrakcyjna.

- Nie musisz sobie robić kłopotu z tą kołyską, ale... skoro wpadłaś na taki pomysł, to chyba cię od niego nie odwiodę, mam rację? - spytał. - Mogę wezwać kogoś, żeby przyniósł wino, jeśli chcesz.

- Chciałam dla maleństwa Alerie odnowić kolebkę lorda Simona, ale stary rupieć się rozsechł kompletnie. - Skrzywiła wykarminowane na różaną czerwień wargi w dziwnym, smutnym grymasie, po czym próbowała zbagatelizować własne słowa beztroskim śmieszkiem. - Wezwij kogoś, kto znajdzie wino. I pas Seathana, bo też się gdzieś tu zgubił.

- Dobrze - obrócił się na pięcie i wychyliwszy się za drzwi, przywołał do siebie pierwszego przechodzącego sługę. Poinstruował go w sprawie wina i zaginionego elementu garderoby szwagra, po czym wrócił do środka. - Seathan prosił i mnie, chciał, żebyśmy ustalili, jak możemy ściślej związać twój ród z naszym... z Seaverami.

- Ach tak. Masz, ser Hortonie, świadomość, kim jest mój rodziciel i dziad? - Zielone oczy spoczęły na krewniaku i zyskały skoncentrowany i bardzo nieprzyjemny w swej przenikliwości wyraz.

- Mam tę świadomość - odpowiedział spokojnie Haigh.

- To doskonale. Rozumiesz więc, że interesy z moją rodziną muszą pozostać całkowitą tajemnicą. Nie pozwól, by ród Seaverów powiązano z jakimikolwiek brudnymi sprawkami. Jeśli coś wypłynie, nie zarób, strać nawet, jeśli będzie trzeba, ale nie pozwól nas umoczyć. Złoto odzyskać łatwiej niż dobre imię.

- Rozumiem jak wygląda sprawa i wiem, jak zachować dobre imię rodziny - widać było, że powstrzymuje się od skomentowania, że nie potrzebuje rad w tak podstawowych kwestiach, ale nic nie powiedział. Przywołał jedynie z powrotem uśmiech na twarz. - Natomiast wróćmy na chwilę to zastanowienia się nad tym, jak można ściślej związać interesy obu rodów.

- Na razie zacznijmy od upłynnienia felernych towarów. Z dala od miejsca ich pozyskania. - Nawet nie ukrywała, że to jest próba. - Potem zobaczymy. Powiedz mi, co zrobiłeś, żeby zabezpieczyć Alerie i dziecko na wypadek twojej przedwczesnej śmierci.
Otworzyła zdobioną szylkretem szkatułkę i zaczęła w niej przebierać smukłymi, białymi paluszkami.

- Jestem przekonany, że byliby bezpieczni z rodziną... tą rodziną, bądź moimi krewnymi z Bliźniaków - spojrzał na lady Seaver, ale zrezygnował z patrzenia jej w oczy. Powoli obrócił głowę, oglądając cały pokój. Milczał przez dłuższą chwilę. - Skąd to pytanie, pani? Dlaczego cię to tak interesuje?

- Bezpieczni jak kto? - prychnęła Milly. - Ubodzy krewni na łaskawym garnuszku rodziny. Alerie nie dziedziczy po ojcu, wszystko jest dziedziczone po mieczu, nie po kądzieli. Po tobie dziecko też raczej krezusem nie zostanie, nieprawdaż? Nie masz widoków na korzystny spadek?

- Alerie dziedziczy po Seathanie - odpowiedział Horton, starając się zachować kamienną twarz. - Zresztą, jakie to ma znaczenie? Zapytałaś mnie, co zrobiłem, żeby ich zabezpieczyć. Gdybym zmarł, mogliby nie być bogaci, ani znaczący, ale by żyli.

- Liczysz na to? To by był uśmiech losu prawdziwy - i Milly się uśmiechnęła, uroczo i pobłażliwie. - Tylko że los rzadko się uśmiecha, ser Hortonie.

Oblizał wyschnięte wargi.
- Zadam raz jeszcze pytanie, dlaczego jesteś tak zainteresowana tym, jaka by była sytuacja materialna mojej żony dziecka po mojej niespodziewanej śmierci?

- Bo to byłoby przewidujące i rozumne. - Głos lady Seaver ociekał pragmatyzmem. - Jesteś przewidujący i rozumny?

- Nie przyszedłem tutaj, żeby rozmawiać z tobą na swój temat, lady Seaver - burknął Haigh i odgarnął z twarzy kilka niesfornych kosmyków włosów. - Nie lubię, kiedy ktoś dwuznacznie mówi o mojej rodzinie. Fakt, że rozumne byłoby przemyślenie losów mojej rodziny, ale to nie wyjaśnia, dlaczego chcesz, żebym zrobił to z tobą, w tej chwili.

- Nie rozmawiamy o tobie. Rozmawiamy o interesach - poinformowała go Milly niewzruszenie, po czym całą uwagę poświęciła naszyjnikowi wygrzebanemu ze szkatułki. - Skoro jednak tobie wystarcza, że twoja żona i dziecko będą miały łaskawy chleb gdzieś kątem przy rodzinie, i do tego dopatrujesz się podstępów u żony własnego lorda, która do ciebie rękę wyciąga… to rozmawiać już skończyliśmy, bo nie mamy o czym.
Milly skinęła mu zdawkowo, po czym nałożyła naszyjnik na dekolt, odwróciła się do lustra i oddała studiowaniu własnej urody.

- Moja żona i dziecko nie są interesem nikogo poza mną - odrzekł poważnie mężczyzna. Widać było, że miał chęć skomentować słowa o dopatrywaniu się podstępów, ale zrezygnował. Zagrała na nim jak najzdolniejszy muzyk i nie był z tego powodu zachwycony. - Dziękuję za rozmowę - rzucił i nie skończywszy nawet mówić, obrócił się na pięcie i wypadł z komnat pani domu.

Za drzwiami staranował służącego. Zabrzęczały srebrne kieliszki, taca, a za nimi pucharek z winem. Wino, niepokojąco ciemne na tle kamiennej posadzki, rozlało się, a pęknięcia w podłodze wypełniły się czerwienią, ale Horton był już na drugim końcu korytarza.
 

Ostatnio edytowane przez Fyrskar : 10-11-2016 o 17:28.
Fyrskar jest offline