Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-11-2016, 01:20   #96
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Dzień II - Karen i Axel - Jakiś czas po rozwaleniu chaty…

Karen od pewnego czasu brakowało w ‘obozie’. Zamiast jednak wrócić samotnie, jak to powinno nastąpić, kobieta najwidoczniej miała jakąś dziś ogromną potrzebę do siłowania się z różnymi rzeczami, bo szła, ciągnąc i turlając i popychając pieniek. Całkiem spory pieniek, choć nie taki z którym nie dałaby sobie rady. Włosy zdążyła gdzieś w międzyczasie pracy powiązać kilka razy i upleść tak by wyglądały jak kok nisko na karku. W końcu tak kręcące się wiecznie jej przeszkadzały, a szczególnie gdy była czymś intensywnie zajęta. Rękawy jej białej koszuli były podwinięte aż do łokci, a dłonie nieco sobie pokiereszowała o tego drewnianego pniaka, najwyraźniej jednak nic sobie z tego nie robiła. Wcześniej już wybrała miejsce, gdzie zostawiała znoszone gałęzie. Tam więc dociągnęła ostatnie znalezisko i powoli wypuściła powietrze z płuc. No… Kawał roboty miała za sobą. Rozejrzała się, po czym zerknęła w stronę chaty. Ruszyła w jej stronę, ocierając pot z czoła i nieco nieświadomie brudząc sobie czoło, skroń i policzek. Dostrzegła kiście… Czegoś co było chyba… bananami? Była w stanie lepiej ocenić, gdy się zbliżyła. Zerwała sobie jednego i zaczęła jeść. W sumie miała teraz interes do pewnej osoby, a więc rozejrzała się gdzie tego pana, pogromcę syrenich serc wcięło…
Axel tymczasem skończył zwiedzać świeżo otwarty skarbiec. Chcąc skorzystać z ostatnich jasnych godzin dnia wyszedł na zewnątrz, rozglądając się za Laajinem, który go opuścił tuż przed pierwszą próbą sforsowania drzwi. Ptaszek siedział na ramieniu Alaen. I chyba dobrze się bawił.
Jak na zawołanie. Świetnie się składało
- Axel, mogę cię na słówko? - rzuciła do niego i podparła dłonią biodro. Z tego co pamiętała, potrafił całkiem nieźle radzić sobie z czarowaniem ognia w warunkach polowych. A jak już wcześniej się przekonała, to nie jedyna z jego zdolność dotyczących działania w terenie, chciała z nim zamienić na ten temat słowo, albo dwa. A przy okazji zaprezentować pole pod ewentualne dzisiejsze ognisko. Nie sądziła bowiem, że skoro już mają chatę, to będą w niej siedzieć po ciemku cały wieczór, aż do momentu zaśnięcia.
Oderwawszy jednego banana i rzuciwszy podziękowania osobie, która banany przyniosła, Axel skierował się w stronę Karen.
- Tak, słucham - odparł, zastanawiając się przez moment, co ma oznaczać ta właśnie postawa. Zapewne to, że pytania będą niewygodne.
Rudowłosa zaraz jednak uniosła dłoń z biodra i kciukiem, nad swoim ramieniem wskazała kierunek
- Nazbierałam drewna… Przyda się na ognisko… No i właśnie apropo tego miałam do ciebie parę pytań, o ile ci to nie przeszkadza. Wiesz… Wcześniej jakoś nie było okazji do spokojnego pogadania, a byłam ciekawa paru rzeczy. Przejdziemy się? - Jej postawa odrobinę się zmieniła. Nie wyglądała na nieufną. Raczej po prostu na zmęczoną, ale spokojną.
- Oczywiscie. - Axel skinął głową. Położył toporek obok stosu drewna. - Plaża? - spytał.
- Czemu nie. Przynajmniej już tak słońca nie grzeją - zgodziła się z jego pomysłem. Splotła dłonie za sobą
- Byłam ciekawa już wcześniej… Gdzie nauczyłeś się tak rozpalać ogień? - nie czekała aż ruszą, by zarzucić go pierwszym pytaniem. Wyglądało na to, że ma zamiar obsypywać go w ten sposób aż do plaży i na niej.
- Rodowe dziedzictwo, można by rzec - odparł Axel. - Mój dziadek dopilnował, by jego wnuk potrafił obywać się bez takich dobrodziejstw cywilizacji jak zapałki czy zapalniczka.
Karen uśmiechnęła się lekko
- To interesujące. Od dawna… Znaczy, jak długo miałeś okazję się tak uczyć. Od dzieciństwa? - zapytała zaciekawiona podejmując temat.
- Więcej niż pół życia spędziłem na łonie natury - odparł - więc można by powiedzieć, że od wczesnego dzieciństwa. Znaczną część wakacji spędzałem w tipi, więc była okazja poduczyć się tego i owego. Dziadek kochał swoje wnuki, ale miał też i wymagania. Bardzo chciał, byśmy wyrośli na prawdziwych mężczyzn, co nie zginą w lesie po zrobieniu paru kroków w bok od wydeptanej ścieżki.
Karen zerknęła na niego z zaciekawieniem
- Tipi? - zapytała robiąc lekką dygresję od tematu. To co powiedział mimo wszystko nasuwała jej na myśl pewne wątki z jej przeszłości
- Namiot. Indiański.
- Nie, nie. Wiem co to tipi, tylko jakby próbuję sobie ciebie umieścić w jednym. Rozumiem, że w takim razie masz interesującą historię rodziny, jak mniemam. - naprostowała.
- Dobrze mniemasz - odparł. - Dziadek, Ksikkihkini, Wielki Orzeł, tylko parę razy zniżył się do tego, by odwiedzić wielkie miasto, a poza tym przebywał w lasach Kanady.
Karen popatrzyła na Axela, kiedy skończył przedstawiać dziadka i widać było, że próbowała to powtórzyć w głowie, ale uśmiechnęła się krzywo, bo najwidoczniej jej to niezbyt wyszło
- Kanada… Nigdy nie miałam okazji odwiedzić terenów za wodami. Natomiast… Mój ojciec też preferował spędzać czas w głuszy. A ja z nim - powiedziała, wyznając mu coś o sobie.
- A ta głusza to gdzie była?
- Spory kawałek od Dublinu… No. Pochodzę z Irlandii. - odrzekła.
- Widziałem tylko Groblę Olbrzyma - przyznał się do swej niewiedzy. - Poza tym niewiele widziałem poza lotniskiem i trasą, jaką przebyłem, by tam dotrzeć.
- Grobla Olbrzyma to całkiem ciekawe miejsce, ale zdecydowanie bardziej jestem zakochana jednak w lasach. Hmm… Czyli mówisz, że uczyłeś się jak przeżyć w lesie. Znaczy, znasz się też na łowiectwie i przygotowywaniu jedzenia i tym podobne? - kontynuowała temat, w zasadzie byli już od dłuższej chwili na plaży i kobieta rzuciła okiem na horyzont.
- Wszystko, o czym mówisz - przytaknął Axel. - Zastawianie sideł, robienie broni, łuków na przykład, wędki... a potem wiesz... wypatroszyć, nadziać na patyk, upiec i tak dalej. Z głodu się raczej nie zginie, ale królewską ucztą bym to nie nazwał.
Znów na niego zerknęła
- Ja byłam uczona jak polować na większą zwierzynę. Z bronią palną, albo i bez niej. Jak potem oprawić skórę, albo jak przygotować mięso do jedzenia. Hmm. W sumie jakby się nad tym zastanowić, bardziej to przystoi chyba mężczyźnie, ale jakoś nie mogłam nigdy opanować swojej ciekawości w tym temacie. A moje rodzeństwo lubiło słuchać opowieści. - odpowiedziała
- Ale w gruncie rzeczy wychodzi na to, że mamy nieco podobne umiejętności. No, pomijając zapewne znaczną różnicę w naszej sile. - Uniosła brew i uśmiechnęła się. No może silna nie była, ale uporu i wytrzymałości to jej nie brakowało.
- Nie da się ukryć, że w dziczy byśmy się najbardziej przydali. - Odpowiedział uśmiechem. - Ale to - machnął ręką dookoła - mimo wszystko trudno nazwać dziczą, chociaż do cywilizacji, takiej, jaką znamy, nieco temu miejscu brak. Na dodatek mamy trochę narzędzi. Jeśli okażemy trochę rozsądku, to powinniśmy się móc dobrze urządzić.
- Szkoda by było, gdybyśmy zniknęli… - rzuciła pół-żartem, pół-serio Karen i uśmiechnęła się nieco bardziej kącikiem ust. Kiwnęła głową na jego słowa
- Cóż, najważniejsze to chyba nie kłócić się i nie rozdzielać. Przykro się patrzyło na to co wcześniej zaszło. Nie winię nikogo, ale sytuacja lekko wymknęła się wszystkim spod kontroli… - pokręciła głową na to co się działo wcześniej. Zerknęła na Axela. Wyraźnie coś jej chodziło po głowie, ale nie zapytała.
- Jak zrobiłeś ten ogień, wyjaśnisz mi później? Znam tylko tę najstarszą na świecie technikę - uśmiechnęła się do myśli.
- Najstarszą? Siedzisz i czekasz, aż piorun uderzy w drzewo? - ze śmiertelną powagą w głosie zapytał Axel. Karen zerknęła na niego i kąciki jej ust zadrżały
- Tę też, ale akurat chodziło mi o tarcie patyka - odpowiedziała rozbawionym tonem.
- Oczywiście, chociaż mam nadzieję, że teraz, gdy już mamy stal, to nie będzie to konieczne - odparł Axel. - No dalej. Strzelaj.
Rudowłosa przyglądała mu się chwilę, po czym cmoknęła w powietrze cicho
- Wiesz co, generalnie nie spodziewałabym się nigdy… Czekaj, stal? - załapała co powiedział. W końcu ona nie była jeszcze w chatce…
- Nie zauważyłaś? - Pokazał trzymany w dłoni kozik. - Parę siekier i toporów, trochę narzędzi. Trzeba wszystko doprowadzić do porządku, ale lepsze to, niż muszle i miski z kokosów.
- W zasadzie powinniśmy zabrać kilka kamieni, może krzemień jakiś by się znalazł - dodał.
Rudowłosa zmarszczyła brwi
- No właśnie tak mi się coś zdawało, że mignęła mi siekiera. Kurczę, trochę jestem zmęczona już. Hm… Coś jeszcze przydatnego w tej chacie jest? - zapytała oglądając się w stronę gdzie zostawili polanę z obozem.
- Jak w Robinsonie, gdy znalazł wrak statku - zażartował Axel. - Nie sprawdzałem dokładnie, ale trochę kuchennych rzeczy, trochę ogrodowych narzędzi, jakieś skrzynki i beczki. Pewnie połowę trzeba będzie wyrzucić, resztę ponaprawiać i naostrzyć. Przy tylu ludziach będziemy musieli zająć się rolnictwem na większą skalę. Dobrze, że nasi poprzednicy zostawili nie tylko chatę, ale i pola i ogród.
- Kuchenne rzeczy zdecydowanie nam się przydadzą. Będzie można coś lepiej ugotować, niż tylko piec ryby nad ogniem. - zauważyła Karen. Chociaż jeden garnek oznaczał bowiem możliwość zmajstrowania zupy
- Tak, to pole kukurydzy było piękne i zdecydowanie nam się przyda. Ale też nie możemy się zachować jak szarańcza. Nie wiem ile tu będziemy, ale sami też musimy coś wnieść do tego terenu. Tak myślę… - powiedziała i spojrzała w morze. Znów zastanawiając się co ich tu czeka…
- Nie znam się na rolnictwie. Nie wiem czy Dafne wie coś na ten temat, ale wątpię - powiedział Axel. Spojrzał na Karen.
- Hmm… W gruncie rzeczy to i ze mnie rolnik żaden, ale jak zajmować się grządkami to mnie babcia uczyła - pozwoliła na moment polecieć myśli do tych czasów. Miała też nadzieję, że może któraś z pozostałych pań też się na tym znała
- Powiedz mi, Axel, jakbyś mógł stąd wrócić, zrobiłbyś to? - zapytała go ni z gruszki ni z pietruszki. Chodziły jej po głowie różne tematy i dodatkowo była ciekawa jego odpowiedzi.
- Nie sam - odparł natychmiast. - Ale chociaż to jest mały raj, to w sumie tak, wróciłbym.
Uniosła brew w górę
- Chciałbyś wrócić z Dafne, hmm? - zapytała i przyjrzała mu się teraz uważniej, z błyskiem w oku. Oho. Nie, nie była wcale wścibska, jeśli nie odpowie nic się nie stanie, ale ciekawość nieco wygrała. Choć odpowiedź zdawała jej się oczywista, Karen chciała móc zobaczyć ekspresję na twarzy Axela. To w końcu zawsze dodatkowe materiały do książek…
No i chyba się nie zawiodła, bowiem ten spojrzał na nią z nieukrywanym zaskoczeniem.
- Oczywiście - odparł, tonem, który wyraźnie sugerował 'jak można pytać o oczywiste oczywistości?'.
Karen uśmiechnęła się do niego tylko
- Miło się was obserwuje - skwitowała tylko krótko. Jak każda romantyczka, lubiła obserwować radość u innych. Nie była typem istotki zawistnej w tej kwestii.
- Nie uważasz, że mi odbiło? Że oszalałem? - Uniósł brwi.
- A od kiedy to miłość jest racjonalna, przemyślana i rozsądna? Jeśli to twoje uczucie, a Dafne nie rzuciła na ciebie jakiegoś zaklęcia, poza swym urokiem osobistym, to czemu bym miała - uśmiechnęła się ponownie.
- Jeśli nie rzuciła czaru bez słów czy gestów, to nie. Nie rzuciła zaklęcia. - Odpowiedział uśmiechem.
Rudowłosa tylko kiwnęła głową
- A więc widzisz. Nie mam powodu by uznać cię za szalonego… No chyba, że z miłości. To jednak już trochę inna bajka.
- Maladie d'amour - wtrącił Axel.
A propos Dafne. Zaczęła się zastanawiać kiedy ta ich nawiedzi. Pamiętała w końcu, że umówiły się na rozmowę…
- Mam nadzieję, że aż tak zakochany nie jestem, by mnie uznać za szaleńca - dodał Axel.
Karen spojrzała na niego z uwagą, mrużąc oczy i teatralnie przekrzywiając usta, by zrobić minę
- Hmmmm - zamruczała w aktorskim zamyśleniu i przyglądała mu się
- Niee… Chyba jeszcze nie jest z tobą tak źle. Nie - momentalnie jej mina wróciła do normy i kobieta tylko zaśmiała się krótko
- Choć można było mieć wątpliwości. Swoją drogą, mija dopiero drugi dzień, a ja się czuję jakby minął tydzień… To tylko ja, czy ty też tak masz? - przechyliła lekko głowę.
- Tylko ty, chociaż faktycznie tyle się działo, że starczyłoby na miesiąc i więcej.
- Może to dlatego, że przywykłam do spokojnego trybu życia, z kubkiem dobrej kawy, materiałami do książek, laptopem i dobrą muzyką. Teraz tyle się działo, że wrażeń chyba nikomu nie brakuje. - Karen podsumowała i zaczęła się zastanawiać, czy może nie za często zagrzebywała się pod kocem. Rozleniwiła się przez ostatnie lata i teraz były efekty, że trochę więcej doznań i się męczy? No cóż, nigdy nie spodziewała się, że będzie w takiej sytuacji. Może wyciągnie dobre lekcje.
- Cóż, ja jestem obieżyświatem. Rzadko bywam w domu dłużej niż miesiąc. A chociaż laptop nie jest mi obcy, to jednak wolę herbatę - porównał swoją i jej sytuację.
- Ja mam już w zasadzie trzy domy i to między nimi zwykle podróżuję - odpowiedziała mu spokojnym tonem. Był obieżyświatem? To musiało być przyjemne zajęcie. Ona na razie kolekcjonowała tylko listę miejsc, do których chciałaby się wybrać. No i skupiona była na swoich książkach, promowanie nie było łatwą sprawą
- No tutaj to najwyżej może jakieś zioła się do picia nadadzą… Póki co zostaje nam woda - Karen tęskniła za kubkiem świeżej, pachnącej, mocnej kawy. Aż westchnęła cicho.
- Czym się zajmujesz? Jak od wędrówek po lasach trafiłaś za biurko? I co za magia tkwi w zestawieniu imion Karen i Amanda z nazwiskiem Lane, że zwaliła Wendy z nóg? - spytał.
Karen uśmiechnęła się i do tej myśli
- Jestem pisarką. Udało mi się napisać kilka książek, które obecnie ludzie uznali za bestsellery. Sądzę, że to stąd reakcja Wendy - wyjaśniła mu. Zaskoczyło ją, że Axel nie wiedział? Nie, skoro był podróżnikiem, to oczywiście, że mógł nie trafić na jej książki, co najwyżej w Anglii mogły mu się rzucić w oko tytuły, ale może nie był fanem thrillerów? Rudowłosa mruknęła:
- No i właśnie tak się dzieje, kiedy ma się dwie pasje w dzieciństwie, a jedna staje się twoim sposobem na zarabianie. Druga zostaje nieco przyćmiona. Choć lubię od czasu do czasu wybrać się do lasu, chociażby na jazdę konną - wyraźnie trochę ją trapiło, że nie może połączyć jednego z drugim w idealnej równowadze.
- O, gratulacje. Przy okazji kupię i po starej znajomości poproszę o autograf - zapewnił. - Gonią cię terminy, że nie masz czasu na inne przyjemności, czy jesteś pracusiem, który nie umie się oderwać od tego, co robi?
Zaśmiała się
- Dobrze, gdzieś tu miałam długopis, tylko książek brak. Ale nic nie szkodzi w przyszłości… A po znajomości, to nawet ci podaruję egzemplarz - odpowiedziała i zamyśliła się na kolejne słowa
- To kwestia tego, że jestem bardzo szczegółowa. Kiedy mam wenę, by coś pisać nie skupiam się na niczym innym, tylko na zbieraniu materiałów i pisaniu. Pewnie gdyby nie to, że siostry ciągle do mnie zaglądają na zmianę, to zapominałabym o jedzeniu w tym wszystkim. Ale to tylko gdy piszę. Akurat miałam miesięczną przerwę ostatnio i na promie powoli zabierałam się do pracy… - Karen skrzywiła się trochę.
- Martwisz się tym, że tu nie masz warunków do pracy, czy tym, że na promie przepadły twoje materiały?
- Martwię się tym, że mogę nie mieć już okazji nic napisać, o ile nie znajdziemy zasobów papieru. Tamte materiały to nic. Mam je wszystkie tu - wskazała palcem swoją skroń
- Po prostu nie chcę stracić możliwości pisania. A w ciągu ostatnich dwóch dni działo się tyle, że materiału starczyłoby na trzy rozdziały… - Karen westchnęła.
- Nasza radosna banda jako bohaterowie powieści? - Axel wydawał się być średnio zachwycony takim pomysłem. - Przygodowa? Fantasy?
Pokręciła głową
- Nasza radosna banda jako wzory do wytworzenia bohaterów. I tak, zdecydowanie tym razem byłoby to opowiadanie z motywem fantasy… Jednak zwykle piszę thrillery i na pewno dorzuciłabym taki motyw do fabuły… Liczę jednak, że nie wydarzy się naprawdę. - Zmarszczyła brwi. Lubiła ich wszystkich, nie chciałaby, żeby ktoś umarł, zaginął porwany, albo stał się ofiarą tortur.
- Thriller? - Dla odmiany Axel pokręcił głową. - Za szybko patrzę na ostatnie strony, by się dowiedzieć, jak się historia zakończyła.
- Nie sądzę, by cię zadowoliło rycie powieści w kamieniu - wrócił do poprzedniego tematu rozmowy. - Tabliczki gliniane też raczej odpadają, prawda? Egipcjanie pisali na papirusie...
- Cała magia polega na tym, żeby właśnie nie zajrzeć na koniec… - uśmiechnęłą się lekko. Potrafiła zapobiec zniechęceniu takich czytelników, tworząc treść opowieści w charakterystyczny sposób
- Jak będę bardzo zdesperowana, zacznę pisać po piasku, albo ryć w drewnie… Ale mam nadzieję, że coś znajdziemy, albo nimfy może mają jakiś tutejszy rodzaj papieru.
- No to musisz równocześnie dopaść Alaen i Alexandra i wypytać. Boję się jednak, że odpowiedź będzie brzmieć 'po co coś pisać, skoro wszystko pamiętamy'. W takim razie zabierzemy się za wyrób towarów papieropodobnych - obiecał Axel. - Zestresowana autorka thrillerów... to się może źle skończyć dla nas wszystkich - zażartował.
Karen po jego ostatnim zdaniu zaczęła się naprawdę wesoło śmiać. To był dobry żart, miała jednak nadzieję, że tylko żart, nie byłoby jej już do śmiechu, gdyby przez sen złapała za siekierę i próbowała uciąć komuś głowę. Uspokoiła się dopiero po chwili. Otarła dłonią łezkę rozbawienia
- Tak, to byłby problem. Mój głód twórczy na razie jest spokojny, ale nigdy nie wiadomo kiedy zapragnie by go uwolnić. Dobrym pomysłem rzeczywiście będzie zagadać o tym z Alexandrem… - zgodziła się.
Prawdę mówiąc Axel uważał, że najlepszym źródłem wiedzy byłaby Dafne, ale po pierwsze - tej akurat pod ręką nie było, a po drugie - był milion tematów, które chciał z nią omówić, według niego ważniejszych, niż papier. Był jednak pewien, że z tym akurat Karen by się nie zgodziła.
- Nimfy mają te śliczne wdzianka, może i z papierem zdołają coś wymyślić - spróbował podnieść Karen na duchu.
Mania pisania... Nie sądził, by i jego miała dopaść, ale w pewnej mierze rozumiał, co Karen czuje.
Karen kiwnęła głową
- No cóż, a jeśli nie, najwyżej będę czekać, aż nie wrócimy do siebie… Poćwiczę cierpliwość... - zażartowała rudowłosa i ponownie spojrzała najpierw na wodę, a potem na niebo
- Niedługo trzeba będzie się zabrać za sprężenie przygotowań na noc. Hmm… Zastanawia mnie, za ile pojawi się Dafne. - Najwyraźniej kobieta już coraz częściej poświęcała tej przyszłej rozmowie myśl. Zerknęła na Axela
- Ty też byś ją już najchętniej zobaczył, hmmm… - to było raczej pytanie retoryczne, więc nawet nie oczekiwała odpowiedzi. Uśmiechnęła się lekko myśląc o czymś innym.
Axel skinął głową. Prawdę mówiąc, Dafne i on więcej czasu spędzali osobno, niż razem, kiedy więc więzi, jakie ich łączyły, miały się wzmocnić?
- Też muszę ćwiczyć cierpliwość. - Uśmiechnął się. Było pewne, że prędzej pojawi się Dafne, niż kilka ryz papieru dla Karen. Spojrzał na zegarek. Według jego oceny do zachodu słońca pozostały najwyżej dwie godziny. Albo raczej nieco ponad półtorej.
- Chyba jutro powinniśmy zabrać się za plecenie hamaków - powiedział. - Dziś pozostają nam posłania z liści palmowych. Ognisko trzeba będzie rozpalić. - Spojrzał na zgromadzony opał. - Może się uda. A jeśli starczy nam czasu, to pokażę ci, jak rozniecać ogień.
Podobnie jak wcześniej Karen, tak teraz on spojrzał w stronę oceanu.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline