Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2016, 16:25   #88
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
DZIEŃ II - czyli jak dokładnie wygląda wróżka?

- Jak zareagowała rodzina twojej przyjaciółki na tą zmianę? - zapytała Wendy po dłuższym czasie wędrowania w milczeniu.
- Ojciec się jej wyrzekł i wyrzucił z domu - odpowiedziała dość normalnym tonem, jakby to nie było nic nadzwyczajnego. - Mój tata jej pomógł… jak go poprosiłam, oczywiście. Gdy w dokumentach była jeszcze mężczyzną, często się mną opiekowała podczas amerykańskiej wojny. Obie byłyśmy ratowniczkami Czerwonego Księżyca w Iraku, Syrii i Afganistanie. Pewnie tylko dlatego się zgodził. - wzruszyła ramionami, posępniejąc. - Prawo w Iranie zezwala na zmianę płci, zasługujemy to dzięki uczonym, którzy pilnie odczytują i interpretują słowo boże zapisane w Świętym Koranie oraz Sunnie - świadectwie życia Mahometa, pokój niech będzie z nim. - Ilham zdecydowała się kontynuować, chcąc naświetlić Wendy sytuację. - Traktujemy to… prawnie, rzecz jasna, jako chorobę, którą możemy wyleczyć. Niestety… owe zjawisko, często kojarzone jest też z homoseksualizmem… - tu dziewczyna spojrzała przepraszająco na niebieskowłosą. - Które jest zakazane i karalne. To przez to ludzie reagują tak jak reagują… Wuj odbierał Shairę przez pryzmat jej męskości, gdy wyznała, że czuje się kobietą i woli mężczyzn… uznał ją za geja. Wyrzucił z domu z powodów religijnych, ale też dlatego, że sam mógłby trafić do więzienia za “ukrywanie” przestępcy, którym wszak nie była i nie jest. Niestety… choć państwo stara się iść do przodu i wychodzi naprzeciw współczesnym problemom ludzi… nasze społeczeństwo spętane jest w okowach tradycji i kultury, która jest w wielu aspektach skostniała. Za dużo czynników się na to składa… zwykłego człowieka to po prostu przerasta. - skończyła swój monolog, tradycyjnym już wzruszeniem ramion.
Wendy idąca niby obok Ilham, ale tak naprawdę o krok dalej milczała po ów monologu. Jej oczy jednak były szeroko otwarte, a oblicze zamyślone i przestraszone.
W głowie dziewczyny krzyczały słowa wypowiedziane przez Irankę: “wojna”, “ratowniczka”... “WOJNA”! Rzeczy, które ona oglądała w wiadomościach… myśląc, że jej problemy życiowe są pępkiem świata.
- Aa...ha… - mruknęła po chwili, gdy zdała sobie sprawę, że to nieładnie nie powiedzieć zupełnie nic.
Ilham tego jakby nie zauważyła, pogrążona aktualnie we własnych myślach.
- Byłam kiedyś zaręczona - odezwała się w końcu Wendy. - Z mężczyzną - dodała, tak na wszelki wypadek by od razu rozwiać wątpliwości.
Z ust Iranki wydobyło się ciche: Oooo. Zaciekawiona spojrzała na rozmówczynię, przez chwile warząc słowa. - Jaki był? - zdecydowała się na dość neutralne pytanie, choć faktycznie była zaintrygowana jego osobą.
- Hmm… - Wendy mruknęła, jakby zastanawiała się od czego zacząć - znaliśmy się osiem lat. Ja mam dwadzieścia siedem. A poznaliśmy się w moje osiemnaste urodziny. Kochaliśmy się. I ja byłam zakochana… więc nie mogłabym powiedzieć o nim wtedy nic złego. Był dobrą osobą. Uprzejmą. Zawsze pomagał innym tak szczerze, sam z siebie. Nie było trzeba go o to prosić. To chyba dobrze o nim świadczy?
Tyle lat, żyć ze sobą w związku bez zawarcia małżeństwa… to była kolejna różnica, która w pewien sposób kłopotała muzułmankę. Uprzejmie jednak słuchała, przytakując od czasu do czasu.
- Przedstawiasz go w dobrym świetle - mruknęła spolegliwie, zastanawiając się co skłoniło Wendy do zerwania zaręczyn. Oczywiście, pomijając fakt jej seksulanych preferencji… Na samym początku ich znajomości, wyrażała się na temat ogółu mężczyzn dość dosadnie i nieprzychylnie.
- I tak zawsze o nim myślałam. Zbieraliśmy razem długo na ślub. Marzyliśmy o tym by był idealny… i o idealnym życiu. A później zerwał ze mną bo znalazł sobie inną - odparła, tym razem rozgoryczonym tonem. - Dla mnie to był koniec świata.
Taka zdrada mogłaby każdego zdruzgotać. Ilham nie potrafiła sobie nawet wyobrazić, jak bardzo Wendy musiała czuć się skrzywdzona. Ona sama gdyby teraz została porzucona przez Hasana byłaby wstrząśnięta, a przecież… nawet się nie kochali, nawet dobrze nie poznali.
- Najwyraźniej nie zasługiwał na ciebie… - odparła twardo, wierząc w to co mówi. - Allah na pewno przeznaczył dla ciebie kogoś… kogoś… - lepszego? To zbyt marne i ckliwe słówka. Odpowiedniejszego? To już trochę lepiej… ale czy Bóg w ogóle kłopotał by się szukaniem pary dla lesbijki, która miałaby żyć w grzechu? Trochę bez sensu.
- On ma plan. Nie dostrzegamy go… wydaje nam się że błądzimy ale idziemy przez ścieżkę życia jaką nam przygotował. - Kobieta uśmiechnęła się do towarzyszki i trąciła ją lekko ramieniem w przyjacielskim geście.
- Może i tak jest - Wendy odwzajemniła uśmiech. - Od tamtej pory miałam wszystko i wszystkich w dupie. Aż do kurwa wczoraj… przepraszam, nie lubisz jak przeklinam.
- Jesteśmy tylko ludźmi - odparła jakby to wszystko tłumaczyło. - Ty przeklinasz… jak płaczę i uciekam.
Wendy znów się uśmiechnęła przyglądając się przy tym Ilham z wdzięcznością.
- Zrobimy sobie zaraz krótką przerwę? - zapytała.
- Ok. - Kobieta przystała na propozycję. Duchota pogody dawała jej się we znaki, zlewając jej ciało potem i przyprawiając o cięższy oddech.




Wendy przykucnęła na brzegu rzeki. Z początku nabrała wody w dłonie i przystawiła do ust, łapczywie zaczynając pić ze źródełka.
Iranka rzuciła kupkę paproci na bok, siadając na trawie z cichym stęknięciem. Łapiąc za kołnierz bluzki, wachlowała się pod szyją, aż dotarło do niej, że drapie ją metka… z przodu.
Zdziwiona, dopiero teraz spostrzegła, że ubrała piżame tył na przód. Wyciągając ręce z rękawów, przekręciła koszulkę na dobrą stronę.
- Idzie skonać w tej flaneli… - burknęła, wycierając pot z czoła. - Tobie też w tej czerni nie jest za wesoło… - szczęście w nieszczęściu bo… aktualnie nie musiała nosić chusty, mężczyzn zostawiając gdzieś daleko w tyle.
- Taaaak… - przyznała Wendy, w tym czasie ponownie nabierając wody w dłonie. - Tam, gdzie się obudziłam… była jakaś walizka. Tylko… nie pomyślałam wtedy o tym. - Nabrana przez nią woda wylądowała tym razem na jej twarzy. Dziewczyna aż westchnęła przy tym kontakcie.
- Oooo… dobrze wiedzieć - zamyśliła się Ilham, kładąc na plecach i wpatrując się w niebo prześwitujące przez korony drzew. - Chcę dojść do plaży…. wiesz… kokosy, to dobre jedzenie, może będzie więcej daktyli bo…. wodę już mamy, więc nie musimy się o nią martwić, tak jak było to wcześniej, a tu jak na złość nic jadalnego nie rośnie.. Planuję rozbić obóz u wylotu rzeki. Przy morzu będzie chłodniej, nie, raczej mniej duszno, bo tutaj w lesie powietrze stoi jak w saunie parowej. Wtedy może opowiesz mi gdzie mniej więcej jest ta walizka? Może trafię do niej… - trajkotała bardziej do siebie, snując dalekosiężne plany by choć przez chwilę odciążyć umysł.
Wendy odwróciła wzrok na Ilham. Przecierała jeszcze mokrą twarz dłońmi.
- Chcesz… iść sama? - upewniła się, ze zwątpieniem w głosie.
Iranka podniosła głowę, oglądając się na niebieskowłosą.
- Nie zakładałam, że będzie ci się chciało taki kawał wracać…
- A co innego miałabym do roboty? Tylko… - Wendy opuściła wzrok - nie wiem, czy wiem w ogóle jak powiedzieć, gdzie to było. Obok były jakieś skały i po drodze w lesie, też mijałam jakieś skały.
No tak. Sprytny plan robienia czegokolwiek byleby nie myśleć, jak zwykle miał swoje mankamenty… a nawet spalił na panewce od razu zanim do końca się nie wyklarował.
- No tak… nie mamy mapy… nie znamy miejsca… - głowa Ilham opadła na trawę, a ona sama zapatrzyła się ponownie w błękitny prześwit nieba. Przez chwilę kontemplowała w milczeniu bujające się od owadów liście w koronach drzew.
- Nie ma co… najpierw musimy zdobyć jedzenie… a później, później się pomyśli. - Ilham przez ułamek sekundy rozważała zawrócenie i wpierw udanie się na miejsce z walizką, tylko bez jedzenia i picia błąkać się na ura po krzakach… Obie z kobiet były zmęczone i fizycznie i psychicznie. Uganianie się za ciuchami, powinno oscylować na końcu listy rzeczy, które najpierw powinny zrobić by “przetrwać”, a po za tym… nie wiadomo co czekało na nie u wylotu rzeki. Oczywiście nie wierzyła w cywilizowane miasto, ale może… tam też byli rozbitkowie? Albo pozostałości po nich? Może nie trzeba będzie wracać się po walizkę, bo znajdą coś o wiele lepszego?
Wendy skinęła głową i wróciła do ochlapywania się wodą. Było to tak kojące uczucie, że dziewczyna nie szczędziła jej sobie, pozwalając by jej czarny podkoszulek i niebieskie włosy wchłonęły choć trochę wilgotnych kropli. Gdy było już dobrze… położyła się na plecach na trawie.
- Za kilka godzin zrobi się chłodniej… - powiedziała, jakby próbowała samą siebie pocieszyć.
“I wyjdą zwierzęta na żer” pomyślała Ilham, przypominając sobie poranne spotkanie z kolorową wstążką imitującą węża… a może na odwrót? Kobieta nie kłopotała się zbyt długo owym stwierdzeniem, skupiając uwagę na poczuciu niepokoju jaki pojawił się na wzmiankę o końcu dnia. Nie wiedziała skąd brał się owy strach przed nocą i chłodem, może nadal podświadomie odczuwała skutki dziwnego snu?
- Widziałaś tu jakieś zwierzęta? - zagaiła niepewnie, głaszcząc się po ramionach. - Coś groźnego lub jadowitego?
- Widziałam zwierzęta. Takie które wyglądały jak latające wiewiórki, kameleona, papugi i kolorowe ptaki, i coś takiego dziwnego trochę jak dinozaur… sama nie wiem. I ślady różne. Czasami jakieś krzaki się ruszały… nic mnie nie atakowało - odpowiedziała Wendy, nieco rozleniwionym tonem głosu.
Tyle to i ona widziała. To znaczy… może pomijając coś “trochę jak dinozaur”. Il przytaknęła, przewracając się na bok i podsuwając sobie liście pod głowę. Wyglądało na to, że tym razem odpoczną sobie trochę dłużej.
- A ty? - zapytała na chwilę odwracając głowę tak by zerknąć na Ilham.
- Coś mnie wczoraj goniło… ale nie wiem co bo było małe a trawa wysoka. Była też ruda mysz z liściem na końcu ogona… i wąż, który ją zjadł… Po za tym to reszta tak jak u ciebie. Ptaki, żaby, raczej nic groźnego, chyba. - Ilham podzieliła się swoją okrojoną wiedzą na temat fauny wyspy. Teraz nie czuła się niezręcznie mówiąc o dziwacznym gryzoniu, wiedziała, iż nie był on anielskim wysłannikiem Boga, a “zwykłym” (dobre sobie), małym djinnem, w dodatku dość pechowym.
- Mam nadzieję, że nie ma tu drapieżników… takich, które zechcą nas zjeść na obiad. Ciekawe… że w tym miejscu nie tylko rośliny są dziwne, ale i zwierzęta, nie mówiąc już o tych wróżkach… jakby słońca nie wystarczyły. A może to przez to… - dumała Wendy.
Znowu te wróżki. Co to za jedne, że dziewczyna tak przeżywa ich spotkanie? Zaintrygowana Ilham w końcu nie wytrzymała. - Opowiesz mi o nich? O tych wróżkach? - wydawała się mocno skonsternowana, jak dziecko, które nie do końca pojmuje cierpliwych tłumaczeń rodzica.
- Nooo wróżki. Kobiety ze skrzydłami, takie... jak są w bajkach… - zaczęła Wendy, ale z każdym słowem jakby coraz bardziej wątpiła w to co mówi i bała się zostać wyśmiana. - Ale,... normalnych rozmiarów… - dodała, bowiem samo jej imię jakoś tak, no… kojarzyło się.
- Ale że jak ze skrzydłami… takimi jak u ptaka? - Iranka nie miała pojęcia jak wyobrazić sobie wróżkę normalnych rozmiarów ze skrzydłami. Nie potrafiła pojąć nawet samej idei wróżki. Bo wróżek było wiele i zazwyczaj czytały z kart lub szklanej kuli. Tak… z takimi wróżkami miała do czynienia w telewizji, gdy oglądała durnowate seriale w TV w dormitorium. Z tymi fantastycznymi… jak z Disneya, było trochę gorzej. Ilham nie widziała wszystkich filmów. Bo większość była haram… zwłaszcza gdy siedziała w Iranie, nie potrafiła więc przypisać owym wróżkom kształtu wzorując się na zasadzie “takie jak w bajkach”.
- Nooo bardziej takie jak u motyli, ale przezroczyste. To znaczy kształt taki, ale przezroczyste… może miałam omamy od tego upału? Zawsze sobie tak myślę, jak spotykam coś dziwnego. - Wendy westchnęła głośno.
- Oooch - wyrwało się perskiej kobiecie, kiedy powoli przed jej oczami zaczęła pojawiać się wizja wróżki. - Oooch… - dodała już mocniej, kiedy kolaż posklejany w kaleczny sposób z różnych obrazków: cygańskiej wróżki, sprzedającej voodoo i mającej owadzie skrzydła stanął w pełnej krasie… Niebieskowłosa była niemal pewna, że procesor Ilham zaczynał się powoli wieszać, nie potrafiąc przetworzyć zasłyszanych informacji.
- Nie wiem. - skwitowała w końcu, ale nie było pewne do czego się odnosiła.
Wendy milczała przez chwilę. Chyba wolała nie wnikać już w temat wróżek, bojąc się o procesor Ilham…
- Zamknę na pięć minut oczy, okej? - odwróciła głowę by zerknąć na Ilham. - Bałam się w nocy… - szepnęła.
- Aha… dobrze - kobieta przytaknęła z automatu. - Co? - zreflektowała się nagle podnosząc głowę, ale zaraz ją opuściła. - A… jasne. Zdrzemnij się. - Iranka wpatrzyła się w rozmówczynie, choć prawdopodobnie dalej rozkminiała wygląd i aparycje wróżek.
Kwieciste paprotki, które miała pod głową, łaskotały ją w policzek, choć niewiele sobie z tego robiła, zbyt mocno pochłonięta wyobrażeniami i czuwaniem.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline