Magia przemian.
Variel nie dość, że o niej słyszał, to nawet spotkał paru magów, władających tą magią, żaden jednak nie był krwawym magiem.
- To coś żyje, czy nie? - spytał.
- Bytuje - odparła dziewczyna, co, zapewne, miało oznaczać ni to, ni owo. A to by znaczyło, że trafili na gospodarza i jedynego zarazem mieszkańca wioski.
- Gdyby coś poszło nie tak - powiedział do Osterii, nie odrywając wzroku od stwora - bierzesz nogi za pas i lecisz do Amarel.
- Nie zostawię cię samego - usłyszał.
- Kochana dziewczynka - rzucił, z wyczuwalnym cieniem ironii.
Nie obawiał się, że stwór ich dopadnie - to coś nie poruszało się zbyt szybko. problemem była magia, którą tamten stwór dysponował. Magia miała to do siebie, że nie wszystko można było przewidzieć. No i bywała śmiertelnie niebezpieczna.
Kolejny czar, tym razem lodowy stożek, dotarł do celu i zatrzymał idące w ich stronę 'cos'.
Teraz trzeba było się zbliżyć, nafaszerować krwawego maga strzałami i pozbawić go tego pseudo-życia.
Drobiazg.
Z łukiem w dłoni, ze strzała na cięciwie, Variel ruszył w stronę tego czegoś, co nazwał wcześniej pożeraczem dusz. |