Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-11-2016, 10:56   #82
Ardel
 
Ardel's Avatar
 
Reputacja: 1 Ardel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputację
- A cóż się stało?! - wykrzyknął u progu drzwi zaskoczony Rodolphe. Trouve był tak bardzo stateczną i opanowaną postacią, że zielarz nie mógł sobie wyobrazić go uwikłanego w żadną sprawę, mogącą doprowadzić do zranienia. Nawet takiej, w której przypadkowo przytrzaskuje dłoń drzwiami. Było to po prostu niemożliwe. - Wejdź, proszę, wejdź.

Trouve wczłapał do środka obstukując buty na wszelki wypadek, co by cyrulikowi izby nie zabłocić.

Trottier wprowadził kobolda do domu i przyjrzał się krytycznie krwawiącemu palcowi. Jeżeli obrażenia nie były poważne i nie wymagały natychmiastowej pomocy, to zielarz chętnie najpierw wysłucha relacji Jeana-Christopha - ciekawość weźmie górę nad jego humanitarnością.

- Palnąłem sobie młotkiem w palucha - skwitował obrażenia niezbyt dumny z siebie rajca. Kciuk oberwał w staw pośrodku palca. Obrzęk i wybroczyny zdarzyły się rozlać, a miejsce zsiniało. Była to niefortunnie prawa ręka pana Jeana Chritophe, więc mer łatwo mógł się domyślić, że będzie to spory problem dla urzędnika.

Rodolphe uśmiechnął się półgębkiem, gdy wyobrażał sobie pracującego kobolda. Natychmiast wytłumaczył, malutkim kłamstewkiem, swoją minę:

- Szczęśliwie to nic poważnego, przynajmniej nie za bardzo…

Cyrulik od razu wziął się do roboty. Rozmasował najpierw okoliczne tkanki, zaczynając od kłykci przy dłoni, skończywszy na czubkach palców, pomijając miejsce uderzenia. Następnie sprawdził ruchomość i odwracając uwagę Trouve’a, jednym ruchem nastawił miejsce. Ból powinien wystąpić, ale niezbyt silny, jednak wolał uniknąć niepotrzebnego spięcia bolącej dłoni. Potem przygotował papkę z ziół o działaniu przeciwobrzekowym i obwiązał palucha biednego kobolda.

- Gotowe. Za dużo teraz nie popracujesz tym palcem i nie przeciąża go. Wieczorem będzie bolał, ale zacznie się ruszać. A od jutra powinno już wszystko działać jak należy, chociaż opuchlizny spodziewaj się jeszcze przez jakieś dwa, może cztery dni. Pojaw się jutro na kontrolę z samego rana - poinstruował kobolda spokojnym, rzeczowym tonem. - Jest dla mnie jakaś praca w urzędzie? - zapytał krzywiąc się. - Muszę przyjąć jeszcze panią Barbarę. A! - Rodoplhe przypomniał sobie jeszcze o kwestii zapłaty za pracę. - Wypadałoby zapłacić za naprawę paluszka.

- Zap.. ? Oczywiście. sir.. - Kobold nie wyglądał na szczęśliwego. Jedną ręką wydobył sakiewkę z monetami i odwrócił się jakby strzegł ukryte tam własne potomstwo. Rozpoczął coś tam gmerać.

- Jest kilka spraw panie Trotierr… - Powiedzial po chwili, jakby spod płaszcza - Pierwsza to kuźnia. Ludzie się skarżą na kowala. Całą noc kuje i spać ponoć nie daje. To kolejny raz jak takie coś robi. Jak ostatni raz poszli do niego mieszkańcy, to krwawo się to skończyło. Sam pan tego bidaka Veriniac’a opatrywał. Nie dość tego, teraz u Armanda pracuje zamiast w stajni.

Kobold wreszcie coś wygrzebał i nieśmiało wręczył cyrulikowi. Była to ładna moneta jednego szylinga. Trouve przełknął ślinę i wbił wzrok wpatrując się w twarz mera, jakby szukał potwierdzenia.

Rodolphe odebrał szylinga i pokazał drugą dłonią dwa palce, po czym zgiął jeden. Miał nadzieję, że kobold zrozumie przekaz. A przy okazji odpowiedział na kuźniowy temat:

- Mogę się pod wieczór wybrać na rozmowę z Armandem. Ja się tam dobrze wysypiam, ale to może przez to, że w ogólności sen mam dobry. A co on tam w ogóle kuje?

Jean Christophe powędrował wzrokiem i chorą ręką znów do woreczka i rozpoczął szukanie.

- Nie za bardzo wiem, sir. Ale kuźnia, to niestety nie wszystko. Dziś organizuję grupę, która będzie zbierać te rzeczy po ofiarach Pomoru Sennego. Pan Remi i pani Hoe ruszają za bandytami do lasu. Dziś też porozmawiam z cicerone. Idąc za radą pani Noeth poproszę go by zajął się poszukiwaniem osób zaginionych lub rozwiązaniem tych wszystkich nieszczęsnych spraw, które nami ostatnio tak wstrząsnęły… choć pewnie najpierw pogrzeb Brassarda…

Kobold wydobył w końcu drugiego szylinga i z kwaśną miną położył na stole. Westchnął przy typ i Rodolphe być może nawet, zauważył jak się dziadkowi oczy zaszkliły.

- Ech.. No i mam papiery odnośnie posesji nr 30 - rajca wydobył jakieś dokumenty i położył na stole - Potrzebuję podpisu. Zgody na sprzedaż jej panu Marchal’owi. Inaczej kupi dom LeBrunów, który jest obok.

- Mam jakiś wybór? - zapytał Rodolphe i począł szukać pióra. - Nie przydam się ani przy zbieraniu rzeczy ani przy pościgu. Co za czasy! - wykrzyknął ze złością. - Panie Trouve - mam nadzieję, że da sobie pan z tym radę. Ja się po prostu nie nadaję…


Pożegnał się potem z koboldem i zajął się przygotowywaniem leków dla pani Barbary. Nawet udało mu się część wygrzebać z szuflad i glinianych naczyń, gdy do drzwi znów zapukał ktoś i bezceremonialnie sobie je otworzył wsadzając głowę.

- Pane Trottier, czy miałby pan chwilkę dla mnie?
Właścicielem siwiejącego czerepu był naukowiec Arsène Dior. Młodszy brat Huga, perfumiarza i artysty.

- Oczywiście… Chociaż, drogi Arsene, wypadałoby poczekać aż otworzę drzwi. Słucham cię, słucham.

- Tak, tak.. to rzeczywiście było niestosowne - Mężczyzna wkradł się nieśmiało uchylając szerzej drzwi, jakby ktoś go miał za chwilę wyrzucić. Podrapał się w głowę, rozejrzał. Oczy miał rozbiegane i przejawiał jakieś nerwowe zachowania. Tak już miał…

- Otóż mam zamówienie prosto z Matrice. Brat jak zaniemógł, tak cały czas pracować nie chce. Pieniędzy brak. Same kłopoty. No, żeby panu wiele nie tłumaczyć, to prosić chciałem o.. Brak ambry. No, nie mamy ambry. I potrzebujemy ladanum. Bo tańsze… tylko.. jakby dobrej jakości było. Ja u siebie tego nie umiem zrobić. Laboratorium brata zaszło już pajęczynami, składniki są do wyrzucenia. Zapłacę rzecz jasna… Co pan na to?

Z tej chaotycznej rozmowy, mer mógł wywnioskować, że naukowiec potrzebował zamiennika ziołowego do zapachów. Ambra miała specyficzny zapach i nie było to łatwe zadanie, szczególnie o tej porze roku.

- Wiesz, drogi Arsene… Chętnie bym ci pomógł, lecz nie posiadam zapasów tego oleju. A to nie pora na zbieranie ladanum. Więc chwilowo nie mam jak pomóc, będę jednak zwracał na to uwagę w przyszłości. Jak w jakiś sposób zdobędę surowiec, to dam ci znać, dobrze?

Zielarz chętnie zarobiłby parę groszy, lecz nie miał jak. Teraz wypadało się pożegnać i przygotować na spotkanie z Barbarą. A jak znajdzie jeszcze czas przed wieczorem, to wyjdzie popytać w wiosce o zdrowie mieszkańców. A już całkiem wieczorem ma zamiar wybrać się do kowala i zamienić parę słów.
 
__________________
Prowadzę: ...
Jestem prowadzon: ...

Ardel jest offline