Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-11-2016, 23:20   #91
Wila
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
Dzień II - bezpieczne miejsce

W końcu wszyscy ruszyli, jak Dafne, przykazała za Alaen, która ze zmęczeniem prowadziła ów niewdzięczny pochód. Przez jakiś czas trajkotała coś pod nosem, sama do siebie. Na całe szczęście, w swoim języku i nikt nie wiedział, że właśnie obraża ich, porównując do stada rozwydrzonych dzieciaków. No może drzewa, to co kryło się za nimi, oraz Laajin, który zaczął wtedy świergotać na ramieniu Axela.


Droga była długa. Długo szli w miarę prosto, jak mogło się wydawać mimo zawiłości rzeczki. Całe szczęście gdy tym razem Terry zaproponował pomoc w niesieniu walizek, dziewczyny nie odpowiedziały tak samo jak ostatnio. Tak też, walizka którą ciągnęła Karen znalazła się w jego posiadaniu. Ta zaś, którą ciągnęła Dominika, oraz samą Dominikę na ogonie odziedziczył Axel. Dziewczyna widać, dobrze pilnowała jej cennej zawartości.


Pierwszy postój Alaen zarządziła w miejscu w którym rzeczka ewidentnie, mimo wielu swoich zawiłości skręcała w lewo. Było to o tyle ciekawe miejsce, że roślinność nie wydawała się tu rosnąć tak gęsto jak wcześniej. Było tu wiele młodszych drzew i wiele połamanych. W końcu zaś wiele kokosowych palm. Przez nie czuć było bryzę dochodzącą z morza, jakby byli dość niedaleko brzegu.


Było to krótki postój, jakby latająca kobieta obawiała się, że zaraz znowu wszyscy jej się rozlezą nie pozwalając wypełnić wbrew pozorom nie tak łatwej misji.
Monika poprosiła biednego księdza o jeszcze kawałek, podczas którego będzie służył jej swoim grzbietem. Jak dla niej odpoczynków było za mało, a nie chciała tak mocno spowolnić innych, na co ten się oczywiście zgodził. Podczas krótkiego odpoczynku podszedł do skrzydlatej i potoczył ręką po terenie tak widocznie różniącym się od innych części lasu, którym szli.
- Hic autem quid, Alaen? spytał.
- Nos circa mare. Sunt etiam fortis ventis - odpowiedziała, uprzednio ostrożnie przyglądajac się Aleksandrowi, jakby w obawie przed kolejnymi potokami pytań, czy może w obawie, że zaraz powie, iż idzie kogoś jeszcze szukać… kto wie…


Drugi postój Alaen zarządziła w gęstym lesie. Od palm oddalili się wtedy już dawno temu. Po drugiej stronie wody widać było skały, urwiska skalne i jak niektórym mogło się wydawać mniejsze i większe otwory mogące stanowić jaskinie. To również był krótki postój.


Gdy po drugiej stronie rzeki skały skończyły się, Alaen zarządziła oddalenie się od niej. Jakby dalsze podążanie z jej biegiem mijało się z celem.
Nie minęło wiele kroków nim rozbitkowie dotarli do pomarańczowego gaju. Niewiele różnił się od tego, z którego brali wcześniej pomarańcza. Zwłaszcza jeśli chodzi o jakość, ilość czy dojrzałość rosnących tu owoców.
- Hie crescit et grapefruit aliquet. Frumentum, fabam et legumina. - Oznajmiła Alexowi. - Dic quod placet, ut alii. - Dodała pokazując dłonią jego towarzyszy.
- Tu opodal możemy znaleźć banany, grejfruty, kukurydzę, fasolę i wiele innych warzyw - uczynnie przetłumaczył Alexander.


Dalsza droga prowadziła przez ów pomarańczowy gaj, kolejną salwę tropikalnej i gęstej zieleni, aż w końcu zahaczała o pole pełne kukurydzy.




Rozciągało się ono w prawo i w lewo tak daleko, że ledwie było widać końce. Oni jednak przecięli pole na wprost, chwilę później dochodząc do plaży. Znane (i jednocześnie nie znane) widoki ukazały się im oczom. Plaża, piasek, słońca (tym razem za plecami i wskazujące na to jak wiele czasu już minęło, a jak mało zostało do końca dnia), gdzieniegdzie palmy, gdzieniegdzie skałki, turkusowa woda szumiąca w sielskiej atmosferze z niewielkimi falami… i cały bezkresny ocean wody. Jeśli ktoś do tej pory miał wątpliwości, że są na wyspie… cóż. Czas było przestać je mieć.


Alaen prowadziła ich dalej plażą, nie pozwalając na odpoczynek. Ustami księdza twierdziła, że są już bardzo niedaleko.
Niedaleko, tym razem okazało się może z piętnastoma minutami drogi, gdy skrzydlata kobietka skreciła między drzewa. Był to dość charakterystyczny skręt, gdyż ewidentnie wydeptana tu była ścieżka, chociaż nie było śladów które wskazywałby, że ktoś tędy często i niedawno chadzał.


Polana na którą trafili zapierała dech w piersiach, ale nie dlatego, że była wyjątkowo piękna i urodziwa. Zapierała go, gdyż oto im oczom ukazała się zbudowana z drewna chatka. I chociaż była niewielka, stara, a drewniany dach porastała trawa, to przywodziła na myśl cywilizację i dosłownie “dach nad głową”. Nieopodal niej widać było rozciągający się ogródek. Jednak był na tyle daleko, że ciężko było stwierdzić w jakim jest stanie. Bo przecież nie powinien być w dobrym stanie, tymczasem chyba był… a to rodziło niepewność i potrzebę podejścia jeśli ktoś był tego ciekawy.


- Nos sunt in loco - oznajmiła z ulgą Alaen.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline