| Młody jeszcze rycerz, postawny, o szerokich barach miał długie czarne włosy i takiegoż koloru oczy. Wszedł do komnaty kapłana zręcznie poruszając się w ciężkiej, matowoczarnej zbroi z narzuconą na nią ciemnozieloną nieco brudną, ale porządną liberią zakonną, ze złotym młotem otoczonym kręgiem płomieni na klatce piersiowej. Pod pachą trzymał hełm, który znawcy nazywali saladą, ochraniał on twarz i kark, a wąski wizjer nieco ograniczał zmysł wzroku, jednak doświadczonemu wojownikowi to nie przeszkadzało, a Hans van der Fels na takiego wyglądał. Poruszał się w ciężkiej zbroi niczym człowiek w zwykłym ubraniu. Był po prostu dla niej stworzony.
Przybył jako jeden z ostatnich, więc miał tylko chwilę czasu żeby się im przyjrzeć, ale od razu zauważył innego rycerza, którego pozdrowił milcząco znakiem młota i krasnoluda, któremu skinął z szacunkiem głową. Sigmar doprowadził do trwałego sojuszu między tą rasą, a ludźmi i chociaż to z pozoru była błahostka, to okazywanie właśnie szacunku przyjaciołom było tym, czego w tych czasach najbardziej brakuje. W następnej kolejności przyjrzał się elfom. Była to wysoka, smukła i zgrabna rasa o wielu talentach, wielu z nich było doskonałymi szermierzami, czy potężnymi magami, których Hans traktował z ostrożnością. Kilka razy walczył z renegatami, którzy atakowali pielgrzymów w lasach, jednak nigdy nie wyciągał miecza jako pierwszy, nie był rasistą. Ostatnią osobą, która zwróciła na siebie uwagę rycerza była tajemnicza postać stojąca w koncie. Długo się jej przyglądał próbując ją ocenić i rozszyfrować, po czym odwrócił wzrok w stronę zaczynającego mówić kapłana.
Hansa nie dziwiły jego słowa o ukrytym kulcie Chaosu, w końcu ostatnimi czasami tak wiele się ich rozprzestrzeniło po świecie, ale słuchał uważnie chłonąc każde słowo, szczególnie wtedy, kiedy mówił o Konstancie Drachenfelsie i jego zamku. W głowie rycerza kłębiło się tyle pytań na ten temat, o całej sprawie dowiedział się dopiero kiedy mia trzynaście lat, a i wtedy ojciec poskąpił mu szczegółów. Od czasu, kiedy został giermkiem zakonu Młota Sigmara zbierał o tym wszelkie informacje i najdziwniejsze nawet plotki aż popadł w obsesje, jednak ze względu na obowiązki nie mógł tego wykorzystać, a teraz miał szanse to zmienić. Honor jego rodu może zostać odzyskany właśnie dzięki niemu, a przy okazji będzie mógł zapobiec wielkiemu złu, które może spotkać całą okolicę, jeśli nekromanta oczywiście zamierza na tym poprzestać, w co Hans szczerze wątpił. Należało zniszczyć wszystkie pozostałości po nim, najlepiej spalić to wysyłając do piekła, gdzie już smażył się ich pan.
Kiedy Sigmaryta przedstawił w końcu sprawę, rycerz podszedł się podpisać pod dokumentem. Długą chwilę zastanawiał się nad tym co teraz robi. Wykonał już swoje zobowiązania wobec zakonu, odzyskał sztandar pobłogosławiony ręką Luthora Hussa i dostarczenie go do Meissen nie wymagało więcej niż jednego rycerza, a Otto powinien wykonać dobrze to zadanie. Myślał też nad tym, co jego dawny mentor, Rutger von Mellus pomyśli o takim zachowaniu, jednak w końcu doszedł do wniosku, że oczyszczając swoje nazwisko przysporzy dodatkowo chwały zakonowi. Przyłożył pióro do pergaminu i wszystkie jego obawy minęły, nie był wprawiony w tej sztuce, jednak jeszcze w dzieciństwie nauczył się składać swój podpis. Kiedy już skończył wyszeptał do kapłana: -Ojcze, chciałbym z tobą porozmawiać w cztery oczy, jeśli pozwolisz. |