Ostatni strażnik nie zamierzał podejmować walki, chociaż uzbrojony był po zęby, a naprzeciwko siebie miał tylko trójkę golasów. I chociaż większość z tamtej trójki była cycata i ponętnie zbudowana, to strażnikowi wyparowały z głowy wszelkie amory. Biorąc nogi za pas zamiast o zaspokojeniu męskich potrzeb myślał tylko o ratowaniu swego życia.
Daleko nie uciekł.
Ledwo zrobił dwa kroki, zwalił się na ziemię, ze strzałą wbitą tuż pod kolanem, a nim zdążył wstać, już miał na karku całą trójkę.
Zdecydowanie nie wyglądał na szczęśliwego, chociaż miał teraz kuszące krągłości w zasięgu dłoni, na dodatek tylko dla siebie.
- Jestem strażnikiem w służbie lorda Perssina - wybełkotał, wbijając przerażony wzrok w biust Zory... zapewne z powodu atrakcyjnego wzoru na tej części ciała, a nie z racji kształtu. - Nie wolno mnie tknąć. Lord was ukaże! Na szafot pójdziecie!
W słowach można było wyczuć więcej strachu, niż pewności.
- To lord Perssin zlecił wam napadać na podróżnych? - spytał Karl. Ostrze w jego dłoni zachęcało do szczerej odpowiedzi.
- Tak, tak - zapewnił strażnik. - Wszystkich mieliśmy prowadzić do miasta. Tak lord nakazał.
- Wypuście mnie... Nic nikomu nie powiem... To wina lorda... To on kazał... - zapewniał.
- A gwałty na nie...wiastach? - spytał Karl, połknąwszy w ostatniej chwili słowo 'niewinnych'.
- To Młody, to on to wymyślił. Tę zapłatę w naturze. Ja nigdy w życiu, przenigdy. - Jeniec łgał w żywe oczy.
- Macie do niego jeszcze jakieś pytania? - Karl zwrócił się do dziewczyn.
- Puśćcie mnie. Nic nikomu nie powiem. Przysięgam na Spowiednika! Darujcie mi. Zapłacę wam, tylko mnie puśćcie! - Strażnik usiłował odpełznąć od stojących nad nim osób. - Błagam... |