Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2016, 16:20   #87
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację

Gdy Alaen uznała, że wszyscy już odpoczęli… (a ksiądz na chwilę przestał ją męczyć) ewentualnie, że nie ma co stać dalej bo i tak nie wyglądają na chętnych by odpoczywać. Zachęciła wszystkich by ruszali dalej, mówiąc (ustami księdza), że jeszcze daleka droga przed nimi.
Faktycznie, droga nie należała do krótkich. W dodatku chodzący boso czy ciągnący walizki spowalniali tempo w stosunku do tego, jakie można by osiągnąć gdyby nie to.
Ciężko powiedzieć ile czasu ciężkiego marszu, w całkiem zresztą niezłym upale minęło. Nikt bowiem nie zerkał na zegarek. W końcu skrzydlata panna znów stanęła, czekając aż wszyscy dojdą w jedno miejsce. Zapowiadało się, że znów będzie chciała, by odpoczywali. Ona jednak zaczęła pokazywać ślady, które były przed nimi na ziemi. A faktycznie, takowe były, nim zaś ich stopy zdążyły je zadeptać, wszyscy (zwłaszcza ci którzy lepiej się na tym znali) mogli je teraz obejrzeć. Alaen twierdziła, że należą do ich towarzyszki i tak jak mówiła prowadzą zgodnie z nurtem rzeki.
Tyle że, ślady ewidentnie należały do dwóch osób posiadających zupełnie inne sandały, jednak w podobnych rozmiarach. Te osoby musiały się kręcić w tym miejscu i ruszyć razem tak jak płynęła rzeka.
- Z pewnością Ilham się nie rozdwoiła - powiedział Axel. - W każdym razie idą w dobrym kierunku. Powinniśmy ich, je, dogonić.
Żałował trochę, że nie potrafi się porozumieć z Laajinem. Poprosiłby go, by poleciał na zwiady, i tajemnica wnet by została rozwiązana.
- Czyżby ktoś jeszcze ocalał, a może pozostał z dawnych czasów? - zdziwił się Terry. - Mam nadzieję, że nie zrobił nic złego Ilham. Ona ma wystarczająco kłopotów na głowie oraz chyba najtrudniej jej się odnaleźć - wyraził przypuszczenie. Widać przejmował się ich koleżanką, nawet jeśli ona sama nie chciała mieć z nimi czegokolwiek wspólnego.
Chyba ona, komuś, pomyślał Axel.
- Przekonamy się za chwilę. Może trzeba by przyspieszyć kroku - zaproponował. - Ale - ponownie spojrzał na ślady - tu nie wygląda na to, by ktoś kogoś ciągnął na siłę.
- Wydaje jakoś mi się, że biorąc pod uwagę, jak się zachowywała Ilham nie trzeba byłoby jej ciągnąć. Gdyby znalazł się ktoś, kto rzekłby do niej “Salam alejkum” czy jakoś tak, pewnie poszłaby za nim bez najmniejszej uwagi. Dlatego właśnie martwię się o nią. - Rzeczywiście, Iranka szukała, jak się wydawało, jakiejś stabilizacji, jakiegoś punktu odniesienia. Nie miała także nikogo podobnego do niej oraz wyznającego zasady jej cywilizacji. Nawet jeśli pozostali byli względnie tolerancyjni, to jednak chodzenie we flaneli przy czterdziestu stopniach było dla nich dziwactwem. Przynajmniej było dla Boytona, choć wiele lat przebywał na Bliskim Wschodzie.
- Druga muzułmanka? - Axel z zadumą spojrzał na Terry'ego. - Ktoś z jej kręgu kulturowego? Może i masz rację.
- Muzułmanka? Raczej niespecjalnie. Nie wiem. Takie przywitanie może rzucić każdy, zaś Ilham pewnie posłuchałaby - wydawało się Boytonowi.
Z tym Axel raczej nie mógł się zgodzić, ale byłoby to przerzucanie się opiniami bez pokrycia.
- Karen, Dominico, pomóc którejś z was? - spytał.
W ten sposób można by połączyć uprzejme z pożytecznym i iść szybciej.
Dominika spojrzała dziarskim wzrokiem na Axela, przyciągając do siebie ciągniętą przez nią torbę. Znalazł się dżentelmen po tylu minutach, albo godzinach, w sumie cholera wie.
- Nie dzięki - odpowiedziała na jego pytanie.
Jakby się bała, że ją okradnę, pomyślał rozbawiony tym gestem Axel.
Karen większość drogi była raczej milcząca. Nie znała łaciny, a nie miała specjalnie jakichś pytań do skrzydlatej osóbki. Więcej, z kompletnie irracjonalnych powodów, w pewnym momencie wymiany zdań zaczęła czuć delikatną niechęć do nimfy. Powiedziała coś nie tak? Zrobiła coś nie tak? Rudowłosa nie wiedziała o co jej chodzi. A może wiedziała, ale jakoś starała się trzymać to tylko i wyłącznie dla siebie. Zaciskała mocno dłonie na rączce od walizki i jak przystało na upartą irlandkę, ciągnęła walizkę bez narzekania. Choć czuła się zmęczona i choć najchętniej oddałaby ją komuś innemu, przelała swoją irytację na proces wleczenia bagażu i w ten sposób uparcie szła dalej. Każdy więc przystanek, choć pozwalał jej odetchnąć, nieziemsko ją irytował.
Poświęciła kilka myśli zagubionej Ilham. Oczywiście martwiła się o nią, ale jakoś inne sprawy teraz mocniej zajmowały jej głowę.
Zatopiona we własnych myślach niemal nie odnotowała pytania Axela. Zerknęła na niego, najpierw jakby chciała go zamordować, a potem jej mina się zmieniła, wyraźnie zrozumiała, że spojrzała na niego nieodpowiednio
- Miło, że pytasz… Nie, na razie jest ok… - odpowiedziała i odwróciła wzrok gdzieś na nieziemsko fascynującą kępę trawy. Pot ściekał jej po skroni, co kompletnie zaprzeczało jej słowom, ale najwyraźniej była bardzo upartą kobietą.
Nie włączając się do rozmowy o Ilham, Alex pchnął myśl do milczącej Moniki. Było w tym zapytanie czy nie jest zmęczona. W odpowiedzi Aleksander najpierw poczuł uderzenie smutku, zaraz jednak Monika przejęła kontrolę nad tym, co chce przekazać i zamiast niego jej zmęczenie. Dołączyła do tego zabawny obrazek siebie samej z wywieszonym na zewnątrz języczkiem, niczym padnięty piesek. Ksiądz przyklęknął przed dziewczyną tyłem do niej i pchnął jej myśl zaciekawienia z lekką nuta zatroskania na temat jej smutku. Obok tego również Monikę na jego barkach tak jak wracali do obozu z leniuchowania nad brzegiem morza. Dziewczyna wahała się, nie chciała bowiem nadwyrężać zanadto biednego księdza, a jednocześnie nie chciała spowalniać innych… w końcu więc przesłała mu myśl, że może dobrze, ale tylko na chwilkę. Do zaciekawienia i zatroskania nie odniosła się, jakby to nie był teraz na to czas. Nie naciskał, choć nie było mu łatwo przestać o tym myśleć. Do poprzednich uczuć wkradło się jeszcze żywe zaniepokojenie.
Chwilę później Aleksander mógł poczuć jej dłonie na swoich ramionach. Uniósł się dość lekko bo ciężar drobnej dziewczyny nie był zbyt problematyczny, ale wiedział, że niedługo zacznie to czuć.
Pieprzona kondycja.
Popatrzył po reszcie wskazując, że jest gotowy do drogi.
Posłał dziewczynie myśl o mnogich śladach wspomagając to nutą zaciekawienia. Monika była ciekawa, czy Ilham spotkała jakiegoś tubylca… chociaż skąd tubylec miałby sandały? Po tym zaś w jej umysł wpadła nagła myśl o trupach, które widzieli na plaży, a które ksiądz osobiście wraz z Terry’m pochował. Alex zdziwił się torem myśli dziewczyny, ciekawość jednak też wkradła się do jego głowy. Zaakcentował to znakiem zapytania. Monika zaczęła tłumaczyć, że kogo innego mogła spotkać jak nie tubylca? A ktoś przecież zabrał ciuchy Dafne i Aleksandra… zresztą, skąd Dafne mogła mieć ciuchy… takie zwykłe ciuchy. Później Monika zaczęła zastanawiać się, czy w ogóle potrzebnie o tym myśli. Delikatnie niby pieszczota Alex wysłał jej obraz dwóch słońc, skrzydlatej elfki, strefy… wskazał absurdalność tego co spotykają na każdym kroku i zasugerował iż nawet dziwne, zdawałoby się niepotrzebne myśli mogą przybliżać ich do prawdziwego spojrzenia na sytuację. Trochę niepewnie, jakby bał się, że zostanie wyśmiany nie utrafieniem w to co jej wpadło do głowy wykreował obraz zombie idącego wśród palm. Okrasił to emocją pytania. Monika zaczęła od obawy księdza przed wyśmianiem, zapewniając, że ona nigdy go nie wyśmieje… co najwyżej pomyśli, co o czymś myśli - co też dodała z pewnym rozbawieniem. Faktycznie wszystko było absurdalne… tu gdzie byli. Dziewczyna jednak przesłała mu obraz, jak razem składają krzyże na cztery groby. Próbowała sobie też przypomnieć w co były ubrane pochowane osoby.
Coś trafiło księdza, nagła…
- Alaen? - powiedział dość napiętym głosem. - Alaes’fa volant in aere. Alaes’vo? Ambulare in terra? Alaes’vo potes trans flumen? Hinc? - pokazał ich stronę strumienia, a nie tę po której była góra.
- Aalaes’vo extemplo transirent flumen prohibeantur. Non habent alas. - Odpowiedziała Alaen. Po tym zaś, widząc że znów wszyscy (według niej) są gotowi, no i są… powoli ruszyła dalej, zachęcając ich by też ruszyli.
Alex odetchnął z ulgą.
- Myślałem… - pokręcił głową. Zwrócił się do reszty, ale zaraz znowu coś go tknęło ruszył by zbliżyć się do Alanae. - Alanae, Alaes’vo vetitum potes trans flumen autem Alaes’vo potes
aut non possunt?
- Nolite dare - odpowiedziała Alaen, z pewnym oburzeniem jakby na samą myśl, o tym, że któraś mogłaby spróbować złamać zakaz.
- Czyli mogą… - Ksiądz zbladł. - Mówicie, że to ktoś ocalały - w ferworze napięcia Alex zapomniał tłumaczyć wymianę zdań ze skrzydlatą. - Na boga jedynego… Cośmy zrobili, gdyśmy tu wylądowali? Trzymaliśmy się brzegu, eksplorowalismy plażę aż po klify! Raz, że ani śladu innych ocalałych, a przecież wyraźnie widzieliśmy swoje gdyśmy szli po pomarańcze. - Tu spojrzał na Karen, wzburzony - Dwa, że ktokolwiek by ocalał robiłby to samo i się na nas natknął!! To nie rozbitek!
Służąc królowej Terry nie nauczył się języków, poza niemieckim podczas okresu stacjonowania. Wiedział jedynie, jak brzmią oraz co znaczą najbardziej znane maksymy. Audaces fortuna iuvat na przykład mogłoby stanowić ich motto. De gustibus non est disputandum stosował wobec relacji Axela do syreny Dafne. Divide et impera natomiast nie miało sensu, bowiem dzielić nie było co, rządzić nie było kim. Festina lente pasowałoby chyba do nauki łaciny. Finis coronat opus także było fajne, lecz co właściwie miałoby zwieńczyć dzieło … Hominis est errare bardzo się odnosiło do niego, przynajmniej tak właśnie Boyton oceniał własne postępowanie. Nec Hercules contra plures mogło się odnosić do ich ucieczki przed złymi syrenami. O tempora, o mores pewnie wzdychała Ilham. Jednak normalne, tempora mutantur (et nos mutamur in illis). Nie mogła natomiast myśleć Pecunia non olet , bowiem pieniędzy tutaj nie było wcale. Cóż, zobaczymy, alea iacta est.
- Może jakoś jednak zadziałał przypadek oraz nie spotkaliśmy się? - wyraził przypuszczenia Terry po słowach Alexa.
Rudowłosa odnotowała spojrzenie Aleksandra. Co ona myślała o całej tej sprawie? Ano właśnie może wypadałoby poświęcić jej dłuższą chwilę i więcej niż jedną myśl… Skarciła się za swoją samolubną postawę. Były poważniejsze sprawy, niż jej odczucia. Otarła dłonią czoło i odgarnęła kilka skręcających się, rudych pasm do tyłu. Zaraz z powrotem dołożyła drugą rękę i ciągnęła walizkę. Zerknęła na księdza, a potem bardzo szybko na Terry’ego i pannę wróżkę, by znów wrócić do Aleksandra
- Wydaje mi się, że nie możemy popadać w paranoję. Ale zbytni optymizm też nie jest wskazany. Jedyne co, to możemy liczyć, że jak ją znajdziemy, to będzie w jednym kawałku… Psychicznie, czy fizycznie… - powiedziała co myślała i wróciła do skupiania się na nie traceniu zbędnych oddechów, których potrzebowała przy wysiłku, który uprawiała namiętnie. Patrzyła pod nogi, by o coś się nie potknąć.
Axel nie skomentował wypowiedzi Aleksandra. Nie bardzo wierzył w teorię, że jakaś nimfa ziemi, Aalaes'vo, zainteresowała się właśnie Ilham. A co do przeszukania plaży... Klify kiedyś się kończyły, no i tam też można było przecież wylądować.
Teraz podejrzewają towarzysza czy towarzyszkę Ilham, wcześniej Dafne. CIekawe, czemu nikt nie podejrzewał nigdy nikogo z pozostałych? Na przykład jego? Albo Moniki? Bo taka biedna i chora? A przecież też mogła być wilkiem w owczej skórze. Czy też raczej wilczycą. W połowie kryminałów winni są najmniej podejrzani.
Raz jeszcze spojrzał na Karen, by upewnić się, że jego pomoc nie jest potrzebna, po czym zwolnił i zajął miejsce na końcu 'wycieczki'. Lepiej było dopilnować, by kolejny ktoś się nie zgubił.
Alex zmełł w ustach przekleństwo i stanął, by Monika mogła zsiąść. W myślach przekazywał jej tylko… że tak trzeba. Że choćby się mylili to istnieje szansa że…
Wyobraził sobie siebie całującego ją w policzek w ramach gestu, że wszystko będzie ok. I puścił się biegiem wzdłuż strumienia.
Monika była zdziwiona, tym co robi jej przyjaciel, w żaden jednak sposób nie protestowała. Skupiła się za to na innych, ciekawa czy za nim pobiegną.
- Laajin... - Axel szepnął do siedzącego na jego ramieniu ptaszka, który czarnymi jak węgiel oczkami śledził wszystko, co się działo dokoła. - Może polecisz i zobaczysz? Gdyby się działo coś złego... - Pogłaskał uskrzydlonego strażnika po łebku. Kolorowa ptaszyna odpowiedziała niezadowolonym świergotem. Jednak posłusznie poleciała za Aleksandrem, który w ten sposób nabawił się ogona w postaci ptasiego szpiega.
Alaen widząc jak ksiądz puszcza się biegiem wzdłuż strumienia stanęła zdziwiona, patrząc to na jego oddalającą się sylwetkę, to na Terry’ego… zupełnie jakby ten mógł udzielić jej odpowiedzi na pytanie “co tu się u licha dzieje”. Rozłożyła bezradnie ręce, szczebiocząc coś tam po swojemu.
Pierwej królewski sierżant zwrócił się do Axela.
- Może pójdź za nim, a my poczekamy. Nie będziemy biegli z Moniką, a rozchodzić się nie ma sensu, żebyśmy się ponownie nie pogubili - zaproponował tajemniczemu miłośnikowi pewnej syreny.
Homo homini lupus est. To akurat pamiętał Boyton z łacińskich powiedzeń. Czyli homo to człowiek. Zaczął tłumaczyć Alaen.
- Homo Terry, Homo Karen, homo Dominica, homo Alexander, homo Axel – potem wskazał tamtą stronę, gdzie pobiegł ksiądz – homo Ilham – licząc na to, iż będzie to jasne wytłumaczenie, że tam jest ich towarzyszka Ilham. Przypomniał sobie także powiedzenie cesarza Tytusa: Amici, diem perdidi. Dlatego wskazał ponownie na ich gromadkę i powiedział – Ilham perdidi – doskonale sobie zdając sprawę, że łamie wszelkie zasady gramatyki, częściowo słownictwa i w ogóle mówi średnio zrozumiale. Jednak Alaen wiedziała, że on nie zna tego języka i próbuje wykrzesać jakieś resztki swoich umiejętności, więc raczej nie zwróci uwagi na błędy czy przeinaczenia, ale będzie szukała ogólnego sensu. Potem jeszcze raz pokazał tamten kierunek – Ilham y secundo homo. Secundo homo?
Kompletnie nie wiedział, jak określić, że boimy się, żeby coś się nie stało Ilham oraz że nie wiemy, czy to człowiek, czy nie chce uczynić krzywdy Ilham. Wreszcie pokazał, że trzęsie się jak galareta BRRRRRRR! Potem udał, że rozgląda się przerażony oraz powtórzył słowa Ilham y secundo … urywając w tym miejscu dla podkreślenia, iż nie jest tego pewny.
- Idź lepiej ty - zaproponował Axel. - Aleksander za mną nie przepada, a Ilham jeszcze mniej. Moja obecność może zadziałać... niezbyt korzystnie.
Cóż, chociaż za zasmarkanego grzyba Terry wcale nie chciał iść, jednak postawiony w takiej sytuacji, musiał. Uśmiechnął się do swojej cioci, chociaż przyszywanej, ale fajnej, pokazując dłonią, że on idzie za Alexandrem i Ilham, zaś Alean Karen, Dominica, Axel, Monica zostają tutaj. Posłał jeszcze słodki uśmiech Karen i ruszył za księdzem licząc na to, że pędzący niczym nosorożec Alexander będzie łatwy do odnalezienia. Nosorożce bowiem zazwyczaj czynią wiele hałasu.
Karen podniosła wzrok od ziemi przed sobą, gdy tylko Aleksander ruszył do przodu. Zmarszczyła brwi i przetarła dłonią czoło
‘Co ja mówiłam o paranoi?’ - zapytała retorycznie we własnej głowie, którą zaraz pokręciła z cichym westchnieniem. Zerknęła na Terry’ego i Axela, kiedy zaszła między nimi krótka wymiana zdań, kto biegnie.
Biegać. Im. Się. Zachciało?
Miała nadzieję, że nie wpadnie im do głowy, by wszyscy musieli to zrobić, bo choć miała siłę szarpać się z bagażem, jeśli musiałaby wykorzystać jeszcze z 2% swojej wytrzymałości to po dotarciu do celu, chyba by upadła i leżała do wieczora tak jak by wylądowała. Przełknęła ślinę i lekko odpowiedziała Terry’emu uśmiechem, kiedy ten posłał jej słodycz i poleciał gonić Aleksandra. Miała bardzo mieszane odczucia teraz, choć zdecydowanie odczuła, że ma lepszy humor. Zerknęła na nimfę
‘Tak… Teraz sobie poćwierkaj łaciną sidhe…’ - zgrzytnęła myślą w głowie i kącik jej ust uniósł się. Tak. Czuła się zdecydowanie lepiej
- Proponuję nie zwalniać kroku, ale bez sensu ich wszystkich gonić… - zaproponowała zerkając na Monikę, Axela i Dominicę.
 
Kelly jest offline