Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-10-2016, 20:16   #51
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Jedna odpowiedź o niczym specjalnym nie świadczyła, dwie... albo padł ofiarą zdecydowanej zmowy dość licznej grupy, albo też trafił gorzej (lub ciekawiej), niż sądził. Bez chwili wahania odpisał na wiadomość Samanthy:

Cytat:
- Proponuję Tisserie, za godzinę. Zapraszam też Mayę.
Podobną wiadomość, ze zmienionym jedynie imieniem, wysłał do Mai. Spojrzał na Natalie.
- Zgodzą się?
- Ciekawość ludzka nie zna granic - powiedziała Natalie - a ciekawość kobiety...
Na ten temat William wiedział co nieco, jednak wolał się nie wypowiadać. Bo co można było powiedzieć o ciekawości kobiety-reportera? Bardzo dużo, a czasami nawet za dużo. Po co więc ryzykować?


Cytat:
Godzina może mi nie starczyć. Będę mogła się tam pojawić z poślizgiem do półtorej.

Odpowiedź na wiadomość od Samanthy poszła natychmiast.


Cytat:
Będę czekać.

Czekając na drugą odpowiedź Will chwycił komórkę i z Ulubionych wybrał drugi z kolei numer.
Chwilę czekał, nim Lisa odebrała.
- Cześć, siostrzyczko - powiedział. - Masz trochę czasu?
- Hej! - odezwał się głos Melissy. - Dla ciebie zawsze, co się stało?
Will przez ułamek sekundy milczał.
- Dobrze by było, gdybyś zabrała ze sobą Jaya, jeśli możesz go gdzieś złapać. Skontaktowałem się z dwiema dziewczynami od Apostoła. Jesteś zainteresowana rozmową?
- Wiem o spotkaniu. Jedną właśnie spotkaliśmy - odparła mu z niezadowoleniem w głosie. - AKURAT pod jej mieszkaniem zepsuło nam się auto. Will, to po prostu nie mógł być przypadek -dodała z niepokojem w głosie. - To się dzieje naprawdę…
- Nam? - Will najwyraźniej był zainteresowany tylko jedną stroną tego spotkania. Nie skomentował ani 'zepsuło się', ani powodu niezadowolenia, ani - zdecydowanie najważniejszego 'jedną spotkaliśmy'.
- Oj, już mi odpuść - fuknęła siostra. Westchnęła. - Przepraszam, ale to wszystko jest ciężkie do ogarnięcia - dodała już bez unoszenia się.
- Nie jesteśmy sami w tej biedzie - odparł Will. - Może to i lepiej. A dlaczego jesteś niezadowolona? To była Sam czy Maya? I co się stało?
- Samantha - mruknęła. - Will, ja po prostu nie sądziłam, że to jest takie poważne. Nie zakładałam, że ktoś poza nami tego doświadczył. Myślałam że te zjawy, to zjawy, a nie prawdziwe osoby z rzeczywistości. A może my się tylko zatruliśmy czymś? Może wszyscy wczoraj to samo jedliśmy? - dodała na koniec bez nawet cienia nadziei.
- Mam nadzieję, ze gdy się spotkamy, to zdołamy coś wyjaśnić. Może mamy jakichś wspólnych znajomych, byliśmy tydzień temu w tej samej knajpie, kupiliśmy wino tej samej marki w tym samym sklepie. Z pewnością znajdziemy jakiś punkt wspólny. A potem zaczniemy się zastanawiać, jak wybrnąć z tej sytuacji. Co parę głów... Co się stało samochodowi? - zmienił temat. - Jakie ma szanse? - dodał ciszej.
- Prędzej czy później się spotkamy. Jak auta nie naprawimy, to dzwonię po lawetę - ostatnie słowa powiedziała ciszej, jakby nie chciała by ktoś podsłuchał. - No właśnie w tym rzecz, że nie powinno się to stać. To nie sprawa silnika, ani sprzęgła... Szczęśliwie to klasyk, więc, jak to dziadek mawiał, go można naprawić kawałkiem drutu i młotkiem - westchnęła.
- Los... Przeznaczenie... - Will również westchnął. - Spotkanie w Tisserie, za godzinę. - Na wszelki wypadek przekazał informacje o spotkaniu. - Chwila...


Dłoń Natalie, stukająca w ekran laptopa, na moment odwróciła uwagę Willa od rozmowy. Maya również odpisała, po kilku minutach od dostania wiadomości.


Cytat:
Dobrze. Ale nie będę miała dużo czasu. O 18 muszę być w pracy.

Cytat:
Dobrze

Po wysłaniu tej informacji Will mówił dalej.
- Maya też będzie - powiedział. - Trzymam więc kciuki za wasze szybkie się zjawienie.
- Ja też trzymam kciuki, że mustang w końcu odpali - odparła Melissa. - To do zobaczenia, braciszku.
- Pa, siostrzyczko.


Po zakończonej rozmowie obrócił się do Natalie.
- Ubieraj się, skarbie. Włóż na siebie coś, w czym nie będziesz wyglądać jak rasowa dziennikarka i jedziemy.
 
Kerm jest offline  
Stary 01-11-2016, 17:53   #52
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację


Tisserie, jedna z najbardziej popularnych kawiarni w Nowym Jorku, czekała na gości od siódmej rano do ósmej po południu.
Maya weszła do kawiarni pewnym krokiem. Całkowicie ignorowała spojrzenia, posyłane jej przez niektóre z siedzących tu osób. Nic dziwnego. Jej ubranie




było zdecydowanie nietypowe. Zwłaszcza jak na kawiarnię.
Dziewczyna wzrokiem szukała znajomych jej twarzy. Czy Will i Samantha już tu byli?
Will podniósł się na widok wchodzącej. Uniósł rękę i zrobił dwa kroki w kierunku wejścia. Maya odmachnęła, jakby dając tym znać, że go zauważyła i podążyła w stronę stolika.
- Witaj. - Will uśmiechnął się. - Natalie, to jest Maya - przedstawił Mayę siedzącej przy stoliku młodej kobiecie. - Mayu, to jest Natalie, moja Pani.
Ostatnie słowo powiedział takim tonem, że łatwo było się domyślić, co łączy tę dwójkę.
Czarnowłosa uniosła brwi na widok towarzyszki Willa, i nie chodziło o to, że nie spodziewała się, że przyjdzie z kimś. Po prostu nie spodziewała się, że przyjdzie z kimś, kogo ona nie widziała “TAM”.
- Eeeeee… czy… - Zamiast więc kulturalnie przywitać się, wyglądała jak ktoś zbity nieco z tropu. W końcu myślała, że będą rozmawiać o czymś, co czyniło z nich wariatów. Przyprowadzać więc osoby postronne?
Will odsunął krzesło, by Maya mogła usiąść.
- Natalie upewniała mnie, że nie oszalałem - powiedział. - I pomogła mi znaleźć ciebie i Samanthę na facebooku. Specjalnie założyła mi konto.
- Sam powinna się zjawić w przeciągu pół godziny - dodał. - Zjesz coś? Wypijesz?
- Dzięki - powiedziała Maya pod adresem odsuniętego krzesła, na które też usiadła zaraz zakładając nogę na nogę - Z chęcią, kawy. Serio nie bałeś się, komuś powiedzieć? - zapytała dziewczyna z pełnym podziwu głosem. - Historia pewnie brzmi tak, że powinno się nas zamknąć w wariatkowie. - To stwierdziła patrząc na Natalie, jakby mówiła do niej, nie do Willa.
- Ona jeszcze nie może mnie nigdzie zamknąć - odparł Will, co Natalie skwitowała uśmiechem. - Najpierw zadzwoniłem do dwóch osób, które też były z nami. Pamiętasz tego gościa, co tak się kłócił z Apostołem?
- Jasne, że tak. - Maya z pewnym wahaniem spojrzała na Willa, po czym przesunęła dłonią po włosach. - Jak mu było...
- Jay. Razem z nim trafiła tam moja siostra. Do niej dzwoniłem z pierwszego snu, a gdy się znalazłem dziś rano, w domu, ponownie. Na nią zawsze mogę liczyć - powiedział Will. - Natalie była świadkiem tej porannej rozmowy - dodał.
- Nie zmuszałam go do żadnych zeznań. - Natalie uniosła ręce w obronnym geście. Równocześnie na jej twarzy pojawił uroczy uśmiech.
- Co państwu podać? - przy stoliku pojawiła się kelnerka. Jeśli cokolwiek sobie pomyślała na widok stroju, w jakim zjawiła się tu Maya, to nie zareagowała najmniejszym nawet drgnięciem brwi.
- Dla mnie kawa. Mała. Czarna - poprosiła Maya, nawet nie patrząc na kelnerkę, tylko przyglądając się zaciekawiona dwójce przed nią. - Siostra? I jej chłopak?
- Kawa, czarna, herbata, bez cytryny, dwie rurki z kremem i sernik. - Natalie bez chwili wahania złożyła zamówienie. Bez wątpienia znała gust Willa, bo ten nie zaprotestował.
Kelnerka skinęła głową i odeszła.
- Podobno tylko znajomy - powiedział Will.
- Chciała nam zostawić wolną chatę - dopowiedziała Natalie, najwyraźniej nie przejmując się oczywistymi wnioskami, jakie można było z tych słów wyciągnąć.
- Ciekawe… to dlatego byliście w jednym pokoju. Ja nie znałam nikogo z obecnych tam osób i cóż raczej nigdy nie spotkałam po za tym razem. No i Samanthą, bo z nią widziałam się rano. Spójrzcie… - poprosiła dziewczyna po czym, zaczęła szperać w swojej wielkiej czarnej torebce. Po chwili wyłożyła na stół… Władcę Pierścieni Tolkiena. Ale widocznie nie o to jej chodziło, gdyż książkę zaraz otworzyła podając parce zapisaną kartkę papieru.




Cytat:
ZAGADKA: Imię, Echo, Tajemnica, Wspomnienie, Czaszka


POKÓJ 1: Maya: obraz “impreza w klubie z wyjściem EXIT”; postać mała kobieta, fioletowa skóra, rogi; okno


POKÓJ 2: Sam: obraz “plama krwi na płótnie”; postać kobieta rodem z s-f; straszne dziecko


POKÓJ 3: Will, Lisa, Jay: biblioteczka; postać kobieta skąpo ubrana rodem z arabskich baśni; okno


POKÓJ 4: ?


POKÓJ 5: ?

- Widzę, że fachowo podeszłaś do zagadnienia. - Natalie z uznaniem skinęła głową. - Mój styl działania.
- Na suficie w naszym pokoju - dorzucił Will - kasetony ozdobione były... Rysunki przypominały oskubanego kurczaka, na którym ktoś namalował oczy, usta i nos.
- Oh… naprawdę? Gdy pytałyśmy o obrazy nic nie mówiłeś. - Maya przesunęła kartkę w swoją stronę. Po tym zaczęła szukać zawzięcie długopisu w dużej damskiej torebce.
- Proszę. - Will wyciągnął firmowy długopis i podał dziewczynie. - Wtedy wyleciało mi to z głowy - przyznał.
- Dobrze, nie szkodzi… czy ja wiem, czy fachowo… lepiej czasem coś spisać, wtedy widać całość - Czarnowłosa wzruszyła ramionami. - Dzięki, właśnie tego szukałam w odmętach torebki. Wiesz, kobiece torebki nie mają podobno dna. - Maya mrugnęła okiem do towarzyszki Willa. Po otrzymaniu długopisu dopisała informacje o obrazie na swojej karteczce.
- Gdy rozmawiałem z Lisą - powiedział Will - doszliśmy do wniosku, że powinniśmy spróbować jakiś wspólny dla nas wszystkich punkt. Powód, dla jakiego spadł na nas ten wątpliwy zaszczyt.
Przerwał na moment, poczekał, aż kelnerka postawi zamówione rzeczy.
- Dziękuję. - Skinął głową dziewczynie.
Gdy ta odeszła, ponownie spojrzał na Mayę.
- Teoretycznie może to być coś, czym się różnimy od reszty świata.
- Hmmm… - mruknęła Maya zamyślonym tonem, równie zamyślonym wzrokiem patrząc na Willa. - To nie będzie łatwe. Nie znamy się, więc odnalezienie tego punktu oznaczałoby - dziewczyna rozłożyła ręce - godziny opowiadania sobie o sobie nawzajem? Sama nie wiem. Bo jak inaczej?
- Lisa sugerowała, że coś zjedliśmy lub wypiliśmy - powiedział Will - ale to jest mało prawdopodobne. Raczej nie jadamy w tych samych miejscach, w każdym razie Lisa i ja mamy wspólne posiłki rano i wieczorem, jeśli się zgramy w czasie. W ciągu dnia zdecydowanie nie ma na to czasu. No i mamy wspólną lodówkę.
- Wino, woda? - dorzuciła Natalie. - Butelki od tego samego dostawcy mogą trafiać w różne miejsca.
- Wieczorem, nim to się stało piłam wino - przyznała Maya - ale to było… zwykłe tanie wino. - Nieświadomie przejechała przy tym wzrokiem po ciuchach Natalie i Willa. Jakoś nie sądziła by mogli tak jak ona pić coś… taniego.
Po Willu nie było widać, by miał się przejąć jakością spożywanego przez Mayę trunku.
- My nie zdążyliśmy nic wypić - powiedział. Ugryzł kawałek sernika. - Grupa krwi? Miejsce urodzenia, zamieszkania? Znak zodiaku? - Rzucił kilkoma propozycjami. - Jakieś miejsce, w którym byliśmy? Najgorsze to to, że nie wiadomo, kiedy ten ktoś nas sobie upatrzył.
- Zero Rh plus. Brooklyn. Brooklyn. Koziorożec. Mieejsceee….eee… nie wiem, ZOO? Nocny klub? - Maya rozłożyła ręce w geście “nie mam pojęcia co powiedzieć”. Zresztą w tej samej chwili jej torebka zapiszczała charakterystycznym dźwiękiem, którym większość telefonów komórkowych oznajmia wszem i w obec “masz wiadomość”.
- Sprawdź - poprosił Will, zostawiając na później swoje 'zeznania'.
Maya znów rozpoczęła rytuał szukania czegoś w damskiej torebce. Wyglądała przy tym na nieco roztrzepaną. Tym razem jednak poszło szybciej.
- To od Sam. Pisze, że zaraz będzie i pyta czy ja już jestem. - Czarnowłosa od razu zaczęła pośpieszne odpisywanie na wiadomość. Krótko: jestem, czekamy.
- Krew się zgadza. - Will wrócił do poprzedniego tematu. - Poza tym nic. Teksas, Manhattan, Lew. W ZOO nie byłem od wieków, w nocnym klubie też.
- Może jednak coś zjesz? - zaproponował. - Akurat coś przegryziesz, zanim Sam się zjawi.
Maya siorbnęła kawy, póki ta była ciepła. Zastanawiała się przy tym, czy skoro Will tak proponuje jej jedzenie, oznacza to, że będzie za nie płacił. Jej nie było stać na to, by zostawić majątek w kawiarni. Prędzej kupiłaby Emmie paczkę cukierków, mała skakałaby z radości…
W odpowiedzi zaś, pokręciła tylko przecząco głową.
- Jeszcze z głodu umrzesz - powiedział Will, przyglądając się Mayi. - Chyba się nie odchudzasz, prawda? - Rzucił okiem na talerzyk Natalie, z którego już zniknęła jedna rurka z kremem.
- Wiem, że ja wszystkich zaprosiłem - dodał - ale nie bój się. Nawet jeśli wybierzesz największe ciastka z całego zestawu, to nic się nie stanie. Ponoć pełny żołądek rozleniwia, ale pusty nie sprzyja myśleniu... a jeśli ja coś dla ciebie zamówię i się okaże, że nie trafię w twój gust, to będziesz się męczyć i robić dobrą minę do złej gry.
- Noo dobra - Maya starała się zrobić minę męczennicy, której każą coś zjeść. Chociaż w głębi duszy cieszyła się (więc mogło jej to nie do końca wyjść). Chociażby dlatego, że nie wparuje później głodna jak wilk do pracy, jeśli nie zdąży zahaczyć tańszego lokum. - W takim razie, może naleśniki. - Dziewczyna wskazała jedno z chyba najrozsądniejszy dań jeśli chodzi o cenę i możliwość najedzenia się.
Will poszukał wzrokiem kelnerkę i poprosił ją do stolika.
- Porcję naleśników - poprosił - z...? Co pani proponuje? - Spojrzał na kelnerkę.
- Dzisiaj polecamy z serem i malinami - odpowiedziała zapytana. - I z polewą czekoladową.
Maya pokiwała tylko potakująco głową, patrząc na Willa.
- Z podwójną polewą - poprosił Will. - I jeszcze jedną małą czarną.
Kelnerka skinęła głową, po czym zniknęła na zapleczu.
- Dziękuję - odparła Maya, chociaż jeszcze nie dostała naleśników, ale za sam fakt zamówienia ich i chęci Willa na pewno to słowo mu się należało. - Czyli ten… wracając do tematu,- ‘albo zmieniając temat’ pomyślała Maya - nic nam póki co nie pasuje.
- Prócz grupy krwi... Gdyby to był konkurs krwiodawców, to byśmy pasowali. - Uśmiechnął się. - Może oglądaliśmy w kinie ten sam film, odpowiadaliśmy w jakiejś ankiecie, jechaliśmy tą samą taksówką.
Możliwości były miliony, niestety.
- Ostatnio byłam na bajce. Chodzicie do kina na bajki dla dzieci? - Popatrzyła na Willa z powątpiewaniem. - Ankieta, taksówka,... niemożliwe. - Pokręciła przy tym przecząco głową. - Może to coś co wydarzyło się dawno temu, a teraz po prostu nadeszła pora? Myślę, że tak będzie nam ciężko do czegoś dojść.
Kelnerka postawiła przed Mayą talerz z naleśnikami




i kawę, po czym ponownie zniknęła.
- A co robiłaś w tym śnie, czy jak to nazwać, zanim znalazłaś się w pokoju i dostałaś zagadkę? - Will zmienił temat.
- Cóż… obudziłam się w innym miejscu niż powinnam. Nie było w niej mojej córki, mój narzeczony nigdy nie zginął w wypadku, tylko zwyczajnie po kilku latach znajomości zerwał, a moja siostra… tryskała pełnią zdrowia. Zachowywałam się więc jak wariatka, zawieźli mnie na obserwację do szpitala… - wyznała, tylko na początku patrząc na Natalie i Willa, później na talerz z naleśnikami. Zresztą gdy urwała, akurat z apetytem, lecz niezbyt nachalnie zajęła się jednym z nich.
- Narzeczony nie zginął? - zainteresował się Will. - W przypadku Lisy i moim historia się zmieniła, bo nie zginął nasz dziadek.
- Ale on zginął, gdy byłam już w ciąży z Emmą. Zaś jej nie było w tym świecie w którym się obudziłam - odpowiedziała, gdy na chwilę zwolniła usta.
- Czyli to pewnie nie to... - Will był nieco rozczarowany.
- Może ktoś jeszcze żyje w tamtym świecie, a w moim nie. Wcześniej… Tyle, że moja siostra ma siedemnaście lat… jeśli cały świat miałby się zmienić, to dlatego, że od urodzenia jest zdrowa. Tak myślę… - przerwała mu Maya.
- Siedemnaście lat? Musiałbym poszperać w kronikach rodzinnych, żeby się dowiedzieć, co się działo te siedemnaście, osiemnaście lat temu - powiedział Will. Dokończył sernik. - Czy dowiedziałaś się czegoś więcej, czy też ten szpital uniemożliwił ci poszukiwanie innych różnic?
Maya wzruszyła ramionami.
- Cóż… byłam w szoku, nie wiedziałam co się dzieje… - wytłumaczyła, a to mówiło samo przez siebie. Niczego nie szukała.
- Ja ci się nie dziwię - powiedziała Natalie. - Sama nie wiem, jak bym się zachowała w takiej sytuacji.
- Pierwsze, co zrobiłem, to zadzwoniłem do Lisy - przyznał się Will. - Ona dla odmiany miała córkę i męża. Jaya, właśnie.
- Wyglądało, jakby ktoś jej zrobił zadziwiająco głupi kawał - dodał.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.

Ostatnio edytowane przez Kerm : 01-11-2016 o 19:24.
Wila jest offline  
Stary 01-11-2016, 21:31   #53
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu

Odsiecz nadchodziła. Już wkrótce… no właśnie… co właściwie chciała zrobić, kiedy jej rycerz już się zjawi?Opowiedzieć mu o tych… wizjach? snach? zdarzeniach? Tylko co mu właściwie miała opowiedzieć? Że obudziła się jako policjantka, potem ni z tego, ni z owego znalazła się w zapuszczonej kuchni, by ostatecznie w podziemnej grocie urządzić sobie pogadankę z przykokszoną puszką po groszku każącą się nazywać Apostołem. Tak... to brzmiało jak plan. Szkoda tylko, że cholernie kiepski plan.

”Jestem w czarnej dupie” - oceniła chłodno kobieta, po czym zapaliła papierosa dla rozjaśnienia umysłu.

Nim pierwsza dawka nikotyny zdążyła przeniknąć do krwi, wnętrze sypialni rozbrzmiało melodią ze znanej komedii. Choć bardzo lubiła tę melodię, w pierwszym momencie Jennifer podskoczyła. Przez chwilę biła się z myślami, czy odebrać, bojąc się tego, któż mógł dzwonić. W końcu jednak coś na kształt zdroworozsądkowości wygrało nad irracjonalnym strachem. Wytłumaczyła sobie, że skoro Apostoł nie dzwonił za pierwszym razem, to teraz również nie mógł być on. Spojrzenie na wyświetlacz telefonu potwierdził jej przypuszczenia. To nie był Apostoł. Było znacznie gorzej...


I znów nastała chwila wewnętrznej walki. Odebrać i narazić się na utratę poczytalności, czy też nie odebrać i liczyć się z tym, że matka będzie wydzwaniać co godzinę? W końcu i tak Jen będzie musiała odebrać. Chociażby dla świętego spokoju. Swoją drogą co też ta kobieta mogła chcieć? Przecież widziały się nie dalej jak wczoraj…

- No cześć, mamo. - zaczęłą J.J. siląc się, by jej głos brzmiał jak najbardziej naturalnie i pogodnie. - Co u was? Jak się czuje tata?
- Witaj skarbie. U nas bez zmian. Tata, jak to tata, narzeka, że musi leżeć. Nie słucha lekarzy i już planuje co też będzie robić, jak tylko wyrwie się ze szpitala.

Pani Jones była typową kobietą z bagażem 35 lat małżeństwa na karku. Kochającą i troskliwą, ale jednocześnie nieustannie narzekającą na męża. W sumie Jen po części nawet ją rozumiała. Ojciec nie był typem człowieka, z którym łatwo wytrzymać pod jednym dachem.

- Rozumiem.

Jennifer westchnęła w myślach. Najwyraźniej matka dzwoniła tylko po to, by urządzić sobie pogaduszki z ukochana cótką. A to była cholernie nieodpowiednia pora na beztroskie pogaduszki.

- Wiesz, tak sobie pomyślałam... - Wendy Jones zawiesiła głos, co dobitnie świadczyło o tym, że nie był to pomysł świeży, lecz dogłębnie przemyślany.

Oho! Zaczyna się...

- Może przyjechałabyś na następny weekend? Tata wychodzi w piątek ze szpitala. Na pewno bardzo by się ucieszył.

Poczucie obowiązku i wina w powodu jego niedopełnienia. Cudowna broń w rękach wprawnego szermierza, a takim mama Jones bez wątpienia była. Lata praktyki robiły swoje.

- Pomyślę o tym - zapewniła skrupulatnie Jennifer.

Nie ma, kuźwa, takiej opcji!

- Upiekłabym szarlotkę, przygotowała coś dobrego na obiad. Może kaczkę? Oboje z ojcem lubicie kaczkę.

Mama była jedną z tych osób, które nie potrzebowały rozmówcy do udanej konwersacji. Właściwie to Jen miała czasem wrażenie, że druga strona jedynie jej przeszkadza.

- Poszlibyśmy we trójkę na jakiś spacer. Może do kina, albo odwiedzić Jamie’go?
- Zobaczymy, mamo. Ale nie jestem pewna, czy słodycze, tłuste mięso i wizyta na cmentarzu to dobry pomysł na weekend dla zawałowca - dziewczyna odważyła się skrytykować pomysł matki. Wizja rodzinnego weekendu mogłaby być nawet kusząca. Mogłaby, gdyby to nie była jej rodzina.
- Och, przecież to tylko luźne propozycje! Nie musisz od razu się obruszać! - prychnęła mama.

Powiedziała ta, co to się wcale nie obrusza

- Przepraszam, mamo, nie chciałam być niemiła - J.J. pokajała się jak przystało na córkę marnotrawną. Właściwie to nie czuła skruchy, ale to przecież nie miało aż takiego znaczenia.
- To co, przyjedziesz? - żal w głosie matki bardzo szybko został zastąpiony przez radosne oczekiwanie. Najwyraźniej sądziła, że poczucie winy zrobi swoje i skłoni niepokorną córkę do podjęcia właściwych decyzji.
- Zobaczę, co da się zrobić - odparła wymijająco Jen - A teraz przepraszam, ale muszę kończyć.

Rozłącz się! Do cholery, rozłącz się, bo to się nigdy nie skończy!

- Coś się stało, kochanie?

Matczyny szósty zmysł był nieomylny. Stało się, oj stało! Niestety, chociaż szósty zmysł działał świetnie, siódmy zawodził u Wendy Jones i kobieta nie wyczuwała, gdy jej pociecha chciała spuścić nad jakimś zagadnieniem zasłonę milczenia. Subtelne aluzje do niej nie docierały, podobnie jak postawienie sprawy jasno.

- Nie, mamo, nic się nie stało. Po prostu jestem zajęta.
- Wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć? - mama nie dawała za wygraną. Cała ona.

Ta, jasne! Mogę!

- Oczywiście, że wiem. To nic takiego, spokojnie. - panna Jones skłamała gładko. Kłamanie chyba wchodziło jej w nawyk. - Naprawdę muszę już kończyć. Zadzwonię do was w tygodniu, obiecuję.

Składanie obietnic też jej ostatnio gładko wychodziło. Równie gładko, co ich niedotrzymywanie.




Gdy przyszedł, była rozczochrana, miała na sobie spodnie od dresu i niewyjściowy T-shirt. Gdy przyszedł, siedziała z kawą, laptopem i fajką w swoim małym centrum dowodzenia wszechświatem - na kanapie w salonie. Gdy przyszedł, była bliska załamania nerwowego. Czekając na niego usiłowała zająć czymś myśli. Usiłowała przypomnieć sobie jak najwięcej szczegółów ze swoich wizji. Bo przecież im więcej szczegółów, tym realniejsza historia, prawda?

Usiłowanie to dobre słowo. Oznacza, że ktoś podjął wysiłek, ale mu się nie udało. Tak też było w przypadku Jen. Choć miała niezwykłą wręcz pamięć do dat i faktów, jak na złość teraz za nic w świecie nie mogła sobie przypomnieć skąd kojarzy obraz, który wisiał w opuszczonej kuchni. Bo, że go kojarzy, tego była pewna. Albo gdzie spotkała sierżanta Baileya, tudzież kogoś, kto na potrzeby jej snu, użyczył mu twarzy. Bo przecież musiała gdzieś już spotkać tą osobę. Ludzki mózg nawet w snach nie wytwarza nowych nieistniejących twarzy, lecz posługuje się tymi, które gdzieś już wcześniej spotkaliśmy. Tylko gdzie i kiedy?!

- Przestraszył mnie nieco twój sms - zaczął od progu. Nie wyglądał ani trochę na kogoś przestraszonego. Prawdę powiedziawszy chyba niespecjalnie mu się do niej spieszyło.
- Tak to czasem bywa na tym bożym świecie - odparła sentencjonalnie jednocześnie zamykając ze złością laptopa. Przeszukała pół Internetu, zawędrowała w takie jego zaułki, w których nigdy nie chciała się znaleźć, a mimo to NIC.

- Powiesz mi, co się stało? - zapytał cicho. Chyba starał się, by jego głos brzmiał uspokajająco. Pieprzony socjotechnik!
- Kawy? - zaproponowała zupełnie ignorując jego pytanie.

Zerwała się z kanapy i ruszyła w stronę kuchni. Daniel był jednak szybszy. Zagrodził jej ręką drogę, a gdy próbowała go wyminąć, chwycił jej rękę w nadgarstku. Nie dość mocno, by zrobić krzywdę, lecz wystarczająco, by poczuła jego stanowczość.

- Do jasnej cholery, Jen! Myślisz, że ja nie mam co robić, tylko tak jeździć do ciebie w kółko? - zapytał z wyrzutem. Metoda marchewki najwyraźniej zawiodła i płynnie przeszedł do użycia kija.
- To trzeba stąd była, kurwa, nie wychodzić wczoraj. Nie musiałbyś jeździć w tą i z powrotem - warknęła.

Nie chciała być suką, przynajmniej nie aż tak. Samo jakoś tak wyszło. Teraz jednak nie mogła się cofnąć nie tracąc twarzy. Wyrwała rękę z uścisku i ruszyła do kuchni. Na progu odwróciła się.

- Drzwi są za tobą. Możesz wyjść w każdej chwili.


Trochę bała się, że gdy wróci z drugim kubkiem kawy, jego już tam nie będzie. Że postawił na niej krzyżyk i zostawił z tym bagnem samą. Na szczęście dla niej Daniel nie był facetem, który długo chował urazę. A może po prostu miał do niej słabość?

Gdy wróciła, siedział na tej samej, co ona wcześniej, kanapie, z zainteresowaniem obserwując świat za oknem. Zauważył ją dopiero, gdy kubek z kawą stuknął o blat stołu. Zaraz też rzucił jej jedno z tych swoich spojrzeń. Wybuchową mieszankę zniecierpliwienia i politowania.

- Czy teraz powiesz mi, o co chodzi? Przestraszyłaś mnie nie na żarty - choć obca osoba mogła te słowa odczytać jako wyrzut, ona wiedziała, że nimi nie są.
- Przepraszam. Ale wiesz, że nie zrobiłabym tego, gdyby to nie było absolutnie konieczne, prawda?

Zapadła długa i niezręczna chwila milczenia. Jednak z tych, które kiedyś nigdy im się nie zdarzały, a teraz chodziły całymi stadami. Jen usiadła na fotelu. W pierwszym momencie chciała zająć miejsce na kanapie, obok mężczyzny, zrezygnowała jednak. Nie była gotowa na taką bliskość.

- Tak, wiem - odparł wreszcie, po całych eonach milczenia. - Ale chciałbym się wreszcie dowiedzieć, o co chodzi. Nie mogę ci pomóc, jeśli mi na to nie pozwolisz

Nie jestem pewna, czy ktokolwiek może mi pomóc.”

Jennifer westchnęła, upiła łyk kawy, zapaliła papierosa, a zaciągnąwszy się głęboko, zaczęła:
- Zanim zacznę, obiecaj, że nie będziesz się śmiał i że tego nie zbagatelizujesz i że nie będziesz mnie oceniał zanim nie skończę
- Ok, obiecuję
- No dobra… a więc… - westchnęła kolejny raz - Miałeś kiedyś sen, który był tak cholernie realny, że w pewnym momencie zacząłeś wątpić, że to tylko sen?

Przez chwilę na twarzy Daniela gościł niemy wyrzut w stylu “Chyba,kurwa, kpisz!”. Szybko jednak opanował się. Wszak obiecał nie wyrabiać sobie opinii przed zakończeniem.

- No ok, może i miałem takie sny. Każdemu umysł czasem płata figle. Ale to chyba nie powód, żeby wpadać w panikę.

A więc dostrzegł w jej eSMSach ślady paniki. Może to i dobrze. Może dzięki tej świadomości łatwiej mu będzie zaakceptować to, co miała mu do powiedzenia.

- Ja właśnie zeszłej nocy miała taki… - zawiesiła głos szukając odpowiedniego słowa. Wreszcie, z braku lepszego określenia, dokończyła - sen. Choć nie jestem pewna, czy to był tylko sen. Po twoim wyjściu wczoraj położyłam się spać, a kiedy się obudziłam, byłam policjantką. Miałam legitymację i odznakę. Nawet pamiętam jej numer. 990. Był ze mną jeszcze jeden policjant, sierżant Bailey. Byliśmy na patrolu w centrum Harlemu. Poszliśmy sprawdzić wezwanie, Bailey zapukał do drzwi. - dziewczyna zawiesiła głos. Nie znała tego mężczyzny, a jednak wspomnienia tamtych wydarzeń były dla niej trudne.

- Rozległ się strzał - kontynuowała pochwili mileczenia. - On padł na ziemię, a ja straciłam przytomność. Chyba czymś oberwałam w głowę. - korzystając z naturalnej pauzy między jedną, a drugą częścią opowieści, Jen zwilżyła gardło kawą. - Potem znowu się obudziłam. W jakiejś totalnie obskurnej kuchni. Przypominała trochę zdjęcia z mieszkanie tego Amerykanina Buddysty, u którego mieszkaliście z Jamiem w Budapeszcie. Zresztą nieważne.

J.J. machnęła ręką. To był tylko nic nieznaczący wątek poboczny.

- A teraz uważaj, bo zaczyna się odjazd. W tej kuchni pojawiła się laska, która wyglądała, jak... - Jennifer przez moment szukała w myślach właściwego obrazu. - jak steampunkowy gnom. Wyrecytowała jakąś głupią dziecięcą zagadkę i wyszła. Poszłam za nią aż dotarłam do takiej wielkiej kamiennej groty i tam była dziwna istota w zbroi. To znaczy, trudno powiedzieć, że była w zbroi. Raczej…. był tą zbroją. Nie miał ciała, był jak Johann Kraus z Hellboya. No nieważne. W każdym razie był wielki, zły i groźny. Jednego z nas nawet zaatakował.

Nieme zdziwienie Daniela dało jej do zrozumienia, że zapomniała wspomnieć o tym drobnym szczególe.

- Oprócz mnie byli tam też inni ludzie. To znaczy… tak myślę. Wyglądali nie do końca realnie. W każdym razie ten w zbroi, Apostoł, tak kazał na siebie mówić, on chciał wiedzieć, czy rozwiązaliśmy zagadki. Bo nie tylko ja dostałam jedną. Powiedział, że zostaliśmy zmuszeni do jakiejś gry. Potem pozwolił nam wyjść. Po wszystkim obudziłam się u siebie

Daniel milczał zawzięcie. Może czekał na dalszą część. Ale dalszej części nie było.

- Przyznaję, to dość pokręcony sen. Ale to jeszcze nie powód, żeby panikować - skomentował po długiej chwili. Chyba szukał wystarczająco łagodnych słów.
- Tamto może nie, ale to?! - Jen prychnęła pogardliwie pokazując mężczyźnie ekran swojego telefonu


- A próbowałaś oddzwonić albo odpisać na ten numer? Może ktoś sobie robi głupie żarty?

J.J. prychęła pogarliwie po raz wtóry. Nie, nie dlatego, że owym pytaniem Daniel obrażał jej inteligencji. Prychała, ponieważ - jak się okazało - sama miała przesadne wyobrażenie o własnej inteligencji. Nie, nie próbowała dzwonił na ten numer. Nawet jej to do głowy nie przyszło.

Nie chcą do reszty stracić twarzy, kobieta chwyciła telefon i nacisnęła zielony przycisk. Chwila ciszy, podczas której napięcie sięgnęło zenitu. Następnie w słuchawce odezwała się miła pani o nieco mechnicznym głosie:

Nie można wykonać połączenia. Numer, z którym próbujesz się połączyć, nie istnieje.

- Ha! - krzyknęła triumfalnie Jen przystawiając Danielowi do ucha aparat, by sam mógł to usłyszeć. - No i co ty na to?
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.
echidna jest offline  
Stary 03-11-2016, 15:24   #54
 
Morri's Avatar
 
Reputacja: 1 Morri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłość
Samantha Zanders

Kiedy Sam kliknęła “wyślij”, odłożyła smartfona na uchwyt i sięgnęła ku kluczykowi, żeby odpalić samochód, zamiast cichego pomruku silnika usłyszała ogromny huk i brzęk tłuczonego szkła. Skuliła się instynktownie, wciskając w fotel. W tym samym momencie poczuła, że autem wstrząsnął bardzo mocny podmuch i usłyszała, że w dach jej chevroleta uderzają kawałki… czegoś. Kilka samochodów przed nią i za nią zaczęło wyć.
Kobieta otworzyła drzwi i na wpół wysuwajac się z siedzenia, spojrzała z powrotem na budynek muzeum - to z dziur. które były kiedyś oknami, na co najmniej drugim i trzecim piętrze wydobywał się dym, a wszędzie wokół walały się kawałki fasady budynku oraz szkła.
Samantha wsunęła się z powrotem do samochodu, sięgając po telefon i wstukała “911”.
- 911, jaki jest powód twojego wezwania?
Ale nim Sam zdążyła odpowiedzieć zauważyła, że z budynku wybiega znajomy mężczyzna w różowej koszulce, a za nim biegnie drugi, w eleganckim garniturze.


Melissa Waggoner i Jayden Blackleaf



Five Guys Burgers and Fries było dokładnie po drodze do Tisserie i Jay z satysfakcją zjechał na wolne miejsce parkingowe. Burger i frytki to było dokładnie to, czego oboje z Lissą potrzebowali po perypetiach z samochodem.
- Inaczej to wszystko planowałem - oznajmił Jay, opierając się o ladę. Zdecydowanie wolał w tej chwili zapach smażonego mięsa wołowego i wieprzowego, bo kurczaka na pewno by nie zniósł.
Lissa spojrzała na niego z uśmiechem, odbierając papierową torbę z zamówieniem. Postanowili, że zjedzą na zewnątrz, nie chcieli grzać się w dusznym wnętrzu małego baru, a dyskretne przysiądnięcie w okolicach samochodu wydawało się znacznie rozsądniejsze.
Jay oczywiście zapłacił, nie dyskutując nawet ze swoją towarzyszką. Melissa wiedziała, że po prostu przyniesie mu kiedyś w zamian zakupy, nie wdając się w rozważania na temat tego, kto wydał więcej, a zamierzała naprawdę porządnie zaopatrzyć jego lodówkę.
Oboje podeszli nieco bliżej swojego środka transportu, jednak dziewczyna świetnie wiedziała, że jedzenie w środku nie wchodzi w grę. Ba, sama byłaby gotowa zdzielić Jaydena za choćby i próbę takiego zachowania, nawet jeśli był to jego własny samochód. Ale wiedziała, że ten również nawet nie pomyśli o takim rozwiązaniu. Mężczyzna oparł się wygodnie o skrzynkę z gazetami, a Lissa położyła na niej torbę i zaczęła wydobywać lekko parzące w palce burgery, owinięte w kolorowy papier Five Guys Burgers.
Nim jednak którekolwiek zdążyło się wgryźć w swoją kanapkę, ich uszu dobiegł potężny huk, aż ziemia pod ich stopami się zatrzęsła. Nim Lissa zdążyła cokolwiek zrobić, Jay rzucił się na nią, zgarniając w swoje ramiona i przyciskając do skrzynki gazetowej.


Jennifer Jones

Daniel nie wyglądał na przekonanego.
- Może ktoś na serio robi sobie niezdrowe żarty? - Zasugerował ponownie, wyciągając rękę w stronę twarzy J.J, jednak nim odgarnął kosmyk z jej policzka, cofnął ruch, jakby nieco speszony.
- Chcę ci pomóc, nieważne o co w tym wszystkim chodzi. Wiesz o tym, prawda? - Ciężko było określić, czy martwi się po prostu o nią, czy o jej… stan psychiczny. Wyglądał na zmartwionego, ale również zdeterminowanego. - A może zadzwonimy po prostu na policję? Ktoś cię prześladuje w końcu... - zawiesił głos, zdając sobie chyba sprawę, jak głupie byłoby zgłoszenie dziwnych snów, powiązanych z jednym, nieszkodliwym przecież sms-em.



Daniel spojrzał na nią z troską, kładąc ostrożnie rękę na jej kolanie. Otworzył usta, żeby zapewne jeszcze coś powiedzieć, ale w tym momencie niespodziewanie włączył się odłożony na bok Macbook Jenn.
- Przerywamy nasz program, aby poinformować państwa o wybuchu, do którego doszło w Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Nie wiemy jeszcze, czy był to atak terrorystyczny i czy są jakieś ofiary, ale nasza ekipa już jedzie na miejsce incydentu. Oto film, przesłany nam przez przechodnia, który był świadkiem całej sceny.
Jenn spojrzała w ekran, nie tyle zaciekawiona podawaną informacją, co zdziwiona reakcją swojego laptopa. W kadrze mignęła jej znajoma sylwetka, stojąca przy jednym z samochodów - dziewczyna, którą J.J widziała w swoich snach…


Maya Moore i William Waggoner

Rozmowa z kimś, kto rozumiał i potencjalnie “przeszedł” to samo była bardzo odświeżająca. Niczym zapewnienie, że nie oszaleli, że dziwne sny nie przydarzyły się indywidualnie i że coś w tym jest. Musi przecież być, prawda?
Maya pochylała się nad swoimi naleśnikami, dzieląc uwagę między talerz, a parę siedzącą naprzeciwko. Byli tacy… ładni i tacy wypolerowani. Szalone przeżycia widać nie dzieliły ludzi na klasy społeczne.
- Jesteś dziennikarką? - rzuciła nagle do Natalie - William coś wspomniał. Chcesz o tym… - zrobiła nieokreślony kolisty ruch ręką, w której trzymała widelec - napisać? Ale że powieść? Reportaż, jakkolwiek by to głupio nie brzmiało? - Może jak już będzie po wszystkim, cokolwiek by to nie było, dałoby się na tym szaleństwie zarobić. Groszem się nie gardzi w końcu. Nagle Mayi wpadła do głowy kolejna teoria. - Może ktoś na nas eksperymentuje i dałoby się dostać z racji tego odszkodowanie?
William patrzył z ciekawością, na nieco za skąpo odzianą koleżankę.
- Brzmi jak ciekawa teoria. Prawdopodobna. I nawet nie szalona. Chyba gdzieś już obiła mi się podobna myśl. - Will sięgnął przy tym ku swojej filiżance, ale nim zdążył dotknąć porcelanowego uszka, lokalem gwałtownie wstrząsnęło, a szyba w witrynie kawiarni z donośnym dźwiękiem pękła, nie rozsypując się jednak.
Kilku gości zerwało się ze swoich miejsc, przewracając krzesła i wybiegając na ulicę, pokazując sobie palcami chmurę dymu, którą widać było nad budynkami.
 
__________________
"First in, last out."
Bridgeburners
Morri jest offline  
Stary 08-11-2016, 21:34   #55
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Co prawda Burger Kinga po drodze nie było, ale ktoś jej kiedyś wspomniał o Five Guys Burgers twierdząc, że robią bardzo dobre bułki ze smażonym mielonym mięsem wołowym, do których nie żałowali dodatków. Wychodząc z baru, Liss wyciągnęła kilka frytek, bo od samego zapachu rozchodzącego się po lokalu, aż ślinka jej ciekła. Nie mogąc się doczekać, kiedy wgryzie się bułkę z tym soczyście wyglądającym mięsem, stanęła obok skrzynki gazetowej.
To mogło być jedno z najprzyjemniejszych sobotnich popołudni dla Melissy i to pomimo popapranych snów, czy przypadkowo spotkanych na żywo osób, które miały być tylko sennymi zjawami. Choć prawda była taka, że Lisa czuła się teraz niezwykle głupio z powodu swojego niemiłego zachowania względem Samanthy.
"Co mi strzeliło do głowy" pomyślała panna Waggoner, kładąc swoją torbę na skrzynkę.
"To przez ten sen. On mi to wszystko strasznie pomieszał" westchnęła bezgłośnie, spoglądając ukradkiem na Jaya. Dziewczyna wbiła spojrzenie w gorącą bułkę z mielonym mięsem i zaczęła ją rozwijać. Zawsze lepiej jej się myślało z pełnym żołądkiem.

Prawie upuściła burgera, słysząc wybuch i czując jak ziemia się zatrzęsła. Jakoś tak od razu nogi zrobiły jej się miękkie. Co prawda do wystrzałów była przyzwyczajona, to już silne wybuchy były zupełnie inną sprawą. Przestraszona Melissa chciała zrobić krok w tył, ale drogę blokowała jej skrzynka, co tylko zwiększyło w niej uczucie paniki.

Szczęśliwie Jayden przyszedł jej z pomocą, powstrzymując ją przed nierozważną reakcją, jaką z pewnością byłaby ucieczka na oślep, byle dalej. Lisa natychmiast wtuliła się w chłopaka, opierając głowę o jego pierś.
- Co to było?! - jęknęła tylko.
Jayden szczelnie obejmował ramionami dziewczynę, jedną dłonią zasłaniając jej głowę, a drugą przyciskając do siebie. Rozglądał się czujnie, mając oczy szeroko otwarte. Grymas na jego twarzy był zacięty, jakby szykował się przywalić każdemu, kto spróbowałby się do nich teraz zbliżyć.
Upewniając się, że nie są zagrożeni bezpośrednim atakiem zamachowców, pogładził uspokajająco przyjaciółkę i zerknął na nią z ukosa.
- Liss, pakuj się do auta - powiedział stanowczo, ignorując jej pytanie.

Opiekuńczość mężczyzny pozwoliła Melissie prędko się pozbierać z pierwszego szoku. Odetchnęła kilka razy głęboko, by się uspokoić. Była tak mocno w niego wtulona, że czuł jak waliło jej serce.
- Jesteś cały? - zapytała unosząc głowę w górę, by spojrzeć na twarz Jaydena.
- Nic mi nie jest - uspokoił przyjaciółkę. - Ale jeśli to atak terrorystyczny, to nie chciałbym być w pobliżu - dodał, odciągając Liss od skrzynki gazetowej w stronę samochodu.

Lisa z początku nie stawiała oporu, dopiero po chwilowym przemyśleniu nie pozwoliła zaciągnąć się do auta.
- Ale jeśli to JEST jakiś atak terrorystyczny, to tam są ranni ludzie. Oni będą potrzebować mojej pomocy - zdecydowanie zaczynała wracać do siebie i brzmieć jak Teksanka, którą znał.
Jay odsunął się lekko od Liss, by móc jej się lepiej przyjrzeć. Patrzył na nią z mieszanką konsternacji i irytacji.
- Ranni ludzie będą potrzebowali pomocy służb z odpowiednim sprzętem, które zresztą na pewno są już w drodze. Czy ty się przypadkiem nie naoglądałaś za dużo filmów? - Mężczyzna wyglądał tak, jakby nie mógł uwierzyć w lekkomyślność Melissy. Pchać się bez sprzętu i wsparcia w środek ataku terrorystycznego, żeby samemu dać się zabić?
- Zawiozę cię na pogotowie, jeśli tak bardzo chcesz pomóc, okej? Ranni zaraz zaczną tam trafiać.
- Jay, jestem ratownikiem medycznym, a nie pielęgniarką - odparła mu z oburzeniem w głosie Melissa. - W bagażniku masz apteczkę, którą ci kiedyś tam wrzuciłam, wystarczy mi do czasu przyjazdu pierwszej karetki. A gdy już ona przyjedzie, to będę działać z nimi.
- Oszalałaś? Nie ma mowy, że tam teraz pójdziesz! To jest wykluczone z dyskusji, Liss. - Jayden nie starał się już ukrywać swojego oburzenia. Zamiast tego puścił kobietę i wyciągnął z kieszeni kluczyki od samochodu.
- Zbieramy się stąd.

Blondynka wyglądała jakby zamierzała nie posłuchać się i zrobić to o czym mówiła. Uważnie wpatrywała się w dal, jakby chcąc dostrzec co tam takiego się wydarzyło. W końcu chwyciła swoją torbę, zawinęła wciąż trzymanego w dłoniach burgera w jego folijkę i schowała do torby.
Wyciągnęła telefon i zaraz na przeglądarce włączyła portal informacyjny. Już widać było na nim nagłówki informujące o wybuchu w centrum Nowego Yorku.
Spojrzała w tył, na czarnego Mustanga.
Po dłuższej chwili wahania odpuściła. Jayden miał rację, to było nierozważne samej iść tam.
- Jedźmy tam gdzie mieliśmy się spotkać z resztą - powiedziała Jayowi, gdy wsiadła do auta, na fotel pasażera. Zaraz też wybrała numer do brata, bo musiała się dowiedzieć czy z nim wszystko w porządku. Przyłożyła telefon do ucha i w napięciu wsłuchiwała się w sygnał łączenia modląc się w myślach by brat odebrał.

- Tak? - Will odezwał się po paru sekundach.
- Dzięki Bogu, braciszku, jesteś cały? - od razu Liss odetchnęła z ulgą i w końcu wygodnie oparła się na siedzeniu fotela.
- Dlaczego nie? - odparł nieco zaskoczony Will. - To nie my, nie tuż koło nas - sprecyzował. - Tylko szyba oberwała - dodał - ale gdzieś tam dym widać. Może gaz?
- Uff, już się martwiłam, że to coś u was - wyznała swoje obawy dziewczyna. - Mam nadzieję, że to nie jest żaden atak terrorystyczny, ale lepiej będzie jak wyniesiecie się stamtąd, jak najdalej od miejsca wybuchu.
- Jesteśmy w Tisserie - odparł Will. - Wybuch był gdzieś na wschód od nas. Tak na oko… Jakieś pół mili. A ty, a wy gdzie jesteście?
- Niedaleko was. W każdym razie na pewno jesteśmy dalej od epicentrum wybuchu, bo tu szyby nie poszły
- My idziemy do was, czy wy do nas? Nas jest więcej... - zasugerował. - Drugiego wybuchu raczej nie będzie... Albo coś zaproponuj.
- Może spotkajmy się w domu? U nas? - zasugerowała.
- Wszyscy? - Przez moment zastanawiał się, czy z Natalie nie zostawili zbyt wielkiego bałaganu. - Dobrze, porozmawiam z zainteresowanymi stronami i ci oddzwonię - obiecał. - Pa, siostrzyczko.
- Pa Will, widzimy się w domu - odparła jakby nie dotarło do niej, że brat dopiero zastanawia się nad tą opcją.

I rozłączyła się.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 10-11-2016, 15:57   #56
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Samantha poważnie zastanawiała się nad tym, co właśnie zobaczyła. I to był jeden z tych momentów, kiedy jedna decyzja, może mieć naprawdę wielkie znaczenie. Nie wiedziała co to miało być, ale postanowiła sprawdzić. Jeśli odbiegli niewiele, to wysiadła, ale jeśli sporo, odpaliła samochód i ruszyła powoli w kierunku gdzie polecił jej ‘nowy znajomy’ i jego tajemnicy towarzysz.
Po kilkunastu metrach zobaczyła szybko przebierającego nogami mężczyznę w różowej koszulce oraz drugiego, biegnącego za nim z coraz większym trudem, kolejnego przedstawiciela gatunku męskiego, który trzymał się już za bok, ale wyraźnie nadal próbował dogonić pierwszego.
Sam jechała więc za nimi dalej, teraz to już bardzo ciekawa dokąd to wszystko prowadzi. Ciekawiło ją, czy to, co stało się w muzeum było ich sprawką. Czuła obywatelską potrzebę, by najpierw się upewnić. I najlepiej tym razem też nie zarobić kulki w głowę. Obserwowała. Zadzwonił jej telefon, ale nie odebrała go, zajęta czymś zupełnie innym.
Goniący zatrzymał się nagle i dość gwałtownie, uginając lekko nogi i opierając dłonie na udach.
- Wracaj idioto! - usłyszała Sam przez otwarte okno swojego samochodu. Rzeczony “idiota” skręcił tymczasem w wąską, boczną uliczkę, wchodzącą między kamienice, przewracając chyba coś po drodze, bo dało się usłyszeć intensywny dźwięk spadających, metalowych części.
Samantha przyglądała się chwilę całej scenie, po czym dała trochę gazu i podjechała do przodu by przejechać w poprzek wlot do uliczki i zobaczyć co tam jej szalony znajomy robi.
Kobieta była jednak w stanie zauważyć tylko fakt, że gdzieś dalej poruszała się jakaś sylwetka, a druga nadal próbowała ją gonić. Widok przesłaniały jej metalowe pojemniki koszy na śmieci oraz jakieś pudła i kartony.
Sam zmrużyła oczy i postanowiła złamać trochę przepisy. Ruszyła nieco szybciej, uważając by jednak nie wywołać wypadku i chciała objechać ten skrót by obserwować, co będzie się działo z drugiej strony. W aucie w końcu miała trochę przewagi prędkości zawsze.
Z piskiem opon, ale na szczęście zignorowana przez wszystkich, zatrzymała się przy wylocie wąskiej drogi, dokładnie po tej stronie, po której powinni wybiec biegnący. Samantha prawie przestała mrugać, starając się wypatrzeć znajome sylwetki, jednak po trzeciej minucie swojego stania zrozumiała, że do niczego takiego nie dojdzie. Mężczyźni nie wybiegną…
Zmarszczyła brwi. Zaparkowała, po czym wysiadła z auta i ruszyła do furtki.
Doszła do połowy uliczki, przeszła przez siatkowaną furtkę, i do końca, gdzie wcześniej weszli mężczyźni. Nie znalazłszy jednak nikogo i niczego, wróciła z powrotem. Po drodze minęła po parze drzwi na każdej ścianie, które na pewno prowadziły do rozmieszczonych na parterach kamienic knajpek. Metodycznie sprawdziła każde drzwi, jednak były one pozamykane. Tajemniczy mężczyźni po prostu… zniknęli.
Sam mruknęła zirytowana. Rozglądała się jeszcze chwilę, jakby odpowiedź miała nadejść, po czym wróciła do swojego samochodu. Usiadła za kierownicą i nie ruszała chwilę, dokładnie kalkulując wszystko co widziała i co się stało. Czuła się jak w filmie z Bondem. Musiała chwilę odetchnąć. Wzięła swój telefon i teraz wybrała numer do Mayi…
Rozmowa nie trwała długo i była dość rzeczowa.
Samantha zaraz zerknęła na ekran swojego telefonu i odebrała sms z podanym w nim adresem. Wbiła go do nawigacji i ponownie odpaliła swój samochód i dała po gazie ruszając pod wyznaczony adres.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 10-11-2016, 19:06   #57
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wiła + Vesca + Kerm (praca zbiorowa)

Will rozłączył się, po czym zwrócił się do swoich gości.
- Lisa proponuje, byśmy się przenieśli do naszego mieszkania.
Spojrzał na Mayę. To w zasadzie od niej zależało, czy zmienią lokal, czy nie.


Telefon Waggonera odezwał się, a na wyświetlaczu pojawiła wiadomość od Lisy.
Cytat:
Will, nie zapomnij poinformować Samanthę. Była w drodze do was, wyjechała przed nami dobre pół godziny
Odpisał natychmiast.
Cytat:
Tak jest, siostrzyczko

- Ale… mi to obojętne. Tyle, że muszę być na 18 w pracy, a to 25 minut stąd. I tu mam autobus. To daleko jest to wasze mieszkanie? - zapytała Maya, nie odrywając wzroku od szyby, za którą tyle się zaczęło dziać.

- 294 Manhattan Avenue - odparł Will. - Weźmiemy taksówkę. Tylko trzeba zawiadomić Sam. Masz do niej telefon?
Maya westchnęła głęboko. Dużo jej to nie mówiło, oprócz tego, że musi się dobrze postarać by się nie spóźnić później do roboty.
- Najwyżej cię potem zawiozę - zaproponował Will.
Skinęła krótko głową. To od razu ją pocieszyło. No i oczywiście, że miała do Sam telefon.
- Jasne, zadzwonić?
- Dowiedz się, proszę, gdzie jest i podaj, dokąd się wybieramy - poprosił.
Dziewczyna skinęła w odpowiedzi głową, po czym wybrała numer do Sam. Dzwoniła, odliczając sygnały…
W słuchawce Mayi odezwał się po kilku sygnałach głos:
‘Witam, tu Samantha. Nie mogę teraz odebrać. Nagraj wiadomość, lub zadzwoń później…’
Poczta głosowa. Czarnowłosa nie odebrała.


- Nie odbiera - oznajmiła Maya krótko zerkając to na Natalii to na Willa. Po czym zaczęła skrobać na telefonie wiadomość.


Cytat:
Hej Sam. Jesteśmy w tej Tisserie, ale coś za oknem wybuchło i Will chce przenieść się do nich. 294 Manhattan Avenue.

- Może… poczekajmy chwilę - dziewczyna bezradnie rozłożyła ręce, w które zaraz trafiła niedopita kawa. - Ciekawe, co tam się stało.
- Może jednak pojedziemy? - zaproponował Will. - Sam najwyżej do nas dojedzie?
- A jeśli jest już prawie pod Tisserie?
- Zgoda... - Will skinął głową.


Około piętnastu minut później telefon Mayi zaczął dzwonić… I to była Sam.
- Halo? - usłyszała głos May w słuchawce.
- To ja. Wybacz, że wcześniej nie odebrałam. Miałam tu… Bardzo nietypową sytuację. Stało się coś? - zapytała Sam.
- Hej. No nie wiem, za oknem był jakiś wybuch. Czekamy na taksówkę, by jechać do mieszkania Willa - odpowiedziała Maya.
- Tak, to w Muzeum. Ale mi nic się nie stało - powiedziała spokojnym tonem kobieta
- Dostałam sms z adresem? Jeszcze nie sprawdziłam. To skoro macie czym tam jechać, to najwyżej widzimy się na miejscu... - dorzuciła, no skoro zamówili już taksówkę...
- Tak, dostałaś. To jesteś obok nas. Jak nie masz czym jechać, to możesz zabrać się z nami taksówką - przy tych słowach Maya spojrzała na Willa, trochę pytająco.
Will skinął głową.
- Tak, niedaleko. I nie, spokojnie, jestem samochodem. To w takim razie widzimy się na miejscu.
- Okej. Do zobaczenia. - Maya rozłączyła się po tych słowach. - Jest tu przy muzeum, autem. Podjedzie sama na miejsce - wyjaśniła.
- W takim razie - Will sprawdził, czy wszyscy są gotowi - zbieramy się.
Skinął na kelnerkę.


Jako że wybuch miał miejsce w nieco innym kierunku, więc ze złapaniem taksówki nie było kłopotu. Ledwo Natalie machnęła ręką, od razu obok nich zatrzymał się charakterystyczny samochód.
- 294 Manhattan Avenue - powiedział Will, gdy wszyscy zajęli miejsca.


Z 'Tisserie' do mieszkania Willa było dziesięć minut. Szczyt ruchu to nie był, więc na miejsce dotarli mniej więcej w przewidywanym czasie.
- Zapraszam. - Will wszedł po paru schodkach i otworzył drzwi na klatkę schodową.
Maya milcząco skinęła tylko głową i co prawda, przeszła pierwsza przez drzwi, ale zaraz stanęła bokiem, by Will jednak mógł prowadzić. W końcu ona nie wiedziała gdzie ma iść.
Zanim zamknęły się za nimi drzwi, przy chodniku z piskiem opon zatrzymał się czarny Chevrolet Cruze, z którego wysiadła Sam. Chociaż ubrana była inaczej, niż w jaskini, to jednak trudno było jej nie rozpoznać.
- Dzień dobry - przywitał ją Will. - Zapraszam. - Przytrzymał drzwi.
Spieszyła się? Odrobinę. Dojechała akurat na miejsce i zaparkowała. Po dzisiejszym dniu miała już tyle adrenaliny, że starczyło jej na przyszły tydzień. Odgarnęła zwichrowane czarne włosy lekko na bok i odpowiedziała Willowi uśmiechem
- Witam. Cieszę się, że szukać nie muszę. Wybacz, że nie dotarłam do kawiarni, trochę się działo, ale to już może opowiem w środku - powitała go w odpowiedzi.
- Natalie. - Will przedstawił kobietę, której Sam nie pamiętała z pobytu w jaskini. - Moja...
- ...dziewczyna - dokończyła za niego Natalie.
Will skinął głową.
- Proszę, drugie piętro.
Natalie ruszyła przodem, Will zamykał mały pochód, ale to on otworzył drzwi mieszkania.
- Proszę. - Otworzył szerzej drzwi.
Maya przywitała się skinieniem głowy z Sam. I chociaż nic nie mówiła, obdarzyła dziewczynę ładnym uśmiechem, pełnym sympatii.
Sam odpowiedziała Mayi podobnym uśmiechem na powitanie. Była ciekawa osoby Natalii, skoro ta była najwyraźniej wtajemniczona. I jak zawsze była ciekawa nowego miejsca. Ta cała sytuacja wydawała jej się bowiem kosmiczna, więc próbowała zająć się jakimiś zwykłymi przyzwyczajeniami. Zwłaszcza teraz, gdy wchodzili do mieszkania Willa. Rozejrzała się po przestronnym przedpokoju.

 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 10-11-2016 o 19:10.
Kerm jest offline  
Stary 10-11-2016, 23:20   #58
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
- Oddzwonię – obiecała Jessica przerywając połączenie.

Podrapała się w miejsce po ukuciu. Xanax i trawa… pięknie, pięknie. Wyniki badania krwi mówiły same za siebie. Ciekawe, czym jeszcze ją naszprycowali, skoro wizje były tak realistyczne. I kiedy? W pubie? Nie, pewnie tylko coś jej dorzucili do piwa, reszta odbyła się potem.. przeszedł ją dreszcz. Ktoś dostał się do jej mieszkania, musiała być nieprzytomna, mogli z nią zrobić wszystko. Ale tylko zafundowali fałszywe wspomnienia. Po co? Po co ktoś zadawał sobie tyle trudu? Rezonans może poczekać. Nie wariowała, nie miał guza mózgu. Ktoś po prostu ją wrabiał. Thomas? Imię pojawiało się automatycznie, ale dość szybko je odrzuciła. Jej były mąż był zdolny do wielu rzeczy, ale ten plan był zbyt finezyjny jak na jego prosty, psychopatyczny umysł. Wiec kto? I po co?

Sms był częścią gry, podobnie jak nazwiska osób, które spotkała w czasie swoich „wizji”. Ktoś chciał, żeby dała się wkręcić w ten plan. Żeby sprawdzała, szukała. Część nazwisk była prawdziwa, mogła przypuszczać, że jak spotka się z tą Zanders czy Moore, one potwierdzą wydarzenia z Jaskini. Były podstawione, bez dwóch zdań. Mogła je przycisnąć, oficjalnie nie za bardzo miała podstawy, nieoficjalnie… Nie wiedziała. Mogła się z nimi skomunikować, lub śledzić je nieoficjalnie. Ale to znaczyłoby, że zgadza się na reguły tego Kogoś. A ona się nie zgadzała. Znów podrapała zgięcie łokcia.

Dobrze, metodycznie. Najpierw poszerzona toksykologia – narkotyki, pigułka gwałtu, psychotropy – potem trzeba poprosić technika, żeby zebrał ślady z jej mieszkania. Nagrania z monitoringu w jej budynku. Portier, może kogoś widział w nocy. Podjęła decyzję, że nie będzie wracała do mieszkania – załatwi wszystko telefonicznie. Nie czuła się tam bezpiecznie.

Podjedzie do Hugona i opowie mu o wszystkim na lunchu. Wspólnie coś zdecydują. Wyłączyła komórkę, wyciągnęła kartę sim. Napotkała nieco zdziwione spojrzenie taksówkarza we wstecznym lusterku.
- Zmiana planów – powiedziała i podała adres biura Hugona.
Kiedy skupił się na prowadzeniu wsunęła wyłączona komórkę pod siedzenie. Kartę wyrzuci, jak wysiądzie.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 11-11-2016, 15:02   #59
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Melissa odłożyła telefon z powrotem do kieszeni kurtki. Po rozmowie z bratem wyglądała, że już całkiem się uspokoiła.
- Jedziemy do mnie - powiedziała spoglądając na Jaydena.
Ten przyglądał się jej przez chwilę, jakby próbował się upewnić, że dziewczyna nagle nie zmieni zdania i nie rzuci się w stronę wybuchu jak Wonder Woman.
- Cieszę się, że choć trochę zależy ci na własnym bezpieczeństwie - uśmiechnął się Jay i raźno ruszył do auta.
- Bo mi na twoim zależy bardzo… - mruknął cicho do siebie i wskoczył za kierownicę.
- Will tam będzie? - zapytał, odpalając silnik.

Dziewczyna wpatrywała się w przednią szybę auta w zamyśleniu. Najwidoczniej dopiero teraz zaczęła się zastanawiać, czy aby to był dobry pomysł, żeby zebrać wszystkich mieszkaniu, w którym mieszkała z bratem.
- Chyba wszyscy tam będą - odparła Lisa z westchnięciem. - Trzeba by też tą całą Samanthę poinformować... Chyba, że Will to zrobi, bo w końcu to on się z nią umawiał - spojrzała na chłopaka jakby od niego oczekiwała decyzji w tym temacie.
Jayden w tym czasie zdążył się już włączyć do ruchu. Jazda jednak nie była łatwa. Wraz z wybuchem zaczął się robić straszny korek. Auta zawracały jak najdalej od miejsca zdarzenia, co hamowało cały ruch. Całe szczęście Jay znał te drogi dobrze i wiedział, jak sprawnie wydostać ich z tamtej ulicy.
- Napisz do niego SMS’a, czy poinformował Samanthę. Jeśli nie, to my to zrobimy, proste - mężczyzna wzruszył ramionami, jednak zaraz wykrzywił twarz w paskudnym grymasie i strąbił kierowcę przed nim, który w tej chwili zajechał mu drogę.

- Racja - skinęła głową dziewczyna i znów wyciągnęła telefon. Wystukała wiadomość tekstową na ekranie smartphona i wysłała. Jednak tym razem nie schowała urządzenia. Włączyła aplikację serwisu informacyjnego w poszukiwaniu wieści, co też wyleciało w powietrze.
- Do wybuchu... - Melissa czytała na głos znalezioną informacje, by i Jayden mógł być na bieżąco - ... doszło w Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Nie wiemy jeszcze, czy był to atak terrorystyczny i czy są jakieś ofiary... Na razie tylko tyle mam - dodała na koniec. Jej mina wskazywała bardziej zdziwienie niż szok, może nawet coś na kształt ulgi. - To raczej nie terroryści. Może Will ma rację, może niesprawna instalacja gazowa... A może napad... - mruknęła pod nosem, ale na tyle głośno, że Jay nie miał problemu, by dosłyszeć. - Mam ochotę zamknąć się w swoim pokoju i nie wychodzić z niego przez tydzień…

- Dobry pomysł - odparł w zamyśleniu Jay, jakby faktycznie planował dopilnować, by jego przyjaciółka spędziła następny tydzień bezpiecznie zamknięta.
- Cóż, ja i tak zakładam, że to cholerne turbany za tym stoją, ale niech ci będzie, może to była instalacja gazowa. Mnie interesuje tylko to, że nie byliśmy w tym muzeum w momencie wybuchu - dodał i aż się wzdrygnął.

- Ale czemu szmatogłowi mieliby się wysadzać w muzeum? - Melissa spojrzała na Jaya. Ale zaraz pamięć sama przyniosła jej odpowiedź. - No nie, raczej tam nie wystawiali żadnych karykatur - mruknęła pod nosem. Pokręciła zaraz energicznie głową, jakby chcąc pozbyć się ponurych myśli. - Że też to wszystko musi się na raz dziać... - jęknęła bezsilnie. - Jakby spotkanie osób ze snu nie było dość przerażające…

- Przegadamy to na spokojnie, jak dojedziemy do waszego mieszkania. Najważniejsze, że nie grozi nam już niebezpieczeństwo - odparł Jay i w tym samym momencie skręcił w jakąś uliczkę. Musiał to być jeden ze skrótów, które znał.
Jazda nie należała do najszybszych - kaskada pojazdów pogotowia i straży pożarnej skutecznie utrudniała ruch. Tak czy owak po niecałych dwóch kwadransach już byli na miejscu.

Melissa wskazała mu puste miejsce parkingowe tuż obok brązowego Jeepa Wagoneera. Choć ta miejscówka musiała do kogoś należeć, bo w ścisłym centrum, gdzie mieszkała panna Waggoner, tylko to mogło zapewnić miejsce postojowe dla auta, to te zawsze stało puste. Tak więc skorzystali z niego i zabierając swoje rzeczy, udali się do czarnych drzwi dwupiętrowej kamienicy.
- Przepraszam cię, jeśli będzie bałagan. Nie odpowiadam za stan, w jakim zostawił je mój brat - mruknęła Liss, przegrzebując swoją torbę w poszukiwaniu kluczy. Znalazła je dopiero na półpiętrze między parterem, a pierwszym piętrem.

- Jeśli będzie gorzej, niż u mnie, to stawiasz piwo - rzucił rozbawiony Jay i posłusznie podążył za kobietą. Choć on wolałby wrócić do własnego mieszkania, to nie chciał pozostawiać Liss samej. Co prawda był tam Will i jego dziewczyna, ale… no cóż, Jayden to jednak Jayden. Powinien mieć na nią oko.
- Jak spotkamy tam tą całą Samanthę, to nie bądź dla niej taka oschła. Próbowała nam pomóc
Melissa spuściła głowę.
- Przeproszę ją za tamto - odparła wyraźnie skruszona.
Stanęli przed drzwiami do mieszkania i dziewczyna przekręciła klucz. Nacisnęła klamkę i popchnęła drzwi. Weszła pierwsza do środka. Od razu można było zauważyć różnicę temperatur. W mieszkaniu Waggonerów ogrzewane zawsze było mocno rozkręcone. Lisa zdjęła torbę, wieszając w holu i zaraz to samo zrobiła z kurtką. Buty ściągnęła i nogą odkopnęła pod ścianę. Od razu ruszyła do salonu, by przed przyjacielem ocenić stan porządku.


[media]http://www.avaloncommunities.com/~/media/Images/Regional%20Landing%20Pages/NY%20Avalon%20Morningside%20Park.jpg [/media]


Na szczęście Natalie nie pozwoliła przeistoczyć mieszkania w stodołę i dowody na obecność żywych dusz w tym mieszkaniu zostały skutecznie usunięte. Nawet naczynia były zmyte, na co wskazywał komunikat "end" na zmywarce. Lisa odetchnęła z ulgą i oparła się o blat kuchennej wyspy.
- No to pozostaje nam już na nich tylko czekać - odezwała się do Jaydena rozglądając po salonie jakby wróciła w to miejsce do długiej podróży. Jej wzrok na chwilę zatrzymał się na dużej rodzinnej fotografii stojącej na komodzie pod dużym telewizorem.
- Głodny? - zapytała, wracając spojrzeniem na przyjaciela.

- Całkiem przytulnie - mruknął i pokiwał głową, rozglądając się po mieszkaniu. Za jeden z tych mebli mógłby opłacić czynsz swojego gniazdka, pomyślał. - Nie, dziękuję. Po ostatnim odebrało mi apetyt - parsknął.
Mężczyzna krążył przez chwilę, zastanawiając się, czy przysiąść na tej drogiej kanapie. Ostatecznie wybrał jakieś krzesło przy jadalnianym stole.
- No to czekamy.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 14-11-2016, 22:12   #60
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Daniel Griffin, oaza zdrowego rozsądku. No kto by pomyślał?! Mężczyzna jakoś nigdy nie kojarzył się Jen z rozwagą. Czasami nawet miała wrażenie, że to ona, mimo iż sporo młodsza, jest bardziej rozważna i odpowiedzialna. On dalej miał w sobie coś ze zbuntowanego nastolatka. Rozwaga i rozsądek nie były więc pierwszym skojarzeniem panny Jones na temat przyjaciela. Prędzej spokój. Ale nie wewnętrzny. Jego wnętrze było jak kłębek wełny po spotkanie z kotem - mocno skołtunione. To J.J. czuła się przy nim spokojna, paradoksalnie.


Nic zatem dziwnego, że wystarczyła chwila jego uspokajających słów i gestów i dziewczyna powoli sama zaczynała wierzyć, że wszystko, co przeżyła w przeciągu ostatniej… nocy? było tylko serią nieporozumień i głupich żartów. Byłaby nawet skłonna przyznać mu rację, że należy to zgłosić na policję, jak na porządnego obywatela przystało. Byłaby, gdyby jej laptop nie postanowił wtrącić do dyskusji swoich trzech groszy i nie włączył się niespodziewanie. Zwarcie jakieś, czy ki diabeł?


Widok znajomej sylwetki na monitorze sprawił, że kawa, której łyk chwilę wcześniej upiła, trysnęła fontanną z jej nosa i ust tworząc malowniczą mozaikę plan na lnianej serwecie. Zupełnie jak w głupawej komedii.


- Oż ty kurde! - krzyknęła zaaferowana dziewczyna, gdy już zażegnała groźbę utopienia się w dużej białej.
- Co? - zapytał elokwentnie Griffin najwyraźniej nie widząc w telewizyjnej relacji niczego godnego ekscytacji.
- To ona! - odparła równie elokwentnie J.J., a widząc, że mężczyzna nie bardzo łapie, o którą “nią” chodzi, dodała - Dziewczyna z mojego snu.


Nim Daniel zdążył zareagować, Jen zerwała się z kanapy i pobiegła w stronę sypialni. Gdy wróciła, nie miała już na sobie dresu, lecz dżinsy i pierwszą w miarę świeżą bluzkę, jaką udało jej się wydobyć ze sterty ciuchów czekających na uprzątnięcie.


- A ty co?! - zapytała z wyrzutem wzuwając półbuty. Najwyraźniej nie rozumiał, o co jej chodzi, bowiem odpowiedział jedynie ogłupiałym spojrzeniem. - Na co czekasz? Jedziemy tam!
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.
echidna jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:57.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172