| Podziemia dworu Tresendar 11 Eleasias, popołudnie Anna podeszła tymczasem do schwytanego jeńca. Marduk już przy nim był, przesłuchując delikwenta, więc poczekała aż skończy i zapytała, nieśmiało, ale poważnie -Dowiedziałeś się czegoś? Elf uśmiechnął się do niej szeroko, ukazując drobne, równe, białe zęby. Jego oczy błyszczały w świetle pochodni. - Nasz nowy przyjaciel pała żądzą pomocy. Przynosi to chlubę jemu i jego rodzinie, która tak dobrze go wychowała. Nieprawdaż? - zwrócił się do jeńca, choć było to pytanie poniekąd retoryczne. - Tu zawsze jest tak zimno że nijak tego wytrzymać a ciała bardzo wolno się rozkładają… - wystękał wcześniej Czerwony na niewinne pytanie Marduka i zaraz potem zdał sobie sprawę ze znaczenia uśmiechu jakim ten go obdarzył. To NAPRAWDĘ przyspieszyło i uładziło dyskusję. Dyskusja polegała na zadawaniu przez elfa pytań i udzielaniu przez człowieka odpowiedzi; był to niewątpliwie uprzejmy i przyjazny dialog, jak na przedstawicieli cywilizowanych ras przystało. Dzięki tej szybko rodzącej się przyjaźni Marduk ustalił że, na ten przykład, siedmiu ludzi i trzech niedźwieżuków którzy zaatakowali drużynę to w zasadzie całość sił Czerwonych w najbliższej okolicy, że dowodzi nimi człek, niejaki Glasstaff - to imię było już znane awanturnikom ale nie zaszkodziło wypytać raz jeszcze - zwany tak od (niespodzianka!) szklanego kostura a mający swój gabinecik za północno-zachodnim korytarzem, że i imię Czarnego Pająka nie jest obce jeńcowi i że to właśnie ten dżentelmen podesłał Glasstafowi niedźwieżuki do pomocy: do trzymania wszelakiej maści ciekawskich i poszukiwaczy przygód z dala od miasta a miejscowych pod butem; niestety, tylko posiadacz szklanego kostura kontaktował się z Pająkiem i wiedział cokolwiek więcej. Marduk dowiedział się też coś niecoś na temat rozkładu pomieszczeń - o głównym wejściu, o miejscu przetrzymywania porwanych, o strażach, o pułapce przed salą z jeńcami - choć tu na moment dobra wola opuściła dyskutanta. Rychło jednak panowie wskoczyli na właściwe tory konwersacji; zapewne nienaturalny chłód miał tu zasługę a Marduk jasno też dał do zrozumienia że między przyjaciółmi nie może być tajemnic. Wszystko to chłopak przekazał towarzyszom do których podszedł z Anną. - Usłyszałem kogoś w tym pomieszczeniu gdzie wcześniej siedziały niedźwieżuki. Jeśli są tam nadal, to rozprawmy się najpierw z nimi i Glasstafem żeby nie zostali nam za plecami - stwierdził wreszcie i wskazał kciukiem za siebie, na jeńca. - Nasz nowy druh na pewno nie będzie miał nic przeciwko temu żeby iść jako pierwszy. Kierunek był nieco odmienny od zaproponowanego przez Yarlę, ale że nikt nie sprawdzał jeszcze żadnego z korytarzy, to był dobry jak każdy inny. I tak, wnioskując z tego skąd wybiegali wrogowie, wyglądało na to, że przynajmniej ta część podziemi jest połączona różnymi przejściami i da się chodzić w kółko. W czasie kiedy Marduk przesłuchiwał jeńca, Torikha trochę odpoczęła. Gdy ten wrócił z informacjami, otworzyła dotychczas przymknięte oczy i uśmiechnęła się, choć uśmiech ten nie był nikomu konkretnemu zadedykowany. Zaczęła zakładać zbroję. - Później możemy sprawdzić salę na którą ja się natknęła, zanim spotkałam jednookiego - Półelfka podniosła się z ziemi, sapiąc cicho z bólu i zbierając z ziemi broń i tarczę. - Wyglądało na magazyn albo rupieciarnię… może też gdzieś prowadzić? - Kapłanka wzruszyła ramionami, po czym podeszła do ściany rozpadliny, która miała ich wyprowadzić na górę. Drużyna wylazła z rozpadliny, ciągnąc za sobą zdobycze i skutego jeńca, którego elf podleczył na tyle, by nie zemdlał po drodze i mógł służyć jako żywa tarcza. Nikt nie zaprotestował. Popychając zbója przed sobą Marduk wszedł w południowo-zachodni korytarz i zajrzał do komory po lewej, skąd wcześniej słychać było niedźwieżuki. Prócz kilku posłań nie było tam nic ciekawego… ale pod jednym z barłogów ewidentnie ktoś się krył. Marduk pomyślał wpierw, że to jakieś dziecko, ale zaraz jeniec mruknął lekceważąco: To tylko Droop, zabawka niedźwieżuków. Goblin znaczy się. I faktycznie, gdy Yarla wywlokła istotę za nogę spod łóżka, ta okazała się dość mocno poobijanym goblinem, który wyglądał, jakby miał zaraz zemdleć ze strachu. W tym czasie część drużyny szybko sprawdziła korytarz po prawej i salę nieco dalej. Również i tam nie było wrogów; tylko stół, krzesła i kilka beczek wypełnionych (sądząc po zapachu) jakimś alkoholem. Na stole leżały rozrzucone kości do gry, stos złotych, srebrnych i miedzianych monet, złoty kolczyk oraz niewielki rubin. Przeciwległe drzwi były nieco uchylone. Melune nie pchała się do małej salki niedźwieżuków, skupiając się na sprawdzeniu drugiego z pomieszczeń. Stojąc przy stole, ewidentnie przeznaczonym do celów hazardowych, oglądała drobny kolczyk i czerwony kamień szlachetny, zastanawiając się do kogo mogły należeć. Przeciwległe drzwi, kusiły swoim tajemniczym “uchyłem” ale półelfka nie czuła się dobrze w skórze odważnego poszukiwacza przygód… zwłaszcza po tym jak oberwała podczas głupiego wyskoku w czasie walki. Poczekała więc na resztę drużyny, pokazując krasnoludzicom kamyczek, który na pewno powinien przypaść im do gustu. |