Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-11-2016, 16:32   #9
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
“Baryła” była karczmą ani dobrą, ani też szczególnie złą. Była i tyle. Serwowała trunki wszelakie, jak na przybytek tego rodzaju przystało, od pospolitego samogonu po wina, które przeciętne szlachciątko nie powinno mieć problemu przełknąć. Jadło było zjadliwie i nie wysyłało od razu do wychodka, a kładąc głowę na sienniku nie trzeba się było jakoś szczególnie martwić na nadmiar lokatorów. Ta… źle nie było.


Yael, jak to miała w zwyczaju, siedziała pod ścianą, zajmując drugi z kolei, najlepszy stół w sali. Jedynej sali, należało nadmienić, co jakby nie spojrzeć, czyniło ją także główną. Przed nią, co także było już zwyczajem, stała butelka. Butelka ta, nie wyróżniająca się w sposób żadny, wymieniana była za każdym razem gdy kobieta uniosła dłoń. Bo i dlaczego by nie miała być. Yael płaciła dobrze, nie szczędziła napiwków, nie obmacywała dziewczyn i w razie problemów w karczmie, nie odmawiała pomocnej pięści. Najlepsze w tym wszystkim było to, że za ową pomoc nie wołała złamanego miedziaka. Skoro jednak mysz był szczęśliwy, a i kotka syta, problemu nie było.


Karczma gościła swego nieoficjalnego ochroniarza już drugi tydzień. Kobiecie nigdzie się nie spieszyło bo i nie miała miejsca, do którego by się spieszyć musiała. Z pewną przyjemnością obserwowała życie innych. Pili, jedli, tłukli mordy, przegrywali i wygrywali. Czasem do nich dołączyła, czasem tylko kręciła przecząco głową. Nikt na dobrą sprawę nie wiedział co robiła w tym mieście i prawdę rzekłszy, ona sama też tego nie wiedziała. Było jej tu dobrze, więc tkwiła w miejscu. Czasem tylko, tak mniej więcej co drugą noc, budziły ją głośne krzyki.
“Yael, Yael, Yael”
Tak cholernie wyraźnie, że była w stanie poczuć grunt pod nogami, drżący od tupiących nóg. Była w stanie wyczuć zapach krwi zdobiącej jej dłonie i spływającej szkarłatnymi łzami z hełmu. Krzyki tłumu niewiele bowiem miały wspólnego z jej imieniem. Ot, te same litery, znaczenie zaś inne. Nie, oni krzyczeli…
“Zabij! Śmierć! Wykończ!”
Więc zabijała, obdarzała przeciwnika łaską śmierci, kończyła. Kończyła z uśmiechem na ustach, a następnie unosiła swój oręż w górę ku radości gawiedzi. Niekiedy, gdy miała tego wszystkiego dość, wyobrażała sobie ów tłum, oddany na jej łaskę i niełaskę. Wyobrażenia te przywoływały uśmiech na jej twarz.


Tak jak uśmiechała się, gdy przez salę przeszedł szum towarzyszący wieści o naborze. Z jej ust wyrwało się westchnięcie.
- Co ty na to, Kir? Może już czas ruszyć dupy, przytyło ci się pchlarzu…
Słowa te, wypowiedziane cichym, rozbawionym głosem, skierowane zostały do leżącego pod stołem psa. Nie czekając na jego odpowiedź, która i tak zwyczajowo miała nie nadejść, Yael wstała od stołu. Dopiero wtedy dał się zauważyć jej stosunkowo niski wzrost. Gdy połączyło się go z drobną twarzą i delikatnymi jej rysami, można by ją wziąć za młodą panienkę, dziecko nawet, chociaż tu by się już trzeba nieco wysilić. Obraz ów psuł się szybko, gdy tylko wzrok obserwatora skrzyżował się z jej wzrokiem. W niebieskich oczach nie było nawet najmniejszego śladu dziecięcej niewinności. Były to oczy osoby która widziała w swym życiu śmierć. Wiele, wiele śmierci, z której spora część następowała za pomocą jej własnych dłoni. I oręża, o tym zapominać nie należało i na dobrą sprawę się nie dało. Yael nie kryła się ze swym rynsztunkiem. Zarówno zbroja, jak i oręż nie kryły się za płaszczem czy peleryną. Można było się im przyjrzeć dokładniej, chociaż lepiej by nie czyniono tego w sposób szczególnie nachalny. Jako że w drodze obecnie nie była, nie miała też przy sobie każdej, najdrobniejszej sztuki broni. Ot, te ulubione, wystarczające by trzymać idiotów na dystans, a i czasem nader przydatne gdy sama ów dystans chciała zmniejszyć.
Do owych ulubieńców należał między innymi bicz, który nigdy nie opuszczał jej pasa, za wyjątkiem chwil, w których budziła go do życia. Jego towarzyszem był korbacz, druga w kolejności broń, ciesząca się jej względami. O ścianę przy stole stała oparta tarcza, prosta i funkcjonalna, pozbawiona tych idiotycznych dodatków w postaci zdobień, które niektórzy tak cenili. Sztyletu trzeba by szukać ciut lepiej, bowiem broń ta była skryta w bucie i jedynie jej rękojeść nieśmiało z niego wystawała. Reszta… Reszta odpoczywała w pokoju.



*****



Nie dało się ukryć, że kompania, która zebrała się w komnacie kapłana, była nader interesująca. Elfy, ludzie, krasnolud. Większość zaś zachowywała się tak, jakby przyleźli tu knuć spiski jakieś. No, może poza tą bląd panną, co to zdawała się spaść im na głowy z nie tego drzewa co trzeba.
Yael, kolejna jasnowłosa w tej grupie, stała dokładnie tam, gdzie jej nogi się zatrzymały, czyli mniej więcej na środku pomieszczenia. Jej usta układały się w leniwy, znudzony niemalże uśmieszek. Prawdziwy, rzec należało, a nie skrzętnie wymalowany by kryć faktyczne uczucia. Zastanawiała się czy czasem nie powinna sobie sprawić jakiegoś kaptura by pasować do tej reszty, tyle że nie bardzo jej zależało na tym by pasować. Kir, jak na porządnego psa przystało, siedział koło jej nogi, obracając łbem i mierząc zebranych podejrzliwym wzrokiem.


Nie interesowało jej czego cała wyprawa się tyczy. Wynagrodzenie też jej nie ruszyło. Może gdyby rzucili dziesięć lub dwadzieścia koron, to by się uważniej zaczęła przysłuchiwać, ale dla trzech… Jej dłoń powoli przesuwała się po łbie Kir’a, przez co niektórzy mogliby przyjąć, że zastanawia się nad propozycją starca. Nic bardziej mylnego. Ot, lubiła tą czynność i tyle.
Nim sama zabrała głos, pozwoliła by ci, którzy mieli na to większą ochotę, odezwali się jako pierwsi. “Mruki jakieś się trafiły w tej cholernej kompani”, skrzywiła się w myślach, które to skrzywienie znalazło swe odbicie także na jej twarzy. Chociaż przyznać musiała, że pierwsze wrażenie często mylące było.
Dopiero gdy do głosu doszedł krasnolud, jej mina uległa zmianie, a wargi ułożyły się w nieco bardziej przyjazny uśmiech. Może jednak będzie z kim pogadać przy gorzałce jak już ruszą w tą wyprawę. No, o ile kraś ruszy z nimi, bo, jak słyszała, różnie z nimi bywało. A nusz się to obrazi czy coś i zrezygnuje przed daniem słowa.
- Pan krasnolud dobrze gada - zgodziła się z rudzielcem, przestając przy tym głaskać psa po łbie. - Nie mówiąc już o tym, że podpisywanie czegokolwiek o suchym gardle nie wróży jakoś szczególnie dobrze całemu przedsięwzięciu.
Najwyraźniej nie miała oporów przed wypomnieniem braku gościnności. No bo kto to widział żeby zbierać drużynę, która życie miała narażać i nawet kuflem piwa ich nie poczęstować. Kiepsko to wyglądało w oczach młodej kobiety, oj kiepsko.
- I ja rozumiem że reszta pisata i czytata, a przynajmniej większość, ja jednak nijak nie rozumiem co tam zapisano na tym waszym piśmie i nie, żebym obrażać chciała czy coś, ale równie dobrze możemy sprzedawać się za te trzy korony i do końca życia. Na całe przedsięwzięcie zgodę wyrażam, w końcu nie po to swoją dupę tu przytaszczyłam żeby rezygnować. Będę jednak zobowiązana gdy i jaka trzecia strona treść pisma potwierdzi zanim moje imię się na nim pojawi. Ostrożności nigdy za wiele, a ja swoją wolność cenię nieco wyżej niż te trzy korony.
Powiedziawszy co w danej chwili miała do powiedzenia, sięgnęła za pazuchę skąd wyjęła butelkę gorzały, którą to zgarnęła ze sobą z “Baryły”. No bo szkoda było żeby się niedopita zmarnowała, w końcu zapłaciła za nią. Wyjęła korek, pociągnęła łyk solidny, po czym skierowała ją w stronę rudego jegomościa, który się z kapłanem targował.
- Targowanie o suchej gębie też do dupy - zachęciła szczerząc zęby, które to szczerzenie zaraz w parsknięcie śmiechem się zmieniło. - Przecie powiedział, że za tych się podpisze - zwróciła się do blondynki, ani trochę głosu swego nie zniżając bo i do tego potrzeby nie widziała. To, ze nie do niej pytanie zostało skierowane, także jakoś Yael nie interesowało. Życie było za krótkie by się takimi głupotami przejmować.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline