Samantha Zanders
Kiedy Sam kliknęła “wyślij”, odłożyła smartfona na uchwyt i sięgnęła ku kluczykowi, żeby odpalić samochód, zamiast cichego pomruku silnika usłyszała ogromny huk i brzęk tłuczonego szkła. Skuliła się instynktownie, wciskając w fotel. W tym samym momencie poczuła, że autem wstrząsnął bardzo mocny podmuch i usłyszała, że w dach jej chevroleta uderzają kawałki… czegoś. Kilka samochodów przed nią i za nią zaczęło wyć.
Kobieta otworzyła drzwi i na wpół wysuwajac się z siedzenia, spojrzała z powrotem na budynek muzeum - to z dziur. które były kiedyś oknami, na co najmniej drugim i trzecim piętrze wydobywał się dym, a wszędzie wokół walały się kawałki fasady budynku oraz szkła.
Samantha wsunęła się z powrotem do samochodu, sięgając po telefon i wstukała “911”.
- 911, jaki jest powód twojego wezwania?
Ale nim Sam zdążyła odpowiedzieć zauważyła, że z budynku wybiega znajomy mężczyzna w różowej koszulce, a za nim biegnie drugi, w eleganckim garniturze.
Melissa Waggoner i Jayden Blackleaf
Five Guys Burgers and Fries było dokładnie po drodze do Tisserie i Jay z satysfakcją zjechał na wolne miejsce parkingowe. Burger i frytki to było dokładnie to, czego oboje z Lissą potrzebowali po perypetiach z samochodem.
- Inaczej to wszystko planowałem - oznajmił Jay, opierając się o ladę. Zdecydowanie wolał w tej chwili zapach smażonego mięsa wołowego i wieprzowego, bo kurczaka na pewno by nie zniósł.
Lissa spojrzała na niego z uśmiechem, odbierając papierową torbę z zamówieniem. Postanowili, że zjedzą na zewnątrz, nie chcieli grzać się w dusznym wnętrzu małego baru, a dyskretne przysiądnięcie w okolicach samochodu wydawało się znacznie rozsądniejsze.
Jay oczywiście zapłacił, nie dyskutując nawet ze swoją towarzyszką. Melissa wiedziała, że po prostu przyniesie mu kiedyś w zamian zakupy, nie wdając się w rozważania na temat tego, kto wydał więcej, a zamierzała naprawdę porządnie zaopatrzyć jego lodówkę.
Oboje podeszli nieco bliżej swojego środka transportu, jednak dziewczyna świetnie wiedziała, że jedzenie w środku nie wchodzi w grę. Ba, sama byłaby gotowa zdzielić Jaydena za choćby i próbę takiego zachowania, nawet jeśli był to jego własny samochód. Ale wiedziała, że ten również nawet nie pomyśli o takim rozwiązaniu. Mężczyzna oparł się wygodnie o skrzynkę z gazetami, a Lissa położyła na niej torbę i zaczęła wydobywać lekko parzące w palce burgery, owinięte w kolorowy papier Five Guys Burgers.
Nim jednak którekolwiek zdążyło się wgryźć w swoją kanapkę, ich uszu dobiegł potężny huk, aż ziemia pod ich stopami się zatrzęsła. Nim Lissa zdążyła cokolwiek zrobić, Jay rzucił się na nią, zgarniając w swoje ramiona i przyciskając do skrzynki gazetowej.
Jennifer Jones
Daniel nie wyglądał na przekonanego.
- Może ktoś na serio robi sobie niezdrowe żarty? - Zasugerował ponownie, wyciągając rękę w stronę twarzy J.J, jednak nim odgarnął kosmyk z jej policzka, cofnął ruch, jakby nieco speszony.
- Chcę ci pomóc, nieważne o co w tym wszystkim chodzi. Wiesz o tym, prawda? - Ciężko było określić, czy martwi się po prostu o nią, czy o jej… stan psychiczny. Wyglądał na zmartwionego, ale również zdeterminowanego. - A może zadzwonimy po prostu na policję? Ktoś cię prześladuje w końcu... - zawiesił głos, zdając sobie chyba sprawę, jak głupie byłoby zgłoszenie dziwnych snów, powiązanych z jednym, nieszkodliwym przecież sms-em.
Daniel spojrzał na nią z troską, kładąc ostrożnie rękę na jej kolanie. Otworzył usta, żeby zapewne jeszcze coś powiedzieć, ale w tym momencie niespodziewanie włączył się odłożony na bok Macbook Jenn.
- Przerywamy nasz program, aby poinformować państwa o wybuchu, do którego doszło w Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Nie wiemy jeszcze, czy był to atak terrorystyczny i czy są jakieś ofiary, ale nasza ekipa już jedzie na miejsce incydentu. Oto film, przesłany nam przez przechodnia, który był świadkiem całej sceny.
Jenn spojrzała w ekran, nie tyle zaciekawiona podawaną informacją, co zdziwiona reakcją swojego laptopa. W kadrze mignęła jej znajoma sylwetka, stojąca przy jednym z samochodów - dziewczyna, którą J.J widziała w swoich snach…
Maya Moore i William Waggoner
Rozmowa z kimś, kto rozumiał i potencjalnie “przeszedł” to samo była bardzo odświeżająca. Niczym zapewnienie, że nie oszaleli, że dziwne sny nie przydarzyły się indywidualnie i że coś w tym jest. Musi przecież być, prawda?
Maya pochylała się nad swoimi naleśnikami, dzieląc uwagę między talerz, a parę siedzącą naprzeciwko. Byli tacy… ładni i tacy wypolerowani. Szalone przeżycia widać nie dzieliły ludzi na klasy społeczne.
- Jesteś dziennikarką? - rzuciła nagle do Natalie - William coś wspomniał. Chcesz o tym… - zrobiła nieokreślony kolisty ruch ręką, w której trzymała widelec - napisać? Ale że powieść? Reportaż, jakkolwiek by to głupio nie brzmiało? - Może jak już będzie po wszystkim, cokolwiek by to nie było, dałoby się na tym szaleństwie zarobić. Groszem się nie gardzi w końcu. Nagle Mayi wpadła do głowy kolejna teoria. - Może ktoś na nas eksperymentuje i dałoby się dostać z racji tego odszkodowanie?
William patrzył z ciekawością, na nieco za skąpo odzianą koleżankę.
- Brzmi jak ciekawa teoria. Prawdopodobna. I nawet nie szalona. Chyba gdzieś już obiła mi się podobna myśl. - Will sięgnął przy tym ku swojej filiżance, ale nim zdążył dotknąć porcelanowego uszka, lokalem gwałtownie wstrząsnęło, a szyba w witrynie kawiarni z donośnym dźwiękiem pękła, nie rozsypując się jednak.
Kilku gości zerwało się ze swoich miejsc, przewracając krzesła i wybiegając na ulicę, pokazując sobie palcami chmurę dymu, którą widać było nad budynkami.