Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2016, 09:21   #31
valtharys
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
cd
Zauważył że ludzie powoli zaczęli opuszczać swoje włości. Wciąż byli nieufni, lecz nie tak przerażeni co na początku. A może po strzelaninie zaczęli widzieć w nim kogoś więcej niż bandytę?
Szybko skonkludował że skoro Selma przyszła ze środka miasta, musiała dotrzeć od strony meteorytu. I rzeczywiście, nie mylił się. Zastał ją kiedy szła w dół, do jednego z wejść. Kątem oka dostrzegł ruch w jednej z uliczek. A więc go zignorowała jego prośbę.
Tarocistka obserwowała scenę z nieznacznej odległości. Szeryf pozostawała spokojna, lecz jej uprzednie zachowanie bynajmniej nie napawało zaufaniem. Aura tamtej była specjalnie podtrzymywana na wodzy. Zupełnie jakby w żołnierskim stylu trzymała się obojętnej postawy.

Ruszył spokojnym krokiem. Był ciekaw dokąd ona podąża. Szedł powoli. Pamiętał co się stało gdy znalazł się za blisko meteorytu. Jeśli Selma zniknęła w tamtym miejscu postanowił wrócić do saloonu.

Myślał o tym co mu Arya powiedziała. Stać w miejscu. Ale to sytuacja między nimi stanęła. Wiedział że to nie do szeryf powinien iść a mimo to poszedł. Chciał ją wybadać. Nie należała do ludzi którzy łatwo zapominają i wybaczają. Znał ten typ aż za dobrze. Sam kiedyś był podobny. Arya...Coś cię trzyma w bezruchu. Jej słowa. Brzęczały mu w uchu.

Gdyby, ale nie było inaczej. Zabił jej ojca. Jak mógł chcieć by po czymś takim, ona z nim. Nigdy mu tego nie zapomni. Był tego pewien. Pragnął by było inaczej, ale nie da się cofnąć czasu. Nie mógł tego zmienić. Co z tego że wziął by jej ciało, jak nie tego chciał. Chciał by. Właśnie czego chciał tak naprawdę. By mu zaufała w pełni. Nie jak rzepie, do której musi być przyczepiona. Chciał być dla niej kimś ważniejszym. Bał się jej, ale akceptował to kim była. Chciał by trwała przy nim z własnej woli a nie jakiejś pieprzonej karty czy przepowiedni. Błędne koło. To go trzymało w bezruchu. Bo wiedział mimo wszystko, że i tak ona będzie dla niego wszystkim co chce chronić. Nawet sobie nie zdawała sprawy, że to przez groźby w jej stronę, poszły kule w ruch.

Zareagował nerwowo. Wiedział o tym, ale stało się. Trzy trupy na jego konto już poszło. Nie było w tym sprawiedliwości, tylko po prostu agresywna odpowiedź na ich agresję. Wyjął cygaro i zapalił.

Stał tak, rozmyślając co właściwie robią w tym mieście i jakie następstwa będzie miała strzelanina. Obserwował plecy oddalającej się szeryf. Czy była elementem większej układanki? A może tylko osobliwą kobietą, której przyszło rządzić tym miejscem? O wszystkim miał się dopiero przekonać. Miał dziwne uczucie, że jednak ich obecność w Wildstar to nie przypadek. Od kiedy znów spotkał Aryę wtedy w Deadwood, mało rzeczy wydarzyło się poprzez zwykły traf.
Tarocistka z kolei trzymała się na uboczu. Wyczuwała przynajmniej część emocji strzelca. Były niespokojne, może nawet chaotyczne. Była świadkiem jak ten odpalił cygaro i wpatrywał się w Selmę. Nie popełnił jednak tego samego błędu co ostatnio. Trzymał się od meteorytu z dala. A kobieta właśnie do niego weszła, nie poświęcając mu nawet spojrzenia.
Nie mogli na razie zrobić już nic więcej, jak zwyczajnie zawrócić. Kot rzecz jasna trzymał się blisko Aryi. Tym razem szedł już za nią krok w krok.
Kiedy byli blisko saloonu, dostrzegli że pojawił się tu ktoś jeszcze. Wysoki, tyczkowaty wręcz mężczyzna w garniturze i wysokim cylindrze, pchał przed sobą drewniany wózek. Następnie dźwigał każdego trupa i rzucał nim na pojazd. Właściwie, jego blady kolor skóry oraz sine usta sprawiały niemiłe wrażenie, że jemu także blisko było do ostatniej godziny życia. Dostrzegli także, iż Malcolm wrócił z piętra i teraz stał w drzwiach swojego przybytku. Uspokoił się trochę. Wachlował kapeluszem i spoglądał na dwójkę.
- Niech mnie. Uprzedzę wasze pytania i powiem tyle. Jedna cholera wie czemu Selma nie odstrzeliła wam tyłków. I nie żebym wam źle życzył. Wręcz przeciwnie. Działaliście z dobrych pobudek, choć szalonych.
Otarł spoconą twarz rękawem i spojrzał na słońce.
- Na waszym miejscu korzystałbym z okazji i spieprzał z miasta zamiast włóczyć się za Selmą. Jej działania są bardzo konsekwentne i wkrótce odwiedzi was ponownie. Na pustyni nie macie wiele szans, ale w starciu z nią - jeszcze mniej. Weźcie swoje konie i próbujcie uciekać. Dam wam wodę i prowiant. Co? Jakie konie? No, przecież nie przyszły tu same! Biały w cętki i drugi kary.

Ahab był zaskoczony. Zarówno pojawieniem się koni jak i słowami Malcolma. Spojrzał pierw na mężczyznę a potem na Iskrę. Zaciągnął się. Mocno.
- Nie jadę - oznajmił stanowczym tonem - Byłbym wdzięczny za udostępnienie nam pokoju. Jedno lub dwa łóżka. Nie ma to znaczenia - odparł i dopiero wówczas zrozumiał że podejmował decyzję za nich oboje.
Nie czuł się z tym źle. Miał jednak słowa Tarocistki w głowie. Stoisz w miejscu. Trzeba było ruszyć kołem. Zobaczymy dokąd to go zaprowadzić miało.
Malcolm uśmiechnął się szczerze. Rewolwerowiec nie pamiętał już kiedy ostatnio widział tego typu obraz.
- Jak mówiłem. Szaleńcy - pokręcił głową - Ale nie będę was przekonywać na siłę. Co do zasady przybysze nie mogą u nas zostawać na dłużej. Stąd brak u nas czegoś takiego jak wolne pokoje. Jeśli jednak to wam wystarczy, odstąpię miejsce w stajni.
Poklepał się po kieszeniach i wyciągnął zardzewiały klucz. Następnie rzucił go do Ahaba. Trochę niecelnie, alkohol robił swoje. Preacher jednak zręcznie uchwycił tenże.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)

Ostatnio edytowane przez valtharys : 03-11-2016 o 09:24.
valtharys jest offline