Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-11-2016, 22:00   #124
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Tymczasem Melune pogładziła myśliwego po głowie, gdy ten odzyskał przytomność po uzdrowieniu miksturą.
- Leż spokojnie, jesteśmy w jaskini… spadłeś z mostu i cały się połamałeś. - Kobieta przemówiła do niego spokojnie i z czułością, rozglądając się po resztkach mostu, jakby zastanawiając się, które z części wykorzystać na windę i nosze dla rannego. -Zostaliśmy zaatakowani, ale na razie wygląda na to, że… wygraliśmy. - Kapłanka wstała od Jorisa, by upewnić się iż związany jeniec, aby na pewno się nie wyswobodzi z więzów oraz nie umrze od wykrwawienia. Nie była przy nim tak czuła i delikatna jak przy swoim towarzyszu. Jej twarz była chłodna i bez wyrazu.
- No rachować to wy nie potraficie.... - mruknęła, przewracając mężczyznę na bok co by się nie zadławił.


-Co z resztą? Anna? Piącha? Yarla? - zawołała wyglądając znajomych twarzy w ciemności.
-Żyjem, żyjem! krzyknęła z drugiej strony rozpadliny krasnoludka, wypatrując miejsca, gdzie można by przedostać się na drugą stronę. Nie mogło to być trudne; w końcu elf łaził wte i wewte po rozpadlinie jak po drzewie, a kamień był przecież żywiołem krasnoludów. -Nie dziękuj…- burknęła pod nosem patrząc chwilę na plecy Marduka, który według jej uznania żył tylko i wyłącznie dzięki interwencji dwóch krasnoludzic. -Tu. Chyba da się w miarę bezpiecznie zejść. Chyba, że wolisz na około?- spytała geomantkę.
- Nie wiadomo ilu jeszcze ich się tam kryje, lepiej zbierzmy się do kupy. Idziemy do nich przez rozpadlinę, tylko trzeba bezpieczne zejście znaleźć. A wy nie krzyczeć tam, widzimy was doskonale! Cholerne słabe ludzkie oczy. I elfie, gwiazdek i księżyca nie ma to ślepi jeden z drugim - to ostatnie dodała półgłosem na użytek Yarli. Nie wiadomo czy była świadoma, że w jaskini głos się niesie, a te cholerne szpiczaste elfie uszy słyszą naprawdę nieźle... pewnie wiedziała i tylko mało ją to obchodziło.


Krasnoludzice bez większych problemów zeszły w dół, do Torikhi i półprzytomnego Jorisa. Świeżo zasklepione rany ciągnęły przy wysiłku, ale kobiety nie miały zamiaru przejmować się takimi drobnostkami. Kapłakna wygląda niewiele lepiej od Jorisa; po jej minie można było też wnioskować, że bitwa oraz bliskie spotkanie ze śmiercią (choć nie tak bliskie jak Yarli czy Turmi) napędziły jej niezłego stracha.
-Dobra robota maleńka…- Yarla puściła półelfce oczko -Wam też całkiem sprawnie poszło!- kiwnęła głową z uznaniem do pozostałych -Ciekawa jestem gdzie nasza zieleninka…- tym razem skierowała wzrok na Turmalinę.


Tori uśmiechnęła się blado, wyglądając przy tym jak wypłosz, gdy krasnoludka ją pochwaliła. Najwyraźniej kobieta nie zaliczała się do typu “bojowych bab” i bardziej ceniła sobie bezpieczeństwo i spokój.
Na wzmiankę o reszcie, jak na zawołanie w rozpadlinie pojawiła się i Anna, cała i zdrowa, choć nieco zapłakana. Wręczyła Melune fiolkę z miksturą dla rannego myśliwego, po czym zachęcona lekko zdziwionym i zatroskanym spojrzeniem, opowiedziała kobietom o smutnym losie półorczycy oraz jej psa.


Półelfka zwiesiła głowę, od czasu do czasu potakując do swoich myśli, a może do słów kobiety. Była lekko wstrząśnięta ową wieścią. Nie dlatego, że znała i lubiła Piąchę, bo niestety nie miała sposobności do obu tych rzeczy, lub śmierć jako taka ją przerażała, wszak była kapłanką i musiała nie raz obcować i walczyć z owym zjawiskiem. Obawiała się jednak radości krasnoludzić. Ich zawiść do zielonoskórej… nie ważne jak uzasadniona, mroziła krew w żyłach selunitki, która nawet swych najzacieklejszych, shaarskich wrogów traktowała z szacunkiem i godnością. Szpiczastoucha, spojrzała kątem oka na dwie przysadziste kobiety, pojąc mikstruą co raz mocniej kontaktującego Jorisa.
- Oby bogowie byli jej łaskawi… Niestety nie wiem kogo miała za swego patrona, jednakże z przyjemnością odprawię jej godny pogrzeb prosząc Najjaśniejszą o wstawiennictwo za jej walecznego ducha. - Klęcząc przy mężczyźnie, co raz mocniej czuła jak uchodzi z niej cała siła. Koniecznie powinna opatrzyć swą ranę, którą to odkładała bo ciągle było “coś” ważniejszego.
- Zanim zdecydujemy co dalej… muszę zahamować krwotok… pod zbroją… - Twarz Torikhi wydawała się blada, a dłonie lekko drżały przy każdym ruchu. Ostrożnie zdejmując z piersi zbroję, przyciągnęła plecak z medykamentami w celu opatrzenia się.
-Ta, ta. Każdego szkoda, nawet psa- rudowłosa wzruszyła ramionami komentując opowieść Anny. Kiedy Torikha uznała, że chce pogrzebać zwłoki zielonoskórej Yarla uniosła wysoko brwi i wydęła usta nie kryjąc zdziwienia. Wojowniczka nie należała do tych, co to marzą sobie o wielkiej ceremonii, honorowych gościach i zacnym kapłanie odprawiającym modły nad jej ciałem. Była najemniczką, poszukiwaczkom przygód i najprawdopodobniej śmierć na szlaku dopadnie ją prędzej niż nudna starość, a wtedy będzie jej wszystko jedno czy zgnije pod sosną koło gościńca, czy w trumnie. Koniec końców nie skomentowała woli półelfki. Wejrzała porozumiewawczo na Turmalinę i uniosła wzrok wyżej -Trzeba się stąd wydostać. No i dalej nie wiemy co z porwanymi, o ile w ogóle tu są- dodała na koniec.
- Pan Marduk biega jak poparzony… może w tym swoim amoku dostrzegł coś ciekawego… - wtrąciła posępnie kapłanka, kończąc własne opatrywanie.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline