Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-11-2016, 23:23   #92
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Dzień II - W(y)łamywacze

Cywilizacja…
Jeżeli takie myśli same nasuwały się na widok tej prostej chatki to tylko pokazywało jak bardzo odczuwali pobyt w dziewiczej dziczy przez ostatnie półtora dnia.
- Decoris… - odezwał się alex ni to do siebie, ni to do nimfy. - Gratias tibi valde, Alaen - dodał kierując to już definitywnie do skrzydlatej.
Ksiądz skierował się do chatki by wejść do środka, rozluźnił nieco chwyt pod ramię Moniki jakby chciała po prostu odpocząć zamiast iść z nim. Ale ona wolała zostać u jego boku i z ogromną ciekawością chciała zajrzeć do środka wraz z nim.


W środku znajdowały się dwa osobne pomieszczenia, gdzie z jednego wchodziło się po prostu do drugiego.


To pierwsze pomieszczenie, najwyraźniej służyło dwojakim celom. W trzech kątach ustawiono trzy podwyższenia, zasłane… hmm… być może kiedyś zasłane sądząc po śladach czymś roślinnym zamiast materaca, oraz kocami, które teraz nie nadawały się absolutnie do niczego. Może nawet strach było je dotykać w obawie, że rozpadną się w dłoniach, albo wyleci z nich stado jakiś owadów. W czwartym kącie pomieszczenia ustawiono drewniany stół i pięć drewnianych krzeseł. Na stole stało gliniane zdobione, miskowate naczynie w którym zagościł dość interesujący grzyb. Do tego pięć glinianych kubków, tak starych, że można było używać ich teraz jako sitka.
W rogu pomieszczenia stało drewniane wiadro. Po załataniu z pewnością będzie idealne do wykorzystania.
Gdzieś tam, dosłownie bo bez ładu i składu leżał porzucony kociołek. Ten z kolei wydawał się (gdyby go umyć) sprawny.


To drugie pomieszczenie miało zamknięte drzwi. I o dziwo nie było tak prosto je otworzyć. Ani pierwszym, ani drugim pchnięciem. Po klamce nie było śladu.
Obchód chatki z wiedzą o tym pomieszczeniu doprowadził do wniosku, że nie znajdują się w nim okna. A wkładanie palców między deski domu w miejscach, gdzie powstały potencjalne dziury, ujawniło, że jest ono dodatkowo czymś zabezpieczone.
Czy stanowiło schowek, czy spiżarnię… będzie trzeba się nieco naprężyć by tego dowiedzieć.


Całkiem jakby ktoś się zamknął od środka, pomyślał Axel, oglądając zamknięte drzwi. A wtedy zapewne znajdziemy stosik kości, pozostałość po ostatnim z rozbitków.
Monika zastanawiała się w tym czasie, o czym Alexander dobrze wiedział. Co za roślina służyła za zmiękczenie posłania. Głupio jej było zaraz, że pierwsze co to myśli o wygodnym łóżku, no ale z drugiej strony nic dziwnego… po pierwsze, kondycja jej nie dopisywała ostatnio, po drugie była kobietą, a te nie wysypiają się, nawet przez ziarnka grochu. Odpowiedziała jej wizja jak zbierają paprocie i liście palm budując posłania wysokie (wręcz komicznie) na pół metra. W myśli tej Monika chcąc ułożyć się na takim ‘legowisku’ z piskiem zapadła się, że nie było jej widać spod miękkich pachnących liści.
- Taran by się przydał - skonstatował Axel, usiłując wypatrzyć, gdzie te drzwi mają zawiasy. I jaki jest stan drewna, z którego są zbudowane. Otwierały się w odpowiednią stronę i jedno solidne uderzenie powinno wystarczyć.
- Otwierane do środka… widno skobel jakiś… zamka ni widu. - Może jakby we dwóch z bara walnąć? - Ksiądz zastanawiał się na głos. - Może to drewno co blokuje zmurszałe?
- Sądząc po kubkach, dużo czasu upłynęło. Sami je ulepili, czy też trafiły tu po jakiejś katastrofie, rozbiciu się statku... - Axel potarł brodę.
Podszedł do jednego z krzeseł, próbując sprawdzić, na ile jest wytrzymałe... nie siadając, a biorąc w ręce. Nie rozpadło się i wydawało się solidne, co sugerowało, że drzwi mogą stawić większy opór, niż by z Alexandrem chcieli.
- Weź ten stół z jednej strony, ja z drugiej. Pieprzniemy pod kątem, wygląda solidnie. Zawsze jakaś namiastka taranu - odezwał się ksiądz.
- Jak stół się rozpadnie - powiedział Axel, chwytając za krawędź wspomnianego mebla - to mijaliśmy kilka połamanych drzew. Na trzy?
- Raaaaaz. - Alex kiwnął głową unosząc mebel i ustawiając go pod kątem, aby trafić w drzwi narożnikiem.
- Dwa... - dopowiedział Axel.
- Trzy! - Ruszyli ze swoim improwizowanym taranem.
TRZASKKKK!!!
Ten huk usłyszeli doskonale wszyscy (no prócz Moniki), którzy do tej pory znajdowali się przecież w pobliżu chatki. Brzmiało co najmniej jakby dach zawalił się na tych, którzy byli w środku.
Całe szczęście, nic takiego się nie stało. Za to jedna z nóg stołu odpadła od niego, przy okazji opadając na stopę Alexa, całe szczęście była to ta dolna noga od stołu, więc nie miała dużej odległości od podłoża.
Drzwi w które uderzył taran nie otworzyły się co prawda, ale osunęły ukazując, że zawiasy umieszczone są z prawej strony, a coś co drzwi trzyma zamknięte z lewej. Zresztą, nie trudno było się domyślić co, gdyż piąta od góry deska drzwi nagle zaczęła spadać, wprost na głowy panów. Pozostawiając po sobie dziurę, do której można było z pewnością włożyć rękę. Czyżby właśnie za nią krył się jakiś mechanizm trzymający drzwi zamknięte? Musiała być też dolna deska…
Axel cofnął się o krok, usiłując uniknąć niechcianego 'prezentu'. Który i tak pacnął go w czoło, co 'obdarowany' skwitował bolesnym jękiem. Alex był wolniejszy i choć starał się niezgrabnie odskoczyć zarobił niezbyt mocno dechą w łeb i prawie stracił równowagę.
- Ty sk... - urwał patrząc na drzwi podnoszące dłoń na duchownego.
Monika wyrwała w stronę księdza, jakby właśnie ktoś go zabijał a ona była jedyną deską ratunku i bardzo chciała go uratować. Po drodze (krótkiej, bo wystarczyło kilka dużych kroków) bombardując go pytaniami, o to czy wszystko jest okej…
- Niech to szlag... - powiedział Axel, ocierając czoło. - Jakaś mściwa bestia z tych drzwi. Spróbuję tam zajrzeć... - dodał.
Podstawił krzesło pod drzwi i, ostrożnie, wszedł na nie, chcąc zapuścić żurawia przez otwór, jaki wybili w drzwiach. Alex tymczasem masował łeb zapewniając Monikę, że chyba wszystko w porządku. Uśmiechnął się wstydliwie przesyłając obraz domu łomoczącego radośnie księdza po głowie. Guz zdawał się być niewielki.
Monika bardzo chciała obejrzeć jego głowę i guza… ale powstrzymała się, z jakiegoś powodu nie chcąc robić tego przy Axelu. Jaki to był powód? Myśli Moni wędrowały gdzieś w około męskiej dumy i nie robieniu księdzu wstydu...
Tymczasem Axel zajrzał do otworu, by ujrzeć całkiem ciekawy i bardzo prosty mechanizm. Za deską krył się po prostu kolisty i długi prawdopodobnie metalowy pręt, który służył jak zasuwa. I wszystko wskazywało na to, że wystarczy przesunąć go w prawo.
A skoro mogło wystarczyć, Axel spróbował przesunąć ten pręt. A on się po prostu przesunął… może guzy czy siniaki nie pójdą na marne…
Axel zeskoczył i odstawił krzesło, po czym popchnął drzwi. Które uparcie nie chciały się otworzyć, chociaż górna część, w której przesunął metalowy pręt, jakby teraz była bardziej ruchoma. Czuć było to i widać, gdy drzwi stawiały Axelowi opór.
- Może przywalić jeszcze raz, dla pewności? - Alex wyglądał jakby chciał wziąć rewanż za guza.
- Pewnie jest jeszcze jedna zasuwa - powiedział Axel. - Gdzieś tu na dole. - Stuknął pięścią w trzecią deskę od dołu. - Najwyżej stół straci jeszcze jedną nogę.
- Łapaj się, spróbujemy wybić dolną dechę. A jak nie da rady to walnie się tu i tu, by wybić zawiasy. - Ksiądz wskazał punkty o jakie mu chodziło. - Jak i po co zrobili takie zabezpieczenia? - Pokręcił głową ponownie łapiąc stół ze swojej strony.
- Na trzy - powtórzył poprzednią propozycję Axel, ponownie chwytając za swoją krawędź stołu.
- Czekaj, mam pomysł. Odwróćmy to do góry nogami. - Nie czekając zaczął odwracać stół by nogi celowały w sufit. Złapał jedną.
- Kantem, łobuza - rzucił Axel na zachętę. Gdy obaj chwycili stół za nogi celując w drzwi rantem od którego jedna odpadła, ksiądz zainicjował ruch blatu w przód i w tył. By uderzać metodycznie z miejsca jak klasycznym taranem, a nie z rozpędu.
- No to walim, Axel.
ŁUUUPPPP!!!!
Ktoś by pomyślał, że w środku chatki Alex w końcu przyłożył porządnie Axelowi, albo Axel Alexowi…
Tymczasem razem porządnie przyłożyli biednym stołem w biedne drzwi… Tak jak poprzednio, poskutkowało obluzowaniem się jednej z desek, siódmej od dołu, która z impetem zaczęła opadać w dół. Tym razem jednak, panowie nauczyli się na własnych błędach i jak jeden mąż w tym samym momencie odsunęli swoje stopy chroniąc je przed zderzeniem.
Niestety, tak bardzo zaaferowani tą deską, nie zauważyli, że jedna ze środkowych desek również odpadła od drzwi gotowa ich zaatakować i nabić kolejne siniaki, tym razem w niższych partiach ciała niż głowa.
- Mściwe bydlę - powtórzył Axel, który mimo ostrożności dorobił się kolejnego siniaka. - Bierzemy teraz nogę od stołu i wyłamujemy po kolej deski. Wreszcie otwór zrobi się taki duży, że ktoś z nas się przeciśnie i otworzy drzwi do smoczego skarbca.
- Zaraz, może tyle starczy - syknął ksiądz masując kolano w które oberwał. Sugerując się wzrokiem jakim obrzucił drzwi, można było wywnioskować, że daleko im do uzyskania rozgrzeszenia.
Wsadził rękę w otwór niżej, po świeżo wybitej desce i zaczął macać za dolnym skoblem. Który był, i to chętny do tego by się przesunąć pod wpływem mięśni księdza. Drzwi jednak wciąż nie puszczały.
- Son ay th' huir! - wycedził z zacięciem Alex, jakby uważał, że drzwi miały matkę. Zaczął grzebać za jakąś blokadą pośrodku wysokości.
Była.
Odsunął.
Drzwi w końcu zaczęły się uchylać.
Skarbiec. To było pierwsze słowo, które nasuwało się gdy tylko drzwi stanęły otworem. Nic dziwnego, że były tak dobrze zabezpieczone.
Pomieszczenie które odkryli i odbezpieczyli panowie było wyjątkowo chłodne. Zupełnie jakby temperatura na zewnątrz nie obejmowała go, a ono z całą pewnością mogło służyć za pokaźną lodówkę. Zresztą, zapewne niegdyś służyło. Może to nie było pierwsze, co rzuciło się Axelowi i Alexowi w oczy… ale było tu sporo drewnianych skrzyń i beczek, gotowych by coś z nich wywalić i coś do nich pochować. Być może była to po części spiżarnia.
A tak, to co pierwsze rzuciło się w oczy… to zapasy stali i broni.
Było tu wiele rzeczy, chociaż wiele na pierwszy rzut oka nie nadawała się już kompletnie do niczego. No… do kosza.
Broń dotyczyła różnych epok i różnych kultur, różnego też wykonania. A chociaż na pierwszy rzut oka było jej tu wiele, po ostatecznych oględzinach zaledwie cztery sztuki broni białej nadawały się do użytku, chociaż przydałoby się im porządnie ostrzenie i czyszczenie.
Znalazły się też dwa zabytkowe pistolety przeżarte nieźle przez rdzę, trochę prochu… który być może do czegoś mógł się nadać...
Kilka noży, toporów i siekier wymagających renowacji. Dwa niewielkie koziki w (porównaniu z innymi rzeczami) świetnym stanie.
Trochę podstawowych narzędzi, przydatnych w ogródku czy kuchni, z których mniej niż połowa nadawała się do czegokolwiek.

- Jak oni to zamknęli? - Axel trzymał w dłoni kozik z porządnej, szwedzkiej stali, ale mniej zwracał nań uwagi, a bardziej rozglądał się po ciemnym wnętrzu, w poszukiwaniu truposza, który się tutaj ukrył w ostatnich chwilach swego życia. W końcu dostrzegł - kości zdechłego szczura…
- To chyba nie twoja robota, mały - mruknął do siebie.
Wziął do ręki poręczny toporek, który niestety wymagał i naostrzenia, i dorobienia nowego styliska, po czym raz jeszcze się rozejrzał. A nuż któryś z rozbitków prowadził dziennik...? Ale to pomieszczenie nie wydawało się go kryć, przynajmniej na pierwszy rzut oka.
- Fiu fiu… no to jesteśmy w domu. - Ksiądz rozpromienił się na widok siekier. - Sięgnął po pałasz ze zdobionym koszem przy rękojeści. - Żarcie, chata, narzędzia i… jakby ktoś chciał zrobić krzywdę… - odłożył broń, sięgnął za to po jeden z kozików. Alleluja, chwalmy żelazo.
Potoczył wzrokiem po bałaganie, Axel nie rozglądał się długo wychodząc zaraz ze “skarbca” i z samego budynku.
Alex spojrzał na Monikę, uśmiechnął się i zaczął przesyłać jej obrazy. Księdza taszczącego spróchniałe i nie nadające się do niczego beczki i skrzynie, na zewnątrz, na jedną stertę. Moniki wyrzucającej z domku resztki posłań. Ich dwoje idących popływać jak jej obiecał i po odpoczynku zbierających liście palm i paproci na posłania. W końcu siedzących obok siebie przytulonych lekko i patrzących na wielki ogień buchający z wyrzuconych śmieci. Urwał te myśli i skupił się na ogniu, wizję siedzących obok siebie i objętych lekko chowając w odmętach zawstydzenia. Ciepło i radość ognia, tak, na tym się skupił nie wiedząc skąd weszły mu do głowy inne myśli. Monika absolutnie ucieszyła się na każdą jedną myśl dotyczącą tego, że ona pomaga i przydaje się do czegoś w czym dodatkowym elementem jej radości było robienie tego wspólnie z Alexandrem. Żeby nie ująć tego, podstawowym elementem… nawet na wizję ich razem siedzących obok siebie i objętych przyjęła z entuzjazmem, póki nie wyczuła zawstydzenia, które momentalnie podzieliła… zaraz jednak przesyłając myśli o tym, że nie ma w tym nic złego by razem siedzieć i niewinnie się objąć, bo to pokrzepia serca i dusze. Obecność… Nie chcąc jednak kontynuować ów przemyśleń skupiła się na radosnym “do dzieła!”.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 05-11-2016 o 10:07.
Kerm jest offline