Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-11-2016, 09:21   #31
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
cd
Zauważył że ludzie powoli zaczęli opuszczać swoje włości. Wciąż byli nieufni, lecz nie tak przerażeni co na początku. A może po strzelaninie zaczęli widzieć w nim kogoś więcej niż bandytę?
Szybko skonkludował że skoro Selma przyszła ze środka miasta, musiała dotrzeć od strony meteorytu. I rzeczywiście, nie mylił się. Zastał ją kiedy szła w dół, do jednego z wejść. Kątem oka dostrzegł ruch w jednej z uliczek. A więc go zignorowała jego prośbę.
Tarocistka obserwowała scenę z nieznacznej odległości. Szeryf pozostawała spokojna, lecz jej uprzednie zachowanie bynajmniej nie napawało zaufaniem. Aura tamtej była specjalnie podtrzymywana na wodzy. Zupełnie jakby w żołnierskim stylu trzymała się obojętnej postawy.

Ruszył spokojnym krokiem. Był ciekaw dokąd ona podąża. Szedł powoli. Pamiętał co się stało gdy znalazł się za blisko meteorytu. Jeśli Selma zniknęła w tamtym miejscu postanowił wrócić do saloonu.

Myślał o tym co mu Arya powiedziała. Stać w miejscu. Ale to sytuacja między nimi stanęła. Wiedział że to nie do szeryf powinien iść a mimo to poszedł. Chciał ją wybadać. Nie należała do ludzi którzy łatwo zapominają i wybaczają. Znał ten typ aż za dobrze. Sam kiedyś był podobny. Arya...Coś cię trzyma w bezruchu. Jej słowa. Brzęczały mu w uchu.

Gdyby, ale nie było inaczej. Zabił jej ojca. Jak mógł chcieć by po czymś takim, ona z nim. Nigdy mu tego nie zapomni. Był tego pewien. Pragnął by było inaczej, ale nie da się cofnąć czasu. Nie mógł tego zmienić. Co z tego że wziął by jej ciało, jak nie tego chciał. Chciał by. Właśnie czego chciał tak naprawdę. By mu zaufała w pełni. Nie jak rzepie, do której musi być przyczepiona. Chciał być dla niej kimś ważniejszym. Bał się jej, ale akceptował to kim była. Chciał by trwała przy nim z własnej woli a nie jakiejś pieprzonej karty czy przepowiedni. Błędne koło. To go trzymało w bezruchu. Bo wiedział mimo wszystko, że i tak ona będzie dla niego wszystkim co chce chronić. Nawet sobie nie zdawała sprawy, że to przez groźby w jej stronę, poszły kule w ruch.

Zareagował nerwowo. Wiedział o tym, ale stało się. Trzy trupy na jego konto już poszło. Nie było w tym sprawiedliwości, tylko po prostu agresywna odpowiedź na ich agresję. Wyjął cygaro i zapalił.

Stał tak, rozmyślając co właściwie robią w tym mieście i jakie następstwa będzie miała strzelanina. Obserwował plecy oddalającej się szeryf. Czy była elementem większej układanki? A może tylko osobliwą kobietą, której przyszło rządzić tym miejscem? O wszystkim miał się dopiero przekonać. Miał dziwne uczucie, że jednak ich obecność w Wildstar to nie przypadek. Od kiedy znów spotkał Aryę wtedy w Deadwood, mało rzeczy wydarzyło się poprzez zwykły traf.
Tarocistka z kolei trzymała się na uboczu. Wyczuwała przynajmniej część emocji strzelca. Były niespokojne, może nawet chaotyczne. Była świadkiem jak ten odpalił cygaro i wpatrywał się w Selmę. Nie popełnił jednak tego samego błędu co ostatnio. Trzymał się od meteorytu z dala. A kobieta właśnie do niego weszła, nie poświęcając mu nawet spojrzenia.
Nie mogli na razie zrobić już nic więcej, jak zwyczajnie zawrócić. Kot rzecz jasna trzymał się blisko Aryi. Tym razem szedł już za nią krok w krok.
Kiedy byli blisko saloonu, dostrzegli że pojawił się tu ktoś jeszcze. Wysoki, tyczkowaty wręcz mężczyzna w garniturze i wysokim cylindrze, pchał przed sobą drewniany wózek. Następnie dźwigał każdego trupa i rzucał nim na pojazd. Właściwie, jego blady kolor skóry oraz sine usta sprawiały niemiłe wrażenie, że jemu także blisko było do ostatniej godziny życia. Dostrzegli także, iż Malcolm wrócił z piętra i teraz stał w drzwiach swojego przybytku. Uspokoił się trochę. Wachlował kapeluszem i spoglądał na dwójkę.
- Niech mnie. Uprzedzę wasze pytania i powiem tyle. Jedna cholera wie czemu Selma nie odstrzeliła wam tyłków. I nie żebym wam źle życzył. Wręcz przeciwnie. Działaliście z dobrych pobudek, choć szalonych.
Otarł spoconą twarz rękawem i spojrzał na słońce.
- Na waszym miejscu korzystałbym z okazji i spieprzał z miasta zamiast włóczyć się za Selmą. Jej działania są bardzo konsekwentne i wkrótce odwiedzi was ponownie. Na pustyni nie macie wiele szans, ale w starciu z nią - jeszcze mniej. Weźcie swoje konie i próbujcie uciekać. Dam wam wodę i prowiant. Co? Jakie konie? No, przecież nie przyszły tu same! Biały w cętki i drugi kary.

Ahab był zaskoczony. Zarówno pojawieniem się koni jak i słowami Malcolma. Spojrzał pierw na mężczyznę a potem na Iskrę. Zaciągnął się. Mocno.
- Nie jadę - oznajmił stanowczym tonem - Byłbym wdzięczny za udostępnienie nam pokoju. Jedno lub dwa łóżka. Nie ma to znaczenia - odparł i dopiero wówczas zrozumiał że podejmował decyzję za nich oboje.
Nie czuł się z tym źle. Miał jednak słowa Tarocistki w głowie. Stoisz w miejscu. Trzeba było ruszyć kołem. Zobaczymy dokąd to go zaprowadzić miało.
Malcolm uśmiechnął się szczerze. Rewolwerowiec nie pamiętał już kiedy ostatnio widział tego typu obraz.
- Jak mówiłem. Szaleńcy - pokręcił głową - Ale nie będę was przekonywać na siłę. Co do zasady przybysze nie mogą u nas zostawać na dłużej. Stąd brak u nas czegoś takiego jak wolne pokoje. Jeśli jednak to wam wystarczy, odstąpię miejsce w stajni.
Poklepał się po kieszeniach i wyciągnął zardzewiały klucz. Następnie rzucił go do Ahaba. Trochę niecelnie, alkohol robił swoje. Preacher jednak zręcznie uchwycił tenże.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)

Ostatnio edytowane przez valtharys : 03-11-2016 o 09:24.
valtharys jest offline  
Stary 03-11-2016, 10:15   #32
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Arya uśmiechnęła się pod nosem. “Jedno łóżko... bez znaczenia” - a jednak traktował ją tylko jak naczynie mocy a nie jak kobietę. Czy mogła mu się dziwić? Sama tego chciała. Aby odegnać niewygodne myśli, spojrzała na człowieka, który zajmował się ciałami zmarłych. Intrygował ją. I choć bardzo chciała spotkać swojego wierzchowca, postanowiła wpierw przyjrzeć się blademu jegomościowi i jego aurze.
Mężczyzna był bardzo kościsty. W jego ruchach dostrzegało się pewną majestatyczność. Zupełnie jakby planował dokładnie każdy krok. Na haczykowatym nosie miał przydymione okulary. Znacznie ją to ograniczało ponieważ oczy potrafiły czasem powiedzieć o człowieku znacznie więcej, niż najsilniejsza nawet magia.
Złapany klucz został obrócony parę razy w dłoni Rewolwerowca . Dziwne zasady ale samo miejsce było dziwne.
- Są jeszcze jakieś zasady, o których powinniśmy wiedzieć? - zapytał nie dodając “oprócz zabijania ludzi Selmy”.
- Oh, jest ich całkiem wiele. Może pożyjecie dostatecznie długo, aby to zrozumieć. Aha. Trzymajcie się z dala od muru na wschodzie.
Nim zdążyli zapytać o co chodzi, Malcom wycofał się i wrócił z karafką. Naczynie miało w sobie mętny, ciemnoczerwony płyn.
- Jeszcze jedno. To wino, którym częstowałem kiedyś odwiedzających. W czasach, gdy jeszcze nie zrobił się tu taki burdel. Do niektórych butelek dawałem pewien gratis. Takie egzemplarze dla specjalnych gości. Chodzi o mapę okolicy. Przyda się wam.
Rzeczywiście, do butelki przymocowano sznurkiem zwinięty świstek. Prezent był tym cenniejszy, że papier wiele kosztował. Wartość drukowanych treści rosła z każdym rokiem.


Malcolm ciężko westchnął.
- Uważajcie na siebie. I tak uważam że widzę was żywych ostatni raz. A teraz wybaczcie. Ktoś w tym domu potrzebuje mojej pomocy.
Odwrócił się i zniknął we wnętrzu saloonu.
Po tym kolejne kroki Ahab chciał skierować ku stajni. Obejrzeć sobie ją i przygotować posłanie.
Budynek stał na tyłach domu Malcolma. Stajnia była typową, drewnianą zabudówką. W wielu miejscach jej deski przegniły, a kawałek dachu zwyczajnie odpadł. Obok stały koryta z paszą, a przy ścianie leżały puste obroki. Unosił się tu charakterystyczny zapach siana oraz gnoju.
Weszli do środka i aż zaniemówili. Albo zarówno Diana jak i Dzikus posiadali bliźniacze rodzeństwo, albo miał tu miejsce jakiś cud. Oba stały w swoich boksach. Były całe i zdrowe.
Czy to możliwe aby zaklęcie Kapłanki objęło również ich wierzchowce? Arya teoretycznie nie posiadała aż takiej mocy, chociaż… kto wie? Może wystarczyła dostatecznie silna więź ze zwierzętami, aby zaklęcie objęło również i je. Obecnie dwójka mogła tylko snuć domysły co do obecności rumaków.
 
Caleb jest offline  
Stary 05-11-2016, 21:02   #33
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Ahab oczywiście pierw ruszył do swojego wierzchowca. Pogłaskał go po pysku a potem zabrał go do stajni. Chciał sprawdzić czy wszystko z nim w porządku.

- Mapa się przyda. Myślę że warto odwiedzić sklep i aptekę. Na wszelki wypadek
- rzekł do Iskry - Ale pierw chcę porozmawiać z Tobą w spokoju.
- O czym?


Arya spojrzała ciężko na mężczyznę ponad tulącym się do niej pyskiem konia. Widać w tej relacji to Dzikus był bardziej wylewny emocjonalnie i teraz skubał radośnie swoją panią w rękaw płaszcza.

Rewolwerowiec spojrzał na Iskrę i odpowiedział jej jednym zdaniem:

- O Wisielcu - słowa były wypowiedziane tak jakby wiedział już co chce powiedzieć.

- Mów więc. - usiadła ciężko na snopie siana.

Spojrzał na nią. I sam usiadł koło niej. Wziął głęboki wdech i zaczął:

- Ty mnie trzymasz. Nie umiem
- pokręcił głową bo wiedział że każde słowo będzie złe - Czy gdyby wróżba powiedziała ci że możesz odejść odeszłabyś? - zapytał.


- Żadna wróżba mi tego nie powie - odparła odruchowo. Wiedziała jednak o co mu chodzi. Spuściła wzrok. - Nie wiem. To tak jakbyś kazał mi planować jutrzejszy dzień, jeśli za wzgórzem znajdziemy ocean. To jest niemożliwe. Jesteśmy razem i... i już. - rzekła z uporem.


- Nie już - warknął gniewnie - Jeśli chce być z kimś to z własnej woli. Żadna pieprzona przepowiednia nie będzie mną rządzić. Więc odpowiedz. Czy gdybyś mogła odejść byś odeszła?


- Nie, nie odeszłabym!
- wysyczała, patrząc na niego wzrokiem żmii. Nie umiał jednak powiedzieć, czy słowa te padły w pełni szczerze, czy po prostu chciała mieć spokój i wolała go okłamać.

- Czemu? - zadał kolejne pytanie

- Musisz tak bardzo drążyć i komplikować?
- warknęła - To bez znaczenia. Skup się lepiej na tym meteorycie, czy tej cholernej Selmie...

- Muszę. Oni są bez znaczenia. Dla mnie istotna jesteś ty
- odwrócił się do niej twarzą - I jeśli Ty nie możesz być ze mną szczera, to jak mamy dalej ze sobą podróżować.

- A czy ty jesteś szczery ze mną? -
powiedziała cicho, podciągając kolana pod brodę. Widać, że ta konwersacja bardzo ją męczyła. Nie przywykła by... mieć kobiece problemy.

- Tak jestem. Pytaj jeśli chcesz coś wiedzieć - teraz był pewien siebie.

- Dlaczego ci tak bardzo na mnie zależy? Bo idę za tobą? Bo czasem klepniesz mnie w tyłek? Bo... jestem ci potrzebna? Powiedz mi. - spojrzała na niego wreszcie. Oczy miała poważne.


- Gdy się pojawiłaś myślałem że będziesz moją pokuta. Potem z czasem zacząłem inaczej Cię postrzegać. Widzę jak zasypiasz i jak się budzisz. Widzę i patrzę na Ciebie i chcę rano do końca mych dni to oglądać. Chcę Cię poznawać i być dla Ciebie kimś więcej niż gościem z przepowiedni. Bo gdy jesteś blisko mnie wszystko ma sens - odpowiedział - i wiem że... - zamilkł, czekając co powie.


- Co niby wiesz? - nie dała się zbić z tropu. - Co Ty niby wiesz o mnie?


- Wiem że przeszłość miała wpływ na Ciebie. Wiem że ciężko Ci mówić o sobie i co czujesz. Wiem że nosisz w sobie ciężar z którym myślisz że jesteś sama. Wiem że musisz przebywać z facetem, który zabił Ci ojca i przyczynił się do tego kim jesteś i co przeszłaś. Wiem że jesteś samotna ale za żadną cenę tego nie powiesz
- odpowiedział jej gniewnie bo miał dość jej lodu.

Milczała. Siedziała skulona na snopie siana i po raz pierwszy coś w jej wyglądzie sprawiało, że... wyglądała biednie. Tak drobno. Wodziła oczami po pomieszczeniu, jakby bijąc się z myślami.

- Wiesz to. W porządku. I uważasz, że mimo tego masz prawo się do mnie zbliżać? - spytała wyzutym z emocji głosem.

- Nie mam prawa. - odpowiedział jej sucho lecz nie umiał ukryć bólu - A mimo to chcę, bo mi zależy, ale dobrze. Twoja odpowiedź mówi mi wszystko.

Wstał powoli i otrzepał się z siana. Spojrzała na niego, oceniając co zamierza zrobić.Nie patrzył na nią. Co miał powiedzieć to wyrzucił z siebie. Nigdy nie dawał. Zawsze brał. Teraz pokazał część siebie. Ona miała rację i był głupcem. Spojrzał na nią jeszcze raz. Chciał wskoczyć na konia i ją zostawić. Uciec. Być samemu. Ale spojrzał. Chciał wiedzieć czy to koniec czy jednak ona wyjdzie do niego. Arya zrozumiała jego spojrzenie, gdy popatrzył na klacz. Zbyt dobrze się znali. Choć to on był z nich dwoje szybszy, zwinnie niczym łania przyskoczyła do niego. Złapała jego dłoń. Nawet jeśli chciała coś powiedzieć, słowa ugrzęzły jej w gardle. Po prostu stała ze spuszczoną głową, trzymając Rewolwerowca za rękę. Patrzył na nią zaskoczony jej szybkością. Spojrzał na jej rękę która trzymała jego. Dotknął jej policzka pierw a potem wziął jej podbródek w palce i podniósł delikatnie jej głowę do góry. Miała zaszklone oczy. Pierwszy raz ją taką widział. Myślał przez chwilę co zrobić. Wiedział też że jeśli ma być..jakiekolwiek jeśli musi zadać jej pytanie i dać jej wybór:

- Mam zostać?

- Tak.
- odpowiedziała cicho, a potem zrobiła coś zupełnie do niej niepodobnego.

Przytuliła się do niego. Sztywno, wolną dłonią dotknęła jego piersi.

Został. Obejmując ją. Milczał. Czuł że przyzwyczaja się do niego. Jego serce biło mu.mocno. Bardzo mocno. Dotknął jej włosów, delikatnie je głaszcząc. Nie wyrywała się, choć cały czas czuł napięcie jej mięśni. Nieznacznie przysunęła głowę do jego piersi, by lepiej słyszeć bicie serca. Podobał jej się ten dźwięk.

- I co teraz zrobimy? - zapytała - To miejsce faktycznie jest... - zawahała się - Inne. Myślę, że to przez tą skałę.

- To zależy, czy chcemy obejrzeć sobie miasto, czy zostać tutaj jeszcze trochę
- zapytał się jej - Zmienia tych, którzy są w jej pobliżu lub wchodzą do niej. Nas mogło to być zabić, więc pytanie czy może meteoryt nie broni się tak przed obcymi? - to pytanie skierował do niej, bo to ona była lepszym znawcą takich przedmiotów.

Zamyśliła się, a to sprawiło, że ciało Aryi się rozluźniło. Przylgnęła do Rewolwerowca, jakby to była najnaturalniejsza rzecz w świecie.

- Nie wiem. Wydaje się neutralny. Może ta Selma znalazła jakiś sposób... Wiesz, takie rzeczy promieniują nawet w dużej odległości, zakłócając wici magii. To czyni mnie trochę... - szukała w myślach słowa - Kaleką.

- Skoro i ja go poczułem to znaczy że to musi być coś mocnego, albo działającego na przybyszów
- obejmował ją czule gdy to mówił. Instynktownie - Poczekajmy do wieczora. Jestem ciekaw czy wieczorem moc tego miejsca jest równie mocna - zaproponował.

Skinęła głową, po czym spojrzała na Ahaba i... tak, to był ten moment, w którym do niej dotarło, że stoją przytuleni, rozmawiając ze sobą półgłosem w ciemnej stajni, gdzie poza ich wierzchowcami nie ma żywej duszy. Spróbowała się odsunąć.

Nie zatrzymywał jej ale gdy się odsuwała powiedział jej:

- Znów uciekasz. Wiesz?
- pytanie było retoryczne, ale nie zamierzał trzymać jej na siłę.

- Wiem.
- odparła cicho - Nic innego nie umiem.

Wziął ją za rękę, nim się całkowicie odsunęła. Rozumiał ją bo on nigdy nikogo nie zatrzymywał. Nikomu nie mówił takich rzeczy jak mówił. Patrzył na nią:

- A jeśli chcę byś została? Przy mnie. Teraz - nie ciągnął jej, ale dał jej znak że chce ją przyciągnąć.

- Jesteś szalony...
- powiedziała i... wspięła się na palce, by go pocałować. Jej wargi były miękkie i delikatne.

Gdy tylko jej usta dotknęły jego ust, złapał ją w pasie i przyciągnął do siebie mocno. Oddał pocałunek, choć nie był on tak delikatny jak jej. Nie było to drapieżne ale pełne pasji a może nawet uczucia, które głęboko skrywał do niej. Chwyt jego choć był mocny, to pozwalał jej odejść kiedy tylko będzie chciała. Miała swoją wolę, i nie zamierzał jej do niczego zmuszać.

- Nie puszczaj mnie - wyszeptała, po czym znów przylgnęła do jego warg - drapieżne, rozpaczliwie, dusząc w sobie te wszystkie uczucia, które nagromadziły się w niej od nocy w jaskini. Ręką strąciła kapelusz z jego głowy, łapiąc go za włosy i wczepiając w nie palce, jakby to były źdźbła trawy.

Złapał ją mocniej w pasie tym razem przyciągając do siebie tak że wpadała na niego swoim ciałem. Całował ją wpijając w jej wargi swoje. Językiem poszukał jej języka. A dłonie zacisnął na jej pośladkach. To wszystko co czuł do niej zaczął wyrażać w swoich pocałunkach. Po chwili zaczął pozbawiać ją płaszcza, który spadł na ziemię.

Odruchowo wyciągnęła rękę. Jej wzrok wyrażał strach. “Karty!” - zdawały się krzyczeć oczy. A jednak wciąż go całowała, wciąż była z nim.

Przerwał na chwilę pocałunek i wziął ją na ręce. Podniósł ją z łatwością. Spoglądał na nią przez chwilę a potem ruszył w kierunku największego snopa siana.

Gdy tylko dotarli położył ją na sianie. Odpiął pas z rewolwerami a ten spadł na ziemię. Dopiero wtedy pochylił się na nią. Ponownie zbliżył usta do jej ust mocno całując, tym razem bez opamiętania i jeszcze większą pasją.

- Głupiec... mogą nas zabić... - wysyczała pomiędzy pocałunkami, przyciągając go do siebie. Szarpała i pieściła zarazem jego włosy, pozwalając by pragnienie wzięło górę nad rozsądkiem.

- Nie skrzywdzą Cię - obiecał - Nikt... - wsunął jej język w usta nie kończąc zdania. Dłonie jego powędrowały do dołu podwijając w górę jej fałdy jej halki. Zaczął pieścić jej udo ręką przejeżdżając po nim. Wpijał usta w jej usta szaleńczo, bez opamiętania.

Jęknęła. Ale bardziej z budzącej się żądzy niż z wahania. Ono odeszło. Zostało pragnienie, by przeżyć to, co tyle razy odrzucała w snach na jawie. Choć miała wielu kochanków i wielu z nich dało jej spełnienie, nigdy żaden nie wszedł do jej umysłu, nie kochał jej jednocześnie na wszystkich tych sferach, o których sama nie miała dotąd pojęcia. Pragnęła tego mężczyzny całym swoim jestestwem. Pragnęła być jego Iskrą i razem z nim spłonąć.

Zdecydowanym ruchem rozerwała koszulę na piersi Rewolwerowca. Chciała zobaczyć go nagiego. Chciała dotykać jego skóry. Teraz. Już. W jej oczach płonęła pasja.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 05-11-2016, 21:19   #34
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Ogień. Gdy dostrzegł jej ogień, a jej ręce rozdarły mu koszulę miał pewność że chce jego. Bariery opadły. Ta z dłoni, która była pod fałdami halki, sięgnęła głębiej łapiąc ją za tyłek i ściskając mocno. Druga natomiast złapała ją za włosy i lekko odgięła jej szyję w bok, tak że ten mógł zacząć ją tam całować i pieścić. Przejeżdżał językiem po krawędzi szyi, od czasu do czasu gryząc jej płatek ucha.

Nie pozostawała mu dłużna, wbijając paznokcie w jego skórę na piersi i ramionach, pozbawiając go przy tym resztek koszuli. Oblizała spierzchnięte wargi zmysłowo, czując jak jego język smaga jej skórę na szyi. Ogień rósł z każdym szybkim, urywanym oddechem, zmieniając się w pożar.

Czuł jak pasja w niej narasta coraz bardziej i bardziej. Sam też czuł jak jego części zaczynają coraz mocniej reagować na stan podniecenia, w jakim oboje się znaleźli. Puścił jej pośladek i ruszył ku jej piersiom. Zaczął jedną z nich mocniej ugniatać i macać. Po chwili jednak postanowił przestać się tak cackać, i zaczął rozsznurowywać jej suknię. Chciał ją nagą mieć. Chciał ją całą czuć przy swoim ciele.
W końcu rozsznurował ją, nie było to proste ani łatwe, ale wiedział że było warto. Gdy dzieło zostało dokonane, dłońmi zaczął zsuwać ramiączka sukni niżej. Wtedy jej noga oparła się na jego udzie, nie pozwalając zbliżyć bardziej. Arya uśmiechnęła się... choć tak rzadko to robiła, teraz uśmiechnęła się szeroko, lubieżnie.
- Coś za coś, amigo. Ty wyskakuj ze swoich rzeczy, to ja wyskoczę ze swoich.

Ahab uśmiechnął się i po chwili koszula leżała już na ziemi. Troszkę dłużej zajęło mu zdjęcie butów i spodni ale widać było że rewolwerowiec się spieszy. Cały przy tym spoglądał na Iskrę, która się pozbywała swego odzienia. Pragnął jej nie tylko fizycznie ale i mentalnie. Moment w którym mieli się posiąść oboje był bliski. Rozbierała się powoli, pozostając z nim w kontakcie wzrokowym. Materia po materii zsuwały się z jej ciała, odsłaniając jego wyjątkową bladość i... doskonałość. Pełny biust Tarocistki zawsze skryty był w sztywnym gorsecie, pod opasłym płaszczem. Teraz jednak Ahab mógł zrozumieć dlaczego. To był skarb, a skarbów należy bronić... najlepiej własnym ciałem.
Gdy Arya stanęła naga przed Rewolwerowcem tego na chwilę zamurowało. Była idealna. Perfekcyjna. Zrobił krok ku niej. Powolny. Tym razem bez pośpiechu. Wyciągnął ku niej rękę. Czekała na niego. Nie była skromna, nie zasłaniała się. Stała i czekała, a gdy wysunął rękę, splotła z nim swoje palce.

Przyciągnął ją do siebie powoli delektując się jej widokiem. A potem porwał w swoje ramiona składając na jej ustach pocałunek. Pocałunek, który go porwał bez pamięci. Jego wargi wpiły się w jej usta, a jego dłonie złapały ją w tali. Siłą swoich mięśni, a także ciężarem swojego ciała “zmusił” ją by oboje zalegli na sianie. Kobieta tylko objęła go za szyję, by pociągnąć z sobą na sam dół Piekła. Bo z niebiem ani oni, ani ich żądza nie miały nic wspólnego.

Zaczął ją całować po szyi. Tym razem mocniej i drapieżniej. Dłonie jego w międzyczasie znalazły sobie inne zajęcie. Jedna z dłoni zaczęła pieścić jej pierś, chwytając ją od dołu i unosząc do góry. Jeden z palców zaczął dotykać jej sutka, przejeżdżając po nim. Chciał ją znów rozpalić. Jeszcze bardziej, ale to miał być dopiero początek. Przestał pieścić jej szyję, zaczął schodzić ustami niżej. Pierw zatrzymał się na piersiach. Badał je wzrokiem uważnie, a potem zaczął muskać je ustami. Początkowo robił to delikatnie, by z każdym pocałunkiem te stawały się coraz mocniejsze. Jego język delikatnie wodził wokół brodawek, od czasu do czasu łapiąc za sutki. Czasem to było delikatnie, a czasem mocniejsze graniczące z lekkim gryzieniem. Słyszał jak jej oddech przyspiesza, a serce pod piersiami wali. Gdy usta jego zajmowały się jedną piersią, dłoń bawiła się drugą. Chciał by obie były dopieszczone, a on sam czerpał z tego faktyczną radość. Arya mruczała z niczym kotka... lub raczej lwica. Choć ulegała mu, wciąż czuł, że oboje są drapieżnikami i z tego powodu... a może właśnie dlatego... pragną pożreć się wzajemnie. Nagle nogi kobiety oplotły go w pasie, dociskając do siebie, do rozgrzanej pożądaniem kobiecości. Nie mógł się wyrwać. I chyba nie chciał...
Ponownie wrócił do jej ust. Chciał spojrzeć w jej oczy. Patrzyła na niego. Zieleń i błękit znów uderzyły w siebie. Nie musieli rozmawiać. Wiedzieli o sobie wszystko, wiedzieli że zmierzają w to samo miejsce teraz. Ahab ponownie chciał zasmakować jej warg. A jego język pragnął dotknąć jej języka. Pocałował ją mocno. Bardzo mocno, a dłonie złapały ją za oba pośladki wpijając w nie palce. Ugryzła go za to, lecz gdy chciał cofnąć język zaczęła go ssać delikatnie... zmysłowo. W tym czasie ciało pod nim zaczęło się kołysać, zapraszając do wspólnego tańca.
Złapał ją za ręce mocno, tuż na wysokości nadgarstka i podniósł się delikatnie nad nią. Prawa ręka na chwilę powędrowała w dół, rozszerzając jej uda, a on sam wszedł w nią. Przygryzła wargę, lecz i tak nie powstrzymała sapnięcia, które wyrwało się z jej ust. Cichy jęk wyrażał zarówno ból i rozkosz. Popatrzyła mu w oczy, by był świadomy i dzielił z nią te uczucia. Zrobił to tak jak lubiła. Powoli i głęboko, lecz jednocześnie stanowczo i mocno. Gdy to się stało już faktem, znów złapał ją za ręce i ponownie pierw delikatnie i powoli zaczął wychodzić z niej, by znów mocno i głęboko się w niej znaleźć. Pocałował ją przy tym, tłumiąc jej krzyk. Mocno i drapieżnie. Chciał by czuła go. Nie tylko ciałem ale i czymś więcej. Tym co czuł do niej, i tym kim dla niego się stała. Kim była dla niego. Poruszał się raz wolno, raz szybciej. Zmieniał tempo jak i siłę z jaką się poruszał. Nie spieszył się. To był ich pierwszy raz, i choć nie był romantykiem, to chciał cieszyć się i delektować tą chwilą. W pewnym momencie puścił jej dłonie, a złapał mocno pod tyłkiem, delikatnie go unosząc do góry. Objęła go za szyję. Uśmiechnęła się wyzywająco. To zerwało kolejne łańcuchy oporów. Chciał w nią wejść jeszcze głębiej. Za każdym razem gdy w nią wchodził spoglądał w jej oczy. Były coraz bardziej zamglone. Rozchylone z rozkoszy wargi kusiły go, a ciało przyzywało. Teraz to ona przybliżyła usta do jego szyi, a gdy wszedł w nią, ugryzła go boleśnie, potęgując doznania.

To był ten czas. Ten moment. Zaczął poruszać się coraz szybciej, gdy poczuł jej zęby na swojej skórze. Jego ruchy stawały się coraz bardziej gwałtowne i szybsze. Znów złapał ją za ręce ale tym razem wplótł w nie swoje palce, jakby chciał przekazać że od teraz są jednością i należą do siebie. Świat pomiędzy nimi wypełniły uderzenia niczym bębny dzikich. To były ich ciała, ich serca. Za każdym razem jakby bliżej siebie, bliżej upragnionej jedności.

Spomiędzy jej warg wyrwał się słodki jęk. On sam zaczął ciężej oddychać, a czasem jakby brakowało mu powietrza. Poruszał się jednak coraz mocniej i szybciej, jego głowa znalazł się tuż obok jej. Usta jego całowały jej szyję, pieściły ucho. Czuł jak oplatające go uda drżą, przyciskając jeszcze mocniej do siebie. Z każdym pchnięciem wychodziła mu teraz na spotkanie. Wszystko to jednak było czystym chaosem, jego ruchy, dotyk aż w pewnym momencie zastygł bez ruchu. Jej ciało wygięło się w łuk, choć przygniatał je całym ciężarem. Czuł jak drży. Pod nim, koło niego, wokół niego. Podniósł się uśmiechając i patrząc w jej oczy. A potem zaległ koło niej, dotykając jej włosów i patrząc na nią z boku. Chciał coś powiedzieć, ale słowa ugrzęzły mu w gardle. Chciał jej powiedzieć jak ważna jest dla niego i wyjątkowa, ale nie umiał tego wykrztusić z siebie. Uśmiechał się więc po prostu. Słowa to tylko słowa, dla niego były ważniejsze rzeczy. Ona zaś patrzyła na niego teraz spod wpół przymkniętych powiek. Jej twarz była znów zagadką, lecz jej spojrzenie... Uspokajało go. Wiedział, że też to czuła. Delikatnie przetarła dłonią po jego czole, ścierając pot. Rozluźniła mięśnie, by mógł się uwolnić.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 08-11-2016, 17:41   #35
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Ścieżki losu prowadzą nas nieuchronnie w miejsca, które potrafimy dostrzec jedynie w mglisty sposób. Większość ludzi na co dzień nie zastanawia się, którędy wspomniane ich prowadzą. Przyjmują to za szarzyznę życia, przez co umyka im szerszy kontekst nieobcy każdemu bytowi. Tymczasem obserwacja własnego przeznaczenia oraz towarzyszących mu znaków to głęboka nauka, ucząca pokory a nawet samego sensu egzystencji.
Los można porównać do kluczenia poprzez szereg dróg. Od czasu do czasu rozwidlają się one i dokonujemy wtedy wyboru, którą z nich podążać dalej. Gdziekolwiek jednak pójdziemy, świat ma dla nas tylko jeden cel. Poznajemy go dopiero na końcu wędrówki. Możemy się miotać, zbaczać z trasy i zawracać. On wciąż pozostanie ten sam.
Mądry człowiek rzekł, że źle jest oceniać innych. Że kształtuje nas szereg doświadczeń na których nie mieliśmy wpływu. Bywa iż stajemy się poprzez nie zgorzkniali, oziębli, pełni złości czy urazy. Pomimo że od samego początku wzbranialiśmy się przed podobnymi uczuciami. Istotnie, w tym kto jest wstrzemięźliwy wobec osądów, tkwi wiele mądrości. Każde wydarzenie w naszym życiu jest niczym przekroczenie przez zamknięte dotychczas drzwi. Możemy tylko domyślać się co będzie za nimi i czym się staniemy, mijając ich próg. Pozostaje nam tylko racjonalizować sobie ten proces, przyjmując role jakie w danym momencie wydają się odpowiednie.
Nawet jeśli nieświadomie, dwójka zaczynała to rozumieć. Córka stała się Arya, a ta Iskrą. Syn nosił imię Ahaba, jednakże porzucił je i przyjął miano Kaznodziei. Byli innymi ludźmi niż przed laty, stąd rozumowanie w kategoriach przeszłego “ja” przestawało mieć sens.
A kiedy to do nich wreszcie dotarło, zatracili się w sobie.


Obserwowała go jak leży obok. Jeszcze niedawno był niczym żywioł, któremu oddała się z taką pasją. Teraz leżał spokojnie obok niej. Człowiek który zabił jej ojca. No właśnie. Czy to nadal był ten sam bandyta na tle płonącego Sonnenberg? Trudno było go tak nadal traktować. Nie po tym co właśnie zaszło.
Rozciągnęła się w promieniach, które z trudem przebijały się przez deski. Światło nabrało czerwonej barwy. Z trudem próbowała wyłowić moment, kiedy zasnęli. Pamiętała raczej plątaninę ciał, deszcz pocałunków, a potem… To było jakby cały świat zaczął pędzić na złamanie karku, a oni zastygli w samym epicentrum tego szaleństwa. Tysiące emocji, z których ciężko szło wyłowić jedno, jakie wiodłoby prym w apogeum namiętności.
Wisielec. Karta oznaczała stagnację. Coś musiało się zdarzyć, by strzelec mógł podążać dalej. Minąć kolejne drzwi. Teraz rozumieli to obydwoje.
Kiedy znów zwróciła do niego twarz, Preacher już nie spał. Spoglądał na nią spokojnie. Na ten jeden moment zdawał się obdarty ze swojej drapieżności i surowości.
Nim padło jakiekolwiek słowo, deski stajni gruchnęły i zadudniły o siebie. Dwójka poderwała się i w parę sekund dobiegła do połów drewnianych drzwi. Poprzez szparę ujrzeli przynajmniej tuzin zbrojnych, mierzących ze strzelb w kierunku budynku. Między nimi stał łysy, tęgi mężczyzna w poplamionym fartuchu. Na łańcuchach trzymał trzy ogary. Zajadały wściekle, rozpryskując wokół płaty gęstej śliny. Na ten widok kot kręcący się koło Aryi pierwszy raz okazał jakieś zdenerwowanie. Najeżył sierść i syknął.
Dalej, za całą tą scenerią ujrzeli Selmę. Przed nią klęczał Malcolm. Miał przepraszający wyraz twarzy. Z jego ust płynęła strużka krwi.
- Wychodźta jebańcy! Żeśmy w imieniu prawa są! - krzyczał dryblas z psami.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 09-11-2016 o 21:24.
Caleb jest offline  
Stary 15-11-2016, 08:48   #36
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Gdy się tylko obudził skierował swój wzrok na Iskrę. Nie wiedział czy mu to się przyśniło czy nie. Przestał jednak stać w miejscu. Zaryzykował i to ryzyko opłaciło się. Nie każdy ma w życiu tyle szczęścia. Jedni całe życie boją się, chowając za maskami i udawaną obojętnością, ale nie on. Też się bał, a mimo to zrobił ten krok. Lepiej coś zrobić i przegrać, niż nie zrobić i żałować tego. Leżał koło niej prawie nagi, taki jakim był w pełni. Dla niej był po prostu teraz Ahabem. Wiedział ile dla niego znaczy. Nie chodziło o seks. O dotyk. Chciał jej obecności. To ona go inspirowała i dodawała mu sił. Czas jaki spędzili w swoim towarzystwie odcisnął piętno na nim. Pchnął go do kroku. A potem się stało. Złączyli się. Byli jednością, a on nie stał już w miejscu.Uśmiechnął się nieznacznie, lecz nie dane mu było powiedzieć nawet słowa.

Deski stajni gruchnęły i zadudniły o siebie. Twarz Rewolwerowca napięła się w ułamku sekundy, by parę sekund później z przypiętym pasem, oraz strzelbą być gotowy. Spojrzał przez szparę i dostrzegł z tuzin ludzi. Do tego jakiś kutas z ogarami na łańcuchu.

Arya była już na nogach. Przez ułamek sekundy mógł jeszcze zobaczyć ją nagą,a potem szybko zarzuciła na siebie białą halkę i płaszcz. Wyglądało to może dziwnie, ale nie było czasu na wiązanie gorsetu sukni, a poza tym... to w kieszeni płaszcza schowana była talia kart Tarota - źródło mocy kobiety.

Tymczasem Ahab rozeznał się już w sytuacji. Dwunastu. Nie było tak źle. Grupa stała półkolem. Do najbliższego miał około 15 metrów. Do cwaniaka z psami 20 metrów. Dla jego Winchestera to nie był problem. Najmniejszy. Jego wzrok skierował się również na Selmę i Malcolma. Delikatnie zaczął mierzyć. Pierwszy miał być ten, który trzymał psy a druga Selma.

- Ubieraj się a potem osiodłaj swojego konia - rzucił, ale choć był to rozkaz to dało się wyczuć troskę w jego głosie. Nie był już kochankiem. Był kimś kto umiał zabijać. I był w tym naprawdę dobry.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 15-11-2016, 09:24   #37
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Iskra wydęła wargi jak prychająca kocica. Nawet nie fatygowała się odmową. Jej los złączony był z jego losem i nie zamierzała go opuszczać. Teraz bardziej niż kiedykolwiek widziała cel w przepowiedni, która ich dotyczyła.

- I dlatego przyszliście do nas w dwunastu i niewinnego człowieka pobiliście - rzucił Ahab do stojących na zewnątrz ludzi, cały jednak czas bacznie mierząc to wybranej przez siebie dwójki. Cokolwiek się stanie padną pierw dwa strzały. Zabójcze strzały. Skupił się.


- Doprawdy, Ottis. Dać ci namiastkę władzy, a rzucasz się jak świnia na trufle.


Zapałka powędrowała z kącika ust Selmy na piasek pod jej butami. Przeszła między swoimi ludźmi, puszczając Malcolma. Upadł na ziemię, ciężko dysząc.

- Sama szeryf kazała. Ukatrupili naszych ludzi - syknął wywołany i pociągnął łańcuchami, aby uspokoić wściekłe ogary.

Kobieta już mu nie odpowiedziała. Przeszła między swoimi ludźmi, wychodząc na przód grupy.

- To wy pierwsi przelaliście krew - podniosła głos w kierunku szopy - Mam prawo uznawać was za bandytów. A mimo to chcę z wami rozmawiać - jej ręce ostrzegawczo skierowały się do kabur, gdzie spoczywały dwa srebrne pistolety.

Ahab trzymał już palec na spuście. Jedynie mały ruch palcem oddzielał go od rozpętania piekła. Wymierzył i wstrzymał oddech. Na moment podjęcia ostatecznej decyzji świat jakby zatrzymał się w miejscu. I wtedy…

- Więc porozmawiajmy - czystym głosem rzekła donośnie Arya, kierując dyskretnie w stronę Selmy kartę Głupca, co miało ją i jej najbliższych towarzysz uczynić podatnymi na sugestie.

[MEDIA]http://www.wrozka24.bydgoszcz.pl/images/karty_tarota/glupiec.jpg[/MEDIA]

- Do rozmowy nie potrzeba jednak ani psów, ani broni. Nie trzeba też krzywdzić nikogo. Nie chcieliśmy ich zabić, lecz oni chcieli zabić nas. Czy tacy niesubordynowani podwładni warci są dalszego przelewu krwi? - zapytała.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 16-11-2016, 11:11   #38
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
- Nie zabiją was. Dopóki ja im nie rozkażę. A nic mi teraz po waszych trupach - Selma delikatnie uniosła jedną rękę.
Arya trochę znała się na ludziach. Nauczyła się że ich aura współgrała z gestami. Na przykład w tej sytuacji dłoń w górze oznaczała propozycję mediacji. Wciąż jednak utrzymywała czujną pozycję. Mowa ciała mówiła więc że istotnie chce rozmawiać, ale daleko będzie tu od łatwych kompromisów.
To już było coś. Nie mogli narzekać na ten scenariusz w obecnej chwili. Umiejętności Ahaba były wręcz niebywałe. Jednak ci tutaj mogli stanowić jedynie trzon większej bandy. Kto wiedział ilu jeszcze ludzi miała pod komendą Selma.
Tymczasem przedstawicielka tutejszej władzy odwróciła się do rzeczonego wcześniej Ottisa.
- Odsuńcie się. To dotyczy również pozostałych.
- Pani. Nie będziem przeca dyskutować z…
- Odsuńcie się - powtórzyła Selma, a coś w jej głosie sprawiło że wszyscy rzeczywiście przeszli piętnaście metrów w głąb alei. A może to już działała sama karta.
Lekko opuścili broń, lecz wciąż trzymali ją w pogotowiu. Właściciel psów kopnął jednego z nich, aby trochę się uspokoiły. Malcolm natomiast wciąż leżał twarzą do ziemi. Jednym okiem obserwował zajście.
- Wyjdźcie.
Bezpośrednio przed budynkiem pozostała już tylko Selma.

 
Caleb jest offline  
Stary 18-11-2016, 19:27   #39
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Ahab spojrzał na Aryę. Wahał się. Nie ufał Selmie. Najchętniej by pociągnął za spust i rozpętałby piekło. Strażnicy prawa. Dobre sobie. Znał takich jak oni. To było ich miasto i myśleli że, wolno im wszystko.

- Co sądzisz? - ufał Iskrze i jej osądowi.
- Zaryzykowała. My też nie powinniśmy być gorsi. - schowała kartę do kieszeni i w swoim niecodziennym stroju ruszyła do wyjścia ze stajni. Nim otworzyła wrota, obejrzała się na Ahaba i uśmiechnęła do niego delikatnie - Nie martw się na zapas, tatuśku.
- Poczekaj
- rzucił Ahab nim Arya otworzyła drzwi. Zaczął się ubierać. W milczeniu.
- Daj nam chwilę - krzyknął do Selmy przez zamknięte drzwi.

Zakładał w milczeniu ubranie. Sam przeciw 12. To było by wyzwanie ale nie chciał mieć krwi niewinnych na rękach. Przynajmniej póki nie znał ich zbrodni. W końcu ubrał się i podszedł do Iskry, która skorzystała z okazji, by założyć suknię i przygładzić nieco włosy. Dotknął jej policzka, jak robił to wcześniej. Spuściła wzrok. Czuła, że będzie naciskał.

- Proszę. Trzymaj się trochę z tyłu. Jeśli ołów zacznie przemawiać - zamilkł - uciekaj. Ja... dam sobie radę - nie dał jej dokończyć tylko musnął jej dłoń swoją ręką i otworzył drzwi stajni. Lekko wyjrzał
- Porozmawiajmy - rzucił do Pani szeryf a lufa Winchestera opuszczona była do ziemi.

Arya stała w miejscu i patrzyła na Rewolwerowca. Była zła, choć nie pokazywała tego po sobie. Mężczyzna wciąż niczego nie rozumiał. Niczego. Choć nie ruszyła się, rękę trzymała w kieszeni, gotowa w każdej chwili sięgnąć do kart.

Selma stała na oblanym słońcem placu. Tym razem miała na sobie lnianą kurtkę, a pod nią biały podkoszulek. Na nogach nieco przetarte już spodnie w podobnym, zgniłym kolorze co górna odzież.

Widząc przybyszy, lekko zmrużyła oczy i cmoknęła. Kiedy już podeszli bliżej, podjęła:

- Nie wiem skąd pochodzicie i jakie są tam zwyczaje. Ale w moim mieście nikt nie zabija bezkarnie drugiego człowieka. Tymczasem operując faktami mamy trzy trupy. Konkretnie ludzi działających z mojego ramienia. Skoro dobyli broni, to tylko dlatego że tego wymagał mój rozkaz. Jeśli tylko to uczyniło wam powód do zabijania, zostaniecie potraktowani i osądzeni jak mordercy.

- Czyli upoważniasz swoich ludzi by strzelali do nieuzbrojonych
- pokazał na Malcolma - grozili przechodniom, grożąc im śmiercią i gwałtem - rzucił ironicznie, będąc prawie pewien że jeśli usłyszy tak to wpakuje jej kulkę między oczy

- Ci ludzie nie zachowywali się jak podwładni szeryfa
- dodała rzeczowo Arya, wyjmując zagubioną słomkę siana z włosów.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 21-11-2016, 09:57   #40
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Selma w spokój wysłuchała słów dwójki. Przeciwwagą dla jej postawy było zachowanie ludzi stojących dalej. Zbrojni niecierpliwili się, rzucali złe spojrzenia.
- Zakładam że dobrotliwy Malcolm nie wspomniał wam dlaczego moi ludzie do niego przyszli. I oszczędził informacji o tym, że jawnie sabotuje moją politykę oraz zasady współżycia w mieście.
Zwróciła się do wspomnianego. Właściciel saloonu nieco dźwignął się i teraz siedział oparty na jednej ręce.
- Wiesz jakie mam zdanie o twoich rządach wiedźmo.
Szeryf rozłożyła ręce jakby mówiła “sami widzicie”.
- Chcę zatem wierzyć - kobieta kontynuowała przemówienie - iż zwyczajnie zabrakło wam wiedzy aby właściwie ocenić sytuację. W takim czy innym wypadku musicie odpokutować swoje winy.

Rewolwerowiec zrobił krok do przodu spoglądając na Selmę. Spojrzał jej głęboko w oczy i przez chwilę ważył słowa. Zastanawiał się co powiedzieć, od czasu do czasu kątem oka spoglądać na Tarocistkę.
- Wiedzy może nie mam odpowiedniej, ale gdy ktoś sięga po broń przeciw mnie, a mojej towarzyszce grozi gwałtem i bolesną śmiercią, musi się liczyć - na chwilę zamilkł by dodać powagi jego wypowiedzi - z tym że, ołów przemówi. Więc teraz Pani szeryf mamy impas. Bowiem nie zamierzam nigdzie iść z wami z prostego powodu. Nie ufam wam. Jeśli wybierzesz przymus rozpęta się piekło jakiego to miasteczko nie widziało. Być może zginiemy, ale ilu z was tu polegnie. Pięciu. Dziesięciu. A może ostatnie się jeden. Kto dostanie pierwszy kulkę. A kto dostanie kolejną. Moją pokutą jest to, że krew twych ludzi jest na mych rękach. I to musi Ci wystarczyć. Ten kto sięga po broń, musi rozumieć że stal i ołów to obosieczna broń - Ahab stanął dumnie wyprostowany, a dłonie miał opuszczone nisko. Ręce mu nie drgały, i wiedział jedno. Selma pójdzie na pierwszy ogień.
Takie słowa były jawną prowokacją dla niektórych. Kątem oka dostrzegł jak przynajmniej kilka luf podnosi się o kilkanaście stopni. Lecz rewolwerowiec nie zamierzał ustępować.
Chciał by jej ludzie zastanowili się nim wykonają ruch. Chciał by każdy zrozumiał że to on może nie wrócić do domu i swojej żony, dzieci czy kurwy. Stał przed nimi pewny siebie, albowiem prawda i racja była po jego stronie.

- Ja tworzę światło i stwarzam ciemności, sprawiam pomyślność i stwarzam niedolę. Ja, Pan, czynię to wszystko. Ja jestem jego sługą, i podążam tam gdzie ciemność panuje. Jeśli zaś wy służycie ciemności, pamiętajcie że Jego sługa tu jest - rzekł do Selmy głośno i wyraźnie. Bowiem Kaznodzieja się zaczął budzić w rewolwerowcu. Każdy winien mieć szansę wyboru. Każdy.
- Dość tego! - wyrwał się nagle dryblas w fartuchu - Nie będę słuchać tych bredni. Oni zabili moich kumpli!
Selma odwróciła się lekko przez ramię.
- Nie przypominam sobie, abyś wydawał tu rozkazy Ottisie. Niech skończy - ponownie spojrzała na Ahaba.
- Chcesz porozmawiać i znaleźć wspólny język, i zakończyć ten dzień tak by krew nie spływała po ziemi? - spojrzał w jej oczy ponownie - Wejdźmy we trójkę do stajni. Porozmawiajmy. Daję Ci moje słowo że, nie sięgnę po broń pierwszy. Nigdzie jednak z Tobą i Twoimi ludźmi nie pójdę. Po prostu Ci nie ufam.

Arya uśmiechnęła się pod nosem. Ahab był w formie, pokazując tym ludziom powód dla którego zwano go Kaznodzieją. Ona sama jednak nie rzekła nic. Była Iskrą, która podpaliła lont. Teraz, trzymając ręce w kieszeniach, czekała na wybuch.
Dopiero teraz poczuła na sobie wzrok Selmy. Przyglądała się jej badawczo. Zbyt dokładnie. Chwilę napięcia przerwały pokrzykiwania ludzi z tyłu, których podjudzał Ottis.
- Kara musi być!
- Żadnych układów!
- Mordercy!

Selma pochyliła głowę. Przybysze nie widzieli teraz jej twarzy, jedynie lekko rozwarte usta.
- Nie rozumiecie - powiedziała do własnych podkomendnych - To nie są zwykłe przybłędy.
 
valtharys jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:00.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172