Elmer wyrwał flaszkę z ręki Moritza i pociągnął solidny łyk. - Magia na gówno się zda w tym lesie, - powiedział oddając butelkę właścicielowi - nikt jeszcze stamtąd z życiem nie uszedł. Słyszałem że Grosrachen brzuchy rozpruwa, aż flaki z człeka wypływają, a potem gania takiego aż sam w swe kiszki się zapląta.
Elmer mówił to z mieszanką strachu i podniecenia, jakby wnętrze człowieka stanowiło dla niego jakąś niezdrową fascynację.
- Nieźle żeście nas wkręcili panie Mossbauer. |