Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-11-2016, 23:11   #30
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Opactwo świętego Ewalda, zgodnie z tym co powiedział Berwin, a wiedzieli obecni w grupie mieszkańcy Eppiswaldu i okolic, znajdowało się milę na wschód od miasta. Wiodła tam prosta, wygodna droga, która za Opactwem traciła znacznie na szerokości i jako wąska dróżka biegnąca brzegiem rzeki Jagen, dopływu Soll, docierała już w lesie do Drwalskiego Traktu, będącego granicą, zgodnie z lektorskim edyktem, której nie wolno było przekraczać.

Opactwo wzniesiono na wzgórzu, którego łagodne stoki bogobojni mnisi wykorzystywali pod uprawę winorośli i warzyw. Nad samą rzeczką znajdowały się pastwiska, a po przeciwnej miastu stronie wzgórza zlokalizowany był ogrodzony drewnianym parkanem sad owocowy. Jako, że był już niemal koniec Jahrdrunga, wszystko wokoło rozkwitało. Pola obsypane były kwieciem, a zboża i winorośl zieleniły się w promieniach słońca. Na pastwisku pasło się stado, złożone z kóz, owiec i krów należących do opactwa. Pieczę nad nim sprawował śpiący w najlepsze pod wierzbą nieopodal drogi, otyły mnich.

Szczyt wzniesienia otoczony był kamiennym murem, zza którego wystawały dachy budynków składające się na opactwo. Brama pozostawała zamknięta, jednak zza niej słychać było hałas prac gospodarskich, zmieszany z odgłosami ćwiczących zbrojnych. Aldebrandt wysunął się na czoło grupy i zastukał pokaźną kołatką, wykonaną na podobieństwo młota. Chwilę potem niewielkie okienko we wrotach uchyliło się i pojawiła się w nim twarz piegowatego strażnika.
- Niech imię Sigmara będzie pochwalone - powitał przybyłych. - Co Was sprowadza do Opactwa Świętego Ewalda?
-Jestem Aldebrandt Mössbauer - przedstawił się Mössbauer. - Pracuję z tu obecnymi dla Najwyższej Kapłanki Vereny z Pfeildorfu. Mam list do Opata Dürera.
- Aha - mruknął strażnik. - W takim razie musicie poczekać - z tymi słowami zatrzasnął lufcik. Słychać było jak się oddala.

Wrócił po jakichś dziesięciu minutach i otworzył okienko. - Możecie wejść - oświadczył, zamknął okienko i w końcu otworzył bramę. Przybyłym ukazał się dziedziniec otoczony zabudowaniami. Znajdowały się tu stajnie, kuźnia, spichlerz, stodoła i inne zabudowania gospodarcze. Centralną część zajmował bielony ośmiobok świątyni wraz z przyległym klasztorem - dwupiętrowym gmachem, którego fronton zdobiły zacienione krużganki. We wschodniej części dziedzińca ćwiczyło kilku zbrojnych, odzianych w czarne liberie z czerwonym obramowaniem i emblematem skrzyżowanego młota i pochodni, w tym samym kolorze - barwach Lektora. Tak samo ubrany był strażnik i jego trzech towarzyszy, wszyscy pod bronią.
- Niezbyt gościnne przywitanie - Mössbauer wyraził zdziwienie takim powitaniem. Strażnik tylko wzruszył ramionami.
- Jako, że nie jesteście mnichami ani kapłanami Świątyni Sigmara, muszę Was odeskortować do mojego przełożonego, Kapitana Weilla - oznajmił, gestem wskazując na budynek klasztoru. - Proszę za mną.
- Ale ja mam się spotkać z Opatem, a nie kapitanem - zaprotestował Aldebrandt, nie ruszając się z miejsca.
- A ja mam swoje rozkazy - odburknął strażnik. - Możecie złożyć skargę u kapitana. Tędy proszę.

Pod eskortą weszli do klasztoru, minęli kuchnię i zostali wprowadzeni do wysokiej, długiej sali o pobielonych ścianach, wzdłuż ścian której rozmieszczono drewniane stoły i ławy. Przy jednym ze stołów, nieopodal wejścia czekał jakiś mężczyzna w mundurze.
- Goście, kapitanie - strażnik zasalutował i odsunął się na bok. Weill był szpakowatym mężczyzną w wieku około czterdziestu lat, o ciemnej cerze i ostrych rysach twarzy. Gestem odprawił swoich ludzi.
- Jestem Heinz Weill, kapitan Straży Lektorskiej - przedstawił się Mössbauerowi i tym, którzy go nie kojarzyli. Głos miał władczy, nawykły do rozkazywania. - Proszę spocząć. Co Was tu sprowadza?
- Mam list do Opata - odparł Aldebrandt. Weill wyciągnął rękę po pismo, które wysłannik kapłanki z Pfeildorfu podał mu z wahaniem. - Wszystko jest tu wyjaśnione, jak mniemam. Ponadto osoby mi towarzyszące zostały zatrudnione przez świątynię Vereny, co potwierdzają stosowne dokumenty.

Weill przełamał pieczęcie i przeczytał list. Na koniec wzruszył ramionami i odłożył papier. Spojrzał na siedzącą wokół stołu grupę. - A więc zostaliście wynajęci przez świątynię Vereny do zbadania domniemanego zniknięcia profesora z Nuln? Czy ktokolwiek z Was się na tym zna? - prychnął. - Nieważne. Nie moją sprawą jest rozważać zasadność takiego posunięcia. Jedyne czego się ode mnie wymaga, to pozwolenie Wam na wkroczenie do zakazanej części Lasu Eppiswaldzkiego. Oczywiście list przekażę Opatowi.
- W każdym razie, pamiętam tego profesora - kontynuował. - Przybył tu jakieś dwa lata temu. Dysponował glejtem od Lektora , który zezwalał mu na prowadzenie poszukiwań w zakazanej części lasu. Z tego co pamiętam, badania dotyczyły jakichś wydarzeń sprzed pięciuset lat. Wyjechał stąd po paru dniach, może tygodniu, nie pamiętam dokładnie.
 
xeper jest offline